-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1147
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać395
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2014-02-16
2014-01-05
2013-08-18
2012-11-03
2013-04-28
"Kronika ptaka nakręcacza" zabiera nas znów ("znów" dla tych, którzy zapoznali się już wcześniej z książkami autora) w typowy świat tworzony przez Murakamiego. Czytając jego powieści z pewnością nie można narzekać na niedomiar tajemniczości, pewnej dozy surrealizmu, symboli, znaczeń, symboli, znaczeń, symboli, znaczeń...
Po raz już któryś stwierdzam, iż proza Murakamiego jest bardzo "lynchowata". Właściwie cały Haruki Murakami to taki "książkowy David Lynch".
"Kronika..." jest chyba najbardziej przesiąkniętą ww. elementami ze wszystkich książek autora. "Normalnie" jest chyba tylko do chwili zniknięcia kota należącego do głównego bohatera i jego żony. (Chociaż czy na pewno?) Potem tworzy się już istny koktajl - składający się z wielowymiarowości, wielowątkowości, zachowań z pogranicza jawy i snu, przenikania się światów i niedopowiedzeń. Koktajl czasami mniej, czasami bardziej gęsty. I właśnie ta wielowymiarowość wraz z faktem, iż ciężko dostrzec granicę między równoległymi światami, nastręcza najwięcej problemów przy próbie jakiegokolwiek streszczenia powieści, a tym bardziej jego analizy.
Książkę warto przeczytać, chociaż uważam że nie jako rozpoczęcie przygody z autorem. A zapoznać się z nią warto (z nią, jak i z całym dorobkiem pisarza) chociażby z jednego prostego powodu - książki te są NIEoczywiste. A wszystko co nieoczywiste jest warte zachodu.
"Kronika ptaka nakręcacza" zabiera nas znów ("znów" dla tych, którzy zapoznali się już wcześniej z książkami autora) w typowy świat tworzony przez Murakamiego. Czytając jego powieści z pewnością nie można narzekać na niedomiar tajemniczości, pewnej dozy surrealizmu, symboli, znaczeń, symboli, znaczeń, symboli, znaczeń...
Po raz już któryś stwierdzam, iż proza Murakamiego...
2013-04-01
To kolejna już powieść mojego ulubionego polskiego pisarza. Uwielbiam Vargowski styl pisania, jego bohaterów, tematykę i sposób opisywania świata. Pisałem zresztą już o tym nie raz, recenzując pozostałe jego książki. Dodam jeszcze, że warto przejrzeć internet (np. youtube'a) w poszukiwaniu wywiadów z Krzysztofem Vargą, by przekonać się jak niesamowicie inteligentny, błyskotliwy i z dystansem patrzący na świat jest to człowiek.
No i co tym razem?
Tym razem to opowieść o przemijaniu, nieuchronnym upływie czasu, niespełnionych marzeniach i ambicjach, o szczęściu (chociaż w aspekcie głównego bohatera raczej o jego braku), być może odrobinę o zazdrości i trochę o szkolnej przyjaźni, z której - patrząc z perspektywy czasu - właściwie nie zostało nic.
Dwaj bohaterowie to dojrzali (czyżby?) czterdziestoletni mężczyźni, znający się ze szkolnej ławki. Główny bohater to Krystian Apostata - człowiek nie mający właściwie żadnego życia towarzyskiego, niespełniony artysta, spędzający wolne chwile na oglądaniu w internecie "filmów przyrodniczych" oraz delektowaniu się winem i piwem raczej z półki tej niższej. Nie ma kontaktów, powodzenia u kobiet, a jego emocjonalne życie jest na poziomie pierwotniaków.
Jego przeciwieństwem jest Jakub Fidelis, kolega z ławki - czołowy polski tancerz, celebryta znajdujący się na okładkach większości gazet, otoczony wianuszkiem kobiet. Sława, pieniądze i wzdychanie kobiet na jego myśl, to znaki rozpoznawcze Fidelisa.
Kolejno poznajemy życie i przeszłość naszych bohaterów (głównie w pięćdziesięciu wątkach będących potencjalnymi "sytuacjami w których Krystian i Jakub widzieli się po raz ostatni"). Choć w przypadku naszego głównego bohatera - Krystiana Apostaty - życie to poznajemy niejako od końca. Jak ktoś już wcześniej zauważył, znamienne jest to, iż autor nie wartościuje postaci, nie narzuca nam z góry który jest dobry a który zły. Pozwala nam samemu ocenić, pozwalając wybrać, którego polubimy bardziej, którego mniej.
