Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Jak on to robił?
Wziąłem do ręki ten zbiór opowiadań Niziurskiego i nie wypuściłem z ręki aż do przeczytania ostatniej strony.
Nostalgia? Pewnie tak, ale ja już przecież nie korzystałem w szkole z kałamarzy.
Więc co?
Myślę, że prawda. Prawda o ludziach młodych, czasem tylko przyprószona mgiełką peerelowskiego kłamstwa. Da się przymknąć oko.
I obserwując z niesmakiem obecne cuda przy liście lektur szkolnych, chciałbym zaproponować dwa opowiadania z tego zbioru do listy lektur: "Grubas" oraz "Równy chłopak i Rezus". Obowiązkowo!

I taka refleksja. Czy rzeczywiście byliśmy tacy? Łobuzerscy, ale i myślący? Dumni, ale i współczujący? Czy to tylko wizja Niziurskiego?
Bo młodzi ludzie z kart tego zbioru opowiadań to tacy młodzi ludzie, których chcielibyśmy mieć na co dzień obok nas - w szkołach, tramwajach, parkach...
Ale czy są jeszcze tacy w dzisiejszych czasach?
A jeśli nie, to co poszło nie tak?

Jak on to robił?
Wziąłem do ręki ten zbiór opowiadań Niziurskiego i nie wypuściłem z ręki aż do przeczytania ostatniej strony.
Nostalgia? Pewnie tak, ale ja już przecież nie korzystałem w szkole z kałamarzy.
Więc co?
Myślę, że prawda. Prawda o ludziach młodych, czasem tylko przyprószona mgiełką peerelowskiego kłamstwa. Da się przymknąć oko.
I obserwując z niesmakiem obecne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dlaczego tam mało się u nas o tym ważnym przecież epizodzie polskiej historii mówi?
Dlaczego nazwę Kostiuchnówka poznałem dopiero z tej książki?
Dużo gwiazdek za temat, odjęte trochę za czasem chaotyczny styl narracji.

Dlaczego tam mało się u nas o tym ważnym przecież epizodzie polskiej historii mówi?
Dlaczego nazwę Kostiuchnówka poznałem dopiero z tej książki?
Dużo gwiazdek za temat, odjęte trochę za czasem chaotyczny styl narracji.

Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa Fantastyka 500 (05/2024) Adrianna Filimonowicz, José Pablo Iriarte, Fonda Lee, Ray Nayler, Valentino Poppi, Redakcja miesięcznika Fantastyka, Szymon Stoczek, Lavie Tidhar, Istvan Vizvary
Ocena 7,2
Nowa Fantastyk... Adrianna Filimonowi...

Na półkach: ,

Pięćsetny numer!
Pamiętam ten chłodny niedzielny wieczór, kiedy czekając na autobus, za szybą zamkniętego kiosku Ruchu dostrzegłem coś interesującego – numer pisma, które nosiło tytuł „Fantastyka”. Jako że liznąłem już wcześniej trochę takiej literatury, chęć posiadania zawładnęła mną niemal całkowicie. Cóż… W niedzielę wszystko było nieczynne.
Na szczęście w poniedziałek czasopismo zakupił kuzyn. Aha, był to numer drugi, bo pierwszy przeleciał przez znane mi punkty sprzedaży jak meteor, nie pozostawiając w nich śladu swojej bytności.
No i tak to już trwa te ponad czterdzieści lat, aż doczekałem numeru pięćsetnego! Wielkie brawa dla Redakcji!

A teraz już do zawartości jubileuszowego numeru.
Proza polska.
„Ziarno” Istvana Vizvary’ego – SF co się zowie. Raczej philosophical niż hard, w klimacie niektórych dzieł Mistrza Lema. Proza gęsta, niełatwa w odbiorze. O tym, co czyni nas ludźmi i czemu maszyny się nami nie staną. Bardzo dobre!
„Magia u kresu” Adrianny Filimonowicz – ogólnie tekst o starzeniu się, gubieniu własnego „ja”. Ale i o czymś jeszcze, co mi umyka, bo sensu zakończenia nie zrozumiałem. Jak na fantasy łyknąłem bez bólu.
„Podarek” Szymona Stoczka – też fantasy. Trochę mi tu brzmią Niecni Dżentelmeni Scotta Lyncha, ale to tylko takie ulotne wrażenie. Ciekawie napisane, z trochę urwanym zakończeniem. Co dalej ze Światem Drzewa? Przetrwa?

