rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Zabójstwo Brangwina Kąkola M. T. Anderson, Eugene Yelchin
Ocena 8,0
Zabójstwo Bran... M. T. Anderson, Eug...

Na półkach: , , ,

Elfi magister aka agent tajnego wywiadu oraz goblini archiwista pracujący na usługach tajnej policji stają w samym centrum odwiecznego konfliktu. Konfliktu kultur, obyczajów i społecznych konwenansów dwóch odmiennych krain. Aby zrozumieć nieznane i pokazać, która racja jest prawdziwsza, stają do walki uzbrojeni w wiedzę pojętą z opasłych tomów zakurzonych bibliotek.
W tym jednym starciu szanse są bardzo wyrównane.
Przygoda Brangwina Kąkola to przewrotna historia z inteligentnym poczuciem humoru. Bardzo żywa i obrazowa (dosłownie!), jej czytanie jest jak oglądanie pełnometrażowej animacji. Przywołanie w opisie Pratchetta nie jest tanim zagraniem marketingowym, ale trafnym porównaniem. Świat przedstawiony jest absurdalny i niekiedy wręcz trudny do wyobrażenia. Na szczęście w miarę lektury wyobraźnia się rozkręca i, tak jak Kąkol, oswaja z dziwami, które elfi bohater zastał w krainie goblinów. Nieprzypadkowy w tym udział szczegółowych ilustracji, kluczowych dla fabuły równie co tekst.
Bohaterowie to udane karykatury nie tylko swoich ras, ale także typów, które znamy z klasycznej fantastyki. Żadna opisana cecha charakteru, reakcja ani ruch nie są przypadkowe. Poznajemy ich stopniowo, tak jak oni siebie nawzajem, porzucając powoli uproszczony, stereotypowy obraz.
Należy zwrócić uwagę na oryginalne, piękne wydanie. Już sama okładka przyciąga spojrzenie i bardzo sprawnie oddaje klimat tego, co czytelnik znajduje po otwarciu książki.
Jedyny, niewielki minus to jakość ilustracji. Można uznać, że mniejsza ostrość to dodatkowy efekt postarzający "ryciny", ale równie możliwe, że to wynik jakiegoś technicznego niedociągnięcia.
Zupełnie to jednak nie przeszkadza w odbiorze książki, którą odkładam na regał z myślą, że już wkrótce do niej wrócę!

Elfi magister aka agent tajnego wywiadu oraz goblini archiwista pracujący na usługach tajnej policji stają w samym centrum odwiecznego konfliktu. Konfliktu kultur, obyczajów i społecznych konwenansów dwóch odmiennych krain. Aby zrozumieć nieznane i pokazać, która racja jest prawdziwsza, stają do walki uzbrojeni w wiedzę pojętą z opasłych tomów zakurzonych bibliotek.
W tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dużo w tym życia, wiele emocji.

Dużo w tym życia, wiele emocji.

Pokaż mimo to


Na półkach:

#Upał to męcząca lektura.
Pierwszoosobowa narracja jest chaotyczna, niczym "ściana" portalu społecznościowego ponadprzeciętnie aktywnego użytkownika. Sama opowieść to jeden wielki ciąg myśli. Natłok treści osacza, nie daje wytchnienia.
Otumaniony umysł czytelnika, może lepiej pojąć mechanizmy działań bohatera, bezwiednie wejść w jego umysł; tak jak on rozpędzić się w procesie powstawania nieskończonych skojarzeń i w końcu wraz z bohaterem brutalnie wynurzyć się z wartkiego strumienia nadmiaru treści, by zachłysnąć się wodą w nagłym uskoku niespodziewanego zakończenia.
Kiedy w końcu bohater zahacza o kwestie mogące być punktem wyjścia jakiejś refleksji, czas na nią jest dopiero po odłożeniu lektury, bo na postój podczas czytania nie ma przecież czasu.
Świat opisany przez Olszewskiego ma coś z wizji futurystycznej, antyutopijnej, ale znacznie częściej zdaje się być przerysowanym odbiciem rzeczywistości.
#Upał męczy, ale robi swoje. Do przeczytania, ale raczej w chłodniejsze dni.

