-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
Diana Trietiakow nie ma łatwego życia. Nie może znaleźć porządnej pracy, więc musi się zadowalać fuchami za marny grosz.
Cierpi na fobie społeczną i depresję, jednak żaden terapeuta nie bierze jej na poważnie. Nie potrafi dogadać się z ludźmi - często pada ofiarą kpin i tzw.hejtu, na dodatek nie potrafi walczyć o swoje. Nie ma przyjaciół, nigdy nie miała faceta, ba! Nawet jej własna rodzina uważa za nieudacznika i traktuje jak piąte koło u wozu.
Wszystko wskazuje na to, że żałosna egzystencja Diany, nie ulegnie zmianie. Jednak pewnego dnia, dziewczyna przypadkiem uruchamia portal, który przenosi ją na inną planetę.
Tymczasem viero Rajivark, przedstawiciel rasy risanorków, podczas jednej z bitew na Vikoko, popełnił straszliwy błąd. Efektem jest śmierć sporej części oddziału, którym dowodził. Załamany i shańbiony Rajivark nie potrafi sobie wybaczyć błędu i udaje się na wygnanie.
Tak rozpoczyna się najnowsza powieść Adrianny Biełowiec. Przyznam, że byłam bardzo ciekawa, jak wypadła ta książka, no i... bardzo spodobał mi się tytuł :)
Autorka umiejętnie kreuje postacie - zwłaszcza Dianę. Opis jej nieudanego życia na Ziemi, poszukiwań pracy itd., jest tak sugestywny, że aż zaczęłam się zastanawiać czy autorka wzorowała na kimś tę postać. Rajivark, przedstawiciel rasy zdobywców, podbijających planety, także jest ukazany bardzo przekonująco. Kiedy te dwie postacie się spotykają, robi się ciekawie. Najbardziej mi się spodobały ich dyskusje i wymiany poglądów - Rajivark na wszystko patrzy zupełnie inaczej, niż Diana, co często wywołuje nieporozumienia, które trzeba wyjaśniać.
Niestety, autorka powiela własny schemat. Podobnie jak w "Death Bringer", mamy tu potężnego kosmitę i słabą ziemiankę (no dobra, Diana nie do końca jest ziemianką, ale nie będę spoilerować), których okoliczności zmuszają do współpracy. Potem ci dwoje zaprzyjaźniają się, a potem... zakochują. Czyli jak w standardowym romansie, tylko że akcja dzieje się w kosmosie. Cóż... miłość jest uniwersalna w skali kosmicznej :) Na szczęście "Ognisty pył" jest napisany o wiele lepiej niż "Death Bringer", a Diana nie jest tak irytująca jak Anna Sandstorm, więc wybaczę autorce ten schemat. To, co mi się bardzo podobało, to przemiana Diany. Widzimy jak z zahukanej, bojącej się wszystkiego dziewczyny, zmienia się w pewną siebie kobietę. Cała ta przemiana została pokazana bardzo przekonująco i realistycznie.
Oprócz tego, autorka mocno skupia się na uczuciach. Nie ma tutaj fizyczności, podnieceń, seksu, tutaj wszystko dzieje się w głowach bohaterów. Wszystko to jest opisane tak, że naprawdę fajnie się czyta.
Żeby nie było, że ta książka to tylko jakiś kosmiczny romans, powiem, że jest tu trochę akcji. Już na samym początku dostajemy opis bitwy, w której giną towarzysze Rajivarka. Potem także jest kilka scen walki, a w końcowych rozdziałach mamy wielką bitwę. Trochę się tu dzieje, ale nie jest to typowa powieść akcji.
"Ognisty pył" to książka, którą czyta się szybko i przyjemnie. Jest to idealna powieść, która umili wam podróż pociągiem, czy samolotem. Jeśli szukacie książek, które mają zapewnić czytelnikowi czystą rozrywkę, powieści tej autorki będą idealne. A jeśli lubicie kosmos, historie o galaktycznych podbojach i miłości między przedstawicielami różnych ras, ta książka z pewnością wam się spodoba.
Diana Trietiakow nie ma łatwego życia. Nie może znaleźć porządnej pracy, więc musi się zadowalać fuchami za marny grosz.
Cierpi na fobie społeczną i depresję, jednak żaden terapeuta nie bierze jej na poważnie. Nie potrafi dogadać się z ludźmi - często pada ofiarą kpin i tzw.hejtu, na dodatek nie potrafi walczyć o swoje. Nie ma przyjaciół, nigdy nie miała faceta, ba! Nawet...
Ostatnio naczytałam się thrillerów, kryminałów, horrorów, nawet trafiły się dwie książki obyczajowe. Dawno nie czytałam dobrej fantastyki i przyznam, że było mi za tym tęskno. Dlatego skuszona pozytywnymi recenzjami sięgnęłam po "Tancerzy Burzy", pierwszy tom serii Wojny Lotosowe. I wiecie co wam powiem? Że warto było poświęcić tej książce czas.
Akcja powieści toczy się na wyspach Shima, które powoli umierają pod rządami okrutnego szoguna Yoritomo. Pewnej nocy ten jednak ma wizje, że na grzbiecie arashitory pokona gaijinów. Co z tego, że te stwory to tylko legendy? Szogunowi się nie odmawia, dlatego kiedy królewski łowczy Masaru, otrzymuje takie zadanie, od razu rusza by je wypełnić. Wraz ze swoją córką Yukiko, oraz przyjaciółmi Akihito i Kasumi, wsiadają na pokład Dziecięcia Gromu, by wytropić bestię.
"Tancerze Burzy" to bardzo udane połączenie steampunku i japońskiej mitologii. Mamy tu niesamowite machiny, lotostatki, a jednocześnie mamy też samurajów wiernym kodeksowi bushido, demony, gejsze i wiele innych... Połączenie to jest udane i nic mi nie przeszkadzało w odbiorze lektury. W dodatku autor wszystko wyjaśnił prosto i przystępnie, dzięki czemu z przyjemnością zanurzyłam się w steampunkowo-japoński świat.
Bardzo podobał mi się też wątek ekologiczny. Otóż wyspy Shima umierają. Uprawy krwawego lotosu zabijają ziemię. Na świecie nie ma prawie w ogóle zwierząt, wody są zatrute, a powietrze zanieczyszczone. Niestety, lotos jest zbyt cenny by zaprzestać jego produkcji. Wyrabia się z niego tkaniny, leki, herbaty i narkotyki. Jego nasiona są wykorzystywane przez Gildię do produkcji chi - paliwa zasilającego maszyny szogunatu. Ziemia jest wyeksploatowana niemal doszczętnie, a ja miałam wrażenie, że tym wątkiem autor odnosi się do rzeczywistości. Wystarczy poczytać o tym, do jakich zmian przyczynił się człowiek, jak przebiegała jego ekspansja na całym świecie i ile - niestety - gatunków ginie z powodu ludzkiej działalności.
Świat przedstawiony jest świetny. A co z samą historią i jej bohaterami? Powiem wam - jest super! Sama historia nie jest może zbyt odkrywcza i niektóre elementy przewidziałam wcześniej, jednak w ogóle mi to nie przeszkadzało. Widać było, że autor mocno się napracował, by historia była dopracowana w najmniejszych szczegółach. Podobnie jak postacie - żadna z nich nie pozostaje obojętna. Są żywe, mają swoje cele i można się z nimi utożsamiać. Główna bohaterka, Yukiko, to postać, którą polubiłam od razu. Polubiłam także arashitorę i bardzo fajnie się czytało to, jak z każdym rozdziałem bestia się zmienia. Szogun Yoritomo to szaleniec i okrutnik, ale jest dobrze napisany. Każdy bohater jest dobrze napisany, a to co się z nimi dzieje, wzbudza emocje.
Ciężko mi wskazać jakie wady ma ta książka. Jak dla mnie tych wad nie ma. Jednak spotkałam się z zarzutem, że pierwsze sto stron to dłużyzny. Nie zgodzę się z tym - moim zdaniem, autor umiejętnie wprowadził czytelnika w świat przedstawiony. Ja wkręciłam się od pierwszej strony, jednak nie zaprzeczam, że kogoś początek może znudzić. Znam też kilka osób, które byłyby zirytowane mnogością japońskich nazw. Dla mnie są one potrzebne dla zachowania klimatu, a jak czegoś nie rozumiałam, to z tyłu jest słowniczek. Jak widzicie, tutaj to czy coś jest wadą czy zaletą to kwestia osobistych preferencji.