Proza zagraniczna.
„Kwestia honoru” Valentino Poppiego – znowu coś z tym zakończeniem… Interesujący pomysł, w miarę zgrabnie opowiedziany, ale zostawiający więcej pytań niż odpowiedzi.
„Pingwiny” Lavie Tidhara – fajnie, że taki Autor premierowo publikuje coś w NF! A sam tekst? Dobrze, ciekawie opowiedziany, z odpowiednio dramatyczną końcówką. Metafora naszych czasów? Cóż, kiedy zdaje mi się, że pomysł dość już zużyty.
„Wieczny bal potępionych” Fondy Lee – piekło to inni? Dużo słów, dużo opisów, ale akcji jakoś niezbyt wiele… Jak dla mnie: para poszła w gwizdek.
„Dowód przez indukcję” Jose Pablo Iriartego – a tu bardzo ciekawy tekst, dający wiele możliwości interpretacji. Ja wybrałem taką: czasem usilnie szukamy czegoś całkiem innego, niż chcielibyśmy znaleźć.
„Wilki wczorajszego dnia” Raya Naylera – dla mnie tekst numeru! Dlaczego? Bo to opowiadanie z rodzaju: dlaczego ja nie wpadłem na ten pomysł? Niby nic wielkiego, kilka scenek z pleneru, ale przecież jest tu i straszna przeszłość, i nielekka przyszłość, i całkiem nowe obyczaje (choć może raczej – obyczaje wracające z głębokiej przeszłości), i całkiem nowe zagrożenia.
Takie teksty lubię czytać najbardziej!

Publicystyka.
Wywiady z panami, których po prostu nie znam. Nie moja bańka. A nie, przepraszam, Kołodziejczaka kojarzę. Coś tam na półce leży nieprzeczytane, ale do komiksów mnie nie ciągnie.
Jednak najważniejszy element części publicystycznej to artykuł Michała Cetnarowskiego „Na archipelagach”. Czyli „co tam panie, w fantastyce piszczy”?
Pokrótce kilka impresji – fantastyka wyszła z getta, bo decydentami kultury zostali ludzie na tejże wychowani. By spojrzeć tylko na dwa najgłośniejsze chyba seriale tego roku: „Fallouta” i „Problem trzech ciał”.
Odpływ „nazwisk” do mainstreamu. No cóż, pisanie jest rzeczą ciężką, a fantastyki (z dużym naciskiem na SF i horror) bardzo ciężką. Więc kiedy już się wyrobi nazwisko, można tworzyć obyczajówki dla tych, którzy będą się nimi zachwycać, bo obwołają je arcydziełami w różnych opiniotwórczych periodykach.
Zalew fantasy i regres SF – no cóż, kiedy przytłaczającą masę czytelników tworzą ludzie, którzy zatracili ciekawość świata, bo osiągnęli już stan przewidziany przez A.C. Clarke’a („każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii”), dlaczegóż więc oczekiwać ciekawości nauki właśnie, którą SF stoi? Do tego współczesna nauka stała się tak abstrakcyjna, że pisanie o niej staje się coraz trudniejsze pod kątem przygotowania naukowego oraz klarownego przedstawienia naukowych podstaw, co udaje się jeno nielicznym – Wattsowi czy Reynoldsowi na przykład.
Do tego wiążąca się z powyższym zmiana oczekiwań czytelniczych. Jakież było moje zdumienie, gdy w internetowej konwersacji padło zdanie pewnej czytelniczki – „ja opowiadań nie lubię, bo na tak krótkim dystansie nie jestem w stanie zżyć się z bohaterami”. Dla mnie, wielkiego miłośnika krótkiej formy, zabrzmiało to początkowo jak obelga. Ale przecież dlaczego moje umiłowanie dobrego pomysłu, na którym opierają się opowiadania, ma być lepsze niż podziw dla rozwoju postaci, na którym stoją (a raczej powinny stać) opasłe wieloksięgi fantasy?
Czasy się zmieniają. Czytelnicy również!
Ale korzystając z okazji i tego, że się rozgadałem – dziwi mnie, że najlepsze polskie opowiadanie SF jakie czytałem w XXI wieku, „Siedem wrót ki-gal” Kamili Regel, przeszło prawie bez echa. Może NF rozważyłaby możliwość przedruku najlepszych tekstów z fanzinów, internetowych stron, prywatnych inicjatyw wydawniczych, na jej łamach?
Bo „Siedem wrót…” powinno zyskać należyty mu hype. I Zajdla!

Z okazji jubileuszu życzę wszystkim czytelnikom, współpracownikom i Redakcji następnych pięciuset numerów!
Oraz takich czytelników jak ja – którzy kupią ten pięćsetny numer, zachwycą się i zostaną z Nową Fantastyką do numeru tysięcznego :)

Pięćsetny numer!
Pamiętam ten chłodny niedzielny wieczór, kiedy czekając na autobus, za szybą zamkniętego kiosku Ruchu dostrzegłem coś interesującego – numer pisma, które nosiło tytuł „Fantastyka”. Jako że liznąłem już wcześniej trochę takiej literatury, chęć posiadania zawładnęła mną niemal całkowicie. Cóż… W niedzielę wszystko było nieczynne.
Na szczęście w poniedziałek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaczyna się dosyć niemrawo, ale szalona końcówka to rekompensuje.
I co najważniejsze - Chmielewska umiała tworzyć wyraziste postacie literackie, obdarzając je sporą dawką humoru.

