rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Z trzech głównych wątków - Głupiego Kundla, Dłoni Lotki i Koro Ha - najbardziej podobał mi się ostatni.

Wątek Głupiego Kundla zawierał ciekawe elementy dotyczące tworzenia kanonu magii - widać silne inspiracje Ursula K. LeGuin. Reszta to była taktyka wojenna, która raczej nie jest moim ulubionym tematem.

Wątek Dłoni Lotki zupełnie do mnie nie przemówił, gdyż krążył w sumie tylko dookoła taktyki wojennej.

Wątek Koro Ha był naprawdę świetny i bardzo wciągający. Dodatkowo dawał czytelnikowi do myślenia, a momentami nawet zaskakiwał. Jeśli ktoś lubi klimaty akademickie to też powinno mu się spodobać ;)

Niemniej mam wrażenie, że duża część książki była przegadana i lawirowała dookoła samej taktyki wojennej aniżeli jakiejkolwiek akcji. Dopiero końcówka miała w miarę satysfakcjonujące tempo i zostawiła pole do popisu w ostatnim tomie.

Z trzech głównych wątków - Głupiego Kundla, Dłoni Lotki i Koro Ha - najbardziej podobał mi się ostatni.

Wątek Głupiego Kundla zawierał ciekawe elementy dotyczące tworzenia kanonu magii - widać silne inspiracje Ursula K. LeGuin. Reszta to była taktyka wojenna, która raczej nie jest moim ulubionym tematem.

Wątek Dłoni Lotki zupełnie do mnie nie przemówił, gdyż krążył w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest tu może ktoś kto, tak jak ja, kocha historie o piratach? 🌊

„The Adventures of Amina al-Sirafi” autorstwa Shannon Chakraborty opowiada historię piratki na emeryturze, która, aby zapewnić dobrobyt i bezpieczeństwo swojej rodzinie, po raz ostatni wyrusza w niebezpieczną podróż. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że oprócz czekających na nią nowych przygód, gonić ją będą również demony z przeszłości. Czy ona i jej odzyskana załoga dadzą radę stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu?

Shannon Chakraborty to autorka, która w niesamowity sposób potrafi w swojej fikcji historycznej ożywić bliskowschodnią mitologię. Ta książka jest tego swoistym przykładem. Wyjątkowo dobrze oddaje atmosferę panującą w XII wieku, jednocześnie łącząc to ze świetną piracką przygodą na wzburzonych falach Oceanu Indyjskiego.

Bardzo podobała mi się narracja w jakiej prowadzona była powieść, zdradzając czytelnikowi akurat tyle ile powinien wiedzieć i powoli odkrywając przed nim kolejne tajemnice. Całość wybrzmiewała niczym wielobarwna opowieść snuta przez wędrownego bajarza.

To, co z pewnością wyróżnia tę książkę na tle innych to postać głównej bohaterki Aminy. Jest kobietą w średnim wieku i jedyne czego pragnie to dach nad głową dla swojej córki. Wcześniej, dowodząc statkiem pirackim, wiodła niesłychanie rozrzutne życie i wydawać by się mogło, że ten etap ma już za sobą. Gdy jednak duchy przeszłości pukają do jej drzwi, okazuje się, że tęskni za minionymi przygodami. Jest to postać zdecydowanie nieidealna, która z mniejszym lub większym skutkiem próbuje uczyć się na swoich błędach. Jedno jest pewne - z Aminą nie sposób się nudzić!

Jeśli szukacie rozrywki, a lubicie czytać o przygodach na morzu, bądź jesteście fanami mitologii bliskowschodniej w powieściach fantasy, ta książka może trafić w Wasze czytelnicze gusta.

Jest tu może ktoś kto, tak jak ja, kocha historie o piratach? 🌊

„The Adventures of Amina al-Sirafi” autorstwa Shannon Chakraborty opowiada historię piratki na emeryturze, która, aby zapewnić dobrobyt i bezpieczeństwo swojej rodzinie, po raz ostatni wyrusza w niebezpieczną podróż. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że oprócz czekających na nią nowych przygód, gonić ją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wiedźmy” to opowieść o trzech kobietach żyjących na przestrzeni pięciu wieków. W 2019 Kate ucieka w nocy od swojego partnera do odziedziczonej po ciotce chaty z dala od miasta. W 1942 Violet wychowywana jest przez ojca, który nie pozwala jej na prawdziwą edukację, a jedyne czego chce to wydać córkę za mąż. W 1619 Altha zostaje oskarżona o morderstwo, a jej wiedza na temat roślin uznana za czary. Losy wszystkich trzech kobiet są ze sobą splecione, jednak żadna z nich nie wie jeszcze w jaki sposób.

Emilia Hart napisała przejmującą powieść o tym, co oznacza bycie kobietą i jak, w tym brutalnym świecie, zawalczyć o swoje dobro. Jest to książka skupiająca się głównie wokół tematu dyskryminacji i przemocy wobec kobiet, co za tym idzie, z pewnością nie będzie lekturą interesującą każdego. Nie jest niczym odkrywczym, jednak dała mi do myślenia i pozostawiła we mnie pewien ślad.

Podobało mi się pokazanie tematu z różnych perspektyw, nie tylko jeśli chodzi o różne osoby, ale też zupełnie odmienne czasy. W każdym z nich kobiety musiały borykać się z problemami wynikającymi z ich płci. Wszystko to zostało w pewien sposób splecione ciekawie ogranym wątkiem natury.

Najbardziej do mojego serca dotarł wątek Kate, z którą, ze względu na czasy w jakich żyje, najłatwiej się utożsamić. Jednak to wątek Violet był według mnie najsmutniejszy i raczej prędko nie zapomnę jej historii.

Jest to zdecydowanie książka z rodzaju tych niewesołych, lecz pięknych w swej żałości i prostocie. Zatem jeśli interesują Was historie dyskryminacji kobiet i ich walki o przetrwanie możecie dać również szansę tej powieści.

