-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1140
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać366
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2017-08-13
2017-05-02
"Niewidzialny człowiek" jest którąś już z kolei klasyczną historią Wellsa, z którą się zapoznałam, i jak zwykle u tego pisarza jest ona napisana niezwykle zręcznie, dzięki czemu wciąga od pierwszych stron. Jednak posiada ona też element, którego się po tym autorze nie spodziewałam - główny bohater opowieści jest mianowicie postacią antypatyczną. Muszę przyznać, że nieźle mnie to zaskoczyło i stanowiło duży powiew świeżości wśród innych sławnych książek fantastycznych Wellsa.
Podobnie jak w "Wyspie doktora Moreau", na początku opowieść jest bardzo tajemnicza - czytelnik z niecierpliwością wyczekuje rozwikłania strasznego sekretu, podczas gdy autor podsuwa mu jedynie pewne tropy. Udało mu się nawet mnie zwieść! Innym dużym plusem są barwni bohaterowie, zwłaszcza odmalowani z poczuciem humoru mieszkańcy Iping. Między innymi ze względu na nich, jak również na to, że początek historii jest najbardziej niejednoznaczny, rozdziały rozgrywające się w Iping uważam zresztą za najlepszą część książki.
Niestety, im bliżej ku końcowi, tym bardziej portet psychologiczny bohatera tytułowego staje się jednowymiarowy. Uwaga, spoilery: nie tylko nie chwieje się on ani na moment w swoich postanowieniach, ale nawet nie żałuje nigdy decyzji o staniu się permanentnie niewidzialnym! Widzi co prawda wynikłe z tego kłopoty, ale to wszystko.
Szkoda, bo liczyłam na większy balans między warstwą przygodową a psychologiczną powieści - taki, jaki udało się autorowi osiągnąć w o rok tylko późniejszej "Wojnie światów". Mimo to jednak bardzo miło wspominam lekturę "Niewidzialnego człowieka" i jak najbardziej polecam tę krótką powieść wszystkim miłośnikom fantastyki. Nie bez powodu stała się ona w końcu klasykiem w swej kategorii.
"Niewidzialny człowiek" jest którąś już z kolei klasyczną historią Wellsa, z którą się zapoznałam, i jak zwykle u tego pisarza jest ona napisana niezwykle zręcznie, dzięki czemu wciąga od pierwszych stron. Jednak posiada ona też element, którego się po tym autorze nie spodziewałam - główny bohater opowieści jest mianowicie postacią antypatyczną. Muszę przyznać, że nieźle...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-04-10
W odróżnieniu od sporej części recenzentów, mnie konstrukcja książki i styl autorów nie przeszkadzały zbytnio w czytaniu. Przerwy, jakie robiłam sobie w lekturze, nie były więc spowodowane jakością tekstu, ale koniecznością odpoczynku od tej niezwykle depresyjnej historii. Nic, tylko siąść i płakać, niestety. I być wdzięcznym za fakt, że nie jest się zmuszonym żyć w opisywanym mieście.
W odróżnieniu od sporej części recenzentów, mnie konstrukcja książki i styl autorów nie przeszkadzały zbytnio w czytaniu. Przerwy, jakie robiłam sobie w lekturze, nie były więc spowodowane jakością tekstu, ale koniecznością odpoczynku od tej niezwykle depresyjnej historii. Nic, tylko siąść i płakać, niestety. I być wdzięcznym za fakt, że nie jest się zmuszonym żyć w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-04-07
Książeczka składa się z kilku części: pamiętnika, opisu filozofii świętej w dalszych latach jej życia, anegdotek i proroctw. Pierwsza z nich, czyli wspomnienia św. Józefiny Bakhity, jest bardzo poruszająca z powodu opisu okrucieństw, jakich doświadczyła ona w swym niewolniczym życiu. Jednak z drugiej strony, zakonnica podkreśla, ile otrzymała od Boga nawet w tym okresie, i patrzy nań wstecz jako na wydarzenia, które ostatecznie doprowadziły ją do poznania wiary katolickiej.
Druga część, napisana już z perspektywy osób trzecich, pełna jest cytatów ze świętej na temat wiary i sposobu przeżywania życia. I muszę przyznać, że jej niezachwiane przekonanie co do opieki Bożej, postawa pełna wdzięczności i proste, lecz stanowcze zasady są naprawdę inspirujące. Z tego powodu cieszę się, że natknęłam się na opisywaną publikację i mogłam poznać niezwykłą postać św. Józefiny Bakhity.
Zabrakło mi jedynie większej dokładności w biografii tej zakonnicy, w okresie nieobjętym już jej wspomnieniami. Brak tu chociażby jakiejkolwiek informacji na temat miejsca pochówku świętej czy procesu kanonizacyjnego (bardzo chętnie dowiedziałabym się np. jakie cuda dokonane za jej wstawiennictwem zostały w nim wzięte pod uwagę).
Polecam, ta krótka lektura potrafi bardzo zmotywować do bycia lepszym chrześcijaninem i do dostrzegania każdego dobra w swoim życiu.
