Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Przyznam, że początkowo trochę zbiło mnie z tropu przeniesienie akcji do innego miejsca i przekazanie pałeczki pierwszeństwa drugoplanowym protagonistom. Po poprzednich tomach z przyzwyczajenia wolałam towarzyszyć Maered i dowiedzieć się, co tam dalej u niej słychać. Z perspektywy czasu uważam jednak taki zabieg za udany. Cykl ma bowiem wyraźną tendencję zwyżkową i po średnio udanym „Darze” jest z nim coraz lepiej. Warsztatowo widać, że pisarka robi ogromne postępy i przestaje nam serwować na każdym kroku naiwne, szablonowe rozwiązania.

Wciąż jednak historia opowiedziana w „Kruku” utrzymana jest w tym samym podniosłym, przesyconym poezją i romantyzmem, stylu. Tym razem zostaje jednak rozwinięta rola bohaterów drugoplanowych, którzy dotychczas tylko gdzieś tam przemykali i występowali epizodycznie. Mamy także okazję poznać kolejny kawałek świata, który − mimo pewnej dozy patetyczności − jest kreacją bardzo przemyślaną. Ze swoją wyjątkową historią, geografią i sztuką. Dalej, niektórych mogą razić elementy specyficzne dla high fantasy, ale tym razem nie jesteśmy już tak przytłoczeni tolkienowatością i Croggon sili się, by dodać do literatury fantastycznej coś od siebie, a nie tylko powielać schematy. (Chociaż przeglądając tą ściągawkę z run, nie mogłam się nie uśmiechnąć, wspominając zachwyty z lat szczenięcych nad „Silmarilionem” i „Władcą Pierścieni”).

A skoro pani Alison Croggon uczy się na błędach, postępy zawsze należy docenić. Nie będę więc ponownie psioczyć na ten potworny, niby naukowy (w efekcie komiczny) wstęp, który − jak podejrzewam − będzie mnie irytował także w czwartym tomie, ale z miejsca przejdę do ocenienia samej powieści. Jest dobrze. Z przeciętnego fantasy, cykl Pellinoru przeobraził się w powieść dobrą. Może nie powalającą, ale z pewnością trafi do całej rzeszy czytelników, którym taki styl będzie jak najbardziej odpowiadał."

Całość mojej recenzji na: http://www.qfant.pl/review/alison-croggon-ksiega-trzecia-pellinoru-kruk/

"Przyznam, że początkowo trochę zbiło mnie z tropu przeniesienie akcji do innego miejsca i przekazanie pałeczki pierwszeństwa drugoplanowym protagonistom. Po poprzednich tomach z przyzwyczajenia wolałam towarzyszyć Maered i dowiedzieć się, co tam dalej u niej słychać. Z perspektywy czasu uważam jednak taki zabieg za udany. Cykl ma bowiem wyraźną tendencję zwyżkową i po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dla odmiany [w tomie drugim] postaci nabierają wreszcie charakteru i kształtu. Może Cadvan wydaje się być zbyt idealny, ale za to Maerad staje się arogancka, dumna i niebezpieczna. Momentami zapatrzona w nową moc, co – naturalnie – musi prowadzić do tragedii. Muszę przyznać, że taka przemiana bardzo mi się podobała. Zniknęło gdzieś to naiwne, papierowe dziewczę z „Daru”, a zastąpiła je Maerad Elendor, Ognista Lilia z Edil-Amarandhu. Kobietka z pazurem. Mam tylko nadzieję, że autorka nie będzie karać postaci i moralizatorsko krytykować, aby pokazać, że potrafi się obronić, jeśli chce. Cały tom wydaje się mroczniejszy. Przede wszystkim Maerad łamie podstawowe prawa i zabija jedną z bardów. Mniejsza, że w samoobronie, bo liczą się tylko konsekwencje. W efekcie, inni bohaterowie przypinają dziewczynie etykietkę potwora i nawet Cadvan, jej mentor i opiekun, odczuwa psychiczny dyskomfort. I tutaj ogólna pochwała, bo spodobał mi się obrany kierunek. W końcu zaczyna się dziać! Są emocje, wątpliwości i sensowne pokazanie poszukiwania własnego „ja”.

„Zagadkę” uważam za tom udany bardziej niż poprzedni. Widać, że autorka czegoś się nauczyła, a przynajmniej miała nowe, świeże pomysły. W zasadzie można by nawet pominąć mało udany „Dar” i zacząć od razu od drugiego tomu, by dostać historię dojrzalszą, w znacznie ciekawszej wersji. Chyba że ktoś rozpaczliwie musi poznawać fabułę w ściśle określonej kolejności. W takim razie nie ma zmiłuj. Proszę jednak nie zapominać, że „Ksiegi Pellinoru” to dalej typowy romans, owinięty w papier high fantasy. Odstrasza? Nie ruszajcie. W każdym innym wypadku – droga wolna!"