Przez cały czas, kiedy czytałam "Tancerzy Burzy" zastanawiałam się dlaczego sięgnęłam po tę książkę tak późno. Prozeszłam przez całą historię szybko... niczym burza i chcę więcej. I z drugiej strony dobrze, że nie czytałam tej książki od razu po wydaniu - teraz przynajmniej mogę przeskoczyć do drugiego tomu już teraz. I mam nadzieję, że drugi tom będzie trzymał równie wysoki poziom.
ainacham.blogspot.co.uk
Ostatnio naczytałam się thrillerów, kryminałów, horrorów, nawet trafiły się dwie książki obyczajowe. Dawno nie czytałam dobrej fantastyki i przyznam, że było mi za tym tęskno. Dlatego skuszona pozytywnymi recenzjami sięgnęłam po "Tancerzy Burzy", pierwszy tom serii Wojny Lotosowe. I wiecie co wam powiem? Że warto było poświęcić tej książce czas.
Akcja powieści toczy się...
Książka Lisy Gardner opowiada o dzieciach z zaburzeniami i chorobami psychicznymi. W "Dziecięcych koszmarach" możemy przeczytać o dzieciach, które zamiast wesoło spędzać czas, są zamknięte na oddziale psychiatrycznym.
Danielle jest pielęgniarką na takim właśnie oddziale. Sama przy tym zmaga się z problemami i demonami przeszłości - jej rodzina została zamordowana, przeżyła tylko ona.
Victoria jest matką ośmioletniego syna z zaburzeniami psychicznymi. Evan jest niczym bomba: raz zachowuje się jak każde dziecko, po to by za chwile zacząć demolować mieszkanie i grozić matce śmiercią.
D.D. Warren jest policjantką. Właśnie prowadzi sprawę morderstwa na dwóch rodzinach. Początkowo wydaje się, że w obu przypadkach zabójcami są ojcowie. Jednak śledztwo wykazuje, że wśród tych rodzin były dzieci z problemami psychicznymi, które jakiś czas spędziły w szpitalu psychiatrycznym - tym samym, w którym pracuje Danielle.
Książka porusza dość trudny temat. Na szczęście całość jest dobrze napisana, a postacie wiarygodne, wzbudzające emocje. Na przykład D.D. Warren w kilku scenach jest strasznie sukowata i wredna i z początku jej nie polubiłam. Jednak z czasem spodobała mi się jej postać. Podobało mi się też to, jak autorka splotła losy wszystkich bohaterów - D.D. i Danielle, bardzo szybko na siebie wpadły, jednak przez cały czas zastanawiałam się po co autorka wstawiła wątek Evana i jego matki. To był dobry wątek, lekko obyczajowy i tu autorka skupiła się na tym jak wygląda życie z takim zaburzonym dzieckiem. Dobrze była przedstawiona też postać byłego męża Victorii. Z początku miałam go za gnoja - w końcu zostawił żonę i syna, a sam zaczynał nowe życie z nową kobietą. Dopiero później okazało się, że to wszystko nie jest tak proste i czarno-białe.
Ten wątek leciał sobie obok, nie powiązany ani ze śledztwem, ani z pozostałymi postaciami. Dopiero później okazało się, że rodzina Evana odegra bardzo kluczową rolę dla całej historii, a ich wątek zgrabnie połączy się z całą resztą.
Gardner skupia się także na pokazaniu życia na dziecięcym oddziale psychiatrycznym. Wszystko tam jest zorganizowane, niestety - czasem są takie chwile, kiedy to miejsce ogarnia chaos. Kiedy jedno dziecko jest niespokojne, ma jakiś atak, często udziela się to pozostałym pacjentom, a wtedy trzeba działać szybko.
Funkcjonowanie dziecięcego oddziału psychiatrycznego zostało przedstawione bardzo wiarygodnie - przynajmniej dla mnie, a ja jestem kompletnym laikiem w tej dziedzinie. Zdziwiło mnie tylko to, że na tym oddziale nie było kamer. Niby autorka wytłumaczyła dlaczego, ale mnie to nie przekonało. Serio? Oddział psychiatryczny bez monitoringu? Nie kupuję tego.
Jak już pisałam na wstępie - nie miałam pojęcia, że choroby psychiczne dotyczą też dzieci. Prawdę mówiąc nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Autorka opisuje jakie schorzenia nękają małych pacjentów. Niektóre są wynikiem przeżytej traumy, a inne są wrodzone. Pamiętam pierwszą scenę, której bohaterem był Evan: poznajemy go w momencie, gdy ten ma atak agresji i wyładowuje się na Victorii. Wtedy nie miałam pojęcia o co chodzi i byłam pewna, że chodzi o przemocowego męża. W trakcie czytania zastanawiałam się dlaczego Victoria męczy się z takim facetem. Dopiero potem doczytałam, że Evan jest jej synem...
Był jeden moment w książce kiedy "spociły mi się oczy". Opisy niektórych okrucieństw, na jakie narażone były dzieci i jakie spustoszenia poczyniły one w ich umysłach podziałały na mnie. I to mocno. Nigdy nie rozumiem jak można krzywdzić własne dzieci. Nigdy.
Narracja w każdym rozdziale jest inna. W rozdziałach Danielle i Victorii mamy narracje pierwszoosobową, zaś w rozdziałach D.D. jest narrator wszechwiedzący. Taki zabieg nie każdemu może przypaść do gustu, jednak mnie się podobał. W dodatku autorka sprawnie operuje piórem, każdy rozdział czyta się szybko i z każdą chwilą coraz ciężej oderwać się od lektury.
Nie ma tutaj pościgów ani strzelanin, jednak historia trzyma w napięciu. Autorka kilkakrotnie wywiodła mnie w pole, raz po raz podsuwając fałszywe tropy. Podobało mi się to połączenie historii kryminalnej z historią zmagań z chorobą psychiczną. Jest to również opowieść o tym, że nie można żyć przeszłością. Rozpamiętywanie tragedii nie wróci życia zmarłym. Niestety, nie każdy umie poradzić sobie z traumą. A skoro umysły dorosłych ludzi potrafią się złamać pod naporem złych wydarzeń, to co dopiero dzieci? Dzieci, które powinny bawić się i śmiać, a jednak tkwią w koszmarze?
"Dziecięce koszmary" to mój pierwszy kontakt z twórczością Lisy Gardner. Kontakt ten uważam za udany i z przyjemnością będę kontynuować znajomość.
ainacham.blogspot.co.uk
Książka Lisy Gardner opowiada o dzieciach z zaburzeniami i chorobami psychicznymi. W "Dziecięcych koszmarach" możemy przeczytać o dzieciach, które zamiast wesoło spędzać czas, są zamknięte na oddziale psychiatrycznym.
Danielle jest pielęgniarką na takim właśnie oddziale. Sama przy tym zmaga się z problemami i demonami przeszłości - jej rodzina została zamordowana,...
2018-05-16
2018-05-08
Niesamowita, basniowa ksiazka! Zapraszam na opinie tutaj:
https://ainacham.blogspot.co.uk/2018/05/stephen-king-oczy-smoka.html?m=1
Niesamowita, basniowa ksiazka! Zapraszam na opinie tutaj:
https://ainacham.blogspot.co.uk/2018/05/stephen-king-oczy-smoka.html?m=1
O Vladzie Draculi każdy chyba słyszał. Większość kojarzy go z wampirem, co wcale mnie nie dziwi. Dzięki powieści Brama Stokera, a następnie licznym filmom, wielu ludzi kiedy słyszy to imię, ma przed oczami postać krwiopijcy z długimi kłami. Ja też, przyznaję bez bicia.
Vlad Dracula istniał naprawdę i nie był wampirem. Rządził na Wołowszczyźnie, a jego okrucieństwo na stałe zapisało się w annałach historii. I o takim Draculi pisze Dariusz Domagalski.
Janos Lechoczky, kapitan Czarnych Legionów dostaje od króla bardzo ważną misję - ma ruszyć na Wołowszczyznę i obserwować tamtejszego hospodara Vlada Dracule. Ma ocenić czy jest on godny tego, by poprowadzić krucjatę przeciwko Imperium Osmańskiemu. Wokół hospodara krąży wiele straszliwych opowieści, co bardzo intryguje Janosa. Wreszcie kapitan poznaje Draculę. Razem walczą z wojskami sułtana, a Janos widzi, że opowieści o brutalności hospodara nie są przesadzone.
Nigdy nie byłam orłem z historii i raczej nigdy już nie będę. Nigdy też nie lubiłam powieści historycznych. Jednak książka Dariusza Domagalskiego wciągnęła mnie niemal od pierwszej strony. Dawno nie czytałam czegoś gdzie ciągle jest akcja! Tutaj cały czas się coś dzieje i nie nudziłam się ani razu. Bitwy, pojedynki, poscigi, to wszystko tutaj znajdziesz. Na dodatek opisane tak, że czyta się to szybko.
