Kraj, w którym umrę Marcin Matczak 7,3
ocenił(a) na 45 tyg. temu Przeglądając nowości, zaintrygował mnie tytuł "Kraj, w którym umrę". Słodko-gorzka perspektywa, jak wyglądałby kraj, kiedy nas zabraknie. Co się zmieni, co pozostanie, takie jak jest i jaka tak naprawdę jest dalsza wizja nie tyle przyszłości, ile świata. Pomyślałam, coś dla mnie, bo choć nigdy nie zadawałam sobie pytania, co będzie, kiedy mnie nie będzie, to warto czasem poznać perspektywę tej drugiej osoby. Spojrzeć na rzeczywistość pod innym kątem i zobaczyć szerszy obraz, który zdecydowanie wykracza poza pewne ramy i schematy.
Książka podzielona jest na kilka rozdziałów, które wzajemnie się przeplatają. Praca, polityka, rodzina, to tylko niektóre z tematów, które frapują Marcina Matczaka, wykładowcy akademickiego. Znajdziemy tutaj sporo odwołań do filozofii, postmodernizmu, czy szeroko pojętego świata, badanego pod każdym możliwym aspektem. Autor nie boi się śmiałych tez, pyta, opisuje i zadaje pytania, jak Polska zmieniła się w dobie tak wielkiej niechęci i nienawiści. Wyjaśnia, że podziały nie prowadzą do niczego dobrego i sprawiają, że państwo pogrąża się w jeszcze większym chaosie. Tyle z opisu, a co znajdziemy w środku?
Autor nie chce dzielić ludzi, ale robi to niemal na każdej ze stron. Każdy rozdział to punktowanie lewicy, jaka jest zła i niedobra. Jak bardzo mówi językiem nienawiści i jak chce zmieniać świat, który jest absolutnym przeciwieństwem ustalonego porządku. Dla porównania Matczak praktycznie stroni od kierowania inwektyw w stronę prawicy. A jeśli już ich opisuje, to w sposób marginalny, wręcz powierzchowny. Każdy rozdział to narzekanie jacy młodzi ludzie są źli, leniwi i pracują tak, by się nie zmęczyć. W ogłoszeniach o pracę żądają podania zarobków, a nie interesuje ich, przed jakimi wyzwaniami stoi pracodawca. Nic od siebie nie dają, a tylko krzyczą daj i daj.
Czytając książkę, miałam wrażenie, że słucham starszego dziada, który tylko narzeka, jacy to wszyscy są źli, brakowało tylko ławeczki i kumpla do obgadywania. Książka nic nie wnosi, nic nie zmienia. Przelatuje niczym wiatr, pozostawiając rozwiane włosy, które tylko mocno irytują. Szkoda, bo zapowiadała się ciekawa lektura.