Całość mojej recenzji na: http://www.qfant.pl/review/alison-croggon-ksiega-druga-pellinoru-zagadka/

"Dla odmiany [w tomie drugim] postaci nabierają wreszcie charakteru i kształtu. Może Cadvan wydaje się być zbyt idealny, ale za to Maerad staje się arogancka, dumna i niebezpieczna. Momentami zapatrzona w nową moc, co – naturalnie – musi prowadzić do tragedii. Muszę przyznać, że taka przemiana bardzo mi się podobała. Zniknęło gdzieś to naiwne, papierowe dziewczę z „Daru”, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Nie da się ukryć, że „Dar” to powieść bardzo specyficzna. Przez znaczą jej część będziemy czytali opisy z podróży i powolne budowanie relacji między starszym, nieco skrzywdzonym przez życie mężczyzną i młodziutką niewinną uczennicą – która z jednej strony trochę się nauczyciela boi, a z drugiej staje się odeń uzależniona. Jeśli więc nie odstraszy was to już na starcie, dostaniecie w efekcie historię bardzo nierówną. Trudno czasami się nie skrzywić na schematyczność pewnych fabularnych rozwiązań, jak wspomniani wcześniej Czarni Jeźdźcy ukryci pod nową nazwą czy sam pomysł z dzieckiem wybrańcem. Niby to wszystko standard dla high fantasy, ale po czasie ciężko nie odczuć znużenia. Dla odmiany pomysł z kulturą bardów wyszedł autorce dobrze. Każda szkoła różni się od siebie, pieśni nie brakuje, są odmienne tradycje oraz język, a wszystko razem splata się w spójną koncepcję wykreowanego świata. Zwłaszcza, że na koniec autorka nie poskąpiła typowo encyklopedycznych dodatków z historią, sposobem czytania nazw własnych i wyjaśnieniami.(...)

Na zakończenie, bez owijania, „Dar” Alison Croggon nie powala. Jest to porządna powieść fantasy, dla bardzo sprecyzowanego odbiorcy, który szuka konkretnego rodzaju wzruszeń. Być może moje chłodniejsze nastawienie pogłębił wspomniany we wstępie zabieg autorki, by podawać sztuczną listę źródeł i badań. Jakieś to wszystko mało poważne. Jakby nie wystarczyło, że zrobiła „kulturowe” dodatki, by dodać swojemu światu autentyczności. Moim zdaniem, nie trzeba było posuwać się do żartu, zwłaszcza, że jak miałam okazję sprawdzić na oficjalnej stronie, niejednego czytelnika wprowadziła tym w błąd. Może w kolejnych wydaniach powieści pojawi się jakieś sprostowanie. Tymczasem trochę za mało tych powiewów świeżości. Jeśli jednak ktoś lubi tradycyjne romanse z fantastyczną otoczką – nie mógłby trafić lepiej."

Całość mojej recenzji na: http://www.qfant.pl/review/alison-croggon-ksiega-pierwsza-pellinoru-dar/

"Nie da się ukryć, że „Dar” to powieść bardzo specyficzna. Przez znaczą jej część będziemy czytali opisy z podróży i powolne budowanie relacji między starszym, nieco skrzywdzonym przez życie mężczyzną i młodziutką niewinną uczennicą – która z jednej strony trochę się nauczyciela boi, a z drugiej staje się odeń uzależniona. Jeśli więc nie odstraszy was to już na starcie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Tam ta da daaam! I po finale. Nie od dziś w fantasy wiadomo, że gdy chce się uratować świat, należy… zaśpiewać. Tom czwarty sagi Pellinoru o podtytule „Pieśń” jest zarazem ostatnim z cyklu, który kończy naszą przygodę w towarzystwie bardów. A chociaż dochodzi do ostatecznej bitwy z „Wielkim Złym”, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że czegoś jednak tutaj brakuje, by uznać obrazek decydującej walki za kompletny.(...)

Pomijając więc nieszczęsny epilog, o którym trzeba powiedzieć, że jest niestety nijaki, trzeba przyznać, że dobra passa autorki trwa i wciąż obserwujemy tendencję zwyżkową. Cykl Pellinoru może dalej nie grzeszy oryginalnością, ale można się już przyzwyczaić do tego świata: gdzie magia i poezja splatają się w jedno. Zresztą jeśli dotarliście już do ostatniej część cyklu, prawdopodobnie doskonale znacie już wszystkie grzeszki i zalety stylu Alison Croggon. Zakończenie historii poznać warto. Zwłaszcza, że straszliwy Bezimienny zagości wreszcie w fabule na dłużej, aby poddać Maerad prawdziwie ciężkim próbom. Jeśli więc nie odstraszyła was dotychczas podniosłość Pellinoru, najwyższy czas przeczytać ostatnią stronę historii i ze spokojem zamknąć książkę."

całość mojej recenzji na: http://www.qfant.pl/review/alison-croggon-ksiega-czwarta-pellinoru-piesn/

"Tam ta da daaam! I po finale. Nie od dziś w fantasy wiadomo, że gdy chce się uratować świat, należy… zaśpiewać. Tom czwarty sagi Pellinoru o podtytule „Pieśń” jest zarazem ostatnim z cyklu, który kończy naszą przygodę w towarzystwie bardów. A chociaż dochodzi do ostatecznej bitwy z „Wielkim Złym”, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że czegoś jednak tutaj brakuje, by uznać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Jak można wyczytać z dołączonego do książki dodatku, autor jest historykiem i ma na swoim koncie popularnonaukowe publikacje o Gdańsku – i właśnie fascynację tym tematem daje się odnaleźć na kartach powieści. Miejscami bowiem zatraca się równowaga pomiędzy fabułą a przedstawianiem realiów, na czym, niestety, cierpi akcja. Opisy, choć interesujące, zaczynają nużyć. Nie wątpię, że spodobają się miłośnikom średniowiecza, ale przeciętny zjadacz chleba zacznie rozglądać się tęsknie za dialogami. Tych zaś jest wyjątkowo mało. Odnosi się przez to wrażenie, że szczególiki i opisy są dla powieści ważniejsze niż sama historia. Czy to wada? Cóż… Mawiają, że wiele zależy od czytelniczych preferencji.

