Kresy kresów. Stanisławów Tadeusz Olszański 7,5
ocenił(a) na 73 tyg. temu O Stanisławowie opowiadała mi nieżyjąca już babcia, która się tam urodziła i tam mieszkała. Powiedziała, że z tamtych czasów najbardziej zapamiętała straszną biedę, głód i wojenny chaos oraz wypędzenia Polaków z ich rodzinnej ziemi. Żałuję, że nie wypytałam ją o więcej faktów. Teraz sama szukam informacji o Kresach czy Lwowie w dostępnych źródłach, najchętniej w relacjach byłych mieszkańców tych miejscowości.
Dawny Stanisławów to teraz Iwano-Frankiwsk położony na Pokuciu. Niefortunność tej nazwy wskazuje również autor, który uważa, że nawet osoba, na której cześć nadano tę nazwę, najprawdopodobniej byłaby tym faktem zniesmaczona ( a wręcz w grobie się przewraca),bo ma się ona do tej miejscowości jak przysłowiowa pięść do nosa. No bo kto założył Stanisławów? I tu przytoczę cytat: "A jeśli idzie i Stanisławów, to powstanie i umocnienie się tego grodu było zasługą trzech pokoleń Potockich: Stanisława Rewery, który to miasto wymyślił; jego syna Andrzeja, który miasto zbudował; wreszcie wnuka Stanisława, który swoją bohaterską śmiercią sławy miastu nadał, a nazwę umocnił". Jego jądro zawsze pozostanie stanisławowskie, pomimo, że Stanisławowa już nie ma ani w nazwie ani w granicach Polski ani w jego mieszkańcach czy obecnym wyglądzie.
Autor książki, to syn polskiego lekarza i matki Węgierki. Przyznam szczerze, że dotąd nie miałam pojęcia, że Węgrzy podczas wojny tak bardzo pomagali Polakom, że tyle było małżeństw mieszanych. Również po wojnie Węgrzy tworzyli u siebie polskie szkoły, internaty, dawali schronienie oraz możliwość edukacji polskim obywatelom, a potem ułatwiali powrót do kraju, tylko, że połowa tego kraju należała już do ZSRR, w tym również Stanisławów.
Zadziwia mnie taka pamięć autora do szczegółów: miejsc, zdarzeń, dat, nazwisk. Wspomina dawne ulice, budynki, ale przede wszystkim ludzi, z którymi dobrze im się tam żyło bez względu na to jakiej kto był narodowości. Pamięta też brutalne zbrodnie na Polakach, Żydach, Ukraińcach, wywózki i egzekucje, a szczególnie getto żydowskie i zagładę Żydów. To, co najbardziej charakterystyczne dla polskiego Stanisławowa, to fakt, że ówczesny tygiel etniczny, sprzyjający stykaniu się kultur, a składający się z: Polaków, Rusinów, Żydów, Ormian, Hucułów, Węgrów, Ukraińców przez wiele lat funkcjonował w pełnej symbiozie i dopiero w wyniku wojny został zniszczony do tego stopnia, że po wojnie już praktycznie nie istniał. Ludność Stanisławowa była mordowano zarówno przez NKWD, Gestapo jak i UPA.
Książka trudna od strony emocjonalnej jak i faktograficznej, gdyż zawiera mnóstwo nazwisk, wydarzeń historycznych, ale i tak czytało się ją dosyć dobrze. Jest ładnie wydana, zawiera sporo zdjęć, ale szkoda, że wszystkie są czarno białe. Tak samo jak w przypadku Lwowa czy Wilna, serce krwawi również z powodu utraty Stanisławowa, któremu odebrano nawet nazwę. Jednak: "Nazwy można zmieniać nie tylko ulicom, ale również miastom, ale przecież mają ona swoją pamięć, swoje sumienie i są trwałymi pomnikami przeszłości. I ciągle, bez względu na to, jak się to miasto będzie nazywało, najpiękniejsze w nim będzie i pozostanie to, co było i na zawsze pozostanie Stanisławowem". I nikt Polakom tej pamięci nie odbierze. Polecam tę książkę głównie osobom, które interesują się tematyką Kresów i zagrabionych nam po wojnie terenów.