#Upał to męcząca lektura.
Pierwszoosobowa narracja jest chaotyczna, niczym "ściana" portalu społecznościowego ponadprzeciętnie aktywnego użytkownika. Sama opowieść to jeden wielki ciąg myśli. Natłok treści osacza, nie daje wytchnienia.
Otumaniony umysł czytelnika, może lepiej pojąć mechanizmy działań bohatera, bezwiednie wejść w jego umysł; tak jak on rozpędzić się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Urzekła mnie ta powieść, jak dawno żadna. Nie ma co kryć - fabuła szczególnie nie zaskakuje, jest pozbawiona większej akcji, a jednak, autorowi udało stworzyć się historia, która porywa. Rozterki moralne głównego bohatera są mi dość bliskie, a jego spojrzenie na świat, pozwala nieco rozszerzyć horyzonty. Książka zadowoli też wszystkich wielbicieli nauk ścisłych. Pełno w niej nawiązań do astrofizyki i biologii, sporo także filozofii. Jednocześnie autor oszczędził sobie naukowego żargonu i poprowadził narrację w taki sposób, że wrażenie, iż czytana historia to tak naprawdę opowieść młodego człowieka, jest bardzo rzeczywiste. Narrator nie podaje zbędnych szczegółów i nie komplikuje fabuły niepotrzebnie. Trudno stwierdzić, czy wzbudza sympatię i pewnie nie każdy będzie potrafił zrozumieć jego tok myślenia, ale do mnie całkowicie on przemawia.
Trafnie zresztą ujął sens powieści Guardian - to "istna baśń dla racjonalistów".

Urzekła mnie ta powieść, jak dawno żadna. Nie ma co kryć - fabuła szczególnie nie zaskakuje, jest pozbawiona większej akcji, a jednak, autorowi udało stworzyć się historia, która porywa. Rozterki moralne głównego bohatera są mi dość bliskie, a jego spojrzenie na świat, pozwala nieco rozszerzyć horyzonty. Książka zadowoli też wszystkich wielbicieli nauk ścisłych. Pełno w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo prosta, bardzo szczera, bardzo ludzka. Na kartkach tej powieści nie znajdzie się zadziwiających zwrotów akcji czy porywających postaci, ale to ostatecznie jest jej zaletą. Nic w tej książce nie jest nachalne i nie sprawia wrażenia czegoś, czym tylko chciano by było. To powieść banalna, jak herbata z cytryną pita z PRL-owskiej szklanki u babci. Nie zaskakuje, nie jest czymś wybitnym, ale smakuje i pozwala na kilka godzin relaksu. Ot, miła odskocznia - poczytać o ludzkich sprawach w sposób niemal kolokwialny, poznać bohaterów, których równie dobrze mogłabym zobaczyć na swoim przystanku; poczuć, że te rodzinne problemy nawet na kartkach książki są gorzkie, męczące i własne, bo właśnie z rodziną związane.
5/10, ale takie cieplusie. c:

Bardzo prosta, bardzo szczera, bardzo ludzka. Na kartkach tej powieści nie znajdzie się zadziwiających zwrotów akcji czy porywających postaci, ale to ostatecznie jest jej zaletą. Nic w tej książce nie jest nachalne i nie sprawia wrażenia czegoś, czym tylko chciano by było. To powieść banalna, jak herbata z cytryną pita z PRL-owskiej szklanki u babci. Nie zaskakuje, nie jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lekka, przyjemna - ot, na jedno książkowe posiedzenie. Mimo, że fabuła nie ma wielkich zawiłości i raczej wiele w niej czytelnika nie zaskoczy, historia nie jest znów taka banalna. I jednak kryje w sobie coś głębszego, bo bohaterowie książki niejednokrotnie poruszają temat zdolnej do autodestrukcji ludzkości, nie takiej znów obcej w świecie rzeczywistym. No i oczywiście zombie z uczuciami... to urocze, w sam raz do odmóżdżenia się.
Dobra lektura przerwie od czytania cięższej literatury, polecam.