Mi osobiście zdecydowanie łatwiej było polubić Krystiana, który - mimo bycia nieudacznikiem, posiadania niezaprzeczalnie sporej ilości wad i zdolności tracenia czasu na głupoty - był bardziej zdystansowany wobec świata oraz daleko było mu do nadmuchanego balonu przesadnej pewności siebie i samouwielbienia, charakterystycznych dla Jakuba Fidelisa.
Ostatnia scena książki rządzi. Natomiast sytuacja spotkania na dwudziestolecie matury jeszcze bardziej przeważa moją sympatię w stronę Krystiana. Myślę, że będąc na jego miejscu (albo Mańka Prudensa - kolejnego ze znajomych ze szkoły) dałbym Fidelisowi w twarz, mimo iż to zgoła nieeleganckie.
*** SPOILER ***
Ostatecznie to Krystian Apostata "skończył" bliżej nieba, w przestworzach, patrząc na wszystkich z góry. Między innymi i na Jakuba Fidelisa, który - jak się potem okazało - niedaleko później, również dokonał żywota w bardziej przyziemny, oczywisty i taki niezbyt spektakularny, codzienny, szary sposób...
*** SPOILER ***
To kolejna już powieść mojego ulubionego polskiego pisarza. Uwielbiam Vargowski styl pisania, jego bohaterów, tematykę i sposób opisywania świata. Pisałem zresztą już o tym nie raz, recenzując pozostałe jego książki. Dodam jeszcze, że warto przejrzeć internet (np. youtube'a) w poszukiwaniu wywiadów z Krzysztofem Vargą, by przekonać się jak niesamowicie inteligentny,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-01-03
Ciężko mi powiedzieć cokolwiek o tej książce, co miałoby ją dokładnie podsumować. Cokolwiek wybitnie mądrego czy coś, co nie zostało jeszcze o niej powiedziane. Niezaprzeczalnie jest ona wartościowa. Niezaprzeczalnie mądra i poruszająca ważne kwestie. Autor - mimo obecności niezidentyfikowanego słuchacza - prowadzi swego rodzaju monolog, pisząc o prostych historiach, wspomnieniach i przeżyciach, barwnym i rozbudowanym językiem. Ci, którzy natknęli się na Wiesława Myśliwskiego już wcześniej wiedzą, że jest to styl charakterystyczny i rozpoznawalny.
Z drugiej strony jednak, nie wiem czy książka nie jest dla mnie odrobinę za długa, odrobinę za bardzo "przegadana" i rozwlekła. Oczywiście mądrych słów nigdy za wiele, ale ogrom rozważań, przemyśleń, interpretacji różnych aspektów życia a nawet snów, zawarty na 400 stronach może w końcu przytłoczyć. Zwłaszcza że cała powieść jest istną studnią cytatów. Na każdej ze stron z całą pewnością znajdzie się ich co najmniej kilka.
W jednej z opinii napisanych na tym portalu, użytkownik o nazwie Janina napisał, że być może niezidentyfikowany gość przybywający do naszego głównego bohatera jest symbolem śmierci. Myślę, że może być to bardzo trafne spostrzeżenie i zręcznie skonstruowana alegoria. Po pierwsze główny bohater usilnie próbuje dociec, czy gość nie jest znajomym pana Roberta (który - jak wiemy - zniknął w tajemniczych okolicznościach i nawet nie wiadomo czy żyje; co prawda bohater dostaje rzekomo od pana Roberta pieniądze co miesiąc, ale czy to na pewno od niego?)
Drugim argumentem skłaniającym mnie do uznania tego stwierdzenia za wiarygodny jest fakt nieomal stuprocentowej pewności naszego bohatera, że kiedyś już swego gościa spotkał, skądś go kojarzył, z pewnością już go gdzieś widział - pamiętając, że narrator za czasów pracy jako elektryk próbował pewnego razu odebrać sobie życie...
Warto przeczytać tę powieść, warto dyskutować i szukać rozwiązań w niedopowiedzeniach.
Jednakże "gładkości", łatwości w przebrnięciu przez 400 stron takiego dzieła nie miałem zbyt dużo.
Ciężko mi powiedzieć cokolwiek o tej książce, co miałoby ją dokładnie podsumować. Cokolwiek wybitnie mądrego czy coś, co nie zostało jeszcze o niej powiedziane. Niezaprzeczalnie jest ona wartościowa. Niezaprzeczalnie mądra i poruszająca ważne kwestie. Autor - mimo obecności niezidentyfikowanego słuchacza - prowadzi swego rodzaju monolog, pisząc o prostych historiach,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-02-22
Rację miała Mary Roach z cytatu znajdującego się na okładce, mówiąc, iż "lektura tej książki sprawiła jej dużą przyjemność". Mnie również sprawiła wielką, choć zestawienie słów "duża przyjemność" czy "dobra zabawa" z tematyką książki ociera się nieco o humor z gatunku tego czarnego.
