rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Akcja powieści rozwija się powoli, wąż awizuje centralne wydarzenie powieści, ale to okazuje się dopiero na końcu. Zapowiada jeszcze coś innego: dyskretną transcendencję, przewijającą się wężowo przez całą powieść. Kim jest tajemniczy jogin? Niby zwyczajne życie Amerykanów hinduskiego pochodzenia, ale za nim pulsuje Tajemnica. Intrygująca książka, może z początku trochę nużyć, ale potem wciąga, jakby czytelnika przywiązała do siebie dupattą.

Akcja powieści rozwija się powoli, wąż awizuje centralne wydarzenie powieści, ale to okazuje się dopiero na końcu. Zapowiada jeszcze coś innego: dyskretną transcendencję, przewijającą się wężowo przez całą powieść. Kim jest tajemniczy jogin? Niby zwyczajne życie Amerykanów hinduskiego pochodzenia, ale za nim pulsuje Tajemnica. Intrygująca książka, może z początku trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Piszę opinię po pół roku od przeczytania, więc chyba ją dobrze przemyślałem. Książka prezentuje dość nietypowy (by nie rzec: dziwny) typ pisarstwa historycznego, ni to Jasienica, ni Manteuffel czy Zientara. Dość subiektywne dywagacje autora o historii Państwa Środka, samej historii niewiele, jakieś uwagi natury historyczno-ekonomicznej, demograficznej. Bardzo mało o okresie okupacji japońskiej, biorąc pod uwagę jej donośne znaczenie (chyba nie było nawet wzmianki o zbrodni w Nankinie). W sumie chyba niedużo się dowiedziałem o samej historii. Tytuł raczej powinien brzmieć ,,Subiektywna historia Chin".

Piszę opinię po pół roku od przeczytania, więc chyba ją dobrze przemyślałem. Książka prezentuje dość nietypowy (by nie rzec: dziwny) typ pisarstwa historycznego, ni to Jasienica, ni Manteuffel czy Zientara. Dość subiektywne dywagacje autora o historii Państwa Środka, samej historii niewiele, jakieś uwagi natury historyczno-ekonomicznej, demograficznej. Bardzo mało o okresie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieści w cyklu nierówne: ,,Aguerra w świcie" i tytułowy ,,Król Bólu i pasikonik" - przekombinowane, ,,Linia oporu" - przekombinowana i liryczna, coś jakby gra komputerowa. Pozostałe też ciekawe, ale łatwiejsze w czytaniu. Wspólnym mianownikiem wszystkich utworów jest wykreowanie dystopii i krytyczna ocena rozwoju nauki i techniki.

Powieści w cyklu nierówne: ,,Aguerra w świcie" i tytułowy ,,Król Bólu i pasikonik" - przekombinowane, ,,Linia oporu" - przekombinowana i liryczna, coś jakby gra komputerowa. Pozostałe też ciekawe, ale łatwiejsze w czytaniu. Wspólnym mianownikiem wszystkich utworów jest wykreowanie dystopii i krytyczna ocena rozwoju nauki i techniki.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Cykl opowiadań bemowskich, rozgrywających się w środowisku wielkomiejskiej burżuazji stołecznej. Napisane z pazurem i humorem. Narrator potrafi być krytyczny wobec pewnych postaw (handel żywym towarem - karpiami), ale bez pogardy. Świat wiejskiego proletariatu wyraźnie jest mu daleki i obcy (vide: historia Mai-Marysi). Moją uwagę zwróciła sceneria: stonowane, na ogół utrzymane w chłodnych barwach wnętrza domów jak z seriali, ociekają burżuazyjno-średnioklasowym dostatkiem i takież mają wykończenie. Drugim ważnym miejscem akcji tego zbioru opowiadań są wieżowce biurowców (zupełnie jak siedziba wydawnictwa na Domaniewskiej 48). Splendor maiesatis klasy średniej.
A w niej: przygotowania do Bożego Narodzenia, choć na ogół z dala od Kościoła. I kilka ludzkich historii z terapeutycznym przesłaniem, unikających tandetnego kiczu w rodzaju: pieniądze szczęścia nie dają czy jakichś cudownych przemian w ludzkich sercach (vide casus babci Marcela). Trzeba samemu odnaleźć drogę do szczęścia i równowagi. Wiadomo, że rodzice Jarka nie zaakceptują jego orientacji, babunia Marcela nie zmieni stosunku do jego mamy, a Kajtuś nie zmartwychwstanie. Trzeba znaleźć w sobie siły na to, co przynosi los. To Dickensowska ,,Opowieść wigilijna''. Co nie znaczy, że jednak los nie zlituje się nad bohaterami. Ale pierwszy plan wysuwa się praca nad sobą.
Należy się ogromny plus za świetny, wyważony i adekwatny do sytuacji humor, wciągającą narrację bez dłużyzn. I w końcu też przemyślaną ilość opowiadań, co sprawia, że książka ani na moment nie nuży. Achronologia (opowiadanie zdarzeń od środka) zdradza talent autorki. I wielki plus za zwierzęta. Krótko mówiąc: świetna książka.

