-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać29
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel3
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
-
Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać1
Biblioteczka
2016-11-29
2016-10-29
Warto zapytać. Pamiętacie książkę Jak najdalej stąd, o której pisałam już jakiś czas temu? [Przejdź do recenzji.] Ja pamiętam i wiem, że wywarła na mnie piorunujące wrażenie. Dlatego nie zdziwi Was fakt, iż postanowiłam przeczytać kolejną powieść tej autorki – Jesień motyli. Będąc z Wami szczera, nie wiem jak ugryźć tę książkę…
JESIEŃ MOTYLI - ANDREA PORTES
Willa Parker pochodzi z bardzo małej miejscowości. Z amerykańskiego stanu Iowa, którego niebawem ma opuścić i udać się do prywatnej szkoły dla dziewcząt, a wszystko przez jej sławną matkę, która nie wyobraża sobie, by mieć niewykształcone dziecko. Willa nie przejmuje się zbytnio zmianą szkoły. Ma jeden plan – zakończyć swoje życie, które uważa za kompletną pomyłkę. Nie wie jednak, że na swojej drodze spotka rówieśniczkę, która wywróci jej świat do góry nogami.
Prawdę mówiąc opis wydawcy również nic nie zdradza. Rozpoczynając Jesień motyli miałam tylko nadzieję, że autorka – jak w poprzedniej książce – zaskoczy mnie i powali na kolana. Szybko zrozumiałam, że posiadam zbyt duże oczekiwania co do powieści. Willi, będąc narratorem, opowiada o swoim życiu. O tym, co ją śmieszy, co smuci, a co denerwuje. Początkowo otrzymuję dość obszerny opis otaczającej jej rzeczywistości, który nie często wplata się w główny wątek, co spowodowało, że mój entuzjazm do lektury nieco opadł. Sprawa nabiera jednak braw, gdy Willa poznaje Remy, która okazuje się być najbardziej popularną dziewczyną w szkole, i z którą każda z uczennic chciałaby się zaprzyjaźnić. Mimo sławy Remy jest tajemniczą bohaterką. Co jakiś czas znika bez zapowiedzi, wraca i znowu znika. Willa zaczyna się martwić o nastolatkę i pragnie dowiedzieć się prawdy o jej nowej przyjaciółce.
Bliska relacja dziewczyn powoduje, że Remy otwiera się jeszcze bardziej i zaprasza Willi do jej świata. Świata zamożnych, sławnych i wpływowych ludzi. Świata, który po bliższym kontakcie ujawnia swoje wady. Remy namawia koleżankę do rzeczy, których Willi sama nigdy by się nie dopuściła. Sprowadza dziewczynę na złą drogę, mówiąc, że wszystko jest okay. Że nikt się nie dowie. Willa daje się ponieść zabawie i jak sama mówi – nie żałuje. Z czasem jednak dostrzega, że Remy traci nad wszystkim kontrolę. Stacza się na dno. Willa pragnie z całego serca pomóc przyjaciółce wyjść z uzależnienia, bo właśnie o tym jest ta książka, o ludziach, którzy tracą grunt pod nogami, i którzy nie wiedzą jak się podnieść, i czy w ogóle są w stanie to zrobić i spojrzeć ponownie na świat ze szczerym uśmiechem.
Sama idea utworu przekonuje mnie do siebie, jednak sposób jej przedstawienia nie za bardzo. Zbyt dużo się dzieje, zbyt dużo wątków pobocznych zostało poruszonych w książce, które mnie rozpraszały i oddalały od głównego problemu. Sama narracja jest nietypowa – bardzo młodzieżowa, a opowiadanie językiem młodych ludzi o sprawach dotyczących młodych ludzi owszem jest trafnym wyborem, ale trudnym w utrzymaniu i pociągnięciu nim całej książki. Tego zabrakło mi w powieści – konsekwentnego trzymania się ustalonego z góry najważniejszego wątku.
Autorka chciała zbyt wiele przekazać w tak mało ilościowo książce. W zaledwie trzystustronicowej powieści porusza istotne tematy takie jak: uzależnienie, zakazana miłość, brak zainteresowania rodziców do swoich dzieci, rozwód, pieniądze, samobójstwo, śmierć, które moim zdaniem mogły stać się materiałem do trzech kolejnych książek, a tak odnoszę wrażenie, że niektóre z nich zostały potraktowane bez należytej uwagi.
Czy Jesień motyli to zła książka? Nie. Jestem skłonna powiedzieć, że jest ona niedopracowana. Warto ją przeczytać chociażby dlatego, aby dowiedzieć jak się zakończy przyjaźń Remy z Willą, czy uda im się uratować siebie nawzajem… Przyznać muszę, że owo zakończenie przypadło mi do gustu, mimo tylu niedociągnięć w środku lektury.
Warto zapytać. Pamiętacie książkę Jak najdalej stąd, o której pisałam już jakiś czas temu? [Przejdź do recenzji.] Ja pamiętam i wiem, że wywarła na mnie piorunujące wrażenie. Dlatego nie zdziwi Was fakt, iż postanowiłam przeczytać kolejną powieść tej autorki – Jesień motyli. Będąc z Wami szczera, nie wiem jak ugryźć tę książkę…
JESIEŃ MOTYLI - ANDREA PORTES
Willa Parker...
2016-10-06
Spokojnie poprowadzona fabuła, zabawne dialogi, barwni bohaterowie i wątek miłosny. Duży skrót opisujący twórczość Rainbow Rowell, bardzo przyjemną twórczość.
ZAŁĄCZNIK - RAINBOW ROWELL
Lincoln, niesamowicie sympatyczny facet, otrzymał ofertę pracy na stanowisko administratora bezpieczeństwa danych. Zachwycony nową pracą, mężczyzna nie może uwierzyć, że jego podstawowym obowiązkiem jest czytanie po nocach cudzych korespondencji internetowych i eliminowanie nieprzyzwoitych treści. Nudne zajęcie z czasem okazuje się dla Lincolna niewiarygodną przygodą, kiedy trafia na wiadomości dwóch przyjaciółek - Beth i Jennifer, które z poczuciem humoru mówią o pracy, życiu osobistym, o swojej miłości. Z czasem bohater uświadamia sobie, że Beth jest bliska jego sercu. Czytając jej maile, jest zauroczony jej osobą, jednak nie wie, co z tym uczuciem zrobić. W końcu nietaktowne byłoby napisanie do Beth: „To ja jestem tym facetem, który czyta twoje e-maile… i kocham cię?”
Od: Beth Fremont
Do: Jennifer Scribner-Snyder
Wysłano: w środę, 22.09.1999, o godz. 14.38
Temat: E-o-e-o-e-o!
E-o-e-o-e-o!
Jennifer do Beth:
Co to ma znaczyć?
Beth do Jennifer:
To sygnał zapowiadający fajnego faceta.
Przeczytałam już wcześniej kilka powieść autorki i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, żetworzy ona niezwykle ciepłe historie dla nieco starszych odbiorców*, w szczególności dla kobiecej części czytelników. Uroczo przedstawia miłosne potyczki dojrzałych bohaterów, aczkolwiek autorka długo karze na nie czekać. Odnoszę wrażenie, że Rainbow Rowell woli najpierw dobrze opisać bohaterów, ich osobowość, a także życie codzienne, by dopiero później pozwolić sobie na romantyczne relacje między nimi.
