rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

"Drwale" pozostawili we mnie więcej rozczarowania niż wskazywałoby na to "tylko" sześć gwiazdek. Nie miałam jednak sumienia dać za tak monumentalną powieść ani punktu mniej. Doceniam trud włożony w jej pisanie, sprawny język autorki, jak i tłumacza - wszak mierzymy się z grubo ponad 800 stronami historii dwóch rodzin, których droga na kartach powieści zaczyna się w chwili przypłynięcia z Europy na tereny dzisiejszej Kanady ich protoplastów. To tytułowi drwale. Po nich będą kolejni. I kolejni. Być może gdyby Annie Proulx skupiła się maksymalnie na kilku pokoleniach bohaterów, byłoby łatwiej ogranąć ten chaos osobowo-przygodowy. Tymczasem na kartach powieści spotykamy się z kilkudziesięcioma bohaterami/potomkami obu rodzin,z których niektórzy na kartach powieści żyją zaledwie kilkanaście stron, by umrzeć, najczęściej w tragicznych okolicznościach. Ich tragiczne zejścia przechodzą bez głębszej refleksji, gdyż na kolejnej stronie, na swoje pieć minut, czeka już nowy bohater. Trudno kibicować komuś dłużej.
Podczas lektury miałam momentami wrażenie, że czytam tabloid. Byle szybko do przodu. Byle do czasów nam współczesnych. Albo inaczej - lektura przypominała mi jazdę kolejką górską. Niestety, mam wrażenie, że w tym gąszczu psotaci uciekło gdzieś, jakże istotne, proekologiczne przesłanie ksiażki,a bolesne i tragiczne relacje rdzennych mieszkańców z kolonizatorami ze Starego Kontynentu zostały zaledwie naszkicowane. Szoda. Kiedy skończylam ostatni rozdział, pozwoliłam sobie jedynie na krótkie: Uff, dobrze, że to już koniec.

"Drwale" pozostawili we mnie więcej rozczarowania niż wskazywałoby na to "tylko" sześć gwiazdek. Nie miałam jednak sumienia dać za tak monumentalną powieść ani punktu mniej. Doceniam trud włożony w jej pisanie, sprawny język autorki, jak i tłumacza - wszak mierzymy się z grubo ponad 800 stronami historii dwóch rodzin, których droga na kartach powieści zaczyna się w chwili...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tak czekałam, tak się cieszyłam na tę lekturę, a z trudem, po kolanach, dobrnęłam do końca, którego nawet nie byłam ciekawa. I teraz zastanawiam się, co poszło nie tak. Fakt, to moja pierwsze spotkanie ze Stephenem Kingiem, kolejny fakt - nie lubię horrorów, czy to w formie papierowej czy obrazkowej. Ale pociagała mnie intryga, amerykańska prowincja, motyw klauna prześladującego dzieci i wielki autor. Tymczasem powieść mnie nie porwała, jeśli już to we fragmentach obyczajowych, w których autor opisuje losy poszczególnych pohaterów, atmosferę miasteczka. Dużo większy dreszczyk emocji budził we mnie szalony mąż goniący Bev, jedną z bohaterek, niż tytułowe TO. Nie mam pretensji o opasłość tomiszcza, lubię czytać grube książki, spędzać z bohaterami, dwa, trzy tygodnie. Więc i nie w grubości problem. Ile właśnie w historii. Nie czuję dzieciących leków, nie przemawiają do mnie różne twarze zła. Opisy zmagań bohaterów z krwiożerczym ptaszyskiem czy wilkołakiem przede wszystkim mnie nużyły. "To" nie wzbudziło we mnie żadnych emocji,a po lekturze pozostał smutek.I zawiedzione nadzieje, które po kilku dniach upraszczam do zdania: cóż, widać horrory nie są dla mnie.