Zaczyna się dosyć niemrawo, ale szalona końcówka to rekompensuje.
I co najważniejsze - Chmielewska umiała tworzyć wyraziste postacie literackie, obdarzając je sporą dawką humoru.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przygnębiająca książka.
Wszechobecna przemoc, w dużej mierze kompletnie bezcelowa i bezsensowna.
Jej przyczyny najlepiej chyba opisuje ten cytat: ""Dość się napatrzyła na młodych czarnych, którzy zdawali się wchodzić w tę rolę, myśleli, że być czarnym znaczy działać bezwzględnie, brutalnie i trzymać wszystkich wokół na dystans".
Jeśli dodać do tego niechęć do współpracy z policją, to zdaje się, że nie ma dla tych ludzi ratunku. Powoli wystrzelają się nawzajem, nie potrafiąc wyjść z błędnego koła przemocy.

Przygnębiająca książka.
Wszechobecna przemoc, w dużej mierze kompletnie bezcelowa i bezsensowna.
Jej przyczyny najlepiej chyba opisuje ten cytat: ""Dość się napatrzyła na młodych czarnych, którzy zdawali się wchodzić w tę rolę, myśleli, że być czarnym znaczy działać bezwzględnie, brutalnie i trzymać wszystkich wokół na dystans".
Jeśli dodać do tego niechęć do współpracy z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zastanawiałem się, czy dać tej książce zero.
Ale jednak nie. Są literki ułożone w słowa, czytać nauczyć się można. Parę faktów też się znajdzie. Ni za dużo. Nazwy statków się zgadzają, a i to nie zawsze.
Reszta...
Parę cytatów może:
- "Załoga Emdena pokaże światu, w jaki sposób prowadzi wojnę zmuszony do walki naród o wysoko rozwiniętej kulturze";
- "My [Niemcy] nawet podczas wojny nie zapominamy o rycerskości";
- "Któż nie zna i nie podziwia niemieckiej wierności! Jest ona równie wielka, jak niemieckie męstwo".

Po lekturze tej książki schwyciłem niemal szwabską flagę i ze łzami w oczach, śpiewając "Deutschland, Deutschland ueber alles" poszedłem ukorzyć się przed najbliższy niemiecki konsulat, a potem chciałem udać się do Auschwitz w hołdzie dla rasy panów.

Ufff....
Czytałem w wieku młodocianym sowiecką propagandę. Ale książka o Emdenie to propaganda najczystsza, bez żadnej refleksji.
Że Bellona wypuściła ją bez żadnego komentarza, jest kolejną wielką plamą na tym szemranym wydawnictwie, które korektą i redakcją się nie kala.

Omijać ten ekskrement szerokim łukiem!

Zastanawiałem się, czy dać tej książce zero.
Ale jednak nie. Są literki ułożone w słowa, czytać nauczyć się można. Parę faktów też się znajdzie. Ni za dużo. Nazwy statków się zgadzają, a i to nie zawsze.
Reszta...
Parę cytatów może:
- "Załoga Emdena pokaże światu, w jaki sposób prowadzi wojnę zmuszony do walki naród o wysoko rozwiniętej kulturze";
- "My [Niemcy] nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kupując tę pozycję myślałem, że będzie całkiem o czymś innym. A to coś w rodzaju "Baśni słowiańskich".
Nie jestem jednak całkiem zawiedziony lekturą tej książki. Trochę się dowiedziałem (najlepszy chyba rozdział książki to Dagome iudex).
Ale nie polecam komuś nieobeznanemu - bo takie kwiatki, jak wojna trojańska na Bałtyku (o Helenę, czyli bursztyn) czy też rajskie wyspy na Biegunie Północnym to ewidentne sianie nieprawdy.
Można, ale nie trzeba.

Kupując tę pozycję myślałem, że będzie całkiem o czymś innym. A to coś w rodzaju "Baśni słowiańskich".
Nie jestem jednak całkiem zawiedziony lekturą tej książki. Trochę się dowiedziałem (najlepszy chyba rozdział książki to Dagome iudex).
Ale nie polecam komuś nieobeznanemu - bo takie kwiatki, jak wojna trojańska na Bałtyku (o Helenę, czyli bursztyn) czy też rajskie wyspy na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa Fantastyka 499 (04/2024) Wołodymyr Arieniew, Marta Bonaventura, Michał Brzozowski, Daniel Kordowski, Redakcja miesięcznika Fantastyka, Eric M. Witchey
Ocena 6,8
Nowa Fantastyk... Wołodymyr Arieniew,...