Nieśpiesznie prowadzona akcja ma swoje mocne strony. Główną zaletą było zafascynowanie, które towarzyszyło mi w czasie czytania. Niezmiernie byłam ciekawa tego, w jaki sposób i czy w ogóle Lincoln i Beth zamienią ze sobą parę słów. Dlatego Załącznik dobrze sprawdzi się jako lektura dla osób cierpliwych lub lubiących spokojne książki.
Rainbow Rowell, oprócz opisywania głównego wątku miłosnego, przedstawia szereg różnobarwnych, pobocznych bohaterów, tym samym do powieści wkradają się historie, które jedynie stanowią miły dodatek. Rozbudowują powieść na tyle, że czytelnik otrzymuje pełen obraz ludzi, którzy w jakimś stopniu są ważni dla głównej pary.
Załącznik nie należy do literatury ambitnej, jego zadaniem jest ocieplić jesienne, deszczowe dni - jako umilacz sprawdzi się wyśmienicie. Książka udawania też, że zwykła opowieść może stać się magiczna, a to wszystko za sprawą Rainbow Rowell.
*Według mnie autorka o wiele bardziej odnajduje się w powieściach obyczajowych, niż młodzieżowych, dlatego z miłą chęcią zapoznam się z jej kolejnymi obyczajowymi książkami.
Spokojnie poprowadzona fabuła, zabawne dialogi, barwni bohaterowie i wątek miłosny. Duży skrót opisujący twórczość Rainbow Rowell, bardzo przyjemną twórczość.
ZAŁĄCZNIK - RAINBOW ROWELL
Lincoln, niesamowicie sympatyczny facet, otrzymał ofertę pracy na stanowisko administratora bezpieczeństwa danych. Zachwycony nową pracą, mężczyzna nie może uwierzyć, że jego podstawowym...
2016-09-06
Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu to nie jest kolejna książka, którą się otwiera i po prostu czyta. To historia, którą się przeżywa. To prawdziwe życie. Miłość. I ból.
GDZIEŚ TAM W SZCZĘŚLIWYM MIEJSCU - ANNA MCPARTLIN
Masie to niezwykła kobieta. Silna, odważna, okazująca dużo miłości. Jednak los sprawił, że jej życie nie było usłane różami. W wieku osiemnastu lat została zgwałcona, później poślubiła swego oprawcę. Każdy dzień spędzony z ojcem jej dziecka przepełniony był brutalnością. Masie jednak przetrwała te chwile. Jednak 1. stycznia 1995 roku rozdarł jej serce. Jej syn umarł. Szesnastoletni Jeremy nie żyje. Minęło dwadzieścia lat, teraz Masie stoi przed grupą obcych ludzi, by opowiedzieć im o jej chłopcu...
Bardzo możliwe, że autorkę kojarzysz z tytułem Ostatnie dni królika. Nic w tym dziwnego, gdyż to jej pierwsza książka wydana w języku polskim. Najczęściej spotykałam się z ogromną pochwałą twórczości Anny, dlatego nie mogłam pozwolić, by kolejna jej powieść mnie ominęła. Z tego względu, iż naczytałam się wiele dobrego - od samego początku liczyłam na coś wstrząsającego. Nie myliłam się. Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu to niewyobrażalnie dobra książka! Zapoznałam się z nią w mgnieniu oka i żałowałam, że już skończyłam. Autorka zawarła w niej wiele dramatycznych wątków, które z niezwykłą dokładnością zobrazowała, przy tym nie powodując, że historia staje się ciężka w odbiorze. Przeciwnie, swobodny styl zastosowany w lekturze nadał jej lekkości. Bywały również momenty, w których trudno było zachować jakąkolwiek powagę.
Śmierć syna Masie poruszona już w samym opisie streszczającym książkę, jak może się wydawać, jest wyjawieniem całej idei powstania książki. Bardzo się myliłam. Kobieta przed publicznością opowiada o jej przeżyciach, ale przede wszystkim skupia się na chłopcu. Jeremy został opisany z wielką miłością, dzięki czemu odniosłam wrażenie, jak gdyby nadal żył. Okoliczności i powód śmierci szesnastolatka zostają tajemnicą aż do samego końca. I to właśnie zakończenie rozszarpuje czytelnika. Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu ujawnia prawdziwą naturę człowieka, który jest złowrogo nastawiony do wszystkich ludzi, którzy nieco odbiegają od normy, uwzględniając jedynie swój własny wzór człowieka idealnego.
[...] chciałabym przekazać tylko jedno: macie prawo do miłości.
Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu to powieść jedna na milion. Mówi o problemach rodzinnych i społecznych w sposób prosty, ale dobitny. Mówi o miłości, na którą zasługuje każdy! Życzę Ci, abyś sam mógł zapoznać się z historią opowiedzianą przez Masie.
Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu to nie jest kolejna książka, którą się otwiera i po prostu czyta. To historia, którą się przeżywa. To prawdziwe życie. Miłość. I ból.
GDZIEŚ TAM W SZCZĘŚLIWYM MIEJSCU - ANNA MCPARTLIN
Masie to niezwykła kobieta. Silna, odważna, okazująca dużo miłości. Jednak los sprawił, że jej życie nie było usłane różami. W wieku osiemnastu lat została...
2016-08-05
http://pizama-w-koty.blogspot.com/2016/08/gwiazdka-z-nieba-i-jeszcze-wiecej.html
W okresie letnim z przyjemnością zatracam się w lekkich powieściach, które mają miło osłodzić mi upalne dni. Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej z początku wydawały się idealnym wyborem lektury. Niestety, nie umiliły mi lipcowych wieczorów.
Czegokolwiek zapragniesz, znajdę sposób, by to dla ciebie zdobyć. Dam ci gwiazdkę z nieba i jeszcze więcej.
Czy można mieć wszystko? Emaline jako ambitna przyszła studentka pragnie osiągnąć wiele. Pragnie gwiazdki z nieba i jeszcze więcej. Umożliwia jej to ojciec, który nagle pojawił się w życiu dziewczyny. Bowiem nie uczestniczył w okresie dzieciństwa Emaline. Bohaterka jest zauroczona wielkim światem, tym bardziej, że niebyt lubi swoją dotychczasową prace. Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej jako typowa literatura z gatunku young adult porusza również wątek nastoletniej miłości. W tym przypadku wakacyjnej i nastoletniej miłości. Dziewczyna poznaje młodego studenta, który odwiedza nadmorskie miasteczko. Co z tego wyniknie? Jeden wielki bałagan.
Jak już na początku wspomniałam od powieści oczekiwałam przyjemnej rozrywki, a otrzymałam zbyt długą opowieść, która okazała się dobrym lekarstwem na problemy ze snem. Miałam wrażenie, że autorka zbyt dużo informacji chciała przekazać czytelnikowi, skutkiem czego były obszerne opisy myśli dziewczyny, które tak naprawdę w ogóle nie były przydatne, a jedynie burzyły harmonię lekkiej powieści młodzieżowej. Zostałam zalana dużą ilością szczegółów, przez które ciężko było mi zapoznać się z całą lekturą.
