-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-05-26
2024-05-29
Niezłe czytadło, jak ktoś chce wrzucić coś lżejszego.
Zawiązanie akcji dosyć klasyczne, nasz protagonista, detektyw po przejściach znieczula się whisky w sylwestrową noc, kiedy w jego biurze pojawia się mały, zielony ludzik. Oczywiście ze zleceniem, które musi zostać wykonane przed świtem. Oczywiście chodzi o tytułowego jednorożca.
Napisane sprawnie, z humorem, przetłumaczone gładko, zachowując humor, może nie zawsze najwyższych lotów, ale nie przekraczający granicy. OK, mam dużą tolerancję na głupie dowcipy, czasem może przekracza. Mallory (detektyw) spotyka w trakcie śledztwa przedziwnych ludzi, zwierzęta, ludzi-zwierzęta, stwory, demony... Takie postmodernistyczne zabawy kryminałem noir, ale całość idzie raczej w humor, niż kryminał, choć Resnick sprawnie łączy jedno z drugim. Nie razi, aczkolwiek rzecz jest wybitnie rozrywkowa. Idzie przeczytać w 1-2 dni, książka choć grubawa, to "napompowana" jak to książki Fabryki Słów.
Jedna, jedyna uwaga do tłumaczenia: nie wierzę, że Robert J. Szmidt nie zna The Rat Pack.
Niezłe czytadło, jak ktoś chce wrzucić coś lżejszego.
Zawiązanie akcji dosyć klasyczne, nasz protagonista, detektyw po przejściach znieczula się whisky w sylwestrową noc, kiedy w jego biurze pojawia się mały, zielony ludzik. Oczywiście ze zleceniem, które musi zostać wykonane przed świtem. Oczywiście chodzi o tytułowego jednorożca.
Napisane sprawnie, z humorem,...
2024-05-04
Tak... Nie jest to wybitna rzecz, nie najlepsze co Gombrowicz napisał. Szkolne perypetie jakoś trochę nudzą, ale perypetie z pensjonarką, a zwłaszcza finał w dworku wujostwa wszystko wynagradza.
Wybornym chichotem losu książka została wciągnięta na listę lektur szkolnych. Dzięki czemu prawdziwi uczniowie zmuszeni są zapoznawać się z wstępem do "Filidora dzieckiem podszytego", niczym literaccy uczniowie z *Collandus sim* na lekcji łaciny. Forma w czystej postaci, forma, proszę państwa. Ale można docenić to dopiero z perspektywy czasu.
Tak... Nie jest to wybitna rzecz, nie najlepsze co Gombrowicz napisał. Szkolne perypetie jakoś trochę nudzą, ale perypetie z pensjonarką, a zwłaszcza finał w dworku wujostwa wszystko wynagradza.
Wybornym chichotem losu książka została wciągnięta na listę lektur szkolnych. Dzięki czemu prawdziwi uczniowie zmuszeni są zapoznawać się z wstępem do "Filidora dzieckiem...
2024-05-24
Doskonały reportaż z epizodu wojny domowej w Hiszpanii dziejącego się latem 1937 roku. Dodatkowo ubarwiony relacjami Orwella z frontu: Autor walczył na wojnie, ale nie w Brygadach Międzynarodowych (mocno wspieranych/finansowanych przez Związek Sowiecki) a w milicji partii POUM.
Opowiada też o konflikcie wspomnianej partii z komunistami, skutkujących tytułowymi wydarzeniami w Barcelonie, oskarżeniach o "trockizm" i o sposobach stosowanych (już wtedy) przez komunistów celem niszczenia konkurencji.
Mamy opis sytuacji politycznej, może miejscami zbyt dokładny i osadzony w rzeczywistości końca lat 30-tych, ale jednak dużo rozjaśniający i pokazujący przyczyny konfliktu.
Czytało (i na zmianę słuchało) się świetnie, śmiem twierdzić, że Orwell jest znacznie lepszym reporterem niż powieściopisarzem. Czytał Jerzy Zadura, doskonale wyłapując intencje Autora.