I dobrze, bo taki humor lubię, a i sam autor - o dziwo - używa go nader często, zwłaszcza w pierwszej połowie książki. Stwierdzenia (np. w czasie gotowania kości szkieletów na kuchence swojej żony) że "zna to od kuchni" lub "czuje to w kościach" są zdecydowanie niezastąpione.
Odejdźmy jednak od tematyki śmieszności, nie jest to bowiem pozycja komediowa czy jakkolwiek zabawna. Właściwie każdy nowy rozdział to kolejne ciało, kolejne zwłoki (a właściwie zazwyczaj tylko ich szczątki), kolejne morderstwo, kolejna zagadka i kolejna batalia w sądzie przy oskarżeniach domniemanych sprawców.
Autor pisze o detalach i ciekawostkach ludzkiej anatomii, jednak w sposób zupełnie nie nużący. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że czytelnik w pewnym momencie zaczyna posiadać pewną wiedzę z tej dziedziny, i wie już czym jest np. guzowatość potyliczna zewnętrzna oraz jaką cechę determinuje ów element.
Wszystko opisane w książce Billa Bassa to sprawy, które wydarzyły się kiedyś naprawdę; to prawdziwi zbrodniarze, prawdziwa Trupia Farma. To właśnie na niej, od 1981 roku, prowadzone są badania nad rozkładem ludzkiego ciała niemalże w każdej konfiguracji. Ubrane, nagie, zakopane 10 cm pod ziemią, pół metra, zanurzone w wodzie, czy leżące w samochodzie. Nie wolno też umniejszać zasług nad badaniami czerwi much plujek odżywiających się ludzkimi zwłokami oraz intensywnością ich występowania, związaną z temperaturą oraz porą roku.
Osobiście - książka ta mnie zafascynowała. To niesamowite, jak dzięki badaniom kilku fragmentów kości można doprowadzić przed sąd i skazać właściwego oprawcę. A pamiętać należy, że nie jest to żadna literacka fikcja. I choć z tyłu okładki widnieje zachęcający napis iż jest to "Książka dla miłośników seriali 'CSI: Kryminalne zagadki' oraz 'Kości'", to sam naukowiec kilkukrotnie odcina się od porównań swojej pracy z gładko napisanymi scenariuszami filmowymi. Rzeczywistość nie jest tak prosta i oczywista, jakby się wydawało w niektórych pseudo-naukowych serialach. Jednak nasz światowej sławy antropolog sądowy robi wszystko co w swej mocy, by żadna sprawa nie została nierozwiązana i żeby zawsze sprawiedliwości stało się zadość. Po trupach do celu.
Rację miała Mary Roach z cytatu znajdującego się na okładce, mówiąc, iż "lektura tej książki sprawiła jej dużą przyjemność". Mnie również sprawiła wielką, choć zestawienie słów "duża przyjemność" czy "dobra zabawa" z tematyką książki ociera się nieco o humor z gatunku tego czarnego.
I dobrze, bo taki humor lubię, a i sam autor - o dziwo - używa go nader często, zwłaszcza w...
2012-11-23
Doskonale się bawiłem czytając tę powieść. No właśnie - powieść - bo choć całość czyta się jakby był to monolog samego Krzysztofa Vargi, nie można zapominać że jest to jednak jakaś historia. Historia, która ma głównego bohatera i - choć mocno okrojoną, ale jednak! - fabułę. Zresztą jestem w stanie założyć się, że poglądy i przekonania autora są zbieżne z tymi, przedstawionymi u Piotra Augustyna. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można by stwierdzić - a co da się wywnioskować z pozostałych książek i felietonów autora - że główny bohater jest alter ego Krzysztofa Vargi, poprzez którego autor mógł "wypluć" (to określenie jest tu akurat wyjątkowo trafne) swoje spojrzenie na świat, własne dzieciństwo, modne i płytkie społeczeństwo, upiorną i bezrefleksyjną rodzinę, a także własną pracę.
Końcówka jaka jest - każdy przeczyta osobiście. Nie chcę psuć zabawy ani spoilerować. Jednak chyba w każdym z nas frustracja osiąga nieraz swe apogeum i jesteśmy w stanie - a przynajmniej tak zapewniamy - zrobić rzeczy przeróżne.