Sam początek dał mi już znak, iż czeka na mnie opowieść, która jest zwykłą młodzieżówką, więc nie powinnam oczekiwać od niej multum ważnych przekazów. Tak też było! Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej to po prostu kolejna, nie niezwykła powieść, której tytuł można zgubić na półce z innymi lekturami z tej samej kategorii. Szkoda, bo o twórczości autorki słyszałam wiele - sporo opinii było pozytywnych.
Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej może jednak przypaść do gustu osobą, które od lektury wymagają jedynie odmóżdżenia, jednak ci, którzy (podobnie jak ja) lubią odnajdywać drugie dno w powieści - osobiście nie polecam.
http://pizama-w-koty.blogspot.com/2016/08/gwiazdka-z-nieba-i-jeszcze-wiecej.html
W okresie letnim z przyjemnością zatracam się w lekkich powieściach, które mają miło osłodzić mi upalne dni. Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej z początku wydawały się idealnym wyborem lektury. Niestety, nie umiliły mi lipcowych wieczorów.
Czegokolwiek zapragniesz, znajdę sposób, by to dla...
2016-07-22
Każdy czytelnik posiada książkę, która jest bliska jego sercu. Ja właśnie odnalazłam taką lekturę - Tytany - bezczelnie perfekcyjną powieść, której udało się doprowadzić mnie do łez.
TYTANY - VICTORIA SCOTT
Tytany na pierwszy rzut oka wydawać się mogą kolejną, dość bzdurną i mdłą młodzieżówką. Osobiście dałam się zwieść błahości opisu, z którego dowiadujemy się, że główną bohaterką książki jest niejaka Astrid, która fascynuje się tytułowymi tytanami - maszynami zbudowanymi na wzór konia, i ich wyścigami, które z jednej strony odebrały jej rodzinie wszystko, z drugiej zaś otwierają przed nią szeroko drzwi na lepszą przyszłość, kiedy to spotyka Gałgana, starszego mężczyznę, który daje jej możliwość wystartowania w derbach. Siedemnastolatka w tajemnicy przed rodzicami zgadza się dosiąść tytana.
Nigdy nie wiadomo, co przyniesie noc gonitwy.
Powieść Victorii Scott wprawiła mnie w osłupienie. Nie spodziewałam się, że w książce młodzieżowej można poruszyć tak wiele ważnych wątków. Niektóre wypowiedziane wprost, inne ukryte w szczegółach, jednak o takiej samej wartości. Czego nauczyłam się dzięki lekturze Tytany?
Książka w głównej mierze skupia się na problemie, jakim jest hazard i jego konsekwencjach. Dziadek Astrid, kiedy żył, nałogowo obstawiał spore sumy pieniędzy na wyścigi tytanów, podobnie jak jej ojciec. Oboje jednak nie mieli szczęścia w zakładach, wskutek czego rodzina ledwo wiązała koniec z końcem. Teraz, kiedy tata dziewczyny stracił pracę, cała rodzina tonie w długach i pogrążona jest w ciągłych kłótniach, które oddalają do siebie członków rodziny, a przejaw miłość jest praktycznie niezauważalny. Tytany z ogromnym bólem przedstawiają obraz rozpadającej się rodziny. Rodziców, którzy zajęci rzeczami materialnymi, nie zwracają uwagi na swoje pociechy, które tak bardzo potrzebują choć jednego, ciepłego słowa, by poczuć, że są ważne i kochane. Książka dobitnie uwypukla, że wsparcie w rodzinie jest niezwykle istotne w zbudowaniu mocnego fundamentu.
Muszę pokazać ojcu, że o błędach można zapomnieć, i uświadomić mu, że nie musi nieść wszystkich ciężarów w pojedynkę. Od tego właśnie jest rodzina.
Lektura podkreśla również, że czasem warto na głos przyznać się do potknięcia i dać sobie pomóc, aby popełniony błąd wspólnie naprawić, ponieważ sami jesteśmy zbyt słabi, by się podnieść.
Do dzieła, Skobel. Nie dla wygranej. Nie dla klasyfikacji. Ale żeby zapamiętać tę chwilę jako noc, w którą biegliśmy z tytanami. Bo ty jesteś tytanem. A ja jestem dziś jeźdźcem.
Astrid jest przykładem zdeterminowanej nastolatki, która za wszelką cenę pragnie ocalić to, co zostało zburzone. Rodzinę. Myśli tylko o innych, swoje potrzeby umieściła na drugim planie. Jej relacja z mechanicznym koniem, Skoblem, udowadnia jak ciepłą jest osobą, co sprawia, że nietrudną ją polubić. A Skobel? Ten tytan od samego początku rozkochał moje serce. Wykazał się lojalnością i siłą. W dużym stopniu to jego zasługa, że pokochałam tę książkę; że uroniłam kilka łez.
O twórczości Victorii Scott w Polsce było dość głośno za sprawą duologii Ogień i woda, która zebrała sporo pozytywnych opinii. Osobiście miałam przyjemność zaznajomić się i z wcześniejszą serią autorki. Mogę stwierdzić, że Tytany okazały się wyśmienitą lekturą, która pod każdym względem wypada lepiej. Akcja powieści nie ociąga się, przeciwnie - lekki dobór słów, który napędza wydarzenia zawarte w książce. W szczególności, jeśli chodzi o sam opis wyścigów, autorka po prostu ciekawie je opowiedziała, nadała im dynamiczności. Zaś dialogi ciekawie dopełniają fabułę. Warto również wspomnieć, iż Tytany są genialnym przykładem na to, że młodzieńcza miłość nie musi być nadrzędnym wątkiem, by książka była dobra. Ba! Romantyczności nie czułam w ogóle, za co należą się ogromne brawa.
Do tej pory nie udało mi się spotkać z tak niezwykłą młodzieżówką. O tak ogromnej sile. Ciekawi, bawi, wzrusza i poucza! Nie okłamię Cię, jeżeli już teraz nazwę ją jedną z najlepszych książek tego roku. Z całego serca Ci ją polecam!
Każdy czytelnik posiada książkę, która jest bliska jego sercu. Ja właśnie odnalazłam taką lekturę - Tytany - bezczelnie perfekcyjną powieść, której udało się doprowadzić mnie do łez.
TYTANY - VICTORIA SCOTT
Tytany na pierwszy rzut oka wydawać się mogą kolejną, dość bzdurną i mdłą młodzieżówką. Osobiście dałam się zwieść błahości opisu, z którego dowiadujemy się, że...
2016-06-03
Sława, pieniądze i dobra zabawa. Tak można opisać Sunset Boulevard. Ulicę, która jest ikoną kultury Hollywood. To miejsce, do którego wstęp posiadają tylko najlepsi z najlepszych. Jeśli uda ci się tam przedostać, pochłonie cię ono całkowicie. Trójka osiemnastolatków postanawia zaryzykować i zasmakować lepszego życia.
