Teraz oto jestem. Edward Stachura we wspomnieniach Jakub Beczek 6,9
ocenił(a) na 944 tyg. temu Książka składa się z 40. wspomnień osób, które z różną częstotliwością spotykały się z Edwardem Stachurą, niektórzy znali go dobrze, inni zetknęli się z poetą zaledwie raz. Są wśród nich redaktorzy poczytnych tytułów prasy literackiej, znajomi poeci, animatorzy kultury, graficy, profesorowie a nawet motorniczy elektrowozu, który pod Bednarami potrącił Steda. Wszystkie wspomnienia były nagrywane, a zapisane wersje oddano ich autorom do autoryzacji. Jakub Beczek, pomysłodawca całego przedsięwzięcia, nie zamieszcza żadnych komentarzy od siebie. Materiały do zbioru wspomnień zbierane były przez 5 lat, niektórzy znajomi Steda odmówili współpracy, inni wycofywali się w trakcie zbierania materiałów, ale liczą się ci, którzy podjęli wyzwanie.
Książka zawiera wielokrotny, nieoczywisty i subiektywny portret Edwarda Stachury. Wielość ujęć i opinii daje dynamiczny obraz pisarza, pozwala uniknąć jednoznacznych i uproszczonych definicji, raczej zachęca do poszukiwania w prezentowanych relacjach punktów wspólnych. Poznajemy więc opinie obojętne, ironiczno-sceptyczne, obiektywne lub pełne fascynacji a nawet uwielbienia. Czytając je otrzymujemy sugestywne tropy, ale obraz Stachury musimy zbudować sami. Książka jest zupełnie innym, według mnie, nowatorskim spojrzeniem na życie Steda. Pozwala także poznać realia życia w PRL-u i klimat panujący w artystycznym światku stolicy w tamtych czasach.
Jaki jest, więc portret Edwarda Stachury, który zbudowałam, na podstawie relacji zamieszczonych w tych wspomnieniach?
Według mnie Sted, ponad wszystko, chciał być niezależny. Zawsze manifestował przekonanie, że jest pewny słuszności swoich przekonań. Był przekonany, że jest wyjątkowym pisarzem. Wszelką krytykę znosił bardzo źle. Miał, tylko jemu znane zasady, których się trzymał. Jeśli uznał, że jego wartości zostały naruszone, potrafił bez słowa opuścić towarzystwo, które się tego grzechu dopuściło. Nie miał potrzeby tłumaczenia swojego zachowania i nie podejmował dyskusji na ten temat.
Do kobiet miał stosunek ambiwalentny, często je mitologizował, nie znosił tych nachalnych i wulgarnych. Dbał o swój wygląd i był lubiany przez kobiety, ale zachowywał wobec nich dystans. Nie dopuszczał, aby w jego obecności ktoś wypowiadał się źle lub nienawistnie na ich temat. Unikał rozmów o seksie i wolnym seksie, które były na porządku dziennym w artystycznym światku stolicy.
Był programowo apolityczny, chociaż to i owo skapnęło mu od władców PRL-u w postaci profitów (nagrody w konkursach poetyckich, stypendia zagraniczne, drukowanie jego twórczości w prasie literackiej),władza w zamian nigdy nie doczekała się od niego panegiryku.
Aby uniemożliwić próby nacisku ze strony władzy Sted, nigdy nie podjął pracy na etacie, wystąpił też z ZLP.
Jego światopogląd religijny też był niejednoznaczny, raczej nie wypowiadał się lub posługiwał niedomówieniami, gdy rozmawiano o Bogu.
Jeśli czegoś zapragnął, natychmiast to realizował, dlatego funkcjonował jak przelotny ptak, który nie może być wciąż w jednym miejscu. Często bywał bez grosza, ratował się pieniędzmi wygranymi w pokera lub szachy, a potrafił ogrywać najlepszych. Jeśli miał pieniądze, a ktoś był w potrzebie, nigdy ich nie skąpił, aby pomóc znajomym a nawet nieznajomym.
Jako student nie był wzorem, na KUL-u podpadał wielokrotnie i był traktowany jak enfant terrible. Oburzył się okrutnie, gdy kazano mu zwrócić miejscowemu proboszczowi pieniądze, które wygrał z nim w pokera. Stwierdził, że gdyby to on przegrał, ksiądz nigdy nie oddałby mu pieniędzy. I oczywiście się nie podporządkował. Nie zdał egzaminu z literatury romańskiej, choć się nią interesował (może chciano się go po prostu pozbyć). Studia dokończył na UW, a pracę magisterską pisał o nadrealiście Henrim Michaux, którego utwór "Gdzie indziej" niedawno zamieściłam i komentowałam w mojej biblioteczce na LC. Nadrealizm chyba go zaciekawił, ponieważ nawiązał znajomość z polskim malarzem tego nurtu Ildefonsem Houweltem. Reprodukcje jego obrazów umieścił na ścianach swojego mieszkania.
Wielką miłością Steda była koleżanka ze studiów, pisarka Zyta Oryszyn, a rozpad ich małżeństwa po 10. latach trwania związku, boleśnie go zranił. Choć życie, jakie wiódł, raczej nie rokowało trwałego związku z kobietą.
Na chorobę afektywną dwubiegunową zapadł w 1978 r. Wypadek w Bednarach, w którym stracił 4 palce prawej dłoni, nie był przypadkowy. Gdyby kolejarze i sanitariusze nie zdążyli w porę go pochwycić, rzuciłby się natychmiast ponownie pod najbliższy nadjeżdżający pociąg. Jego przyjaciel lekarz, który opiekował się nim po wypadku uważał, że psychiatrzy ze szpitala w Ząbkach, faszerowali Stachurę lekami, które tylko pogłębiały depresję poety.
24 lipca 1979r. znaleziono ciało Steda w jego mieszkaniu. Zabił się po trzykroć, aby umrzeć na 100%: zażył leki psychotropowe, podciął sobie żyły (nieskutecznie) i w końcu się powiesił. Przyczyną śmierci było zadzierzgnięcie. Miał 42 lata.
Pomysł na ukazanie Steda w formie wspomnień osób, które się z nim zetknęły, jest według mnie bardzo interesujący. Doceniam również wstrzemięźliwość (brak własnych komentarzy o Stedzie) i skromność pana Jakuba Beczka, który swoje imię i nazwisko umieścił dopiero na karcie tytułowej książki pod słowami: wybór i opracowanie. W ten sposób, autorami książki, uczynił 40 osób, które podzieliły się z czytelnikami swoimi wspomnieniami o poecie. Dobrym rozwiązaniem było także umieszczenie na końcu książki krótkiego kalendarium ułatwiającego uporządkowanie życiorysu Edwarda Stachury. Bezcenny jest również indeks osób wspominanych w książce. Ułatwia on znacznie lekturę, pozwala skutecznie wrócić do przeczytanych fragmentów, gdy ma się taką potrzebę.