Dwoje głównych bohaterów: Janos i Dracula zainteresowało mnie od razu. Janos jest młodym rycerzem, honorowym i pełnym ideałów. Polubiłam go od samego początku, a to, że opowieść jest pisana z jego perspektywy uważam za strzał w dziesiątkę. Dzięki temu autor mógł przedstawić Draculę w interesujący sposób.
Bo to właśnie Vlad Dracula jest tutaj najciekawszą postacią. Jest tajemniczy, okrutny i nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Rządzi Wołowszczyzną twardą ręką. Na jego temat krążą mrożące krew w żyłach opowieści - jedni twierdzą, że był uczniem samego diabła, inni twierdzą, że to wampir. Te opowieści, a potem to jak autor je dementuje, podobały mi się najbardziej. To pokazuje jak w tamtych czasach powstawały mroczne i straszliwe legendy. Bardzo mi się podobało to zestawienie Draculi z legend i Draculi prawdziwego - nieustraszonego wojownika, czlowieka z krwi i kości, który walczy ramię w ramię ze swoimi żołnierzami i prócz strachu, wzbudza w ludziach także i podziw.
Cała powieść jest napisana bardzo ładnym, lekko stylizowanym językiem. Czyta się to szybko, a opisy są bardzo plastyczne i obrazowe. Dużo jest też scen walk, na szczęście są one napisane tak, że nie mogłam się oderwać. Jest też sporo opisów okrucieństwa Vlada Draculi. Tak, powieść w niektórych momentach jest bardzo brutalna, jednak nic dziwnego - w końcu jest to książka o człowieku, którego już wtedy uważano za potwora w ludzkiej skórze. Na szczęście autor nie przesadza i nie epatuje brutalnością bez potrzeby. Wszystko jest tu wyważone i podane ze smakiem. Także stylizacja, którą posługują się bohaterowie w dialogach nie przeszkadzała mi w ogóle. Wręcz przeciwnie.
Jak już wspomniałam, orłem z historii nie jestem, więc nie jestem w stanie wskazać historycznych nieścisłości. Wiem, że Vlad Dracula istniał, wiem że miał brata Radu i że razem byli w tureckiej niewoli. I w sumie to mi wystarczy. Jednak dla bardziej zainteresowanych autor zamieścił na końcu książki mnóstwo ciekawych przypisów.
Powieść Dariusza Domagalskiego polecam wszystkim którzy lubią książki historyczno-przygodowe. Akcji jest tu dużo i z pewnością nie będziecie się nudzić. To, ciekawi bohaterowie i historia sprawi, że z pewnością przeczytacie te książkę z przyjemnością.
ainacham.blogspot.co.uk
O Vladzie Draculi każdy chyba słyszał. Większość kojarzy go z wampirem, co wcale mnie nie dziwi. Dzięki powieści Brama Stokera, a następnie licznym filmom, wielu ludzi kiedy słyszy to imię, ma przed oczami postać krwiopijcy z długimi kłami. Ja też, przyznaję bez bicia.
Vlad Dracula istniał naprawdę i nie był wampirem. Rządził na Wołowszczyźnie, a jego okrucieństwo na...
Barry Fairbrother, radny miasta Pagford niespodziewanie umiera. To wydarzenie sprawia, że miasto pogrąża się w chaosie. Na miejsce w radzie jest wielu chętnych i zdawać by się mogło, że nie cofną się przed niczym, by osiągnąć swój cel i upokorzyc konkurencje. Na domiar złego na stronie rady gminy ktoś loguje się jako "Duch_Barrego_Fairbrothera" i wyjawia tajemnice mieszkańców. W małym i sennym miasteczku atmosfera robi się coraz bardziej napięta.
"Trafny wybór" to książka, gdzie jest więcej niż jeden główny bohater. Postaci jest kilka, a każda zapada w pamięć. Mamy tutaj Colina Walla, nauczyciela cierpiącego na nerwicę i jego żonę Tesse, wspierającą męża w jego atakach paniki. Mamy Andrew Price, którego ojciec często wpada w szał i wtedy wyładowuje się na rodzinie. Jest Samantha i Miles Mollison - ona dusi się w małej mieścinie i nie może znieść tego, że jej mąż coraz bardziej upodabnia się do swojego ojca Howarda - człowieka zaangażowanego w sprawy Pagford i cierpiącego z powodu otyłości. Jest Sukhvinder Jawanda, córka lekarzy, nieśmiała i wysmiewana w szkole. A także Krystal Weedon, dziewczyna pochodząca z patologicznej rodziny, gdzie narkotyki są na porządku dziennym.
Jest też wiele innych ważnych postaci, ale nie będę ich tu wymieniać.
Najważniejsze jest to, że te postacie żyją. Każda ma swoje motywy, sympatie i antypatie, a Rowling świetnie to wszystko opisuje. Autorce bardzo dobrze udało się przedstawić konflikty toczące małą społeczność, gdzie wszyscy się znają. Lekkość w jaki to wszystko jest opisane sprawia, że całą historię czyta się z przyjemnością. W książce jest kilka wątków, jednak żaden z nich nie jest oderwany o reszty. Ba! Postacie wiedzą o swoich poczynaniach, plotkują, zupełnie jak w prawdziwym życiu. W niektórych momentach aż czułam dreszcz - nie wyobrażam sobie jak to jest mieszkać w miejscu, gdzie wszyscy się znają. Pochodzę z dużego miasta i cenię sobie anonimowość.
Rowling niesamowicie łączy motywy i wątki. Dla mnie najlepszy był wątek Krystal Weedon, dziewczyny pochodzącej z patologicznego domu. Krystal choć jest nieokrzesana, wulgarna i twarda, w rzeczywistości skrywa wrażliwą duszę i troszczy się o swojego brata. Marzy o spokojnym, czystym i ciepłym domu, gdzie jej i bratu nie będzie już groziło żadne niebezpieczeństwo i gdzie nikt ich nie rozdzieli.
Ale to nie jedyna ciekawa postać. Inne także mają coś do zaoferowania. Każda ma swoje pragnienia i tajemnice. Niektóre z nich ujawnia "Duch_Barrego_Fairbrothera". To powoduje, że wśród kandydatów na radnego rośnie napięcie. Co jeszcze wie Duch? I kim jest?
Kłótnie o miejsce w radzie przybierają na sile i wydawać by się mogło, że o zmarłym nikt nie pamięta, nikt, prócz jego żony i Krystal.
Jedno do czego można się przyczepić, to straszny przeskok między postaciami. W jednym momencie czytamy opis z perspektywy np. Samanty, a potem przeskakujemy do Milesa. Z początku ten zabieg lekko mi przeszkadzał, jednak z czasem przywykłam.
J.K. Rowling kolejny raz udowodniła, że jest świetną pisarką i zna się na opowiadaniu historii. Bardzo dobrze udało jej się oddać klimat panujący w małym mieście. Stworzone przez nią postacie nie są mdłe i płaskie, a opisywane zdarzenia wciągają. Niech was nie zmyli nazwisko autorki. Tutaj nie ma magii, smoków, ani innych elementów fantastyki. Dostajemy dobrą powieść obyczajową, z mocnym rysem psychologicznym. Warto po nią sięgnąć chociażby po to, by zobaczyć jak Rowling radzi sobie w innym gatunku literackim.
A radzi sobie bardzo dobrze.
ainacham.blogspot.co.uk
Barry Fairbrother, radny miasta Pagford niespodziewanie umiera. To wydarzenie sprawia, że miasto pogrąża się w chaosie. Na miejsce w radzie jest wielu chętnych i zdawać by się mogło, że nie cofną się przed niczym, by osiągnąć swój cel i upokorzyc konkurencje. Na domiar złego na stronie rady gminy ktoś loguje się jako "Duch_Barrego_Fairbrothera" i wyjawia tajemnice...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jack Torrance dostał nową pracę - zostaje dozorca w hotelu Panorama, hotelu położonym wysoko w górach. Niestety jest haczyk - przez kilka miesięcy Jack i jego rodzina muszą wytrzymać w odosobnieniu. Wyprawy do pobliskiego miasta są niemożliwe, gdyż przez śnieg, hotel zostaje odcięty od świata.
Z początku jest całkiem spokojnie. Jack, były alkoholik i niespełniony pisarz, zajmuje się dokonczaniem sztuki. Jego żona Wendy zajmuje się ich synem Dannym. A Danny w Panoramie czuje się dziwnie i źle, ma różnego rodzaju niepokojące wizje. Jednak został ostrzezony, że te wizje nie mogą go skrzywdzic. Trzeba tylko zamknąć oczy i odwrócić głowę, a te dziwne rzeczy znikną. Przez jakiś czas to działa...