Tak czekałam, tak się cieszyłam na tę lekturę, a z trudem, po kolanach, dobrnęłam do końca, którego nawet nie byłam ciekawa. I teraz zastanawiam się, co poszło nie tak. Fakt, to moja pierwsze spotkanie ze Stephenem Kingiem, kolejny fakt - nie lubię horrorów, czy to w formie papierowej czy obrazkowej. Ale pociagała mnie intryga, amerykańska prowincja, motyw klauna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Hmm...Tyle na początek. To moja pierwsza powieść Sarah Waters. Planowałam zacząć od "Złodziejki", ale w bibliotece były tylko "Muskając aksamit" i "Niebanalna więź". Zaczynając lekturę znałam opinie z LC, mimo to oczami wyobraźni widziałam siebie jak bronię autorki. Tymczasem powieść okazała się dobra, ale tylko dobra, bo oczekiwania miałam co do niej większe. Niestety, dla mnie to przede wszystkim romans, tyle że sercowe katusze są tu udziałem wyłącznie kobiet. Staram się patrzeć na "Muskając aksamit", jako na powieść historyczną, pokazującą tło epoki - Londyn końca XIX wieku, kiedy to miłość do osoby tej samej płci jest czymś złym i karygodnym, a słowo lesbijka obelgą, rzucającą cień na przyszłe życie i karierę. Święty spokój zaś to cena za życie wbrew sobie. Mimo to druga część książki jest jak dla mnie zbyt groteskowa, nie posuwa historii do przodu, a utyka na opisach seksualnych ekscesów Nancy i Diany. A szkoda. Żałuję, że pisarka przeszła bez komentarza nad sceną, w której to Nancy wykorzystuje pokojówkę Zenę. Wciąż zastanawiam się, ile Diany zostało w Nancy. Takich znaków zapytania, pozostało we mnie więcej. Zakończenie to już klasyczne romansidło, mimo odniesień do emancypującego się i walczącego o równoupurawnienie robotniczego Londynu. Panie padają sobie w ramiona (owszem Nancy, ale nie w ramiona Diany) i żyją długo i szczęśliwie "Muskając aksamit". Czy warto przeczytać? Warto, pozostając otwartym na wrażenia.

Hmm...Tyle na początek. To moja pierwsza powieść Sarah Waters. Planowałam zacząć od "Złodziejki", ale w bibliotece były tylko "Muskając aksamit" i "Niebanalna więź". Zaczynając lekturę znałam opinie z LC, mimo to oczami wyobraźni widziałam siebie jak bronię autorki. Tymczasem powieść okazała się dobra, ale tylko dobra, bo oczekiwania miałam co do niej większe. Niestety, dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznam się, że trochę zaskoczyły mnie niskie oceny "Ofiary w środku zimy", w tym głosy, że wręcz trudno było dobrnąć do końca lektury. To moja pierwsza książka tego autora i to co niektórym Czytelnikom się w niej nie podoba, dla mnie jest plusem. Bywam znużona bardzo lekko czytającymi się kryminałami Henninga Mankella czy Håkana Nessera. Tymczasem Kallentoft pisze urywanymi zdaniami, nie zawsze ładnymi, ma się wrażenie jakby język ciągle o coś haczył i napotykał przeszody, które nie pozwalają mu popłynąć. Być może dlatego podczas lektury miałam wrażenie, że Kallentoftowi bliżej do Kerstin Ekman (wiekowej, szwedzkiej pisarki, której powieść pod tytułem "Czarna woda", również z wątkiem kryminalnym, szczerze polecam) niż do wymienionych wyżej "klasyków gatunku". Intryga powieści jest ciekawa i niewiele traci, mimo że kilkadziesiąt stron przed końcem wiemy, kto stoi za popełnioną zbrodnią. Intrygują ciekawie nakreślone sylwetki bohaterów (u Kallentofta kryminalne zagadki rozwiązuje kobieta) oraz kulawe relacje rodzinne, dzięki którym uświadamiamy sobie, jak ponure konsekwencje potrafi mieć przeszłość, której nie udało się przepracować. Naprawdę cieszyłam się, że leżę na kanapie z nogami do góry. Oceniłam książkę jako bardzo dobrą i szczerze ją polecam.

Przyznam się, że trochę zaskoczyły mnie niskie oceny "Ofiary w środku zimy", w tym głosy, że wręcz trudno było dobrnąć do końca lektury. To moja pierwsza książka tego autora i to co niektórym Czytelnikom się w niej nie podoba, dla mnie jest plusem. Bywam znużona bardzo lekko czytającymi się kryminałami Henninga Mankella czy Håkana Nessera. Tymczasem Kallentoft pisze...

więcej Pokaż mimo to