Lekka, przyjemna - ot, na jedno książkowe posiedzenie. Mimo, że fabuła nie ma wielkich zawiłości i raczej wiele w niej czytelnika nie zaskoczy, historia nie jest znów taka banalna. I jednak kryje w sobie coś głębszego, bo bohaterowie książki niejednokrotnie poruszają temat zdolnej do autodestrukcji ludzkości, nie takiej znów obcej w świecie rzeczywistym. No i oczywiście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trzecia powieść przedstawiająca losy norweskiego funkcjonariusza na tą chwilę wywołała na mnie największe wrażenie, zarówno stylem napisania jak i historią, którą przedstawia. Z początku czułam się nieco przytłoczona ilością złożonych wątków, które Nesbo rozpoczął juz na początku powieści. Później jednak ze strony na stronę wszystko stawało się jasne po czym... autentycznie czułąm się głupio, bo okazało się, że jednak nie - i ja i Hole byliśmy w błędzie.
Swoją drogą, w końcu udało mi się szczerze zrozumieć i polubić głównego bohatera. Może to przez to, że wreszcie czytelnik ma okazję obserwować jego poczynania nie w egzotycznym kraju, ale ojczyźnie policjanta.
Duży plus także za II wojnę światową w tle; było to ciekawym urozmaiceniem fabuły. Jednak tym, co wywarło na mnie największe wrażenie było oczywiście zakończenie i motyw, który się w nim pojawił - ten, kto przeczytał doskonale wie, co mam na myśli.
Mam wrażenie, że z cześci na część Nesbo się rozkręca i obym miała rację, bo w najbliższym czasie na pewno sięgnę po jego kolejne pozycje.

Trzecia powieść przedstawiająca losy norweskiego funkcjonariusza na tą chwilę wywołała na mnie największe wrażenie, zarówno stylem napisania jak i historią, którą przedstawia. Z początku czułam się nieco przytłoczona ilością złożonych wątków, które Nesbo rozpoczął juz na początku powieści. Później jednak ze strony na stronę wszystko stawało się jasne po czym... autentycznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po "Fangirl" sięgnęłam pod wpływem nagłego impulsu. Miałam już dość osadzonych w świecie pozytywistów lektur czytanych na przemian z - cudownymi, ale z zaczynającym mnie męczyć klimatem, powieściami fantasy. Chciałam coś lekkiego, głupiutkiego, "odmóżdżającego". Wertowałam kolejne internetowe strony i wkrótce natknęłam się na "Fangirl". Słyszałam o niej wcześniej sporo dobrego, więc pomyślałam "czemu nie, przekonajmy się, czy to faktycznie takie dobre, czy może kolejna banalna młodzieżówka". W efekcie książkę pochłonęłam w dobę. Och, jak mylący bywa sceptycyzm.

Powieść Rainbow Rowell opowiada o losach dopiero co wkraczającej w świat dorosłych Cath - introwertycznej nastolatce, żyjącej gdzieś pomiędzy tworzoną przez ulubioną autorkę i samą siebie fikcją o czarodzieju Simonie Snowie a ponurą rzeczywistością, w której tkwi ze swym niestabilnym emocjonalnie ojcem, najlepszą przyjaciółką i jednocześnie siostrą bliźniaczką, Wren, oraz mnóstwem innych ludzi, na których poznanie Cath nie ma najmniejszej ochoty. Cóż, wkrótce jednak zostaje na to skazana, ponieważ przeprowadza się do akademika i rozpoczyna studia. Dziewczyna niechętnie przystaje na postawione przez los warunki i zaczyna Życie. Tak przynajmniej sama uważa, jej siostra ma na ten temat bardzo odmienne zdanie. Cath chodzi na wykłady, piszę na specjalne zajęcia ze wstępu do pisania powieści, próbuje rozgryźć swoją współlokatorkę i przeżyć stałą obecność w pokoju jej chłopaka, Leviego, a wszystko po to, aby móc w spokoju usiąść i kontynuować pisanie zmyślonych losów ulubionego bohatera. Pisanie fanfiction.