W końcu wizje atakują też Jacka. Wreszcie ten, opętany przez hotel próbuje zabić swoją rodzinę.
"Lśnienie" przez wielu uznawane jest za najlepszy horror Stephena Kinga. Że jest to opowieść o tym jak odosobnieniu wpływa na ludzkie umysły. To też, ale dla mnie... jest to najlepiej wykorzystany motyw nawiedzonego domu w książce. W hotelu Panorama roi się od duchów. W dodatku budynek ma niesamowitą historię, którą bada Jack. W Panoramie popełniono kilka morderstw, miały tu nawet miejsce porachunki mafijne. I choć od tamtych zdarzeń minęło wiele czasu, duchy pozostały i wywierają wpływ na całą rodzinę - zwłaszcza na Jacka i Dannego. Akcja nie pędzi tutaj na łeb na szyje: wszystko rozwija się powoli, a napięcie narasta z każdą strona. Poznajemy coraz więcej informacji o przeszłości Jacka - dowiadujemy się o jego pijaństwie, dlaczego stracił poprzednia pracę i dlaczego skrzywdzil Dannego. Dowiadujemy się czym jest "jasnosc", którą emanuje chłopiec. Z początku wydaje się, że to tylko choroba, jednak okazuje się, że Danny ma moc, którą pożąda Panorama.
Ja czytałam "Lśnienie" z ogromną przyjemnością. Z napięciem obserwowałam jak Panorama wywiera coraz większy wpływ na Jacka. Autor potrafi bardzo dobrze wejść w skórę postaci, co sprawia, że każda z nich jest bardzo wiarygodna. W dodatku w powieści, King ponoc zawarł bardzo dużo wątków autobiograficznych. Kto choć trochę interesował się życiem Stephena Kinga, ten wie, że autor ma za sobą burzliwa znajomość z alkoholem i narkotykami.
Mnie takze zainteresowała sama Panorama, ze swoja lokalizacja, historia i duchami. Hotel jest przesycony zla mocą, a na niektórych ludzi ma bardzo duży wpływ. Z początku wizje są nieszkodliwe, jednak z czasem stają się coraz bardziej niebezpieczne. Z każdą chwilą hotel coraz bardziej zaciska swoje sidła wokół rodziny Torrancow. Niebezpieczenstwo czai się wszędzie, a fakt, że zima odciela rodzinę od świata nie pociesza.
Jednocześnie "Lśnienie" jest opowieścią o tym jak odosobnienie może wpływać na ludzi. Nie każdy ma na tyle silny umysł by wytrzymać kilka miesięcy w zamknięciu. Widzimy jak szaleństwo coraz bardziej ogarnia Jacka i pcha go do popełnienia zbrodni.
Jeśli jesteś fanem twórczości Stephena Kinga, lubisz opowieści o nawiedzonych domach i postępującym szaleństwie, zdecydowanie polecam!
ainacham.blogspot.co.uk
Jack Torrance dostał nową pracę - zostaje dozorca w hotelu Panorama, hotelu położonym wysoko w górach. Niestety jest haczyk - przez kilka miesięcy Jack i jego rodzina muszą wytrzymać w odosobnieniu. Wyprawy do pobliskiego miasta są niemożliwe, gdyż przez śnieg, hotel zostaje odcięty od świata.
Z początku jest całkiem spokojnie. Jack, były alkoholik i niespełniony pisarz,...
Przebudzenie" zaintrygowało mnie okładką. Obrazek faceta, wznoszącego ręce ku niebu i piorunów uderzających we wbity w ziemię słup, pobudził wyobraźnię. Grafika przywiodła mi na myśl powieści fantasy, które uwielbiam (dawno nie czytałam nic z tego gatunku, trzeba to nadrobić). Potem, w miarę czytania, zrozumiałam jak idealnie ta grafika pasuje do treści.
Kiedy Jamie ma sześć lat, do Harlow przyjeżdża nowy pastor - Charles Jacobs. Mężczyzna od razu polubił chlopca i jego rodzinę, a on - wraz z rodzeństwem - chetnie udzielał się w miejscowym kółku metodystow, prowadzonym przez pastora i jego żonę, Patricie. Nawiasem mówiąc, żona pastora była tak piękna, że wszyscy się w niej kochali. Wszyscy tez bardzo polubili małego synka Jacobsow, Morriego.
Niestety, żona i syn Charlsa giną w wypadku. Charles zaś się załamuje i traci wiarę, bluźni i zlorzeczy przeciwko Bogu, przez co musi opuścić miasteczko.
Mijają lata. Jamie wiedzie tulaczy zywot muzyka, uzależnionego od narkotyków. I znów spotyka Charlesa. Ten zaś, za pomocą elektryczności leczy go z uzależnienia. Od tej pory ich losy związały się na zawsze...
Nie jest to typowa powieść grozy - mało tutaj jest elementów strasznych, typowych dla prozy Kinga. Przez pierwsze rozdziały obserwujemy dzieciństwo i dorastanie Jamiego. Te rozdziały były bardzo ciekawe, bo bardzo łatwo było się utozsamic z bohaterem. W dodatku oczyma Jamiego poznajemy Jacobsa i jego rodzinę, dowiadujemy się jacy byli, zanim zdazyla się tragedia. Te rozdziały czytało się szybko.
Jednak kiedy Jamie juz dorósł, tu było trochę gorzej. Owszem nadal było ciekawie, jednak tutaj było już za dużo dłużyzn. Momenty, kiedy Jamie natrafia na ślad Jacobsa były najciekawsze, jednak na serio się to wszystko rozkręciło, kiedy Jamie zaczął się interesować skutkami ubocznymi "uzdrawiania elektrycznością", a potem kiedy pojechał ponownie spotkać się z Charlesem. Dopiero od tego momentu zaczęło się coś dziać.
Nie znaczy to jednak, że książka jest nudna. Nie jest. Problem jest w tym, że nastawiałam się na coś innego, a dostałam powieść obyczajową, z elementami nadprzyrodzonymi. Lubię obyczajówki, no ale... sami wiecie. Kiedy masz ochote na sernik, a dostajesz placek, to tez czujesz zawód, prawda?
Jednak jest kilka rzeczy, które wywarły na mnie wrażenie. Opis wypadku, w którym giną Patricia i Morrie wstrząsnął mną bardzo mocno. A postać Charlesa Jacobsa jest bardzo dobrze skonstruowana. Widzimy jak on zmienia się na przestrzeni lat. Śmierć rodziny odcisnęła na nim piętno. Właściwie, to Jacobs nigdy się z tym nie pogodził. W dodatku utracona wiara w tym nie pomaga..
Jacobs coraz bardziej zagłębia się w swoje eksperymenty z elektrycznością. Uzdrawia ludzi, jednak to jest tylko środkiem do osiągnięcia celu. Z poczatku myślałam, że Jacobs będzie próbował ożywić żonę i synka za pomocą prądu. Nie, nie chodziło o to, choć ożywianie było. I w tej scenie było bardzo wyraźnie widać nawiazanie do "Frankesteina" Mary Shelley :) Bardzo zgrabne nawiazanie.
Wizja tego gdzie trafiaja ludzkie dusze po smierci, jak na Kinga przystalo, jest przerażająca. A najbardziej przeraza to, że trafiaja tam wszyscy, zarowno ci dobrzy, jak i źli.
"Przebudzenie" nie jest złą powieścią. Jednak brakowało mi w niej napięcia i grozy, na którą się nastawiałam. Ot, okreslilabym to mianem powieści obyczajowej z wątkiem nadprzyrodzonym, jednak groza to to nie jest. Myślę, że gdyby tę książkę nieco skrócić, wyszło by to na dobre. Nie byłoby tylu dłużyzn, a i może byłoby więcej napięcia. A tak, to wszystko się ciągnęło, dopiero końcówke czyta się szybko, jakby autor chciał nadążyć z akcją.
Jednak mimo wszystko ta książka mi się podobała. Było kilka scen, które zapadły w pamięć, postacie także są dobrze skonstruowane. Można też zobaczyć tutaj, do czego zdolny jest człowiek, któremu runął cały świat. Jednak jeśli szukasz tu napięcia i grozy, lepiej sięgnij po inną powieść.
ainacham.blogspot.co.uk
Przebudzenie" zaintrygowało mnie okładką. Obrazek faceta, wznoszącego ręce ku niebu i piorunów uderzających we wbity w ziemię słup, pobudził wyobraźnię. Grafika przywiodła mi na myśl powieści fantasy, które uwielbiam (dawno nie czytałam nic z tego gatunku, trzeba to nadrobić). Potem, w miarę czytania, zrozumiałam jak idealnie ta grafika pasuje do treści.