Dobrze mi się to czytało również z innego powodu. Mianowicie takiego, iż bardzo blisko mi do socjopatycznego i chłodnego podejścia do współczesności, wielokrotnie wnioskując że słowa tego Pana mogłyby być również moimi.
Z tyłu okładki w opisie książki widnieją słowa: "(...) znakomita, cyniczna i błyskotliwa rozrywka na najwyższym poziomie, nie tylko dla socjopatów."
Jednak to właśnie takowi będą się przy niniejszej pozycji bawić szczerze i najlepiej.
Doskonale się bawiłem czytając tę powieść. No właśnie - powieść - bo choć całość czyta się jakby był to monolog samego Krzysztofa Vargi, nie można zapominać że jest to jednak jakaś historia. Historia, która ma głównego bohatera i - choć mocno okrojoną, ale jednak! - fabułę. Zresztą jestem w stanie założyć się, że poglądy i przekonania autora są zbieżne z tymi,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-11-12
"Nagi sad" to poruszający utwór o miłości między synem a ojcem. Sposobowi przedstawienia tego uczucia daleko jednak do pretensjonalności. Jest ono ujmująco opisane, wyrażające się w prostych słowach i gestach, w obopólnym zrozumieniu, poszanowaniu i tęsknocie.
Powieść czyta się naprawdę z nieskrywaną przyjemnością. Pomimo charakterystycznego skądinąd stylu, nie tak przecież wcale prostego, całkowicie się dałem ponieść tej rzece mądrych słów.
Wiesław Myśliwski używa zdań o nieznanej mi dotąd estetyce. Jego debiutancka opowieść to piękna tematyka, piękne słowa, piękne zakończenie i na dodatek (w wydaniu które posiadam) piękna tajemnicza okładka.
"Nagi sad" to poruszający utwór o miłości między synem a ojcem. Sposobowi przedstawienia tego uczucia daleko jednak do pretensjonalności. Jest ono ujmująco opisane, wyrażające się w prostych słowach i gestach, w obopólnym zrozumieniu, poszanowaniu i tęsknocie.
Powieść czyta się naprawdę z nieskrywaną przyjemnością. Pomimo charakterystycznego skądinąd stylu, nie tak przecież...
Interesuję się wojskowością, zwłaszcza jednostkami specjalnymi, a "zwłaszcza-zwłaszcza" GROM-em. Dlatego pozycja ta musiała być dla mnie obowiązkowa i nie zawiodłem się. Masa informacji - od historii powstania, po szkolenia i treningi, specyfikację używanych przez ową jednostkę broni, aż po opisy niektórych misji. Całość bogato ilustrowana jest zdjęciami z archiwów GROM-u lub prywatnych. Polecam.
Interesuję się wojskowością, zwłaszcza jednostkami specjalnymi, a "zwłaszcza-zwłaszcza" GROM-em. Dlatego pozycja ta musiała być dla mnie obowiązkowa i nie zawiodłem się. Masa informacji - od historii powstania, po szkolenia i treningi, specyfikację używanych przez ową jednostkę broni, aż po opisy niektórych misji. Całość bogato ilustrowana jest zdjęciami z archiwów GROM-u...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJedna z lepszych książek opisujących polskie dzieje w feralnej operacji "Market-Garden" podczas II wojny światowej. Bardzo ciekawe przedstawienie losów żołnierzy oraz atmosfery i nastrojów panujących w czasie walk.
Jedna z lepszych książek opisujących polskie dzieje w feralnej operacji "Market-Garden" podczas II wojny światowej. Bardzo ciekawe przedstawienie losów żołnierzy oraz atmosfery i nastrojów panujących w czasie walk.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ciekawa i przystępnym językiem (jak na tak zaawansowaną chemię ;)) napisana pozycja, która pozwala zrozumieć powstanie i działanie specyfiku, który najlepszym muzykom świata pozwala być jeszcze lepszym ;)
A tak zupełnie na serio, to książka rzeczywiście ukazuje nam proces i okoliczności powstania dietylamidu kwasu D-lizergowego, czyli tytułowego LSD. Szwajcarski chemik zgrabnie relacjonuje testowanie na sobie owego specyfiku, a także dużo opowiada nam o rytuałach z całego świata i naturalnych roślinach posiadających właściwości halucynogenne.
Ciekawa i przystępnym językiem (jak na tak zaawansowaną chemię ;)) napisana pozycja, która pozwala zrozumieć powstanie i działanie specyfiku, który najlepszym muzykom świata pozwala być jeszcze lepszym ;)
A tak zupełnie na serio, to książka rzeczywiście ukazuje nam proces i okoliczności powstania dietylamidu kwasu D-lizergowego, czyli tytułowego LSD. Szwajcarski chemik...