"Introwersja, geekostwo, pisanie fanfiction, młody czarodziej... hej, czy ta książka nie jest o mnie? Nie jest o jakiejś mojej bratniej duszy?", tak zapewne pomyślała niejedna nastolatka po "Fangirl" sięgająca i pewnie własnie to było, głównym czynnikiem wpływającym na tak wielką popularność książki. I nic w tym dziwnego, bo chyba nikt wcześniej nie napisał książki, będącej, nie ma co kryć, ukłonem w stronę fandomowej społeczności. Wątek fikcji fanowskiej jest tu przedstawiony dość realistycznie, dzięki czemu każda fanka (bo to raczej powieść z rodzaju tych dziewczęcych) może odnaleźć w historii element siebie, a osoba, której pojęcia takie jak "fandom" czy "fanfiction" są obce, będzie miała okazję, aby nieco ten zwariowany, geekowski świat poznać.
Ale to nie pisanie fanfiction jest głównym tematem powieści. Jeśli już, to ogólnie pisanie - jako proces tworzenia, wymagający całkowitego zaangażowanie twórcy i, jak się okazuje, czasem poświęcenia. Mnie osobiście oba te wątki zaangażowały i przyznam szczerze, odnalazłam w nich pewne źródło motywacji, wysunęłam wnioski, na podstawie których, sama sobie formułuję rady. I to nie tak, że poszłam w stronę nadinterpretacji, mówię o treściach pisanych wprost, często kierowanych właśnie do głównej bohaterki powieści.

Cath jest bohaterką z rodzaju tych sympatycznych - ktoś polubi od razu, kogoś może irytować. Mnie ujęła od razu. Jest osobą, o której, kiedy pomyślimy, robi się po prostu milej. W tych jej większych i mniejszych problemach jest coś prawdziwego. Realizm - tak, to własnie to jest atutem tej powieści! Nie jest to realizm stuprocentowy, ale stosunkowo duży, przynajmniej w części wątków, nie traktowanych całkiem dosłownie. Nieporadność Cath w relacjach z obcymi oraz płcią przeciwną (co później przekłada się na przeuroczy i zabawny wątek romantyczny) nie jest sztuczna. Czytając, ma się wrażenie, że ta historia mogła się gdzieś wydarzyć naprawdę.

Styl Rainbow Rowell jest prosty i na swój sposób czarujący. Jak już wiele osób wcześniej wspomniało, przywodzi na myśl Johna Greena. Dodatkowo, w "Fangirl" pisarka zastosowała ciekawy zabieg, polegający na wplecieniu w treść historii głównej bohaterki fragmentów jej własnych tekstów i powieści o Simonie Snowie, która tak bardzo uwielbiała. Dzięki temu krótkie rozdziały czyta się jeszcze szybciej i można lepiej zrozumieć fascynację Cath oraz to, co w danym czasie czuła - w tekstach znajdują się aluzję do bieżących wydarzeń i opisanych retrospekcji.

"Fangirl" to lekka książka, idealnie spełniająca wypisane przeze mnie na początku wymagania. Jest pełna tego, co dobra książka obyczajowa zawierać powinna i bardzo zmieniła moje zdanie na temat gatunku new adult. Wcześniej kojarzył mi się jedynie z książkami pełnymi namiętności, których bohaterowie toną we wzajemnej żądzy w sposób niemal zniechęcający, płytkimi Mary Sue i niestworzonymi historiami - niby to realistycznymi, ale w ten sam sposób, co wszystkie pełne zdrad i pięknych ludzi telenowele. Tego w "Fangirl" nie znajdziemy, nie w taki sposób. Tam relację są spokojne, powoli się rozwijają, zachwycają swoją prostotą i roztaczają wokół siebie urok. Dawno żadna książka i watek romantyczny mnie tak nie rozczuliły. Może dlatego, ze zwykle takich nie czytam... Cóż, może teraz się to zmieni. Tymczasem ta powieść autorstwa młodziutkiej Rowell ląduje na mojej półce z ulubionymi i pewna jestem, że jeszcze do niej wrócę.

Z ręką na sercu polecam tę pozycją każdej młodej fangirl, komuś kto jakąś fangirl zna, ale zrozumieć nie potrafi oraz komuś, kto po prostu szuka niewymagającej pozycji na wolne popołudnia.

Po "Fangirl" sięgnęłam pod wpływem nagłego impulsu. Miałam już dość osadzonych w świecie pozytywistów lektur czytanych na przemian z - cudownymi, ale z zaczynającym mnie męczyć klimatem, powieściami fantasy. Chciałam coś lekkiego, głupiutkiego, "odmóżdżającego". Wertowałam kolejne internetowe strony i wkrótce natknęłam się na "Fangirl". Słyszałam o niej wcześniej sporo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Siewca Wiatru" to pierwsza powieść Mai Lidii Kossakowskiej o aniołach. Już wcześniej pisywała i to nie mało, nawet na temat skrzydlatych, ale były to jedynie opowiadania. I z nimi się zapoznałam - są bardzo dobrym wprowadzeniem, czy też dopełnieniem świata przedstawionego we wspomnianej książce, co ułatwia wchłonięcie w stworzone przez pisarkę uniwersum. Ale wróćmy do samego "Siewcy".

Kto czytał "Żarna Niebios", ten zdążył już poznać większość bohaterów powieści. Mamy w niej bowiem ponownie do czynienia z archaniołami, na których czele stoi regent Królestwa, Gabriel, Lucyferem oraz Asmodeuszem i ich głębiańskimi pobratyńcami, a także, co jest chyba najistotniejsze, Daimonem Freyem - Aniołem Zagłady. Jego rola w powieści jest kluczowa - to mu przypisano zmierzenie się z grożącym zagładą Królestwu, a nawet całemu światu, Antykreatonem. A łatwe to nie jest, bo przecież Pana wciąż nie ma. Pana nie ma i archaniołowie tworzą przymierze, którego celem jest utrzymanie tej wiadomości w tajemnicy, ponieważ boją się, że jej rozejście okaże się zniszczyć niebiańskie ziemię zanim jeszcze spróbuje to zrobić Antykreaton. Tak jakby i bez tego w Królestwie nie panował bałagan...

Jakie anioły przedstawia nam Kossakowka? Ludzkie. Tak, to chyba najodpowiedniejsze słowo i nic dziwnego, że umieszczono je w oficjalnym opisie książki. Bywają grzeszne do granic możliwości, czasem wzbudzają więcej obrzydzenia niż z natury źli Głębianie, a mimo to, nie trudno zauważyć kryjące się w nich wiarę, nadzieję i... miłośc, będace efektami światła, które nadała im w dniu powstania Jasność. Są jednak zagubione. Czyż to nie brzmi znajomo?

Książkę czytało się bardzo sprawnie i przyjemnie, miejscami wymagała ona jednak większego skupienia (być może powodem było nagromadzenie postaci o z pozoru obcych imionach), ale w ten pozytywny sposób. Akcja płynie szybko, ale nie za szybko, nie brakuje miejsca na dokładniejszejsze opisy przeżyć bohaterów. W dużej mierzez jest to zasługą stylu pisania autorki - pełnego krótkich, zwięzłych zdań, przejrzystych, ale jednocześnie nieco poetyckich porównań, że tak to ujmę, "nie owijania w bawełnę". Ale z drugiej strony, niektórych taki styl może męczyć, drażnić. Miejscami zdarzyło się to i mnie. Było to wtedy, kiedy po raz kolejny czytałam podobne frazesy, opis składający się z koloru włosów i oczu bohaterów, przypominania wspomnianych już faktów. Bywało to przydatne, bo dzięki temu z łatwością mogłam zapamiętać poszczególnych bohaterów, jednak... hm, chyba po prostu wolę bardziej klasyczny sposób pisania. A propos samych bohaterów - tutaj rozpisywać się nie będę, ale muszę wspomnieć o moich ulubionych postaciach! Gabriel, Daimon, Razjel, Lucek, Mod i bardzo drugoplanowy Drago skradli mi serducho. Z pewnością sięgnę po kolejne części Kossakowskiej, chociażby po to, aby jeszcze się z nimi nie rozstawać.

Całość oceniam bardzo na plus. Spodobała mi się przedstawiona w niej historia, prostota, z którą autorka przybliża losy kolejnych postaci, nie nudząc przy tym ani trochę. "Siewca Wiatru" to pozycja fantasy idealna na aktualną porę roku, nie zawiedzie jednak podczas wakacyjnego wypadu, czy w podróży. Ale nie jest to tylko prosta powieść fantasy - w końcu główną rolę odgrywają w niej sami aniołowie. Zakończenie książki, w pewien sposób melancholijne (no spoilers!), może skłonić nawet do głębszych przemyśleń... Jakich? Najlepiej przeczytać to 550 stron i przekonać się samemu. ;)

"Siewca Wiatru" to pierwsza powieść Mai Lidii Kossakowskiej o aniołach. Już wcześniej pisywała i to nie mało, nawet na temat skrzydlatych, ale były to jedynie opowiadania. I z nimi się zapoznałam - są bardzo dobrym wprowadzeniem, czy też dopełnieniem świata przedstawionego we wspomnianej książce, co ułatwia wchłonięcie w stworzone przez pisarkę uniwersum. Ale wróćmy do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po "Żarna niebios" sięgnęłam zachęcana bardzo pozytywnymi opiniami znajomych i zainteresowana tematyką aniołów. Równocześnie był to mój start w czytaniu polskiego fantasy. Na tą chwilę oceniam go pozytywnie.
Książka składa się z dziesięciu lepszych i gorszych opowiadań, o tematyce nie tylko aniołów, ale i demonów oraz śmiertelników. Każde z nich przedstawia inną historię, część z nich wiążę się ze sobą fabularnie. I tu właśnie spotkał mnie zawód. W niejednym opowiadaniu fabuła była wyraźnie upraszcza, a akcja - przynajmniej dla mnie - płynęła zbyt szybko. Gdzieniegdzie brakowało mi czegoś i gubiłam się w treści, zdziwiona faktem, że dany wątek już się kończy (urywa). Wiem, że taka właśnie jest forma wielu opowiadań, ale pozostawiło to u mnie spory niedosyt. Tam, gdzie historia głównych bohaterów znów niezbyt mnie ujęła, zainteresowanie wzbudzały umieszczone przez autorkę opisy kolejnych światów i warstw społecznych. Wszystko było napisane prosto, ale z zachowaniem plastyczności, która pozwala na dokładne wyobrażenie sobie świata przedstawionego.
Podobnie z bohaterami. Początkowo opis postaci za pomocą koloru oczu i rodzaju włosów mnie nieco irytował, ale pod koniec książki, zdałam sobie sprawę, że czytając o bohaterach, którzy po raz kolejny pojawiają się w treści, potrafię ich sobie bez problemu przypomnieć na podstawie pierwszego opisu. Po prostu każdemu przyporządkowywałam właściwą dwójkę: "czarne włosy do ramion i zielone oczu? - Gabriel!". Właśnie, Gabriel. Ujęła mnie ta alternatywna wizja braci archaniołów mówiących do siebie zdrobniale i spiskujących.
Jak wspomniałam wyżej, wiele opowiadań zawiodło mnie swoim zakończeniem. Spodziewałam się jakiejś pointy, a tu... nic. Początek, punkt kulminacyjny i koniec, który sprowadza nas niemal do punktu wyjścia. Przynajmniej ja to tak odebrałam. Czasem jednak kończyło je zdanie, które niewątpliwie skłaniało do refleksji.
Moimi ulubionymi opowiadaniami są: „Dopuszczalne straty”, w których poznajemy wszystkich najważniejszych archaniołów; „Zobaczyć czerwień” - o demonie, którego trudno po tym opowiadaniu nie polubić, ba może i pokochać?; oraz "Beznogi tancerz", które odebrałam jako prolog do powieści tej samej autorki - "Siewca Wiatru". Poza tym na swój sposób oczarowało mnie "Sól na pastwiskach niebieskich " (trochę się w treści gubiłam, ale sedno tekstu - proste i romantyczne - spodobało mi się) i "Kosz na śmieci" - tutaj pewnie dużą rolę odegrał motyw artysty w transie tworzenia. Ostatecznie wszędzie znalazłoby się coś, co mi się spodobało, ale to te utkwiły mi w pamięci.
"Żarna niebios" traktuję jako wstęp do właściwych powieści Kossakowskiej z cyklu "Zastępy Anielskie". Nie było to coś wybitnego, ale przyjemnego i z magią, która zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejne pozycje z serii, co z pewnością uczynię.

Po "Żarna niebios" sięgnęłam zachęcana bardzo pozytywnymi opiniami znajomych i zainteresowana tematyką aniołów. Równocześnie był to mój start w czytaniu polskiego fantasy. Na tą chwilę oceniam go pozytywnie.
Książka składa się z dziesięciu lepszych i gorszych opowiadań, o tematyce nie tylko aniołów, ale i demonów oraz śmiertelników. Każde z nich przedstawia inną historię,...

więcej Pokaż mimo to