Warto w tym miejscu powiedzieć kilka słów o języku autora. I to jest właśnie najmilsza część niespodzianki. Na rynku fantastycznym co chwilę pojawiają się kolejne książki, w których środki stylistyczne to rodzaj mitycznego jednorożca – każdy o nim słyszał, ale mało kto widział, ponieważ autorzy bardzo rzadko je stosują. Krzywicki idzie pod prąd i udowadnia, że da się fantastykę pisać ładnie. Zdania są zgrabne, porównania przemyślane i fakt, język bywa niekiedy wulgarny (ale kto teraz tak nie pisze?), za to warsztatowo bardzo dobry i trudno się do czegokolwiek przyczepić."

Całość recenzji dostępna na: http://www.qfant.pl/review/michal-krzywicki-psalmodia/

"Jak można wyczytać z dołączonego do książki dodatku, autor jest historykiem i ma na swoim koncie popularnonaukowe publikacje o Gdańsku – i właśnie fascynację tym tematem daje się odnaleźć na kartach powieści. Miejscami bowiem zatraca się równowaga pomiędzy fabułą a przedstawianiem realiów, na czym, niestety, cierpi akcja. Opisy, choć interesujące, zaczynają nużyć. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dżolly i s-ka to opowieść nietypowa. Przede wszystkim główną bohaterką historii jest mała hiena, a także jej towarzysze: kózka Białka, lamparcica Kleo, lew Kali i Dora – łaciaty dog. Autorka i narratorka w jednym – Antonina Zabińska (żona dyrektora Warszawskiego Ogrodu Zoologicznego w latach 1929-1950) – opisuje kolejno pojawianie się nowych zwierząt w jej domu, a także perypetię z tym związane. (...)

Książka zdecydowanie warta przeczytania, komu ją jednak polecić? Przede wszystkim miłośnikom zwierząt, bowiem będą mogli dowiedzieć się sporo o tym jak funkcjonował jeden z największych ogrodów zoologicznych w Polsce. Jest to zarazem pierwszy tom serii wspomnień, która przeniesie czytelnika w najtrudniejsze i najcięższe lata w historii naszego kraju. Ja z pewnością sięgnę po kolejne „Opowieści z zoo”, gdyż poznanie losów Dżolly dostarczyło mi sporo wzruszeń i chętnie poznam pozostałych mieszkańców tego nietuzinkowego miejsca."
Całość mojej recenzji dostępna na: qfant.pl

"Dżolly i s-ka to opowieść nietypowa. Przede wszystkim główną bohaterką historii jest mała hiena, a także jej towarzysze: kózka Białka, lamparcica Kleo, lew Kali i Dora – łaciaty dog. Autorka i narratorka w jednym – Antonina Zabińska (żona dyrektora Warszawskiego Ogrodu Zoologicznego w latach 1929-1950) – opisuje kolejno pojawianie się nowych zwierząt w jej domu, a także...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki W obronie zwierząt Peter Singer, praca zbiorowa
Ocena 7,6
W obronie zwie... Peter Singer, praca...

Na półkach: , ,

"Niesamowicie rzeczowo przeprowadzona analiza najpopularniejszych argumentów, które „pozwalają” człowiekowi traktować się jako gatunek wyższy. Rozważania nad moralnością w oparciu o różne konteksty kulturowe, z odwołaniem do popularnych filozofii, religii i poglądów, przyczyniających się w dużym stopniu do naszego bezmyślnego podejścia do świata jako całości. To przemyślenia nad definicjami zła, bólu i preferencji w ogóle. Wykraczające daleko poza sfery traktowania zwierząt, ale tyczą się nade wszystko innych ludzi: upośledzonych umysłowo, niechcianych noworodków, osób odmiennego koloru skóry czy płci. To wywody na temat wolności i smutku. Zdolności ich odczuwania, które u każdej istoty myślącej, bez względu na wyznanie i doświadczania, z pewnością obudzą refleksję. Jest bowiem tak, jak zaznacza sam autor: „Ruch w obronie praw zwierząt jest często parodiowany przez tych, którzy albo umyślnie przedstawiają go fałszywie, albo nie rozumieją jego znaczenia. Dlatego (…) warto powiedzieć o tym, czego odrzucenie szowinizmu gatunkowego nie oznacza. Nie oznacza, że zwierzęta mają takie same prawa jak ty i ja. (…) Z racji tych różnic nie miałoby żadnego sensu wyposażenie zwierząt nieczłowieczych w prawa, takie jak prawo głosowania, wolność słowa czy swoboda wyznaniowa. Ale zarazem bezsensem jest nadawanie tych praw ludzkim dwulatkom. Nie oznacza to, że powinniśmy lekceważyć to, co faktycznie jest w interesie dwulatków, jak ich karmienie, utrzymanie w cieple, dbałość o ich wygodę, otaczanie miłością”.