Dzień, w którym umilkły głosy. To jednocześnie dzień, w którym współautor (i wielu jemu podobnych) zadaje sobie pytanie, czy bez wspomnianych głosów - z którymi notabene walczył przez 32 lata swego (zwłaszcza młodzieńczego) życia - potrafi w ogóle istnieć. Okazuje się że t a k, chociaż wcale nietrudno zrozumieć wątpliwości cierpiących. Mimo iż głosy w absolutnie żadnym momencie życia nie namawiały ich do dobrego, była to - nie oszukujmy się - integralna część ich istnienia. Ken Steele obrazowo opisuje sytuacje, gdy po tytułowym "wyciszeniu" wszelkie odgłosy dochodzące wokół stały się nie do zniesienia. Gwizdek gotującej się wody w czajniku, ptaki śpiewające za oknem, głos wychodzący z radia - wszystko to, niezmącane dotychczasowymi szeptami nakazującymi mu popełnienie samobójstwa, stało się (o dziwo!) ciężkie do zaakceptowania. Zjawisko to można porównać do syndromu sztokholmskiego, znanego z wiktymologii.
Książka doskonale obrazuje stadia rozwoju schizofrenii oraz przykłady charakterystycznych dla niej zachowań. Ukazuje jak ważna jest rola najbliższej rodziny w procesie "zdrowienia" chorego (a czego głównemu bohaterowi najbardziej zabrakło) oraz to, jak fundamentalną wartość stanowi odnalezienie właściwego lekarza, angażującego się w wyżej wymieniony proces, zdolnego zrozumieć skutki uboczne przepisywanych wcześniej dla pacjenta leków i zaryzykować, stosując nowe, wcześniej nieznane medykamenty. Właśnie t o - po ponad 30 latach - stało się dla "Shannona" Steele'a impulsem, mającym go wkrótce doprowadzić do całkowitego "wyleczenia".
Celowo piszę tu o wyleczeniu w cudzysłowiu, jako że sam współautor nadmienia, iż całkowite wyzdrowienie ze schizofrenii nie następuje nigdy. Są jednak odpowiedni ludzie i odpowiednie medykamenty, które potrafią leczyć somatyczne objawy schizofrenii, i przy regularnym stosowaniu terapii wraz z odpowiednimi lekami można rozpocząć własne, samodzielne życie, identyczne jak życie "zdrowych" ludzi. Podążając ze słowami autora: "(...) tak jak diabetyk musi brać insulinę, żeby kontrolować cukrzycę, schizofrenik musi pozostać na lekach - każdego dnia. To jest kwestia utrzymania obecnego stanu rzeczy. Schizofrenia jest chorobą, którą można kontrolować, ale nie wyleczyć"...
Ważne podkreślenia jest tu także niezwykle intensywne zaangażowanie się Kena Steele'a w pomoc takim samym jak jeszcze w niedalekiej przeszłości on, poprzez liczne spotkania, mityngi i "telefony pomocy".
Niestety - jak sam bohater pisze - jest jeszcze wiele do zrobienia w amerykańskim społeczeństwie (a zwłaszcza na szczeblu rządowym), by ludzie psychicznie dysfunkcyjni nie byli dyskryminowani.
Obecnie w Stanach Zjednoczonych istnieje masa aktów, komisji i planów mających w swym statucie równorzędność szans zatrudnienia, równość społecznego ubezpieczenia niepełnosprawnych umysłowo, jednak wciąż zdarzają się przypadki, że zdrowiejący schizofrenik, który dostał pracę, porzuca swą posadę i wraca na garnuszek państwa, jako że zarabiając mniejsze czy większe pieniądze, traci możliwość dofinansowania za wizyty u terapeuty lub wykupione leki, niezbędne przecież do dalszego etapu zdrowienia...
Książka otwierająca oczy, chociaż nie będąca klinicznym poradnikiem. Jednak z całego serca pozycja jest warta przeczytania, żeby zrozumieć siebie nawzajem, bo - cytując autora - "ponad 22% populacji ma możliwe do zdiagnozowania zaburzenia umysłowe"...
Dzień, w którym umilkły głosy. To jednocześnie dzień, w którym współautor (i wielu jemu podobnych) zadaje sobie pytanie, czy bez wspomnianych głosów - z którymi notabene walczył przez 32 lata swego (zwłaszcza młodzieńczego) życia - potrafi w ogóle istnieć. Okazuje się że t a k, chociaż wcale nietrudno zrozumieć wątpliwości cierpiących. Mimo iż głosy w absolutnie żadnym...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to