Cykl opowiadań bemowskich, rozgrywających się w środowisku wielkomiejskiej burżuazji stołecznej. Napisane z pazurem i humorem. Narrator potrafi być krytyczny wobec pewnych postaw (handel żywym towarem - karpiami), ale bez pogardy. Świat wiejskiego proletariatu wyraźnie jest mu daleki i obcy (vide: historia Mai-Marysi). Moją uwagę zwróciła sceneria: stonowane, na ogół...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W książce Generał tłumaczy czytelnikom powody wprowadzenia stanu wojennego. A skoro ktoś chce się tłumaczyć, to chyba dobrze to o nim świadczy. Klasyczny dyktator psychopata nie tłumaczyłby się z podjętych decyzji, uważając je za jedynie słuszne. Nie wyobrażam sobie, aby np. taki Hitler czy inny Pol Pot wyjaśniali powody swoich decyzji. Jaruzelski się jednak tłumaczy. I jeszcze przeprasza (chyba nawet dwukrotnie). Ale to jeszcze nic: jego wyjaśnienia streścić można słowami ,,nie widziałem innej możliwości”. Co też dobrze o nim świadczy, bo nie twierdzi, że nie było innego wyjścia, tylko on go nie widział. To wszystko stawia Generała w pozytywnym świetle.
Przechodząc do meritum: wedle Autora przyczyną wprowadzenia stanu wojennego była panosząca się anarchia, wynikająca z działań radykalnego skrzydła ,,Solidarności” nad którym nie panował już nawet Lech Wałęsa. Autor zaznacza wieloraki nacisk zewnętrzny na władze PRL: nie tylko militarny, ale przede wszystkim ekonomiczny. Ze strony RWPG miało grozić nam radykalne ograniczenie dostaw większości produktów (żywności, gazu, sprzętu agd itp.). Z drugiej strony nie wypełnialiśmy zobowiązań sojuszniczych, szczególnie w kwestii eksportu węgla. Autor wielokrotnie wskazuje na rozkład gospodarki na skutek szerzącej się anarchii. Unaocznia cofanie się władzy pod naporem szarżującej ,,Solidarności”, jak też propozycje ugodowe: dziewięćdziesiąt dni bez strajków, działalność Rady Porozumienia Narodowego, liczne spotkania z różnymi środowiskami. Wskazuje też na zmęczenie sytuacją zwykłych ludzi (których opinie ceni sobie najbardziej), uderza tu zwłaszcza zacytowana wypowiedź lekarki Gizeli Pawłowskiej.
Nie pomagało mitygowanie przez Kościół, ,,Solidarność” szła (wedle Autora) na starcie czołowe, a przynajmniej jej część. Na nic się więc apele i komunikaty Glempa, a wcześniej rozmowy z kard. Wyszyńskim. Apogeum mogło nastąpić 17 XII 1981 o godzinie 16:00, gdyż na ten dzień ,,Solidarność” zaplanowała centralne obchody jedenastej rocznicy Grudnia 1970 w Warszawie. Wcześniej jeszcze 2 XII 1981 był strajk w radomskiej Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa, któremu ton nadawali skrajni radykałowie ,,Solidarności”, domagając się strajku ogólnopolskiego. Ważnym zagadnieniem są liczne ostrzeżenia ze strony władz cywilnych i wojskowych ZSRR. Polska wszak zbaczała (ich zdaniem) z kursu marksistowsko-leninowskiego w stronę może nawet liberalizmu. Działał jeszcze jeden czynnik psychologiczny: wstyd, gdy Jaruzelski prosił o pomoc, a nie mógł wykazać się wykonaniem zobowiązań ze strony Polski (szczególnie w sprawie eksportu węgla). W krajach RWPG sklepy były pełne, a my mieliśmy opinie leni (zwłaszcza w NRD), którzy tylko strajkują.
Na uwagę zasługuje analiza argumentu, dotyczącego polskości Ziem Odzyskanych: tylko w ramach ówczesnych układów i sojuszy międzynarodowych istniała gwarancja nienaruszalności polskich granic. Historia to potwierdziła: wszakże Mazowiecki musiał w Kohlem podpisywać układ w Krzyżowej, a historia z 2006 z mazurskich (więc wschodniopruskich) Nart to potwierdza (przynajmniej częściowo). Generał uświadamia nam (przytaczając Czesława Miłosza), że mogliśmy skończyć na państwie o obszarze Księstwa Warszawskiego. Ale Stalin wykoncypował (z sobie wiadomych powodów), że owszem Kresy utracimy, ale zrekompensuje to nam wysiedleniem Niemców z ich odwiecznych siedzib na zachód i północ od przedwojennej Polski (por. s. 278). Generał przypomina (s. 279), że żaden zachodni polityk nie odwiedził Ziem Odzyskanych (z wyjątkiem de Gaulle’a, który odwiedził Zabrze). A więc po pierwsze realpolitik, a po drugie Point de rêveries, messieurs. Trzeba się liczyć z faktami. Kreuje się tu Autor na polityka trzeźwo myślącego, może faktycznie nim był?
Popieram stanowisko Autora w kwestii pozytywnych zmian jakie zaszły w Polsce po drugiej wojnie światowej. Przypomina, że jego edukacja w warszawskim gimnazjum marianów kosztowała krocie i dla większości (było nie było) obywateli była zupełnie poza zasięgiem. Kolejna kwestia (która i mnie jakoś uwiera): upamiętnia się Grudzień 1970, Czerwiec 1956, a co ze zbrodniami okresu międzywojennego?
Kolejny ważny temat: nieupominanie się przez Kościół o wykluczonych po 1989 (s. 196), a przedtem hierarchowie potrafili ich dostrzec (autor wspomina o liście wystosowanym przez Kościół do rządu, w którym ,,zwracano uwagę na jak ludziom żyje cię ciężko” s. 194). Nie można nie wspomnieć ilu ludzi ,,Solidarności” po 1989 porzuciło głoszone ideały, nagle zmieniając światopogląd ekonomiczny.
To czego mi brakowało to szerszej wypowiedzi o Edwardzie Gierku. Znam wypowiedź profesora Pawła Bożka (doradcy ekonomicznego Edwarda Gierka|), w której mówił, że ostrzegał Gierka przed tandemem Kania-Jaruzelski. Ten ostatni miał też sprzeciwiać się prywatyzacji Zakładów Ursusa pod koniec lat 70. Tu autor niewiele mówi o Gierku, a jeśli już to z wyczuwalną niechęcią. Drugą kwestią, której szerszego omówienia mi brakuje to dlaczego do okrągłego stołu doszło tyle lat później, nawet licząc od początku epoki Gorbaczowa. Mam jeszcze jedną wątpliwość: wprowadzenie stanu wojennego miało udowodnić naszym sojusznikom, że nie zbaczamy z drogi socjalizmu. A Autor mówi, że jego wprowadzenie uspokoiło wymienionych, a my mogliśmy wtedy dopiero podjąć jakieś reformy. Czyli zboczyć z drogi socjalizmu? Dostrzegam tu sprzeczność.
Całość napisana porządną polszczyzną (przedwojenna edukacja), w paru miejscach upstrzona kolokwializmami, co raczej jest walorem, bo nadaje wypowiedzi bardzo ludzki wymiar, dopasowany do formy – wspomnienia.