Eseje rozprawiają się też z innymi popularnymi kontrargumentami jak: obowiązek ochraniania własnego gatunku, przedkładanie interesów ludzkości w celu przetrwania, nakaz „panowania” dany nam przez siły wyższe, niezdolność zwierząt do wzajemności czy identycznego jak u człowieka percypowania rzeczywistości. Wiele z przedstawionych w tekście sformułowań sama również używałam za wartościowe argumenty i – z niemałą przyjemnością – odkryłam, jak wielkie zmiany zaszły w moim myśleniu.

Wreszcie, druga warta uwagi część, dotyczy wskazówek czysto praktycznych. Omawia bowiem kwestie naszego świadomego poprawiania sytuacji zwierząt. Tego, co tak naprawdę możemy zrobić (we własnym zakresie) bez narzucania sobie surowych rygorów, których i tak, z różnych powodów, nie uda nam się przestrzegać. Nie każdy w życiu zostanie aktywistą, nie wszyscy mamy naturę bojowników, wszyscy jednak uważamy się za istoty myślące i czujące – posiadamy więc wystarczające narzędzia, by dodać od siebie coś wartościowego i dokonać zmiany bez żadnego poświecenia i gwałtownych rewolucji.

„W obronie zwierząt” wywalczyło sobie honorowe miejsce na mojej półce i w życiu. Pracę tych autorów polecam najzagorzalszym przeciwnikom „zwierzęcych terrorystów”, miłośnikom ekologii i – nade wszystkim – przeciętnym czytelnikom, takim jak ja. Gwarantuję bowiem, że zrobi piorunujące wrażenie. Jeśli jeszcze jej nie znacie, to czas najwyższy sięgnąć po tak odmienną lekturę."
Całość mojej recenzji na: qfant.pl

"Niesamowicie rzeczowo przeprowadzona analiza najpopularniejszych argumentów, które „pozwalają” człowiekowi traktować się jako gatunek wyższy. Rozważania nad moralnością w oparciu o różne konteksty kulturowe, z odwołaniem do popularnych filozofii, religii i poglądów, przyczyniających się w dużym stopniu do naszego bezmyślnego podejścia do świata jako całości. To...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Uczta lodu i ognia Sariann Lehrer, Chelsea Monroe-Cassel
Ocena 7,4
Uczta lodu i o... Sariann Lehrer, Che...

Na półkach: , ,

"Zacznijmy od tego, że „Uczta lodu i ognia” tylko pozornie skierowana jest do fanów sagi. Owszem, znajdziemy w poszczególnych tytułach i przepisach odwołania do postaci, a każdy pomysł opatrzono cytatem z powieści, skąd wspomniana potrawa została zaczerpnięta, ale i bez znajomości sagi, książka pozostaje w pełni funkcjonalna. Ba, fani Georga R.R. Martina mogą sprezentować ją osobom (krewnym, drugiej połówce, itd.) nawet nieprzepadającym za fantastyką i cieszyć się kulinarnymi efektami ich prac, bez zmuszania do wcześniejszego przebrnięcia przez powieściowe kobyły. Jedzenie – bądź co bądź – łączy ludzi. A w „Uczcie lodu i ognia” zaproponowano naprawdę miłą dla oka formę biesiadowania.

Autorki w dość szczegółowy sposób postarały się przybliżyć średniowieczną kuchnię, stąd na samym wstępie uraczyły odbiorcę dodatkiem „historycznym”, gdzie wyjaśnione zostały tradycje związane z dawnymi zwyczajami żywieniowymi. Rozdział ten został także wykorzystany do zaproponowani zamienników, które w przypadku sporej części potraw mogą okazać się niezbędne – trudno bowiem oczekiwać, abyśmy znaleźli w supermarkecie mięso żubra do pieczeni z porem (jadanej na Północy). Nie mogło też zabraknąć słów pochwały od Georga R.R. Martina, usprawiedliwiającego się dlaczego podobnego poradnika nie napisał. Autor – jak wyznaje – gotować nie potrafi, ale za to ucztuje z prawdziwym entuzjazmem, jeśli tylko znajdą się chętni do karmienia.
(...)
Baranina z cebulą w piwie – podawana na Murze, Pieczone jabłka z Winterfell, Zwędzone ciasteczka Aryi, Pasztet z gołębi w cieście – prosto z Królewskiej Przystani, Dornijski wąż w sosie piekielnym i Miodowe paluszki z Tyrosh – to tylko kilka przykładów. Nie uwierzę, że po tym spisie nie zaburczało komuś w brzuchu. Warto więc przenieść się na chwile do Westeros i spróbować tamtejszych przysmaków, które bez większych trudności oraz wydatków mogą zagościć na każdym stole. (Ostrzeżenie przed spoilerem:) Uważajcie tylko na zabójcze pasztety!"

