rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Czegoś mi w tej książce zabrakło. Biorąc ją do ręki spodziewałam się eksplozji emocji, które długo nie pozwolą mi zasnąć, a tym bardziej sięgnąć po kolejną książkę.
Emocje były od pierwszej strony, kiedy to czytałam historię instagwiazdy i miałam w głowie "naprawdę? Ty też będziesz promować osobę z znaną z tego, że jest znana?!".
Kolejne rozdziały tylko pogłębiały moją irytację i spowodowały, że musiałam książkę odłożyć. W przeciwnym przypadku pewnie przeczytałam ją na raz.
Zabrakło jakiegoś podsumowania, wniosków, pytań bez odpowiedzi. Autorka jest absolwentką Szkoły Reportażu i czuć jej ambicje, ale niestety jeszcze sporo pracy przed nią. Czytając nie pomyślałam ani razu, że też tak mam, nie utożsamiałam się z żadną z bohaterek. Części z nich miałam ochotę sprzedać policzek w twarz żeby się otrząsnęły i zaczęły walczyć o siebie. Jak można w wieku 35 lat twierdzić, że szkoda czasu na szukanie nowego związku? Albo jak ma mnie taka osoba zainspirować do działania? Mam jej współczuć? Współczuję. Myślenia i zmarnowanego życia.
Żałuję, że kupiłam, nie żałuję, że przeczytałam. Chyba rozumiem zamysł autorki - pokazać, że świat nie jest tak idealny i różowy jak pokazują media społecznościowe. Jednak jej książka pokazuje świat w czarnych barwach, bez nadziei na lepsze jutro. A przecież jest masa odcieni szarości i innych barw...

Czegoś mi w tej książce zabrakło. Biorąc ją do ręki spodziewałam się eksplozji emocji, które długo nie pozwolą mi zasnąć, a tym bardziej sięgnąć po kolejną książkę.
Emocje były od pierwszej strony, kiedy to czytałam historię instagwiazdy i miałam w głowie "naprawdę? Ty też będziesz promować osobę z znaną z tego, że jest znana?!".
Kolejne rozdziały tylko pogłębiały moją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Bałam się sięgnąć po Sedarisa. Gdzieś w głowie jawił mi się jako lektura ambitna, do czytania partiami, jednym słowem nie dla mnie. A z drugiej strony intrygował mnie. Cały proces wydawniczy, pieczołowicie dobrana okładka i fakt, że sięgnę po coś zupełnie nieznanego. Spróbowałam i od pierwszego przeczytanego zdania wiedziałam, że nie pożałuję tego wyboru.

"Calypso" to zbiór felietonów, które pozornie nie łączą się ze sobą, a po przeczytaniu paru układają się w dość spójną historię. Pozwalają one poznać Sedarisa, nawet dość dobrze, ale pytanie ile z tego jest prawdą a ile kreacją na potrzeby pisania? Autor dość swobodnie lawiruje pomiędzy tematami błahymi jak oswojony lis w ogródku czy zakupy w niezwykle modnym (i horrendalnie drogim) sklepie w Tokyo, a poważnymi i nawet traumatycznymi, jak samobójstwo siostry, alkoholizm matki czy despotyczny ojciec, który nie akceptuj syna geja. Próżno szukać w tych opowieściach użalania się nad sobą, żalu czy wyrzutów sumienia. Sedaris z taką samą łatwością pisze o swoich przygodach z fitbitem jak o samobójstwie siostry. Potrafi z rozbrajającą szczerością opisać ich ostatnie spotkanie i nie bić się w piersi z powodu swojego zachowania. A w tym wszystkim czytelnik nie zastanawia się na ile to jest szczere, a na ile to próba radzenia sobie z problemem poprzez wyśmianie i zbagatelizowanie go.

Sedarisa cechuje poczucie humoru, które nie trafi do każdego. Dla mnie to taka mieszanka czarnego humoru z brytyjskim: wyszukany, elegancki i zdecydowanie nie dla wszystkich. Czytając jego książkę śmiałam się regularnie co kilka stron, a gdy przez dłuższy czas nie pojawił się uśmiech na mojej twarzy słyszałam w głowie porównanie do Hugo: "Czemu się nie śmiejesz? Nie podoba ci się?".

Po "Calypso" nabrałam chęci na więcej i nawet nieśmiało pomyślałam o spróbowaniu przeczytania go w oryginale. Trochę na zasadzie sprawdzenia ile tracimy z tego humoru i języka w tłumaczeniu, które muszę przyznać było naprawdę dobre i celne.
Zastanawiam się również czemu Sedaris jest tak mało popularny w Polsce? Czy to problem właśnie trafnym tłumaczeniem? Nie od dziś wiadomo, że bylejakość zabija całą frajdę z czytania. A może jest dla nas za nowoczesny? Nie wpasowuje się w kanon? Mówi co myśli, szokuje, śmieje się z siebie, nie ma problemu z przyznaniem się do historii, które większość z nas chowa głęboko w czeluściach pamięci.

Zdecydowanie polecam sięgnąć po "Calypso". Gdzieś przeczytałam, że Woody Allen po przeczytaniu Sedarisa zwątpił w swój talent i przestał być śmiesznym. Niech to będzie najlepszą zachętą do sięgnięcia po tę książkę. To okładka, która nie pozwala przejść obok obojętnym.

Bałam się sięgnąć po Sedarisa. Gdzieś w głowie jawił mi się jako lektura ambitna, do czytania partiami, jednym słowem nie dla mnie. A z drugiej strony intrygował mnie. Cały proces wydawniczy, pieczołowicie dobrana okładka i fakt, że sięgnę po coś zupełnie nieznanego. Spróbowałam i od pierwszego przeczytanego zdania wiedziałam, że nie pożałuję tego wyboru.

"Calypso" to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Spodziewałam się czegoś więcej. Jakiegoś wielkiego zaskoczenia na koniec czy zakończenia, które sprawi, że nie będę mogła pozbierać szczęki z podłogi czy wartkiej akcji, która zmusi mnie do zarwania nocy. Nic z wymienionych nie znalazłam, niestety.
Historia jest nijaka, przewidywalna, momentami tak naciągana, że aż trudno uwierzyć, że mogłaby mieć naprawdę miejsce. Początkowe rozdziały są pisane dość ubogim słownictwem i ma się wrażenie, że czyta się książkę dla najmłodszych, a nie thriller psychologiczny. Z czasem to się na szczęście zmienia.
Generalnie nie polecam. Wokół książki powstało dużo niepotrzebnego szumu, a sama lektura rozczarowuje i naprawdę lepiej sięgnąć po coś innego.