Kiedy Jamie ma...
Egipt... Słońce, plaża, fajny hotel i to all inclusive... Kto by nie chciał? Ja bym chciała. Nie miałam porządnego urlopu od lat, więc gdybym znalazla się w Egipcie to przejmowalabym się tylko tym, by równo się opalić :) Troski zostawilabym w domu. Po to jest urlop by o nic się nie martwic.
Niestety, nie każdy moze beztrosko spędzać wakacje. Są takie rzeczy, które zawsze będą dręczyc czlowieka, ciążyc mu, niczym kamienie.
Anastazja od jakiegoś czasu nie dogaduje się z rodzicami, którzy ciągle ja kontrolują. Nie ufają jej, traktują niczym małe dziecko, które może coś przeskrobac i które trzeba pilnować. Dziewczyna zajmuje się mlodszym bratem Cieszkiem, kombinuje jak zblizyc się do Damiana i niestety, często wspomina to, co wydarzyło się dwa lata temu.
Damian jest uzależniony od gier komputerowych. Rodzice wyciągnęli go na urlop, aby nie mogł grać.
Klara wyjechała na wakacje ze swoją babcia, a w Polsce zostawiła rodzeństwo pod opieką swoich nieodpowiedzialnych rodziców. Ciągle zastanawia się, czy jej siostra i brat maja co jeść. Nic dziwnego, że nie potrafi cieszyć się urlopem.
I jest jeszcze Albert. Ma dwadzieścia dwa lata, a jego ciało jest pokryte bliznami. Chętnie wyslucha zwierzen, pomoze i doradzi, ale sam nie chce mówić o sobie. Jaka tajemnice skrywa?
Kiedy zaczęłam czytać "Niebo nad pustynią" balam się, że trafilam na jakiś romans dla nastolatków. Anastazja chce się umówić z Damianem, Klarze podoba się Albert, Damian kombinuje jakby tu z dwiema na raz, a Albert ma wszystko w d... nosie. Na szczęście szybko okazało się, że nie chodzi tutaj o romansowanie, więc mogłam czytać bez obaw*. Autorka porusza tutaj wiele trudnych tematów, na szczęście robi to dobrze i ze smakiem. Bardzo ciekawily mnie tajemnice bohaterów, a ich powolne odkrywanie, jeszcze bardziej zachecalo do dalszej lektury. Jednak tajemnice Anastazji rozszyfrowalam bardzo szybko, co troche zepsulo zabawe, jednak trudno.
Postacie są napisane bardzo wiarygodnie i wzbudzily we mnie emocje. Nie raz mialam ochote strzelic Damianowi w pysk za jego zachowanie, a zachowanie babci Klary (ktora tez nazywa się Klara) czesto wywolywalo uśmiech na mojej twarzy. Na rodzicow Anastazji z poczatku patrzylam bardzo niechetnie, jednak nie mogę napisac dlaczego, bo musialabym zdradzic wazny szczegół fabuly. Grunt, że potem wszystko się wyjaśniło, a wtedy to, co było dla mnie oczywiste, przestalo takie być. Wyjazd do Egiptu okazał się dla bohaterów oczyszczający. Uporali się ze swoimi demonami i nauczyli się żyć dalej. Dla mnie najbardziej interesująca była postać Alberta. Temu chłopakowi można powierzyć każdą tajemnicę, choć on sam ma swoje demony. Nie użala się nad sobą, tylko pomaga innym.
Autorka przemyca w ksiazce mnostwo ciekawostek na temat kultury mulzumanskiej, tamtejszych zwierząt i tak dalej... Az przyjemnie się to czytalo, a wiele ciekawostek bylo naprawde niesamowitych. W książce jest takze slownik pojęć arabskich, jednak ja do niego nie zagladalam. Prawdę mówiąc, rzadko kiedy do takich rzeczy zagladam :)
Niestety w "Niebie nad pustynia" autorka zastosowala pewien zabieg, który mnie osobiscie bardzo wkurzal i który moim zdaniem bardzo wiele rzeczy spłycał. Chodzi o nagłe urywanie scen, przez co te sprawiają wrażenie niedokonczonych. W niektórych momentach, to irytuje. Żeby nie być gołosłowną, opiszę wam jedną taką scenę.
Anastazja wraz z rodzicami po przylocie do Egiptu szukają autokaru, który zawiezie ich do hotelu. W pewnym momencie gubią z oczu Cieszka - jak się potem okazało, chłopiec próbował wsiąść do autokaru, jadącego gdzie indziej. Na szczęście udało się go powstrzymać. I wtedy matka Anastazji zaczyna robić jej wyrzuty: dlaczego go nie pilnujesz? Na co ta odpowiada: sama go pilnuj, to twój syn. I w tym momencie nastąpił koniec sceny, a ja siedziałam z wielkim WTF na twarzy. Przecież tu aż się prosiło o opis kłótni, wypomnienie sobie pewnych spraw w taki sposób, by jeszcze bardziej zaciekawić czytelnika. A tu nic. Pani Anno, tak się nie robi. Podobnie jak zakończenie - lubię otwarte zakończenia, ale tutaj jest ono urwane, co sprawia niedosyt.
Jednak będę te książkę polecać. Czytało mi się ją bardzo dobrze. Wciągnęłam się, a kiedy czytałam ją w ogródku, w czasie upału, wyobrażałam sobie, że też jestem w Egipcie ;) To nie jest płytka książka o nastolatkach: tematy poruszone tutaj sprawią, że na pewno zapamiętam tę powieść na dłużej.
Z pewnością dam kolejną szansę tej autorce i sięgnę po inne jej powieści, jak tylko trafi mi się okazja.
ainacham.blogspot.co.uk
Egipt... Słońce, plaża, fajny hotel i to all inclusive... Kto by nie chciał? Ja bym chciała. Nie miałam porządnego urlopu od lat, więc gdybym znalazla się w Egipcie to przejmowalabym się tylko tym, by równo się opalić :) Troski zostawilabym w domu. Po to jest urlop by o nic się nie martwic.
Niestety, nie każdy moze beztrosko spędzać wakacje. Są takie rzeczy, które zawsze...
Ktoś porwał dwójkę dzieci. Jedyną rzeczą łączącą ofiary jest fakt, że obie miały deformacje kości. W śledztwo angażuje się detektyw Etta Fitzroy, która rok temu nie zdołała ocalić innego zaginionego dziecka. Obserwujemy sobie też jak rodziny porwanych dzieci próbują poradzić sobie z tragedią jaka ich spotkała.
Na początek w krotkiej nocie od autorki, dowiadujemy się czym jest syndrom człowieka z kamienia, czyli choroba zwana fibrodysplazją. Przyznam, że wcześniej nie miałam pojęcia o istnieniu czegoś takiego i aż sprawdziłam w googlach, co to jest. Potem kiedy czytamy dalej, poznajemy sześcioletniego Jakeya Fritha, cierpiącego na tę chorobę i jego rodziców - Erdmana i Lilith. Widać, że niepełnosprawność syna bardzo mocno wpłynęła na ich małżeństwo i wzajemne relacje. Choć oboje starają się przychylic Jakeyowi nieba, między sobą ledwo się dogadują. Lilith nie może się pogodzić z tym, że jej życie rodzinne potoczyło się tak źle. W jednej scenie nawet mówi o tym, że była szczęśliwa przed urodzeniem dziecka. Erdman z kolei bywa nieodpowiedzialny i egoistyczny, zdaje się, że nie radzi sobie z całą sytuacją. To głównie na tej rodzinie skupia się autorka książki, gdyż to na nich - a raczej na Jakeya - zastawia sidła psychopata, zwany Kolekcjonerem Kości.
Rozdziały pisane z perspektywy Kolekcjonera są bardzo ciekawe. Wydaje mi się, że autorka bardzo dobrze wczuła się w psychopatę. Widzimy jak Kolekcjoner krąży wokół rodziny Frith, niczym drapieżnik. Opis jego przygotowań do porwania Jakeya bardzo mnie wciągnął. To co działo się potem, także czytalam z zainteresowaniem.
Autorka bardzo zgrabnie łączy wszystkie wątki i umiejętnie opisuje relacje i odczucia postaci. Jedynie detektyw Etta Fitzroy wypada blado na tle reszty. Teoretycznie to ona jest główną postacią, jednak dla mnie ta książka należy do rodziny Frithów. Ich postacie są najciekawsze. Dobrze jest nakreślone to, jak niepełnosprawność i choroba dziecka może wpłynąć na rodzinę. Owszem, jest wiele rodzin, które sobie potrafią poradzić z takim brzemieniem. Jednak nie wątpię w to, że są też tacy, którzy poradzić sobie z tym nie potrafią. Wiele rodzin po takim ciosie zwyczajnie się rozpada. Nie będę pisać na ten temat dalej, bo musialabym zdradzić szczegóły fabuły.