„Wiedźmy” to opowieść o trzech kobietach żyjących na przestrzeni pięciu wieków. W 2019 Kate ucieka w nocy od swojego partnera do odziedziczonej po ciotce chaty z dala od miasta. W 1942 Violet wychowywana jest przez ojca, który nie pozwala jej na prawdziwą edukację, a jedyne czego chce to wydać córkę za mąż. W 1619 Altha zostaje oskarżona o morderstwo, a jej wiedza na temat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Macie takie serie, po które sięgacie z czystą przyjemnością i nie możecie się wprost doczekać kolejnego tomu? Po przeczytaniu "Córki kości" autorstwa Andrei Stewart wiedziałam, że z całą pewnością sięgnę po jej kontynuację.

[ współpraca barterowa @fabrykasłow ]
Recenzja może zawierać spojlery do pierwszego tomu.

Po burzliwych wydarzeniach w finale "Córki kości" teraz to Lin musi zmierzyć się z próbą uratowania cesarstwa. W tym samym czasie przeciwko niej spiskuje Garstka Bezkostnych, którym informacji dostarcza Jovis. Cesarzowa próbuje naprawić błędy swojego ojca poprzez zniszczenie wszystkich stworzonych przez niego konstruktów. Natomiast wybudzona z długotrwałego otumanienia Nisong wraz z innymi konstruktami próbuje temu zapobiec.

"Cesarzowa kości", tak jak jej poprzedniczka, opowiedziana jest z perspektywy wielu bohaterów. Wszystkie te ujęcia są ze sobą powiązane, jednak przedstawiają odmienne spojrzenie na to, kto i jak powinien rządzić cesarstwem. Lin postawiona jest w tym tomie przed nie lada wyzwaniem. Chce uratować cesarstwo, lecz z czasem dostrzega, że nie jest w stanie zadowolić wszystkich. W tym samym czasie Jovis zostaje wplątany w konszachty Garstki Bezkostnych i sam już nie wie, komu może zaufać.

Drugi tom zdecydowanie bardziej skupia się na bohaterach i więziach jakie się między nimi tworzą. Autorka zgotowała im naprawdę ciężką przeprawę przez różne aspekty moralności człowieka. Oprócz tego zdradziła im kolejne elementy tworzonego przez nią świata, wcześniej ukrywane skrzętnie przez cesarza.

Andrea Stewart po raz kolejny udowodniła mi, że potrafi zaskakiwać, i choć pierwszy tom podobał mi się trochę bardziej (głównie ze względu na ilość akcji), tak ten stworzył solidny fundament do, miejmy nadzieję, epickiego zakończenia. Już nie mogę się doczekać!

Macie takie serie, po które sięgacie z czystą przyjemnością i nie możecie się wprost doczekać kolejnego tomu? Po przeczytaniu "Córki kości" autorstwa Andrei Stewart wiedziałam, że z całą pewnością sięgnę po jej kontynuację.

[ współpraca barterowa @fabrykasłow ]
Recenzja może zawierać spojlery do pierwszego tomu.

Po burzliwych wydarzeniach w finale "Córki kości" teraz to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto z Was słyszał już o "Wampirzym Cesarstwie" Jaya Kristoffa? A może słyszeliście, ale jeszcze nie daliście tej książce szansy? Jeśli lubicie dark fantasy to myślę, że naprawdę warto!

Opowiada ona o Gabrielu, członku świętego bractwa, który poprzysiągł chronić swoją ojczyznę przez śmiercionośnymi krwiopijcami. Gdy jednak zostaje uwięziony przez jednego z nich, zmuszony jest zrelacjonować swoją historię. Jest to opowieść pełna bólu, śmierci i utraconej wiary, a wszystko w pogoni za ostatnią deską ratunku dla całej ludzkości.

"Wampirze cesarstwo" już od pierwszych stron zaangażowało mnie tak, jak mało książek potrafi. Cała historia jest pewnego rodzaju spowiedzią głównego bohatera z losów jego życia. On sam przedstawia nam swoją przeszłość w dwóch liniach czasowych i każda z nich jest w równym stopniu zajmująca.

Jak zazwyczaj bywa w gatunku dark fantasy powieść ta jest bardzo krwawa i w bezwzględny sposób obnaża ludzką (i nie tylko) brutalność. Bohaterowie przedstawieni są niesamowicie realistycznie, obrazując wszelkie aspekty ludzkiej moralności, a wampiry doczekały się prawdziwie bestialskiego wizerunku, na jaki zasługują.

Czytanie "Wampirzego cesarstwa" mogę przyrównać do jazdy bez trzymanki kolejką górską. Jest to istny roller-coaster emocji niepozwalający odłożyć książki na bok. Opisanie historii w dwóch, z pozoru niezależnych, wątkach sprawia, że tempo w żadnym momencie nie wydaje się zwalniać, a liczne zwroty akcji potrafią wprawić w niemałe osłupienie (choć nie ukrywam, niektórych udało mi się domyślić).

Całokształt powieści utrzymany jest w nieprawdopodobnie mrocznym i przerażającym klimacie, a wisienką na torcie jest sarkastyczne poczucie humoru głównego bohatera.

Polecam tę serię wszystkim fanom fantastyki, którzy mają ochotę na coś bardziej brutalnego.

Kto z Was słyszał już o "Wampirzym Cesarstwie" Jaya Kristoffa? A może słyszeliście, ale jeszcze nie daliście tej książce szansy? Jeśli lubicie dark fantasy to myślę, że naprawdę warto!

Opowiada ona o Gabrielu, członku świętego bractwa, który poprzysiągł chronić swoją ojczyznę przez śmiercionośnymi krwiopijcami. Gdy jednak zostaje uwięziony przez jednego z nich, zmuszony...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nasze imię legion, nasze imię Bob” to pierwszy tom cyklu „Bobiverse” Dennisa E. Taylora. Opowiada historię Boba Johansona, który sprzedawszy swoją firmę informatyczną miał dosyć pieniędzy, aby podpisać kontrakt z pewną nowatorską spółką. Zapewniali oni bowiem zamrożenie mózgu po śmierci danego człowieka i odmrożenie go, gdy już medycyna będzie na tyle zaawansowana, żeby tworzyć ludziom sztuczne ciała. Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem, gdyż Bob uległ nieprzewidzianemu wypadkowi i obudził się sto lat później wgrany do komputera. Dostał wówczas zadanie stać się „sztuczną” inteligencją zarządzającą statkiem międzygwiezdnym poszukującym planety nadającej się do życia. Bowiem, żywot na Ziemi nie był już taki kolorowy. Teraz to od niego oraz technologii klonowania swojej osobowości zależeć będą losy całej ludzkości.