Na półkach: ,

Kwiecień. Niby wiosna, a już lato.
W NF najazd autorów z portalu NF. I dobrze :)

No to zacznę (jak zwykle) od tego co po polsku. O autorach już wspomniałem. Dodam jeszcze, że obaj wybrali gatunek, który mogę chyba nazwać weird fiction.
„Pięć posklejanych pająków” Michała Brzozowskiego – Autor rozwija uniwersum, w którym za gwałtowne emocje odpowiadają pasożyty umysłu. Co w połączeniu z fabułą dotyczącą rodzicielstwa i polityki czyni z opowiadania całkiem zajmującą lekturę.
„Pan nie żyje, panie Johansen!” Daniela Kordowskiego – biurokracja w życiu pozagrobowym. I perypetie świeżego nieboszczyka, którego ratuje miłość. A w tle zasypane papierami zaświaty. Pomysł niezły, ale dla mnie zabity ilością słów. Gdyby to opko skrócić o połowę co najmniej, wyszłoby mu to tylko na dobre. Ale to moja prywatna opinia!

A zza granicy.
„Petrichor” Marii Bonaventury – fantastyka nadzwyczaj umowna. O odchodzeniu kogoś bliskiego, na co nic nie można poradzić. Niezłe.
„Biblioteka na bezludnej wyspie” Erica M. Witcheya – spokojnie to opowiadanie można zaliczyć do „głównego nurtu”. Czytałem z pewnym zaciekawieniem, bo w sumie interesujący to tekst. Ale nie jako fantastyka.
„Walet Kier” Wołodymyra Arieniewa – no, w końcu SF pełną gębą! I to bardzo zajmujące, bo nie dość że pomysły ciekawe, intrygujące, to mnóstwo erudycyjnych smaczków, jak np. nazwa osy - Vespa skywalkeri. Oczywiście, nawiązania współczesne być muszą (główny Złol to Stapultin) co tylko uwiarygadnia ten świat. Świetnie mi się to czytało, bo to dobra SF po prostu jest!

Publicystyka.
Tu rzuciłem się na artykuł o Falloucie, który wielbię od jedynki i dwójki (oj, grało się). Sporo informacji o epigonach Fallouta, może sięgnę po któregoś? A na serial czekam!
Być może podobny w znaczenia jest artykuł o „Halo”, ale w to nigdy nie grałem, więc zdania nie mam. Za to Łukasz Czarnecki zachęcił mnie do rzucenia okiem na Hazbin Hotel.
No i dwie diametralnie różne recenzje (?). Skąd ten znak zapytania? Bo o ile Ola Klęczar rzetelnie opisała fenomen „Orphan Black” i zachęciła do obejrzenia przynajmniej odcinka nowej serii, to…
To właściwie nie wiem czy recenzja (?) Mateusza Wielgosza jest o powieści Magdaleny Salik, czy przedstawia poglądy Autora na globalne ocieplenie? O czym właściwie miał być ten artykuł? Już nie mówiąc o tym, że walka z ociepleniem przez skupienie się na CO2 przypomina mi walkę z rycerzem, któremu chcemy obciąć tylko prawą dłoń. Reszta rycerza nas nie interesuje. Dlaczego? Bo tak! A inne gazy? Para wodna? Reszta świata do tego? Taka mała dygresja.
No i jeszcze wspomnę o wywiadzie z twórcami Lila i Puta. Już się do nich przyzwyczaiłem i uważam za nieodzowny dodatek do lektury każdego numeru NF.

Kwiecień. Niby wiosna, a już lato.
W NF najazd autorów z portalu NF. I dobrze :)

No to zacznę (jak zwykle) od tego co po polsku. O autorach już wspomniałem. Dodam jeszcze, że obaj wybrali gatunek, który mogę chyba nazwać weird fiction.
„Pięć posklejanych pająków” Michała Brzozowskiego – Autor rozwija uniwersum, w którym za gwałtowne emocje odpowiadają pasożyty umysłu. Co w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedna z lepiej napisanych książek Bellony.
Styl autora lekki, wciągający, nieprzeładowany szczególarstwem.
Jedyny minus, ale za to duży, to brak ogólnej mapy Wietnamu. Nie mam pojęcia, gdzie leżą te opisywane miasta, porty, rzeki, góry. A z mapą pod ręką nie czytam!

Jedna z lepiej napisanych książek Bellony.
Styl autora lekki, wciągający, nieprzeładowany szczególarstwem.
Jedyny minus, ale za to duży, to brak ogólnej mapy Wietnamu. Nie mam pojęcia, gdzie leżą te opisywane miasta, porty, rzeki, góry. A z mapą pod ręką nie czytam!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No cóż....
Do tej pory całkiem podobały mi się kryminały z Guciem w roli głównej.
Choć już Irlandia była trochę nużąca. Ale ta pozycja...
Zacznę od plusów: jest humor! Czasem lepszy, czasem gorszy, ale to kwestia własnych upodobań, więc to uważam akurat za zaletę tej książki.
Podobały mi się też nawiązania do muzyki: tekstów i zespołów różnorakich. Słucham sporo, więc te wisienki w tym (....) bardzo mi smakowały.