Autorka ma jedną irytująca manierę, a mianowicie uprzedzanie faktów. Na przykład: rodzina Frithów siada do kolacji i nagle pojawia się zdanie typu: "nie wiedzą, że na Jakeya czai się niebezpieczeństwo". Albo tak: Erdman wsiada do samochodu, załamany, bo stracił pracę i tu narrator mówi: "Erdman nie powinien się nad sobą użalac. Miał tylko dziesięć dni na ocalenie syna". Na szczęście później autorka zrezygnowała z tej metody, jednak te fragmenty mnie irytowały. Moim zdaniem byłoby lepiej, jakby nie siliła się na takie "budowanie napięcia".
Książka nie jest szczególnie odkrywcza, jednak jest dobrze napisana. Gdyby nic nie odciągało mnie od czytania, skończyłabym ją w jeden dzień. Duży plus za poruszenie tematu opieki nad chorym dzieckiem.
Podejrzewam, że Fiona Cummins napisze jeszcze niejedną powieść o detektyw Fitzroy. Chętnie po nie sięgnę. A wy, jeśli szukacie thrillera, który was wciągnie i zapewni dobrą rozrywkę, siegnijcie po "Grzechot kości".
ainacham.blogspot.co.uk
Ktoś porwał dwójkę dzieci. Jedyną rzeczą łączącą ofiary jest fakt, że obie miały deformacje kości. W śledztwo angażuje się detektyw Etta Fitzroy, która rok temu nie zdołała ocalić innego zaginionego dziecka. Obserwujemy sobie też jak rodziny porwanych dzieci próbują poradzić sobie z tragedią jaka ich spotkała.
Na początek w krotkiej nocie od autorki, dowiadujemy się czym...
Życie potrafi dać w kość. Potrafi być cholernie niesprawiedliwe i ciężkie. Ludzie robią różne rzeczy, żeby oderwać się od trudów życia. Czytanie książek jest pewną formą ucieczki od rzeczywistości - jeśli książka jest ciekawa, nie myślimy o tym, co jest dookoła, tylko całkiem wsiąkamy w świat wymyślony przez autora. A inni... inni, aby zapomnieć o otaczającym świecie, wymyślają baśnie. Tak jak Abel Tannatek, tytułowy Baśniarz.
Jednak uczniowie liceum znają go jako "polskiego handlarza pasmanterią" - czyli dilera. Tannatek handluje narkotykami, często nie pojawia się na lekcjach, a kiedy już się pojawia, to śpi. Jest tajemniczy, w szkole niewiele o nim wiadomo. Dopiero Anna, jedna z uczennic, dowiedziała, się, że Abel ma siostrę. I właśnie ta informacja spowodowała, że zaczęła się interesować tym chłopakiem. Szybko odkrywa, że siostra istnieje naprawdę i ma na imię Michi, że Abel się nią opiekuje i że ta dwójka nie ma nikogo poza sobą. Anna staje się też częścią baśni, opowiadanej przez chłopaka. A z czasem, między Ablem i Anną zaczyna rodzić się uczucie.
"Baśniarz" jest powieścią dla młodzieży, w której widzimy tu zderzenie dwóch całkowicie różnych światów. Anna to dziewczyna z dobrego domu, mająca kochających rodziców, wzorowa uczennica, potrafi grać na instrumentach, myśli o tym by zdać maturę i dostać się na studia. Abel jest jej totalnym przeciwieństwem. Wplątuje się w ciemne interesy, handluje narkotykami, a nauka i studia to ostatnia rzecz, o której myśli. Jego matka jest bezrobotna i wyjeżdża, pozostawiając go samego z siostrą. Abel jednak dba o to, by jego siostrze niczego nie zabrakło. Jego miłość do Michi jest widoczna w każdej scenie z ich udziałem.
Z początku myślałam, że trafiłam na nudny romans dla nastolatków. Na szczęście ten wątek jest tak bardzo w tle, że prawie go nie widać. Można wyczuć jak ich wzajemne relacje się zmieniają, jednak przez większą część książki ten motyw nie przebija się na pierwszy plan. Na pierwszym planie jest Michi i baśń, opowiadana przez Abla.
Właśnie... Baśń. Baśń jest pełna symboliki, jest próbą oswojenia rzeczywistości i poradzenia sobie z nią. Pojawiają się w niej postacie, które istnieją naprawdę. Nietrudno się domyślić, która z baśniowych postaci to Michi, a które to Abel i Anna. W dodatku jeśli którejś z baśniowych postaci w opowieści zdarza się coś złego... to samo przydarza się ich rzeczywistym odpowiednikom. To zdecydowanie był najciekawszy punkt książki. Te "złe rzeczy", które działy się w baśni, to najczęściej śmierć. Przeważnie, po jakimś czasie od poznania fragmentów baśni, w której ktoś umiera, w mieście znajdowano trupa. I każda z zabitych osób miała styczność z Ablem i Michi. Tutaj bardzo łatwo przewidzieć rozwiązanie tej zagadki.
"Baśniarz" jest książką poruszającą trudne tematy takie jak samobójstwo, gwałt, samotność. Historia Abla jest historią bardzo smutną i wstrząsającą, a wszystkie jego działania są podyktowane tym, by Michi nie przeżyła tak strasznych rzeczy jak on. I tu naszła mnie refleksja. Ilu na świecie jest dzieciaków takich jak Abel Tannatek? Pochodzących z patologicznych rodzin, pozbawionych szczęśliwego dzieciństwa? Niestety, dużo. Za dużo.
"Baśniarz" to powieść o spokojnej akcji. Cała historia skupia się na relacji między Tannatekiem i Anną i kontrastach, jakie są między nimi. I choć z początku książka mnie nużyła, to z czasem czytało się coraz lepiej. Jest też kilka brutalnych scen, na szczęście te sceny ładnie współgrają z całą resztą. Końcówka zaś daje wiele do myślenia i sprawia, że wszystkie elementy układanki zgrabnie wskakują na swoje miejsce.
Jeśli masz ochotę na książkę młodzieżową, która nie jest o niczym i która zmusza do refleksji, polecam gorąco. Także polecam tym, którzy lubią baśnie.
ainacham.blogspot.co.uk
Życie potrafi dać w kość. Potrafi być cholernie niesprawiedliwe i ciężkie. Ludzie robią różne rzeczy, żeby oderwać się od trudów życia. Czytanie książek jest pewną formą ucieczki od rzeczywistości - jeśli książka jest ciekawa, nie myślimy o tym, co jest dookoła, tylko całkiem wsiąkamy w świat wymyślony przez autora. A inni... inni, aby zapomnieć o otaczającym świecie,...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Dolinę sumienia" polecił mi członek jednej z grup książkowych na facebooku. Opis książki bardzo mnie zaciekawił, więc postanowiłam ją zdobyć i przeczytać. I nie żałuję.
Powieść opowiada historię Włada Palacza, który ma niezwykłą moc przywiązywania do siebie ludzi. Siła takiego przywiązania jest tak mocna, że kiedy tylko Wład znika, ludzie chorują, a nawet umierają. Na początku poznajemy kilka sytuacji z dzieciństwa i młodości bohatera, kiedy to niesamowita zdolność dopiero się ujawnia. Widzimy jak Wład próbuje sobie z tym poradzić i jakie są tego skutki.
Później Wład dorasta. Jest znamym w całym kraju pisarzem i... bardzo samotnym człowiekiem. Strach gprzed więzami jest tak silny, że Wład robi wszystko, by spędzać jak najmniej czasu z ludźmi. Zaszywa się w odosobnieniu, zmienia miejsca pobytu, nie nawiązuje przyjaźni itp. Pewnego dnia na swojej drodze spotyka Angelę Stach - kobietę, która ma taką samą moc jak on. Jednak Angela nie waha się jej używać dla własnych korzyści. Celowo przywiązała do siebie Włada, nie wiedząc wtedy, że ta sama moc działa też na nią. Z czasem Angela i Wład są na siebie skazani. Fakt, że oboje są skrajnie różni, czyni ich relacje niemalże wybuchową.
"Dolina sumienia" jest powieścią spokojną, melancholijną, momentami wręcz smutną. Moc przywiązywania wydaje się czymś bardzo dobrym, jednak w rzeczywistości jest źródłem kłopotów i powodem wielkiej samotności. Wład w swoich wysiłkach, by nikogo nie przywiązac, przypomina mi osobę chorą, chcącą zarazić jak najmniejszą liczbę osób. Bohater przy tym bardzo cierpi, zwłaszcza wtedy, kiedy dobrowolnie rezygnuje ze swojej ukochanej, zadawalając się jedynie obserwowaniem jej z ukrycia. Ciekawa również wydała mi się historia Angeli, której moc przywiązywania z początku przynosiła tylko ból i cierpienie.