Powieść Taylora to naprawdę przyjemna i lekka historia, która nie wymaga znajomości zaawansowanej fizyki, żeby dobrze się przy niej bawić. Autor rozkręcił swoją wyobraźnię pokazując przeróżne scenariusze tego, co może na nas czekać w kosmosie. Przeplótł to z aktualnymi wydarzeniami na Ziemi i polityczną walką o ucieczkę z planety.

Bardzo podobał mi się sposób w jaki autor do tej rozrywkowej historii wplatał zagwozdki natury moralnej. Poruszał etyczność klonowania, aspekt bawienia się w boga wobec innych cywilizacji czy problem kogo ratować, gdy ma się ograniczoną ilość zasobów. Przypadło mi również do gustu wyłapywanie licznych nawiązań do naszej popkultury.

Jeśli lubicie lekkie i rozrywkowe powieści science-fiction koniecznie rzućcie okiem na „Bobiverse”. Może Wam też poznawanie przygód kolejnych Bobów sprawi tyle radości co mi.

„Nasze imię legion, nasze imię Bob” to pierwszy tom cyklu „Bobiverse” Dennisa E. Taylora. Opowiada historię Boba Johansona, który sprzedawszy swoją firmę informatyczną miał dosyć pieniędzy, aby podpisać kontrakt z pewną nowatorską spółką. Zapewniali oni bowiem zamrożenie mózgu po śmierci danego człowieka i odmrożenie go, gdy już medycyna będzie na tyle zaawansowana, żeby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Kroczący wśród cieni” Jarosława Kukiełki to powieść fantasy opowiadająca o przygodach pewnego detektywa, czy raczej tropiciela, który przypadkowo zostaje uwikłany w polityczny spór władzy i Kościoła. Ma on również pewne niespotykane zdolności ułatwiające mu przeżycie w tym świecie pełnym intryg i niebezpiecznych cieni zmarłych.

Już od pierwszych stron autor nadaje powieści mroczną i gęstą atmosferę. Poprzez głównego bohatera przeplata świat żywych ze światem zmarłych. Kreuje całkowicie nowe uniwersum, pełne politycznych machinacji i nietuzinkowej magii. Bardzo przypadła mi do gustu postać detektywa z zamiłowaniem do eksperymentów chemicznych, który skrywa własne tajemnice. Do tego postać pewnej staruszki od samego początku skradła moje serce.

Podobało mi się to, jak autor dodaje książce warstw i głębi poprzez wprowadzanie kolejnych wątków i postaci. Choć z początku liczne zmiany perspektyw wydawały mi się chaotyczne, tak z czasem łączyły się w jedną spójną całość. Jest to zdecydowanie powieść pełna akcji i choć humor autora nie do końca do mnie trafił, tak wciąż dosyć dobrze się na niej bawiłam.

To do czego mogłabym się przyczepić to postacie drugoplanowe. O tyle o ile nasz główny bohater jest wykreowany bardzo rzetelnie, tak niektórym postaciom brakuje nieco głębi, a relacje jakie rozwijają się między nimi, a detektywem są odrobinę zbyt pośpieszne. Mam nadzieję, że dostaną one trochę więcej uwagi w kolejnych tomach.

Uważam, że „Kroczący wśród cieni” to całkiem udany debiut i początek świetnie zapowiadającej się serii, która z pewnością dotrze do wielu wielbicieli fantastyki.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem SQN.

„Kroczący wśród cieni” Jarosława Kukiełki to powieść fantasy opowiadająca o przygodach pewnego detektywa, czy raczej tropiciela, który przypadkowo zostaje uwikłany w polityczny spór władzy i Kościoła. Ma on również pewne niespotykane zdolności ułatwiające mu przeżycie w tym świecie pełnym intryg i niebezpiecznych cieni zmarłych.

Już od pierwszych stron autor nadaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jaka ostatnio książka Was poruszyła? Moje serce niedawno zdobyła dylogia „Mnich i robot” Becky Chambers i wiem, że będę ją polecać absolutnie każdemu.

W dalekiej przyszłości już po erze robotów nastał czas, w którym ludzkość kieruje się przede wszystkim ekologią i wspólnym dobrem. W tym utopijnym, jak mogło by się wydawać świecie, żyją Dex. Nie wiedząc dokąd tak naprawdę zmierza ich życie postanawiają zostać mnichem herbacianym. W ten sposób będą mogli podróżować po świecie serwując ludziom ten trunek i wysłuchując ich problemów. Podczas swojej misji natrafiają na Robota, który szuka odpowiedzi na pytanie „Czego potrzebuje ludzkość?”. I tak oto wyruszają oni razem w poszukiwaniu większego celu.

Dylogia „Mnich i Robot” autorstwa Becky Chambers jest przepiękną opowieścią o poszukiwaniu sensu istnienia czy to człowieka czy też robota. Przedstawia nam dwóch różnych od siebie bohaterów, z których każdy boryka się z własnymi problemami. Ponadto tworzy bardzo ciekawą wizję świata, w którym z pozoru nikomu niczego do szczęścia nie brakuje.

Są to książki łączące w sobie literaturę piękną i science fiction. Cudowny język i ciekawa forma w połączeniu z bardzo interesującym tłumaczeniem tworzą coś naprawdę niepowtarzalnego. Chciałabym tu podkreślić, że bardzo podobały mi się zabiegi zastosowane przez polskich tłumaczy.

To co jednak najbardziej trafiło do mojego serca to ilość refleksji jakie wywoływała we mnie lektura. Zmusiła mnie do wielu przemyśleń dotyczących tożsamości, szczęścia czy kierunku w jakim zmierza moje życie.

