-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2015-04-15
2015-01-22
O naszej tęsknocie za porzuceniem starej i doskwierającej tożsamości (włącznie z imieniem i nazwiskiem) i rozpoczęciem nowego, w pełni już kontrolowanego przez nas życia. Jak się jednak okazuje, nie da się na powrót otrzymać carte blanche. Pod nową marynarką przebija się stare ubranie, a próby wykreowania nowej tożsamości spełzają na niczym, kiedy należałoby się wylegitymować dowodem osobistym. Pirandello przekonuje swojego czytelnika, że nie ma czegoś takiego jak jednorodna i stała tożsamość. Człowiek skazany jest na bycie mozaiką. Paradoksalnie jednak, uświadomienie sobie własnej kondycji przynosi nie tyle ukojenie, co sprawia, że życie staje się bardziej "sterowne". I, co najważniejsze - nasze.
(Książkę polecam szczególnie tym, którym nie przypadła do gustu, zbyt wydumana moim zdaniem, twórczość dramaturgiczna autora. Powieść, mimo że nie czyta się jej łatwo, nieskutecznie odwodzi czytelnika od dalszej lektury).
O naszej tęsknocie za porzuceniem starej i doskwierającej tożsamości (włącznie z imieniem i nazwiskiem) i rozpoczęciem nowego, w pełni już kontrolowanego przez nas życia. Jak się jednak okazuje, nie da się na powrót otrzymać carte blanche. Pod nową marynarką przebija się stare ubranie, a próby wykreowania nowej tożsamości spełzają na niczym, kiedy należałoby się...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-11
2014-01-04
Denna i nieposiadająca głębszego sensu tyrada o prostatach i łyżeczkowaniu gruczolaków. Rażąco epatuje fizjologicznym naturalizmem przeplatanym medycznym żargonem rodem z atlasów anatomicznych. Jeśli miałaby mieć jakąś potencjalną wartość, to jedynie dla ludzi zainteresowanych historią medycyny. Pozostałym stanowczo odradzam lekturę.
Denna i nieposiadająca głębszego sensu tyrada o prostatach i łyżeczkowaniu gruczolaków. Rażąco epatuje fizjologicznym naturalizmem przeplatanym medycznym żargonem rodem z atlasów anatomicznych. Jeśli miałaby mieć jakąś potencjalną wartość, to jedynie dla ludzi zainteresowanych historią medycyny. Pozostałym stanowczo odradzam lekturę.
Pokaż mimo to2013-12-20
2013-06-16
Poradnik o wszystkim i o niczym, choć napisany poprawnie - ale czy go wystarczy by polecić go czytelnikom? Porady, które naprawdę coś wnoszą (bo nie są truizmami czy zasłyszanymi sloganami) można by streścić na jednej, góra dwóch stronach. Przez moment miałem też wrażenie, że poradnik spisany był niejako na kolanie - niektóre fragmenty nagle się urywają, są niedokończone, jakby prosiły się o uzupełnienie. Na koniec słowo o wydaniu - opracowanie graficzne jest całkiem przyzwoite, natomiast czcionka... Bez komentarza. Niemniej poradnik polecam słabym i niezbyt wtajemniczonym znawcom "gatunku" - lwy salonowe będą jednak zawiedzione.
Poradnik o wszystkim i o niczym, choć napisany poprawnie - ale czy go wystarczy by polecić go czytelnikom? Porady, które naprawdę coś wnoszą (bo nie są truizmami czy zasłyszanymi sloganami) można by streścić na jednej, góra dwóch stronach. Przez moment miałem też wrażenie, że poradnik spisany był niejako na kolanie - niektóre fragmenty nagle się urywają, są niedokończone,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka emerytowanego profesora filologii klasycznej, Niemca Wilfrieda Stroha "Łacina umarła, niech żyje łacina!" jest przekonującą, napisaną wartkim i potoczystym stylem apologią tego, jak się okazuje, nie tak martwego języka. Na przekór tym wszystkim, którzy uważają, że mowa Rzymian umarła wraz z nimi, autor cytuje dwuwiersz Josefa Eberle'a: "Ilekroć ogłaszano łaciny upadek,/ Tylekroć na swój pogrzeb przyszła... jako świadek". Stroh dowodzi, że wszystkie "śmierci" łaciny, które musiała ona przejść - od zmierzchu epoki pryncypatu Augusta, kiedy umarli łacińscy twórcy, Cyceron i Wergiliusz, nie zostawiając po sobie godnych naśladowców, poprzez popadnięcie w "letarg" łaciny w wiekach średnich, kiedy musiała zadowolić się statusem jedynie języka wykształconych, aż po koniec wiek XX, kiedy to ostatecznie została wyrugowana do obszaru szkół. Należy przy tym zaznaczyć, że nie jest to nudny podręcznik akademicki, gdzie w sposób hermetyczny i mało przystępny wprowadza się czytelnika w arkana wiedzy. Nie jest to także kompendium historii literatury łacińskiej, choć lwią część książki Stroh opisuje właśnie jej losy, biorąc sobie głęboko do serca zalecenie Umberta Eco: "pisz o autorach antycznych tak, jakby byli współczesnymi". Jest to raczej rodzaj swego rodzaju manifestu, którego autor, opisując zawiłe losy języka łacińskiego (pisząc o niej, jakby była niemalże żywą istotą), chciałby zarazić go swym czarem i przekonać, że to właśnie zarzucana łacinie przez przeciwników jej wykładania "niepraktyczność", jest jej największym walorem. Tych, których nie przekona argument o tym, że opanowanie języka Rzymian pozwoli na lekturę ich wielkich i wciąż aktualnych pod wieloma aspektami dzieł w oryginale, autor stara się przekonać w bardziej pragmatyczny sposób. Nauka łaciny uczy bowiem stałych struktur myślenia, orientacji w terminologii naukowej, która bazuje na łacińskim słownictwie, a także stanowi nieocenioną pomoc w nauce języków romańskich (ba, nawet angielskiego!). A wszystko to w sposób całkowicie egalitarny - właśnie dlatego, że łacina nie jest współcześnie językiem narodowym żadnego państwa, może ona przyczynić się do budowania sprawiedliwości i więzi między narodami, które zanurzone są w wiekowej tradycji tego dźwięcznego, leksykalnie rozbudowanego, choć precyzyjnego w swej niejednoznaczności języka.
Na koniec jeszcze słów kilka o samym tłumaczeniu książki (nie znam niemieckiego, więc nie jestem w stanie wypowiedzieć się o tym, czy misja przekładu powiodła się należycie). Zważywszy na fakt, że pozycja ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, byłem wielce zdziwiony, kiedy raz po raz natykałem się na wiele językowych potknięć, stylistycznych nieporadności, a nawet błędów ortograficznych ("instruktarz" zamiast "instruktaż"). Dołączony przez tłumaczkę esej własnego autorstwa "Antyk u Tuwima" pasuje do książki Stroha jak Piłat do credo, a jego umieszczenie w książce poświęconej dziejom języka łacińskiego - wysoce niestosowne.
Książka emerytowanego profesora filologii klasycznej, Niemca Wilfrieda Stroha "Łacina umarła, niech żyje łacina!" jest przekonującą, napisaną wartkim i potoczystym stylem apologią tego, jak się okazuje, nie tak martwego języka. Na przekór tym wszystkim, którzy uważają, że mowa Rzymian umarła wraz z nimi, autor cytuje dwuwiersz Josefa Eberle'a: "Ilekroć ogłaszano łaciny...
więcej Pokaż mimo to