-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
2005-01
2011-12-09
Niezależnie od natury ustroju politycznego obywatele nigdy nie doznają pełnej wolności. W każdej chwili podlegają oni rozmaitym sankcjom, są osaczeni przez normy. Charakter reżimu sprowadza się, zatem do stopnia intensyfikacji restrykcji państwa, jako praworządnego instrumentarium przymusu, bądź też zbrodniczego ucisku, wobec wszystkich podmiotów. Takowa perspektywa analizy metod politycznych rodzi pytania o istnienie świata, który wykreowany został przez Orwella, w naszych czasach oraz o realny zasięg ludzkiej swobody.
Retro-futurystyczna powieść angielskiego pisarza stanowi jedną z najznamienitszych egzamplifikacji gatunku antyutopii. Owa jakość w literaturze wykrystalizowana została wraz z pierwszą rewolucją przemysłową, u schyłku XIX wieku, zwanego również fin de siecle. Epokę ową charakteryzowała szczególnego rodzaju atmosfera rozczarowań, wątpliwości, bezradności, zagubienia i rozpaczy. Hektyczny entuzjazm i frenetyczna euforia, wywołane przez dynamiczny rozwój gospodarczy oraz zdumiewającą progresję naukowo-technologiczną, ustępowały wraz z eskalacją trudności, zamahowań i powikłań. Uprzednia satysfakcja z dostępnych bezpośredniej obserwacji efektów ekonomicznych i społecznych rychło przeszła w pluralistyczne obawy o kondycję świata przyszłości. Świadkowie przewartościowań społeczno-polityczno-ekonomicznych na przełomie dziejów wyrażali przekonania o zagrożeniu istniejącego ładu, głosili hasła "fin de siecle", czy nawet "fin du monde". Ów katastrofizm, wypływający z nagłego postępu na płaszczyznach nauki oraz techniki, dał początek konceptualizacji antyutopii. Przedstawione zostają w niej zazwyczaj zmechanizowane, stechnicyzowane superpaństwa, które odbierają ludziom ich wolność w sensie per se, włączając ich siłą w ramy wielkich skupisk urbanistycznych, całkowicie wyabstrahowanych od natury i tradycji przodków.
Znakomitym poprzednikiem Orwella w owej domenie literatury był Herbert George Wells, niestety równie wielki eugenik. Science-fiction Wellsa przyjmuje formy utopii negatywnej, lub czarnej utopii, a zatem wizji opiewającej obraz świata z naszych najgorszych koszmarów, bądź też antyutopii, czy też kontrutopii, w której poddane negacji zostały zasadnicze założenia, formuły i cele utopijności. Zarówno casus twórczości Wellsa, jak i utwór Orwella stanowią metaforyczne dyskursy o ludzkiej naturze, ukazanej przez pryzmat ewolucji. W obydwu przypadkach również pryncypialną przyczyną ludzkich krzywd, cierpień i wynaturzeń świata uczyniona została nauka.
Kontrutopijna filozofia jawi się niejako odpowiedzią na bardzo długą historię utopii, począwszy od "Państwa" Platona, w którym każdy człowiek zajmuje współmierną do jego cnót, duszy, statusu i predyspozycji psychosomatycznych pozycję, przez wizję Morusa, "Nową Atlantydę" Bacona, aż do konceptualizacji Hegla. Wielkie dzieło Orwella ukonstytuowane zostało przede wszystkim na krytyce dialektyk platońskiej oraz heglowskiej, będących we współczesnym czasie podstawą ideologii Nowego Porządku Świata, która postuluje niezbywalną, wszechobecną i nieprzerwaną hegemonię państwa nad jednostką. W antyutopii świat, mówiąc prościej, przedstawiony został, jako kloaka. W tym obrzydliwym, abominacyjnym ulu ludzka godność upada w ściek, z którym uchodzi do Piekła, na dno ciemności. Ludność jest tu poddana kompletnej reifikacji. Zredukowana została do poziomu trybików wielkiego molocha administracyjno-biurokratyczno-industrialnego.
"Rok 1984" stanowi zarówno czarną utopię, jak i antyutopię. Zilustrowana została w tejże powieści perwersja pewnej idei socjo-politycznej, której konceptualizacją jest Angsoc - ustrój totalitarny panujący w fikcyjnej Oceanii. Monopol władzy utrzymuje w tymże państwie niezmiennie jedna Partia, zaś narzucone społeczeństwu zostały przezeń ściśle zdefiniowane i rygorystyczne tryb życia oraz reżim biurokratyczny, których strzeże przy pomocy Policji Myśli. Stratyfikacja przybiera kształ piramidy. Na samym szczycie jest Wielki Brat, poniżej odnajdujemy kręgi wewnętrzne i zewnętrzne Partii. Podstawę tworzą Prole. W każdej ludzkiej utopii ukryty jest zalążek zwyrodnienia, ponieważ z samej swej natury nie uwzględnia ona niedoskonałości człowieka, zła oraz nieprzewidywalności świata. Pierwszą niejako utopię stanowił Eden, zaś w owym ogrodzie rozkoszy i dostatku człowiek został zwiedziony przez węża. W miarę procesu poprawy struktur państwa oraz implementacji zmian społecznych narasta pokusa chronicznego pościgu za nieosiągalną, niedostępną precyzyjnej definicji perfekcją, który wiedzie wprost ku ambicji władzy absolutnej oraz pragnieniu autoapoteozy. Takowa idealistyczna, bukoliczna wizja jest oczywista, lecz niewyczerpana i niekompletna, ergo niemożliwa ku realizacji. Kontrutopie stanowią, przeto antytezę wyidealizowanej, a zatem wyabstrahowanej od racjonalnych uwarunkowań koncepcji organizacji społeczeństwa, czy konstrukcji ładu globalnego, a także wyświetlają prawdę, od której uciekają ludzie - obraz ich samych: słabości, strachu, zła, apatii, będących ich udziałem, choć powołani zostali do wielkich osiągnięć, do odwagi, a nie bojaźni, do Dobra, a nie egoizmu i bezsensownej przemocy. Świat od samego początku jawi się antyutopią, nawet nie z racji ułomności każdego człowieka, lecz na skutek niemożności jej akceptacji, braku zrozumienia dla niejednoznacznej natury rzeczywistości, odwrotu od solidarności ku zróżnicowanym odcieniom supremacji - światopoglądowej, ideologicznej, intelektualnej, społecznej, militarnej, ekonomicznej, politycznej, technologicznej, a także pragnień dominacji, kontroli oraz niezaspokojonej żądzy władzy, która dowartościowuje ułomne jednostki, determinuje ich samozwańcze apoteozy - metanoie w doskonałych bożków, będących w rzeczywistości opanowanymi przez nienawiść demonami. Idea państwa doskonałego nie stanowi żadnej szlachetnej emanacji prometejskiej myśli, lecz wykorzystana zostaje, jako instrument socjotechniczny, absurdalna fasada w wyrachowanym wodewilu, którego meritum polega na grze o sumie zerowej, wiodącej zwycięzców do legitymizacji swoich skumulowanych przewag, czy rutynizacji charyzmy, zaś przegranych do piekła zorganizowanego na ziemi. Autorzy kontrutopii, zatem dokonują demaskacji obłąkańczych snów, będących miazmatycznymi konstytuantami rzeczywistości socjo-polityczno-ekonomicznej, albowiem z blaskiem postępu, gorejącym złotem, przyszła ciemność, która spowiła świat i ludzkie dusze, a fałszywe twierdzenia, w które uwierzyły społeczeństwa na zawsze odmieniły ich los.
Zgubne implikacje inżynierii społecznej ukazane zostały przez pryzmat angsocjalistycznego reżimu, wszelako ustrój stanowi jedynie emanację i wyraz mroku duszy, który rodzi zarówno okrucieństwo podmiotów władzy, jak też alternacja oraz oportunizm poszczególnych obywateli. Wszystkie takowe postawy, po stronach rządu i społeczeństwa, są miazmatami rzeczywistości społeczno-politycznej, a także różnymi odcieniami zbrodni przeciwko człowieczeństwu, zakorzenionemu na zawsze w wolności.