W książce Generał tłumaczy czytelnikom powody wprowadzenia stanu wojennego. A skoro ktoś chce się tłumaczyć, to chyba dobrze to o nim świadczy. Klasyczny dyktator psychopata nie tłumaczyłby się z podjętych decyzji, uważając je za jedynie słuszne. Nie wyobrażam sobie, aby np. taki Hitler czy inny Pol Pot wyjaśniali powody swoich decyzji. Jaruzelski się jednak tłumaczy. I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak zwykle u tego autora: wciągająca fabuła, barwne, realistyczne postacie, plastyczna batalistyka. Wciąga od pierwszej do ostatniej strony, żadnych dłużyzn, nawet erotyki niewiele (co oceniam na plus). Autor dobrze uwidocznił arogancję Rzymian, zawsze kroczącą przed ich upadkiem. I jeszcze garść refleksji o niewolnictwie: bezosobowym bohaterze cyklu.

Jak zwykle u tego autora: wciągająca fabuła, barwne, realistyczne postacie, plastyczna batalistyka. Wciąga od pierwszej do ostatniej strony, żadnych dłużyzn, nawet erotyki niewiele (co oceniam na plus). Autor dobrze uwidocznił arogancję Rzymian, zawsze kroczącą przed ich upadkiem. I jeszcze garść refleksji o niewolnictwie: bezosobowym bohaterze cyklu.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Skandynawią zainteresowałem się na dobre po lekturze ,,Życia po duńsku. Roku w najszczęśliwszym kraju świata" Helen Russell, dalej był ciekawy podręcznik ,,Dania" Grażyny Szelągowskiej, aż w końcu dotarłem do ,,Zamku Soria Moria".
,,Edda" jest więc czwartą książką o Skandynawii. Toteż przystąpiłem do niej z nietypową myślą ,,w poszukiwaniu źródeł państwa opiekuńczego". Dziwne, prawda? Ale jeszcze dziwniejsze jest to, że pierwsze strony wstępu ujawniają to źródło! Nie wierzycie?! Przeczytajcie o instytucji ,,thingu" prasejmu z czasów wikingów.
Zbiór dzieli się na dwie części (jeśli nie liczyć wstępu). W pierwszym odnajdziemy mity: tak jak u Greków - kosmogeniczne, teogoniczne, genealogiczne i antropogeniczne. Najciekawszy był Loki, co to się w łososia przemienił, jak Dafne w drzewo bobkowe. Druga część to opowiadania o bohaterach, bardzo smutne i pochmurne (chyba z powodu braku słońca:), wręcz dołujące (trochę jak prawo Jentego). Takie wręcz psychodeliczne. Czyli chyba kwintesencja Skandynawii.
Opracowanie Apolonii Załsukiej-Strömberg, jak cała ,,Edda" - trochę wybrakowane, nie wyjaśnia wszystkiego, a treść bywa bardzo dziwna (z tymi wszystkimi powtórzeniami). Duży plus za indeks osobowy na końcu
Trafiło mi się feralne wydanie: dwa razy wydrukowany ten sam arkusz, a jednego zabrakło.
Pasjonująca lektura przybliżająca kulturę tej rajskiej krainy, jaką wydaje się być Skandynawia.