Doskonały reportaż z epizodu wojny domowej w Hiszpanii dziejącego się latem 1937 roku. Dodatkowo ubarwiony relacjami Orwella z frontu: Autor walczył na wojnie, ale nie w Brygadach Międzynarodowych (mocno wspieranych/finansowanych przez Związek Sowiecki) a w milicji partii POUM.
Opowiada też o konflikcie wspomnianej partii z komunistami, skutkujących tytułowymi wydarzeniami...
2024-04-10
Uff, skończyłem. Ale to kolejna książka, która byłaby świetna, gdyby nie cośtam. Ogólnie świetny pomysł: szaleni, źli (bardzo źli) alchemicy, chcący zdobyć władzę nad światem za pomocą swoich tajnych alchemicznych knowań. Ale jak to w życiu bywa, coś nie idzie po ich myśli i jest szansa na ocalenie.
Wkręciłem się. Ale momentami czytało się średnio. Książka dosyć prosta, choć Autorka trochę zamąciła chronologię, a mimo to miałem problem z utrzymaniem uwagi. Może to ja, a może trochę odpuściłem, gdy wyszło, że książka jest w zasadzie o superbohaterach. A może dlatego, że nastawiałem się na szybką lekturę, jak w przypadku "Wayward Children", a na kindlu nie było widać, że książka ma ponad 500 stron.
No więc o czym jest książka? Śledzimy historię pary dzieciaków, nie do końca bliźniąt, "hodowanych" przez Bardzo Złych Alchemików w celu zdobycia władzy nad światem. I bardzo dobrze wchodzi, kiedy śledzimy je w krótkich oknach czasowych podczas dorastania, gdy powoli odkrywają swoje "supermoce". Potem następuje nieuchronny kontakt z rzeczywistością (wspomniani alchemicy) i, paradoksalnie, robi się mniej ciekawie, bo odtąd mamy już książkę akcji, z nieuchronnie szczęśliwym zakończeniem. A może nie?
Marudzę trochę, ale prawda jest taka, że po odłożeniu trudno było mi się zabrać do dokończenia. Ale jak czytałem, to było dobrze, miejscami bardzo dobrze.
Książka zawiera fragmenty fikcyjnej książki dla dzieci, która okazuje się że nie jest fikcyjna. Tyle że napisała ją prawdziwa Seanan McGuire, nie wymyślona A. Deborah Baker. Jest też sporo nawiązań do prawdziwej popkultury. Fajnie. Czekam na tom drugi.
Uff, skończyłem. Ale to kolejna książka, która byłaby świetna, gdyby nie cośtam. Ogólnie świetny pomysł: szaleni, źli (bardzo źli) alchemicy, chcący zdobyć władzę nad światem za pomocą swoich tajnych alchemicznych knowań. Ale jak to w życiu bywa, coś nie idzie po ich myśli i jest szansa na ocalenie.
Wkręciłem się. Ale momentami czytało się średnio. Książka dosyć prosta,...
2024-03-29
Ciekawa rzecz. Niby retelling "Beowulfa", ale "w bonusie" dostajemy trochę filozofowania a trochę postmodernizmu, zwłaszcza w postaci smoka. I choć rozmowa ze smokiem to chyba najlepszy rozdział książki, to może dobrze że nie rozmawiali częściej...
Sam Grendel to taki dziki nastolatek, bogate życie wewnętrzne, ale jest aspołeczny i trochę niezrozumiany, według własnej opinii o sobie - taki to retelling. Ale może chodzi o to, że zabija i zjada krowy i ludzi, nie wiem. Relikt przeszłości, kiedy potwory chodziły po ziemi, ale uważa, że mentalnie przewyższa Hrothgara i jego ludzi czy kapłanów. Myśli o ludziach dość krytyczne, wytyka im to i owo, wiadomo, zawsze się coś znajdzie. No ale potwór. Pewnie można to zrzucić na matkę, która u Gardnera nie jest taka fajna, jak Angelina Jolie w filmie.
I nie dowiedziałem się jak miała na imię matka Grendela, pozostanie więc Mamą Grendela, podobnie jak Mama Muminka.