Wykładnię krytycyzmu establishmentu stanowi w "Roku 1984" dzieło Emmanuela Goldsteina, niegdysiejszego wysokiego członka Partii, obecnie dysydenta i największego wroga publicznego w Oceanii, które opatrzone zostało tytułem "Teoria i praktyka oligarchicznego kolektywizmu". W trzech rozdziałach tejże księgi, odpowiadających zasadniczym hasłom reżimu umieszczonym na budynku Ministerstwa Prawdy, zawarł autor wyczerpującą analizę działań rządu oraz meritum Angsocu.
Pierwszy fragment zatytułowany został "Ignorancja to siła". Nędza egzystencji w anglosocjalistycznych realiach ukonstytuowana jest na ambiwalentnym zabiegu psychologicznym, zwanym "dwójmyśleniem". Polega ono na odwrocie od uświadomionego i prawdziwego status quo, a następnie substytucji tegoż poprzez urojoną i fałszywą wizję rzeczywistości, która koresponduje z retoryką Partii. Władza, dysponując szerokim instrumentarium propagandy, utrzymuje nieprzerwanie monopol na kreację prawdy. Ignorancja społeczeństwa, bezkrytyczna afirmacja dialektyki rządowej, na skutek zduszonej obywatelskiej inicjatywy ku analizie podawanych faktów, amplifikują potęgę państwa, pogłębiają marazm i niewolę. Prawda stanowi światło, które pada na ścieżkę życia. Dopóki rozjaśnia grunt pod naszymi stopami jest on twardy, stabilny i przewidywalny. Gdy ten blask zgaśnie, wtedy nasza droga osnuta zostanie ciemnością. Podłoże, tak pewne i solidne jeszcze przed chwilą, nagle jest śliskie i grząskie, a my z trwogą antycypujemy upadek. Wtenczas przychodzą nam z pomocą fałszywi przewodnicy, którzy chętnie powiodą nas ku niewolnictwu. Partia chronicznie podtrzymuje ignorancję obywateli. Wszelkie dążenia ku ekspozycji prawdy zastąpione zostały rytuałem rządowym, swoistym zabiegiem kontroli umysłu, nazwanym "Dwie minuty nienawiści". Polega on na codziennej emisji filmów propagandowych, podczas której widzowie ogarnięci są przez skrajne, frenetyczne i niekontrolowane emocje obrzydzenia, pogardy i gniewu. Cel takowego programu stanowi deprecjacja nieprawomyślnych ideałów oraz upust frustracji mieszkańców Oceanii. Później wyświetlone zostają trzy pryncypialne hasła Partii, usytuowane na gmachu Ministerstwa Prawdy.
Tytuł drugiego rozdziału brzmi "Wolność to niewola". Wraz z kompletnym drenażem swobód obywatelskich Partia zyskała możność ingerencji we wszystkie aspekty życia społecznego. Każdemu obywatelowi wyznaczone zostają przez Państwo arbitralne ramifikacje działania - rola w strukturze społeczeństwa, a także zintegrowany z nią, ściśle zdefiniowany model życia. W konsekwencji dehumanizacji oraz dezindywidualizacji mieszkańcy Oceanii nie mają prawa do własnych poglądów, swobody refutacji dialektyki rządowej, obrony własnych racji. Wszelkie sfery egzystencji jednostki poddane zostały absolutystycznej kontroli władz. Powszechna bieda, której ekwiwalentem w naszych czasach jest gargantuiczny dług, będący konstytuantą systemu monetarnego, uniemożliwia krystalizację zorganizowanej opozycji. Rząd skonstruował nawet nowomowę, która oddziałuje silnie na mentalność obywateli. Na tym zabiegu erystycznym ugrunotowane zostało dwójmyślenie. Dostrzegamy tutaj istotę heglowskiego paradygmatu utopii, który uwypuklony jest w koncepcji "beehive", ergo kraju-ulu o arbitralnie ukonstytuowanej przez wąską elitę strukturze społecznej.
Ostatni rozdział opatrzony jest nazwą "Wojna to pokój". W kontrutopijnej wizji świata Orwella konfliktowi zbrojnemu przydane zostało niezwykle znamienne, ważne i specyficzne znaczenie, albowiem stanowi on niezbywalny czynnik petryfikacji immantentnego status quo Państwa. Z pozoru bezsensowna wojna trwa od bardzo długiego czasu. Nikt już nie pamięta jej przyczyn. Poniektórzy snują supozycje o jej źródłach w manipulacji samej Partii, która bombarduje własny kraj dla stabilizacji pożądanego ładu politycznego, jako iż konflikt zbrojny konsoliduje społeczeństwo, a także wzmacnia posłuszeństwo wobec podmiotów władzy. Wojna, ponad to jawi się inhibitorem progresji technologicznej, abstrahując od techniki militarnej. W jej konsekwencji społeczeństwo żyje w biedzie, zatem niemożliwa jest krystalizacja niezależnej i antagonistycznej, względem rządu opozycji. Jedynym beneficjentem takowego porządku rzeczy będzie oczywiście wyodrębniona elita władzy. Ów zabieg społeczno-polityczny stanowi jądro filozofii Hegla, w której postęp zdefiniowany został, jako implikacja konfliktu. Paradygmat ten znamy pod nazwami "tezy, antytezy i syntezy", lub "problemu, reakcji, rozwiązania".
W "Roku 1984" dokonana została inwersja semantyki uniwersalnych pojęć. Ministerstwo Pokoju prowadzi wojnę, Ministerstwo Prawdy animuje machinę fałszywej propagandy, zaś Ministerstwo Aprowizacji podtrzymuje głód i niedostatek. W dzisiejszych czasach podmioty decyzyjne na poziomach krajowym i międzynarodowym konstruują ramifikacje tyranii wedle analogicznych zasad. Ku kreacji podstaw totalitaryzmu, synonimami którego są całkowita inwigilacja oraz kompletna kontrola obywateli, zaangażowane zostały zróżnicowane instrumenty socjotechniczne, które dotyczą działań poprzez środki masowego przekazu, system wychowawczy, porządek prawny, organy nadzoru oraz bezpośrednie użycie władzy. Aplikacje tychże narzędzi manipulacji zorientowane są na realizację pryncypialnego celu inżynierii społecznej, który stanowi implementacja biurokratycznego modelu państwa feudalnego, wedle założeń dialektyki heglowskiej utopii, opartej na holistycznym i niezbywalnym związku jednostki z państwem.
Transgresji władzy, od metody demokratycznej do jawnej tyranii, sprzyjają postawy obywatelskich apatii, nieświadomości oraz oportunizmu. Trzy hasła Angsocu zogniskowane są na amplifikacji trendów bierności oraz ignorancji dla rutynizacji niewoli. Rządy niejednokrotnie podają społeczeństwom wizje państwa zagrożonego przez heterogeniczne grupy terrorystyczne, powiązane z macierzystymi służbami specjalnymi, kryzysy ekonomiczne, społeczne, polityczne ku akceptacji przez, uwarunkowanych do pochwały stabilizacji oraz bezczynności, mieszkańców redukcji swobód obywatelskich i eskalacji prerogatyw potężnej administracji. Szczególnie skutecznym instrumentem wymiany wolności za bezpieczeństwo i opiekę władz jest socjalizm. U jego podstaw leży znamienne założenie o głupocie, bezmyślności, okrucieństwie i podłości ludzi, którzy unicestwią siebie, jeżeli państwo odstąpi od ich kontroli. W konsekwencji szerokiego zasięgu społecznego nadzoru, a także obszernego spectrum norm i sankcji wpisanych w ustrój socjalistyczny, stanowi on najlepszą metodę inwigilacji oraz manipulacji społeczeństwem. Trafną i zrozumiałą ilustracją dla kondycji współczesnej sfery obywatelskiej jest metafora zabawy. Świat jawi się ludziom, jako nieustanna impreza, w której bardziej pociągają role balangowiczów, aniżeli barmanów, będących słuchaczami oraz służbą. W efekcie zostają nimi manipulatorzy, pozorujący służalczość i zainteresowanie. Wedle własnych interesów i partykularnych celów animują oni zabawę. W rzeczywistości nie swobody obywatelskie, lecz społeczna apatia, brak inicjatywy oraz osobistego zaangażowania w sferę władzy i polityki stanowią determinantę zła, jako iż sprzyjają bezkarności reżimowych urzędników.