Resztę niestety muszę zaliczyć do minusów.
Jeśli to kryminał, to zawiązanie akcji "kryminalnej" na stronie circa about 200 woła o pomstę do nieba. Przez większość ksiązki bohaterowie, jak to mówiła moja babcia, snują się jak smród po galotach.
Do rozwiązania zagadki niepotrzebne jest śledztwo, rozmowy z podejrzanymi itp.
Wystarczy włamać się do dwóch lokacji i dowody same w łapy się pchają.
Że Autorka jest z opcji jedynie politycznie słusznej dowiedziałem się już na pierwszych stronach. Ale "wrzutki" co dwie strony o wyższości jednych nad drugimi jako żywo przypominały agitkę pewnej partii politycznej, a nie kryminał. Fuj!!!
Ostatnia scena jak z filmu klasy Z - przecież wszyscy złoczyńcy muszą zebrać się razem, żeby oglądać egzekucję detektywa. Zdrowy rozsądek właśnie kopnął w kalendarz i kwiczy pod nim.
No i wisienka na torcie (albo oscypek w kwaśnicy) - to, jak pani Matyszczak przedstawia górali (a może mieszkańców Podbeskidzia?) woła o pomstę do nieba albo o pokilanie ciupazką. Wszak to stereotyp na stereotypie - brudni, cuchnący cebulą albo wódką, znęcający się nad zwierzętami, fanatycznie oddani ciemnym zabobonom...
Nazwisko Autorki powinno wisieć na granicy województw z napisem "tych klientów nie obsługujemy".

Ta książka jest zła na tylu poziomach, że naprawdę humor jej nie ratuje.
Polecam przeciwnikom górali, wsi i pewnej partii politycznej. Reszta może odpuścić!

No cóż....
Do tej pory całkiem podobały mi się kryminały z Guciem w roli głównej.
Choć już Irlandia była trochę nużąca. Ale ta pozycja...
Zacznę od plusów: jest humor! Czasem lepszy, czasem gorszy, ale to kwestia własnych upodobań, więc to uważam akurat za zaletę tej książki.
Podobały mi się też nawiązania do muzyki: tekstów i zespołów różnorakich. Słucham sporo, więc te...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie rozumiem sensu wydawania zbiorów z dublującymi się tekstami. Wszak połowa niniejszego zbioru wydana jest pod tytułem "Ze Cthulhu".
W każdym razie - bardzo przekrojowy czasowo zbiór Lovecrafta. Szczególnie spodobała mi się historia o Charlesie Dexterze Wardzie. Aż dziw, że sam pisarz uważał ją za zbyt słabą, by ogłosić ją w druku.
W każdym razie - warto przeczytać cały zbiór (chyba że się wcześniej czytało "Zew Cthulhu" ;))

Nie rozumiem sensu wydawania zbiorów z dublującymi się tekstami. Wszak połowa niniejszego zbioru wydana jest pod tytułem "Ze Cthulhu".
W każdym razie - bardzo przekrojowy czasowo zbiór Lovecrafta. Szczególnie spodobała mi się historia o Charlesie Dexterze Wardzie. Aż dziw, że sam pisarz uważał ją za zbyt słabą, by ogłosić ją w druku.
W każdym razie - warto przeczytać cały...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytałem już lepsze książki McCammona.
Ta jest przewidywalna i zbyt rozwlekła. Zabrakło mi też nawiązań do twórczości Poego, bo migający sam Poe z butelką amontillado i Wahadło to jednak ciut mało.
Tym niemniej - warto przeczytać, bo Autor ma smykałkę do dobrego opowiadania historii!

Czytałem już lepsze książki McCammona.
Ta jest przewidywalna i zbyt rozwlekła. Zabrakło mi też nawiązań do twórczości Poego, bo migający sam Poe z butelką amontillado i Wahadło to jednak ciut mało.
Tym niemniej - warto przeczytać, bo Autor ma smykałkę do dobrego opowiadania historii!

Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa Fantastyka 498 (03/2024) Aleksandra Bednarska, Rhoda Broughton, Grace Chan, Ai Jiang, Agnieszka Kravár, Michele Piccolino, Redakcja miesięcznika Fantastyka, Katarzyna Rupiewicz
Ocena 6,6
Nowa Fantastyk... Aleksandra Bednarsk...

Na półkach: ,

Wiosna, wiosna,
wiosna ach to ty…
No nie, jeszcze nie tak szybko. Ale marcowy numer Nowej Fantastyki już za mną. I, czy chcecie czy nie, podzielę się moimi wrażeniami z lektury.

