Najnowsze artykuły
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
- ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Franciszek Ryszka
7,2/10średnia ocena książek autora
83 przeczytało książki autora
158 chce przeczytać książki autora
5fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Noc i mgła: Niemcy w okresie hitlerowskim
Franciszek Ryszka
7,0 z 17 ocen
43 czytelników 1 opinia
1997
W kręgu zbiorowych złudzeń. Z dziejów hiszpańskiego anarchizmu 1868-1939. Tom I
Franciszek Ryszka
9,0 z 1 ocen
1 czytelnik 1 opinia
1991
W kręgu zbiorowych złudzeń. Z dziejów hiszpańskiego anarchizmu 1868-1939. Tom II
Franciszek Ryszka
9,0 z 1 ocen
1 czytelnik 1 opinia
1991
Państwo stanu wyjątkowego Rzecz o systemie państwa i prawa Trzeciej Rzeszy
Franciszek Ryszka
8,8 z 11 ocen
33 czytelników 1 opinia
1985
U źródeł sukcesu i klęski. Szkice z dziejów hitleryzmu.
Franciszek Ryszka
6,5 z 4 ocen
4 czytelników 2 opinie
1975
Historia doktryn politycznych i prawnych
Jan Baszkiewicz, Franciszek Ryszka
7,5 z 4 ocen
16 czytelników 1 opinia
1973
Między utopią a zwątpieniem
Franciszek Ryszka, Elżbieta Ryszka
5,0 z 1 ocen
19 czytelników 0 opinii
1970
Historia państwa i prawa Polski. 1918-1939 część I
Cezary Berezowski, Franciszek Ryszka
0,0 z ocen
1 czytelnik 0 opinii
1962
Najnowsze opinie o książkach autora
W kręgu zbiorowych złudzeń. Z dziejów hiszpańskiego anarchizmu 1868-1939. Tom II Franciszek Ryszka
9,0
Hiszpania wkracza w XX wiek z rozgrzanymi do czerwoności konfliktami politycznymi i społecznymi. Z jednej strony mamy tradycję, konserwatyzm i reprezentację interesów dobrze sytuowanych, stojących po stronie monarchii Burbonów, a z drugiej, całe masy upośledzonych, ledwo tolerowanych przez establishment biedaków, żeby nie powiedzieć - nędzarzy. Nie jest to znowuż obraz bardzo odmienny od tego, który był charakterystyczny dla innych państw europejskich, ale to właśnie w Hiszpanii na bardzo podatny grunt zostały rzucone idee skrajnie antypaństwowe, antykapitalistyczne i ultra wolnościowe.
Anarchizm, mający swe różne oblicza, łączył się zwykle w jedność w idei strajku generalnego i, niestety (chociaż tutaj, przynajmniej w teorii, były zdania odmienne),terroryzmie, jako skutecznym środku dla osiągnięcia szybkich i łatwych celów. Cele, te główne i zarazem odległe (zniesienie państwa, własności itd.),nie mogły być osiągnięte przy pomocy mordów różnej maści burżuazyjnych polityków, aczkolwiek zaspokajały doraźne pragnienie rewanżu za krzywdy i za (uświadomioną mimo wszystko - mniej lub bardziej) oddalającą się wizję urzeczywistnienia idealnego modelu społeczeństwa: bez zła, krzywdy i nierówności.
Ktoś powie - czysta utopia. Ale czy utopią nie jest przykazanie miłości bliźniego (z nadstawianiem drugiego policzka, itp.)? Czy to, że ludzie wierzyli w możliwość zaistnienia społeczeństwa bez negatywnych skutków natury ludzkiej jest gorsze od tego, że inni wierzą w miłość, szczęście wieczne i posiadają nadzieję na to wszystko? W dodatku na "innym" świecie, a to wszakże wizja niepewna i daleka. Anarchiści nie chcieli ufać tym, którzy mówili im, że "ostatni będą pierwszymi", ale dopiero później. A tymczasem należy uginać karki i cierpieć niedostatek dla nielicznej garstki tych, przedkładających doczesne zadowolenie nad przyszły triumf, o którym tak trąbią.