Skandynawią zainteresowałem się na dobre po lekturze ,,Życia po duńsku. Roku w najszczęśliwszym kraju świata" Helen Russell, dalej był ciekawy podręcznik ,,Dania" Grażyny Szelągowskiej, aż w końcu dotarłem do ,,Zamku Soria Moria".
,,Edda" jest więc czwartą książką o Skandynawii. Toteż przystąpiłem do niej z nietypową myślą ,,w poszukiwaniu źródeł państwa opiekuńczego"....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetna publikacja, przedstawiająca mniej znany, a chyba najistotniejszy element Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej: jako cywilizacji ufundowanej na holokauście Indian. Po tej książce zmniejszyła się moja (i tak niewielka) sympatia dla tego kraju. Napisana wyśmienitym stylem, który przypominał mi prozę Andrzeja Stasiuka. Bardzo ważna pozycja o Stanach. O książce dowiedziałem się z audycji w radiowej Dwójce, latem 2018. Autor opowiadał w niej o wizerunku Indian w prozie Sata-Okha. W książce tego brak, ale i tak jest doskonałą pozycją.

Świetna publikacja, przedstawiająca mniej znany, a chyba najistotniejszy element Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej: jako cywilizacji ufundowanej na holokauście Indian. Po tej książce zmniejszyła się moja (i tak niewielka) sympatia dla tego kraju. Napisana wyśmienitym stylem, który przypominał mi prozę Andrzeja Stasiuka. Bardzo ważna pozycja o Stanach. O książce...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zamek Soria Moria. Baśnie norweskie Peter Christen Asbjørnsen, Jørgen Moe
Ocena 7,3
Zamek Soria Mo... Peter Christen Asbj...

Na półkach:

Bardzo ciekawy zbiór fantastycznych baśni i bajek norweskich. Trolle są tu durnymi olbrzymami, o licznych głowach (w porywach do dziewięciu), nie sposób nie polubić rudej spryciuli - lisa Mikkela. Wspaniały baśniowy świat, pełen bezbronnych królewien, księżniczek, durnych trolli, wrednych macoch, królów o słabej woli, czy magicznych zamków. Doskonała odskocznia od szarej rzeczywistości.

Bardzo ciekawy zbiór fantastycznych baśni i bajek norweskich. Trolle są tu durnymi olbrzymami, o licznych głowach (w porywach do dziewięciu), nie sposób nie polubić rudej spryciuli - lisa Mikkela. Wspaniały baśniowy świat, pełen bezbronnych królewien, księżniczek, durnych trolli, wrednych macoch, królów o słabej woli, czy magicznych zamków. Doskonała odskocznia od szarej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Historia powszechna 1939-1997 Antoni Czubiński, Wiesław Olszewski
Ocena 6,9
Historia powsz... Antoni Czubiński, W...

Na półkach:

Bardzo ciekawa,choć to też może za sprawą omawianego okresu historycznego. Pełna umiejętnie wplecionego humoru, wciągająca od pierwszej strony. Niezwykle szczegółowa. Pozwala lepiej zrozumieć współczesną problematykę (choćby genezę konfliktu izraelsko-palestyńskiego). Brakuje tylko indeksu. Choć autorzy nie uniknęli paru błędów (np. pisząc, że Churchill zawiesił konstytucję po inwazji Niemiec na Anglię), pozycję uważam za bardzo dobrą. Ciekawe są uwagi o reformach Margareth Thatcher. Narracja skupiona na temacie wykładu, konkretna.

Bardzo ciekawa,choć to też może za sprawą omawianego okresu historycznego. Pełna umiejętnie wplecionego humoru, wciągająca od pierwszej strony. Niezwykle szczegółowa. Pozwala lepiej zrozumieć współczesną problematykę (choćby genezę konfliktu izraelsko-palestyńskiego). Brakuje tylko indeksu. Choć autorzy nie uniknęli paru błędów (np. pisząc, że Churchill zawiesił konstytucję...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakkolwiek Autor nie gwarantuje obiektywizmu, przecież wyraźne są starania o jego zachowanie; świadczy choćby dawanie głosu różnym stronom przedwojennych sporów. O obiektywizmie świadczy i to, że nasz ciccerone po tamtej epoce, nie zawsze zabiera głos, czasem komentarz redukuje do minimum (np. w rozdziale o robotnikach), gdy w innych jest wyraźnie rozbudowany (np. rozdział o Żydach). Intrygująca wycieczka napisana (zebrana) w formie antologii przez wielkiego świadka epoki, czasem z jego komentarzem. Odczarowuje dwudziestolecie, pokazując jego mniej znane oblicze: niewyobrażalna nędza chłopów, wiodąca ich do powstania w 1937, wyzysk robotników, represje wobec Rusinów i Litwinów, znęcanie się nad Żydami, jaśniepańska administracja. A obok tego zryw ogólnonarodowy 1920 i powstania śląskie. Antologia obowiązkowa chyba nie tylko dla badających tamtą epokę, ale i chcących zrozumieć współczesność Polski i polskiego społeczeństwa. Dostrzec można czasem frapujące podobieństwa (np. uwaga, że katolicyzm polski podobny jest do hiszpańskiego, a inny niż francuski). Bardzo ważna pozycja.