Całość mojej recenzji dostępna na qfant.pl

"Zacznijmy od tego, że „Uczta lodu i ognia” tylko pozornie skierowana jest do fanów sagi. Owszem, znajdziemy w poszczególnych tytułach i przepisach odwołania do postaci, a każdy pomysł opatrzono cytatem z powieści, skąd wspomniana potrawa została zaczerpnięta, ale i bez znajomości sagi, książka pozostaje w pełni funkcjonalna. Ba, fani Georga R.R. Martina mogą sprezentować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Akcja „Trzeciego królestwa” zaczyna się wkrótce po pokonaniu Zaszytej Służki. Z miejsca zostajemy wrzuceni w wir wydarzeń, bowiem już z pierwszych kart powieści dowiadujemy się, że protagoniści… są śmiertelnie ranni. Dopiero pomoc młodej, utalentowanej uzdrowicielki Samanthy pozwala Richardowi, jako tako, stanąć na nogi. Nie rozwiązuje jednak najważniejszego problemu: naznaczenia śmiercią, które – sądząc po zielonym kolorze – musi mieć jakiś związek z zaświatami i duchami zmarłych. Odcięty od mocy i przyjaciół Richard staje przed trudnym zdaniem; musi ocalić Matkę Spowiedniczkę Kahlan, nim będzie za późno, a przy okazji uzdrowić samego siebie i odszukać rodzinę Samanthy. Stawia więc na szali swój honor, jedyną miłość i moce – gdy czas pozostaje bezlitosny.(...)

Podając zatem zalety książki, można by powiedzieć, że to wciąż ten sam, poczciwy, znany Goodkind. W wadach zaś – na ironię – wymienić dokładnie to samo. Podsumowując: jeśli wciąż nie macie dość Richarda oraz jego paczki, warto chyba przeżyć kolejną przygodę w ich towarzystwie i jeszcze raz pokonać panoszące się zło. Jeśli jednak nie znacie w ogóle cyklu „Miecza Prawdy” albo pogubiliście się gdzieś z fabułą we wcześniejszych tomach – to „Trzecie królestwo” nie jest dobrym pomysłem na start. Zbyt daleko zabrnęliśmy w akcji, by do wędrówki mogły dołączyć osoby niezaznajomione. „Miecz prawdy” to jednak wciąż kawał dobrego, tradycyjnego fantasy, który doskonale nawiązuje do korzeni gatunku."
Całość recenzji na: http://www.qfant.pl/review/terry-goodkind-trzecie-krolestwo/

"Akcja „Trzeciego królestwa” zaczyna się wkrótce po pokonaniu Zaszytej Służki. Z miejsca zostajemy wrzuceni w wir wydarzeń, bowiem już z pierwszych kart powieści dowiadujemy się, że protagoniści… są śmiertelnie ranni. Dopiero pomoc młodej, utalentowanej uzdrowicielki Samanthy pozwala Richardowi, jako tako, stanąć na nogi. Nie rozwiązuje jednak najważniejszego problemu:...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Statek śmierci Clive Cussler, Jack Du Brul
Ocena 6,9
Statek śmierci Clive Cussler, Jack...

Na półkach:

"„Nazywam się Cabrillo. Juan Cabrillo”. – Taką oto parafrazą mógłby się przedstawić główny protagonista. Przystojny, zabawny, odważny. Były agent CIA, któremu niestraszne żadne wyzwanie. Nigdy nie przepuści okazji, by stanąć do walki o wolność, równość i amerykański styl życia (a jako bohater XXI wieku – również ekologię). Jeśli jeszcze zastanawiacie się, co łączy go z ikoną Jamesa Bonda, to jesteście na właściwym tropie. Oczywiście – gadżety. A tych w książce jest od groma: niektóre pomysłowe, inne zaś ocierające się o groteskę. Z jakiego powodu? Otóż Juan nosi tytanową protezę nogi, w którą wmontowano mu garotę, pistolet Kel-Tek kaliber 9 milimetrów, nóż do rzucania, jednostrzałowy pistolet kaliber 12,7 z pociskami wylatującymi przez piętę, schowki na drobny sprzęt i strach pytać, co jeszcze. A chociaż odtwarzacz mp3 i GPS zostały pominięte w wyliczance, to w razie potrzeby znalazłoby się miejsce i dla nich. (...) Największym wrogiem tej powieści jest jej konwencja. Czytelnicy, którzy dostają uczulenia na wzmiankę o agencie 007, powinni trzymać się od niej z daleka, jeśli jednak ktoś nie ma nic przeciwko (albo dopiero chce się przekonać do powieści sensacyjnych) – „Statek śmierci” można spokojnie polecić jako lekturę sztandarową dla gatunku."
Całość recenzji na: http://www.qfant.pl/review/clive-cussler-jack-du-brul-statek-smierci/

"„Nazywam się Cabrillo. Juan Cabrillo”. – Taką oto parafrazą mógłby się przedstawić główny protagonista. Przystojny, zabawny, odważny. Były agent CIA, któremu niestraszne żadne wyzwanie. Nigdy nie przepuści okazji, by stanąć do walki o wolność, równość i amerykański styl życia (a jako bohater XXI wieku – również ekologię). Jeśli jeszcze zastanawiacie się, co łączy go z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Diablo Archiwum - Księga 1 Richard A. Knaak, Robert B. Marks, Mel Odom
Ocena 6,9
Diablo Archiwu... Richard A. Knaak, R...

