-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-19
2024-05-16
Wciągająca i satysfakcjonujaca lektura, pełna ciekawostek i mądrych spostrzeżeń. Czyta się jak dobrą powieść, na plus ograniczenie męczących szczegółów politycznych. Szkoda tylko kilku wybijających z toku wtrąceń o współczesnej polityce, chociaż były to tylko krótkie przytyki.
Wciągająca i satysfakcjonujaca lektura, pełna ciekawostek i mądrych spostrzeżeń. Czyta się jak dobrą powieść, na plus ograniczenie męczących szczegółów politycznych. Szkoda tylko kilku wybijających z toku wtrąceń o współczesnej polityce, chociaż były to tylko krótkie przytyki.
Pokaż mimo to2024-05-08
Trafna, ciekawie poprowadzona synteza dla laika zainteresowanego zapoznaniem się dziejami powstania.
Trafna, ciekawie poprowadzona synteza dla laika zainteresowanego zapoznaniem się dziejami powstania.
Pokaż mimo to2024-04-28
Od zdjęć żaluzji przedstawiających historię językową półwyspu Iberyjskiego po wizytę kraju u lekarza - "Gadka" to godna kontynuacja "Babelu", nie tylko merytorycznie, ale też w zarażaniu miłością do lingwistyki. Mamy tu zupełnie nową formę - tak jakby pocztówki o każdym języku zamiast długich rozdziałów. Wielki szacunek nie tylko do autora - który na końcu naszego wydania dzieli się z nami tym, dlaczego lubi uczyć się polskiego - ale również dla tłumaczki, która zgrabnie lawirowała perspektywą narratora między polskim, angielskim i niderlandzkim. Trochę mi zgrzyta tylko przetłumaczenie tytułu: oryginalne "Lingo" ma trochę lepsze brzmienie i więcej moim zdaniem obejmuje, może lepiej było tak zostawić?
Od zdjęć żaluzji przedstawiających historię językową półwyspu Iberyjskiego po wizytę kraju u lekarza - "Gadka" to godna kontynuacja "Babelu", nie tylko merytorycznie, ale też w zarażaniu miłością do lingwistyki. Mamy tu zupełnie nową formę - tak jakby pocztówki o każdym języku zamiast długich rozdziałów. Wielki szacunek nie tylko do autora - który na końcu naszego wydania...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-23
Jako oddzielna pozycja całkiem ok, ale po przeczytaniu trylogii stwierdzam, że niestety, ale te same informacje powielają się kilkukrotnie w trzech książkach.
Jako oddzielna pozycja całkiem ok, ale po przeczytaniu trylogii stwierdzam, że niestety, ale te same informacje powielają się kilkukrotnie w trzech książkach.
Pokaż mimo to2024-04-14
Pod koniec czytania zastanawiałam się, czy dać jedną gwiazdkę czy dwie, ale sam finał uratował książkę w moich oczach. Dobrze spiął historię i zostawił mnie z poczuciem ciepła i optymizmu.
Co więc tak nie grało mi przez prawie całą książkę? Przede wszystkim natarczywa propaganda autorki, głoszona zresztą bardzo infantylnie. Sama nie jestem kimś głoszącym hasła skrajnej prawicy, ale nie raz przewracałam podczas lektury oczami. Kojarzycie mema z obrażoną "lewaczką" plującą jadem? Lwia część książki właśnie brzmiała jak jej spieklony manifest: małżeństwo to niewola, dzieci to istna katorga, każdy facet tylko czeka, by zgwałcić, szkoła jest be (ale gdy główna bohaterka wykłada chemię w swoim programie dokładnie jak w szkole, to wszyscy są zachwyceni), rodzice to źródło traum, więzy rodzinne to fikcja, elgiebete są prześladowane, każda kobieta marzy tylko o karierze kardiochirurga, a planeta umiera od globalnego ocieplenia. Jest nawet "psiecko" i to, w swojej własnej opinii, mądrzejsze od nauczycielki w szkole. Po prostu współczesny światopogląd przeniesiony nieudolnie do lat 50. i 60., których, swoją drogą, niestety w ogóle nie czuć w książce. Kolejna sprawa, biadolenie i przedstawianie jedynej słusznej postawy sprawiają, że akcja toczy się pomału i - wbrew sporej objętości książki - wcale wiele się nie dzieje.