Layla, Aster oraz Tommy zgłaszają się do konkursu organizowanego przez Irę, osobę która w hollywoodzkim świecie jest rozpoznawalna i szanowana. Ich zadaniem jest wypromować konkretne kluby nocne, by odwiedzane były przez celebrytów. W szczególności przez młodą gwiazdę o pięknym imieniu - Madison. Ta jednak w niewyjaśnionych okolicznościach staję się osobą zaginioną.
Pierwsze, co warto powiedzieć o lekturze Niezrównani to fakt, iż została ona opowiedziana z kilku perspektyw. Autorka decydując się na ten krok, otworzyła czytelnikowi drzwi na różnorodność bohaterów. Bowiem Layla, Aster i Tommy mimo że są rówieśnikami różnią się od siebie. Każdy z nich posiada inne pobudki, które pchnęły ich do przystąpienia do konkursu. Jednak to, co każdy z bohaterów myślał o swojej konkurencji, w jaki sposób postrzegał innych członków budujących powieść, było czymś niesamowitym.
Wspomniana mnogość narratorów posiada również cechę, o której trudno mi się wypowiedzieć w sposób pozytywny, ale też negatywny. Niezrównani przybliża świat osób sławnych opowiedziany przez różne charaktery. Jeden jest całkowicie przeciwny takiemu życiu, drugi opowiada o nim z pełną ekscytacją. Ta odmienność z jednej strony pozwala czytelnikowi wyrobić sobie własne zdanie na ten temat, dając długą listę za i przeciw. Z drugiej strony ciągłe przeplatanie przeciwnych poglądów wprowadza lekkie zamieszanie. Bałagan, który czasem przeszkadza w odbiorze powieści.
Niezrównani to przede wszystkim lektura skierowana dla młodzieży z elementem lekkiego thrillera, której głównym zadaniem jest zapewnić rozrywkę młodszej części czytelników. Przyznaję, że spełnia ona tę rolę. Jest książką napisaną prostym językiem, który idealnie nadaje się dla tej kategorii wiekowej. Nie posiada zawiłych wydarzeń. Dla mnie jest jedynie okryta nutką tajemnicy. Z pewnością kolejna powieść Alyson Noël przypadnie do gustu tym czytelnikom, którzy nie wymagają od książki chwil do zastanowienia się nad przeczytanym fragmentem.
Sława, pieniądze i dobra zabawa. Tak można opisać Sunset Boulevard. Ulicę, która jest ikoną kultury Hollywood. To miejsce, do którego wstęp posiadają tylko najlepsi z najlepszych. Jeśli uda ci się tam przedostać, pochłonie cię ono całkowicie. Trójka osiemnastolatków postanawia zaryzykować i zasmakować lepszego życia.
Layla, Aster oraz Tommy zgłaszają się do konkursu...
2016-05-15
http://pizama-w-koty.blogspot.com/2016/05/osmy-kolo-teczy-martyna-senator.html
Lilka od pięciu lat widzi jedynie ciemność... Osiemnastolatka w tragicznym wypadku samochodowym straciła nie tylko wzrok, ale też mamę, którą bardzo kochała. Ten dzień zmienił jej dotychczasowe życie. Dziewczyna postanawia jednak walczyć, mimo że (jak sama wspomina) początki nowego życia nie należały do łatwego okresu dla niej samej, jej starszej siostry oraz ich ojca.
Pewnego razu w swoim domu słyszy obcy, męski głos, który w swojej wypowiedzi obraża jej jedynego przyjaciela. Momentalnie czuje ona do niego odrazę, jednak los sprawia, że wspomniany chłopak staje się jej nowym nauczycielem fizyki, który nie tylko chce osiemnastolatkę dobrze przygotować do egzaminu dojrzałości, ale również pomóc jej na nowo otworzyć się na świat. Lilka zadaje sobie pytanie, dlaczego ten chłopak, za którym szaleje wiele dziewczyn, chce się z nią zaprzyjaźnić i za wszelką cenę wyciągnąć z domu?
Żyjesz jak więzień, w dodatku taki, który dobrowolnie zamyka się w klatce.
Lilka jest bardzo ciepłą osobą. Potrafi zadbać o siebie, mimo że cały czas otacza ją ciemnością. Uśmiecha się, kiedy słońce ogrzewa jej twarz. Lubi zapach kwiatów, a pieczenie babeczek sprawia jej ogromną radość. Dobrze się uczy. Jest (nie)zwykłą nastolatką. Jedyny problem tkwi w murze, jaki zbudowała wokół siebie. Nie chce próbować wyjść do ludzi. Woli pozostać w ustronnym, cichym miejscu. W jej własnym domu. Przemiana jej sposobu myślenia wydaje się więc być przeogromna. Zaczyna robić rzeczy, o których wcześniej nawet nie marzyła, a wszystko za sprawą Tomka, nowego korepetytora fizyki. Chłopak pragnie pokazać Lilce, że świat nie kończy się na tarasie jej domu. Sposób, w jaki Martyna Senator przedstawiła zmagania osiemnastolatki z wydostania się ze wspomnianej klatki, ujął moje serce. Dziewczyna, która momentami zbyt emocjonalnie reaguje na pomoc, z czasem pokazuje swoją silną stronę, dzięki której na nowo widzi świat oczami wyobraźni. Staje się wzorem. Udowadnia, że czasem warto zaryzykować, że czasem warto zawalczyć o szczęście, bo ona gdzieś jest. Wystarczy tylko poszukać.
– Wydaje mi się, że najwyższy czas wyciągnąć go z szuflady dupków – sugeruje Mikołaj.
Przygryzam lekko dolną wargę i przez chwilę zastanawiam się nad jego słowami.
– Obawiam się, że masz rację.
Ósmy kolor tęczy uświadamia również, że nie można pochopnie oceniać ludzi. Każdy ma prawo do popełnienia jakiegoś błędu i głupotą wręcz jest od razu skreślać takiego człowieka, ponieważ w głębi duszy może okazać się, że jest on naszą bratnią duszą. Naszym przyjacielem, który za moment postanowi okazać nam życzliwość, której tak bardzo potrzebujemy.
Można powiedzieć, że Martyna Senator stworzyła nic nie wymagającą historię, która toczy się powoli, ale z gracją. Zgodzę się z tym. Każdy kolejny opisany dzień Lilki nie wydaje się być zaskakujący, wszystko toczy bez pośpiechu. Aczkolwiek z czasem opowieść powoduje szybsze bicie serca. Kolejne pomysły Tomka, by wyciągnąć Lilkę z domu wydają się niebezpieczne, szalone, a z drugiej strony ekscytujące i piękne. Autorka genialnie poprowadziła akcję! Najlepsze zaś zaserwowała na samym końcu. Czytając ostatnie strony, rozpłakałam się. Nie spodziewałam się takiej bomby emocjonalnej, która rozdarła moje biedne, czytelnicze serce!
(Nie)zwykła historia, którą pokochałam, z równie (nie)zwykłymi bohaterami, których pokochałam jeszcze bardziej. Pouczająca, wzruszająca, urocza! Z pewnością nie jest to moje ostatnie spotkanie z twórczością Martyny Senator. Jestem pod ogromnym wrażeniem Ósmego koloru tęczy. Jestem dumna, że udało mi się przeczytać tak wartościową książkę, którą polecam każdemu. Bez wyjątku!
http://pizama-w-koty.blogspot.com/2016/05/osmy-kolo-teczy-martyna-senator.html
Lilka od pięciu lat widzi jedynie ciemność... Osiemnastolatka w tragicznym wypadku samochodowym straciła nie tylko wzrok, ale też mamę, którą bardzo kochała. Ten dzień zmienił jej dotychczasowe życie. Dziewczyna postanawia jednak walczyć, mimo że (jak sama wspomina) początki nowego życia nie...
