Jilly Cooper (urodzona 21 lutego 1937) angielska autorka. Karierę rozpoczynała jako dziennikarka i napisała wiele dzieł non-fiction, przed napisaniem kilku romansów, z których pierwszy ukazał się w 1975 roku. Jest najbardziej znaną z hitu powieści Kroniki Rutshire. Jilly Cooper urodziła się w Hornchurch, Essex, Anglia. Dorastała w Ilkley i Surrey, uczyła się w szkole w Ilkley Moorfield i Godolphin School w Salisbury.
Przyznam szczerze. Zawiodłam się i to bardzo. Spodziewałam się, że spotkam się z miłą i przyjemną w odbiorze lekturą, a zamiast tego natrafiłam na nudną i miejscami przypominającą flaki z olejem opowieść, która nie zachwyca, a co więcej była dla mnie ogromną stratą czasu.
Sięgając po tę książkę, liczyłam, że spotkam się z czymś, co mnie zachwyci, w końcu na jej okładce znajduje się rekomendacja Jojo Moyes czyli jednej z moich ulubionych autorek, jednak wracając, zamiast zachwycać się lekturą, czytałam ją na siłę i przyznam szczerze, że nawet nie doczytałam do końca. Tak mdła i nudna była.
Jedynym z plusów, które udało mi się dostrzec jest miły w odbiorze styl autorki, który chociażby trochę niweluje katorgę jaką jest czytanie tej książki. Na samym początku widać, że autorka miała dobrą koncepcję na stworzenie fabuły, niestety nieco gorzej jest z wykonaniem, które bądźmy szczerzy: jest kiepskie i niegodne wydania na nią pięćdziesięciu złotych.
Jake’a Lovella, pod którego magicznym dotykiem miękną najtrudniejsze konie i kobiety, napędza do działania nienawiść do atrakcyjnego ulubieńca tłumów, arystokraty Ruperta Campbell-Blacka. Dwaj rywale podbierają sobie konie, wypijają morze alkoholu w kolejnych stolicach Europy, a ich wrogość w końcu z całą siłą wybucha na olimpiadzie w Los Angeles, co przynosi przerażające skutki. . .
Jedna z najbardziej popularnych książek obyczajowych w historii Wielkiej Brytanii. Jeźdźcy ukazują kulisy świata zawodów jeździeckich – sportu, w którym dzielne konie zbliżają się do ludzi, zaś ludzie zachowują się jak zwierzęta.
Czyż opis nie brzmi co najmniej zachęcająco i czyż nie potrafi sprawić, że pomyślelibyśmy, "ej, to całkiem niezła książka". Otóż nie i jeszcze raz nie. W tym wypadku nie powinniśmy zawierzać tej krótkiej notatce.
Bohaterzy są płascy i nie wyróżniają się niczym szczególnym. Czytając tę książkę na myśl przyszła mi "Dziewczyna z pociągu". Dlaczego? Gdyż ta opowieść jest tak samo monotonna i bezwartościowa co dzieło autorstwa Pauli Hawkins.
Podsumowując: nie polecam wam tej książki chociaż być może komuś z was przypadnie ona do gustu. Ja mówię jej stanowcze nie i jeszcze raz nie i z pewnością nie wrócę żeby dokończyć to, co zaczęłam - a zostało mi jeszcze nieco ponad sto stron.
Przyznam się, że nie doczytałam książki do końca, stąd brak oceny. Ale gdybym jednak miała ją wystawiać, byłaby bardzo niska.
Jeźdźcy są reklamowani, jako Gorący i pełny humoru romans w świecie wyższych sfer.
Doczytałam do 200 strony (książka ma ponad 800 stron) i przyznam wam się, że ani nie jest gorąco, ani zabawnie.
Ba, dla mnie to kolejne czytadło, zdecydowanie przereklamowane i nudne niczym przysłowiowe flaki z olejem.
Lektura była zdecydowanie stratą czasu.
Autorka posługuje się lekkim, łatwym w odbiorze językiem, styl pisarski ma idealny do takiego typu powieści, jaka jest zapowiadana w opisie na okładce. I niby wszystko ok, tylko treść nie ta.
Książka, jak wspomniałam nudna, o niczym, infantylna i mimo przeczytania, a właściwie zmęczenia 200 stron, nadal nie wiem o czym ona jest.
Fabuła żadna, jakby z kawałków, posklejana z kilku innych, zero akcji, płascy, nudni bohaterowie, monotonność, nuda i całkowity bezsens istnienia takiej książki.
Książkę mogę polecić tylko wielkim miłośnikom koni, wyścigów, którzy uwielbiają o nich czytać dosłownie wszystko, bez znaczenia jak jest to napisane, jaka jest fabuła, byle tylko było o koniach i wyścigach. Pozostałym zdecydowanie odradzam lekturę Jeźdźców, szkoda waszego czasu i papieru, na którym książka została wydrukowana.
http://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/