Powieść napisana jest bardzo prostolinijnie, dopiero pod koniec akcja się ciekawie zapętla i ukazuje głębię. Fabuła i tło postaci naiwne, naciągane, nieprawdopodobne. Słabo wypadają też te postacie - czarno-białe. Bliscy głównej bohaterki są krystaliczni, a reszta to podłe, zawistne potwory. Nic pomiędzy. Dodajmy jeszcze, że z tonu powieści bije jakaś ogólna nienawiść do ludzi.
Podsumowując - książka w potrzebnym nurcie ukazywania różnych stron kobiecości, ale histeryczna, prostacka i dziecinna.
PS. Po obejrzeniu serialu zabieram jeszcze jedną gwiazdkę. Ekranizacja uwypukliła dobry pomysł, z którego ta opowieść wyrosła. Trochę oszlifowała, urealniła i wzbogaciła pierwowzór, przede wszystkim uczłowieczając postacie. Główna bohaterka to już nie jakaś przerysowana autystyczka, córka też jest po prostu mądrą dziewczynką, a nie przemądrzałym robocikiem. Uratowano również postać psa, po prostu przedstawiając normalne zwierzę. Serial jako całkiem przyzwoity polecam (szkoda tylko na siłę wciśniętego woke - czarnej bohaterki ratującej świat i tak dalej - no ale cóż, takie czasy), jednak jakością story-tellingu obnażył on w jeszcze większym stopniu biedę tej powieści. By użyć metafory kuchenno-chemicznej, po prostu brak tej książce jakichkolwiek przypraw...
Pod koniec czytania zastanawiałam się, czy dać jedną gwiazdkę czy dwie, ale sam finał uratował książkę w moich oczach. Dobrze spiął historię i zostawił mnie z poczuciem ciepła i optymizmu.
Co więc tak nie grało mi przez prawie całą książkę? Przede wszystkim natarczywa propaganda autorki, głoszona zresztą bardzo infantylnie. Sama nie jestem kimś głoszącym hasła skrajnej...
2024-04-09
Przyjemna, ciepła historyjka - typowy, kojący japoński "comfort read". Podobało mi się zazębienie wątków no i przede wszystkim sam pomysł, wokół którego historia narosła - kotów-astrologów prowadzących kawiarnię! Magia tej baśni dla dorosłych to też dobry warsztat pisarski - czasem podczas czytania po prostu oglądamy w głowie miłe anime. Plus również za świetne tłumaczenie i dopracowane wydanie!
Przyjemna, ciepła historyjka - typowy, kojący japoński "comfort read". Podobało mi się zazębienie wątków no i przede wszystkim sam pomysł, wokół którego historia narosła - kotów-astrologów prowadzących kawiarnię! Magia tej baśni dla dorosłych to też dobry warsztat pisarski - czasem podczas czytania po prostu oglądamy w głowie miłe anime. Plus również za świetne tłumaczenie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020
2013
2024-03-26
Zawsze twierdziłam, że w książkach naukowych to treść ma górować nad formą. Starcie z omawianą pozycją chyba mnie z tego podejścia wyleczyło. Autor być może miał do przekazania kilka mądrych czy ciekawych rzeczy, ale zabrał się za to bardzo, oj bardzo źle. Tak ciężko było przez to przebrnąć, że te 300 stron zajęło mi chyba 3 tygodnie - a zwykle wchłaniam 4 książki miesięcznie...