Książeczka składa się z kilku części: pamiętnika, opisu filozofii świętej w dalszych latach jej życia, anegdotek i proroctw. Pierwsza z nich, czyli wspomnienia św. Józefiny Bakhity, jest bardzo poruszająca z powodu opisu okrucieństw, jakich doświadczyła ona w swym niewolniczym życiu. Jednak z drugiej strony, zakonnica podkreśla, ile otrzymała od Boga nawet w tym okresie, i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-04-05
Książka ta jest z jednej strony intrygująca, gdyż prezentuje wycinek amerykańskiej rzeczywistości z końca lat pięćdziesiątych, czyli świata, którego już nie ma. Z drugiej strony, jest też bardzo przygnębiająca czy wręcz smutna - jako że owym wycinkiem jest konflikt na tle rasowym, czyli mówiąc wprost problem segregacji i rasizmu wobec czarnoskórych mieszkańców kraju.
Dla współczesnego czytelnika okrucieństwo codziennej dyskryminacji tamtych czasów jest szokujące; tym bardziej, że poznajemy je z osobistej perspektywy konkretnego człowieka i jego przyjaciół, a nie z suchego podręcznika historii. A jest to człowiek, który jeszcze do niedawna był obywatelem pierwszej kategorii, lecz zmiana li tylko koloru skóry sprowadziła go nagle na zupełnie nowy, podrzędny poziom. Opisy pogarszającego się stanu ducha autora są przejmujące, a nawet przerażające, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Griffin był jedynie "tymczasowym" Murzynem, podczas gdy prawdziwi czarni Amerykanie musieli wówczas znosić podobne emocje przez całe swoje życie.
Dodatkowym plusem jest to, że pisarz, choć potępia wyraźnie białych rasistów i współczuje czarnoskórym, nadal stara się zrozumieć obie strony. Próbuje dociec, skąd u białych biorą się tak szkodliwe przekonania, jak również zasygnalizować wewnętrzne problemy w społeczności czarnych. Jeśli chodzi o styl książki, to jest ona napisana dość prostym, ale ciekawym językiem. A ze względu na szczegółowość zapisków i obfitość fragmentów mówiących o emocjach autora, Griffin staje się nam na swój sposób bliski i każdy afront, jakiego doznaje on sam oraz towarzysze jego niedoli, oburza także i nas.
Cennym dodatkiem są w tym wydaniu zdjęcia z podróży pisarza. Także posłowie opisujące koleje życia Griffina rzuca mnóstwo nowego światła na cały reportaż i prezentuje inne ciekawe pozycje z dorobku autora (np. książkę o ślepocie, którą napisał w okresie, gdy był niewidomy).
Książka ta jest z jednej strony intrygująca, gdyż prezentuje wycinek amerykańskiej rzeczywistości z końca lat pięćdziesiątych, czyli świata, którego już nie ma. Z drugiej strony, jest też bardzo przygnębiająca czy wręcz smutna - jako że owym wycinkiem jest konflikt na tle rasowym, czyli mówiąc wprost problem segregacji i rasizmu wobec czarnoskórych mieszkańców kraju.
Dla...
2017-03-12
Nie żałuję lektury, ale mam parę problemów z tą książką i pewien żal do autora. O co chodzi? Już tłumaczę.
PROBLEMY:
Lektura często mi się nużyła i ciągnęłam ją na siłę, bo styl pisania nie jest jakiś zachwycający, a czasami wręcz wytrąca z opowieści (wrócę jeszcze do tego). W skrócie to czasem jest za prosto (czyli nudno), a czasem zbyt filozoficznie. Jak zauważyli inni użytkownicy, stylistycznie blisko tej książce do powieści P. Coelho czy E.-E. Schmitta.
Nie podobał mi się też motyw wyznawania przez głównego bohatera trzech różnych religii, bo autor niestety strasznie je wszystkie spłaszczył i powypaczał, byle je jakoś pogodzić. W sumie można by to złożyć na karby tego, że Pi jest bardzo młodą osobą i po prostu jeszcze nie zrozumiał wiele rzeczy, ALE narracja prezentuje nam ten bezpodstawny w zasadzie melanż religii jako coś niezwykle mądrego. Jak już wspomniał tu ktoś inny, nie ma żadnej głębszej próby pogodzenia tych trzech wyznań, ot, po prostu udajemy, że nie ma w nich żadnych sprzeczności czy twardych doktryn i tyle. To po co w ogóle wyznawać którąkolwiek z nich zamiast trzymać się jakiegoś ogólnego teizmu, ja się pytam? Bo do tego duchowość Pi się w praktyce sprowadza.