Narracja w powieści jest bardzo powolna, melancholijna, a w niektórych momentach wręcz smutna. Dla mnie to plus: nie wyobrazam sobie, żeby ta opowieść była prowadzona w inny sposób. Niestety, w niektórych momentach książka mnie strasznie nużyła - aż musiałam odłożyć i zająć się czymś innym.
Akcja toczy głównie dookoła Włada i Angeli, na szczęście są to postacie tak dobrze opisane, że na pewno nie są nudne. Wład wzbudzał we mnie współczucie, jednak w niektórych momentach i on potrafił być bezwzględny. Angela, choć straszna z niej egoistka, nie cofająca się przed niczym, także miała kilka momentów, gdzie było mi jej żal. Żadna z tych postaci nie jest papierowa, czarno-biała. Oni żyją i mają swoją historię. To samo tyczy się też licznych postaci drugoplanowych.
"Dolinę sumienia" mogę polecić osobom, które lubią spokojne, powolnie toczące się opowieści. Opowieści, które wywołują w człowieku zadumę, a nawet smutek. Jeśli natomiast szukasz szybkiej akcji, odpuść sobie. Nie jest to wtedy książka dla ciebie. Ja sama, kilka lat temu, uznałabym tę książkę za nudną. Cóż, do pewnego typu opowieści, musiałam dojrzeć :)
Ale jeśli powolne tempo ci nie przeszkadza: polecam jak najbardziej.
ainacham.blogspot.co.uk
"Dolinę sumienia" polecił mi członek jednej z grup książkowych na facebooku. Opis książki bardzo mnie zaciekawił, więc postanowiłam ją zdobyć i przeczytać. I nie żałuję.
Powieść opowiada historię Włada Palacza, który ma niezwykłą moc przywiązywania do siebie ludzi. Siła takiego przywiązania jest tak mocna, że kiedy tylko Wład znika, ludzie chorują, a nawet umierają. Na...
Ewa Zalewska ma dwadzieścia dziewięć lat i pracuje w dużej korporacji. Właściwie "pracuje" to za mało powiedziane - ona żyje firmą, często zostaje po godzinach i często zabiera pracę do domu. Ta kobieta haruje jak wół, dlatego szybko awansowała na stanowisko menadżera.
Ewa ma męża Jacka, jednak oprócz kredytu hipotecznego, łączy ich niewiele. Oboje mają zupełnie inne zainteresowania, czas spedzaja osobno nawet w weekendy, a o czułości i bliskości już dawno zapomnieli. Żyją razem w mieszkaniu, które jest urządzone stylowo, minimalistycznie (według gustu Ewy) i które nie jest ani trochę przytulne (Ewa nie znosi bibelotów, zdjęć i tych innych rzeczy, które sprawiają, że mieszkania żyją i widać, że ktoś w nich mieszka).
Pewnego dnia spokojne i uporządkowane życie Ewy staje na głowie. Jej koleżanka, z którą od lat nie miała kontaktu, miała wypadek i Ewa musi zająć się jej siedmioletnią córką Julią. Z dziewczynką w pakiecie jest pies Browar i chomik Hubert. Opieka nad całą trójką sprawia, że Ewa zaczyna coraz częściej rozmyślać nad swoim życiem.
Zwykle nie czytam takich książek, jednak potrzebowałam czegoś optymistycznego i lekkiego. Oczekiwałam czegoś fajnego i czegoś co szybko się czyta. Owszem, "Deadline na szczęście" czyta się szybko, ale jednak ta książka nie do końca jest tak fajna, jak myślałam. Szkoda, bo miała potencjał.
Zacznijmy od głównej bohaterki. Ewa jest perfekcjonistką - wszystko co robi, musi być wykonane idealnie i dokładnie i tego samego wymaga od innych. Nie ma przyjaciół ani w biurze, ani poza nim. Nie szuka towarzystwa - jak sama twierdzi to z powodu swojego introwertyzmu nie umie nawiązywać kontaktów z ludźmi. W pracy mówią o niej, że jest zimna i nieczuła (oczywiście za plecami). W dodatku codziennie wygląda jak milion dolarów - zawsze perfekcyjny makijaż, eleganckie ubranie i koniecznie szpilki. Jedyne sytuacje kiedy Ewa nie wygląda elegancko, to wtedy kiedy wychodzi pobiegać.
Ewa od samego początku zapowiadała się na postać, której nie polubię. Jako szefowa jest wymagająca i oczekuje, że inni będą traktować pracę tak jak ona. Nie obchodzi jej to, że ktoś ma problemy, chore dziecko itd. - masz robić i koniec. Scena w której Ewa zabrania pracownikowi odebrania wyrobionych nadgodzin, by ten mógł zawieźć syna na rehabilitacje sprawiła, że aż się we mnie zagotowało. "Ty głupia suko!" - pomyślałam.
Scena w której Ewa każe Jackowi wyłączyć telewizor, bo ona chce pracować, także sprawiła, że nie poczułam do niej sympatii.
Jednak to były dobre sceny. Wywołały emocje, a to dobrze, kiedy książce towarzyszą emocje. Nawet jeśli jakieś postaci nie lubisz, możesz jej przygody czytać z napięciem, w oczekiwaniu, że może w końcu spadnie jej na łeb cegła, albo coś w tym stylu. Niestety - im dalej w las tym bardziej obojętny robił się dla mnie los Ewy. To jest tak płaska i nudna postać, że naprawdę dawno nie miałam z taką do czynienia. Nawet opisy jej przemiany były dla mnie nie do końca przekonujące. Liczyłam też, że może między nią a Jackiem będzie coś się działo - jednak Jacek jest tak samo nudny i płaski jak ona. Gdyby między nimi dochodziło do większych interakcji, większych kłótni, może ta para byłaby ciekawsza. Niestety, przez większą część książki Jacek przemyka się niczym cień.
Także opisy poświęcone pracy Ewy i życia w biurze są mało ciekawe. Nie chce mi się wierzyć, że współpracownicy Ewy nie zauważyli by jej zmiany zwyczajów. Osoba, zwykle siedząca w biurze do wieczora teraz zaczyna odbierać wyrobione nadgodziny, nie pojawia się w pracy wcześniej, jak to miała w zwyczaju - spoko, nikt tego nie zauważa, nikt nie komentuje. Aha.
Jest też wątek, który mnie bardzo zawiódł, bo miał duży potencjał - wątek Pauliny Lisiak, nowej pracownicy. Paulina od początku nie polubiła Ewy, w pracy się obija, podlizuje się komu trzeba i ogólnie czytając, odnosiłam wrażenie, że będzie robić wszystko, by zaszkodzić swojej szefowej. To by było ciekawe. A tymczasem Paulina staje się kolejnym cieniem - tu się pojawi, tam przemknie, czasem coś powie i tyle. Nic. Nic więcej.
Wspomnijmy też o Sebastianie firmowym Casanovie, który leci na Ewę. Pod pretekstem spraw firmowych, wyciąga ją na randkę i tam się całują. Potem obściskują się w firmowym archiwum, jednak Ewa w porę mówi stop. Autorka napomyka, że Paulina widziała ich obściskiwanie i... nic z tego nie wynikło. Za to Sebastian potem przestał się interesować Ewą, zaczął spotykać z Pauliną, a na widok Ewy kulił się jak przerażona mysz na widok kota. Dlaczego? Tego się nie dowiemy.
Inne opisy dotyczące biura także były nudne. Jakieś sprawozdania, meetingi, raporty, dla mnie nie było to ani trochę ciekawe. Irytowała mnie też korporacyjna nowomowa - to mieszanie języka polskiego z angielskim... Serio w takich firmach tak się mówi? Bo mnie zęby zgrzytały od samego czytania...
Dla mnie, jedyną ciekawą postacią jest Magda. Chętnie bym poczytała jak Magda z nieśmiałej, nie radzącej sobie w życiu dziewczyny, zmieniła się w pewną siebie, świadomą swoich atutów kobietę, radzącą sobie z samotnym wychowywaniem dziecka i spełniającą się zawodowo. Poczułam też cień sympatii do jej córki Julii, jednak nim zdążyłam się do niej przywiązać, ta zniknęła.