Sam pomysł postawienia dwunastu naprawdę dobrych pytań w ramach inspiracji do kolejnych rozdziałów był trafny, ale niestety nie wypalił. Autor pisze topornie (nie wiem, na ile to wina tłumaczenia - o tym za chwilę), nie na temat (szczególnie w rozdziale ,,Czy dzieci są urodzonymi psychologami?” - mieliśmy tam na przykład opis teorii umysłu u szympansów, a konkretnej odpowiedzi na to całkiem fajne pytanie w tytule - nic a nic), opisuje bez głębszej refleksji badania naukowe (te opisy to, swoją drogą, lwia część książki), skupiając się przy tym na niepotrzebnych w pracy popularnonaukowej szczegółach (na przykład musimy wiedzieć, jakie dokładnie przypadkowe przedmioty były użyte w eksperymencie, chociaż ich charakter nie ma wpływu na wynik, lub ile dokładnie miesięcy miały dzieci w każdej badanej grupie) lub na samych badaczach. Dostajemy z tych naprawdę przesadnych opisów niewiele wniosków, a te otrzymane nie zawsze przekonują (na przykład czytamy pełny przekonania i entuzjazmu wykład o trzyletnich transeksualistach...). Co więcej, czytelnik ma podczas lektury wrażenie, że autor ma go za idiotę, gdyż nawet proste rzeczy są zawsze dokładnie wyjaśniane, i to kilka razy. Pisząc na przykład o zmyślonym wydarzeniu, kilka razy na jednej stronie autor podkreślił, że nie miało pokrycia w prawdzie (rozdział ,,Czy dzieci żyją w świecie fantazji?”). Zresztą proszę, tu inny tego typu fragment:
,,Przypomnijmy sobie wcześniejszy komentarz dotyczący sposobu, w jaki mówimy o czasie w języku angielskim – z przyszłością przed nami i przeszłością za nami, tak jakby wydarzenia były ustawione w kolejce w płaszczyźnie poziomej, z przyszłymi wydarzeniami lokującymi się z przodu oraz wydarzeniami z przeszłości z tyłu.” [str. 88-89]
Przy takiej lekturze chce się czasami po prostu walnąć głową o ścianę. Dobrze w sumie, że czytam w fotelu uszaku i mam z każdej strony miękkie oparcie... Podsumowując, całość czyta się nie jak popularnonaukową książkę nagradzanego profesora, a jak pracę licencjacką cienkiego i niezbyt lotnego studenciaka, i to przed korektą redaktorską. Taką formę przywodzą na myśl również niepotrzebne przypisy harvardzkie (czyli te podające nazwisko autora i rok publikacji), czy oddzielne wnioski na końcu każdego rozdziału (niestety płytkie, w sumie będące krótką, bezrefleksyjną syntezą podsumowywanego fragmentu). Książka urywa się za to nagle, ani posłowia, ani zaproszenia do cmoknięcia tu czy tam.
Roboty nie robi niestety tłumaczenie Kaspra Kalinowskiego, pełne błędów (na przykład ,,wczesne teorie umysłu’’ zamiast ,,teorie wczesnego [a jeszcze lepiej: “młodego”] umysłu w już wspominanym rozdziale o dzieciach-psychologach) i wstrętnych, niepotrzebnych, ale za to mądro- lub nowocześnie brzmiących kalek, jak “predyktor”. Z radosnej twórczości tłumaczeniowej na wyróżnienie zasługują: ,,badania podłużne” (zamiast długotrwałych), czy ,,rozszerzona rodzina” (“extended family”, czyli rodzina bliższa i dalsza). Pierwsza nagroda za bardzo przemyślane i często się pojawiające "trzewia" ("gut feeling" to tutaj "przekonanie płynące z trzewi"). Tłumaczenie bywa czasem również niespójne - na jednej stronie to samo zjawisko przedstawiane jest dwoma różnymi terminami, wprowadzając w błąd. Dodajmy do tego zupełnie nieskorygowaną angielską składnię, z jej powtórzeniami i tak dalej, i otrzymujemy tekst jak z internetowego translatora, sztuczny, nienaturalny i ciężki do strawienia.
Sarkastyczna gwiazdka umiejętności dla tłumacza za przerobienie w przytaczanych wypowiedziach ustnych przedimków “the” na wielką literę, której nie słychać (występowanie przedimka lub nie było kluczową różnicą, na której oparto pewne badanie). No na to bym nie wpadła.
By już dopełnić tą czarę goryczy, czepnę się jeszcze wydania. Też nic nie urywa. Dziwaczna, nieatrakcyjna i nienawiązująca do treści grafika na okładce, słaby papier, wysoka cena.
Krótko mówiąc, wielkie rozczarowanie. Pękła pierwsza najniższa nota w tym roku.
Zawsze twierdziłam, że w książkach naukowych to treść ma górować nad formą. Starcie z omawianą pozycją chyba mnie z tego podejścia wyleczyło. Autor być może miał do przekazania kilka mądrych czy ciekawych rzeczy, ale zabrał się za to bardzo, oj bardzo źle. Tak ciężko było przez to przebrnąć, że te 300 stron zajęło mi chyba 3 tygodnie - a zwykle wchłaniam 4 książki...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-24
Udana kontynuacja.
Najbardziej cieszącym mnie postępem w stosunku do części pierwszej jest bogatszy opis świata. Jak dobrze, że pan Rak odszedł od zamysłu, który prezentował w jednym z wywiadów z okazji wydania tomu pierwszego, gdzie twierdził, że lepszy jest świat niedopowiedziany (problem z tym podejściem jest taki, że autor ma jego pełen obraz i nie jest sobie w stanie wyobrazić, jak wybrakowany opis przedstawi się w głowie czytelnika). W końcu wiemy, czym jest smrt czy drah i możemy to docenić!
Pozytywnie zaskoczyła mnie również świeża ścieżka narracji, poprowadzona przez dużą część powieści – nie jest ona linearna, jak w tomie pierwszym, ale biegnie dwutorowo, w przeszłości i przyszłości (w stosunku do siebie nawzajem), by w końcu zbiec się w całość w teraźniejszości, skąd poprowadzona jest już do końca. Podczas tego “zbiegania” przeplatane losy przenikają się, odkrywając przed czytelnikiem kolejne fakty rozwiązania tajemnic. Zamysł zrealizowano naprawdę zgrabnie. Kunszt pióra na najwyższym poziomie, co widać i po gładkim stylu. Pochłaniałam po dwieście stron dziennie tej czytelniczej uczty.
Cieszą, zresztą jak w tomie pierwszym, odniesienia do innych dzieł. Jak autor puszcza oko do innych fanów Pratchetta, mówiąc o kimś, że “gardło-sobie-podrzyna" za jakość swoich kiełbas, to aż się ciepło na sercu robi.
Żeby nie było za słodko, to poubolewam nad postaciami. Niestety dalej odbieram je jako papierowe. To chyba przez to, że większość ma taki sam charakter i ton wypowiedzi (sarkastyczno-inteligentny). Mówią bardzo podobnymi stylami, oprócz oczywiście postaci, które mają swoje, bardzo wyraźne “dialekty”, jak na przykład stara babcia-kat.
Powieść świetnie urwała się w kulminacyjnym momencie, po bardzo żywiołowej akcji, jak klasyczny finałowy odcinek sezonu w dobrym serialu. Nie mogę doczekać się zakończenia trylogii!
Udana kontynuacja.
Najbardziej cieszącym mnie postępem w stosunku do części pierwszej jest bogatszy opis świata. Jak dobrze, że pan Rak odszedł od zamysłu, który prezentował w jednym z wywiadów z okazji wydania tomu pierwszego, gdzie twierdził, że lepszy jest świat niedopowiedziany (problem z tym podejściem jest taki, że autor ma jego pełen obraz i nie jest sobie w...
2024-03-03
Ciężkawa przeprawa (niestety - dzisiejszy umysł najczęściej zbyt jest spłycony i pozbawiony uważności na taki kaliber literatury), ale widzę i czuję tą magię. Niektóre opowiadania naprawdę tak żywe i bujne, że wciągają, i nie mam tu na myśli zainteresowania. Po prostu ożywają, wciągają fizycznie, jest się tam wśród i w nich, niby pomiędzy literkami. Najlepsze, najżywsze i najprzenikliwsze jak dla mnie - "Nemrod" i tytułowe "Sklepy". Ocenę zaniżają niektóre z pozostałych opowiadań w zbiorze (gdzie ta magiczność i wybujałość języka aż wykipiała, nie wciągając, ale wchodząc w przesyt i w przerost formy nad treścią), ale oddzielnie za te kilka perełek byłaby topka.
Ciężkawa przeprawa (niestety - dzisiejszy umysł najczęściej zbyt jest spłycony i pozbawiony uważności na taki kaliber literatury), ale widzę i czuję tą magię. Niektóre opowiadania naprawdę tak żywe i bujne, że wciągają, i nie mam tu na myśli zainteresowania. Po prostu ożywają, wciągają fizycznie, jest się tam wśród i w nich, niby pomiędzy literkami. Najlepsze, najżywsze i...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-26
Trochę na jedno kopyto i wtórne co do innych prac pani Moshfegh (przede wszystkim "Mojego roku...") ale kilka opowiadań na pewno zapadnie mi w głowie. Najbardziej dwa ostatnie. Niektóre niestety zupełnie lądują na drugim biegunie, czyli w ogóle mnie nie zajęły.
Trochę na jedno kopyto i wtórne co do innych prac pani Moshfegh (przede wszystkim "Mojego roku...") ale kilka opowiadań na pewno zapadnie mi w głowie. Najbardziej dwa ostatnie. Niektóre niestety zupełnie lądują na drugim biegunie, czyli w ogóle mnie nie zajęły.
Pokaż mimo to2024-02-19
W krainie grobów i śledzi
Jako żona chłopa z Kaszub już od pierwszych stron poczułam się jak u niego pod chałupą nad jeziorem. No po prostu jakby on to pisał: te same sformułowania i słówka (o które czasem wybuchają w naszym domu śmieszne spory, na przykład “tu [na Mazowszu] to są faworki, po chrusty to se idź do lasu”), te same “zboczenia” w kierunku upiorów, pogrzebów, magii i ... śledzi. Książka jak najbardziej autentyczna w warstwie duchowej (nomen omen) i językowej!
Niesamowite w tej książce były ciekawostki o kulturze (wiecie, że na ząbkowanie najlepszy jest śledź? Jak dokładnie zainstalować go na dziecku nie będę zdradzać, zachęcam do przeczytania...) i rodzinne opowieści, szczególnie te tragiczne. Doceniam przy okazji ogólny zamysł książki, czyli przeplatanie dziejów swojego rodu i zebranych od konkretnych świadków dawnych lat anegdot z wywodem stricte historycznym. To nowe kobiece podejście do historii (zwane “herstorycznym”), suche fakty ożywiające emocjami i dziejami różnych ludzi, nie tylko elit czy władz - oby jak najwięcej Pań zabierało się do takiej twórczości, bo po prostu to nam wychodzi, po prostu to czujemy - również jako odbiorczynie!
Niestety nie daję topowej oceny, gdyż książka obniżyła loty mniej więcej od połowy, gdy akcja wkracza w czasy bliskie współczesności. Opisy politycznych przepychanek, wypełniające kilkadziesiąt stron, były nużące i nic nie wniosły do rozumienia Kaszubów, poza tym, że lubią się kłócić. Gdzieś zagubiła się herstoria! Mamy też bardzo długi rozdział o przaśnym CEPR w Szymbarku, aspirującym do tytułu wizytówki Kaszub – czy jednak jest nią rzeczywiście, a więc czy potrzeba poświęcać mu miejsce (i to aż tyle) w tej książce? A bardzo czekałam na zakończenie świetnie napisanych dziejów Kaszubów do zakończenia wojny, spodziewając się kolejnej porcji trafnych spostrzeżeń i ciekawostek o PRL i współczesności... Jednym słowem, niedosyt! Potężny!
Złe wrażenie robi też zgorzkniałe zakończenie, przez które zamykamy książkę z kwaśną miną. Aż odechciewa się wyjazdu do rodziny nad morze, a tu niedługo taki się szykuje...
W krainie grobów i śledzi
Jako żona chłopa z Kaszub już od pierwszych stron poczułam się jak u niego pod chałupą nad jeziorem. No po prostu jakby on to pisał: te same sformułowania i słówka (o które czasem wybuchają w naszym domu śmieszne spory, na przykład “tu [na Mazowszu] to są faworki, po chrusty to se idź do lasu”), te same “zboczenia” w kierunku upiorów, pogrzebów,...
2015
2024-02-15
American dream
Wyjątkowa, żywa, przewrotna i mądra, a jednocześnie mroczna jak diabli. Trzeba było ją w trakcie czytania odkładać, by przetrawić, a to nie zdarzyło mi się od czasu zanurzenia w Glukhovskim. Nic więc dziwnego, że powieść ta od razu ląduje u mnie w ulubionych, a wręcz ukochanych.
Oto narratorka - bezimienna bohaterka, a właściwie antybohaterka, która wygrała życie - inteligentna, młoda, piękna i bogata. Wszystko to jednak pozór i pierwsze wrażenie, bo daleko jej do stabilności i szczęścia. Powodów skrajnej depresji upatrywać możemy przede wszystkim w niedostępnych w dzieciństwie i u progu dorosłości rodzicach, a jej objawy to - powodujące u czytelnika rozbawienie - przesadny cynizm i krytykanctwo oraz panikarskie czarnowidztwo, które prowadzi narratorkę do nienormalnych wizji, wniosków, skojarzeń i pogoni myśli. Świetnie się to czyta; ma się wrażenie zanurzenia w autentycznym zaburzonym i rozbieganym umyśle. Oto, czego oczekujemy od narracji pierwszoosobowej!
Przytłoczenie współczesnością - jej materializmem, bezsensem, pustką, skupieniem na pokazaniu się i zaistnieniu – prowadzi naszą bohaterkę do myśli o samounicestwieniu. Ta, która bez wysiłku ma wszystko, za czym gonią inni, ale nie ma rzeczy podstawowych, jak zdrowe relacje, nie idzie jednak w proste samobójstwo. Chce zabić tylko starą siebie i odrodzić się bez bagażu przeszłości i cynizmu. W tym celu postanawia przespać rok i następnie wstać jako nowy człowiek. By ten szalony zamiar wcielić w życie, obiera bardzo niebezpieczną, ale równocześnie jakże wygodną i łatwo dostępną ścieżkę. Leki. Przerażające są jej wyliczanki nazw specyfików, które przyjmuje jak cukierki, przerażające jej ćpuńskie odloty i uzależnienie, ale najbardziej przerażające, jak jest to wszystko prawdziwe.
Od zawsze wyznaję zasadę, że w literaturze pięknej forma ma górować nad treścią. Nawet najlepszy pomysł na powieść i najmądrzejsze myśli do przekazania do czytelnika nie trafią, jeśli autor nie potrafi tego ubrać w porywające słowa. Pani Moshfegh nie zawiodła i na tym polu. Styl jest wartki, naturalny, dialogi i odzywki pełnokrwiste. Postacie niby karykaturalne i przerysowane, metaforyczne, ale przewrotnie jak żywe. Cała fabuła trzyma w napięciu, od swobodnego i gładkiego początku, dzięki któremu po pierwszych kilku stronach czujemy się już jak u siebie, do satysfakcjonującego i mocnego zakończenia. Naprawdę dawno nie czytałam tak dobrze napisanej książki, gdzie każde słowo jest na swoim miejscu, gdzie morał uczy, ale nie narzuca się i jednocześnie gdzie opowieść płynie tak żywo i wciągająco, lawirując między jawą, snem, hejterskimi docinkami pod nosem i narkotycznymi wizjami.
Ukłony należą się również niesamowitemu tłumaczowi, panu Łukaszowi Buchalskiemu. Jego praca to po prostu arcydzieło.
American dream
Wyjątkowa, żywa, przewrotna i mądra, a jednocześnie mroczna jak diabli. Trzeba było ją w trakcie czytania odkładać, by przetrawić, a to nie zdarzyło mi się od czasu zanurzenia w Glukhovskim. Nic więc dziwnego, że powieść ta od razu ląduje u mnie w ulubionych, a wręcz ukochanych.
Oto narratorka - bezimienna bohaterka, a właściwie antybohaterka, która...
2009
2012
2010
Zupełnie nie rozumiem zachwytów nad tą grafomanią. Fabularnie niedorzeczne, problemy bohaterów powielają się u wszystkich z nich (słabe więzy rodzinne i/lub pogoń za pieniędzmi). Poziom pisarski mierny, ciągnie się to jak włosy w odpływie. Tłumaczenie słabe, sztuczne i z błędami (czy przypadkiem nie tłumaczono tego z angielskiego?). Ładne opakowanie, czyli wydanie, niestety jest jedynym, jednak zbyt słabym atutem tego "koreańskiego Znachora".
Zupełnie nie rozumiem zachwytów nad tą grafomanią. Fabularnie niedorzeczne, problemy bohaterów powielają się u wszystkich z nich (słabe więzy rodzinne i/lub pogoń za pieniędzmi). Poziom pisarski mierny, ciągnie się to jak włosy w odpływie. Tłumaczenie słabe, sztuczne i z błędami (czy przypadkiem nie tłumaczono tego z angielskiego?). Ładne opakowanie, czyli wydanie, niestety...
więcej Pokaż mimo to