-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
2011-12-09
2011-12-11
Niejednokrotnie padają zarzuty o niezgodność antyutopijnej koncepcji państwa Orwella ze współczesnymi realiami społeczno-politycznymi, a także o bliższej dzisiejszym czasom kontrutopii Huxleya. No tak, w końcu Huxley, jako wolnomularz, dysponował znacznie większą wiedzą o planach stowarzyszeń i zrzeszeń, znanych dziś pod pojęciem "globalistycznej elity", wobec inżynierii społecznej, tak precyzyjnie i konsekwetnie dziś przeprowadzanej. Nie imputowałbym, jednak pomyłki Orwellowi. Nie żyjemy w czasach, które tak ponuro zostały przezeń opisane na kartach jego najsłynniejszej, retro-futurystycznej powieści. "Rok 1984" stanowi zarówno satyrę na okres głębokiego stalinizmu w 1948 roku, jak i memento przed powrotem tak przerażającego i niszczycielskiego ustroju w przyszłości. Komunizm upadł, jednak miejsce tego systemu zajęła jeszcze bardziej radykalna ideologia Nowej Lewicy, która znacznie silniej zmodyfikowała myśli Marksa i Engelsa w kierunku najbardziej profundalnej negacji wszystkich zasadniczych aspektów rzeczywistości. Współczesność, jaką znamy jest zaledwie antycypacją orwellowskiej Oceanii, jeżeli ludzie nie podejmą solidarnego sprzeciwu dopóki mają jeszcze czas. Symptom tego przebudzenia stanowi być może rating owej antyutopii w serwisie Amazon. Żyjemy obecnie w ciekawej epoce niejako "totalitarnego liberalizmu". Z jednej strony władze wraz z luminarzami kultury promują modus vivendi wedle zasady "róbta co chceta" i usypiają czujność obywateli, z drugiej natomiast ludzie osaczani są przez wciąż rozwijane środki kontroli społecznej i podatki. Najczęstszym uzasadnieniem tego stanu rzeczy jest naturalnie "bezpieczeństwo". W tych zjawiskach głośno wybrzmiewają dwa zasadnicze hasła Orwella, usytuowane na gmachu Ministerstwa Prawdy: "Wolność to niewola", "Ignorancja to siła".
Niejednokrotnie padają zarzuty o niezgodność antyutopijnej koncepcji państwa Orwella ze współczesnymi realiami społeczno-politycznymi, a także o bliższej dzisiejszym czasom kontrutopii Huxleya. No tak, w końcu Huxley, jako wolnomularz, dysponował znacznie większą wiedzą o planach stowarzyszeń i zrzeszeń, znanych dziś pod pojęciem "globalistycznej elity", wobec inżynierii...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-09-26
Książka ta stanowi rekapitulację słynnego Eksperymentu Stanfordzkiego, którego echa rozbrzmiały donośnie w 2005 roku zza krat irackiego więzienia Abu Grahib, gdy ujawnione zostały daleko posunięte i przerażające nadużycia strażników z rezerwy armii Stanów Zjednoczonych na zatrzymanych weń Irakijczykach. Przeprowadzony w roku 1971 eksperyment więzienny, którego animatorem był Zimbardo, jest podstawą wywodu autora, wniesiony w którym został wielce istotny wkład zarówno w dziedzinę psychologii społecznej, jak i w ogólną dialektykę Dobra i Zła.
Zło, zdaniem Zimbardo, oznacza gorsze postępowanie, pomimo lepszej wiedzy, które, jak peroruje, polega na egzekucji władzy poprzez intencjonalne krzywdy psychologiczne (harm) oraz opresję fizyczną (hurt) wobec ofiary, ku jej duchowej, bądź somatycznej destrukcji. Kontradykcyjnie wobec, przykładowo Dostojewskiego, widzącego w Złu konsekwencję wolnego wyboru, dla Zimbardo, który poddaje analizie zmienne psychologiczne i systemowe, jawi się ono skutkiem instytucjonalnych i organizacyjnych czynników, oddziałujących na psyche ludzką ku stymulacji patologicznych skłonności.
Zasadniczy problem, będący axis rozważań badacza, podjęty został w postaci Zła administracyjnego, czyli legalnych, występujących w normatywnych ramifikacjach prawnych, działań publicznych i prywatnych organizacji, które generują cierpienie, utratę zdrowia, a nawet śmierć, wskutek leżących u ich podstaw bezwzględnych, racjonalnych, pragmatycznych zasad realizacji celów, strategii rynkowych, kalkulacji zysków i strat, dyspozycji taktycznych warunkujących sukces. Z jednej strony nadużycia stanowią epifenomen fascynacji złem, jako metodą demonstracji siły, kontroli oraz dominacji, bądź kreatywną i absolutystyczną hegemonią nad ludźmi, czy naturą, z drugiej zaś wynikają z legitymizacji "wszelkich dostępnych środków" osiągnięcia korzyści, które osnute zostały nimbem tajności. Zło administracyjne, zatem przyjmuje różne oblicza - niehumanitarnych regulacji wojskowych, lecz także impersonalnych i bezlitosnych korporacji. We współczesnym świecie spostrzegamy coraz więcej paradoksów, wynaturzeń, zwyrodnień, które są jego konsekwencjami.
Zaproponowane przez Zimbardo zostały trzy ujęcia dynamiki tranzycji zmian przeciętnego człowieka w opanowanego przez Zło demona: dyspozycyjne, czyli personalne dysfunkcje aktorów, predylekcje sadystyczne; sytuacyjne, ergo behawioralna demoralizacja przez temporalny układ sił; systemowe, a zatem rozumienie holistycznych uwarunkowań danego wydarzenia, determinant ekonomicznych, politycznych i społecznych sensu largo chwilowego położenia jednostki.
Perspektywa psychologii społecznej, w opinii autora, oferuje odpowiedź na pytanie o etiologię przemiany dobrego człowieka w pana Hyde'a, pozbawionego wszelkich zahamowań, w środowisku pozaintoksykacyjnym. Przełożony został weń akcent na rolę społeczną, czyli zestaw scenariuszy behawioralnych, która rodzi postępowanie dysfunkcyjne.