Na półkach:

"Powieść z czystym sumieniem można dedykować fanom komputerowej serii, jak również wszystkim, którzy chcą się nieco rozerwać, nie wkładając w lekturę zbytniego wysiłku. Fabuła jest na tyle nieskomplikowana, że odnajdziecie się w niej łatwo, bez znajomości uniwersum Diablo. Bo chociaż „Czarna Droga” porusza nieco trudnych tematów, nie robi tego w sposób na tyle nachalny, aby zanudzić. Jeśli więc nie nastawicie się na zawiłe intrygi, a szukacie czegoś, gdzie miecze śpiewają, a nekromanci hasają, nie powinniście czuć się rozczarowani. Z drugiej strony jeśli już wyrośliście z opowieści o awanturnikach i demonach, to „Diablo. Archiwum – Księga I” nie będzie miało wam nic więcej do zaoferowania."
Całość recenzji na: http://www.qfant.pl/review/richard-a-knaak-mel-odom-diablo-archiwum-ksiega-i/

"Powieść z czystym sumieniem można dedykować fanom komputerowej serii, jak również wszystkim, którzy chcą się nieco rozerwać, nie wkładając w lekturę zbytniego wysiłku. Fabuła jest na tyle nieskomplikowana, że odnajdziecie się w niej łatwo, bez znajomości uniwersum Diablo. Bo chociaż „Czarna Droga” porusza nieco trudnych tematów, nie robi tego w sposób na tyle nachalny, aby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Tysiąc Jesieni Jacoba de Zoeta” to jedna z najciekawszych powieści w „azjatyckim klimacie”, którą śmiało dołączam do mojej prywatnej listy. Napisana z ogromnym talentem, wiedzą, która wprost wylewa się z kart powieści, i doskonałym literackich kunsztem. Żaden z bohaterów nie jest płaski, a protagonistki w niczym nie ustępują męskim bohaterom: są równie silne, zaradne i pomysłowe. Wreszcie samo miejsce akcji jest bardzo malownicze i niepowtarzalne. W powieści nie brakuje opisów brutalnej rzeczywiści: i tej japońskiej, i bliższej, naszej – jak chociażby historia Yayoi, dziewczynki o lisich uszach. Nie zetkniemy się więc z naiwnością świata przedstawionego, a bohaterów nie otacza niewidzialna ochrona autora. Cierpienie i radość mieszają się w idealnych proporcjach, wzbudzając wzruszenie i wesołość na przemian, przez co wiemy, że mamy do czynienia z powieścią dojrzałą, która nie mami nas różowymi iluzjami. Mój jedyny zarzut dotyczyć mógłby w zasadzie maniery autora pisania w czasie teraźniejszym, ale dość szybko udało mi się do niej przyzwyczaić. Powieść „Tysiąc Jesieni Jacoba de Zoeta” zdecydowanie zasłużyła sobie na liczne nagrody, a do jej przeczytania gorąco zachęcam. Jest to bowiem przemyślana historia, o której z pewnością nie pomyślicie, że była stratą czasu."
Całość recenzji na: http://www.qfant.pl/review/david-mitchell-tysiac-jesieni-jacoba-de-zoeta-2/

„Tysiąc Jesieni Jacoba de Zoeta” to jedna z najciekawszych powieści w „azjatyckim klimacie”, którą śmiało dołączam do mojej prywatnej listy. Napisana z ogromnym talentem, wiedzą, która wprost wylewa się z kart powieści, i doskonałym literackich kunsztem. Żaden z bohaterów nie jest płaski, a protagonistki w niczym nie ustępują męskim bohaterom: są równie silne, zaradne i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Usagi Yojimbo (czyli Królik Ochroniarz) to nietypowa seria, której akcja rozgrywa się w świecie przypominającym siedemnastowieczną Japonię. Naturalnie uważny czytelnik wypatrzy wiele nawiązań historycznych, poczynając od otwierającej sceny, bitwy pod Adachigaharą, czy na imieniu głównego bohatera kończąc: Miyamoto Usagi – oczywiste odwołanie do mistrza walki stylu dwoma broniami, Miyamoto Musashiego. (...) Usagiego Yojimbo bez oporów określę mianem serii, na którą warto poświęcić czas. Jeśli jest się miłośnikiem kina samurajskiego, to jest to w zasadzie pozycja obowiązkowa. Komiks doskonale nadaje się także dla starszych odbiorców, którzy poza przyjemnością z historii lubią dowiedzieć się też czegoś o orientalnej kulturze."
Całość recenzji na: http://www.qfant.pl/review/stan-sakai-usagi-yojimbo-ronin/

"Usagi Yojimbo (czyli Królik Ochroniarz) to nietypowa seria, której akcja rozgrywa się w świecie przypominającym siedemnastowieczną Japonię. Naturalnie uważny czytelnik wypatrzy wiele nawiązań historycznych, poczynając od otwierającej sceny, bitwy pod Adachigaharą, czy na imieniu głównego bohatera kończąc: Miyamoto Usagi – oczywiste odwołanie do mistrza walki stylu dwoma...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Żółw przypomniany. Przewodnik po Świecie Dysku uaktualniony aż do "Niucha" Stephen Briggs, Terry Pratchett
Ocena 7,4
Żółw przypomni... Stephen Briggs, Ter...