Warunkiem sine qua non sprawnego, sprawiedliwego i zrównoważonego ustroju jest skonsolidowane, odważne, świadome, zaangażowane i czujne społeczeństwo, które utrzymuje aktywny nadzór nad centrami władzy. Wśród takich obywateli zachodzi rekrutacja rozsądnych, zdyscyplinowanych i uczciwych polityków. Rozprężenie obywatelskie, społeczna atomizacja, słabość więzi sąsiedzkich, regionalnych i narodowych rodzą przeświadczenie o bezkarności wśród urzędników, którzy jawnie kpią ze skłóconych, gnuśnych, zatraconych w uniwersum płytkiej rozrywki i pseudokultury ludzi. W konsekwencji obywatele tracą zdolność kontroli swoich reprezentantów w parlamentach, a w dalszej kolejności zostają pozbawieni przez nich, dzięki socjotechnice oraz dezinformacji, możności rejestracji rzeczywistych zjawisk, stanowiących podstawę nadzoru. Silny, odważny i rozsądny obywatel samodzielnie pielęgnuje własne los i bezpieczeństwo, natomiast apogeum społecznego marazmu polega na wezwaniu władz do implementacji państwa opiekuńczego, które popchnie populację w ciemność i barbarzyństwo - inwigilację, eugenikę, terroryzm, szaleńczą inżynierię społeczną, legitymizowane "racją stanu", "bezpieczeństwem narodowym". Zaangażowanie i aktywność stanowią aksjomaty społeczeństwa obywatelskiego. Niestety w dzisiejszych czasach władze zniechęcają ludzi do kontroli administracji oraz czynnego sprzeciwu wobec szkodliwych dla tkanki społecznej decyzji. Podsunięty zostaje nam Symulakr - fałszywy substytut rzeczywistości, reklamy, show-business, spectrum wirtualne, które nie dają nam żadnych informacji o socjo-politycznym stanie państwa, gdy pętla na szyjach obywateli jest zaciskana jeszcze mocniej.
Personifikacją obywatelskiego buntu jest Winston Smith, główny protagonista powieści. Bez wątpienia zasługuje on na miano bohatera, który działa wbrew rozsądkowi podpowiadającemu subordynację i normom zintegrowanym z najostrzejszymi sankcjami, przeciwko nieludzkiemu porządkowi świata. Postać ta jest everymanem, a zatem każdym z nas, lecz synchronicznie - zwycięzcą absurdalnym, niczym Syzyf w rozumieniu Camusa, jako że podjęta została przez niego walka o ocalenie ukochanej i samego siebie, pomimo nieuniknionej klęski. Jeden obywatel nie wystarczy do zmiany zdegenerowanego anglosocjalistycznego reżimu, jednakowoż w osobistej rewolcie Winstona, owym irracjonalnym triumfie ukryty jest pewien tyrtejski pierwiastek, gdyż dążenie do wolności zawsze dodaje sił, nadziei oraz odwagi, choćby jedyny jego skutek stanowiła porażka.
Brutalny ucisk i chroniczna opresja rodzą reaktancję. Winston Smith uosabia społeczeństwo wolne, autonomiczne, niezależne, gotowe do walki przeciwko tyranii, odrzucające niewolę, któremu przeciwstawiona została opozycyjna, destruktywna i bezwzględna siła symbolizowana przez O'Briena. On również jest everymanem, nie znamy nawet jego imienia, przy czym reprezentuje frakcję zbiorowości, elitę, która konstytuuje, podtrzymuje i wspomaga totalitarny reżim. O'Brien jest głównym antybohaterem utworu, członkiem wewnętrznego kręgu Partii, który schwytał Winstona, a następnie poddał okrutnemu przesłuchaniu i straszliwym torturom. Stanowi on również kanał instrospekcji Smitha. Ostatnie słowa O'Briena: "Jeśli chcesz wiedzieć jaka będzie przyszłość, wyobraź sobie but depczący ludzką twarz, wiecznie!" są ponurą ekstrapolacją losu ludzkości, jeżeli obywatele wyrzekną się wolności oraz własnej inicjatywy ku kontroli władz.
"Rok 1984", jako antyutopia ukazuje koniec czystego etapu w dziejach człowieka, po którym wstępuje on w zatrutą mgłę. Niegdyś ukonstytuowane, jako fundament organizacji społeczeństwa, obywatelskich jedności oraz tożsamości państwo zmodyfikowane zostało w totalitarne, opresywne, zbiurokratyzowane monstrum, które wyniszcza własnych mieszkańców. Sprzeniewierzona misja władz sprzężona jest z upadkiem nauki, którą odwrót od hipostazy altruizmu, dążeń ku poprawie poziomu życia zamienił w instrument terroru, inwigiliacji oraz destrukcji. Nieprzypadkowo miazmatycznym ustrojem panującym w Oceanii jest socjalizm, lub Angsoc, albowiem procedura takowa najlepiej sprzyja kontroli populacji. Konflikt dwóch everymanów - Winstona Smitha i O'Briena wyraża walkę dwóch spolaryzowanych sił - podstawy i szczytu piramidy społecznej, obywatelskiej wolności oraz tyranii państwa. Pozornie wygrana przypadła reżimowi, lecz w rzeczywistości wzbogacają ludzkość takie jednostki, które pomnażają jej swobody i wzmacniają kondycję. Zwycięstwo należy, zatem do Smitha.
Odchodzi w cień wizja świata, jako hedonistycznej utopii. Wraz z dyspersją kolejnych swobód obywatelskich na skutek coraz to nowszych kryzysów - epidemiologicznych, cybernetycznych, ekonomicznych i politycznych obserwujemy dramatyczną materializację orwellowskiej konceptualizacji państwa. Sam pisarz nie tylko formułuje memento przed progresją tendencji totalitarystycznych, lecz otwarcie, ustami O'Briena, antycypuje samozagładę człowieka, który wybrał tę drogę.
Niezależnie od natury ustroju politycznego obywatele nigdy nie doznają pełnej wolności. W każdej chwili podlegają oni rozmaitym sankcjom, są osaczeni przez normy. Charakter reżimu sprowadza się, zatem do stopnia intensyfikacji restrykcji państwa, jako praworządnego instrumentarium przymusu, bądź też zbrodniczego ucisku, wobec wszystkich podmiotów. Takowa perspektywa analizy...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-23
Niezwykle poruszająca powieść o stale aktualnym znaczeniu, zwłaszcza przez pryzmat współczesnego konsumpcjonizmu i powszechnego wyścigu o prestiż, ukonstytuowany na kumulacji dóbr materialnych, być może jeszcze bardziej hektycznych i kompulsywnych, niż kiedykolwiek wcześniej. Akcja utworu osadzona została w Londynie, ówczesnej stolicy wielkiego mocarstwa pod rządami królowej Wiktorii Hanowerskiej. Na przestrzeni XIX wieku Imperium Brytyjskie osiągnęło apogeum potęgi ekonomiczno-politycznej. Pomimo dynamicznego rozwoju kapitalistycznego ustroju, tezauryzacji klas wyższej oraz średniej zjawisko ubóstwa uległo dalekosiężnej marginalizacji. Niespełna dwa stulecia później globalizacja kolonialna przekształcona została w niezwykle frenetyczną ekspansję korporacji, której sprzyjały m.in. liberalizacja handlu przy coraz silniejszych związkach inwestycyjno-kontraktowych pluralistycznych gospodarek, integracja uprzednio niezależnych rynków krajowych, produkcja światowa, globalny marketing oraz internacjonalizacja branż i sektorów działalności przedsiębiorstw. Firmy te w krótkim czasie wygenerowały zupełnie różny od skąpstwa Scrooge'a paradygmat chciwości - nieokiełznany konsumeryzm, lub hedonistyczny materializm, zintegrowany z przebiegłą propagandą sukcesu oraz wygodnymi systemami kredytowymi. Wielkie zmiany nastąpiły dla kontynuacji starego status quo. Zniewolona przez libido habendi, demona pychy ludzkość tonie w długach i szaleństwie zakupów.