Swoją drogą trzeba też wskazać - o czym szeroko wspomina Ryszka - że akty terroru, wprost nieprawdopodobna przemoc i wzgarda, były domeną obu stron konfliktu. Była akcja, była reakcja. Zamknięte koło nienawiści toczyło się aż do wybuchu w 1936 roku.
Drugi tom dzieła Franciszka Ryszki to przygnębiający obraz staczania się państwa w otchłań. Anarchiści wcale nie byli tutaj stroną najbardziej winną. Nie wiadomo, czy można tutaj w ogóle przykładać standardowe pojęcia dobra i zła. Za pewnym filozofem można by nawet rzec, że to co się działo wtedy w Hiszpanii było "poza dobrem i złem".
Temat anarchizmu jest tylko pretekstem dla spojrzenia na to wszystko racjonalnym okiem wybitnego badacza. Franciszek Ryszka, jak na wielkiego uczonego przystało, nie faworyzuje tutaj nikogo. Wprawdzie sympatyzuje z lewicą (co wynika zarówno z jego życiorysu, jak i z motywów podjęcia się tego tematu),ale jest bardzo daleki od rozgrzeszania kogokolwiek. Tam gdzie widzi zło i nieprawość - nie waha się o tym pisać. Nie uznaje żadnych świętości, a tym samym oddaje hołd naczelnej zasadzie historyka - sine ira et studio.
Dzieje anarchizmu w ujęciu tego autora to lektura trudna, ale satysfakcjonująca intelektualnie. Warto po nią sięgnąć, aby zrozumieć tę wielką tragedię, jaka dotknęła Hiszpanię w XX wieku.
U źródeł sukcesu i klęski. Szkice z dziejów hitleryzmu. Franciszek Ryszka
6,5
Franciszek Ryszka “U źródeł sukcesu i klęski. Szkice z dziejów hitleryzmu.”
“Pod koniec 1948 roku [w] UNESCO [...] przyjęto na wniosek delegacji amerykańskiej [...] uchwałę o zbadaniu historii i metody działania ‘faszyzmu i narodowego socjalizmu przed drugą wojną światową’, aby ‘przyczynić się do zidentyfikowania podobnych ruchów w przyszłości od pierwszego momentu ich pojawienia się’”
W ramach tych prac nie udało się chyba nawet ustalić jednej zgodnej definicji ‘faszyzmu’, której do dziś najprawdopodobniej nie ma, co powoduje, że na dobrą sprawę jesteśmy dziś tak samo głupi jak byliśmy na początku lat trzydziestych. Dziś kiedy już praktycznie brak naocznych świadków i bezpośrednich uczestników narastają ruchy dzielące włos na czworo, udowadniające, że Hitler to nie był faszyzm tylko nazizm a prawdziwy faszyzm to w sumie nie był taki zły; kiedy antysemityzm znów się racjonalizuje, jak to czyniono w latach trzydziestych ubiegłego wieku; kiedy nie stanowi dla nikogo problemu publiczne ogłaszanie, że ludzie tej czy innej narodowości lub wyznania są przestępcami; dziś trochę brakuje nam takiego opracowania, jakie planowało UNESCO. Kiedy TO wróci to zorientujemy się dopiero wtedy, kiedy będzie za późno. I tak w ogóle to skąd możemy wiedzieć, że to właśnie w tym momencie nie wraca? Ktoś da sobie uciąć rękę za to, że tak nie jest? Ja nie dam…
Książka Ryszki jest jedną z tych, które się źle zestarzały. Była pisana jakoś na początku lat 70tych, w momencie, kiedy strach o trwałość polskich granic i nienawiść do Niemców (nie ukrywajmy, że nienawiść) były bardzo żywe i to tutaj czuć niezwykle mocno. Poza tym to była inna epoka i niektóre akapity, wówczas konieczne, dziś są już prawie niezrozumiałe, jak na przykład wspominanie stosowania “podejścia marksistowskiego z elementami leninizmu”. Jeszcze “marksistowskie” to rozumiem ale już “elementy leninizmu” to są dla mnie enigmą. Ponadto my jesteśmy od Ryszki mądrzejsi trzy razy - bo tyle razy więcej czasu minęło od końca II WŚ - i dziś chyba zupełnie inaczej ocenilibyśmy skutki “denazyfikacji” Niemiec. Tak więc drugą część książki w dużym stopniu można dziś pominąć albo traktować jako świadectwo epoki.
Podstawowy jej cel jest jednak bardzo zasadny. A jest nim postawienie pytania “dlaczego faszyzm (w Niemczech) odniósł sukces”. A przynajmniej bardzo niewiele brakowało, żeby odniósł sukces ostateczny.
“Moje szkice są przede wszystkim postulatem badawczym, zgłaszanym w formie krytyki i komentarza polemicznego.”
Dzo dziś popularne są trzy prądy: jeden (ten bardziej marksistowski) wskazuje na swego rodzaju spisek wielkiego kapitału, posługującego się Hitlerem i NSDAP, w celu utrwalenia swojej pozycji i wyeliminowania komunistów, socjalistów i związków zawodowych; drugi z kolei widzący źródła sukcesu faszyzmu w skutecznej propagandzie Goebelsa, która zrobiła wodę z mózgów niewinnych Niemców; trzeci stawia na sterroryzowanie społeczeństwa niemieckiego, ale w to mało kto wierzy. Ryszka bardzo celnie zauważa, że chociaż obydwa te prądy niosą w sobie części prawdy to jednak z całą pewnością nie tłumaczą wszystkiego i z całą pewnością nie są w stanie wyjaśnić całości tego zjawiska jakim był sukces hitleryzmu. I próbuje stawiać różne pytania pomocnicze, zmierzające w kierunku odpowiedzi na pytanie ‘dlaczego?’. A już szczególnie interesują go okoliczności socjologiczno-psychologiczne przejęcia władzy całkowitej.
“Ruchy faszystowskie nazywały się rewolucyjnymi Metody działań politycznych faszyzmu można uznać za ‘rewolucyjne’, jeśli przez rewolucję rozumieć samą tyłko (czyli niezależną od klasowego charakteru) gwałtowną zmianę, dokonaną przy użyciu nowoczesnych, nie stosowanych dotychczas technik czy środków.”
Podkreśla autor, że Hitler i jego towarzysze przed dojściem do władzy używali metod i haseł, które - niejako na zasadzie mimikry - udawały coś, co dziś nazwalibyśmy ‘ruchem lewicowym ale bez komunistów’. Ja osobiście zastanawiałem się czy dziś nie dałoby się użyć odwrotnej metody ‘ruchu prawicowego ale bez konserwatystów’
“W katalogu haseł propagandy hitlerowskiej [...] na jednym z pierwszych miejsc w propagandzie pojawiło się hasło o ‘narodowej rewolucji’, obróconej przeciw [...] ustrojowi opatrzonemu wieloznacznym mianem ‘systemu’. Ruch hitlerowski, tak samo zresztą jak faszystowski we Włoszech, krystalizował się na zasadzie negacji: aby zburzyć to, co jest. W imię tej zasady lgnęli do ruchu ci, którzy opowiadali się za destrukcją, przekonani przez ideologię lub tylko wyrażając patologiczne cechy zawarte w ‘syndromie totalitarnym’.
Tak sobie myślę, że gdyby ten ówczesny ‘system’ nazwać dziś ‘układem’ to mógłbym odczuwać ‘deja vu’. Historia powinna pomagać odkrywać pewne szablony, ale nie powinienem specjalnie aktualizować tej książki bo zaprowadzi to mnie to na manowce.
“Negacja względem ‘systemu’, w którym liberalizm i demokrację obciążano winą za socjalizm (lub zgoła identyfikowano z marksizmem),sprowadzała do szeregów partyjnych najpierw tych, którzy najsilniej i najbardziej zdecydowanie wyrażali swoją osobowość w negacji.“
Celną metodą było obarczanie winą poprzedników, stosowane od początku (‘cios w plecy’) aż do końca.
“Zaczyna się to i występuje szczególnie wyraźnie w doktrynie politycznej Hitlera, ufundowanej za przekonaniu, że ‘wróg wewnętrzny’ spowodował klęskę wojenną i prowadzi dalej naród niemiecki do upadku. Legenda ‘Dolchstossu’ i kwalifikacja ‘listopadowych zdrajców’ pasowały do tego kierunku, jak ulał. [...] Propaganda quasi-antykapitalistyczna (przeciw ‘plutokracji’, prawie zawsze ‘żydowskiej’) została mocno wyciszona, praktycznie zeszła niemal zupełnie z porządku dziennego. Jeśli trzeba było do niej nawiązać, zawsze starano się zrzucić odpowiedzialność za krzywdy społeczne (na przykład za bezrobocie) na karb dawnego systemu, eksponując za to co krok wątek solidaryzmu społecznego.”
W każdym razie chwała Ryszce, że nie idzie na skróty i raczej dystansuje się od wyjaśnień czysto klasowych. Ale - jak widać - dystansuje się też od prostego wyjaśnienia zwalającego winę na ‘skuteczną propagandę’.
“Sądzę, że na przykładzie propagandy hitlerowskiej sprawdza się stara maksyma: facile creditur quod desideratur — łatwo wierzy się w to, czego się pragnie. Tymczasem historycy do tej pory niewiele mają do powiedzenia na temat treści skali pragnień ani też o tym, jak pragnienia przybliżano do skali realnych potrzeb, nie wykluczając przypadków, kiedy pragnienie staje się oczekiwaniem, aby zyskać rangę potrzeby. Z kolei oczekiwanie, przekształcone w potrzebę (czyli w kategorię ekonomiczną),zostaje manipulowane na korzyść państwa i kapitału. [...] Niektóre formy propagandy mogły wprawdzie działać na zasadzie szoku, nigdy jednak wbrew tęsknotom i wyobrażeniom tych, do których była adresowana. Wątki na wskroś irracjonalne — np. mitologia ‘krwi i ziemi’ — przeplatały się ze schematycznymi i bezkrytycznymi wskazaniami typu: ‘aby było lepiej nam wszystkim’, co zwykle przykrywało egoistyczne interesy zatomizowanych jednostek.”.
Też jestem zdania, że nie można dać przekabacić agitacji, która nie idzie w tę stronę, która nam pasuje. A tak jakoś się składa, że często - a już osobliwe o okresach bardzo trudnych, a takim wszak był wielki kryzys - najbardziej chcielibyśmy poznać ‘winnych’.
“Nathan trafnie akcentuje znaczenie psychicznego mechanizmu projekcji w typowym myśleniu faszystowskim, gdy schemat „ja nienawidzę” legitymuje się przez schemat ‘on nienawidzi mnie’, aby ulec z kolei szczególnej dramatyzacji, jak to miało miejsce w stosunku do ‘rasy niższej’, do ‘wrogów państwa’, Słowian, Żydów itd. Propaganda hitlerowska racjonalizowała spontaniczny mechanizm projekcji. [...] Drugą ważną konstatacją Nathana było zwrócenie uwagi na specyficzny kult siły [...] hodowany przez hitlerowców, a wywodzący się z psychicznie zdeterminowanego kultu autorytetu zespolonego z wyobrażeniem państwa i władzy.”
A więc może umiejętne ‘wskazanie wroga’ jako źródło sukcesu?
“Sztuka wzniecania nienawiści i dramatyzowania jej do niebywałych granic, umiejętność stałego balansowania między konkretem a abstrakcją, technika stałego przypominania o obecności wroga i o stałym przez niego zagrożeniu: względem zbiorowości i względem indywidualnego losu każdego Niemca — to największy bodaj sukces propagandowy hitleryzmu. Rzecz szła o utrzymanie chorobliwego napięcia uczuć agresywnych, do stanu psychozy”.
Więc może to jednak sprawa terroru. Terror oczywiście w III Rzeszy był ale jednak nie tak powszechny jak w ZSRR za Stalina. Ryszka nie neguje go ale nie widzi w nim najważniejszego elementu.
“Mówiąc prosto: strach może być większy niż rzeczywiste prześladowania, mierzone przede wszystkim liczbą osób podległych prześladowaniom albo tylko prześladowaniem zagrożonych. Myślę, że dzieje hitlerowskiej Rzeszy skłaniają ich badacza do sądu, że ważniejsze było stosowanie terroru w tym drugim, a właściwie pierwotnym znaczeniu. Ważniejsze i najważniejsze było stworzenie atmosfery strachu.”
No więc jak to było możliwe? Bo przecież…
“Hitler doszedł do władzy przy poparciu masowym i nic nie wskazuje na to, by masy miały mu po zdobyciu władzy odmówić poparcia.”
I poparcie to, jak można sądzić, trwało w zasadzie do samego końca.
“Historycy, którzy opisywali ostatnie dramatyczne chwile Trzeciej Rzeszy — wspomniany już Cornelius Ryan czy inny Amerykanin, John Tolan — chcieli niby dostrzec i zanotować wszystko (zwłaszcza to, co najbardziej sensacyjne),nie dostrzegli jednak sprawności gospodarczego zaplecza w ostatnich dosłownie godzinach wojny.”
Niestety, chyba nie mamy dokładnych danych. Ale nie to, żeby nie było żadnych.
“Książka Abela [zebranie prac napisanych przez ‘zwykłych’ Niemców] pod tytułem ‘Why Hitler Came into Power’ (‘Jak Hitler doszedł do władzy?’ 1938 r.) [...] ukazuje liczne przypadki, gdy sytuacja społeczna w połączeniu z namiętnym poczuciem krzywdy i poszukiwaniem autorytetu determinowała akces do ruchu hitlerowskiego. ‘Poświęcenie się idei Hitlera dało życiu nowy cel’ - stwierdził dosłownie jeden z uczestników konkursu, inny zaś przyznał, że gotów umrzeć za Hitlera, zaś takie motywacje, acz wyrażone mniej kategorycznie i mniej górnolotnie, powtarzają się w przygniatającej większości tekstów zebranych przez Abela.”
A po wojnie było już za późno na zebranie realnych opinii, bo po fakcie - jak zwykle - ludzie w jakiś sposób ‘umoczeni’ (choćby bardzo pośrednio) szukają alibii i na szczerość trudno liczyć.
“[...] wspomnianą już książkę żego rodaka Reitlingera [‘The SS. Alibi of a Nation’], w której notabene najlepszy jest tytuł, bo dla znacznej części opinii zachodnioeuropejskiej i amerykańskiej system SS stwarzał swego rodzaju alibi moralne dla narodu.”
Stawia Ryszka bardzo celne pytania, nie udziela ostatecznej odpowiedzi, ale kończy pesymistycznie.
“Sądzę, że po prostu bardzo mało wiemy w tej materii i warto zapewne, byśmy na tym przykładzie zastanowili się nad społeczną funkcją historii. Chyba jednak wiemy dziś dostatecznie wiele, by móc wyrazić i bronić twierdzenia, iż historiografia jako całość [...] nie przyczyniła się wiele do wytworzenia i utrwalenia w swoim społeczeństwie właściwej opinii na temat zakresu i rodzaju odpowiedzialności tych a nie innych jego części osobno za wybuch wojny i osobno za krzywdy wyrządzone podczas tej wojny innym narodom.”
Niestety, zostaliśmy tak samo głupi i narażeni na ‘powtórki z rozrywki’. Historia nas niczego na nauczy - choć hasło to jest piękne to jednak nieprawdziwe.