Polecam tę serię każdemu, kto potrzebuje małego przypomnienia, że nawet, gdy jego życie układa się z pozoru idealnie i tak ma on prawo do chwili smutku czy zwątpienia.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem.

Jaka ostatnio książka Was poruszyła? Moje serce niedawno zdobyła dylogia „Mnich i robot” Becky Chambers i wiem, że będę ją polecać absolutnie każdemu.

W dalekiej przyszłości już po erze robotów nastał czas, w którym ludzkość kieruje się przede wszystkim ekologią i wspólnym dobrem. W tym utopijnym, jak mogło by się wydawać świecie, żyją Dex. Nie wiedząc dokąd tak naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jaka ostatnio książka Was poruszyła? Moje serce niedawno zdobyła dylogia „Mnich i robot” Becky Chambers i wiem, że będę ją polecać absolutnie każdemu.

W dalekiej przyszłości już po erze robotów nastał czas, w którym ludzkość kieruje się przede wszystkim ekologią i wspólnym dobrem. W tym utopijnym, jak mogło by się wydawać świecie, żyją Dex. Nie wiedząc dokąd tak naprawdę zmierza ich życie postanawiają zostać mnichem herbacianym. W ten sposób będą mogli podróżować po świecie serwując ludziom ten trunek i wysłuchując ich problemów. Podczas swojej misji natrafiają na Robota, który szuka odpowiedzi na pytanie „Czego potrzebuje ludzkość?”. I tak oto wyruszają oni razem w poszukiwaniu większego celu.

Dylogia „Mnich i Robot” autorstwa Becky Chambers jest przepiękną opowieścią o poszukiwaniu sensu istnienia czy to człowieka czy też robota. Przedstawia nam dwóch różnych od siebie bohaterów, z których każdy boryka się z własnymi problemami. Ponadto tworzy bardzo ciekawą wizję świata, w którym z pozoru nikomu niczego do szczęścia nie brakuje.

Są to książki łączące w sobie literaturę piękną i science fiction. Cudowny język i ciekawa forma w połączeniu z bardzo interesującym tłumaczeniem tworzą coś naprawdę niepowtarzalnego. Chciałabym tu podkreślić, że bardzo podobały mi się zabiegi zastosowane przez polskich tłumaczy.

To co jednak najbardziej trafiło do mojego serca to ilość refleksji jakie wywoływała we mnie lektura. Zmusiła mnie do wielu przemyśleń dotyczących tożsamości, szczęścia czy kierunku w jakim zmierza moje życie.

Polecam tę serię każdemu, kto potrzebuje małego przypomnienia, że nawet, gdy jego życie układa się z pozoru idealnie i tak ma on prawo do chwili smutku czy zwątpienia.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem.

Jaka ostatnio książka Was poruszyła? Moje serce niedawno zdobyła dylogia „Mnich i robot” Becky Chambers i wiem, że będę ją polecać absolutnie każdemu.

W dalekiej przyszłości już po erze robotów nastał czas, w którym ludzkość kieruje się przede wszystkim ekologią i wspólnym dobrem. W tym utopijnym, jak mogło by się wydawać świecie, żyją Dex. Nie wiedząc dokąd tak naprawdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Słyszeliście już o twórczości Jennifer L. Armentrout? Fani romantasy, którzy jeszcze jej nie znają zdecydowanie powinni rzucić okiem na jej powieści.

Recenzja może zawierać spoilery do pierwszego tomu - „Cień w żarze”.

„Światło w płomieniu” to drugi tom serii „Z ciała i ognia” czyli prequel’u innej serii autorki - „Z krwi i popiołu”. Tak, mi też ciężko się w tym połapać, ale wydawnictwo załącza odpowiednią kolejność czytania, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości.

Sera wciąż chce ocalić świat przed Zginilzną. Zmieniła się tylko osoba, którą musi zabić, by tego dokonać. Wierzy, że pozbycie się Kolisa wszystko naprawi. Nyktos chce jednak ochronić Serę, a właściwie to co skrywa w środku, przed ostatecznym losem. Gotowy jest pojąć ją za żonę, by zapewnić jej bezpieczeństwo i ocalić oba królestwa.

Drugi tom w dużej mierze opowiada o relacji między Serą i Nyktosem. Z początku jest ona dwuznaczna i bardzo nietypowa. Ja jednak uwielbiam dynamikę, jaką autorka tworzy między tymi postaciami. Bardzo przyjemnie prowadzi ich wątek odkrywając kolejne sekrety bohaterów i pogłębiając ich relację. Romans w tej serii podoba mi się dużo bardziej niż w serii pierwotnej i mam nadzieję, że tak pozostanie do samego końca.

„Światło w płomieniu” mimo dosyć wolnego tempa ma swoje punkty kulminacyjne, w których nie sposób odłożyć książki na bok. Zdradza nam również kolejne elementy intrygi prowadzonej przez Pierwotnych Bogów. Podoba mi się jak seria ta łączy się z drugą i jak wydarzenia sprzed lat wpływają na losy zupełnie innych ludzi. Jestem ciekawa co wydarzy się dalej po tym dość brutalnym dla czytelników zakończeniu.

W moim odczuciu jest to przyjemna rozrywka dla wszystkich fanów romantasy.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem.

Słyszeliście już o twórczości Jennifer L. Armentrout? Fani romantasy, którzy jeszcze jej nie znają zdecydowanie powinni rzucić okiem na jej powieści.

Recenzja może zawierać spoilery do pierwszego tomu - „Cień w żarze”.

„Światło w płomieniu” to drugi tom serii „Z ciała i ognia” czyli prequel’u innej serii autorki - „Z krwi i popiołu”. Tak, mi też ciężko się w tym połapać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zakończenie jakiej serii było dla Was najbardziej zaskakujące? U mnie to będzie ostatni tom „Przewodnika po zbrodni według grzecznej dziewczynki” autorstwa Holly Jackson. Dosłownie wyrwało mnie z butów to, jak ta historia się dalej potoczyła.

Pippa po ostatnim śledztwie ma nadzieję na chwilę spokoju. Zaczyna jednak dostawać wiadomości z niedwuznacznymi pytaniami i ma wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Nie ma jednak wystarczających dowodów, żeby policja uwierzyła w jej słowa. Postanawia więc wziąć sprawy w swoje ręce i samodzielnie odszukać stalkera. Sprawy jednak nie toczą się do końca tak, jakby tego chciała.

„Grzeczna dziewczynka musi zginąć” jest w moim odczuciu najbardziej szokującym tomem tej serii. Nawet nie wiem jakimi słowami wyrazić to, jak bardzo zdumiała mnie zmiana, która zaszła w głównej bohaterce na przestrzeni tej trylogii. Autorka poszła z rozwojem postaci w bardzo kontrowersyjną stronę, która jednocześnie mnie przerażała i intrygowała. Do tej pory nie mogę się zdecydować czy mi się to podobało czy wręcz przeciwnie. Jedno jest pewne, było to bardzo nietypowe i nieprzewidywalne.

Całą serię uważam za naprawdę świetny kryminał młodzieżowy. Wartka akcja, trzymająca w napięciu atmosfera, liczne zwroty akcji - to to, czego potrzeba, by utrzymać moją uwagę w tego typu powieściach. Holly Jackson się to udało. Fantastycznie się bawiłam pochłaniając kolejne śledztwa Pippy, a przy ostatnim tomie dostałam nawet dodatkowy dreszczyk emocji i od mniej więcej połowy przeczytałam ją na jednym posiedzeniu.

Jeśli lubicie ten gatunek, a nie czytaliście jeszcze „Przewodnika po zbrodni według grzecznej dziewczynki” koniecznie sięgnijcie po tę serię. Na koniec zaś dajcie mi znać co sądzicie o zakończeniu, bo do tej pory nie mogę o nim zapomnieć!

Zakończenie jakiej serii było dla Was najbardziej zaskakujące? U mnie to będzie ostatni tom „Przewodnika po zbrodni według grzecznej dziewczynki” autorstwa Holly Jackson. Dosłownie wyrwało mnie z butów to, jak ta historia się dalej potoczyła.

Pippa po ostatnim śledztwie ma nadzieję na chwilę spokoju. Zaczyna jednak dostawać wiadomości z niedwuznacznymi pytaniami i ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

ak bardzo lubicie wątki romantyczne w książkach? U mnie to zależy od tego jak dany wątek jest poprowadzony, czasem mnie irytuje, a innym razem łapie za serce.

„Divine Rivals” Rebecci Ross opowiada historię Iris i Romana, dwojga młodych ludzi pracujących w tej samej gazecie i rywalizujących o tę samą pozycję. Gdy Iris długo nie dostaje żadnych wieści o walczącym na froncie bracie, po raz kolejny próbuje napisać do niego list. Tym razem jednak, za sprawą magicznej maszyny do pisania, jej słowa trafiają w ręce nieoczekiwanego odbiorcy i po jakimś czasie Iris otrzymuje od niego odpowiedź.

„Divine rivals” to książka z pogranicza romansu i fantastyki. Zarówno świat, jak i tocząca się wojna bogów, są zaledwie tłem do głównego wątku, czyli relacji zawiązującej się między bohaterami. Ta natomiast jest wykreowana naprawdę czarująco i nietuzinkowo.

Głównych bohaterów poznajemy poprzez prowadzoną między nimi korespondencję. Żyją oni w bardzo niepewnych czasach, a dodatkowo muszą mierzyć się z takimi trudnościami jak strata najbliższych czy presja wywierana przez rodzinę. Gonią ich własne demony, lecz dzięki wspólnej rozmowie odnajdują w drugim oparcie, by móc stawić im czoła. Uwielbiam relacje tego typu, gdzie bohaterowie zamiast czynić założenia na swój temat, dochodzą do wszystkiego poprzez rozmowę.

Owszem, przedstawiony świat mógłby być nieco bardziej rozbudowany (i tak, jest tego więcej w kolejnym tomie). Natomiast w moim odczuciu jest to bardziej romans z elementami fantastyki, więc ilość światotwórstwa jak dla mnie była wystarczająca.

Niezaprzeczalnie jednak Rebecca Ross czaruje czytelnika swoim pisarskim stylem. Tak jak postaci w jej książkach udowadnia, że można zakochać się w czyichś słowach.

Polecam tę pozycję wszystkim miłośnikom romantasy. Mam nadzieję, że i Was choć trochę oczaruje.

ak bardzo lubicie wątki romantyczne w książkach? U mnie to zależy od tego jak dany wątek jest poprowadzony, czasem mnie irytuje, a innym razem łapie za serce.

„Divine Rivals” Rebecci Ross opowiada historię Iris i Romana, dwojga młodych ludzi pracujących w tej samej gazecie i rywalizujących o tę samą pozycję. Gdy Iris długo nie dostaje żadnych wieści o walczącym na froncie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bliźniacze korony Catherine Doyle, Katherine Webber
Ocena 7,9
Bliźniacze korony Catherine Doyle, Ka...

Na półkach:

Czytaliście kiedyś książkę napisaną przez duet autorów? Ja sama bardzo rzadko trafiam na tego typu lektury.

„Bliźniacze korony” autorstwa Catherine Doyle i Katherine Webber opowiadają o dwóch siostrach, które zostały wychowane w zupełnie różnych stronach tego samego królestwa. Rose jest delikatną niczym róża księżniczką, która żyje jak marionetka swojego wuja i nawet nie zdaje sobie sprawy z posiadania siostry bliźniaczki. Wren natomiast jest dzika i nieokiełznana, a na dodatek włada magią. Ich kraj próbuje pozbyć się wszystkich czarownic, wobec czego dziewczyna wraz z babką próbują obmyślić sposób jak uratować bliskich przed okrutnym losem.

Bardzo podobał mi się pomysł na fabułę - już od pierwszych stron kojarzył mi się z filmem „Nie wierzcie bliźniaczkom” przez co przeniósł mnie w czasie do mojej młodości. Książka jest napisana bardzo lekko, a czyta się ją wręcz błyskawicznie, szczególnie drugą połowę, gdy akcja przyspiesza i zostawia nas z zakończeniem dającym duże pole do popisu w kolejnym tomie. Nie mogę się już doczekać następnej zwariowanej przygody!

Uwielbiam relacje między bohaterami. Wszelkie przekomarzanki czy to między zauroczonymi sobą postaciami, czy niesnaski między dopiero poznającymi się siostrami były naprawdę cudowne. Czasami zaskakiwała mnie jednak ich naiwność, ale któż z nas nie był kiedyś młody i zakochany?

Jest to książka skierowana głównie do młodzieży i czytając ją czułam się jakbym znów miała 14 lat. Dała mi poczucie niewinności i ciepła oraz przypomniała moje pierwsze próby młodzieńczych zalotów. Polecam wszystkim młodym osóbkom (i tym starszym też! 🥰), które lubią lekkie i przyjemne książki fantastyczne z wątkami romantycznymi.

[ współpraca Wydawanictwo WeNeedYa ]

Czytaliście kiedyś książkę napisaną przez duet autorów? Ja sama bardzo rzadko trafiam na tego typu lektury.

„Bliźniacze korony” autorstwa Catherine Doyle i Katherine Webber opowiadają o dwóch siostrach, które zostały wychowane w zupełnie różnych stronach tego samego królestwa. Rose jest delikatną niczym róża księżniczką, która żyje jak marionetka swojego wuja i nawet nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytacie czasami opowiadania? Ja oprócz długich powieści lubię też tę krótką formę, która szybko pozwala mi zapoznać się ze stylem autora. Opowiadania pozwalają mi odnajdywać nowych twórców, po których dłuższe powieści prawdopodobnie prędko bym nie sięgnęła.

„Krótko i szczęśliwie. Historie późnych miłości” Agaty Romaniuk to reportaż składający się z rozmaitych opowieści o szerokopojętej miłości. Autorka przybliża nam losy, mogłoby się wydawać przypadkowych ludzi, z przeróżnych rejonów naszego kraju, a także spoza jego granic. Historie te wypełnione są smutkiem, samotnością czy osobistymi tragediami. Dają jednak nadzieję, że każdy może w swoim życiu odnaleźć radość i prawdziwe szczęście.

Jest to książka bardzo prosta, lecz również bardzo piękna w swej prostocie. Raz przywołuje na usta lekki uśmiech, a raz wypełnia oczy łzami. Pewne jest to, że chwyta za serce i choć każda z przedstawionych historii jest inna, tak przesłanie jakie za sobą niosą pozostaje niezmienne. Pierwsza miłość jest piękna, bo jest pierwsza. Jednak jest coś jeszcze piękniejszego w świadomości bycia czyjąś ostatnią miłością, ostatnim towarzyszem rozmów i spacerów czy ostatnią osobą trzymaną za rękę.

Polecam każdemu, z głębi mojego serduszka tę książkę i mam nadzieję, że poruszy Was równie mocno jak poruszyła mnie.

Czytacie czasami opowiadania? Ja oprócz długich powieści lubię też tę krótką formę, która szybko pozwala mi zapoznać się ze stylem autora. Opowiadania pozwalają mi odnajdywać nowych twórców, po których dłuższe powieści prawdopodobnie prędko bym nie sięgnęła.

„Krótko i szczęśliwie. Historie późnych miłości” Agaty Romaniuk to reportaż składający się z rozmaitych opowieści o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jesteście fanami motywu enemies-to-lovers w fantastyce? Ja zazwyczaj lubię ten motyw, choć mam wrażenie, że występuje on już w prawie każdym romantasy.

„Wojny huraganowe” Thei Guanzon opowiadają historię Talasyn, której kraj jest pod stałą opresją Nocnego Imperium. Jako ostatnia włada ona magią światła. Gdy na polu walki ściera się z synem imperatora Alariciem, okazuje się, że ich magia potrafi się połączyć, tworząc zupełnie inną moc. Razem mogą stawić czoła zagrożeniu, o którym jeszcze nie mają pojęcia.

Pierwszą połowę powieści chłonęłam z ogromną ciekawością, próbując zrozumieć działający świat, jego magię oraz poznać bohaterów. Z początku autorka zasypuje nas dużą ilością informacji. Ja jednak lubię taki skok na głęboką wodę w fantastyce, więc bardzo mi to odpowiadało. Z czasem oczywiście wszystko się wyjaśnia i możemy rozkoszować się ogromem akcji i ciekawymi intrygami politycznymi.

To, co niestety mi nie zagrało, to próba połączenia trudnych tematów jakimi są wojna czy śmierć z romansem o dużo lżejszym tonie. Moje uczucia do wątku romantycznego w tej książce są tak mieszane, jak mieszane są uczucia Talasyn do Alarica, bo „przecież najechał na mój kraj i muszę go za to nienawidzić, ale nie mogę przestać o nim myśleć, a najchętniej to bym go dusiła i całowała jednocześnie”.

Przyznaję, że motyw aranżowanego małżeństwa był naprawdę ciekawy i wprost idealnie pasował do fabuły. Liczyłam jednak na trochę głębszą relację bohaterów, a mniej tak zwanego „insta-love” ze słownymi przepychankami. Nie jestem też fanką relacji, w której bohaterowie zamiast ze sobą rozmawiać, zakładają, że wiedzą, co czuje druga osoba.

Myślę jednak, że jest to książka, która może przypaść do gustu wielu osobom, w szczególności fanom motywów enemies-to-lovers czy aranżowanego małżeństwa.

[ współpraca wydawnictwo Nowe Strony ]

Jesteście fanami motywu enemies-to-lovers w fantastyce? Ja zazwyczaj lubię ten motyw, choć mam wrażenie, że występuje on już w prawie każdym romantasy.

„Wojny huraganowe” Thei Guanzon opowiadają historię Talasyn, której kraj jest pod stałą opresją Nocnego Imperium. Jako ostatnia włada ona magią światła. Gdy na polu walki ściera się z synem imperatora Alariciem, okazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytaliście kiedyś książkę inspirowaną kulturą Bliskiego Wschodu? Ja jestem zakochana w trylogii “Dewabad” autorstwa S.A. Chakraborty, dlatego gdy zobaczyłam książkę w podobnym klimacie musiałam po nią sięgnąć.

Luli al-Nazari w dzieciństwie została uratowana przez dżinna. Teraz z jego pomocą szuka zaginionych artefaktów i sprzedaje je na bazarach. Z tego powodu zwą ją Nocną Kolekcjonerką. W jej świecie jednak sułtan skrupulatnie próbuje pozbawić życia wszystkie dżinny. Gdy dochodzą do niego pogłoski o dziewczynie, chce ją wykorzystać do odnalezienia pewnej lampy, która pomoże mu unicestwić je wszystkie.

“Złodziej gwiezdnego pyłu” już od pierwszych stron jest podróżą przez kolorowe, wypełnione aromatem przypraw stragany, przez gwarne ulice Madinne, a także upalne i nieprzewidywalne Morze Piasku. Autorka stworzyła naprawdę żywy i bogaty świat, który potrafi czytelnika oczarować.

Powieść Chelsea Abdullah to fascynująca przygoda, pełna akcji, magicznych artefaktów i niebezpiecznych stworzeń. Bardzo podobało mi się jak historia przeplatała się z opowieściami o dżinnach snutymi przez licznych w tej książce bajarzy. Dodatkowo urzekło mnie to, jak z czasem rozwijała się relacja Luli ze swoim przyjacielem. Okazuje się być wielowarstwowa i zdecydowanie nietuzinkowa.

Jedyne co przeszkadzało mi w tej historii to postać syna sułtana, który spędził większość życia w pałacu i nie jest przystosowany do życia poza jego murami. Autorka stworzyła postać, której nieporadność momentami działała mi na nerwy. Z czasem jednak nabrał trochę charakteru i mam nadzieję, że zmężnieje jeszcze bardziej w kolejnych tomach.

Niemniej jednak, jest to fantastyczna przygoda dla tych, którzy tak jak ja kochają opowieści o dżinnach, bądź mają niedosyt po przeczytaniu “Dewabadu”.

[ współpraca Wydwanictwo You&YA ]

Czytaliście kiedyś książkę inspirowaną kulturą Bliskiego Wschodu? Ja jestem zakochana w trylogii “Dewabad” autorstwa S.A. Chakraborty, dlatego gdy zobaczyłam książkę w podobnym klimacie musiałam po nią sięgnąć.

Luli al-Nazari w dzieciństwie została uratowana przez dżinna. Teraz z jego pomocą szuka zaginionych artefaktów i sprzedaje je na bazarach. Z tego powodu zwą ją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Odkryliście już jakieś ciekawe książki w tym roku? Do moich niedawnych książkowych odkryć dołączyła właśnie książka „Księgi krwi” autorstwa Emmy Törzs.

Opowiada ona o dwóch siostrach - Joannie i Esther - które od jakiegoś czasu nie utrzymują ze sobą kontaktu. Joanna mieszka samotnie i strzeże rodzinnego zbioru magicznych ksiąg. Esther natomiast nie wolno usiedzieć w miejscu. Każdego roku w listopadzie zmienia miejsce zamieszkania. Obecnie przebywa w stacji badawczej na Antarktydzie, gdy dostrzega niepokojące ślady krwi na lustrze i już wie, że zarówno ona, jak i jej siostra znajdą się w niebezpieczeństwie.

Pierwsza połowa książki zaczyna się raczej powoli. Autorka zarysowuje nam główne postaci powieści, ich motywacje oraz powody, przez które znaleźli się tam, gdzie są. Jednak, gdy już w pełni poznamy wszelkie okoliczności akcja sunie do przodu i nie zwalnia do samego końca. Zdecydowanie druga połowa jest tą mocniejszą.

Podobał mi się niepokój jaki panował przez większą część powieści. W trakcie czytania miałam skojarzenia z serialem „Czarodziejki”, który oglądałam w dzieciństwie. Znajdziemy tu bowiem księgi zaklęć pisane krwią, niebezpieczne rytuały towarzyszące odczytywaniu bądź zapisywaniu zaklęć, magiczną bibliotekę ukrytą przed resztą świata, ale przede wszystkim dwie siostry o zupełnie różnych zdolnościach.

Każdy z bohaterów, nawet jeśli otoczony ludźmi, był na swój sposób samotny. Ta samotność w połączeniu z krwawymi księgami wprowadzała bardzo niespokojną atmosferę, która gęstniała wraz z kolejnymi rozdziałami. Muszę przyznać, że bardzo zżyłam się z bohaterami i kibicowałam im do samego końca. Moje serce w szczególności zdobył pewien czworonóg <3

Jeśli więc lubicie opowieści o niebezpiecznych czarach z nutą niepokojącego klimatu, zerknijcie na „Księgi krwi” Emmy Törzs.

[ współpraca Wydawnictwo Muza ]

Odkryliście już jakieś ciekawe książki w tym roku? Do moich niedawnych książkowych odkryć dołączyła właśnie książka „Księgi krwi” autorstwa Emmy Törzs.

Opowiada ona o dwóch siostrach - Joannie i Esther - które od jakiegoś czasu nie utrzymują ze sobą kontaktu. Joanna mieszka samotnie i strzeże rodzinnego zbioru magicznych ksiąg. Esther natomiast nie wolno usiedzieć w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgacie czasem po reportaże? Ja staram się od czasu do czasu poszerzać moje horyzonty właśnie poprzez czytanie książek z tego gatunku.

"Chłopki. Opowieść o naszych babkach" autorstwa Joanny Kuciel-Frydryszak to bardzo poruszająca książka o życiu kobiet w czasach dwudziestolecia międzywojennego. Pokazuje z czym przyszło im się mierzyć zarówno w życiu rodzinnym jak i podczas pracy. Wiadomo, że nie było im łatwo, jednak mimo tej świadomości, przedstawione w reportażu sytuacje potrafią zgorszyć i wstrząsnąć.

Jest to książka zdecydowanie warta przeczytania. W szczególności jeśli interesują nas losy naszych przodków i chcielibyśmy dowiedzieć się więcej o ich codziennym życiu. Szokuje i uświadamia, ale też daje iskierkę nadziei pokazując, że jak źle by nie było, nigdy nie zabronią nam marzyć.

Sięgając po tę powieść trzeba mieć jednak świadomość, że nie będzie to lekka i przyjemna lektura, a czytanie będzie prawdopodobnie sprawiać spory dyskomfort. Mi pozwoliło to w pełni docenić świat, w którym przyszło mi żyć i ludzi, na których barkach go zbudowano.

Myślę, że jest to pozycja bardzo uniwersalna, którą mogą czytać zarówno mężczyźni jak i kobiety, by pamiętać, że warto walczyć o siebie i nie powielać błędów przeszłości.

Sięgacie czasem po reportaże? Ja staram się od czasu do czasu poszerzać moje horyzonty właśnie poprzez czytanie książek z tego gatunku.

"Chłopki. Opowieść o naszych babkach" autorstwa Joanny Kuciel-Frydryszak to bardzo poruszająca książka o życiu kobiet w czasach dwudziestolecia międzywojennego. Pokazuje z czym przyszło im się mierzyć zarówno w życiu rodzinnym jak i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgacie po debiuty literackie czy czytacie raczej sprawdzonych autorów? Ja próbuję obu opcji i czasami zarówno jedna jak i druga potrafią mnie zaskoczyć.

„Klątwa Świętych” jest debiutancką powieścią Kate Dramis i opowiada o losach Ayi, władającej powinowactwem, które umożliwia jej manipulowanie innymi ludźmi. Razem ze swoim największym rywalem Willem, żyją, aby służyć Koronie. Ją nazywają Oczami Królowej, jego Gnębicielem. Złożyli oni przysięgę krwi i zrobią wszystko, żeby uratować królestwo w obliczu wiszącej nad nim wojny.

Pierwsze co przychodzi mi na myśl to, że jest to niejakie połączenie książek „Cieć i kość” oraz „Szklany tron”. Pewna trójka bohaterów ma bardzo podobną dynamikę jak postaci w książce Maas, natomiast przedstawiony świat i przepowiednie przypominają te z trylogii Bardugo. Będzie to ciekawa pozycja dla osób szukających czegoś zbliżonego.

To, co najbardziej podobało mi się w tej powieści, to zdecydowanie polityka i magia. Choć z początku autorka miała tendencję do zarzucania dziwnie brzmiącymi nazwami, to z czasem (i z pomocą słowniczka na końcu książki) wszystko układało się w jedną całość. Widać, że zarówno świat, jak i wszelkie intrygi, były bardzo starannie przemyślane i umiejętnie poprowadzone.

Niestety zabrakło mi „tego czegoś” w bohaterach. Moim zdaniem byli raczej schematyczni, a większość ich cech wynikała z tego co pisze o nich autorka, a nie bezpośrednio z ich czynów. Mam też wrażenie, że kilka wątków rozpoczętych w pierwszych rozdziałach, zostało porzuconych. Brakowało mi między innymi rozwinięcia motywu wilków walczących wraz z Viszami. Mam nadzieję, że kolejne tomy jakoś to jeszcze pociągną.

Jeśli jednak jesteście fanami książki „Cień i kość” to myślę, że „Klątwa Świętych” również może przypaść Wam do gustu.

[ współpraca wydawnictwo You&YA ]

Sięgacie po debiuty literackie czy czytacie raczej sprawdzonych autorów? Ja próbuję obu opcji i czasami zarówno jedna jak i druga potrafią mnie zaskoczyć.

„Klątwa Świętych” jest debiutancką powieścią Kate Dramis i opowiada o losach Ayi, władającej powinowactwem, które umożliwia jej manipulowanie innymi ludźmi. Razem ze swoim największym rywalem Willem, żyją, aby służyć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Macie czasami ochotę poczytać coś lżejszego? Ja zwykle, gdy życie dołoży mi dodatkowego stresu, sięgam po tak zwane „cozy fantasy”, które działa kojąco na moje zszargane nerwy.

„Coś jakby magia” Emmy Mills opowiada o siedemnastoletniej Aurelii pracującej w piekarni, która należy do bardzo wymagającej pani Basil. Gdy pewnego dnia próg piekarni przekracza nieznajoma z magicznymi kamieniami, życie młodej dziewczyny wywraca się do góry nogami. Wyruszą one w podróż przez tajemniczy Bór, a po drodze napotkają nawet pewnego zagubionego księcia.

„Coś jakby magia” pozwala nam śledzić losy kilkorga bohaterów. Pierwszym z nich jest młoda piekarka Aurelia, która żyje pod presją roszczeniowej pani Basil. Kolejnym jest książę, który choć do najbystrzejszych nie należy, jest bardzo oddany i ma ogromne serce. Oprócz nich znajdziemy tu również kilka pobocznych postaci, z których każda jest nietypowa i różnorodna.

Jest to bardzo lekka książka z wątkiem fantastycznym i romantycznym skierowana raczej do młodzieży. Cała fabuła skupia się na zwariowanej przygodzie spowodowanej pewną polityczną intrygą. Przeplecione jest to cudownym poczuciem humoru autorki oraz oprószone szczyptą magii.

Emma Mills w bardzo przyjemny sposób przekazuje wartości takie jak przyjaźń, odwaga czy miłość. Natomiast sama lektura potrafi czytelnika otulić i rozgrzać zziębnięte serduszko. Myślę, że może być to idealna książka na ponure dni czy gorszy humor.

Jeśli więc lubicie historie pełne ciepła i humoru albo macie ochotę na coś lżejszego z odrobiną magii i romansu rzućcie okiem na książkę „Coś jakby magia” autorstwa Emmy Mills.

[ współpraca wydawnictwo Must Read ]

Macie czasami ochotę poczytać coś lżejszego? Ja zwykle, gdy życie dołoży mi dodatkowego stresu, sięgam po tak zwane „cozy fantasy”, które działa kojąco na moje zszargane nerwy.

„Coś jakby magia” Emmy Mills opowiada o siedemnastoletniej Aurelii pracującej w piekarni, która należy do bardzo wymagającej pani Basil. Gdy pewnego dnia próg piekarni przekracza nieznajoma z...

więcej Pokaż mimo to