2016-05-01
http://pizama-w-koty.blogspot.com/2016/05/gambit-hetmanski-robert-forys.html
Na lekcji historii nie jestem pilną uczennicą. Moją uwagę przykuwa wszystko, tylko nie temat, jaki jest na niej omawiany. Zaś uczenie się konkretnych dat historycznych bez lepszego poznania dawnej codzienności jest dla mnie po prostu męczące... I nudne. Wszystko się jednak zmienia, kiedy w moje ręce trafia powieść historyczna. Czy Gambit hetmański okazał się na tyle ciekawy, aby mnie sobą zainteresować?
Rok 1671, Francja. Marysieńka Sobieska spotyka się z kardynałem de Bonzim, ministrem spraw zagranicznych Ludwika XIV i jednocześnie jej oficerem prowadzącym. Żona hetmana wielkiego koronnego jest francuskim szpiegiem i prowadzi w Polsce operację mającą na celu detronizację Michała Korybuta Wiśniowieckiego.*
Odpowiedź na pytanie zadane przed momentem jest jedno. W dodatku bardzo proste, tak. Jestem wręcz zafascynowana Gambitem hetmańskim. Łatwość z jaką zostało opisane całe tło wydarzeń, niezwykle rozbudziła moją wyobraźnię. Autor z lekkością przedstawił życie codzienne w XVII-wiecznej Polsce, w której trucie lub torturowanie ludzi było czymś normalnym. Książka - można powiedzieć - jest przepełniona brutalnością. Walka o koronę jest zaciekła, każdy pragnie władzy i chce ja uzyskać za wszelką cenę. Kilka osób porównywało nawet Gambita hetmańskiego do polskiej wersji Gry o tron. Ile w tym prawy? Nie wiem, gdyż nie zapoznałam się z dziełem George`a R.R. Martina. Jeśli jednak tkwi w tym ziarno prawdy, mam spore oczekiwana wobec tego cyklu.
Gambit hetmański po prostu zaskoczył mnie bardzo realistycznym opisem. Bowiem słowa autora malowały żywy obraz dawnej Rzeczypospolitej, pochłonęły mnie i nie chciały wypuścić, ponieważ przez kilka dni żyłam książką, czytając fragment po fragmencie. Warto podkreślić, że styl pisarki sprawił, że powieść czytałam stosunkowo szybko, mimo że lektura liczy ponad tysiąc stron. Zaś brak monotonności w akcji - zaciekawienie każdym kolejnym akapitem, gdyż bardzo mnie zainteresowały intrygi prowadzone przez bohaterów. Były one perfekcyjnie opracowane i wcielane w życie.
Udawaj zlęknioną i słabą, spuść wzrok i czekaj na okazję, aby wbić ostrzę.
Muszę również pochwalić autora za przedstawienie bohaterów występujących w Gambicie hetmańskim. Każdy został opleciony tajemnicą, którą odkryć mogłam wraz z rozwojem powieści. W szczególności opis kobiet, które odgrywają najważniejszą rolę w historii, był zmysłowy, momentami mroczny, udowadniający kobiecą siłę. Zaś moją ulubioną żeńską postacią stała się Charlotta - kobieta, która wyróżniała się sprytem, odwagą i determinacją, a to, co przeżyła jako młoda dziewczyna, jej wspomnienia, bardzo mnie poruszyły.
Namiętność może być równie skutecznym orężem w rękach kobiety jak szabla w dłoni mężczyzny.
Gambit hetmański przede wszystkim porównuje mężczyzn do pionków, a kobiety do graczy, które swoją inteligencją, przebiegłością i ciałem wpływają na podejmowane przez nich decyzje, aby zrealizować swój plan oraz zdobyć władzę. Wspominając o kobiecym ciele, nie można nie przeoczyć scen seksu, które w powieści opowiedziane są w namiętny sposób, jednak mogły one czasem być mniej zarysowane, a nawet pominięte.
Książka była dla mnie jednym wielkim zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że taka cegiełka może być przyjemną lekturą. Historia przeplatała się z fikcją, tworząc intrygującą opowieść o żądzy władzy.
http://pizama-w-koty.blogspot.com/2016/05/gambit-hetmanski-robert-forys.html
Na lekcji historii nie jestem pilną uczennicą. Moją uwagę przykuwa wszystko, tylko nie temat, jaki jest na niej omawiany. Zaś uczenie się konkretnych dat historycznych bez lepszego poznania dawnej codzienności jest dla mnie po prostu męczące... I nudne. Wszystko się jednak zmienia, kiedy w moje...
2016-05-02
W dzieciństwie wręcz uwielbiałam bawić się w małą artystkę. Żadna kolorowanka nie była mi obca, a nowe pudełeczka z kredkami okazywały się lepszym prezentem niż kolejna zabawka. Od pewnego momentu zaczęło brakować mi czasu, aby dać się ponieść wyobraźni i całymi dniami oddać się rysunkom...
Jedyną okazją, by czarować kolorami były zajęcia artystyczne. Teraz będąc uczennicą szkoły średniej, czasu na tę pasję nie ma w ogóle. Albo po prostu to sobie wmawiam. (Chyba że bazgranie w zeszycie ciężarówek można zaliczyć jako lekcję szkicu.) W każdym bądź razie ostatnio coraz częściej słyszy się o kolorowankach dla dorosłych, których widok sprawia, że chce się powrócić do lat dziecięcych i tak po prostu pokolorować sobie obrazek. Nie wytrzymałam presji ze strony społeczeństwa i sama wyposażyłam się w tego typu książeczkę. Padło na Radość Kwiatów...
Eleri Fowler - autorka kolorowanki - prezentuje bardzo ciekawe ilustracje. Kwieciste wzory, sowy, ważki wyglądają, jakby zostały wykradzione z baśniowej krainy, dzięki czemu sam moment kolorowania był przyjemny. Kiedy zaś pokolorowałam dany fragment, miałam wrażenie, że odkryłam ważną tajemnicę. Samo wydanie kolorowanki jest piękne. Okładka, która zachęca do zapoznania się z obrazkami ukrytymi w środku, które są równie śliczne i bardzo dziewczęce. Między ilustracjami można napotkać cytaty znanych osób, które podkreślają radość życia. Radość kwiatów.
Książka udowadnia, że zabawa z kolorami odpręża. Kolorując osobno każdy najdrobniejszy element, swoją uwagę skupiłam tylko na nim. Zapomniałam o otaczającym mnie świecie. O tym, że jutro czeka mnie trudny test z matematyki. Po prostu się zrelaksowałam. Takie kreatywne wyciszenie potrzebne jest każdemu.
P O D S U M O W U J Ą C
Z całego serducha polecam Wam Radość kwiatów. Można się przy niej świetnie bawić. Poznać magię kolorów.
