Wtorki z Morriem Mitch Albom 7,7
ocenił(a) na 1026 tyg. temu To moje pierwsze spotkanie z twórczością Mitcha Alboma, autora powieści "Wtorki z Morriem". Muszę przyznać, że jestem zachwycona i zauroczona tym spotkaniem i na pewno nie będzie ono ostatnie!
Książka Alboma, jaką miałam przyjemność przeczytać to bardzo refleksyjna, pouczająca i głęboka historia oparta na faktach, która przedstawia wtorkowe spotkania autora (jako ucznia) ze swoim nauczycielem, byłym wykładowcą - Morriem Schwartzem, profesorem socjologii.
Dała mi ona do myślenia, ponieważ porusza cenne, wartościowe tematy. Rozmowy Mitcha Alboma z mistrzem, cenionym i lubianym profesorem nawiązują do sensu życia, miłości, rodziny, pracy, szacunku, przebaczania, starzenia się, przemijania aż w końcu dotykają najtrudniejszego wątku - śmierci człowieka.
Powieść wciągnęła mnie już na samym początku, kiedy Morrie Schwartz dowiaduje się wraz ze swoją żoną Charlotte, że choruje na śmiertelną, nieuleczalną chorobę -SLA (Stwardnienie Zanikowe Boczne),okrutne schorzenie układu nerwowego, które często atakuje najpierw nogi, postępując ku górze, tak iż nie można utrzymać ciała w pozycji stojącej.
Myślałam, że będę mieć do czynienia ze staruszkiem popadającym w depresję, a rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Morrie zaskakuje, pomimo iż nie każdy dzień jest udany i dobry, profesor robi wszystko, aby nie użalać się nad sobą, nie wstydzi się tego, że umiera.. Wręcz przeciwnie, cały czas świeci przykładem cierpliwego czekania na opuszczenie tego świata. Czytając, miałam wrażenie, że biorę udział wraz z Morriem w tej samej podróży w czasie, w podróży, która toczy się między życiem a śmiercią. Byłam świadkiem robienia (w pewnym sensie oczywiście) sensacji, czy nawet przedsięwzięcia ze śmierci, w której przykład umierającego wykładowcy uniwersyteckiego mógłby pozostać obiektem analizy i nauki dla innych.
Mistrz i wybitny uczony, nauczyciel Alboma udowadnia, że określenie "umierający" nie jest na pewno synonimem bezużyteczności. Zrozumiałam to i wiele innych prawd przez te wszystkie wtorkowe spotkania Alboma z Morriem opisane w powieści. A było ich tylko zaledwie czternaście.
Przez wszystkie te spotkania z tak wyjątkowym, mądrym nauczycielem, jakim był Morrie, doświadczamy tego, jak wiele w naszym życiu spraw jest tak naprawdę nieistotnych, niosących za sobą tylko rozczarowania, lub że gonimy za tym, co materialne i władcze, zapominając, że kiedyś i tak umrzemy.
Nigdy nie cofniemy czasu, nie nadrobimy chwil z bliskimi, których kochamy, relacji z nimi, naszym małżonkiem, dzieckiem czy przyjaciółmi. Zagłębiając się w temat umierania, zadaję sobie wciąż to samo pytanie - Czy dopiero doświadczenie śmiertelnej choroby może ukazać jak wiele ważnych rzeczy, spraw i ludzi zaniedbujemy?
"Ucząc się, jak umrzeć, uczymy się, jak żyć."
Przyznaję, każdy wtorek przeżyłam równie bardzo, jak sam autor, każdy z wtorków z mistrzem był dla mnie prawdziwą lekcją jak żyć, cieszyć się, smucić, a nawet umierać (chociaż w młodym wieku nikt przecież nie myśli codziennie o śmierci). Z każdym opisanym spotkaniem czułam duchem, że jestem blisko tej relacji, jaką miał uczeń i nauczyciel poniekąd zazdrościłam jej autorowi, byłam bardzo uważna na każdym z wtorkowych wykładów, chłonąc całą tę wiedzę z przyjemnością i wzruszeniem, podziwiając rozmowy, przemyślenia Morriego opierające się na doświadczeniach tak życiowego nauczyciela, jakim on był.
Nie myślcie, że przez całą powieść nie było zabawnie, otóż lektura dostarczyła mi także sporą dawkę humoru, szczególnie niektóre dialogi profesora ze studentem sprawiały, iż na mojej twarzy gościł uśmiech, a niekiedy książka zaskakiwała dzięki opisywanym w niej sytuacjom, czy pomysłom samego wykładowcy (na przykład zorganizowanie z jego najbliższymi "żywego pogrzebu").
Podsumowując: Mitch Albom swoim lekkim stylem pisania poruszył dosłownie moje serce, wywołując dziwny spokój ducha aż w końcu w ostatnim z wtorkowych spotkań z Morriem i zakończeniu wzruszył mnie do łez. Polecam.