Spodziewałam się czegoś więcej. Jakiegoś wielkiego zaskoczenia na koniec czy zakończenia, które sprawi, że nie będę mogła pozbierać szczęki z podłogi czy wartkiej akcji, która zmusi mnie do zarwania nocy. Nic z wymienionych nie znalazłam, niestety.
Historia jest nijaka, przewidywalna, momentami tak naciągana, że aż trudno uwierzyć, że mogłaby mieć naprawdę miejsce....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Opis na okładce pozornie nie zachęca do sięgnięcia po książkę. Ot, kolejna smutna historia samotnego ojcostwa i można domyślać się happy endu tak słodkiego, że aż zęby będą bolały podczas czytania. Nic bardziej mylnego!
To lektura zdecydowanie dla każdego, niezależnie od wieku. I to jest też jedną z jej ogromnych zalet - uniwersalność. Młodsi czytelnicy będą kibicować tańczącej pandzie, starsi trzymać kciuki za Dannego i Willa.

Historia na początku nie napawa optymizmem. Will nie odzywa się do ojca. Komunikuje swoje potrzeby za pomocą wzruszenia ramionami, potakiwaniem czy bezradnym rozkładaniem rąk. Danny pracuje na budowie i próbuje być jednocześnie wzorowym ojcem i dobrym pracownikiem. Ani jedno, ani drugie mu nie wychodzi. Traci pracę i dodatkowo ma poczucie, że z każdym kolejnym dniem oddala się od syna. A do tego wisi nad nim dług do spłacenia, a konsekwencją niedotrzymania terminu jest wizja połamanych nóg. Innymi słowy: gorzej być nie może.

I tutaj, dla mnie, był moment przełomowy w książce. Bałam się, że autor pójdzie w kierunku idealizowania świata i udowadnia czytelnikom, że chcieć to móc. Na szczęście tak się nie stało.
"Mój tata panda" to pozornie lekka lektura, którą czyta się dość szybko. Wydaje się, że ze dużo się w niej nie dzieje. Danny prowadzi swoje życie, które skupia się na byciu tańczącą pandą, a Will chce po prostu przeżyć kolejny dzień. A gdy zagłębić się bardziej w świat tych dwóch postaci zobaczymy, jak bardzo jest on złożony i ile się w nim dzieje. Willowi w szkole pomaga przyjaciel Mo. Nie przeszkadza mu, że wszystkie ich "rozmowy" są jednostronne. Stoi za nim murem zawsze. To piękny przykład przyjaźni, która będzie trwała zawsze i niezależnie czy jest dobrze, czy źle. Danny próbuje chronić syna przed swoimi kłopotami finansowymi, ukrywać fakt, że jest tańczącą pandą i jednocześnie sprawić by syn znów zaczął mówić i nie odczuwał zbyt boleśnie braku ukochanej mamy. Dużo, aż za dużo jak na jedną osobę.

"Mój tata panda" to spokojna i refleksyjna opowieść o historii, która mogłaby dotknąć każdego z nas. Jeśli nie w całości, to pewnie w kilku aspektach. Pokazuje, że prawdziwy przyjaciel to skarb. Że nigdy nie wiadomo czy napotkana przypadkowo osoba nie okaże się kimś, kto z czasem wyciągnie do nas pomocną dłoń. Że nawet największego wroga można pokonać i zrozumieć i nie stosować do tego przemocy czy siły. Że nigdy nie wolno się poddawać i przestać wierzyć w lepsze jutro. Uczy nas, że warto rozmawiać. Bez rozmowy nie dowiemy się, co myśli i czuje druga osoba. Znajdzie się też odrobina specyficznego brytyjskiego humoru.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

Opis na okładce pozornie nie zachęca do sięgnięcia po książkę. Ot, kolejna smutna historia samotnego ojcostwa i można domyślać się happy endu tak słodkiego, że aż zęby będą bolały podczas czytania. Nic bardziej mylnego!
To lektura zdecydowanie dla każdego, niezależnie od wieku. I to jest też jedną z jej ogromnych zalet - uniwersalność. Młodsi czytelnicy będą kibicować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Początek i pierwsze rozdziały zapowiadały kawał dobrego i rzetelnego artykułu. Opinie poparte badaniami, trafne spostrzeżenia, bardzo sugestywne porównania. Wydawać by się mogło, że w końcu doczekaliśmy się książki obalającej mity o branży porno i osobach bezpośrednio z nią związanych. Niestety, im dalej, tym bardziej rozczarowana była, a w pewnym momencie nawet mocno poirytowana.
Pomysł na przeprowadzenie wywiadów z aktorami z filmów dla dorosłych jest świetny. Dość niefortunny jest, według mnie, dobór tych osób. Mamy przede wszystkim, poza jednym aktorem (celowo nie zdradzam jego nazwiska żeby nie popsuć nikomu lektury), osoby aktywnie działające w tym biznesie. Automatycznie dowiadujemy się jak działa teraz, nie mamy porównania jak to było parę lat temu, choćby za czasów świetności wspominanej kilka razy Sashy Grey. Osoby wypowiadające się o tym biznesie opisują go w samych superlatywach. Jest wspaniale, idealnie, nic złego im się nie stało. Jeśli były jakieś niemiłe sytuacje to są to pojedyncze przypadki i więcej nie miały one miejsca. Rozumiem zamysł autora żeby pokazać, że branża porno to praca jak każda inna, ale tutaj mamy do czynienia z nieco wyidealizowanym światem. Zabrakło pokazania tej ciemnej strony biznesu. Nie wierzę, że autor nie znalazł żadnej kobiety czy mężczyzny, którzy zostali potraktowani brutalnie przez ten biznes i chcieliby anonimowo podzielić się swoją historią. Choćby ku przestrodze dla innych...
Podoba mi się zamysł pokazania, że aktorzy z branży porno to też ludzie. Kręcą film, to jest ich praca, spełniają się w niej, ale po zakończeniu zdjęć są normalnymi ludźmi. Mają swoje hobby, swoje słabości, życie prywatne, często też partnerów. Niestety spotyka ich często fala hejtu i linczu z powodu tego co robią. Pokutuje opinia, że kobiety są przymuszane do grania poszczególnych scen i w większości są uzależnione od alkoholu i narkotyków. Bardzo trafnie skomentowała to któraś z wypowiadających się w książce aktorek - ich ciało jest ich narzędziem pracy i kto by chciał pracować z wyniszczoną przez używki kobietą?
Jest też obalonych parę mitów. Przede wszystkim często podkreślane jest, że porno to fikcja, fantazja, tak nie wygląda prawdziwe życie. To co oglądamy na ekranie to często efekt całego dnia nagrań, które wbrew pozorom nie są lekkie, łatwe i przyjemne. To praca, która wymaga od mężczyzn wielogodzinnego utrzymania erekcji, a od kobiet bycia w jak najlepszej formie, bo w końcu to ich ciała przyciągają przed ekrany odbiorców. To, że aktorka odgrywa scenę seksu grupowego nie oznacza, że w życiu codziennym też to lubi.
Pod koniec książki autor zaczyna coraz bardziej pokazywać swoje subiektywne opinie. Doktor Depko przywoływany jest kilka razy jako przykład seksuologa, który powiela mity na temat tej branży. Za to doktor Gryżewski, który mówi dokładnie to samo, jest uważany za seksuologa prawdziwego i jedynego godnego do udzielenia wywiadu. Kolejna rzecz, która mi przeszkadzała to para amatorów, która zaczęła kręcić filmy i umieszczać je na Pornhubie. Z każdym kolejnym zdaniem wyczuwa się bijącą od nich pychę, jakby uważali się za prekursorów amatorskiego porno. A największym przekleństwem tej branży są amatorzy, współpracujący z takimi portalami jak właśnie Pornhub i odbierający pracę aktorom, którzy są związani z profesjonalnymi agencjami. Myślę, że to też powinno być wspomniane. Z jednej strony opisy jak bardzo profesjonalnie podchodzi się do kręcenia filmów, ile to osób jest na planie, jak to wygląda od kuchni, a z drugiej strony amatorzy, którzy przeczą temu wszystkiemu.
To mogła być naprawdę dobra książka, wręcz lektura obowiązkowa dla każdego w naszym kraju. Obalająca pewne mity dotyczące porno, uświadamiająca, że porno nie musi być złe, pokazująca, że to jest praca, momentami niebezpieczna. Niestety autor pozwolił sobie na stronniczość, przemycanie własnych poglądów i obnażanie braku porządnego researchu przez rozpoczęciem procesu pisania.
Czy polecam? Sama nie wiem... Parę nowych rzeczy na pewno się dowiedziałam. Jednak zabrakło mi obiektywizmu, a to według mnie, przy takim kontrowersyjnym temacie jest niezbędne.

Początek i pierwsze rozdziały zapowiadały kawał dobrego i rzetelnego artykułu. Opinie poparte badaniami, trafne spostrzeżenia, bardzo sugestywne porównania. Wydawać by się mogło, że w końcu doczekaliśmy się książki obalającej mity o branży porno i osobach bezpośrednio z nią związanych. Niestety, im dalej, tym bardziej rozczarowana była, a w pewnym momencie nawet mocno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na wstępnie trzeba zaznaczyć, że to nie jest autobiografia ani biografia Zuzanny Bijoch. Ona tylko tą książkę napisała i zawarła w niej swoje doświadczenia i obserwacje z parunastu lat, które spędziła w świecie mody. Jak uświadomimy sobie ten prosty fakt, możemy spokojnie przejść do dalszej lektury.
Z początku niestety próbowałam odnaleźć analogie między bohaterami a prawdziwym życiem Zuzy. Książkowa Sara ma siostrę, Zuza też; nawet imiona były identyczne. Sara podpisuje kontrakt z agencją będą w szkole, a jej managerem i doradcą zostaje tata. U Bijoch było identycznie. Męczyły mnie te porównania i nie mogłam przez nie skupić się na opisywanych wydarzeniach. W końcu udało się odpuścić i przenieść w świat wielkiej mody.
Świat ten jest okrutny i bezwzględny, nie ma w nim miejsca na sentymenty, prawdziwe przyjaźnie, empatię i wrażliwość. Jednego dnia robi się sesję dla Vogue, a kolejnego słyszy, że do tego pokazu ma się za dużo w biodrach i niczym się nie wyróżnia. Dodajmy do tego pracę pod presją, kilka pokazów mody w jednym dniu, na każdym inny makijaż, inna fryzura, a czasem nawet wybielanie brwi. Otrzymujemy mieszankę wybuchową, która jest prostą drogą do depresji, nerwicy czy stanów lękowych.
Bijoch opisuje świat mody takim jaki jest. Pokazuje, że być modelką oznacza ciągłą pracę, ciągłe chodzenia na castingi, ciągłe dbanie o bycie w centrum uwagi. To, że zostanie się zauważonym przez agencję i podpisuje z nią kontrakt nie jest jednoznaczne z angażem, pokazami mody i sesjami zdjęciowymi. O to trzeba zadbać samemu. Nie zrażać się odmowami, uparcie próbować i uzbroić się w cierpliwość. Czasem castingi to wielogodzinne czekania, które może skończyć się tak, że w ogóle nie mamy szansy się zaprezentować, bo inne modelki zajęły wszystkie wolne miejsca.
Zawód modelki to też życie w drodze i na walizkach, z daleka od rodziny, z przyjaciółmi ze świata mody. Mieszkanie w Nowym Yorku, poznawanie nowych ludzi, możliwość uczestniczenia w wydarzeniach, o których zwykło się czytać w gazetach czy na portalach plotkarskich, podróże do największych europejskich i światowych stolic mody. Można się tym zachłysnąć, oszaleć po pierwszej wypłacie i kolejnych, robić zakupy tylko u znanych projektantów. A można też zachować rozsądek, mieć świadomość, że modelką nie będzie się całe życie, spróbować zaoszczędzić czy zainwestować.
"Modelka" nie jest wybitną lekturą. Czyta się ją szybko, napisana jest prostym i przystępnym językiem. Pokazuje kulisy świata mody i robi to w szczerze, bez niepotrzebnego lukru czy czarnowidztwa. To nie jest zawód dla każdego. Nie wystarczy mieć ładnej buzi, idealnej sylwetki i odpowiedniego wzrostu. Trzeba mieć charakter, mocną psychikę i świadomość, że to jest tak naprawdę zawód na chwilę. Łatwo być na szczycie, ale równie łatwo z niego spaść i nie wrócić ponownie.
Książkę polecam szczególnie osobom, które myślą, że zawód modelki to łatwa i przyjemna praca, ale też osobom, które szukają czegoś lekkiego i równocześnie z morałem.

Na wstępnie trzeba zaznaczyć, że to nie jest autobiografia ani biografia Zuzanny Bijoch. Ona tylko tą książkę napisała i zawarła w niej swoje doświadczenia i obserwacje z parunastu lat, które spędziła w świecie mody. Jak uświadomimy sobie ten prosty fakt, możemy spokojnie przejść do dalszej lektury.
Z początku niestety próbowałam odnaleźć analogie między bohaterami a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wydawać by się mogło, że jak mamy alibi, osobę, która je potwierdzi to nic nam nie grozi. Nic bardziej mylnego... Policja ma się wykazać odpowiednimi statystykami, sąd ma się wykazać statystykami, a niewinna osoba idzie siedzieć, bo stała się ofiarą systemu i statystyk...

Autorka przedstawiła w książce siedem historii, z których nie wszystkie skończyły się happy endem. Znana chyba wszystkim i bardzo medialna sprawa Tomasza Komendy rozpoczyna ten cykl i śmiało można stwierdzić, że jest najbardziej delikatną z nich wszystkich. Michał Wierzchoń odsiaduje wyrok 25 lat, mimo że nie ma nawet śladowych dowodów jego winy. Część dowodów została zniszczona, więc nie ma nawet na czym oprzeć kolejnej apelacji. Sam przebieg sprawy w sądzie to jakaś farsa i tragikomedia. A niestety to prawda... Piotr Mikołajczyk, który okazuje się idealnym kozłem ofiarnym. Niedorozwinięty umysłowo, obcy dla mieszkańców wsi, a mimo to składa kwieciste zeznanie, w którym przyznaje się do winy. I też siedzi w więzieniu, bo nikomu z sędziów nie zapaliła się czerwona lampka, że może to jednak nie on jest mordercą?

Część z nich wyszła po kilku latach. Wróciła do życia. I co z tego? Więzienie ich zmieniło, zabrało im najlepsze lata życia, odcisnęło się piętnem na psychice. Nikt i nic, żadne pieniądze, żadne słowa nie zwrócą im tych straconych lat. Przytaczając słowa bohatera drugiego rozdziału, studenta polonistyki, który dosłownie znalazł się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie: "My, niewinnie skazani, nie rodzimy się na nowo, wychodząc z więzienia. Zmienia się tylko nasze miejsce pobytu, ale to jest nadal to samo nasze życie. Ja nadal jestem tym, którego w więzieniu bito, podpalano, poniżano. Nadal jestem człowiekiem, który siedział w więzieniu za niewinność. To się nie zmieniło. Przecież nieuniewinnienie nie jest dla mnie nagrodą. To jedynie orzeczenie stanu faktycznego".

Czytałam i nie wierzyłam, że to są prawdziwe historie, a nie wytwór wyobraźni autorki. Jak łatwo kogoś skazać na więzienie rzuconym podejrzeniem. Jak łatwo stać się głównym podejrzanym, bo było się w pobliżu miejsca zbrodni. Jak łatwo stać się ofiarą, gdy system tak działa, a właściwie nie działa. Jednego dnia jest się beztroskim, z głową w chmurach, a kolejnego jedyny widok jaki się ma to z małego okna celi. Przeraża mnie, że sądy tak działają. Że mimo braku jednoznacznych dowodów skazują kogoś, bo muszą mieć winnego. Przeraża mnie, że policjanci potrafią wymusić zeznania takie jakie oni chcą usłyszeć, że pozostają bezkarni w swoich działaniach, a nawet w skrajnych przypadkach dostają nagrody.

Ta książka jest mocna, brutalna i potrzebna. Żeby otworzyć oczy, pokazać tą niesprawiedliwość, ale też uczulić, że czasem jedno, opatrznie, wypowiedziane zdanie może komuś przekreślić całe życie. I uświadomić, że nikt z nas nie może się czuć bezpiecznie i pewnie.

Wydawać by się mogło, że jak mamy alibi, osobę, która je potwierdzi to nic nam nie grozi. Nic bardziej mylnego... Policja ma się wykazać odpowiednimi statystykami, sąd ma się wykazać statystykami, a niewinna osoba idzie siedzieć, bo stała się ofiarą systemu i statystyk...

Autorka przedstawiła w książce siedem historii, z których nie wszystkie skończyły się happy endem....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki A co wyście myślały? Spotkania z kobietami z mazowieckich wsi Agnieszka Pajączkowska, Aleksandra Zbroja
Ocena 6,6
A co wyście my... Agnieszka Pajączkow...

Na półkach: , , ,

Sięgnęłam po tę książkę z polecenia, trochę też dlatego, że reportaże można czytać z doskoku, po kilka stron dziennie, wracać po kilku dniach. Poza tym byłam ciekawa, tak po ludzku, czym różnią się kobiety mieszkające na wsi od tych w miastach.
Jedno jest pewne, życie na wsi diametralnie różni się od życia w mieście. Od małego obowiązki, inne priorytety, często trzeba siebie i swoje marzenia dołożyć na nieokreślone kiedyś. Dawniej kobiety były w cieniu mężczyzn. To oni przynosili do domu pieniądze, to oni mieli siłę by obsługiwać sprzęty rolnicze, to oni byli tymi, którym wolno było więcej. Małżeństwo tylko z człowiekiem ze wsi, bo miastowy nie zrozumie ile trzeba poświęcić. Obecnie troszkę się zmieniło, ale nadal czuć tą zaściankowość i brak wolności. Niby dzieci chodzą do szkół w większych miastach, niby nie są zmuszane do zajmowania się gospodarstwem po rodzicach, ale nie ma w nich takiej chęci poznania czegoś nowego, jakby ta wieś właśnie była w nich tak mocno zakorzeniona.
Ktoś może zarzucić, że jestem uprzedzona. Ja właśnie, czytając te wypowiedzi, odniosłam wrażenie, że to kobiety ze wsi czują się w obowiązku oceniać te z miasta. Jakby nie potrafiły zrozumieć, że każdy ma prawo żyć na własnych zasadach. Uderzyło mnie stwierdzenie, że my w mieście nie dbamy o siebie i wychodzimy byle jak ubrane do sklepu. Dla mnie to jest mój wybór, z którego korzystam. Czy też uwagi, że miastowe kobiety się nie malują, a przecież podkład i puder i tusz to podstawa. Kolejne ocenianie, kolejne robienie założeń.
Wieś jest hermetyczna, uprzedzona, ocenia innych. Na wsi jest trudniej się wybić, trudniej zawalczyć o siebie. I wieś jest podzielona, na starsze i młodsze pokolenie. Starsze to niestety msza w każdą niedzielę, Radio Maryja wieczorem, TV Trwam dla rozrywki. Młodsze zaczynają mieć powoli swoje zdanie, potrafię postawić granicę, zanegować coś, co im się nie podoba. Jednak na większe zmiany trzeba jeszcze poczekać.
Podsumowując, liczyłam na inną lekturę. Mniej wywiadów i rozmów, ale bardziej konkretnych, okraszonych wnioskami czy przemyśleniami obu stron. Podjęcie próby walki ze stereotypami. Skoro oddajemy głos kobietom, które zwykle stoją w cieniu mężczyzn, dajmy im powiedzieć coś więcej. Odniosłam wrażenie, że pomysł na książkę może i był dobry, ale coś po drodze się zepsuło i powstał taki sobie zbiór rozmów.

Sięgnęłam po tę książkę z polecenia, trochę też dlatego, że reportaże można czytać z doskoku, po kilka stron dziennie, wracać po kilku dniach. Poza tym byłam ciekawa, tak po ludzku, czym różnią się kobiety mieszkające na wsi od tych w miastach.
Jedno jest pewne, życie na wsi diametralnie różni się od życia w mieście. Od małego obowiązki, inne priorytety, często trzeba...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Niegrzeczne święta Meg Adams, Justyna Chrobak, Ewelina Dobosz, Anna Langner, Agnieszka Lingas-Łoniewska, Kinga Litkowiec, Beata Majewska, Katarzyna Berenika Miszczuk, Emilia Szelest, Robert Ziębiński
Ocena 6,2
Niegrzeczne św... Meg Adams, Justyna ...

Na półkach: , , , ,

Nie wiem co mnie podkusiło żeby sięgnąć po ten zbiór opowiadań. Po pierwsze nie lubię historii świątecznych, które w większości są cukierkowe, lukrowe i mocno odrealnione. Tutaj mamy aż dziesięć takich opowiastek i nie przesadzę pisząc, że jedna jest gorsza od drugiej. Złodziejka z policjantem, prostytutka z mamisynkiem, pielęgniarka z dawną miłością, znudzona prawniczka ze złodziejem...
Zdaję sobie sprawę, że są osoby, które czytają takie gnioty i jeszcze uważają, że to świetna lektura. Jednak dla mnie to było za dużo!
Podobały mi się dwa opowiadania, Katarzyny Bereniki Miszczuk i Roberta Ziębińskiego. Może dlatego, że Miszczuk znam z innych książek i wiem, że potrafi pisać. A ta druga historia spodobała mi się. Nie była cukierkowa, nie była wulgarna, była jakaś. Do tego po przeczytaniu obu opowiadań chętnie zostałabym z bohaterami na dłużej.
Resztę mogę podsumować tylko jednym zdaniem - miałam ciarki żenady czytając to. Zapisuję autorów ku przestrodze żeby nigdy nie sięgnąć po coś lekkiego, a w efekcie zaserwować sobie męki przy każdym kolejnym zdaniu.

Nie wiem co mnie podkusiło żeby sięgnąć po ten zbiór opowiadań. Po pierwsze nie lubię historii świątecznych, które w większości są cukierkowe, lukrowe i mocno odrealnione. Tutaj mamy aż dziesięć takich opowiastek i nie przesadzę pisząc, że jedna jest gorsza od drugiej. Złodziejka z policjantem, prostytutka z mamisynkiem, pielęgniarka z dawną miłością, znudzona prawniczka ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zacznę nietypowo, bo od wyznania. Nie lubię Nosowskiej. Pod żadną postacią. A mimo to sięgam po jej książki. Dlaczego? Bo są w pewnym sensie najmniej przesiąknięte nią i najmniej je z nią utożsamiam. Czyta się je dobrze, są pełne trafnych przemyśleń, nie ma miejsca na kompromisy ani podlizywanie się komukolwiek.
W "Powrocie z Bambuko" historie smutne i dołujące mieszają się z historiami jeszcze bardziej smutnymi i przygnębiającymi. Mocno utkwiła mi w głowie opowieść o pierwszej komunii. Dosłownie czułam ten fizyczny ból, stres, rosnącą gulę w gardle... Utożsamiałam się z tą małą dziewczynką, która siedziała po ciemku na zimnej klatce schodowej i czekała aż minie godzina... I zadawałam sobie po kilkakroć pytanie "jak można dziecko skazać na takie coś?". A takich przykładów jest więcej. Z każdej strony wyłania się walka o akceptację, o siebie, o lepsze jutro, o pozwolenie sobie na bycie sobą zamiast udawania kogoś innego. I z jednej strony czyta się to i momentami ma wrażenie, że patrzy w lustro. A z drugiej strony człowiek zaczyna się zastanawiać czy na pewno w jednej osobie może się zmieścić tyle nieszczęścia?
Nosowska próbuje pokazać, nauczyć, zachęcić żeby nie oceniać. Nie analizować, nie wchodzić w czyjeś buty. Żyj i daj żyć innym, nie każdy musi być taki sam. I jest to potrzebne, ale nie w takiej dawce. Pod koniec czułam się zmęczona tą książką i czekałam na coś pozytywnego, z humorem, coś co sprawi, że się uśmiechnę. Niestety nie doczekałam się...
Nie jest to łatwa lektura, ale warto po nią sięgnąć. Spróbować w niej znaleźć coś dla siebie, zastanowić się chwilę i spróbować coś zmienić w swoim życiu. Ja sięgam po Nosowską, bo lubię ją czytać. Nie zerkam na okładkę, nie zastanawiam się kto jest autorką, po prostu czytam, zaznaczam parę cytatów, zapisuję je w zeszycie, a potem książkę odkładam w kąt i nie wracam do niej drugi raz.
P.S. Zdecydowanie na plus są grafiki poprzedzające każdy rozdział. Ciekawe, intrygujące i spinające wszystko w jedną całość. Z chęcią bym nie jedną powiesiła na ścianie.

Zacznę nietypowo, bo od wyznania. Nie lubię Nosowskiej. Pod żadną postacią. A mimo to sięgam po jej książki. Dlaczego? Bo są w pewnym sensie najmniej przesiąknięte nią i najmniej je z nią utożsamiam. Czyta się je dobrze, są pełne trafnych przemyśleń, nie ma miejsca na kompromisy ani podlizywanie się komukolwiek.
W "Powrocie z Bambuko" historie smutne i dołujące mieszają się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie umiem jednoznacznie się ustosunkować do tej książki...
Z jednej strony porusza niezwykle ważny temat jakim jest depresja wśród nastolatków, samobójstwo, brak zrozumienia, brak akceptacji siebie.
A z drugiej strony czegoś mi w niej zabrakło... Porównując ją do "13 powodów", która dotyczyła podobnej tematyki, wypada nieco gorzej.
Finch jest oczytany, inteligentny, zabawny, a z drugiej strony pogubiony i szukający pomocy. Violet natomiast jawi się jako ta, która pomoc otrzymała, a sama dała ją za późno. Skupiona na sobie, swoich problemach nie potrafiła pomóc Finchowi, zawalczyć o niego.
I w to wszystko wmieszane cytaty z Virginii Woolf i nie tylko, które w moim odczuciu, miały podnieść wartość książki i zepchnąć na drugi plan momentami drętwe dialogi.

Nie umiem jednoznacznie się ustosunkować do tej książki...
Z jednej strony porusza niezwykle ważny temat jakim jest depresja wśród nastolatków, samobójstwo, brak zrozumienia, brak akceptacji siebie.
A z drugiej strony czegoś mi w niej zabrakło... Porównując ją do "13 powodów", która dotyczyła podobnej tematyki, wypada nieco gorzej.
Finch jest oczytany, inteligentny,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To nie jest łatwa lektura. Zdecydowanie trzeba się do niej odpowiednio przygotować: zaparzyć kubek ulubionej herbaty, otulić się kocem, mieć w zasięgu ręki paczkę chusteczek. Dopiero teraz można zabrać się za czytanie.

Książka podzielona jest na trzy części. Pierwsza jest radosna, lekka, wywołująca uśmiech na twarzy. Luźne wspomnienia na temat matki. Jej sposób na radzenie sobie z problemami, wzajemne relacje, typowe powiedzonka. Można się zaśmiać pod nosem, można znaleźć analogie do własnej matki, można też poczuć, że trochę taka uniwersalna ta książka. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie i może też kawałek siebie?
A potem przychodzi część druga. Diagnoza, powolne umieranie i próba oswojenia tego całego procesu. I nagle role się odwracają, teraz matka potrzebuje opieki, teraz ona jest zagubiona i bezradna, a córka musi szybko dorosnąć, by sprostać tej nowej sytuacji. Czytanie w tym momencie boli. Emocje wdzierają się do środka nieproszone i nie sposób się ich pozbyć.
A będzie tylko trudniej, bo trzecia część to próba przeżycia żałoby. Autorka pokazuje to, czego zazwyczaj nie widać. Bo dla większości śmierć bliskiej osoby oglądana z boku kończy się w momencie pogrzebu. Potem każdy odchodzi do własnych obowiązków, a osoba w żałobie musi sobie radzić sama. Tylko jak sobie nagle poradzić jak z każdej strony, z każdego kąta widać tą pustkę? Każda rzecz przypomina o matce, która jeszcze niedawno była?

Powiedzieć, że to trudna lektura, to jakby nie powiedzieć nic. Jest to też bardzo potrzebna książka. Czujemy się jakbyśmy byli obok autorki, przeżywali z nią każdy dzień, czujemy te emocje, ten smutek, ból, rozpacz i najgorsze, że nie możemy w żaden sposób jej pomóc. Jesteśmy biernymi obserwatorami. Możemy tylko płakać.

Ta książka pozostawia czytelnika z kacem moralnym i garścią rzeczy, które trzeba przemyśleć. Pozostawia też swojego rodzaju pustkę i wprowadza w odrętwienie. Jest napisana w sposób tak mocny i sugestywny, że nie da się jej po prostu odłożyć na półkę i wrócić do codziennych obowiązków. Po niej nic już nie będzie takie samo, a kolejna książka, którą wybierze się do czytania okaże się błaha i niepotrzebna.

Mimo, że lektura to była dla mnie wyjątkowo trudna i emocjonalna jest to najlepsza książka jaką przeczytałam w tym roku.

To nie jest łatwa lektura. Zdecydowanie trzeba się do niej odpowiednio przygotować: zaparzyć kubek ulubionej herbaty, otulić się kocem, mieć w zasięgu ręki paczkę chusteczek. Dopiero teraz można zabrać się za czytanie.

Książka podzielona jest na trzy części. Pierwsza jest radosna, lekka, wywołująca uśmiech na twarzy. Luźne wspomnienia na temat matki. Jej sposób na radzenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Marka Niedźwieckiego lubię i szanuję, mimo że nigdy nie słuchałam jego audycji w radiowej Trójce. Znam go tylko z jego książek, które czyta się przyjemnie, a jeszcze więcej radości sprawia słuchanie audiobooków czytanych przez samego autora.

Najnowsza książka pana Marka ma gorzki początek, opisuje swoje ostatnie dni pracy w Trójce. Pojawia się swojego rodzaju nostalgia, bo jak sam pisze, chciał poprowadzić 2000 wydanie Listy Przebojów. Zabrakło mu dosłownie dwóch...
A potem w kolejnych rozdziałach możemy przeczytać wspomnienia Niedźwieckiego z różnych okresów jego życia, z nieodłączną muzyką w tle. Niesamowite jest to jak potrafi opisywać albumy, które są dla niego ważne, artystów których poznał nie zanudzając przy tym czytelnika. Przyznaję, że większość nazwisk czy tytułów była dla mnie obca, jednak przyjemność z czytania miałam taką samą jak w przypadku znanych zespołów.
Oprócz muzyki pojawia się również Australia i góry Izerskie, trochę kuchni, trochę zakupów, trochę codziennego życia.
Może nie jest to odkrywcza literatura, część wątków pojawiła się w Radiocie, jednak ma w sobie coś, co sprawia, że czyta się ją przyjemnie, szybko i trochę szkoda gdy pojawia się końcowa strona.

Żal też, że jest coraz mniej osób, które są tak skromne i kompetentne. Które reprezentują coś swoją osobą i nie są to kolejne afery czy skandale. Sam Niedźwiecki podkreśla kilkukrotnie na łamach książki, że on już nic musi. I jest w tym wszystkim szczery i otwarty, nie ma lansowania się, podlizywania czytelnikom. Nie zgadzam się, że nic nie musi. Musi, napisać kolejną książkę, bo tą czytało się świetnie!

Marka Niedźwieckiego lubię i szanuję, mimo że nigdy nie słuchałam jego audycji w radiowej Trójce. Znam go tylko z jego książek, które czyta się przyjemnie, a jeszcze więcej radości sprawia słuchanie audiobooków czytanych przez samego autora.

Najnowsza książka pana Marka ma gorzki początek, opisuje swoje ostatnie dni pracy w Trójce. Pojawia się swojego rodzaju nostalgia, bo...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Siła honoru Agnieszka Lingas-Łoniewska, Anna Szafrańska, Linda Szańska
Ocena 7,7
Siła honoru Agnieszka Lingas-Ło...

Na półkach: , , ,

Na początek spore zaskoczenie, bo autorka pisze pod pseudonimem. Nie wiemy jak wygląda, ile ma lat - cała ta otoczka nadaje książce aurę tajemniczości.

Sam początek nie zachwycił. Pierwsze dwa, trzy rozdziały ciągnęły się w leniwym tempie, a Kalina drażniła mnie z każdą stroną coraz bardziej. Ot, panienka wpadła na przypakowanego mięśniaka i będzie z tego wielka miłość. A potem akcja zaczęła się rozkręcać i naprawdę ciężko było odłożyć książkę.

Główni bohaterowie, czyli Kalina i Gabriel to mieszanka wybuchowa. Oboje z mocnymi charakterami i lubiący postawić na swoim. Ona, córka znanego polityka, która zdecydowała, że chce iść przez życie na własnych warunkach. Zaczyna studia w Poznaniu, znajduje dwie dorywcze prace i jak się potem okazuje miłość swojego życia. On, od początku wychowywany w mafijnym świecie, przyszły następca ojca na czele poznańskiej mafii. Z jednej strony zepsuty, a z drugiej mający swoje zasady.
Nie można nie wspomnieć o wyrazistych postaciach drugoplanowych. Diabeł, który od samego początku zdobył moją sympatię, a jego dialogi z Gabrielem wywoływały uśmiech na twarzy. Klara, która pojawia się w najmniej spodziewanym momencie i robi troszkę zamieszania. I nawet Glista, którego pseudonim wiele o nim mówi.

Wątek romantyczny, momentami przypominający niestety Greya, miesza się z porachunkami mafii w Poznaniu i wyszło z tego całkiem niezłe połączenie. Mnie bardziej interesowała ta druga tematyka, jak to wyglądało od kuchni, jak przebiegały spotkania, kto był kim. I tutaj się nie zawiodłam. Chociaż czytając miałam refleksję, że polska mafia sprowadza się do grupki panów, którym się w życiu nudzi i chcą poudawać strasznych i groźnych. Sprowadza się to do handlu autami, dilerki i niestety handlu kobietami. Porównując to do Yakuzy czy Camorry mamy grupę panów strojących groźne miny, jeżdżących autami z przyciemnianymi szybami i wysiadującymi godzinami w knajpach.

Drażniła mnie też nieco postać Kaliny. Nie wiedziała czym zajmuje się Gabriel i ani raz nie zapaliła się jej czerwona lampka w głowie, że może jednak trzeba zrobić w tył zwrot i uciekać od niego jak najdalej. Nawet gdy powiedział jej o sobie wszystko, ona uparcie w to brnęła. Może to efekt uboczny wychowania jakie wyniosła z domu? Ja na jej miejscu nie pakowałabym się w związek, w którym mam takie atrakcje jak porwanie połączone ze szprycowaniem narkotykami czy widmo pracy w niemieckim burdelu.

Podsumowując, książka nie jest wybitna, jednak jak na debiut czyta się naprawdę dobrze, historia jest wciągająca, akcja dzieje się szybko i nie sposób się nudzić podczas lektury. Porównując ją do innych o podobnej tematyce wypada naprawdę dobrze. Muszę przyznać, że po drugą część pewnie sięgnę, sprawdzić jak potoczyły się losy głównych bohaterów i nie tylko.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Burda Książki.

Na początek spore zaskoczenie, bo autorka pisze pod pseudonimem. Nie wiemy jak wygląda, ile ma lat - cała ta otoczka nadaje książce aurę tajemniczości.

Sam początek nie zachwycił. Pierwsze dwa, trzy rozdziały ciągnęły się w leniwym tempie, a Kalina drażniła mnie z każdą stroną coraz bardziej. Ot, panienka wpadła na przypakowanego mięśniaka i będzie z tego wielka miłość. A...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo chciałam przeczytać tą książkę ze względu na osobę Stachury. Zwanego poetą przeklętym, owianego nutką tajemnicy, który swoje życie skończył w dość dramatycznych okolicznościach.
I niestety trochę mnie ta książka rozczarowała. Wspomnienie maszynisty, który potrącił Steda? Na usta ciśnie się pytanie po co i na co? Chyba żeby przyciągnąć czytelników sensacją, bo tak naprawdę człowiek za wiele do powiedzenia nie miał i nie wniósł nic w obraz Stachury jako człowieka.
Z pozostałych wspomnień, które niestety w większości są pisane przez pryzmat jego twórczości, jawi się człowiek zagubiony w tamtym świecie, głęboko niezrozumiany, odrzucony, ale też wrażliwy i nietuzinkowy. On po prostu nie pasował do czasów, w których przyszło mu żyć i tworzyć...
Najbardziej wartościowe były, według mnie, wspomnienia Piotra Müldnera-Nieckowskiego, zawarte w apendyksie. Opisał okoliczności w jakich poznał się ze Stedem, ich wspólną relację, która zmieniała się przez lata i to jak próbował mu pomóc po nieudanej próbie samobójczej.
Generalnie uważam, że lepiej poznać Stachurę poprzez jego twórczość niż tą książkę...

Bardzo chciałam przeczytać tą książkę ze względu na osobę Stachury. Zwanego poetą przeklętym, owianego nutką tajemnicy, który swoje życie skończył w dość dramatycznych okolicznościach.
I niestety trochę mnie ta książka rozczarowała. Wspomnienie maszynisty, który potrącił Steda? Na usta ciśnie się pytanie po co i na co? Chyba żeby przyciągnąć czytelników sensacją, bo tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Rewelacyjna książka, która powinien przeczytać każdy z nas! Wydaje się nam, że nie mamy problemu z telefonem przyrośniętym do ręki, a media społecznościowe przeglądamy dla relaksu. A jednak, okazuje się, że komórka jest problemem, a Facebook i Instagram to pożeracze czasu i co więcej wszystko to znajduje swoje uzasadnienie. Autor w sposób łatwy, zrozumiały i przystępny dla każdego opisuje mechanizmy jakie rządzą naszym mózgiem. Nie daje gotowych rozwiązań na każdy z opisywanych problemów, jednak lektura książki zmusza do refleksji i odłożenia telefonu, a na pewno do korzystania z niego z rozwagą. Liczne przykłady badań naukowych są przytaczane na potwierdzenie tez, które stawia autor.
Mimo, że pozornie jest to lektura łatwa i przystępna warto czytać ją w skupieniu i dać sobie czas na przemyślenie kolejnych rozdziałów i spróbować wyciągnąć wnioski i zmienić swoje relacje z telefonem i nie tylko.

Rewelacyjna książka, która powinien przeczytać każdy z nas! Wydaje się nam, że nie mamy problemu z telefonem przyrośniętym do ręki, a media społecznościowe przeglądamy dla relaksu. A jednak, okazuje się, że komórka jest problemem, a Facebook i Instagram to pożeracze czasu i co więcej wszystko to znajduje swoje uzasadnienie. Autor w sposób łatwy, zrozumiały i przystępny dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo ciekawa książka, która czyta się dość szybko. Początkowo odnosi się wrażenie, że każdy rozdział jest o kimś innym i nijak te kobiety, a potem dołączający do nich mężczyzna, nie tworzą spójnej całości. Jednak z upływem kartek losy bohaterów zaczynają się przeplatać i czytając zaczynamy myśleć nad zakończeniem. I gdy dochodzi do wielkiego finału i wydaje się, że wszystko jest oczywiste, autorka serwuje nam kolejny zwrot akcji i całkiem niespodziewane zakończenie!
Książką wciągająca, mimo że momentami wydaje się, że jest o niczym i nie klei się w całość. Czyta się szybko i przyjemnie.

Bardzo ciekawa książka, która czyta się dość szybko. Początkowo odnosi się wrażenie, że każdy rozdział jest o kimś innym i nijak te kobiety, a potem dołączający do nich mężczyzna, nie tworzą spójnej całości. Jednak z upływem kartek losy bohaterów zaczynają się przeplatać i czytając zaczynamy myśleć nad zakończeniem. I gdy dochodzi do wielkiego finału i wydaje się, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czytałam tą książkę długo, ze względu na jej objętość oraz fakt, że czytałam w ciągu dnia. Czytanie przed snem zbyt mocno działało na moją wyobraźnię.
Początkowo nie mogłam się wciągnąć. Mnogość postaci, szczegółowe opisy ich życia, przeskoki w czasy dzieciństwa i teraźniejszość i wszystko to nijak się ze sobą nie łączyło. W pewnym momencie losy głównych bohaterów się ze sobą złączyły, a akcja nabrała niesamowitego tempa i nie wiadomo kiedy zaczęłam zbliżać się ku końcowi. Samo zakończenie było zaskakujące, zło z czegoś namacalnego i innego dla każdego, przybrało odrobinę paranormalną postać.
W tym wszystkim na osobną wzmiankę zasługuje wątek przyjaźni, tzw. Klubu Frajerów. Paczka przyjaciół, którzy pozornie do siebie nie pasują, a potrafią spędzać ze sobą czas i świetnie się bawić. A jak trzeba to również stawić czoło Temu.
"To" to kwintesencja Kinga. Mamy tutaj wszystko, co jest dla niego charakterystyczne - długie i szczegółowe opisy, historię z dreszczykiem, zjawiska paranormalne. Nie jest to książka na weekend, nie da się jej czytać w podróży ze względu na rozmiar, ale zdecydowanie warto po nią sięgnąć. "To" jest chyba najlepszą książką Kinga jaką miałam przyjemność do tej pory przeczytać.

Czytałam tą książkę długo, ze względu na jej objętość oraz fakt, że czytałam w ciągu dnia. Czytanie przed snem zbyt mocno działało na moją wyobraźnię.
Początkowo nie mogłam się wciągnąć. Mnogość postaci, szczegółowe opisy ich życia, przeskoki w czasy dzieciństwa i teraźniejszość i wszystko to nijak się ze sobą nie łączyło. W pewnym momencie losy głównych bohaterów się ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Chciałam tą książkę przeczytać ze względu na to, że lubię reportaże dotyczące seksu, seksualności, parafilii i wszystkiego co związane z tym tematem. Ponieważ to nie pierwsza moja książka o takiej tematyce, więc część rozdziałów nie była dla mnie nowością. Duże wrażenie zrobiła na mnie część o seksualności kobiet z niepełnosprawnością intelektualną. Myślę, że ten temat jest nadal pomijany, mało się o nim mówi, a okazuje się, że jest szalenie ważny i potrzebny.
Czytało się ją szybko i przyjemnie. Mnie nie zaskoczyła, ale myślę, że powinna być lekturą obowiązkową dla każdej kobiety i każdego mężczyzny. Szczególnie, że sporo tematów jest poruszanych w odniesieniu do tego jak kościół wpływa na nasze myślenie i postrzeganie siebie.

Chciałam tą książkę przeczytać ze względu na to, że lubię reportaże dotyczące seksu, seksualności, parafilii i wszystkiego co związane z tym tematem. Ponieważ to nie pierwsza moja książka o takiej tematyce, więc część rozdziałów nie była dla mnie nowością. Duże wrażenie zrobiła na mnie część o seksualności kobiet z niepełnosprawnością intelektualną. Myślę, że ten temat jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Początek zapowiadał się obiecująco. Dużo wiedzy przekazanej w przystępny sposób, bez moralizatorskiego tonu i pokazywania, że less/zero waste to jedyna słuszna droga. Niestety, im bliżej końca, w tym gorszą stronę to szło. Zakończenie dyskusją o polityce przelało czarę goryczy. Zupełnie niepotrzebne i nie na miejscu.
Co jeszcze na minus? Porady odnośnie napełniania własnej butelki wodą i przykłady z Azji. Jeśli książka jest pisana przez Polkę i wydana w 2019 roku to można podać przykłady z polskiego podwórka. Szczególnie, że temat less waste jest u nas popularny już jakiś czas.
Jeśli ktoś jest zupełnym laikiem w temacie less waste to może sięgnąć po tą książkę. Moim zdaniem jest o wiele więcej książek, które podchodzą do tematu w ciekawy i merytoryczny sposób.

Początek zapowiadał się obiecująco. Dużo wiedzy przekazanej w przystępny sposób, bez moralizatorskiego tonu i pokazywania, że less/zero waste to jedyna słuszna droga. Niestety, im bliżej końca, w tym gorszą stronę to szło. Zakończenie dyskusją o polityce przelało czarę goryczy. Zupełnie niepotrzebne i nie na miejscu.
Co jeszcze na minus? Porady odnośnie napełniania własnej...

więcej Pokaż mimo to