Książka porusza również temat pracoholizmu. Ewa, choć zarabia dużo, nie ma czasu wydawać tych pieniędzy. Praca to jej jedyna pasja i sens życia. Nie umie znaleźć równowagi między pracą, a życiem prywatnym. Praca, kariera pochłaniają tyle czasu, że nie ma czasu na robienie czegoś innego.
Książka jest krótka. Ma tylko 178 stron. Szkoda, myślę, że w tym wypadku, większa objętość wyszłaby powieści na dobre. Może autorka lepiej by się obeszła z dwoma najciekawszymi, a tak bezsensownie zmarnowanymi wątkami. Niestety, odniosłam wrazenie, że autorka miała jakiś limit stron i robiła wszystko, by go nie przekroczyć. Przez to opowieść wiele traci, bo wiele opisów (chociażby opis wesela) jest takich suchych i nie wzbudza emocji. Tutaj także przemiana Ewy z nielubiacej imprez sztywniary w osobę wyluzowaną przeszla bez echa. A przecież rodzice Jacka - o których jest mowa, że synowej nie lubią - mogliby to jakoś skomentować, byłoby bardziej wiarygodnie. Myślę, że gdyby książka miała więcej stron, wszystkie wątki możnaby jakoś ładnie rozwinąć, dzięki czemu byłyby ciekawsze i bardziej wzbudzające emocje.
Jeśli lubisz lekkie, łatwe w czytaniu książki, prawdopodobnie jest to powieść dla ciebie. Jeśli chcesz poczytać o tym jak pracuje się w dużej korporacji - to tu też to jest. Sam pomysł na książkę jest dobry, więc jeśli przymkniesz oko na bezbarwne postacie i poucinane wątki, zapewne się nie rozczarujesz.
Ja niestety się rozczarowałam i kolejny raz przekonałam się, że tak zwana "literatura kobieca" nie jest dla mnie.
ainacham.blogspot.co.uk
Ewa Zalewska ma dwadzieścia dziewięć lat i pracuje w dużej korporacji. Właściwie "pracuje" to za mało powiedziane - ona żyje firmą, często zostaje po godzinach i często zabiera pracę do domu. Ta kobieta haruje jak wół, dlatego szybko awansowała na stanowisko menadżera.
Ewa ma męża Jacka, jednak oprócz kredytu hipotecznego, łączy ich niewiele. Oboje mają zupełnie inne...
W Torrance na Florydzie nic się nie dzieje. Ot, typowe male miasteczko - tu kazdy każdego zna, zycie jest nudne i pelne prowincjonalnych skandali. Anonimowość? Zapomnij! Takie rzeczy to w dużych miastach!
I w takim nudnym mieście zostają znalezione zwłoki Liany Martin - najładniejszej i najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Ludzie zaczynają się bać, a szeryf John Weber musi złapać zabójcę. Kiedy ginie kolejna osoba, atmosfera robi się coraz gestsza, a na szeryfa nakladana jest coraz większa presja. W końcu udaje się schwytać zabójcę. Jednak czy to oznacza, że w mieście jest bezpieczne?
"Zabójcze piękno" to mój pierwszy kontakt z twórczością Joy Fielding. Nie był to kontakt najgorszy, ale też nie będę zabiegać o jego utrzymanie. Na okładce tej książki jest napisane "mistrzynie kryminału obyczajowego" (książka pochodzi z jakieś serii, o której nie miałam pojecia - trafiłam na nią przypadkiem w polskim sklepie). Ja nie nazwałabym tej powieści kryminałem. Dla mnie jest to powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Tutaj autorka bardzo skupia się na relacjach międzyludzkich, na małomiasteczkowych skandalach i walce o popularność. Jest tutaj szeryf John Weber, który ma problemy w małżeństwie. Jest Sandy, która do Torrance przeprowadziła się wraz z mężem. Jest Ian - mąż Sandy, który opuścił ją dla Kerri - milosniczki operacji plastycznych. Zeby bylo smieszniej, szeryf tez z nia kiedys sypial.
Także życie nastolatków nie jest tutaj proste: trzeba być popularnym i ładnym. Ktoś taki jak Delilah - otyły, niemodnie się ubierający może mieć z tym problem. Delilah codziennie spotyka się z upokorzeniami i obelgami. Nie tylko ze strony rówieśników - dorosli tez potrafią dopiec. Jej babka dokucza jej ciągle. A fakt, że Delilah jest córką Kerri także nie ułatwia jej życia.
Postaci jest sporo, niestety tylko nieliczne wzbudzily we mnie jakiekolwiek emocje. Bardzo nie polubiłam Iana, który dla mnie jest zwyklym skurwysynem. Gdyby mnie mąż potraktował tak, jak on potraktował Sandy, to przy rozwodzie oskubałabym go z ostatnich gaci. Było mi też bardzo żal Delilah - niestety, znam ból odrzucenia przez rówieśników, dlatego z łatwością wczułam się w jej sytuacje.
Bardzo mi się podobały fragmenty z dziennika zabójcy. Spisane były o wiele ciekawszym językiem niż reszta książki. Czytajac je, czulam się jakby ich autor siedział obok i opowiadał. Dowiedzieliśmy się o jego dzieciństwie, pierwszym morderstwie i o wielu innych ciekawostkach. Dowiedzielismy się jak w zabojstwa został wrobiony kto inny - niejaki Cal Hamilton. Zresztą postać Cala została tak wykreowana tak, że od razu zaczęłam go podejrzewać.
Niestety, wątek kryminalny został potraktowany po macoszemu. Brakowało mi tu opisow dochodzenia, zbierania dowodów, tego wszystkiego co sprawia, że sięgam po takie książki. Mam wrażenie, że autorka bardziej skupiała się na oddaniu klimatu małego miasta, niż na wątku kryminalnym. Nie wyszlo źle, jednak sporo było dłużyzn, które mnie znudziły. Cóż, jesli chodzi o małomiasteczkowe skandale, "Trafny Wybór" jest pod tym względem lepszą książką.
To nie była najgorsza książka jaką czytałam. Z pewnością są gorsze. Miłośnikom literatury obyczajowej mogę polecić - jednakże wydaje mi się, że z pewnością są lepsze powieści w tym gatunku. Mnie wynudziły dłużyzny, a wątek kryminalny zawiódł. Jednak podobała mi się postać zabójcy i prawdę mówiąc - zaskoczyło mnie to, kto nim jest. Jeśli kiedykolwiek trafie na kolejną książkę tej autorki, dam jej szansę. Ale specjalnie nie będę szukać.
ainacham.blogspot.co.uk
W Torrance na Florydzie nic się nie dzieje. Ot, typowe male miasteczko - tu kazdy każdego zna, zycie jest nudne i pelne prowincjonalnych skandali. Anonimowość? Zapomnij! Takie rzeczy to w dużych miastach!
I w takim nudnym mieście zostają znalezione zwłoki Liany Martin - najładniejszej i najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Ludzie zaczynają się bać, a szeryf John Weber...
Brandon Sanderson to autor, którego lubię i cenię. Jego "Elantris", trylogia "Z Mgły Zrodzony" i króciutka książeczka "Dusza Cesarza" były zachwycające. Na tym tle "Legion" to jest najgorsza książka tego autora.
Ale zacznijmy od początku.
Stephen Leeds zwany też Legionem to bardzo mądry człowiek - potrafi nabyć dowolną umiejętność w ciągu kilku godzin. Jednak za każdym razem, kiedy nabywa nowe umiejętności, jego umysł tworzy wyimaginowaną osobowość, zwaną aspektem. Aspekt ma imię, swoją historię, wiedzę i... widzi i słyszy go tylko Leeds. Mężczyzna ma 47 aspektów. W dodatku Leeds pomaga ludziom w potrzebie - on i jego aspekty chętnie podejmują się różnych zadań.
Pomysł sam w sobie jest świetny. Facet, który nie tylko słyszy głosy, ale też widzi ludzi, ktorych nie ma i rozmawia z nimi, w ogóle się z tym nie kryjąc. Przypadłość Leedsa jest sensacją w środowisku psychiatrycznym. Żaden lekarz nie wie, jaka choroba powoduje, że Leeds ma tyle osobowości. Jednak, kiedy czytałam tę książkę, miałam wrażenie, że czytam szkic jakieś większej całości.
Cała recenzja na ainacham.blogspot.co.uk
Brandon Sanderson to autor, którego lubię i cenię. Jego "Elantris", trylogia "Z Mgły Zrodzony" i króciutka książeczka "Dusza Cesarza" były zachwycające. Na tym tle "Legion" to jest najgorsza książka tego autora.
więcej Pokaż mimo toAle zacznijmy od początku.
Stephen Leeds zwany też Legionem to bardzo mądry człowiek - potrafi nabyć dowolną umiejętność w ciągu kilku godzin. Jednak za każdym...