Mnogą w dysonanse i nierówności społeczne panoramę epoki wiktoriańskiej znakomicie nakreślił Dickens na kartach "Opowieści wigilijnej". Wśród gwarnych ulic okazałego miasta współwystępują spolaryzowane warstwy bogaczy zatroskanych wyłącznie o personalne dochody, skupionych wokół giełdy, bądź zaszytych w kantorach i majętnych rezydencjach oraz biedaków i nędzarzy, poddanych społecznej ekskluzji, zamieszkałych w ciasnych domkach przy wąskich i brudnych zaułkach, którzy dysponują znikomymi środkami egzystencjalnymi nawet dla godziwej celebracji Świąt Bożego Narodzenia. Tutaj, pomiędzy gnuśnym dobrobytem, a dramatem ubóstwa, na granicy świata empirycznego i wymiaru nadprzyrodzonego, niespokojną, wigilijną nocą trwa wzruszające misterium nawrócenia czarnego serca mocą Dobra i Miłosierdzia, które kruszą pęta pychy.
W bardzo krótkim, podzielonym na pięć strofek, utworze dokonał angielski pisarz profundalnej oraz błyskotliwej syntezy trzech ważnych motywów: socjologicznego - dokładnej deskrypcji stratyfikacji społecznej ludności Londynu; religijnego - refleksji nad Świętami Bożego Narodzenia, jako okresem miłości, przebaczenia, a także solidarności z bliskimi oraz potrzebującymi; psychologicznego - analizy przemiany wewnętrznej nieprzejednanego sknery i kutwy, Ebenezera Scrooge'a w kordialnego, wesołego i współczującego przyjaciela zwykłych ludzi.
Tegoż podstarzałego kupca i gracza giełdowego poznaje czytelnik w niezbyt sympatycznych okolicznościach. Wpierw Scrooge arogancko odrzuca prośbę o datek na biednych, następnie szydzi z zaproszenia na Wigilię od swojego, młodego i życzliwego siostrzeńca Freda, a nawet odprawia z niewdzięcznością ubogiego kancelistę, Boba Cratchitta, który z trudem utrzymuje rodzinę ciężką pracą w zimnej i małej klitce domu handlowego "Scrooge & Marley". Upojone żądzą zysku, zatrute jadem pychy serce Scrooge'a bije w buchalteryjnej samotności nieczułe na udręki oraz dobroć innych. Unika on rodziny, gardzi biednymi, nawet wśród bogaczy nie ma żadnych przyjaciół, zaś święta Bożego Narodzenia wzbudzają weń odrazę i kpiny, gdyż nie przysparzają żadnych materialnych profitów. W przeszłości tego bohatera skrył, wszakże autor pewne smutne i przygnębiające tajemnice, które ujawnia etapowo dla głębszej refleksji nad jego losami.
Pomimo istotnych walorów tej postaci, zwłaszcza inteligencji, pracowitości, uporu oraz konsekwencji w dążeniu do celu, początkowe postępowanie Scrooge'a znamionuje kompulsywne skąpstwo, które determinuje niemal ascetyczny kierat, brak litości dla niezamożnych ludzi, głęboką pustkę emocjonalną oraz bezwzględność - przejmujący chłód wyrachowanej kalkulacji. Odrazę wzbudza jego prymitywna relacja do świata, uwypuklona nade wszystko w cyniźmie, pochopnych i niesprawiedliwych sądach, obojętności oraz niedostępności dla wszelkiego dobra. Pomimo gromadzonego latami bogactwa Scrooge był duchowym bankrutem, żywym trupem, bowiem nad pustkowiem jego duszy zapanowała niepodzielnie pycha.
Zuchwała arogancja niezmiernie odmieniła oblicze tego wrażliwego i przystojnego niegdyś młodzieńca. Ostre rysy twarzy, długi nos, repulsywne zmarszczki, czerwone powieki, wąskie usta i lodowaty wzrok znakomicie odzwierciedlają immanentne atrybuty kupca. Niczym ponura fizys zastygła w grymasie gniewu, tak przygasł w nim duch dobroci. Czuły, jak Dracula dziadek przypomina upiora, zarówno z wyglądu, jak też zachowania.
W stanie moralnej upadłości starego Scrooge'a, który po dwunastu stopniach pychy schodzi dobrowolnie do piekła, przychodzi doń niespodziewany gość. Duch Marleya, zmarłego wspólnika Ebenezera przestrzega go przed wieczną udręką, jeżeli życie starca nie ulegnie zmianie. Jego obecność stanowi równocześnie źródło nadziei ratunku dla uzależnionego od zysków, zaślepionego przez pieniądz kupca. W podniosłym dialogu oznajmia on Ebenezerowi nieuchronne manifestacje z trzech kolejnych zjaw. Powściągliwy i racjonalistyczny Scrooge nie podejrzewa nawet niezwykłej, egzystencjalnej podróży przez czas, która na zawsze odmieni jego los i ocali przed niechybną zgubą.
Rychle po dyspersji widma Marleya odwiedza bohatera Duch Wigilijnej Przeszłości. Przerażony Ebenezer przeniesiony zostaje przez zjawę do starej, podniszczonej szkoły. W opustoszałej sali dostrzega siebie - samotnego chłopca, który spędza wigilię na lekturze pięknych książek, zapomniany przez opiekunów i równieśników. Następna reminiscencja ukazuje przyjazd ukochanej siostry Fan, zawsze zatroskanej o starszego braciszka, z zaproszeniem naŚwięta Bożego Narodzenia w rodzinnym domu. Wzruszonego komemoracjami dawnych dziejów Scrooge'a zabiera niezwykła istota do mieszkania małżeństwa Fezzwigów, jego niegdysiejszych pracodawców. W wypełnionej gośćmi sali trwają właśnie huczne, radosne i żywiołowe zabawy przedwigilijne, które uwielbiał w młodzieńczym wieku. Pod wpływem obserwacji tańców i gier animowanych przez starego Fezzwiga odżywają w Scrooge'u stopniowo życzliwość oraz zapał wobec ludycznych rozrywek wśród ludzi. Chętnie pozostałby dłużej pośród uciesznego grona, wraz z przyjacielem Dickiem Wilkinsem, lecz duch wyświetla przed nim kolejną, bolesną retrospekcję. Oto słucha Ebenezer dramatycznej rozmowy między młodym Scroogem, a jego narzeczoną, Bellą. Coraz bardziej cierpkie i sardoniczne słowa mężczyzny wobec ukochanej wywołują w Scrooge'u ogromne wyrzuty sumienia. Zapewne powściągnąłby młokosa przed artykulacją tak obmierzłych, aroganckich, deprecjonujących szczerą miłość dziewczyny oskarżeń, lecz czas przeminął bezpowrotnie, zaś on utracił możność naprawy krzywdy. Spotkanie z Duchem Wigilijnej Przeszłości wieńczy wizyta w domu szczęśliwej rodziny Belli.
Konsekutywnie po tych wydarzeniach Scrooge poznaje Ducha Tegorocznych Świąt. Wesoły olbrzym zabiera starca w nadprzyrodzoną ekskursję. Wspólnie wstępują do nędznej chatki górników na rubieżach stolicy, obserwują marynarzy na niespokojnym morzu, zwiedzają okazałe bulwary Londynu, rozświetlone świątecznymi wystawami sklepowymi, uczestniczą w przebojowych zabawach w lokalu Freda wraz jego żoną i przyjaciółmi, wreszcie kroczą wąskimi, zapuszczonymi uliczkami ubogiej dzielnicy, w której mieszka skromny i dobroduszny Bob Cratchitt. Podczas wizyty w domu kancelisty Scrooge poznaje rozliczne troski rodziny ciemiężonego pracownika. Pomimo poważnego niedostatku oraz choroby najmłodszego synka, Cratchittowie wraz z dziećmi bardzo pogodnie przeżywają Wigilię Bożego Narodzenia. Zdumiony miłością, bezinteresowną dobrocią, radością z prostych spraw, przede wszystkim szczęściem opartym na bliskości ukochanych osób, podczas przygotowań do kolacji, w których uczestniczą wszyscy domownicy, doznaje Scrooge bolesnego żalu za oschłość wobec pokornego kancelisty oraz niesprawiedliwe i bezmyślne sądy o jego rodzinie.