Na półkach: , ,

„Przewodnik Żółw Przypomniany…” oceniałabym w kategorii gadżetu. Fajniej go mieć, niż nie mieć. Nie znaczy to jednak, iż jest produktem niezbędnym do lektury, czy w jakikolwiek sposób wpłynie na wasz odbiór serii. Ja co prawda sporo postaci i faktów zdołałam już pozapominać, ale wierzę, że gdzieś tam żyją na świecie fani, którzy są w stanie odpowiedzieć na pytanie, czym jest Zmokberg, a kim lord Henry Snipps. Jeśli więc nie jesteście aż tak zaangażowanymi dyskoholikami, możecie postrzegać „Przewodnik” jako książkę całkiem przydatną. I takim właśnie osobom pozycję tą z czystym sumieniem polecam."
Całość recenzji na: http://www.qfant.pl/review/t-pratchett-i-s-briggs-zolw-przypomniany-przewodnik-po-swiecie-dysku-uaktualniony-az-do-niucha/

„Przewodnik Żółw Przypomniany…” oceniałabym w kategorii gadżetu. Fajniej go mieć, niż nie mieć. Nie znaczy to jednak, iż jest produktem niezbędnym do lektury, czy w jakikolwiek sposób wpłynie na wasz odbiór serii. Ja co prawda sporo postaci i faktów zdołałam już pozapominać, ale wierzę, że gdzieś tam żyją na świecie fani, którzy są w stanie odpowiedzieć na pytanie, czym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Trudno w prosty sposób przedstawić, jak wielu problemów dotyka ta publikacja. Od estetyki scen przemocy, po pytania nad moralnością, psychologią, wreszcie współczesną ideą rozrywki. Nie chodzi zatem o zwykły wywód filmoznawczy. Obecnie, głównie za sprawą amerykańskich seriali, znowu wracamy do czasów, gdy potrzeby na oglądanie scen przemocy i golizny u konsumentów zdają się niebywale wysokie. A raczej: pojawia się mniej osobistego zażenowania i zewnętrznego mechanizmu hamowania – w postaci jakiejś cenzury, czuwającej nad naszą obyczajowością. Dlatego „Bestię i ofiary” oceniam jako lekturę nad wyraz udaną z tego względu, że skłania do tego, by zastanowić się szerzej nad tym, co oglądamy i „właściwie dlaczego?”, gdy siadamy przed telewizorem z pilotem w ręku. Wątek przemocy, przedmiotowego traktowania kobiet, poniżania i propagowania takiego modelu w świadomościach odbiorców wciąż znajduje się często za zasłoną milczenia. Tym bardziej warto, by kolejne publikacje wypchały go na światło dzienne i ujawniały, co naprawdę kryje się za prostą rozrywką w naszym cywilizowanym, postępowym świecie."
Całość recenzji na: http://www.qfant.pl/review/anna-malyszko-bestie-i-ofiary-przemoc-wobec-kobiet-w-filmie-wspolczesnym/

"Trudno w prosty sposób przedstawić, jak wielu problemów dotyka ta publikacja. Od estetyki scen przemocy, po pytania nad moralnością, psychologią, wreszcie współczesną ideą rozrywki. Nie chodzi zatem o zwykły wywód filmoznawczy. Obecnie, głównie za sprawą amerykańskich seriali, znowu wracamy do czasów, gdy potrzeby na oglądanie scen przemocy i golizny u konsumentów zdają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Zabójczy księżyc” to kawał dobrej powieści, jeśli chodzi o powiew świeżości w skostniałym już nieco gatunku. Dostajemy to wszystko – od pojedynków, po spiski i tajemne moce – co w fantastyce znamy i kochamy, zapakowane dodatkowo w nową, oryginalną oprawę. Jeśli więc nie odstrasza was perspektywa przerywania lektury, by co kilka stron zerkać do glosariusza, powinniście być zadowoleni. Zwłaszcza, że z każdym kolejnym rozdziałem czytanie idzie coraz płynniej, bez większych przerw na przypominanie. Gdybyście jednak zaliczali się do czytelników, dla których taki rodzaj rozrywki wydaje się męczący… cóż, „Zabójczy księżyc” to zdecydowanie nie produkt dla wszystkich. Należy mu poświęcić więcej czasu i skupienia, by cieszyć się efektami. I od tych czynników sugerowałabym uzależnić swoją ostateczną decyzję o zakupie.
Całość recenzji na: http://www.qfant.pl/review/n-k-jemisin-zabojczy-ksiezyc/

„Zabójczy księżyc” to kawał dobrej powieści, jeśli chodzi o powiew świeżości w skostniałym już nieco gatunku. Dostajemy to wszystko – od pojedynków, po spiski i tajemne moce – co w fantastyce znamy i kochamy, zapakowane dodatkowo w nową, oryginalną oprawę. Jeśli więc nie odstrasza was perspektywa przerywania lektury, by co kilka stron zerkać do glosariusza, powinniście być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Kot rabina” to przede wszystkim historia o wielokulturowości, tolerancji i sile, jaką posiada moc mowy. A zatem tematach, które powinny interesować każdego rozsądnego człowieka, chcącego żyć w lepszym świecie. Joann Sfar w bardzo malowniczy sposób wprowadza nas w trochę bajkowy świat, który choć wydaje się już nieco archaiczny, to jego problemy pozostają jak najbardziej aktualne. Mimo, powiedzmy „trudnej” oprawy graficznej, jest to historia, którą zdecydowanie warto poznać. Po pierwsze, niewiele opowieści dzieje się w tak oryginalnej scenerii. Po drugie, niektóre zwroty akcji potrafią szczerze zaskoczyć (zwłaszcza, gdy coś okazuje się czymś zupełnie innym niż było w istocie – przekonajcie się sami!). I wreszcie po trzecie: trudno oprzeć się urokowi tak błyskotliwego i dojrzałego kocura. Przygodę z dziełem francuskiego artysty uważam za wyjątkowo udaną i polecam ją wszystkim bez wahania, bo nawet domowy mruczek potrafi mieć wiele do powiedzenia. Może warto go więc czasem wysłuchać?
Całość recenzji na: http://www.qfant.pl/review/joann-sfar-kot-rabina/