Jakkolwiek Autor nie gwarantuje obiektywizmu, przecież wyraźne są starania o jego zachowanie; świadczy choćby dawanie głosu różnym stronom przedwojennych sporów. O obiektywizmie świadczy i to, że nasz ciccerone po tamtej epoce, nie zawsze zabiera głos, czasem komentarz redukuje do minimum (np. w rozdziale o robotnikach), gdy w innych jest wyraźnie rozbudowany (np. rozdział...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pasjonująca opowieść o filozofii, filozofach i filozofowaniu, unaoczniająca trwałość problematyki filozoficznej, jej aktualność, korespondowanie starożytności ze współczesnością (zresztą, dotyczy to nie tylko filozofii). Położenie punktu ciężkości właśnie na aktualności starożytnej refleksji o świecie (bycie) i człowieku (vide: paideia), przesądza o wartości publikacji, która nie jest tylko suchym streszczeniem poglądów starożytnych na świat i człowieka, ale żywą refleksją, oddającą głos starożytnym filozofom, konfrontującą ich wypowiedzi z naszą codziennością. Tu starożytność ożywa, pozwalając lepiej zrozumieć współczesność, przy okazji ujawniając długie (wieczne) trwanie pewnych poglądów na filozofię (np. niechęć do działań teoretycznych, prymat aktywności nad myśleniem, refleksją).

Pasjonująca opowieść o filozofii, filozofach i filozofowaniu, unaoczniająca trwałość problematyki filozoficznej, jej aktualność, korespondowanie starożytności ze współczesnością (zresztą, dotyczy to nie tylko filozofii). Położenie punktu ciężkości właśnie na aktualności starożytnej refleksji o świecie (bycie) i człowieku (vide: paideia), przesądza o wartości publikacji,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Praca zajmuje się sposobami komunikacji w wiekach średnich: od mediów osobowych (oralnych) poprzez pismo (w średniowieczu umiarkowanie popularne) po media wizualne (obrazy, rzeźby, witraże, pieczęcie, ale i gesty). Gdański profesor zwrócił także uwagę na media sutuujące się pomiędzy pismem i obrazem - tzw. intermedia (synergiczne, gdy obraz i pismo tworzyły jedność; oraz komplementarne - gdy pismo dopełniało obraz i vice versa). Publikację wyróżnia przemyślana kompozycja, bogata warstwa egzemplifikacyjna (odwołująca się do kultury i sztuki właściwie całej Europy), imponująca bibliografia. Podjęte zostały tematy nieczęsto obecne w opracowaniach historycznoliterackich: symbolika pieczęci, problematyka rycerskich turniejów, zagadnienie intermedialności.
Jedyny mankament to brak bibliografii na końcu książki, ale za to jest indeks osobowy.

Praca zajmuje się sposobami komunikacji w wiekach średnich: od mediów osobowych (oralnych) poprzez pismo (w średniowieczu umiarkowanie popularne) po media wizualne (obrazy, rzeźby, witraże, pieczęcie, ale i gesty). Gdański profesor zwrócił także uwagę na media sutuujące się pomiędzy pismem i obrazem - tzw. intermedia (synergiczne, gdy obraz i pismo tworzyły jedność; oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

I Bóg stworzył Germanię (choć nam Słowianom tak trudno w to uwierzyć) . . .
Kontynuacja losów Atretesa, który w końcu wyrusza ku swej ojczyźnie, nie wiedząc jeszcze, że stanie się apostołem Chattów.
Jak i poprzednie tomy powieść ukazuje chrześcijaństwo jako wyzwanie rzucone bezwzględnemu i bezdusznemu światu starożytności. Nie ma znaczenia czy mowa o tzw. cywilizowanym Rzymie, czy barbarzyńskiej Germanii: i tu, i tu nauczanie Jezusa Chrystusa, będące emanacją miłosierdzia, jawi się jako przejaw słabości, a mimo to wzbudza lęk. Opowiedziana historia, jak apokryfy, rozwija ewangelię i to nie tylko ideowo (co ostatecznie jest najważniejsze), ale i poniekąd fabularnie (vide: postać Teofila).
Powieść budująca, choć niewolna od cudowności, rozwiązań ,,Deux ex machina": wskrzeszenie Rispy, jej kroczenie po bagnie. Zaletę stanowią barwne, niepapierowe postacie i na ogół wartka akcja.
A wszystko podporządkowane idei chrześcijańskiego miłosierdzia i poszukiwaniu tego, co w górze.