Ciekawa rzecz. Niby retelling "Beowulfa", ale "w bonusie" dostajemy trochę filozofowania a trochę postmodernizmu, zwłaszcza w postaci smoka. I choć rozmowa ze smokiem to chyba najlepszy rozdział książki, to może dobrze że nie rozmawiali częściej...
Sam Grendel to taki dziki nastolatek, bogate życie wewnętrzne, ale jest aspołeczny i trochę niezrozumiany, według własnej...
2024-03-10
Z jednej strony tytuł, który dał jakieś tam podwaliny pod współczesną s-f. Z drugiej, trochę źle się zestarzało, i nie chodzi o część naukową. Choć bardziej niż fizycznymi podstawami podróży w czasie Wellsa zajmuje stan społeczeństwa i ewentualne przyczyny ewentualnego rozdzielenia na Morloków i Elojów.
Generalnie trzeba znać, ale jakoś wolę "Wojnę światów".
Z jednej strony tytuł, który dał jakieś tam podwaliny pod współczesną s-f. Z drugiej, trochę źle się zestarzało, i nie chodzi o część naukową. Choć bardziej niż fizycznymi podstawami podróży w czasie Wellsa zajmuje stan społeczeństwa i ewentualne przyczyny ewentualnego rozdzielenia na Morloków i Elojów.
Generalnie trzeba znać, ale jakoś wolę "Wojnę światów".
Książka trochę jest naukową autobiografią Paabo, który genetyką ewolucyjną zajmuje się od lat 80, trochę opisem metod stosowanych we współczesnej biologii i genetyce, a trochę opisem rewolucji, do której doszło w latach 80 i 90-tych XX wieku, i która umożliwiła odkrycia, których dokonał Autor ze swoim zespołem.
Czyta się gładko, tak do połowy jest to fascynująca historia "robienia nauki" od środka, żmudnego szukania kości po Europie, korzystania z odkryć innych, jak "odzyskiwanie" DNA z kopalnych szczątek lub nawet krwi z komarów zatopionych w bursztynie (pamiętacie "Park Jurajski" Crichtona?). Temat jest o tyle ciekawy, że oczywiście DNA z czasem się rozkłada, nie można po prostu pobrać krwi takiemu neandertalczykowi... ale są sposoby, choć potrzeba też trochę szczęścia.
Potem robi się trochę bardziej hermetycznie, bo gdy okazuje się, że tak, można to zrobić, że tak, mamy materiał do badań, zaczyna się żmudna, naukowa praca: prawdopodobieństwa, PCR-y, hipotezy, odniesienia... Jednocześnie Paabo jest chyba tego świadomy, bo często robi krótkie podsumowania, które trochę rozjaśniają czytelnikowi, dlaczego akurat TO ma znaczenie. Ale nie będę udawał że wszystko zrozumiałem. Jest też sporo o debacie, która "czy homo sapiens krzyżowali się z neandertalczykami", która dość głośna była swego czasu, teraz już przycichła, ale właśnie dzięki wynikom badań zespołu. Ale przy okazji wyniki trochę zmieniły w paru rzeczach jak mitochondrialna Ewa czy hipoteza multiregionalna.
Ogólnie polecam, kawał nauki, a na dodatek ciekawie opisane. Szkoda że przy okazji nagrody Nobla nie wznowiono polskiego wydania i człowiek musi szukać po amazonach.
Książka trochę jest naukową autobiografią Paabo, który genetyką ewolucyjną zajmuje się od lat 80, trochę opisem metod stosowanych we współczesnej biologii i genetyce, a trochę opisem rewolucji, do której doszło w latach 80 i 90-tych XX wieku, i która umożliwiła odkrycia, których dokonał Autor ze swoim zespołem.
Czyta się gładko, tak do połowy jest to fascynująca historia...
Prosto w serce.
PS. Wbrew temu, jak próbowali tę historię sprzedać twórcy filmu (bardzo dobrego), to nie jest fantasy. To poważna książka dla dziesięciolatków o poważnych rzeczach.
Prosto w serce.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPS. Wbrew temu, jak próbowali tę historię sprzedać twórcy filmu (bardzo dobrego), to nie jest fantasy. To poważna książka dla dziesięciolatków o poważnych rzeczach.