„Kot rabina” to przede wszystkim historia o wielokulturowości, tolerancji i sile, jaką posiada moc mowy. A zatem tematach, które powinny interesować każdego rozsądnego człowieka, chcącego żyć w lepszym świecie. Joann Sfar w bardzo malowniczy sposób wprowadza nas w trochę bajkowy świat, który choć wydaje się już nieco archaiczny, to jego problemy pozostają jak najbardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Nieświadomy mag” to rodzaj powieści, który na własny użytek definiuję jako „kobiece fantasy” (brońcie bogowie traktować to jako naukowe pojęcie!). Całość historii skupia się bowiem na emocjach, budowaniu relacji i przyjaźni pomiędzy dwoma młodymi mężczyznami. Będzie więc dużo wzruszeń, wzajemnego wspierania, trochę sprzeczek, gdy ktoś będzie się czuł mniej kochany, niż mu się zdaje, że na to zasługuje… Gdybym miała dokonać teraz podsumowania to powiedziałabym, że Karen Miller to taka bardziej naiwna Robin Hobb. (...) Nie ma za to typowego dla „męskiego fantasy” epatowania przemocą, uprzedmiotowiania kobiet i cynicznego, niepokonanego bohatera, którego pożąda każda dziewoja w mieście, a każdy facet mu zazdrości. Nawet przekleństwa występują sporadycznie, a te najbardziej „soczyste” padają tylko z ust antagonisty. Jest to więc historia delikatniejsza, nastawiona na emocje i rozterki, stąd nie uświadczymy opisów walk (poza jedną – magiczną), ale dojdzie do dziesiątek „rozmów w cztery oczy”. Nie chcę przez to powiedzieć, że to pozycja skierowana do młodszych czytelników. Raczej do osób zmęczonych dominującym nurtem, zniesmaczonych już gwałtami i zachwytem nad „mrrrocznością” świata."
Całość recenzji na: http://www.qfant.pl/review/karen-miller-przebudzony-mag/

„Nieświadomy mag” to rodzaj powieści, który na własny użytek definiuję jako „kobiece fantasy” (brońcie bogowie traktować to jako naukowe pojęcie!). Całość historii skupia się bowiem na emocjach, budowaniu relacji i przyjaźni pomiędzy dwoma młodymi mężczyznami. Będzie więc dużo wzruszeń, wzajemnego wspierania, trochę sprzeczek, gdy ktoś będzie się czuł mniej kochany, niż mu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Przebudzony mag” - tom 2 to wciąż ta sama ciepła fantasy o przyjaźni, miłości i poświęceniu, od którego nurtu zaczęłam dawno temu swoją przygodę z gatunkiem. Żadne tam „dark”, polane sosem brutalności z gołą dziewoją na okładce (obowiązkowo w zbrojo-bikini). Powieść może być zatem dobrą odskocznią od dominujących trendów, albo – zwyczajnie – trafić w gusta czytelników, dla których relacje między bohaterami są równie istotne jak akcja. Jeśli więc nie odstraszy was delikatniejsza narracja, duuużo dialogów i sporo wzruszeń, wybierzcie się na przygodę do Lur raz jeszcze – bo tym razem naprawdę sporo będzie się działo!"
Reszta recenzji na: http://www.qfant.pl/review/karen-miller-przebudzony-mag/

„Przebudzony mag” - tom 2 to wciąż ta sama ciepła fantasy o przyjaźni, miłości i poświęceniu, od którego nurtu zaczęłam dawno temu swoją przygodę z gatunkiem. Żadne tam „dark”, polane sosem brutalności z gołą dziewoją na okładce (obowiązkowo w zbrojo-bikini). Powieść może być zatem dobrą odskocznią od dominujących trendów, albo – zwyczajnie – trafić w gusta czytelników, dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Przeważnie im więcej książek liczy sobie dany cykl, tym obniża się znacznie poziom historii. „Utracona magia” jest wolna od takich słabości. To solidna kontynuacja, powielająca wszystkie schematy i wątki, które działały w poprzedniej dylogii i sprawiały, że fabuła potrafiła przekłuć uwagę na dłuższy czas. Dalej jest rodzinnie, ciepło i przyjacielsko. Dużo wzruszeń, emocji, przy stosunkowo niskim poziomie agresji. Ot, coś w sam raz na odstresowanie po trudnym tygodniu. Teraz jeszcze tylko trzymam kciuki, aby akcja nabrała solidnego tempa. W końcu jest jeszcze tyle rzeczy do odkrycia za Murem. "
Całość recenzji na: http://www.qfant.pl/review/karen-miller-utracona-magia/

"Przeważnie im więcej książek liczy sobie dany cykl, tym obniża się znacznie poziom historii. „Utracona magia” jest wolna od takich słabości. To solidna kontynuacja, powielająca wszystkie schematy i wątki, które działały w poprzedniej dylogii i sprawiały, że fabuła potrafiła przekłuć uwagę na dłuższy czas. Dalej jest rodzinnie, ciepło i przyjacielsko. Dużo wzruszeń, emocji,...

więcej Pokaż mimo to