W dzieciństwie wręcz uwielbiałam bawić się w małą artystkę. Żadna kolorowanka nie była mi obca, a nowe pudełeczka z kredkami okazywały się lepszym prezentem niż kolejna zabawka. Od pewnego momentu zaczęło brakować mi czasu, aby dać się ponieść wyobraźni i całymi dniami oddać się rysunkom...
Jedyną okazją, by czarować kolorami były zajęcia artystyczne. Teraz będąc uczennicą...
2016-04-12
Jestem szczerze wstrząśnięta lekturą i podejrzewam, że każda dziewczyna, która po nią sięgnie, zaniemówi po skończeniu książki. Tylko proszę o jedno - nie czytajcie opisu powieści umieszczonej na okładce. Nie oddaje ona potęgi tej historii. Mi samej trudno jest ją zapowiedzieć.
Cześć, na imię mi Amber i mam dopiero szesnaście lat, a moje życie dzielę na miłe i trochę mniej milsze chwile. Jakikolwiek kontakt fizyczny sprawia, że wspomnienia z dzieciństwa powracają. Dlatego go unikam. Dotknąć mnie może jedynie mama, ukochany brat Jake oraz jego przyjaciel i sąsiad - Liam. Liam, który każdej nocy zakrada się do mojej sypialni i odpędza każdy zły koszmar. Jestem wtedy bezpieczna. Nasze wspólne noce trwają od ośmiu lat - od momentu, kiedy jako dziesięcioletni chłopiec postanowił stać się moim rycerzem, bym więcej nie płakała z powodu mojego ojca tyrana, który po raz kolejny wtargnął w moje życie. Liam, którego pokochałam...
Kirsty Moseley stworzyła niebanalną historię, która może ubiegać się za jedną z najlepszych powieści Young Adult, jakie udało mi się przeczytać w tym roku. Dlaczego? Wspomniana niebanalność objawia się w świeżości, jaką odnalazłam w książce. Motyw zakradania się Liama przez okno jest stosunkowo nowy i nigdzie indziej przeze mnie nie spotkany, jednak nie tylko to sprawia, że lektura jest ciekawa.
Pierwszy pocałunek skradłem ci ja, i to wiele lat temu.
Przyznać trzeba, że książka "Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" momentami była przesłodzona; zbyt dużo zostało wplecionych scen czułości zakochanych, jednak jako całość bardzo dobrze się obroniła. Amber mimo nieprzyjemnej przeszłości, nie jest do końca typową, szarą myszką. Potrafi się przeciwstawić chociażby najpopularniejszej dziewczynie w całej szkole. Postawa szesnastolatki i cięty język, jakim czasem się posługuje, sprawia, że wyróżnia się na tle niewinnych bohaterek w powieściach młodzieżowych. Mówiąc o języku, którym posługiwali się bohaterowie - bardzo prosty i niewymagający; jak na młode osoby przystało często przepełniony humorem, który był przyjemnym akcentem. Pomimo rodzącej się pięknej, pierwszej miłość, lektura jest również przepełniona bólem...
Pójdę z tobą i zanim wejdziesz, sprawdzę, czy w środku nie ma żadnych straszydeł. Co ty na to?
"Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" porusza trudny temat molestowania oraz przemocy w rodzinie. Kirsty Moseley słowem pisanym jedynie zarysowała ten problem, w głowie jednak od razu zrodziły się uczucia i silne emocje, jakie przeżywała Amber w dzieciństwie. Jej bezbronność, a jednocześnie siłę walki, by przeciwstawić się wspomnieniom. Trzeba samemu tę książkę przeczytać i ją zasmakować. O pewnych rzeczach, które napotykamy podczas zapoznawania się z lekturą, trudno wyrazić w słowach.
Kocham cię, Aniołku.
Książka była dla mnie jedną wielką niespodzianką. Miłą niespodzianką. Na samym początku wspomniałam już, że wnętrze lektury było dla mnie pewnego rodzaju nowością, czymś wyjątkowym. Akcja nie zwalniała tempa. Każdy rozdział jest kolejną atrakcją dla czytelnika. Zakręty, które musieli pokonać bohaterowie, były niewymuszone, wprowadzone w powieść przez autorkę bardzo płynnie. Również męskie imiona (Liam i Jake) były cudownym prezentem, ponieważ są moimi faworytami, jeśli chodzi o obcojęzyczne nazwy bohaterów.
Jednak najbardziej zaskoczyła mnie autorka, wprowadzając drugiego narratora. Bowiem przez większość powieści miałam przyjemność zapoznać się z losami Amber z jej perspektywy. Zaś pod koniec pani Kirsty wprowadziła myśli Liama na pierwszy plan. Mogę jedynie powiedzieć, że ten zabieg sprawił, że jeszcze bardziej polubiłam i zapamiętam ich miłosną historię.
P O D S U M O W U J Ą C
Bardzo przyjemna i słodka powieść, która swoją wrażliwość ukazuje w młodzieńczej miłości i wspomnieniach z dzieciństwa.
Jestem szczerze wstrząśnięta lekturą i podejrzewam, że każda dziewczyna, która po nią sięgnie, zaniemówi po skończeniu książki. Tylko proszę o jedno - nie czytajcie opisu powieści umieszczonej na okładce. Nie oddaje ona potęgi tej historii. Mi samej trudno jest ją zapowiedzieć.
Cześć, na imię mi Amber i mam dopiero szesnaście lat, a moje życie dzielę na miłe i trochę...
2016-04-02
Suzanne Collins... Nazwisko amerykańskiej autorki nie jest nikomu obce. Dzięki powieści Igrzyska Śmierci stała się znana w świecie literatury, jednak Gregor i Niedokończona Przepowiednia, czyli pierwsza część serii Kroniki Podziema, jest jej książkowym debiutem, a także moją pierwszą przygodą z piórem autorki. Czy zachwyciła mnie swoją opowieścią?
Gregor przyciskał czoło do moskitiery w oknie tak długo, że aż nad brwiami odbił mu się wzór z drobnych rowków.
Tym zdaniem Suzanne Collins rozpoczyna tom pierwszy przygód jedenastoletniego chłopca o imieniu Gregor i jego młodszej siostrzyczki, którzy pewnego dnia w pralni odnajdują przejście łączące nasz świat z krainą pełną dużych nietoperzy, niebezpiecznych szczurów, radosnych karaluchów oraz ludzi zamieszkujących podziemia Nowego Jorku. Ojciec rodzeństwa zaginął kilka lat temu w niewyjaśnionych okolicznościach. Gregor odkrywa straszną prawdę. Jego tata również odnalazł Podziemię. Niestety, został porwany przez olbrzymie szczury. Chłopiec postanawia odszukać ojca, na pomoc przychodzą mu mieszkańcy Podziemia i przepowiednia, która mówi o losach krainy, ale również o losach samego Gregora.