Proza polska.
„Ogród nowego wczoraj” Aleksandry Bednarskiej – ciekawe studium psychologiczne uczuciowego „trójkąta”. Oraz jak można uczuciami manipulować, majstrując z pamięcią. Wciągające, choć niełatwe!
„Historia potępienia” Katarzyny Rupiewicz – niezwykle modne obecnie gloryfikowanie odmienności w każdej postaci. Ciekaw tylko jestem, skąd brało się bogactwo wampirów? I czy służąca z apaszką na szyi służy wampirom z czystej dla nich miłości? Mam wrażenie, że Autorka prześliznęła się nad możliwymi implikacjami między istotami, zamieszkującymi jej wymyślony świat. Szkoda!
„Częściowe zapętlenie” Agnieszki Kravar – o ile się nie mylę, Autorka z tekstem osadzonym w świecie Snów pojawiła się w NF z maja 2022 roku. Mogę powtórzyć: opowiadanie oniryczne i tajemnicze. Nie moja bajka, ale trzeba czasem wyjść poza strefę komfortu, prawda? Nie wszystko zrozumiałem, ale czytało się dobrze.

Proza zagraniczna.
„Mężczyzna z nosem” Rhody Broughton – ramotka, trochę może przydługa, ale co poradzę, że lubię takie klimaty? Mnie się bardzo!
„Błysk magnezji” Michele Piccolino – a tu coś nowego, ale stylizowane na tekst w stylu Broughton. Też fajne, ale gorsze niż wspomniany wyżej tekst!
„Dajcie angielskiego” Ai Jiang – ciekawy pomysł, mniej ciekawe wykonanie. Ale i tak warto, dla pomysłu właśnie.
„Po zhakowaniu dla niewtajemniczonych” Grace Chan – SF trochę w stylu Gibsona, acz osadzone w kosmosie. Czyta się szybko, zapomina jeszcze szybciej. Ale nie powiem, że jestem rozczarowany po lekturze, bo takich opowieści (może ciut ciekawszych) ciągle mi w NF brakuje!

Publicystyka.
Najbardziej podobał mi się artykuł Łukasza Wiśniewskiego o „egranizacjach” prozy Mistrza Lema. Ciężka sprawa, ale podobno da się. Dawno w nic nie grałem, ale może na „Niezwyciężonego” się skuszę? Jeszcze ciekawszy wywiad z Magdaleną Kucenty (czyli Tenszą), o różnicach między pisaniem „na papier” a pisaniem „do gier”. No i pochwała portalu NF, który przy okazji i ja wszystkim polecam!
Artykuł „Jezuitki Diuny” Joanny Kułakowskiej zawiera, oprócz ciekawych faktów na temat Diuny, jej powstawania i odbioru, sporą dawkę feminizmu. Ja jednak wolę schabowego z ziemniakami (nawiązując do artykułu).
I tekst kuriozum: „Cyberpunkowa femme fatale” Pauliny Jasik. Znaczy – można kino B analizować również z pozycji wojującego feminizmu? Można, i nic mi do tego! Ale żeby Autorka gęsto musiała się tłumaczyć siostrom feministkom, że akurat takie filmy lubi? Ja uwielbiam „Dzieci z Bullerbyn”, zaczytuję się Niziurskim czy Nienackim, ale też lubię Lovecrafta i co komu do tego?
Przypomina się znana maksyma - socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju!
Twórczości odpytywanych pisarzy w numerze nie znam, więc przeczytałem bez zrozumienia.

Wiosna, wiosna,
wiosna ach to ty…
No nie, jeszcze nie tak szybko. Ale marcowy numer Nowej Fantastyki już za mną. I, czy chcecie czy nie, podzielę się moimi wrażeniami z lektury.

Proza polska.
„Ogród nowego wczoraj” Aleksandry Bednarskiej – ciekawe studium psychologiczne uczuciowego „trójkąta”. Oraz jak można uczuciami manipulować, majstrując z pamięcią. Wciągające, choć...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Hmmm....
Mówienie, żeby mówić?
Może trzy ciekawe anegdoty na setki stron druku?
Chyba mało.

Hmmm....
Mówienie, żeby mówić?
Może trzy ciekawe anegdoty na setki stron druku?
Chyba mało.

Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa Fantastyka 497 (02/2024) Algernon Blackwood, Davide Camparsi, Piotr Gociek, Michał Gołkowski, Andrzej Miszczak, Redakcja miesięcznika Fantastyka, Switłana Taratorina
Ocena 6,7
Nowa Fantastyk... Algernon Blackwood,...

Na półkach: ,

Idzie luty podkuj buty?
No nie całkiem, bo akurat teraz leje jak z cebra. Pogoda wprost zachęca do lektury. No i wobec tego łyknąłem już nowy numer NF.

Zgodnie z tradycją, najpierw proza polska.
„Konwent fantastyczny” Andrzeja Miszczaka – wielopiętrowe nawiązanie do twórczości Stanisława Lema: od tytułu („Kongres futurologiczny”) przez nazwiska bohaterów (anagramy Lemowych postaci), aż do samej fabuły (nawiązania do opowiadań Mistrza). Fajna zabawa dla miłośników Lema, choć to coś w rodzaju krzyżówki – po rozwiązaniu można zapomnieć. Ale przy lekturze bawiłem się bardzo dobrze!
„W ostatnim roku wojny” Piotra Goćka – w każdym (mam nadzieję) drzemie gdzieś poczucie pełnej sprawiedliwości. Takiej, która zbrodniarzy spotka nawet po śmierci. A widząc, co wyprawiały i wyprawiają istoty, który tylko chyba tylko przez pomyłkę można określić jak homo sapiens, tęsknota ta wzbiera niepowstrzymanie. Ech, żeby tak nie tylko Sławika Malcewa, ale też całe to towarzystwo od Lenina i Stalina poczynając?
„Kwiaty dla Huitzilopochtli” Michała Gołkowskiego – opowieść etnograficzna? Baśń z egzotycznego kraju? Spowiedź obcego nam władcy? Wszystko w porządku, ale gdzie tu fantastyka?

A zza granicy.
„Jego Najjaśniejsza Wysokość” Algernona Blackwooda – mocno czuć naftaliną. Ale nawet dziś relacja ze spotkania z Szatanem ma swój urok. Choć opisana zupełnie niedzisiejszym językiem. Ja w każdym razie lubię!
„Nie samym chlebem” Davide Camparsiego – znowu coś o religii? No proszę proszę, cóż za zmiany. A do tego o religii niebanalnie, z pomysłem, zajmująco.
Niekoniecznie ze wszystkim się zgadzam, ale jak na niewielką objętość, tekst prowokuje do zadawania mnóstwa pytań. Nadaję temu tekstowi „Staruchowy Znaczek Jakości”!
„Życie Marii i Olgi. Apokryf Nowego Świata” Switłany Taratoriny – można o płci zajmująco i ciekawie? Można! Można z niej uczynić rodzaj broni? Można! To wszystko proponuje nam Autorka. A do tego sporo o uczuciach, tych „międzyosobniczych”, jak i tych rodzinnych. Trochę być może za dużo pomysłów w za małej objętości, nie wszystko wybrzmiewa jak powinno, ale i tak to bardzo dobry tekst.

A teraz publicystyka.
Tutaj trochę więcej się rozgadam, bo chciałbym dać ujście mojej irytacji. wywodami Artura Olchowego.
A dlaczego mnie tak zirytowały? Już tłumaczę. Raz Autor mówi tak: „(…)rzeczywistość można postrzegać także inaczej niż przez mikroskop i teleskop, jeśli dopuścić do siebie logikę, zgodnie z którą wiatr musi wiać, żeby się zboże zapyliło, wówczas świat staje się ciekawszy”.
Czyli rytuały, tradycje, nawet jeśli w nie wierzymy tylko na niby, mają sens, ubarwiają życie?
Ale wcześniej tak: „w ogóle wszystko, co związane jest ze Świętami Bożego Narodzenia i Wielkanocy to w warstwie symbolicznej bujda”.
Aha, rytuały są w porządku, ale tylko te niezawłaszczone przez chrześcijaństwo!
Przypomnę tylko, że pewnym działaniom symbolicznym przypisuje się znaczenie post factum, dorabia do nich przeszłość, znaczenie. Skoro jesteśmy przy Świętach Bożego Narodzenia – pan Olchowy gani czy chwali zwyczaj strojenia choinki? Bo u Słowian choinki nie było, była podłaźniczka. A choinka przywędrowała do nas niewiele tylko ponad sto lat temu. A jedzenie karpia w Wigilię? To dopiero młoda tradycja, bo powojenna! Z tradycją przecinania wstęgi, na wskroś nowoczesną, też można się zapoznać.
Na dole kopalni górnicy zwyczajowo witają się słowami „Szczęść Boże”. Nawet niewierzący. Czy to też bujda? Bardziej światli tak robić nie powinni, czyż nie?
Myślę, że nieistotne jest, skąd przyszedł do nas dany rytuał i kto się do niego przyznaje. Bo przecież istotna jest tylko jego funkcja – łącząca grupy społeczne!
Ufff, zdenerwował mnie pan Olchowy.
To jeszcze w kilku słowach: artykuł Aleksandry Klęczar o religiach. Ciekawy, ale też bym polemizował. Bo przecież obcymi religiami jest jak z Obcymi w Star Treku, którzy różnią się od ludzi tylko kolorem i kształtem czaszki. Możemy tworzyć obce religie tylko na bazie tych, które znamy. I chciałem tu jeszcze zwrócić uwagę na mikropowieść G.R.R. Martina „Pieśń dla Lyanny”, bardzo ciekawą w aspekcie religii właśnie. Ale o tym może kiedy indziej.
Po przeczytaniu relacji filmowej wiem już, że na Splat!FilmFest na pewno się nie wybiorę!

Idzie luty podkuj buty?
No nie całkiem, bo akurat teraz leje jak z cebra. Pogoda wprost zachęca do lektury. No i wobec tego łyknąłem już nowy numer NF.

Zgodnie z tradycją, najpierw proza polska.
„Konwent fantastyczny” Andrzeja Miszczaka – wielopiętrowe nawiązanie do twórczości Stanisława Lema: od tytułu („Kongres futurologiczny”) przez nazwiska bohaterów (anagramy Lemowych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatnio moi ulubieni autorzy to panowie, których nazwiska zaczynają się od liter Mc: McCammon i McMurtry (szykuję się jeszcze na McCarthy'ego).

Pierwsza część kwadrylogii o przygodach teksaskich rangers (czy też, jak się ich nazywa w powieści, strażników) nie zawiodła mnie. Nie jest to może lektura na poziomie "Na południe od Brazos", ale i tak trudno się od niej oderwać. Trochę dłużyły mi się tylko sceny zamarzania i głodowania, ale sceny z Indianami wynagradzały to z nawiązką.

Jak dla mnie Indianie to najmocniejszy punkt tej powieści - okrutna, nieokiełznana siła, czyniąca wyłącznie zło. Po tym mnóstwie książek, Indian gloryfikujących, ciekawa odmiana.
Bardzo warto, a w kolejce na wydanie czeka część czwarta (i niestety ostatnia) "Comanche Moon".

Ostatnio moi ulubieni autorzy to panowie, których nazwiska zaczynają się od liter Mc: McCammon i McMurtry (szykuję się jeszcze na McCarthy'ego).

Pierwsza część kwadrylogii o przygodach teksaskich rangers (czy też, jak się ich nazywa w powieści, strażników) nie zawiodła mnie. Nie jest to może lektura na poziomie "Na południe od Brazos", ale i tak trudno się od niej oderwać....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Staroświeckie!

Choć prekursorskie, mocno trąci już myszką.

Staroświeckie!

Choć prekursorskie, mocno trąci już myszką.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobra książka.
Oceniłbym na więcej, ale odejmuję gwiazdkę za zbytnie idealizowanie armii amerykańskiej (co zrozumiałe), oraz idealizowanie Niemców (co niezrozumiałe).

A z wielkim zdumieniem przyjąłem fakt, że amerykańscy żołnierze byli równie łasi na cudze zegarki, jak sowieccy!

Dobra książka.
Oceniłbym na więcej, ale odejmuję gwiazdkę za zbytnie idealizowanie armii amerykańskiej (co zrozumiałe), oraz idealizowanie Niemców (co niezrozumiałe).

A z wielkim zdumieniem przyjąłem fakt, że amerykańscy żołnierze byli równie łasi na cudze zegarki, jak sowieccy!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwsza powieść Niziurskiego, co niestety widać.
Sporo nachalnej, komunistycznej propagandy.
Na szczęście widać też, dopiero się kształtujące się, pióro Autora.
I dzięki niemu propagandę da się przełknąć, a książkę o przygodach chłopców z Wilczkowa połyka się jednym tchem.

Tak właściwie to powinna być lektura dla dzisiejszych dzieci, bo dola wiejskich uczniów w roku 1952 naszym milusińskim powinna zjeżyć włosy na głowie!

Pierwsza powieść Niziurskiego, co niestety widać.
Sporo nachalnej, komunistycznej propagandy.
Na szczęście widać też, dopiero się kształtujące się, pióro Autora.
I dzięki niemu propagandę da się przełknąć, a książkę o przygodach chłopców z Wilczkowa połyka się jednym tchem.

Tak właściwie to powinna być lektura dla dzisiejszych dzieci, bo dola wiejskich uczniów w roku 1952...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak ten gość to robi?
W sumie znane motywy, nic nowatorskiego.
A przyssało mnie do tej opasłej książki, jak do dziury w poszyciu samolotu na stratosferycznych wysokościach.
Czyta się!
Czekam na kolejne przygody Matthew Corbetta, a wyszperałem, że trochę ich jeszcze jest.

Jak ten gość to robi?
W sumie znane motywy, nic nowatorskiego.
A przyssało mnie do tej opasłej książki, jak do dziury w poszyciu samolotu na stratosferycznych wysokościach.
Czyta się!
Czekam na kolejne przygody Matthew Corbetta, a wyszperałem, że trochę ich jeszcze jest.

Pokaż mimo to