I Bóg stworzył Germanię (choć nam Słowianom tak trudno w to uwierzyć) . . .
Kontynuacja losów Atretesa, który w końcu wyrusza ku swej ojczyźnie, nie wiedząc jeszcze, że stanie się apostołem Chattów.
Jak i poprzednie tomy powieść ukazuje chrześcijaństwo jako wyzwanie rzucone bezwzględnemu i bezdusznemu światu starożytności. Nie ma znaczenia czy mowa o tzw. cywilizowanym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wykorzystując poetykę romansu autorka stworzyła utwór o wciągającej, wartkiej akcji. Ten tom czyta się szybciej niż poprzedni. Ciężar powieści przeniesiony został na akcję, bez szerszego tła historycznego, co jest wszakże wadą. Inaczej starożytność potraktował Ben Kane, tworząc malarską panoramę historyczną w trylogii o Brennusie, Tarkwiniuszu i Romulusie. W powieści Rivers ważną rolę odgrywa chrześcijańska perspektywa, której horyzontem jest miłość i przebaczenie. Autorkę powieści nie interesuje historyczne tło, ono stanowi pretekst dla przekazania uniwersalnych prawd nauki Jezusa z Nazaretu. I tak w jak w pierwszym tomie, tak i w tym narrator poucza nas, że zasady chrześcijańskie to nie jakaś sztuka dla sztuki, ale sposób na szczęśliwsze życie (bo np. nieobciążone nienawiścią).
Plus za pewne informacje biblijne (zapowiedzi mesjańskie u Amosa i kilka innych).

Wykorzystując poetykę romansu autorka stworzyła utwór o wciągającej, wartkiej akcji. Ten tom czyta się szybciej niż poprzedni. Ciężar powieści przeniesiony został na akcję, bez szerszego tła historycznego, co jest wszakże wadą. Inaczej starożytność potraktował Ben Kane, tworząc malarską panoramę historyczną w trylogii o Brennusie, Tarkwiniuszu i Romulusie. W powieści Rivers...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

1908 był dziwnym rokiem, świadkiem przedziwnego wydarzenia: pewnej czerwcowej nocy, a może ranka, doszło do potężnego impaktu: duży meteoryt, obrawszy sobie niedostępne pustacie nadbajkalskiej tajgi, uderzył w nią z wielkim impetem, siejąc spustoszenie w okolicy i grozę na globie. Zapoczątkował też pochód glacjału przez imperium Jewo Wielicziestwa Mikołaja Aleksandrowicza II, zamrażając wszystko po drodze, nawet gramatykę, a przede wszystkim historię. Aż objawił się ktoś, mogący rozmawiać z lutymi, zesłaniec Filip Gierosławski.


Książka ta kusiła mnie od dawna. Tylekroć przechodziłem obok bibliotecznego regału, na którym stała. Coś niecoś też o niej słyszałem. Odstręczała gabarytami. Ale w końcu się wzięło i się przeczytało. Okazała się wciągająca od pierwszego zdania, tak jak ona nieskończenie długiego, a na dodatek mieszającego parataksy z hipotaksami. Właśnie styl: to pierwsze rzuca się w oczy i umysł; ortografia, zamrożona w początkach dwudziestego wieku. Przerośnięta rusycyzmami, napełniona anglicyzmami, doprawiona makaronizmami, błyszcząca romanizmami, z czarnofizecznemi motywami.
Lód, mrożenie – to słowa klucze tej wybitnej powieści. Zamrożona jest nie tylko forma (ortografia!), ale nade wszystko treść. Mowa o zamarzaniu zdarzeń w ludzkiej pamięci (lub zdaniem Kotarbińskiego: w prawdzie), zamarzaniu Historii, a w końcu i świata. W tym glacjalnym klimacie umieszcza autor niezwykle frapujące spostrzeżenia historiozoficzne, filozoficzne, ale i fizyczne (jest nawet wzór), w dialogach godnych Dostojewskiego.
Autor proponuje w powieści zupełnie nowatorski styl, absolutnie mistrzowski. I tak jak Dostojewski posługuje się sensacyjną fabułą, potrafi ją pogodzić z ciekawymi rozważaniami, których rozmach jest imponujący. Wyróżniają się dyskretne nawiązania do innych utworów (np. pan Tadeusz odwiedzający soplicowo, cytat z Wyspiańskiego).

1908 był dziwnym rokiem, świadkiem przedziwnego wydarzenia: pewnej czerwcowej nocy, a może ranka, doszło do potężnego impaktu: duży meteoryt, obrawszy sobie niedostępne pustacie nadbajkalskiej tajgi, uderzył w nią z wielkim impetem, siejąc spustoszenie w okolicy i grozę na globie. Zapoczątkował też pochód glacjału przez imperium Jewo Wielicziestwa Mikołaja Aleksandrowicza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak się złożyło, że piszę tę opinię po lekturze ,,Angoli'' Ewy Winnickiej. Nie mogę się oprzeć porównaniu obu reportaży. Widziane w takiej perspektywie ,,Deutsche nasz'' jest po prostu nudne, nie ma tego wszystkiego, co ,,Angole'': naprawdę ciekawych historii, napisanych w sposób uporządkowany, próby sportretowania Niemców (jak w tamtej książce Anglików), fotografii, a w końcu i humoru. Dostajemy za to opowieści o Turkach, Polakach, czasem opowiedziane bełkotliwie (jak choćby ta o Irenie, s. 122, po prostu chaos). Czego się dowiadujemy o Niemcach: prawie niczego, o Niemczech też w sumie niewiele (jedyna wartościowa informacja to ta, o wynajmowaniu mieszkań w Republice Federalnej). Ciekawe są za to opowieści o mniejszościach seksualnych, ale i tu brakuje konkretów (są za to pikantne szczegóły godne jakiejś bulwarówki, ale nie reportażu!). Interesujące jest przedstawienie stosunku Niemców do wojny, ale właśnie tego jest bardzo mało! Czegoś o mentalności Niemców, stosunku do pracy, mniejszości, jacy są w codziennych kontaktach. Tego tu bardzo brakuje. Pikantne szczegóły z pobytu prostytutki na urlopie, czy szereg mało wnoszących historii Turków nie są dla mnie ważnym elementem reportażu, po którym spodziewam się poznania innej kultury.

Tak się złożyło, że piszę tę opinię po lekturze ,,Angoli'' Ewy Winnickiej. Nie mogę się oprzeć porównaniu obu reportaży. Widziane w takiej perspektywie ,,Deutsche nasz'' jest po prostu nudne, nie ma tego wszystkiego, co ,,Angole'': naprawdę ciekawych historii, napisanych w sposób uporządkowany, próby sportretowania Niemców (jak w tamtej książce Anglików), fotografii, a w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pasjonująca opowieść o polskim, powojennym budownictwie mieszkaniowym: od cegły czerwonej, przez cegłę żerańską zwaną wielkim blokiem, aż do wielkiego bloku z wielkiej płyty. Wiele ciekawych informacji, także technicznych, omówiono wiele przykładów osiedli. Całość przepleciona lirycznymi wstawkami, a Maria i Stanisław to wpleceni w ,,fabułę'' rodzice autorki. Wycieczka pasjonująca, sam jestem dziecięciem wielkiej płyty i czuję doń wyłącznie ciepłe uczucia. Zdziwiłem się, czytając, że niektóre bloki nie są na ludzką skalę. Hmmm... Nigdy tak nie myślałem o wielkich gmaszyskach wielkopłytowych, ale może faktycznie. Co to znaczy w ogóle znaczy nie na ludzką skalę?
Jakkolwiek książka jest napisana solidnie, tezy ukonkretnione przykładami, brak tu pustosłowia, przecież jednego mi zabrakło: wzmianki, choćby jednolinijkowej, o mieście powstałym w Polsce Ludowej od podstaw na deskach kreślarskich i nie w opozycji do czegokolwiek (jak Nowa Huta), a skupiającym wszystkie fazy powojennego budownictwa: Mieście Młodości, Pracy i Pokoju - czyli Jastrzębiu-Zdroju. To miasto jest przecież ciekawym studium architektonicznym. Z początku powstały osiedla przy samych kopalniach (Tysiąclecia przy Kopalni Węgla Kamiennego ,,Borynia''; Przyjaźń przy KWK ,,Jastrzębie''; Zdrój przy KWK ,,Moszczenica''). Ostatecznie zdecydowano się jednak na budowę miasta od podstaw: wytyczając główną drogę wzdłuż cieku wodnego i sytuując po obu jej stronach osiedla: samodzielne, bo z pełną infrastrukturą. Zabudowano je najczęściej blokami enerdowskimi. A Beata Chomątowska pisze o nich przecież (technologia WBS 70): każdy jastrzębianin (ale też żorzanin i wielu wodzisławian czy rybniczan) zastrzygł zapewne uszami (s. 81-82), czytając o blokach, w których winda zatrzymuje się co trzy piętra, a kuchnię odsunięto w głąb mieszkania. Brzmi znajomo? A przesuwalna meblościanka (brakuje tylko słowa 'witryna')? Albo loggia długa na sześć metrów. Do szczęścia brakuje jeszcze długiego korytarza na szóstym piętrze, łączącego klatki. A wszystko to wymyślono po drugiej stronie Odry, w NRD właśnie (frapujące zdjęcie: https://www.google.com/maps/place/06124+Halle-Neustadt,+Niemcy/@51.4750632,11.8997684,16930a,13.1y/data=!3m8!1e2!3m6!1sAF1QipM1Bxhw9se9iMZtKsfvT1Ct-nQ8ClhG26nqkcsK!2e10!3e12!6shttps:%2F%2Flh5.googleusercontent.com%2Fp%2FAF1QipM1Bxhw9se9iMZtKsfvT1Ct-nQ8ClhG26nqkcsK%3Dw203-h114-k-no!7i1920!8i1080!4m5!3m4!1s0x47a67c8d6209d2d7:0x2623665b0aacc801!8m2!3d51.475065!4d11.917278 coś Wam przypomina?). Autorka pisze o budowie bloków metodą ślizgu - brzmi znajomo? Tym bardziej dziwi pominięcie wspomnianego ,,enerdowskiego'' miasta (bo i jego rozplanowanie, jak wynika z książki, jest importowane). Oczywiście, nie można wymagać od autorki, aby pisała o każdym PRL-owskim osiedlu. Przypadek Miasta Młodości, Pracy i Pokoju wydaje mi się szczególny: miasto od podstaw zbudowano w Polsce Ludowej, nie obok jakiegoś starego miasta (jak Nowa Huta, Tychy czy inny Bełchatów lub Bródno). Zastosowano w nim ciekawy rozkład bloków (charakterystyczny wachlarz), specyficzną małą architekturę (tańcząca para na Łowickiej, kolorowe kubły o różnej wysokości w okolicach Jaru Południowego, zegar przy przychodni na Wielkopolskiej, fontanna z wysokim gołębnikiem na Opolskiej, to coś między Katowicką a al. Piłsudskiego), samodzielne osiedla. Nie jest to pewnie dzieło wybitne, ale na pewno warte uwagi. Tym bardziej, że autorka sporo miejsca poświęca np. takiemu Neu Halle, które okazuje się bliźniakiem (w jakiejś mierze) Miasta Młodości, Pracy i Pokoju.
Jeszcze ważna uwaga: bloki, w których wychowała się autorka (Opolska 23 w Krakowie) wyrosły jeszcze na gdyńskim Obłużu (i w paru innych dzielnicach, jak też w Rumi czy Wejherowie) i gorzowskim Staszicu. Odróżniają się od ww. enerdowców niższym standardem: małe parapety, niżej położone stropy, dużo gorsza akustyka i mniejsze windy.
Książka jest bardzo ważna, odczarowuje wielką płytę, pokazuje, że można ją polubić. Autorka sama od siebie, ale i poprzez wypowiedzi innych osób, unaocznia socjalny aspekt wielkiej płyty, w kontekście np. transformacji, ujawniając klasizm, kryjący się często-gęsto w krytyce bloków. Jak i to, że jej idea (idea budowy domów z prefabrykatów) nie przyszła wcale ze Wschodu tylko z Zachodu. Duży plus za piękny styl, minus za pewien chaos: przeskoki czasowe i przestrzenne. Imponująca warstwa egzemplifikacyjna (szkoda, że z pominięciem Jastrzębia-Zdroju). A konkluzja nasuwa się sama: wielka płyta po prostu jest sexy i już.

Pasjonująca opowieść o polskim, powojennym budownictwie mieszkaniowym: od cegły czerwonej, przez cegłę żerańską zwaną wielkim blokiem, aż do wielkiego bloku z wielkiej płyty. Wiele ciekawych informacji, także technicznych, omówiono wiele przykładów osiedli. Całość przepleciona lirycznymi wstawkami, a Maria i Stanisław to wpleceni w ,,fabułę'' rodzice autorki. Wycieczka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lekturę ,,Pana Wołodyjowskiego'' warto osadzić w kontekście problematyki, podjętej w ,,Fantomowym ciele króla'': Kresy jako kolonialny kamień młyński u szyi, mentalne oddalania się Rzeczpospolitej od Europy i związana z tym niechęć do reform (szczególnie uwłaszczenia chłopów), wzrost mentalnego oddalenia jaśnie panów od chamów (włościan, z których wszak wywodzi się dziewięćdziesiąt procent naszego społeczeństwa)itp. Osadzenie w tym kontekście pozwala widzieć w Azji Mellechowiczu-Tuhajbejowiczu może nie pozytywną postać, ale przynajmniej nieszczęśliwą (żałowaliście jaśnie pana Nowowiejskiego seniora, bo ja nie), odbierającą (jak Szela czy Kostka-Napierski) dziejową, klasową krzywdę. Żal mi było kobiet: Ewy Nowowiejskiej, czy panny Boskiej, boć co one winne? A to, że taki Wołodyjowski stał się niemal bohaterem narodowym w naszym społeczeństwie, może dziwić: przecież to był szlachcic, a większość z nas to potomkowie chłopów, onegdaj nie byliśmy uważani przez jaśnie panów nie tylko za Polaków, a wręcz za ludzi. Uwielbienie dla Wołodyjowskiego trąci mi trochę syndromem sztokholmskim.
A sama powieść: barwna, pisana przepiękną polszczyzną, niezwykle bogatym słownictwem, barwnie, wręcz malarsko.

Lekturę ,,Pana Wołodyjowskiego'' warto osadzić w kontekście problematyki, podjętej w ,,Fantomowym ciele króla'': Kresy jako kolonialny kamień młyński u szyi, mentalne oddalania się Rzeczpospolitej od Europy i związana z tym niechęć do reform (szczególnie uwłaszczenia chłopów), wzrost mentalnego oddalenia jaśnie panów od chamów (włościan, z których wszak wywodzi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opowieść o Rosji, widzianej oczyma amerykańskiej reporterki. Spodziewałem się jakiejś antyamerykańskiej propagandy, a tu proszę: obiektywizm pełną gębą. Autorka pozwala mówić przede wszystkim faktom, do minimum ograniczając odautorski komentarz. Jeśli już coś krytykuje, to prędzej Stany Zjednoczone. Ale mimo obraz naszego wschodniego sąsiada, jaki wyłania się z tej książki, nie jest budujący (chyba że dla rusofobów): widzimy znikanie publicznych środków finansowych w czarnej dziurze korupcji, oszukiwanie własnych obywateli przez władzę, duże rozwarstwienie społeczne, brak solidnej publicznej służby zdrowia, społeczną apatię i powszechne poparcie dla Putina. To Rosja widziana od wewnątrz, przez to bardzo ciekawa.

Opowieść o Rosji, widzianej oczyma amerykańskiej reporterki. Spodziewałem się jakiejś antyamerykańskiej propagandy, a tu proszę: obiektywizm pełną gębą. Autorka pozwala mówić przede wszystkim faktom, do minimum ograniczając odautorski komentarz. Jeśli już coś krytykuje, to prędzej Stany Zjednoczone. Ale mimo obraz naszego wschodniego sąsiada, jaki wyłania się z tej książki,...

więcej Pokaż mimo to