Książka Zimbardo stanowi równocześnie zachętę do postawy heroicznej, jedynej słusznej reakcji wobec Zła. Nie wystarczy tylko opór werbalny, lecz najistotniejsze jest działanie. Ponieważ w okoliczności kontaktu ze Złem wstępujemy niejednokrotnie nagle, niespodziewanie, zaskoczeni i nieprzygotowani, heroizm wymaga szybkich i stanowczych decyzji, zdecydowanych wyborów oraz konsekwentnego i niezłomnego, aktywnego sprzeciwu. Ludzie, na których spadło odium przyzwolenia Zła, najczęściej ulegli apatii, w kluczowej sytuacji wyboru pomiędzy słabością, a siłą wykazali bierność i spolegliwość. Jest również ta praca bardzo wymownym i jednoznacznym ostrzeżeniem przed ekspansją prerogatyw państwa wraz z dyspersją swobód obywatelskich ludzi, w myśl znamiennego twierdzenia Lorda Actona "władza deprawuje, władza absolutna deprawuje absolutnie". Zniewolone przez żądzę władzy, pragnienie kontroli, a także bezwarunkowej dominacji podmioty, w sprzyjających okolicznościach zewnętrznych i makrouwarunkowaniach formalno-prawnych, czynią zło bezmyślnie, nie ukierunkowawszy swych działań na żaden konkretny cel, po prostu "bo mogą".
Wszystkim zainteresowanym wykładami prof. Zimbardo, jak również ciekawym problematyki Dobra i Zła w ujęciu psychologii społecznej polecam tę książkę, a także dobry suplement dla niej w postaci filmu "Cicha Furia".
Książka ta stanowi rekapitulację słynnego Eksperymentu Stanfordzkiego, którego echa rozbrzmiały donośnie w 2005 roku zza krat irackiego więzienia Abu Grahib, gdy ujawnione zostały daleko posunięte i przerażające nadużycia strażników z rezerwy armii Stanów Zjednoczonych na zatrzymanych weń Irakijczykach. Przeprowadzony w roku 1971 eksperyment więzienny, którego animatorem...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-21
Krótki, lecz bardzo treściwy esej, który zapoczątkował moje zainteresowanie problematyką wolnego rynku, osobliwie Szkołą Austriacką ekonomii. Na zaledwie pięćdziesięciu pięciu stronach miażdży autor doktrynę interwencjonizmu państwowego.
Charakterystyczną cechą dialektycznej maniery Bastiata jest zabieg reductio ad absurdum. Poprzez ironiczną trawestację rozmaitych sofizmatów interwencjonistycznych do całkowitych farmazonów, błyskotliwie i przejrzyście, tym samym druzgocąco demaskuje autor nonsens w pozornie przekonywających i koherentnych propozycjach programowych przeciwników wolnego rynku. Najpopularniejszy przykład niedorzeczności logiki interwencjonistycznej u Bastiata stanowi "Petycja producentów świec", której twórcy żądają embarga na wszystkie niefrancuskie produkty konkurujące z rodzimymi świecami, ostatecznie nawet na światło słoneczne. Skala absurdalności takiego postulatu przypomina zakaz oddechu jakimkolwiek powietrzem oprócz krajowego, bądź nakaz emisji wyłącznie polskich tasiemców, zamiast szlachetnych dobrodziejstw zagranicznych - "Drużyny A", "McGyvera", od biedy nawet "Mody na sukces". Strach się bać.
Bardzo zabawną i miażdżącą ironię łączy Bastiat z niebywałą we współczesnych czasach kulturą dyskursu. Nie polemizuje on z ludźmi, nie wysuwa żadnej krytyki na poziomie personalnym, lecz refutuje wyłącznie argumentację ekonomiczną, dopuszczającą wydatki na cele interwencjonistyczne z pieniędzy podatników poprzez identyfikację negatywnych i niezamierzonych skutków ich realizacji. Kontrola gospodarki przez państwo nie prowadzi, zdaniem Bastiata, do wzrostu ogółu zasobów materialnych obywateli, lecz powoduje zaledwie redystrybucję wytworzonych dóbr.
Analizę niefortunnych konsekwencji praktyk interwencjonistycznych wyprowadza autor z krótkiej refleksji nad dwoistością skutków praw, zwyczajów i działań instytucji w sferze ekonomii. Te rezultaty dzieli on na dwie kategorie: natychmiastowe, stąd łatwo obserwowalne oraz stopniowe, przeto niewidoczne, chociaż przewidywalne. Kiepski ekonomista rozpoznaje wyłącznie efekty bezpośrednie, natomiast dobry antycypuje następstwa dalekosiężne, przy czym bliskie wyniki zawsze są różne od odległych. W konsekwencji niegospodarny ekonomista wartościuje drobne profity nad większe szkody, zaś dobry dąży do trwałych i długofalowych korzyści, mimo ryzyka temporalnych strat.
Meritum analizy efektów interwencjonizmu, tytułowego "Co widać i czego nie widać" wyświetlone zostało przez Bastiata w słynnej metaforze rozbitej szyby. Stłuczone okno mieszczanina dostarcza zarobku szklarzowi (lub jego synowi). Wstawia on nową szybę i pobiera opłatę za wykonaną pracę. Wysoka częstotliwość takich szkód nasunęłaby konstatację o użyteczności rozbijanych okien, bowiem nakręcałyby obieg pieniądza, aczkolwiek, jak peroruje Bastiat, ów widoczny efekt jest zupełnie fałszywy. Za pieniądze wydane na nową szybę nieszczęsny filister nie nabędzie innych, być może potrzebniejszych, dóbr - nie zmieni zużytych butów, ani nie kupi nowej, uwznioślającej książki. W konsekwencji równowartość zarobku szklarza (lub jego syna) nie przypadnie szewcowi, bądź księgarzowi, którzy pozostaną bez zajęć. Ten przykład rozpatruje następnie autor przez pryzmat holistycznej gospodarki. Szklarz (lub jego syn) otrzymał zapłatę, to widać. Gdyby wypadek nie nastąpił, to pieniądze mieszczanina trafiłyby do zupełnie innej gałęzi przemysłu - tego nie widać. Z wywodu autora wypływa prosty wniosek, a mianowicie rozbita szyba nie ma żadnego znaczenia dla całościowej ekonomii. Filister wydał pieniądze na jej wymianę i nie ma nic więcej. Jeśli nie zostałaby uszkodzona, to nabyłby nowe buty, lub uwznioślającą książkę (niekoniecznie kultową), czerpiąc podwójną satysfakcję z udanych zakupów i nietkniętego okna. W konsekwencji całe społeczeństwo, którego część stanowi, straciło wartość szyby. Bastiat idzie dalej i podsuwa następującą, logiczną konkluzję: bezmyślna destrukcja dowolnej rzeczy oznacza marnotrawstwo, gdyż nie generuje korzyści dla gospodarki. Naprawa okna spowodowała zaledwie powrót do pierwotnego status quo, natomiast zaoszczędzone na wymianie szyby pieniądze umożliwiłyby inwestycje i rozwój.
W przedstawionej przez autora paraboli występują trzy bardzo ważne postacie - mieszczanin, czyli konsument ponoszący szkody; szklarz (lub jego syn), jako reprezentant producentów, czerpiących zyski z takich wypadków; szewc i księgarz, którzy odnotowują wprost proporcjonalne straty z niedokonanych transakcji. Oni pozostają niewidoczni, jako iż odczuwają dalekosiężne efekty erratycznych działań.
Metaforę rozbitej szyby, dowód na absurdalność identyfikacji szkód z zyskiem transponuje Bastiat na zróżnicowane aspekty gospodarki, m.in. podatki, dotacje na sztukę, roboty publiczne, automatyzację produkcji, kredyty, oszczędności oraz zbytek, czy też prawa do pracy i zysku, które rozpatruje przez pryzmat transparentnych i niewidocznych nominalnie, zaś aktualnych obecnie, efektów ingerencji państwa w rynek.
Szczególnie interesujące, moim zdaniem, są refleksje autora nad ciężarem fiskalnym, pożyczkami oraz racjonalnymi wydatkami.
W kwestii podatków Bastiat wyraźnie optuje za liberalną polityką państwa, które nie ingeruje w przedsięwzięcia gospodarcze obywateli. Skuteczna realizacja potrzeb mieszkańców, w retoryce autora, wynika wyłącznie z ich działań, bowiem zwykli ludzie generują bogactwo. Ilekroć urzędnik wydaje, powiedzmy o 100 złotych więcej, identyczna kwota ubywa podatnikowi. Usługi świadczone obywatelom przez funkcjonariuszy publicznych implikują uczciwą wymianę, jeżeli wykazana zostanie ich użyteczność, przeto warunek sine qua non kreacji nowego stanowiska biurokratycznego dotyczy przydatności tego etatu, bowiem służba urzędnika zasługuje na zapłatę, przyznawaną również z majątku społeczeństwa, gdy wydaje wymierne korzyści.
Interwencjoniści dostrzegają wyłącznie sponsorowaną przedsiębiorczość, przeto Bastiat stawia im zarzut chęci inkluzji wszystkich sfer aktywności obywateli do systemu fiskalnego. Szczęśliwie dla kreatywnych czytelników-recenzentów podatek VAT nie objął jeszcze wytworów ich szlachetnych umysłów, choć fani piszący, naturalnie zawsze przezacne, opinie prowadzą pewną usługę wobec zainteresowanych odbiorców.
Przyrost ciężaru fiskalnego paradoksalnie determinuje spadek dochodów państwa, wskutek bankructw mniejszych przedsiębiorstw, odpływu kapitału oraz środków produkcji do bananowych republik wraz z likwidacją dotychczasowych posad, wyższego bezrobocia. Fabryki ulegają dyspersji, następuje ekspansja sektora usługowego. Ostatecznie dawniej bogaty, zindustrializowany kraj ulega transformacji w rynek zbytu dla silniejszych ekonomicznie państw.
Problem podatków jest ściśle powiązany z zagadnieniem podaży pracy. Fiskus, w optyce Bastiata, dokonuje drenażu zarobków u jednych i przyznaje płace drugim. Regularną legitymizację tego mechanizmu stanowi walka z bezrobociem, tymczasem samodzielny przedsiębiorca zatrudniłby odpowiednią liczbę pracowników z funduszy spłacanych państwu, ale wtedy urzędnicy nie pobiorą pensji oraz premii, jak stąd do Hondurasu, za rozdawnictwo cudzych pieniędzy.
Ilość etatów i zysku wytworzonych ze składek skarbowych kompensuje brak dochodów z pracy dostarczonej przez właścicieli prywatnych firm, gdyby pieniądze z należności fiskalnych pozostały u nich. W rezultacie podatki przemieszczają zarówno populację, jak też pracę. Dopóki pieniądze należą do obywateli, którzy zamieszkują wszystkie regiony kraju, dopóty środki te zasilają holistyczną gospodarkę i równomiernie ogarniają ogół robotników. Gdy państwo odbiera pieniądze obywatelom i umieszcza ten majątek w konkretnym sektorze przemysłu, to kreuje, wprawdzie proporcjonalną ilość etatów, przy czym znikają równocześnie posady w innych branżach.
Niejednokrotnie zasoby finansowe zaczerpnięte z wpływów fiskalnych zainwestowane zostają w gałęzie gospodarki, które nie przynoszą zysków, przykładowo przez brak popytu na wytwarzane w nich dobra. Wsparcie władz publicznych, nie wyeliminuje strat, przeto producenci dokonujący złych wyborów działalności biznesowej są sofistami, gdy wymagają od rządu implementacji podatków na dotacje dla ich pomylonych firm. Taka polityka przypomina żądanie zwrotu pieniędzy od solenizanta za nieudany prezent urodzinowy.
Istotę pożyczki wyświetlił francuski ekonomista przez identyfikację podwójnego błędu zakorzenionego w systemie kredytowym. Po pierwsze, pieniądz pomylony jest z towarem. Po drugie, papierowy banknot erratycznie przyjęty został za pieniądz. Rzeczywisty przedmiot pożyczki stanowią rozmaite dobra dostępne zakupom za równowartość zaciągniętego długu. Pieniądze ułatwiają jedynie wymianę między właścicielami tych towarów, a konsumentami, natomiast ilość dóbr w transakcjach nie przekracza całkowitej podaży produktów, np. domów, samochodów, telewizorów, której nie zwiększają instytucje kredytowe.
Politycy chętnie rozdają nowe lokale poprzez państwowe gwarancje dla pożyczek. Te zabezpieczenia polegają na spłatach długów z majątku podatników. Bastiat objaśnia ów mechanizm poprzez parabolę pługu. Jan jest pracowity, ma dobrą reputację, a zatem wykazuje wiarygodność finansową. Jakub nie wzbudza równego zaufania, lecz dysponuje gwarancją zwrotu pożyczki przez państwo. W konsekwencji pług otrzyma nieudacznik, zaś kompetentny klient pozostanie z niczym. Takowa polityka determinuje dwoistą niesprawiedliwość. Uczciwi konsumenci zostają oszukani, natomiast podatnicy spłacają długi, które ich nie dotyczą. Naturalnie taki model kredytowy nagradza przede wszystkim lenistwo. Interwencje polityków zwiększają zaledwie liczbę pożyczkobiorców, lecz nie powodują wzrostu podaży kredytów, bo realny kapitał generują zwykli obywatele.
Bardzo często pojęcie "oszczędność" przywołuje asocjacje z pieniędzmi ukrytymi w pojemnikach z mąką, czy cukrem, albo zakopanymi w ogródku za domem. Utuczona latami świnka-skarbonka przerobiona została na soczyste plasterki plastiku, które śmigają w sklepowych czytnikach, niby rącze mustangi na amerykańskich szosach, bo prerie, analogicznie do zaskórniaków, są już "passé". Remedium na zadyszkę stanowi debet, dlatego uciechom nie ma końca.
Dysertacja Fryderyka Bastiata znakomicie uwypukla zarówno bezsens hedonistycznego materializmu epoki współczesnej, jak też absurdalność kryjówek na oszczędności. Rozrzutne wydatki ustawicznie maleją, tymczasem kapitał lokowany w banku, czy też inwestowany w ziemię, papiery wartościowe, fakultatywnie we własny biznes, stopniowo wzrasta. Racjonalnie zagospodarowane pieniądze zarówno zasilają gospodarkę, jak też sprzyjają kumulacji majątku, zaś środki bezmyślnie przetracane w "świątyniach konsumpcji" topnieją aż do zera.
Książeczka "Co widać i czego nie widać" stanowi niezmiernie użyteczną prolegomenę do nauki o ekonomii, nawet na poziomie licealnym, przede wszystkim motywującą zachętę do rozwoju osobistej przedsiębiorczości, zamiast entuzjastycznej afirmacji socjalu i politycznego protekcjonizmu. Fryderyk Bastiat pokładał wiarę w ludzi, a nie w rozdawniczą elitkę, toteż treść tegoż eseju, mimo ponurej ekspozycji aktualnych problemów społecznych, cechuje niepowetowany optymizm, który skłania do refleksji oraz działania. Polecam tę broszurę wszystkim czytelnikom zainteresowanym ekonomią wolnorynkową, jak też szeroką sferą spraw publicznych.
Krótki, lecz bardzo treściwy esej, który zapoczątkował moje zainteresowanie problematyką wolnego rynku, osobliwie Szkołą Austriacką ekonomii. Na zaledwie pięćdziesięciu pięciu stronach miażdży autor doktrynę interwencjonizmu państwowego.
Charakterystyczną cechą dialektycznej maniery Bastiata jest zabieg reductio ad absurdum. Poprzez ironiczną trawestację rozmaitych...
2012-10-01
W roku 1985, podczas spotkania przywódcy ZSRR, Michaiła Gorbaczowa z prezydentem USA, Ronaldem Reaganem w Genewie przyjęta została propozycja traktatu rozbrojeniowego pomiędzy obydwoma państwami. Ta enuncjacja oznaczała formalną akceptację przegranej Związku Radzieckiego w Zimnej Wojnie, jakkolwiek przy braku bezwarunkowej kapitulacji. Propozycja Gobarczowa stanowi symultanicznie początek nowej konceptualizacji porządku w Europie po wyczerpanym Ładzie Jałtańskim. W cztery lata później, Gorbaczow kontynuował petraktacje z Georgem Bushem seniorem na okręcie w pobliżu Malty. Obydwaj liderzy skonkretyzowali polityczno-ekonomiczną organizację wschodniej hemisfery Europy po nadchodzącym bankructwie ZSRR. We wzmiankowanych powyżej wydarzeniach tkwi zalążek wielkich przemian gospodarczych i ustrojowych na naszym kontynencie, które określone zostały Jesienią Ludów.
Niemiecki socjolog aktywnie obserwował te transformacje, zaś w 1988 roku opublikowany został przezeń ów esej. W dziele tym badacz dokonuje analizy kapitalistycznych społeczeństw krajów członkowskich Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), wszelako zidentyfikowane przez niego procesy, osobliwie jakościowe atrybuty konfliktu społecznego, dyfundują również na młode demokracje w państwach byłego bloku wschodniego.
Zgodnie ze skonstruowanym przez Dahrendorfa dynamicznym modelem konfliktowym, w każdym społeczeństwie występują chroniczne zmiany, które generują nowe antynomie oraz walki. Wszystkie frakcje takich zbiorowości doprowadzają do nowych przemian i dezintegracji, albowiem podstawę kohezji oraz spoistości społeczeństwa stanowi przymus.
Konflikt społeczny stanowi u Dahrendorfa katalizator ekspansji praw obywatelskich i wolności na coraz liczniejsze grupy społeczne. Tutaj występuje pewna nieścisłość, jako iż Dahrendorf nie wzmiankuje stopnia organizacji owych zbiorowości. Wyróżnia jedynie klasę "większości', kuriozalny twór zrodzony z intensyfikacji przekształceń w strukturze obywatelskich prerogatyw.
Wszelkie atrybuty konfliktu podtrzymane zostają, wskutek regulacji tego zjawiska przez instytucje, natomiast zanikają, podczas wszelkich prób jego eliminacji, które dla niemieckiego uczonego są niepożądane. Dahrendorf dokonuje deskrypcji przyczyn i wzorców nowoczesnego konfliktu społecznego na dwóch poziomach, narodowym i globalnym, przy czym nie wybiera partykularnej jednostki analizy. Nowoczesny konflikt społeczny jest częściowo klasowy, przeto dotyczy konkurencji o władzę. Niestety kategoria klasy społecznej nie została tutaj dość klarownie skonceptualizowana i podlega szerokiej definicji, jako konstrukt polityczny, skupiający struktury władzy, lub grupy dążące ku dominacji. Taki podział społeczeństwa stanowi niejako dygresję do modelu Marksa, w którym występują dwie spolaryzowane i zwaśnione frakcje.
W epoce nowoczesności główny przedmiot konfliktu społecznego stanowią nierówności społeczne, wyrażone w zróżnicowanych szansach życiowych. Klasa zwierzchnia petryfikuje te dywergencje, zaś klasa poddańcza, której celem jest zmiana rządu, dąży do ich dyspersji. Dahrendorf pozycjonuje rdzeń procesów społecznych w dysproporcji pomiędzy zasobami - środkami, którymi ludzie zaspokajają różne potrzeby, a uprawnieniami, warunkującymi dostęp do tychże narzędzi. Progresję konfliktu wieńczy krystalizacja układu działań o znamionach walki społecznej, który ilustruje perspektywa behawioralna, zaś swoiste axis tego procesu społecznego stanowi nierównowaga zasobów i uprawnień.
Nowoczesny konflikt społeczny nie spełnia wszystkich kryteriów paradygmatu konkurencji klasowej. Zanika rywalizacja pomiędzy zorganizowanymi grupami, czyli klasami wraz z postępującą indywidualizacją tego zjawiska, przy czym nadal członkowie "większości" ochraniają swoje interesy przed aspiracjami zbiorowości marginalnych, czy ostracyzowanych, których bunty amplifikują presję społeczną.
W refleksji Ralfa Dahrendorfa odnajdziemy bardzo ważny wątek pracy, która umożliwia akces do sfery uprawnień. Bezrobocie i bieda, zamożność i zatrudnienie stanowią główne determinanty statusu społecznego. W tym twierdzeniu niemiecki uczony wyjaśnia związek między zasobami, a perogatywami, dając również wyraz poparciu idei socjalistycznego liberalizmu. W rzeczywistości właściwa przyczyna nowoczesnego bezrobocia spoczywa w systemie monetarnym, stanowiącym jeden z głównych atrybutów modelu państwa opiekuńczego osnutego iluzją liberalizmu. Ten paradygmat ekonomiczny został wzmocniony przez rezygnację Stanów Zjednoczonych z Porozumienia w Breton Woods, w 1971 roku wraz z implementacją systemu częściowej rezerwy bankowej. Od tej pory światowa ekonomia nie bazuje już na standardzie złota, gwarantującym stabilność walut i wzrost gospodarczy, zaś jej podstawą jest dług obciążony lichwą. Obsługa tegoż wyczerpuje zarówno przedsiębiorców, jak i pracowników, bowiem wszyscy objęci są podatkami. Dodatkową przeszkodę w redukcji bezrobocia stanowi inflacja, czyli dynamiczny wzrost podaży pieniądza przy względnie stałym poziomie ilościowym innych towarów. W konsekwencji, następuje spadek proporcji wymiany środków płatniczych na różnorodne dobra. Topniejącą wartość pieniądza fiducjarnego, wprowadzanego do powszechnego obiegu przez kredyty, obserwujemy przede wszystkim w podwyżkach cen wszelkich artykułów, ipso facto realizacja nawet podstawowych potrzeb wymaga jeszcze większych zarobków, które są nieosiągalne w ramach opresywnego modelu fiskalnego, pogłębiającego dystans pracodawców od pracobiorców. O tych sprawach Dahrendorf pisze niewiele.
Inny istotny aspekt powyższej książki stanowi poszukiwanie korelacji między nowymi wzorcami aksjologicznymi, a przemianami ustrojowymi, zwłaszcza w wymiarach gospodarki oraz rynku pracy. Nowe problemy społeczne, wynikłe z przekształceń ustrojowych po upadku ZSRR, m.in. deficyt instytucji demokratycznych, kryzysy demokracji przedstawicielskiej, bieda i bezrobocie, wykraczają poza stare rozwiązania. Remedium na te trudności spostrzega Dahrendorf w coraz popularniejszej i powszechnej obecnie idei społeczeństwa obywatelskiej partycypacji, lecz moim zdaniem, obywatelskość stanowi zaledwie pierwszy krok na bardzo długiej drodze reform gospodarczych, przekraczających transformacje ustrojowe w Europie Środkowo-Wschodniej po 1989 roku, a przy tak wysokim długu per capita oraz wzrastającej zależności organizacji pozarządowych od malejących funduszy publicznych, niebawem uczestnictwo obywatelskie przyjmie formę strajków, o których również perorował autor.
W roku 1985, podczas spotkania przywódcy ZSRR, Michaiła Gorbaczowa z prezydentem USA, Ronaldem Reaganem w Genewie przyjęta została propozycja traktatu rozbrojeniowego pomiędzy obydwoma państwami. Ta enuncjacja oznaczała formalną akceptację przegranej Związku Radzieckiego w Zimnej Wojnie, jakkolwiek przy braku bezwarunkowej kapitulacji. Propozycja Gobarczowa stanowi...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niezależnie od natury ustroju politycznego obywatele nigdy nie doznają pełnej wolności. W każdej chwili podlegają oni rozmaitym sankcjom, są osaczeni przez normy. Charakter reżimu sprowadza się, zatem do stopnia intensyfikacji restrykcji państwa, jako praworządnego instrumentarium przymusu, bądź też zbrodniczego ucisku, wobec wszystkich podmiotów. Takowa perspektywa analizy metod politycznych rodzi pytania o istnienie świata, który wykreowany został przez Orwella, w naszych czasach oraz o realny zasięg ludzkiej swobody.
Retro-futurystyczna powieść angielskiego pisarza stanowi jedną z najznamienitszych egzamplifikacji gatunku antyutopii. Owa jakość w literaturze wykrystalizowana została wraz z pierwszą rewolucją przemysłową, u schyłku XIX wieku, zwanego również fin de siecle. Epokę ową charakteryzowała szczególnego rodzaju atmosfera rozczarowań, wątpliwości, bezradności, zagubienia i rozpaczy. Hektyczny entuzjazm i frenetyczna euforia, wywołane przez dynamiczny rozwój gospodarczy oraz zdumiewającą progresję naukowo-technologiczną, ustępowały wraz z eskalacją trudności, zamahowań i powikłań. Uprzednia satysfakcja z dostępnych bezpośredniej obserwacji efektów ekonomicznych i społecznych rychło przeszła w pluralistyczne obawy o kondycję świata przyszłości. Świadkowie przewartościowań społeczno-polityczno-ekonomicznych na przełomie dziejów wyrażali przekonania o zagrożeniu istniejącego ładu, głosili hasła "fin de siecle", czy nawet "fin du monde". Ów katastrofizm, wypływający z nagłego postępu na płaszczyznach nauki oraz techniki, dał początek konceptualizacji antyutopii. Przedstawione zostają w niej zazwyczaj zmechanizowane, stechnicyzowane superpaństwa, które odbierają ludziom ich wolność w sensie per se, włączając ich siłą w ramy wielkich skupisk urbanistycznych, całkowicie wyabstrahowanych od natury i tradycji przodków.
Znakomitym poprzednikiem Orwella w owej domenie literatury był Herbert George Wells, niestety równie wielki eugenik. Science-fiction Wellsa przyjmuje formy utopii negatywnej, lub czarnej utopii, a zatem wizji opiewającej obraz świata z naszych najgorszych koszmarów, bądź też antyutopii, czy też kontrutopii, w której poddane negacji zostały zasadnicze założenia, formuły i cele utopijności. Zarówno casus twórczości Wellsa, jak i utwór Orwella stanowią metaforyczne dyskursy o ludzkiej naturze, ukazanej przez pryzmat ewolucji. W obydwu przypadkach również pryncypialną przyczyną ludzkich krzywd, cierpień i wynaturzeń świata uczyniona została nauka.
Kontrutopijna filozofia jawi się niejako odpowiedzią na bardzo długą historię utopii, począwszy od "Państwa" Platona, w którym każdy człowiek zajmuje współmierną do jego cnót, duszy, statusu i predyspozycji psychosomatycznych pozycję, przez wizję Morusa, "Nową Atlantydę" Bacona, aż do konceptualizacji Hegla. Wielkie dzieło Orwella ukonstytuowane zostało przede wszystkim na krytyce dialektyk platońskiej oraz heglowskiej, będących we współczesnym czasie podstawą ideologii Nowego Porządku Świata, która postuluje niezbywalną, wszechobecną i nieprzerwaną hegemonię państwa nad jednostką. W antyutopii świat, mówiąc prościej, przedstawiony został, jako kloaka. W tym obrzydliwym, abominacyjnym ulu ludzka godność upada w ściek, z którym uchodzi do Piekła, na dno ciemności. Ludność jest tu poddana kompletnej reifikacji. Zredukowana została do poziomu trybików wielkiego molocha administracyjno-biurokratyczno-industrialnego.
"Rok 1984" stanowi zarówno czarną utopię, jak i antyutopię. Zilustrowana została w tejże powieści perwersja pewnej idei socjo-politycznej, której konceptualizacją jest Angsoc - ustrój totalitarny panujący w fikcyjnej Oceanii. Monopol władzy utrzymuje w tymże państwie niezmiennie jedna Partia, zaś narzucone społeczeństwu zostały przezeń ściśle zdefiniowane i rygorystyczne tryb życia oraz reżim biurokratyczny, których strzeże przy pomocy Policji Myśli. Stratyfikacja przybiera kształ piramidy. Na samym szczycie jest Wielki Brat, poniżej odnajdujemy kręgi wewnętrzne i zewnętrzne Partii. Podstawę tworzą Prole. W każdej ludzkiej utopii ukryty jest zalążek zwyrodnienia, ponieważ z samej swej natury nie uwzględnia ona niedoskonałości człowieka, zła oraz nieprzewidywalności świata. Pierwszą niejako utopię stanowił Eden, zaś w owym ogrodzie rozkoszy i dostatku człowiek został zwiedziony przez węża. W miarę procesu poprawy struktur państwa oraz implementacji zmian społecznych narasta pokusa chronicznego pościgu za nieosiągalną, niedostępną precyzyjnej definicji perfekcją, który wiedzie wprost ku ambicji władzy absolutnej oraz pragnieniu autoapoteozy. Takowa idealistyczna, bukoliczna wizja jest oczywista, lecz niewyczerpana i niekompletna, ergo niemożliwa ku realizacji. Kontrutopie stanowią, przeto antytezę wyidealizowanej, a zatem wyabstrahowanej od racjonalnych uwarunkowań koncepcji organizacji społeczeństwa, czy konstrukcji ładu globalnego, a także wyświetlają prawdę, od której uciekają ludzie - obraz ich samych: słabości, strachu, zła, apatii, będących ich udziałem, choć powołani zostali do wielkich osiągnięć, do odwagi, a nie bojaźni, do Dobra, a nie egoizmu i bezsensownej przemocy. Świat od samego początku jawi się antyutopią, nawet nie z racji ułomności każdego człowieka, lecz na skutek niemożności jej akceptacji, braku zrozumienia dla niejednoznacznej natury rzeczywistości, odwrotu od solidarności ku zróżnicowanym odcieniom supremacji - światopoglądowej, ideologicznej, intelektualnej, społecznej, militarnej, ekonomicznej, politycznej, technologicznej, a także pragnień dominacji, kontroli oraz niezaspokojonej żądzy władzy, która dowartościowuje ułomne jednostki, determinuje ich samozwańcze apoteozy - metanoie w doskonałych bożków, będących w rzeczywistości opanowanymi przez nienawiść demonami. Idea państwa doskonałego nie stanowi żadnej szlachetnej emanacji prometejskiej myśli, lecz wykorzystana zostaje, jako instrument socjotechniczny, absurdalna fasada w wyrachowanym wodewilu, którego meritum polega na grze o sumie zerowej, wiodącej zwycięzców do legitymizacji swoich skumulowanych przewag, czy rutynizacji charyzmy, zaś przegranych do piekła zorganizowanego na ziemi. Autorzy kontrutopii, zatem dokonują demaskacji obłąkańczych snów, będących miazmatycznymi konstytuantami rzeczywistości socjo-polityczno-ekonomicznej, albowiem z blaskiem postępu, gorejącym złotem, przyszła ciemność, która spowiła świat i ludzkie dusze, a fałszywe twierdzenia, w które uwierzyły społeczeństwa na zawsze odmieniły ich los.
Zgubne implikacje inżynierii społecznej ukazane zostały przez pryzmat angsocjalistycznego reżimu, wszelako ustrój stanowi jedynie emanację i wyraz mroku duszy, który rodzi zarówno okrucieństwo podmiotów władzy, jak też alternacja oraz oportunizm poszczególnych obywateli. Wszystkie takowe postawy, po stronach rządu i społeczeństwa, są miazmatami rzeczywistości społeczno-politycznej, a także różnymi odcieniami zbrodni przeciwko człowieczeństwu, zakorzenionemu na zawsze w wolności.
Wykładnię krytycyzmu establishmentu stanowi w "Roku 1984" dzieło Emmanuela Goldsteina, niegdysiejszego wysokiego członka Partii, obecnie dysydenta i największego wroga publicznego w Oceanii, które opatrzone zostało tytułem "Teoria i praktyka oligarchicznego kolektywizmu". W trzech rozdziałach tejże księgi, odpowiadających zasadniczym hasłom reżimu umieszczonym na budynku Ministerstwa Prawdy, zawarł autor wyczerpującą analizę działań rządu oraz meritum Angsocu.
Pierwszy fragment zatytułowany został "Ignorancja to siła". Nędza egzystencji w anglosocjalistycznych realiach ukonstytuowana jest na ambiwalentnym zabiegu psychologicznym, zwanym "dwójmyśleniem". Polega ono na odwrocie od uświadomionego i prawdziwego status quo, a następnie substytucji tegoż poprzez urojoną i fałszywą wizję rzeczywistości, która koresponduje z retoryką Partii. Władza, dysponując szerokim instrumentarium propagandy, utrzymuje nieprzerwanie monopol na kreację prawdy. Ignorancja społeczeństwa, bezkrytyczna afirmacja dialektyki rządowej, na skutek zduszonej obywatelskiej inicjatywy ku analizie podawanych faktów, amplifikują potęgę państwa, pogłębiają marazm i niewolę. Prawda stanowi światło, które pada na ścieżkę życia. Dopóki rozjaśnia grunt pod naszymi stopami jest on twardy, stabilny i przewidywalny. Gdy ten blask zgaśnie, wtedy nasza droga osnuta zostanie ciemnością. Podłoże, tak pewne i solidne jeszcze przed chwilą, nagle jest śliskie i grząskie, a my z trwogą antycypujemy upadek. Wtenczas przychodzą nam z pomocą fałszywi przewodnicy, którzy chętnie powiodą nas ku niewolnictwu. Partia chronicznie podtrzymuje ignorancję obywateli. Wszelkie dążenia ku ekspozycji prawdy zastąpione zostały rytuałem rządowym, swoistym zabiegiem kontroli umysłu, nazwanym "Dwie minuty nienawiści". Polega on na codziennej emisji filmów propagandowych, podczas której widzowie ogarnięci są przez skrajne, frenetyczne i niekontrolowane emocje obrzydzenia, pogardy i gniewu. Cel takowego programu stanowi deprecjacja nieprawomyślnych ideałów oraz upust frustracji mieszkańców Oceanii. Później wyświetlone zostają trzy pryncypialne hasła Partii, usytuowane na gmachu Ministerstwa Prawdy.
Tytuł drugiego rozdziału brzmi "Wolność to niewola". Wraz z kompletnym drenażem swobód obywatelskich Partia zyskała możność ingerencji we wszystkie aspekty życia społecznego. Każdemu obywatelowi wyznaczone zostają przez Państwo arbitralne ramifikacje działania - rola w strukturze społeczeństwa, a także zintegrowany z nią, ściśle zdefiniowany model życia. W konsekwencji dehumanizacji oraz dezindywidualizacji mieszkańcy Oceanii nie mają prawa do własnych poglądów, swobody refutacji dialektyki rządowej, obrony własnych racji. Wszelkie sfery egzystencji jednostki poddane zostały absolutystycznej kontroli władz. Powszechna bieda, której ekwiwalentem w naszych czasach jest gargantuiczny dług, będący konstytuantą systemu monetarnego, uniemożliwia krystalizację zorganizowanej opozycji. Rząd skonstruował nawet nowomowę, która oddziałuje silnie na mentalność obywateli. Na tym zabiegu erystycznym ugrunotowane zostało dwójmyślenie. Dostrzegamy tutaj istotę heglowskiego paradygmatu utopii, który uwypuklony jest w koncepcji "beehive", ergo kraju-ulu o arbitralnie ukonstytuowanej przez wąską elitę strukturze społecznej.
Ostatni rozdział opatrzony jest nazwą "Wojna to pokój". W kontrutopijnej wizji świata Orwella konfliktowi zbrojnemu przydane zostało niezwykle znamienne, ważne i specyficzne znaczenie, albowiem stanowi on niezbywalny czynnik petryfikacji immantentnego status quo Państwa. Z pozoru bezsensowna wojna trwa od bardzo długiego czasu. Nikt już nie pamięta jej przyczyn. Poniektórzy snują supozycje o jej źródłach w manipulacji samej Partii, która bombarduje własny kraj dla stabilizacji pożądanego ładu politycznego, jako iż konflikt zbrojny konsoliduje społeczeństwo, a także wzmacnia posłuszeństwo wobec podmiotów władzy. Wojna, ponad to jawi się inhibitorem progresji technologicznej, abstrahując od techniki militarnej. W jej konsekwencji społeczeństwo żyje w biedzie, zatem niemożliwa jest krystalizacja niezależnej i antagonistycznej, względem rządu opozycji. Jedynym beneficjentem takowego porządku rzeczy będzie oczywiście wyodrębniona elita władzy. Ów zabieg społeczno-polityczny stanowi jądro filozofii Hegla, w której postęp zdefiniowany został, jako implikacja konfliktu. Paradygmat ten znamy pod nazwami "tezy, antytezy i syntezy", lub "problemu, reakcji, rozwiązania".
W "Roku 1984" dokonana została inwersja semantyki uniwersalnych pojęć. Ministerstwo Pokoju prowadzi wojnę, Ministerstwo Prawdy animuje machinę fałszywej propagandy, zaś Ministerstwo Aprowizacji podtrzymuje głód i niedostatek. W dzisiejszych czasach podmioty decyzyjne na poziomach krajowym i międzynarodowym konstruują ramifikacje tyranii wedle analogicznych zasad. Ku kreacji podstaw totalitaryzmu, synonimami którego są całkowita inwigilacja oraz kompletna kontrola obywateli, zaangażowane zostały zróżnicowane instrumenty socjotechniczne, które dotyczą działań poprzez środki masowego przekazu, system wychowawczy, porządek prawny, organy nadzoru oraz bezpośrednie użycie władzy. Aplikacje tychże narzędzi manipulacji zorientowane są na realizację pryncypialnego celu inżynierii społecznej, który stanowi implementacja biurokratycznego modelu państwa feudalnego, wedle założeń dialektyki heglowskiej utopii, opartej na holistycznym i niezbywalnym związku jednostki z państwem.
Transgresji władzy, od metody demokratycznej do jawnej tyranii, sprzyjają postawy obywatelskich apatii, nieświadomości oraz oportunizmu. Trzy hasła Angsocu zogniskowane są na amplifikacji trendów bierności oraz ignorancji dla rutynizacji niewoli. Rządy niejednokrotnie podają społeczeństwom wizje państwa zagrożonego przez heterogeniczne grupy terrorystyczne, powiązane z macierzystymi służbami specjalnymi, kryzysy ekonomiczne, społeczne, polityczne ku akceptacji przez, uwarunkowanych do pochwały stabilizacji oraz bezczynności, mieszkańców redukcji swobód obywatelskich i eskalacji prerogatyw potężnej administracji. Szczególnie skutecznym instrumentem wymiany wolności za bezpieczeństwo i opiekę władz jest socjalizm. U jego podstaw leży znamienne założenie o głupocie, bezmyślności, okrucieństwie i podłości ludzi, którzy unicestwią siebie, jeżeli państwo odstąpi od ich kontroli. W konsekwencji szerokiego zasięgu społecznego nadzoru, a także obszernego spectrum norm i sankcji wpisanych w ustrój socjalistyczny, stanowi on najlepszą metodę inwigilacji oraz manipulacji społeczeństwem. Trafną i zrozumiałą ilustracją dla kondycji współczesnej sfery obywatelskiej jest metafora zabawy. Świat jawi się ludziom, jako nieustanna impreza, w której bardziej pociągają role balangowiczów, aniżeli barmanów, będących słuchaczami oraz służbą. W efekcie zostają nimi manipulatorzy, pozorujący służalczość i zainteresowanie. Wedle własnych interesów i partykularnych celów animują oni zabawę. W rzeczywistości nie swobody obywatelskie, lecz społeczna apatia, brak inicjatywy oraz osobistego zaangażowania w sferę władzy i polityki stanowią determinantę zła, jako iż sprzyjają bezkarności reżimowych urzędników.
Warunkiem sine qua non sprawnego, sprawiedliwego i zrównoważonego ustroju jest skonsolidowane, odważne, świadome, zaangażowane i czujne społeczeństwo, które utrzymuje aktywny nadzór nad centrami władzy. Wśród takich obywateli zachodzi rekrutacja rozsądnych, zdyscyplinowanych i uczciwych polityków. Rozprężenie obywatelskie, społeczna atomizacja, słabość więzi sąsiedzkich, regionalnych i narodowych rodzą przeświadczenie o bezkarności wśród urzędników, którzy jawnie kpią ze skłóconych, gnuśnych, zatraconych w uniwersum płytkiej rozrywki i pseudokultury ludzi. W konsekwencji obywatele tracą zdolność kontroli swoich reprezentantów w parlamentach, a w dalszej kolejności zostają pozbawieni przez nich, dzięki socjotechnice oraz dezinformacji, możności rejestracji rzeczywistych zjawisk, stanowiących podstawę nadzoru. Silny, odważny i rozsądny obywatel samodzielnie pielęgnuje własne los i bezpieczeństwo, natomiast apogeum społecznego marazmu polega na wezwaniu władz do implementacji państwa opiekuńczego, które popchnie populację w ciemność i barbarzyństwo - inwigilację, eugenikę, terroryzm, szaleńczą inżynierię społeczną, legitymizowane "racją stanu", "bezpieczeństwem narodowym". Zaangażowanie i aktywność stanowią aksjomaty społeczeństwa obywatelskiego. Niestety w dzisiejszych czasach władze zniechęcają ludzi do kontroli administracji oraz czynnego sprzeciwu wobec szkodliwych dla tkanki społecznej decyzji. Podsunięty zostaje nam Symulakr - fałszywy substytut rzeczywistości, reklamy, show-business, spectrum wirtualne, które nie dają nam żadnych informacji o socjo-politycznym stanie państwa, gdy pętla na szyjach obywateli jest zaciskana jeszcze mocniej.
Personifikacją obywatelskiego buntu jest Winston Smith, główny protagonista powieści. Bez wątpienia zasługuje on na miano bohatera, który działa wbrew rozsądkowi podpowiadającemu subordynację i normom zintegrowanym z najostrzejszymi sankcjami, przeciwko nieludzkiemu porządkowi świata. Postać ta jest everymanem, a zatem każdym z nas, lecz synchronicznie - zwycięzcą absurdalnym, niczym Syzyf w rozumieniu Camusa, jako że podjęta została przez niego walka o ocalenie ukochanej i samego siebie, pomimo nieuniknionej klęski. Jeden obywatel nie wystarczy do zmiany zdegenerowanego anglosocjalistycznego reżimu, jednakowoż w osobistej rewolcie Winstona, owym irracjonalnym triumfie ukryty jest pewien tyrtejski pierwiastek, gdyż dążenie do wolności zawsze dodaje sił, nadziei oraz odwagi, choćby jedyny jego skutek stanowiła porażka.
Brutalny ucisk i chroniczna opresja rodzą reaktancję. Winston Smith uosabia społeczeństwo wolne, autonomiczne, niezależne, gotowe do walki przeciwko tyranii, odrzucające niewolę, któremu przeciwstawiona została opozycyjna, destruktywna i bezwzględna siła symbolizowana przez O'Briena. On również jest everymanem, nie znamy nawet jego imienia, przy czym reprezentuje frakcję zbiorowości, elitę, która konstytuuje, podtrzymuje i wspomaga totalitarny reżim. O'Brien jest głównym antybohaterem utworu, członkiem wewnętrznego kręgu Partii, który schwytał Winstona, a następnie poddał okrutnemu przesłuchaniu i straszliwym torturom. Stanowi on również kanał instrospekcji Smitha. Ostatnie słowa O'Briena: "Jeśli chcesz wiedzieć jaka będzie przyszłość, wyobraź sobie but depczący ludzką twarz, wiecznie!" są ponurą ekstrapolacją losu ludzkości, jeżeli obywatele wyrzekną się wolności oraz własnej inicjatywy ku kontroli władz.
"Rok 1984", jako antyutopia ukazuje koniec czystego etapu w dziejach człowieka, po którym wstępuje on w zatrutą mgłę. Niegdyś ukonstytuowane, jako fundament organizacji społeczeństwa, obywatelskich jedności oraz tożsamości państwo zmodyfikowane zostało w totalitarne, opresywne, zbiurokratyzowane monstrum, które wyniszcza własnych mieszkańców. Sprzeniewierzona misja władz sprzężona jest z upadkiem nauki, którą odwrót od hipostazy altruizmu, dążeń ku poprawie poziomu życia zamienił w instrument terroru, inwigiliacji oraz destrukcji. Nieprzypadkowo miazmatycznym ustrojem panującym w Oceanii jest socjalizm, lub Angsoc, albowiem procedura takowa najlepiej sprzyja kontroli populacji. Konflikt dwóch everymanów - Winstona Smitha i O'Briena wyraża walkę dwóch spolaryzowanych sił - podstawy i szczytu piramidy społecznej, obywatelskiej wolności oraz tyranii państwa. Pozornie wygrana przypadła reżimowi, lecz w rzeczywistości wzbogacają ludzkość takie jednostki, które pomnażają jej swobody i wzmacniają kondycję. Zwycięstwo należy, zatem do Smitha.
Odchodzi w cień wizja świata, jako hedonistycznej utopii. Wraz z dyspersją kolejnych swobód obywatelskich na skutek coraz to nowszych kryzysów - epidemiologicznych, cybernetycznych, ekonomicznych i politycznych obserwujemy dramatyczną materializację orwellowskiej konceptualizacji państwa. Sam pisarz nie tylko formułuje memento przed progresją tendencji totalitarystycznych, lecz otwarcie, ustami O'Briena, antycypuje samozagładę człowieka, który wybrał tę drogę.
Niezależnie od natury ustroju politycznego obywatele nigdy nie doznają pełnej wolności. W każdej chwili podlegają oni rozmaitym sankcjom, są osaczeni przez normy. Charakter reżimu sprowadza się, zatem do stopnia intensyfikacji restrykcji państwa, jako praworządnego instrumentarium przymusu, bądź też zbrodniczego ucisku, wobec wszystkich podmiotów. Takowa perspektywa analizy...
więcej Pokaż mimo to