Przyznaję, powieści przygodowe skierowane głównie dla młodzieży czytam od czasu do czasu. (To jest: raz na dwa lata.) Głównie dzięki wspaniałemu Jacksonowi. Nie da się ukryć, ale Percy jest dla mnie wzorem bohatera powieści młodzieżowych. Podobne odczucia odnoszę do jego przygód, więc automatycznie kolejne przygodówki zajmują drugie miejsce. I chociaż kocham go nad życie, nie mogę ukryć swojej sympatii do Gregora! Chłopak od samego początku przykuł moją uwagę; pełen energii, siły do działania, samozaparcia, a także pełen ciepła młodzieniec, który troszczy się o swoich towarzyszy, w szczególności o Botkę, swoją dwuletnią siostrę. Nie mogę również zapomnieć o innych bohaterach pojawiających się książce. Każdy z nich wyróżnia się na tle historii, dzięki czemu lektura staje się barwna. Och! Mój drogi Temp! Przesympatyczny karaluch.
Postaci jest dużo, o każdym mogłabym mówić godzinami, jednak przygoda jaką wspólnie przeżyli jest równa podziwu i niedająca czytelnikowi chwili odpoczynku. Akcja rowija się na naszych oczach bardzo szybko. Nie ma mowy o nudzie. Co to w ogóle znaczy nuda? Musze Was zmartwić, ale przy powieści Suzanne Collins nie otrzymacie odpowiedzi. Po prostu książka z pomysłem, a także z przystępnym dla czytelnika stylem pisarskim, który wręcz zachęca do dalszej lektury, niż odpycha, dlatego też jestem pewna, że młodzież będzie zachwycona lekturą. Ta starsza młodzież również!
Autorka postarała się, aby świat przedstawiony w książce był łatwy do wyobrażenia. Szczegółowo opisała każdy zakamarek. Każda napotkana przez bohaterów przeszkoda została w mistrzowski sposób opowiedziana, dzięki czemu w pełni możemy rozkoszować się dziełem Collins w czasie jej czytania.
P O D S U M O W U J Ą C
Świetna lektura dla głodnych przygód!
Suzanne Collins... Nazwisko amerykańskiej autorki nie jest nikomu obce. Dzięki powieści Igrzyska Śmierci stała się znana w świecie literatury, jednak Gregor i Niedokończona Przepowiednia, czyli pierwsza część serii Kroniki Podziema, jest jej książkowym debiutem, a także moją pierwszą przygodą z piórem autorki. Czy zachwyciła mnie swoją opowieścią?
Gregor przyciskał czoło...
2016-04-02
Kiedy otworzysz pudełeczko z ciasteczkami i zakosztujesz jedno z nich, kiedy poczujesz słodki smak, zapragniesz więcej. Sięgasz po kolejne, aby utrzymać słodycz w ustach, która dodaje Ci energii. Która sprawia Ci radość. Podobne odczucie mam w momencie przeczytania pierwszej części danej serii książkowej. Nie mogę dłużej czekać. Muszę. Po prostu muszę zabrać się za następny tom.
Gregor otworzył oczy. Miał dziwne wrażenie, że ktoś go obserwuje. (...) na parapecie siedział nieruchomo (jeśli nie liczyć delikatnych ruchów czułkami) karaluch.
Gregor uwolnił swojego ojca z łap paskudnych szczurów i szczęśliwie wrócili wraz z Botką do domu. Do Nowego Jorku. Jednak jego pożegnanie z mieszkańcami Podziemia, było krótkim pożegnaniem. Karaluchy podejmują się wyzwania, aby porwać Botkę i tym samym sprowadzić chłopca ponownie do siebie. Wypełnienie Niedokończonej Przepowiedni przez Gregora dowiodło, że jest on wojownikiem wymienionym w kolejnej przepowiedni, dzięki której w Podziemiu może zapanować ład i porządek. Musi jednie pokonać złowieszczego Mortifiera, jedynego białego szczura w krainie.
Muszę przyznać, że coraz bardziej zaprzyjaźniam się z Suzanne Collins i jej niezwykle elastycznym stylem pisarskim, który powoduje, że nieźle się bawię przy powieści dla o kilka lat młodszych czytelników ode mnie. Po pierwsze nie mogę wyjść z zachwytu, jeśli chodzi o kreację postaci pojawiających się w książce. Niezwykle barwni, różnorodni, po prostu oryginalni. Wspaniale jest czytać powieść, w której bohaterowie są sprawnie opisani. Pani Collins bezbłędnie przedstawia postaci wesołe, pełne werwy i zawzięcia, zaś przy bardziej przerażających - nadaje im mroczną otoczkę. Tak, bohaterowie Kroniki Podziemia mogą stać się wzorem dla młodych pisarzy, w jaki sposób mają się prezentować osoby występujące w powieściach młodzieżowych.
Po drugie autorka zaskakuje na każdym kroku. Można by powiedzieć, że w młodzieżówka nic mnie już nie zaskoczy, a tu taka pozytywna niespodzianka. Non stop byłam rozpieszczana i głaskana po głowie, ponieważ kolejna przygoda Gregora była przyjemna i niesamowicie pomysłowa. Czytając tę książkę, czułam się jak dziecko w wesołym miasteczku. Ślę Suzanne Collins słowa podziękowania za pędzącą akcję, która wręcz mną zawładnęła. Mną całą.
Po trzecie już nie mogę się doczekać, aż zabiorę się za zjedzenie trzeciego ciasteczka, czyli tomu pod tytułem Gregor i Klątwa Stałocieplnych.
P O D S U M O W U J Ą C
Suzanne Collins nie zwalnia tempa. Obdarowuje czytelnika sporą dawką świetnej zabawy.
Kiedy otworzysz pudełeczko z ciasteczkami i zakosztujesz jedno z nich, kiedy poczujesz słodki smak, zapragniesz więcej. Sięgasz po kolejne, aby utrzymać słodycz w ustach, która dodaje Ci energii. Która sprawia Ci radość. Podobne odczucie mam w momencie przeczytania pierwszej części danej serii książkowej. Nie mogę dłużej czekać. Muszę. Po prostu muszę zabrać się za...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-06
Patrzę na okładkę powieści Carole Matthews, na bardzo apetyczną okładkę i w duchu myślę, że czeka mnie bardzo przyjemna lektura, dzięki której będę mogła choć na chwilę się zrelaksować i odpocząć po ciężkim dniu w szkole. Czym prędzej zabieram się za książkę i odpływam...
Fay, główna bohaterka, jest kobietą po czterdziestce, której życie kręci się wokół jej matki, która na własne życzenie postanowiła resztę życia spędzić w łóżku, udając poważnie chorą starszą panią. Dodatkowo Fay porowadzi cukiernię w swoim ogrodzie nad angielskim kanałem, która również wymaga dużo sił i nerwów. Jej młodsza siostra nie ułatwia jej pracy, mieszka za oceanem i co chwila prosi Fay o pomoc finansową. Gdyby tego było mało do jej cukierni przybywa młodszy o dziesięć lat Danny, który proponuje pomoc Fay w pracach ogrodowych. Kobieta zaprzyjaźnia się z nim, a z czasem zaczyna czuć do mężczyzny coś więcej. Niestety, od kilku lat spotyka się z Anthonym, jednak przyjaźń z Dannym uświadamia jej, że obecny związek to tylko i wyłącznie przyzwyczajenie niż prawdziwa miłość.
- Z tego będą same kłopoty.
- Jest miły. - Czuję, jak wewnątrz mnie narasta bliżej nieokreślone ciepło.- Lubię go.
Nasze spojrzenia się krzyżują.
- Same kłopoty.
Fay jest bardzo ciepłą osobą, która troszczy się o każdą osobę, którą napotka na swojej drodze. Dlatego też od samego początku zaprzyjaźniam się z bohaterką Cukiernii w ogrodzie. Czterdziestolatka jest również narratorem w powieści, więc jej spokój przelał się na kartki papieru. Miałam przyjemność zapoznać się z bardzo miłą lekturą, która może wydawać się mało zaskakująca. Muszę Was zaskoczyć, ale taka nie była. W Cukiernii w ogrodzie zwróciłam uwagę na zmianę postawy Fay, która dzięki młodszemu pracownikowi odkrywa swoje piękno, które ukrywała przez wiele lat pod starym swetrem, a także w końcu zaczęła cieszyć się drobnymi przyjemnościami. Warto również wspomnieć o sile Fay. Z każdym dniem na jej ramiona spadały kolejne problemy, po których nie jeden z Nas poddałby się, ale Fay zamiast się poddać, stawiała im czoła. Jest bardzo dobrym przykładem dla wielu ludzi.
Uważaj, żeby nie dożyć do mojego wieku z bagażem żalów za zaprzepaszczonymi okazjami. To przez to staniesz się stara i zgorzkniała.
Kiedy przeczytałam ten fragment, moje serce zabiło mocniej. Mogłoby się wydawać, że Cukiernia w ogordzie jest zwykłą powieścią obyczajową, jednak te zwykłe historie o zwykłych ludziach poruszają najbardziej. Na długo pozostanie w mojej pamięci. Jeśli zaś chodzi o techniczną stronę powieści. Nie da się ukryć, ale Carole Matthews na swoim koncie ma już 27 książek, więc Cukiernia w ogrodzie jest dopracowana i dopieszczona, chyba nie trzeba nic dodawać.
P O D S U M O W U J Ą C
Pełna ciepła powieść z apetyczną okładką, która zawładnęła moim sercem!
Patrzę na okładkę powieści Carole Matthews, na bardzo apetyczną okładkę i w duchu myślę, że czeka mnie bardzo przyjemna lektura, dzięki której będę mogła choć na chwilę się zrelaksować i odpocząć po ciężkim dniu w szkole. Czym prędzej zabieram się za książkę i odpływam...
Fay, główna bohaterka, jest kobietą po czterdziestce, której życie kręci się wokół jej matki, która na...
Miłość w czasie wojny? Samo pojęcie brzmi nad wyraz romantycznie, jednocześnie sygnalizuje, że nie będzie łatwo. Zarówno dla pary zakochanych, ale także dla czytelnika. Czy Córka handlarza jedwabiem okaże się pozytywnie wzruszającą książką, w której miłość wygra?
CÓRKA HANDLARZA JEDWABIEM, DINAH JEFFERIES
18-letnia Nicole, pół Francuzka, pół Wietnamka, zawsze żyła w cieniu starszej siostry, Sylvie. Gdy ich ojciec, handlarz jedwabiem, rozpoczyna pracę u gubernatora, przekazuje firmę starszej córce. Rozczarowana Nicole dostaje tylko niewielki sklepik z jedwabiem w biednej wietnamskiej dzielnicy Hanoi. Skłócona z rodziną, przeżywa rozterkę, próbując określić swoją tożsamość. Tymczasem trwa wojna, Wietnamczycy walczą z Francuzami o niepodległość, a Nicole nie wie, za kim się opowiedzieć. Nie pomaga w tym znajomość z dwoma mężczyznami, którzy darzą ją uczuciem. Wietnamczyk Trần jest rebeliantem, natomiast Mark wspiera Francuzów.*
Konflikt wojenny w Wietnamie nie jest przeze mnie dobrze znany, chociażby dlatego, że na lekcji historii pierwszeństwo ma historia Polski. To logiczne. Można więc powiedzieć, że tło opisane w powieści było mi zupełnie obce, owszem, ale nie czułam się zagubiona w trakcie czytania. Autorka w szlachetny sposób opowiedziała o nieprzyjemnych momentach w dziejach Wietnamu, nie naciskając i nie wymagając własnej wiedzy. Spokojnie dozowała fakty, by czytelnik powoli przyswajał kolejne wydarzenia. Co więcej - na samym początku książki została umieszczona zwarta ściąga na temat wspomnianej już historii Wietnamu, co również ułatwiło lekturę. Sam język, który został zastosowany w książce, przypadł mi do gustu. Często bowiem zdarza się, że w przypadku lektur z historią w tle autorzy wykorzystują przestarzały język, dzięki któremu czytelnik po prostu dłużej przyswaja powieść, a nie o to chodzi. Dlatego dużym plusem powieści jest nieskomplikowany język, którym autorka operowała rewelacyjnie. Nie pohamowała się również i przedstawiła piękno Wietnamu, cudowny zakątek na świecie, za sprawą opisów krajobrazów. Wszystkie czynniki razem dają możliwość zapoznania się z bardzo dobrze skonstruowaną lekturą.
Jeśli zaś chodzi o rzeczy mniej związane z formą napisania książki...
Córka handlarza jedwabiem przedstawia rozdarcie i bezsilność Nicole. Po śmierci jej matki Wietnamki, do której jest bardzo podobna, jej świat staje się mniej kolorowy. Zaczyna dostrzegać ogromną różnicę między nią, a resztą rodziny. Ojciec celebruje starszą siostrę, przekazując jej większość rodzinnych interesów, zaś zawiedziona Nicole otrzymuje niewielki sklepik, który w późniejszym czasie okaże się jej całym życiem, a jej serce zostanie podzielone na dwie części: francuską i wietnamską... Zbliżająca się wojna sprawi, że osiemnastolatka stanie przed trudnym wyborem. Którą część kocha mocniej? Brak jakiegokolwiek wsparcia to kolejna wzruszająca rzecz poruszona w powieści. Młoda dziewczyna nie ma do kogo się zwrócić. Rodzina oddala się od niej, bliskie osoby wyjeżdżają z kraju, co jedynie komplikuje sprawę. Książka ukazuje brutalny świat, w którym pochodzenie i wygląd niszczą jakiekolwiek więzi miłości. Wojna nie pozwala na pełne rozwinięcie tego ważnego uczucia. Zarówno w rodzinie, jak i dla osób zakochanych w sobie.
Córka handlarza jedwabiem daje sporo miejsca do własnych przemyśleń i rozważań. Mimo trudnych tematów jest ona łatwa w przyswojeniu i dająca pewnego rodzaju ciepło.
Miłość w czasie wojny? Samo pojęcie brzmi nad wyraz romantycznie, jednocześnie sygnalizuje, że nie będzie łatwo. Zarówno dla pary zakochanych, ale także dla czytelnika. Czy Córka handlarza jedwabiem okaże się pozytywnie wzruszającą książką, w której miłość wygra?
więcej Pokaż mimo toCÓRKA HANDLARZA JEDWABIEM, DINAH JEFFERIES
18-letnia Nicole, pół Francuzka, pół Wietnamka, zawsze żyła w...