Misterium odnowy serca Ebenezera dopełnia interwencja ostatniej zjawy - Ducha Przyszłych Wigilii. Widmo to jest najbardziej ponurą, oprócz głównego protagonisty, postacią utworu. Odziany w czarną szatę skrywającą oblicze stanowi zwiastun przerażających wydarzeń, gdyby nauka odebrana przez starca została zaprzepaszczona. Enigmatyczna zjawia prowadzi przedsiębiorcę wpierw na giełdę londyńskiego City, w której podsłuchuje beznamiętną konwersację gromadki kupców o śmierci pewnego handlowca i planowanym pogrzebie. Zaintrygowany tym zdarzeniem Scrooge podąża za duchem do obskurnej rudery w brudnym dystrykcie miasta. Wizja podziału przedmiotów skradzionych z domu nieboszczyka przez szydzących z jego skąpstwa oraz zachłanności dłużników i służbę przejmująco kontrastuje z konsekutywnym opisem żałoby rodziny Cratchittów po utracie Maleńkiego Tima, najmłodszego z rodzeństwa, którego opłakują bliscy ze wzruszającą miłością oraz wielkim szacunkiem. U kresu nadprzyrodzonych przygód powiedziony przez ostatnie widmo został starzec na cmenatrz. Tamże poznaje tożsamość wzmiankowanego z obojętnym sarkazmem wśród giełdowych graczy, wyśmiewanego przez grabieżców mężczyzny.
Przed nagrobkiem Ebenezera Scrooge'a dobiega końca fascynująca wędrówka przez życie, w której czas fantastyczny przenika upływ ziemskich godzin. Podczas owej mistycznej peregrynacji przeżywa starzec autentyczne katharsis i dojrzewa pięknej metanoi. Radośnie wita Święta Bożego Narodzenia, nawiązuje życzliwą i bliską relację z siostrzeńcem, rozdaje pieniądze ubogim, podwyższa pensję biednemu kanceliście, a jego malutkiego synka traktuje, niczym własne dziecko. Najważniejsze symptomy przemiany Scrooge'a stanowią głęboki szacunek do Świąt, wielka przyjaźń dla ludzi oraz częste akty miłosierdzia i dobroci, wykraczające dalece poza stricte materialną pomoc.
W "Opowieści wigilijnej" sięgnął Charles Dickens po znany topos duchowej włóczęgi, bliski poniekąd "Boskiej Komedii" Dantego Alighieri. Interakcje głównego protagonisty z widmami oraz ludźmi stanowią zarówno kanał jego introspekcji, jak też studium ludzkiej pychy, któremu poświęcona została znaczna część tej pięknej noweli.
Powikłane losy Ebenezera, opisane szczegółowo w strofce drugiej, ilustrują jego stopniowy upadek w nieprawość. Wbrew trudnemu dzieciństwu w ubogiej rodzinie, przytłaczającej samotności czasów szkolnych, duszonej eskapizmem w literaturę, skromnym zarobkom i żmudnej pracy, wytrwal w pragnieniu lepszego życia. Targany bólem dźwigał ciężar przeszkód i konsekwentnie dążył do celu.
Okupiony wielkimi wysiłkami sukces przeobraził charakter Scrooge'a. Zgasły weń młodzieńcze wrażliwość, wesołość, a także głębokie uczucie do narzeczonej, zaś jego postępowanie zdominowane zostało przez egoizm, obojętność oraz bezwzględność dla innych. W dążeniu do społecznego awansu sprzeniewierzył cenne talenty, które rodziłyby duchowe korzyści oraz szczęście z bliskimi. Pościg za bogactwem nie uwolnił Ebenezera od doczesnych trosk, lecz doprowadził go wyłącznie do samotności, pustki oraz wieloletniego marazmu, bowiem dumą, niesprawiedliwością oraz fałszywym poczuciem godności, opartym na manii zasług i niewdzięczności za miłość innych, skutecznie unicestwił wszelkie wartościowe relacje, zwłaszcza z ukochaną. Odeszli wszyscy, bo nikomu nie dał dobra.
Egzystencjalny błąd głównego bohatera, skądinąd proksymalny postępowaniu zwierzchnika celników Zacheusza z Ewangelii św. Łukasza, zanim spotkał Zbawiciela, względnie wyborom bogacza wykreowanego przez Orsona Wellsa w filmie "Obywatel Kane", polegał na nadmiernym zainteresowaniu sprawami przyziemnymi, osobliwie wzrostem dochodów i prestiżu, zamiast kumulacją użytecznej samowiedzy w życzliwych relacjach interpersonalnych. Ponieważ nie rozpoznawał immanentnych pragnień, duchowych potrzeb, przede wszystkim własnej nędzy, pozostała mu tylko bezprzykładna chciwość. Każdy, dobrowolny krok w niewolę żądzy zysku, wyższości, próżności, zarozumiałości, ambicji powodował coraz większe straty ku zupełnej separacji od rzeczywistości. Pycha Scrooge'a zabiła miłość Belli, choć nie czuł on żadnej winy, a później zatruła jego umysł nienawiścią, odrazą i oskarżycielstwem wobec ludzi. Na tym etapie zepsucia Ebenezera, wyobcowanego, mizantropijnego, opuszczonego, następuje interwencja duchów, jako ostatnia szansa ratunku przed tranzycją w bezwolnego manekina, podporządkowanego działaniu siły zupełnie innej od Dobra. Wskutek nauki odebranej od zjaw ocalony został od egzystencji w stanie bliskim demonom - w nienasyceniu i skrajnej rozpaczy - bo pożądają absolutności, lecz nie mają nic.
Tragiczną ofiarą pychy jest zmarły wspólnik kupca, Jakub Marley, którego duch skazany został na tułaczkę bez możliwości spoczynku za grzechy chciwości oraz bierności wobec cierpień bliźnich. Łańcuch niesiony przez zjawę symbolizuje niewolę nieprawości. Wolność wyznacza rdzeń człowieczej natury, bowiem ofiarowana została przez Boga. Ludzkie działania dotyczą tylko politycznej suwerenności, ekonomicznej niezależności, czy też egzystencjalnej samodzielności, wszelako wieczna swoboda bytu pochodzi jedynie od Stwórcy. Obydwaj przedsiębiorcy odrzucili dobrowolnie ten cudowny dar, nagminnie go unikali. Ich wolność zniweczyła pycha, brzemienna w nałóg multiplikacji majątku. Dopiero narodziny Chrystusa w kamiennym sercu Scrooge'a wyzwoliły jego duszę.
Jakkolwiek w utworze dominuje narracja trzecioosobowa, niejednokrotnie wszechwiedzący komentator stosuje bezpośrednie zwroty do czytelnika, a nawet prowadzi gawędę, która momentami niepotrzebnie wydłuża niektóre wątki. Rozmaite pochwały oraz nagany narratora narzucają niejako czytelnikowi optykę poszczególnych postaci, czy też wydarzeń. W konsekwencji autor podważa niezależność ocen i konkluzji odbiorców. Znamienny atrybut "Opowieści wigilijnej" stanowi krytyka kapitalizmu, uwypuklona w kilku istotnych wątkach. Pensja Boba Cratchitta wynosiła 15 szylingów i najprawdopodobniej odpowiadała wartości wykonywanej przezeń pracy, której nie popierał Charles Dickens. Dziś również występują orędownicy podwyżek płac, zamiast likwidacji podatku dochodowego, czy też rozmaitych mechanizmów interwencjonistycznych. Pokoik kancelisty wypełniał chłód, jednakże Scrooge nie ogrzewał również własnej izby. Zachłanność protagonisty polegała na skrupulatnej oszczędności, która uszłaby za walor we współczesnych okolicznościach biedy oraz finansowej zapaści, determinowanej nieograniczonym niemal drukiem pieniądza fiducjarnego. Antytezą gospodarności Ebenezera jest niepowetowanie żarłoczna konsumpcja, będąca podstawą globalnego ustroju ekonomicznego naszych czasów. W zarządach korporacji opracowane zostały nowe metody oraz instrumenty maksymalizacji zysków, zogniskowane na stymulacji popytu i sprzedaży, zamiast ilościowego wzrostu produkcji, skądinąd kosztownej, lecz sprzyjającej proliferacji miejsc pracy. Twórcy strategii biznesowych potrzebowali tylko dobrego narzędzia manipulacji konsumentami w bezmyślną rozrzutność, która dostarczyłaby oczekiwanych dochodów. Była nim Marka.
Dzisiejsze reklamy są zdecydowanie prospektywne - skierowane do przyszłych, a nie bieżących klientów. Propagowany przez korporacje marketing polega wyłącznie na promocji marek, kreacji iluzorycznych wizji szczęścia, miraży sukcesu związanych z ich emocjonalnie odczuwanym prestiżem, bez jakichkolwiek użytecznych informacji o częstokroć nietrwałych produktach, wytwarzanych przez nisko opłacanych robotników. Obecne firmy stanowią zaledwie emanacje znaczeń spopularyzowanych marek, natomiast substytutem bogactwa uczyniony został kredyt. Beneficjentami takiego systemu są międzynarodowe koncerny i banki, natomiast dyspersji ulega mała, lokalna przedsiębiorczość. Znaczenie zgromadzonego kapitału maleje, ponieważ wielkość konsumpcji determinuje pozycję społeczną.
"Opowieść wigilijna" Dickensa została niezmiernie spłycona we współczesnej kulturze popularnej do cukierkowej bajeczki o pociesznym dziadku i dobrych duszkach, umknął zaś bardzo głęboki przekaz ideowy tego arcydzieła, który znakomicie wyświetla również prymitywizm dzisiejszego świata - rezygnację z miłości oraz poszukiwań szczęścia w bezinteresownie dobrych uczynkach i codziennych aktach szlachetności, w celu absurdalnego marnotrawstwa szans rozwoju duchowego, czasu i pieniędzy w "świątyniach konsumpcji" dla fałszywego awansu społecznego, lekkomyślnego samozachwytu oraz iluzji prestiżu.
Być może najlepszą metaforę zagrożeń pychy stanowi ukazany przez widmo Marleya mistyczny pochód korowodu pokutujących duchów, których wielka udręka polega na niemożności pomocy ludziom, mimo palących pragnień, bo nie wykorzystały danych im czasu i łask. Rychle odbył Scrooge podobną wędrówkę do szczęśliwego życia. Refleksja nad błędami przeszłości, grzechami teraźniejszości oraz konsekwencjami w przyszłości doprowadziła starca do odkrycia prawdziwej istoty człowieczeństwa - radosnego współistnienia z ludźmi, pożyteczności dla innych w altruiźmie i miłosierdziu, będących powinnościami nas wszystkich.
Wbrew wszelkim wadom stanowi "Opowieść wigilijna" wspaniałe arcydzieło literatury. Rzadko w krótkich utworach występują tak liczne, piękne i wzruszające wersy oraz niezwykle wciągające wątki o poważnym znaczeniu, które pobudzają wyobraźnię, dlatego czytajcie tę książeczkę i polecajcie ją innym. Niech każdy czytelnik zaczerpnie z bogatej skarbnicy myśli tego wybitnego pisarza.
Niezwykle poruszająca powieść o stale aktualnym znaczeniu, zwłaszcza przez pryzmat współczesnego konsumpcjonizmu i powszechnego wyścigu o prestiż, ukonstytuowany na kumulacji dóbr materialnych, być może jeszcze bardziej hektycznych i kompulsywnych, niż kiedykolwiek wcześniej. Akcja utworu osadzona została w Londynie, ówczesnej stolicy wielkiego mocarstwa pod rządami...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-06-07
W zasadniczych formułach i celach był program polityczny Heroda II bardzo prosty. Dążył on do władzy, a gdy została przez niego osiągnięta, umacniał ją przy każdej sprzyjającej okazji. W tymże klarownym i oczywistym modus operanti uwypuklone zostały, jednakowoż przebiegłość oraz niezwykły talent przywódczy króla Judei, który nieustannie lawirował pomiędzy podejrzliwym i chciwym złota Rzymem, a nieprzejednanym i ortodoksyjnym ludem żydowskim, tak zapalczywie broniącym własnych tożsamości oraz tradycji. Pomimo simplicystycznych pobudek, Herod był mistrzem dyplomatycznych fluktuacji w skomplikowanych czasach romańskiej wojny domowej po śmierci Juliusza Cezara. Znakomicie wykorzystywał własne wpływy dla realizacji trudnych przedsięwzięć, trafnie antycypował rozwój konfliktu o władzę pomiędzy zwaśnionymi wodzami punickimi II triumwiratu i adekwatnie do tej predykcji zmieniał strony, służąc każdej skutecznie za znaczne korzyści. We własnej domenie wzbudzał strach i posłuch, lecz zyskał również pewną popularność. Konstrukt społeczny został zorganizowany przez niego wyłącznie ku posłuszeństwie głowie państwa. Do końca życia wyznawał, nabytą od ojca, zasadę przymierza z potężnymi oraz pogardy dla słabszych.
Autor biografii Heroda rozłożył akcenty przede wszystkim na jego działalność polityczną oraz wewnętrzne intrygi poszczególnych członków rodziny królewskiej, którzy planowali zabójstwo despotycznego i znienawidzonego satrapy, bądź spiskowali z nieprzyjaciółmi w celu jego detronizacji. Podana przez Krawczuka deskrypcja postępowania władcy Judei w tak zawiłych i niebezpiecznych, a niejednokrotnie bolesnych okolicznościach, oferuje jednocześnie wgląd w jego osobiste przeżycia, cierpienia i zawody. Historia życia Heroda była pełna sukcesów na płaszczyźnie politycznej, lecz niezwykle tragiczna w najbardziej prywatnym wymiarze.
Wstęp do opowieści o judejskim królu poświęcony został postaci jego ojca, Antypatra, którego młody Herod bardzo często naśladował. W reminiscencji politycznych zabiegów Antypatra występuje wiele analogii z modus procedendi dążącego do władzy, a potem panującego z łaski Rzymu, syna. Po raz pierwszy ojciec Heroda, Idumejczyk z pochodzenia, wzmiankowany został, jako doradca Hirkana z hasmonejskiej, królewskiej dynastii Judei, zakorzenionej w okresie powstania Machabeuszy, czyli zbrojnej rebelii przeciwko hegemonii syryjskiego władcy Antiocha Seleucydy. Hirkan uzyskał wpływy w Judei na skutek podbojów punickich w czasach I triumwiratu. Chociaż władzę weń sprawowali Rzymianie, przyznane zostały mu tytuły etnarchy oraz najwyższego kapłana. Wiele zawdzięczał on Antypatrowi, którego talenty dyplomatyczne i polityczne znacznie poprawiały bilateralne stosunki z Pompejuszem. Na skutek doradztwa Antypatra osiągnął Hirkan m.in. większą autonomię dla swojego terytorium. Po śmierci zdobywcy Judei, wchodzi Hirkan, za namową Antypatra w alians z Cezarem, którego beneficjentem znów zostaje ojciec Heroda. Za zasługi w czynnej walce u boku Cezara, przeciwko bratu Kleopatry otrzymał Antypater znaczne przywileje, a mianowicie obywatelstwo rzymskie oraz silną pozycję w strukturze punickiego hegemona. Dalsze sukcesy po stronie Rzymu determinowały nowe łaski oraz eskalację znaczenia Antypatra oraz jego potomstwa. Synowie doradcy Hirkana również zostali Rzymianami.
Pierwszą istotną funkcję, która powierzona została Herodowi stanowiło namiestnictwo Galilei. Miał on podówczas dwadzieścia pięć lat, znakomicie władał włócznią, strzelał z łuku i jeździł konno. Wzorem swojego ojca zawsze współdziałał z Rzymianami, wbrew licznym przewartościowaniom w polityce, wynikającym z burzliwych przemian układu sił wewnątrz Imperium. W tym samym okresie poślubił Mariammę, wnuczkę Hirkana, potomkinię wielkiej dynastii Hasmoneuszy, którą kochał do końca swojego życia. Dalsze losy Heroda, uwieńczone jego intronizacją, autor poddał bardzo wnikliwej analizie.
Hirkan był zwaśniony ze swoim bratem, Arystobulem, dziedzicem Judei. Syn Arystobula, Antygon, wstąpił w sojusz z Partami, najsilniejszymi wrogami Rzymu, w celu detronizacji dotychczasowego władcy oraz unicestwienia Antypatra wraz z jego dziećmi. W konsekwencji tegoż aliansu pojmani zostali sam Hirkan oraz starszy brat Heroda, Fazael, zaś kontrolę nad Judeą przejęli sprzymierzeńcy Antygona. Rozprawa Partów z Hirkanem była okrutna - poddanego torturom i okaleczonego pozbawili godności arcykapłana. Fazel skazany został na samobójstwo. Rozbiwszy swoją głowę o mur nie poniósł jednak śmierci. Zmarł otruty na rozkaz syna Arystobula. Pomny ogromnego zagrożenia Herod podejmuje decyzję o ucieczce wraz z całą ludnością do twierdzy Masada. Fortyfikacje dowodzone przez młodszego brata namiestnika Galilei nie przyjęły, jednakże wszystkich zbiegów, przeto Herod z drużyną zbrojnych podjął wyprawę do Egiptu, uwieńczoną spotkaniem pomiędzy nim, a Kleopatrą oraz paktem z Markiem Antoniuszem.
W rezultacie przegranej Antoniusza w bitwie morskiej pod Akcjum zmianie uległa konfiguracja sił we wschodniej hemisferze Imperium. Pokonany triumwir znalazł schronienie w Aleksandrii. Tamże gromadził resztki swej armii, lecz sprzymierzeni z nim władcy wschodu teraz zrywali dawne sojusze i wiązali swe losy ze zwycięskim Oktawianem, który maszerował na czele legionów w kierunku stolicy Egiptu ku ostatniej konfrontacji z wrogiem. Rozmach klęski Antoniusza był przytłaczający. Herod obawiał się zemsty za lojalność i podległość przegranemu. żywił strach nawet o swoje życie. Przyjaciele Antoniusza, związani przerażeniem konsekwencjami swoich paktów z Antoniuszem zabiegali o łaski Oktawiana, zaś skutki burzliwego okresu wojen dotknęły również Judeę. Od pewnego czasu trwał konflikt z Nabatejczykami, który wzniecił sam Herod z polecenia swego zwierzchnika, nowe niebezpieczeństwo nadchodziło z samego Egiptu, gdyż ufna w triumf swego kochanka Kleopatra wyciągała ręce po domenę Heroda. Dążyła ona do separacji syna Antypatra od rzymskiego łaskawcy. W konsekwencji został przezeń uwikłany w wojnę z Nabatejczykami ku absencji pod Akcjum. Zdrada spadła na Heroda nawet w jego własnym domu. Oto matka Mariamme i córka Hirkana zawiązała spisek na życie zięcia z Nabatejczykami. W konspirację włączony został również Hirkan, pomimo początkowych obiekcji. Najeźdźcy udzielili mu schronienia, skąd powróciłby na czele armii, jako nowy władca Judei. Herod dowiedział się zawczasu o planowanym zamachu, oskarżył Hirkana o niewierność i skazał na śmierć, eliminując równocześnie poważnego rywala do tronu.
W 30 roku przed Chrystusem poznał Oktawiana Augusta, młodego pryncepsa, tworzącego fundamenty pod wielkie Cesarstwo Rzymskie. Wyznawszy synergię z Antoniuszem, złożył przysięgę na wierność i posłuszeństwo nowemu hegemonowi, po której włączony został do grona augustianów. Oktawian bardzo doceniał rezolutność i bystrość, a także odwagę Heroda. Nie należał on do osób mściwych i małostkowych. Świadectwo jego pragmatyzmu stanowi zdolność przebaczenia wielu książętom sprzyjającym rywalowi w Egipcie znacznie dłużej aniżeli Herod. Dzięki protekcji cesarza rzymskiego, a także własnym talentom dyplomatycznym, uporowi oraz walkom z mieczem w ręku, uzyskał potomek Antypatra, de clementi Rzymu, władzę nad Judeą. W tym, jednakże momencie był panem bez ziemi. Oktawian doskonale pojmował geopolitczne subtelności judejskiego regionu. Wiedział o sporach pomiędzy ugrupowaniami religijnymi oraz konfliktach z zewnętrznymi nieprzyjaciółmi. Inkorporacja tych ziem do administracji punickiej, niechybnie groziła wybuchem powstania, toteż Herod jawił się dlań najlepszą alternatywą.
Nominacja Heroda na króla Judei spadła nań nagle, a nawet wbrew jego własnej predykcji. Zapoznani przez namiestnika Galilei z sytuacją polityczną w kraju Hirkana, teraz rządzonego przez Antygona, Rzymianie powzięli decyzję o zbrojnym wyzwoleniu Judei spod panowania wrogich Cesarstwu Partów. Wyklarowana została przy tym kłopotliwa kwestia formalna. Syn Arystobula był pełnoprawnym władcą judejskich ziem, przedstawicielem ponad stuletniej dynastii królewskiej. Jego rodowód stanowił istotny czynnik legitymizacji władzy. Inicjacja wojny zależała, zatem od ingracjacji Heroda do godności równorzędnej Antygonowi, aby walczył on w swoim imieniu. Sam Herod optował za wyborem Arystobula, młodszego brata swej żony, Mariamme. Triumwirowie puniccy ufali, jednakowoż bardziej talentom Heroda, toteż "Roma locuta, causa finita". W chwili proklamacji na króla Judei nie posiadał Herod żadnej ziemi. Samodzielnie wywalczył tron.
Po długotrwałym oblężeniu Jerozolimy przekroczył Herod mury obronne i zdobył miasto. Zwycięstwo, wszakże ociekało krwią niewinnej ludności miasta, której rzezi dokonali wspólnie Rzymianie oraz żołnierze nowego władcy. Aresztowany Antygon został wywieziony do Egiptu i ścięty toporem na rozkaz Antoniusza. Dla Heroda jego śmierć była początkiem okresu świetności, którego nie ujrzeli jego bracia i ojciec.
Krawczuk w sposób interesujący i pogłebiony przedstawia proces eskalacji znaczenia Heroda na rzymskiej arenie politycznej oraz meandry konstytucji jego władzy w samej Judei. W rzeczywistości wielki triumf Heroda stanowił jedynie wstęp do smutnej, tragicznej i pełnej cierpienia egzystencji, której bolesne epizody autor przybliża Czytelnikom z erudycją i pewną dozą empatii.
Najbardziej dramatyczny, moim zdaniem, jest casus małżeństwa Heroda z Mariamme. Stanowi on równocześnie przykład destruktywnego wpływu żądzy władzy na najbardziej osobiste i profundalne uczucia ludzi. Swoją żonę i matkę pięciorga dzieci oskarżył przed radą królewską o próbę zamachu na jego życie. werdyktem tegoż gremium skazana została na śmierć. Mariamme szczerze kochała męża odwzajemnioną miłością, chociaż wielokrotnie ucierpiała od jego wyroków. Winien był on śmierci przynajmniej jej ojca i stryja. Afekty i uwielbienie Heroda dla Mariamme skażone zostały strachem przed zemstą z jej strony. Tej kontaminacji uczuć nie przezwyciężył aż do tragicznego końca.
Przed wyjazdem na Rodos w celu pertraktacji z nowym rzymskim princepsem, antycypował Herod wariant własnej śmierci. Na takową ewentualność polecił swej matce, siostrze Salome oraz młodszemu bratu Ferrorasowi ucieczkę do twierdzy Masada przed możliwą napaścią Rzymian. Mariammę oraz jej matkę, Aleksandrę odesłał do fortyfikacji Aleksandrejon. Komendant tego posterunku przewidywał zabójstwo Heroda, przeto wiązał nadzieje z żoną monarchy, która w tym ważnym momencie zyskałaby bardzo duże znaczenie, jako ostatnia Hasmoneuszka. Za istotne przez pryzmat własnej kariery uznał zabiegi o łaskę Mariamme, przeto została poinformowana przez niego o tajnym rozkazie, wydanym mu osobiście przez jej małżonka. Herod nakazywał w nim morderstwo zarówno Mariamme, jak i jej matki, w przypadku własnej śmierci. Zbrodniczy egoizm męża wypłynął z odrażającą mocą przed zakochaną w nim Mariamme. Po powrocie Heroda z Grecji narastała niechęć do niego po stronie żony, generująca coraz większy gniew i podejrzenia władcy. Prostacką wprost intrygę przeciwko Mariamme uknuła siostra króla Judei. Po jednej z kłótni małżeńskich przysłała bratu przekupionego podczaszego z napojem na restytucję miłości małżonki. Herod suponował truciznę w jego składzie.
Po śmierci żony władca Judei popadł w ciężką chorobę, niemalże brzemienną w jego śmierć. Bardzo przeżywał ten wyrok, a zarazę nękającą podówczas jego ziemie percypował, jako karę za zabójstwo niewinnej kobiety. Przez wiele dni pokutował i cierpiał. Aleksandra, matka Mariamme, wykorzystała fatalny stan zdrowia zięcia ku jego ponownej zdradzie. Tym razem wezwała żołnierzy herodowych do buntu, lecz tylko ich lojalność wobec suwerena ocaliła go przed zagładą. Rozkaz zabójstwa Aleksandry zapoczątkował długi korowód zbrodni Heroda na członkach swojej rodziny. W późniejszym czasie spiskowali przeciw niemu m.in. szwagier, brat i synowie. Pomny licznych zdrad w najbliższym otoczeniu, pełen wyrzutów sumienia po śmierci Mariamme, znienawidzony przez lud z racji idumejskich korzeni, nieufny wobec wszystkich ludzi wygłasza na kartach powieści "Cień Ojca" Dobraczyńskiego znamienne słowa: "Nikt już mnie nie kocha".
Krawczuk przedstawia, jednak zaskakujące, drugie oblicze władcy. Niepowetowanie charakteryzowały Heroda surowość i bezwzględność, wszelako zawsze pamiętał o ukochanych i poważanych osobach. Bywał zdolny do największego okrucieństwa w pragmatycznym dążeniu ku amplifikacji władzy, lecz paralelnie wywyższał rodzinę oraz drogich przyjaciół, a także pielęgnował ich pamięć. Trzy wieże jego pięknej twierdzy Antonia nosiły imiona umiłowanej żony oraz braci. Ponad to wyrażał szczerą troskę o materialny dobrobyt niższych warstw społecznych, zaś jego polityka finansowa niejednokrotnie drażniła arystokrację, na skutek licznych konfiskat.
Pomimo pomyślnego dla Judei okresu jego rządów nie słabła doń niechęć obywateli. Stanowiła ona w dużej mierze efekt despotyzmu oraz brzemiennej w zbrodnie podejrzliwości władcy. Herod korzystał z prężnego aparatu szpiegostwa i denuncjacji. Chociaż działalność polityczna tyrana była dla społeczeństwa Judei oczywistym pierwiastkiem rzeczywistości sui generis, to jego transparentna afiliacja do Rzymu ogniskowała nań szczególną antypatię.
Prawdziwą pasję Heroda stanowiło budownictwo. W czasach wojen wznosił on jedynie majestatycznie i użyteczne dla owych okoliczności historycznych twierdze. Najlepszymi egzamplifikacjami zdolności architektonicznych monarchy są fortyfikacje Aleksandrejon oraz Masada. W północno-zachodniej części Jerozolimy wybudowana została przezeń potężna, impresywna i wspaniała warownia. Skała, będąca fundamentem budowli, pokryta została warstwą kamiennych płyt. Samą twierdzę wzniósł na planie czworoboku i otoczył czterema wieżami. Nazwana została Antonia, ku czci Marka Antoniusza. Tutaj, w późniejszym czasie, mieszkał Poncjusz Piłat i sądzony był Jezus Chrystus.
Wielkie osiągnięcia architektoniczno-urbanistyczne Heroda stanowiły dwa słynne miasta: Samaria i Cezarea. Za panowania Hasmoneuszy Samaria została zburzona, wszakże ludność ocalała. Herod powziął zamiar odbudowy okazałego, wspaniałego i majestatycznego miasta na górze, jako daru dla swoich sojuszników, strategicznej lokacji na skrzyżowaniach ważnych szlaków handlowych, zaś nade wszystko - hołd złożony władcy Imperium Rzymskiego, Oktawianowi. O przeznaczeniu miasta świadczy najlepiej nowa nazwa, nadana temu ośrodkowi urbanistycznemu przez Heroda. Brzmi ona "Sebaste" i stanowi semantyczny odpowiednik łacińskiego "Augustus". Cezarea, olśniewający matecznik handlu morskiego, była przed Herodem zaledwie zapomnianą osadą i ziemią niczyją, której walory lokalizacyjne umykały możnym. Herod wzniósł na jej terenie osiedla z bogatego kamienia amfiteatr, hipodrom i porty, tchnąwszy weń wielką sławę.
Te wszystkie informacje przytacza pisarz, jako dowody na niejednoznaczność Heroda, wbrew wszelkiej antypatii, nazwanego Wielkim. Bez wątpienia był władcą okrutnym i nienawidzonym, lecz panował nad ludem, który pielęgnował własną odrębność i czcił swoją autentyczność, dostrzegając wielkie niebezpieczeństwo w zjawiskach romanizacji oraz hellenizacji. Zdumiewają opisane przez pisarza dyplomatyczne osiągnięcia króla Judei, wytrawnego polityka, który wyjednał swej domenie dużą frakcję suwerenności, zapewnił jej progresję gospodarczą, rozwój architektoniczno-urbanistyczny, a także rewitalizację ziem odzyskanych, wskutek łask Augusta. Krawczuk przestrzega nas przed pochopną oceną tej postaci historycznej, kojarzonej potocznie z biblijną rzezią niewiniątek. Okoliczności herodowych zbrodni nie stanowią o jego apologetyce, lecz ich rozumienie wymaga krytycznej analizy wszystkich subtelności polityczno-dyplomatyczno-społecznych w holistycznej historii Imperium Rzymskiego, którego Judea była zaledwie niewielkim ułamkiem. Narracja Aleksandra Krawczuka oferuje bardzo ciekawy i oryginalny pogląd na życie oraz działalność polityczną Heroda Wielkiego. Nie jest, w mojej ocenie, opowieścią o przemocy i zbrodni, lecz tragiczną historią człowieka, którego przerosła upragniona władza. Polecam tę książkę również czytelnikom zainteresowanym lekturą "Cienia Ojca" autorstwa Jana Dobraczyńskiego, wielokrotnie nawiązującego do postaci legendarnego króla Judei.
W zasadniczych formułach i celach był program polityczny Heroda II bardzo prosty. Dążył on do władzy, a gdy została przez niego osiągnięta, umacniał ją przy każdej sprzyjającej okazji. W tymże klarownym i oczywistym modus operanti uwypuklone zostały, jednakowoż przebiegłość oraz niezwykły talent przywódczy króla Judei, który nieustannie lawirował pomiędzy podejrzliwym i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Im bliżej Mordoru, tym mroczniej, zwłaszcza w sercach protagonistów. Moc pierścienia coraz bardziej przejmuje kontrolę nad Frodem, zaś powołana w Rivendell drużyna ulega erozji, niczym Drugi Filar.
Powieść "Dwie Wieże" stanowi zdecydowanie najbardziej ponurą część Trylogii Tolkiena. Lektura tej książki niechybnie zamieni Czytelnika w bardzo atrakcyjnego społecznie emo-orka, jeżeli nie dostrzeże optymistycznego przesłania w tej posępnej, jak toaleta na stacji benzynowej, linii fabularnej. Pomimo klęsk i rozpadu grupy przetrwała przyjaźń i braterska więź wszystkich uczestników wyprawy. Siła owej solidarności rodzi pojednanie pomiędzy reprezentantami zwaśnionych ras, Lcholizem, znaczy Legolasem, oraz Gimlim, a także poczucie odpowiedzialności za los wziętych do niewoli hobbitów, Pippina i Merry'ego.
W drugim tomie "Władcy Pierścieni" rozwlekła, niczym wywód krytyka filmowego na temat ostatniej odsłony "American Pie", akcja powieści nabiera tempa. Wiele z podjętych w poprzednim epizodzie wątków zostało wyjaśnionych i rozbudowanych. Również opisy przeżyć wewnętrznych bohaterów na tle ich epickich, przedstawionych ze zjawiskowym patosem przygód, których kulminację stanowi oblężenie Helmowego Jaru, zachwycają empatią i biegłością literacką pisarza. W tej mrocznej powieści fantasy z elementami eposu nie brak cennych elementów tyrtejskich, dotyczących wartości braterstwa, solidarności oraz wierności przyjaciołom. Zdecydowanie polecam!
Im bliżej Mordoru, tym mroczniej, zwłaszcza w sercach protagonistów. Moc pierścienia coraz bardziej przejmuje kontrolę nad Frodem, zaś powołana w Rivendell drużyna ulega erozji, niczym Drugi Filar.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPowieść "Dwie Wieże" stanowi zdecydowanie najbardziej ponurą część Trylogii Tolkiena. Lektura tej książki niechybnie zamieni Czytelnika w bardzo atrakcyjnego społecznie emo-orka,...