No i największy grzech tej powieści, którego jako jedynego nie mogę jej wybaczyć: zmienny poziom prawdopodobieństwa. Tak, jest w niej pewna doza baśniowości, począwszy już od genezy imienia głównego bohatera. Jednakże cały czas autor stara nam się jednocześnie przedstawić swą historię jako coś realnego. I o dziwo, prawie mu się to udaje - relacja chłopca z tygrysem i ich gehenna na oceanie jest niemal w całości bardzo przekonująca. To dlatego, że z jednej strony dziki zwierz pozostaje tu zawsze dzikim zwierzem, a nie przyjacielem, a tygrysia psychika jest bardzo sprawnie oddana. Z drugiej strony mamy mnóstwo opisów tego, co robił Pi, by przeżyć, i wszystko to - konstrukcja narzędzi, łowienie ryb, próby ułożenia sobie relacji z pasiastym - jest tak pełne szczegółów, w tym tych nieoczywistych, że nieraz wydawało mi się, że na to wszystko nie mógł wpaść nikt, kto tego faktycznie nie przeżył.
Tak więc największą zaletą książki jest, a raczej BYŁABY, iluzja snucia niesamowitej, lecz jednocześnie tak nieodparcie prawdziwej historii...
...tyle że potem autor nagle wciska do opowieści dziwaczną wyspę, która pasuje do realistycznego klimatu dotychczasowej relacji jak pięść do nosa. Serio, rzecz jest żywcem wyrwana z powieści fantasy. I w związku z tym cała tak misternie przecież budowana ułuda prawdziwości ginie bezpowrotnie. A z nią odchodzi cała radość i satysfakcja, którą dawała miejscami lektura. Autor zdaje się tego niemal świadomy, bo nie wysila się wcale, by w ostatniej części książki kwestie Pi miały w sobie cokolwiek z naturalności. Wykończony, cudem ocalały nastolatek nagle spontanicznie odpowiada na pytania niczym filozof, który każdą kwestię obmyślał pół godziny. I na tym polega własnie mój...
ŻAL:
Sama już nie wiem, czy to bardziej przez pewną dozę ignorancji z mojej strony, czy też dzięki kunsztowi autora, ale długo nie byłam pewna, czy jest to fikcja, czy opowieść oparta na faktach. A w wielu momentach byłam wręcz przekonana, że to się musiało wydarzyć. Postanowiłam nie sprawdzać, jaka jest prawda, aż do zakończenia lektury. Bo myślałam, że do samego końca będę trwać w tej niepewności. Tak, oznacza to, że uwierzyłam w pana historię, panie Martel. Już, już mnie pan miał! I nagle, pod sam koniec... TA WYSPA.
Puf, cała wiara zniknęła. I o to mam żal.
O to, że niemal dostałam niemożliwą opowieść, która stałaby się dla mnie na moment możliwa, mimo że już od dawna nie jestem dzieckiem. Och, jakże by mi się wtedy ostatecznie "Życie Pi" podobało! Ale nie, nie ma tak dobrze. Autor musiał to spartaczyć w samej końcówce. Nieładnie tak psuć taką ładną bajkę.
Mimo wszystko chyba i tak polecam, jeśli ktoś lubi opowieści o przetrwaniu. Tylko radzę wam po rozdziale 91 przeskoczyć od razu do rozdziałów 93 oraz 94 i tam skończyć lekturę. Trzecia część książki jest całkowicie zbędna.
Ocenę wystawiam dość wysoką jak na te wszystkie zastrzeżenia - to za te magiczne chwile, w których wierzyłam.
Nie żałuję lektury, ale mam parę problemów z tą książką i pewien żal do autora. O co chodzi? Już tłumaczę.
PROBLEMY:
Lektura często mi się nużyła i ciągnęłam ją na siłę, bo styl pisania nie jest jakiś zachwycający, a czasami wręcz wytrąca z opowieści (wrócę jeszcze do tego). W skrócie to czasem jest za prosto (czyli nudno), a czasem zbyt filozoficznie. Jak zauważyli inni...
Rozczarowała mnie ta powieść. Historia jest prosta jak drut, chociaż aż prosi się tu o jakieś fabularne zakręty i czytając początkowe rozdziały, byłam pewna, że na takowe natrafię. Złudne to były nadzieje. Dwie ścieżki fabularne zostają ostatecznie połączone w sposób, który nie robi żadnego wrażenia i każe nam się zastanawiać, po co w ogóle były one rozdzielone.
Ciekawym elementem jest na początku umiejscowienie w czasie tej historii, ale nie jest ono też jakoś spektakularnie wykorzystane.
Dużą zaletą dla osób uczących się języka niemieckiego będzie na pewno przejrzysty język z wieloma następującymi po sobie zamiennymi wyrażeniami. Można wzbogacić swoje słownictwo.
Ot, i to by było na tyle. Można poczytać z braku laku albo dla nauki języka, ale jeśli chodzi o przeżycia czytelnicze, to jak dla mnie nie ma tu czego szukać.
Rozczarowała mnie ta powieść. Historia jest prosta jak drut, chociaż aż prosi się tu o jakieś fabularne zakręty i czytając początkowe rozdziały, byłam pewna, że na takowe natrafię. Złudne to były nadzieje. Dwie ścieżki fabularne zostają ostatecznie połączone w sposób, który nie robi żadnego wrażenia i każe nam się zastanawiać, po co w ogóle były one rozdzielone.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCiekawym...