-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać442
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2015-08-30
2015-06-26
2014-04-08
2014-09-10
2012-03-11
2013-09-04
2015-08-05
2014-11-08
Gdybym zadała teraz pytanie czym dla was jest miłość i z czym wam się kojarzy z pewnością usłyszałabym kilka pięknych określeń. Tak, zdecydowanie miłość jest dla nas czymś pięknym, cennym, niezwykłym - wartością, której należy bronić przed niegodziwością tego świata. Czy jednak kiedykolwiek zastanawialiśmy się nad innymi rodzajami miłości? Nad miłością, która niszczy, pozbawia zmysłów, prowadzi do choroby i szaleństwa. Nad miłością, po której pozostaje tylko wiatr jęczący głucho nad wrzosowiskami. Pewnie nie...
Powieść Emily Bronte została okrzyknięta arcydziełem i mianem jednej z najbardziej brutalnych i okrutnych historii jakie powstały. Miał to zarazem być moje pierwsze spotkanie z prozą słynnych sióstr. I okazało się być więcej niż tylko udanym.
Ale od początku... Przenieśmy się do małej angielskiej mieściny na przełomie XVIII i XIX wieku. Znajduje się tam piękna posiadłość - Wichrowe Wzgórza. Pewnego dnia pan tych włości, a jednocześnie ojciec Cathy i Hindleya przywozi ze sobą ubogiego cygańskiego chłopca - Heathcliffa. Chłopiec dorasta i coraz bardziej zżywa się z przybraną siostrzyczką. Coś jednak staje na przeszkodzie ich wspólnej przeszłości. Po latach Heathcliff powraca, by zemścić się na tych, od których doznał krzywd. A jego zemsta obejmie także przyszłe pokolenia...
Zacznę od tego, że narracja w "Wichrowych Wzgórzach" jest naprawdę pomysłowa. Całą historię słyszymy od starej pani Dean - służącej i świadka tragicznych wydarzeń. Dzięki temu powieść wydaje się być bardziej przesiąknięta emocjami, bardziej prawdziwa, a lodowaty wiatr od wrzosowisk jeszcze bardziej przenika chłodem nasze plecy. Bo "Wichrowe Wzgórza" nie są zwyczajnym romansem - opowiadają o tym jak różne oblicza może przybrać miłość, o tym jak niespełniona namiętność może niszczyć wszystko i wszystkich dookoła. O tym, że miłość od nienawiści dzieli tylko krok...
"Przewodnią myślą mego życia jest on. Gdyby wszystko przepadło, a on jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałabym z nim po porostu nic wspólnego."
Bohaterów nie sposób łatwo ocenić. Nie są pozbawieni wad, nie są jednoznacznie źli lub dobrzy, pomimo tego, że czasem mogą nam się wydać potworami z najciemniejszych piekielnych czeluści. Heathcliff jest jedną z najbardziej chyba złożonych postaci w literaturze - czasem czułam do niego nienawiść, czasem współczucie; z pewnością jednak nie polubiłam go. Cathy też nie pozbawiona była wad. Kapryśna, bystra, złośliwa - wszystkie jej cechy tworzyły istną mieszankę wybuchową. Za jedyne pozytywne postacie mogę uznać panią Dean i Edgara Lintona. Doceniam jednak wkład związany z wykreowaniem tak pełnokrwistych, niezwykłych, mrocznych bohaterów.
Czytając "Wichrowe Wzgórza" czułam się jak liść targany przez lodowaty, wiejący z wrzosowisk północny wiatr. Naprawdę błądziłam po wrzosowiskach, a moje usta wołały tylko jedno imię : "Heathcliff". Język Emily jest wspaniały. Barwny, niemalże poetycki, ale też zaskakująco realny, potrafiący ukazać ogromne okrucieństwo, ogromny ból i ogromne zło. Opisy są bogate, ale nie nudzą. Chciałabym kiedyś móc tak pisać.
"Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mojej duszy!"
"Wichrowe Wzgórza" to książka niezwykła. Rzadko która lektura wywarła na mnie tak ogromny wpływ jak powieść Emily Bronte, Warto po nią sięgnąć. Może i wy wkrótce będziecie się przechadzać po sennych wrzosowiskach szukając demonicznej miłości, która ciągle żyje, mimo, że umarła wiele lat temu...
Gdybym zadała teraz pytanie czym dla was jest miłość i z czym wam się kojarzy z pewnością usłyszałabym kilka pięknych określeń. Tak, zdecydowanie miłość jest dla nas czymś pięknym, cennym, niezwykłym - wartością, której należy bronić przed niegodziwością tego świata. Czy jednak kiedykolwiek zastanawialiśmy się nad innymi rodzajami miłości? Nad miłością, która niszczy,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-02-17
,,Gra o tron" to książka, która męczyła mnie już od kilku miesięcy i wręcz wołała i błagała o przeczytanie. Tak, to pozycja, o której trudno było nie słyszeć, zwłaszcza, że większość moich klasowych znajomych albo przesiaduje długie godziny oglądając cieszący się ogromną popularnością serial albo czyta kolejne tomy "Pieśni lodu i ognia". Nie ukrywam więc, że imiona wielu postaci były mi znane zanim w ogóle wzięłam się za lekturę, podobnie jak niektóre aspekty i wątki fabularne (w końcu spoilerów się nie uniknie). Ale może skończę już ten wyraźnie przydługawy wstęp i napiszę kilka słów o tym, czy uważam, że fenomen "Gry o tron" jest w pełni zasłużony, czy może jest to po prostu zwyczajne czytadło.
Akcja toczy się w fantastycznym świecie - krainie Westeros, zwanym również Siedmioma Królestwami. Po wielu latach wojny i niepokojów na ziemiach królestwa nastał względny spokój. Od kilkunastu latach ludzie żyją w dostatku, a po wieloletniej zimie nadeszło długie lato. Na Żelaznym Tronie zasiada król Robert Baratheon wraz ze swoją rodziną: żoną Cersei i dziećmi. Północnymi obszarami Westeros włada natomiast ród Starków, z Eddardem Starkiem, zwanym również Nedem na czele. Pewnego dnia umiera jednak namiestnik królewski i wieloletni przyjaciel zarówno Roberta jak i Neda Starka - Jon Arryn. Mimo, że wszystko wskazuje na śmierć w naturalnych okolicznościach, to w kraju rodzą się różne plotki i pogłoski, łącznie z podejrzeniami, że ktoś maczał w tym palce. Okazuje się, że tuż przed swoją śmiercią Jon Arryn zajmował się swoim małym, prywatnym śledztwem, od którego mogła zależeć dalsza przyszłość Siedmiu Królestw. Kto zabił królewskiego namiestnika? Jaka tajemnica wiąże się z rodziną królewską? Jakie mroczne sekrety kryje ród Lannisterów? W kraju sytuacja staje się coraz bardziej napięta, a w tle słyszy się głosy o nadciągającej zimie. Rozpoczyna się tytułowa gra o tron.
Autor "Pieśni lodu i ognia" już od pierwszych stron pierwszego tomu cyklu nie bawi się z czytelnikiem ukrywając przed nim prawdziwy charakter książki. Wręcz przeciwnie, od początku czytający styka się z mrocznym światem, przemocą, krwawymi walkami i tajemniczymi istotami spoza Muru, odgradzającego Westeros od niebezpieczeństw. Wielokrotnie słyszałam o brutalności tej serii i mogę powiedzieć tyle, że te opinie są w pełni prawdziwe. Z jednej strony może to być traktowane jako duża wada, ale moim zdaniem sprawia, że książka staje się bardziej realistyczna i barwna. Poza tym, czytałam ostatnimi czasy wiele spokojnych pozycji i oczekiwałam właśnie takiego "mocnego uderzenia". Odnoszę również wrażenie, że cały świat przedstawiony u Martina nawiązuje bezpośrednio do średniowiecza - epoki, jak wiadomo niespokojnej, burzliwej i pełnej okrucieństwa. Jeśli lubicie takie klimaty, z pewnością będziecie usatysfakcjonowani. Smaczku lekturze dodają także liczne wątki związane z polityką, co więcej są one naprawdę dobrze rozpisane i realne. Muszę jednak przyznać, że w kilku momentach cała historia stawała się trochę zbyt szczegółowa, przez co trudno było się skupić na jej głównym sensie i przekazie.
Ciekawym zabiegiem na jaki zdecydował się Martin jest wieloosobowa narracja. Książka jest podzielona na rozdziały, z czego każdy jest z puntu widzenia innej, całkowicie niezależnej postaci. Samych bohaterów jest naprawdę wielu, ale dzięki temu, że zostali wyjątkowo zgrabnie i starannie wykreowani już po kilkudziesięciu stronach zapadają nam w pamięć. Z pewnością każdy z czytelników znajdzie sobie postać lub postacie, z którymi najbardziej się utożsami. Nie przywiązujcie się jednakże lepiej do żadnego z mieszkańców Westeros, ponieważ śmierć, morderstwa i gwałty są w tamtym świecie praktycznie na porządku dziennym. Mnie do gustu najbardziej przypadli Jon Snow, Arya i Robb Starkowie oraz Tyrion Lannister. Pierwszy jest młodym, ale mimo wszystko dojrzałym chłopcem. Utalentowany i bystry, nie może jednak liczyć na całkowite uznanie, ponieważ jest bękartem. Arya jest jeszcze dzieckiem, ale w przeciwieństwie do swojej siostry jest bardzo waleczna, pewna siebie i wojownicza, słowem jest osobą naprawdę charakterną. Jeśli chodzi o kolejnego z młodych Starków, zapałałam do niego sympatią głównie za sprawą serialu, gdyż aktor go grający jest naprawdę przystojny. Ale w końcu nie chodzi tylko o wygląd i na uznanie dla Robba zasługuje jego lojalność, twardy charakter i odwaga. A Tyrion? To typowy nieco cyniczny bohater, który mimo przynależności do rodu Lannisterów jest od nich znacznie bardziej ludzki i przez liczne swoje wady po prostu wzbudza sympatię czytelnika. Żadna z postaci nie jest czarna albo biała, przeciwnie każda z nich ma swoje grzeszki, wady i zalety, które poznajemy na kolejnych kartach tego, co tu dużo mówić, potężnego tomiszcza.
,,Gra o tron" należy do tego rodzaju pozycji, które mimo grubości czytamy dosyć szybko. Język jest prosty i barwny, opisy, mimo, że średniej długości nie są monotonne i prawie w ogóle nie nudzą, a dialogi wypadają niezwykle naturalnie. Niestety, w książce pojawia się wiele wulgaryzmów, które mimo, że wpasowują się w klimat i charakter utworu, to w niektórych momentach nieco mi przeszkadzały. Chociaż ,,Grę o tron" czyta się z łatwością, to sama przez mnogość wątków i szczegółów często przerywałam lekturę, by wrócić do niej ponownie po paru godzinach. Do jej pełnego odbioru potrzebne jest duże skupienie i zaangażowanie, ale naprawdę warto, bo świat stworzony przez Martina jest naprawdę fascynujący. Rzeczą, która nie zachwyca jest niestety tłumaczenie, które w kilku momentach sprawia, że zdania czy zwroty stają się nieco nienaturalne i sztuczne. Możliwe, że jest to kwestia wydania, bo sama czytałam to najstarsze z niezbyt urodziwą okładką.
,,Pieśń lodu i ognia" nie bez powodu cieszy się tak dużą popularnością, i nie bez powodu na jej podstawie powstaje tak dobry serial. Już jej pierwszy tom pokazuje umiejętności i potencjał autora, przedstawiając nam niezwykle barwną, brutalną i fascynującą historię walki o władzę, zagrywek politycznych i licznych mrocznych sekretów. Jeśli tylko nie jesteście przewrażliwieni na punkcie przemocy w literaturze naprawdę polecam wam lekturę. Miłośnikom fantastyki na pewno się spodoba, chociaż zakładam, że prawie wszyscy znają tę historię zarówno z książek jak i serialu. Słowem: sięgajcie i czytajcie! WINTER IS COMING
,,Gra o tron" to książka, która męczyła mnie już od kilku miesięcy i wręcz wołała i błagała o przeczytanie. Tak, to pozycja, o której trudno było nie słyszeć, zwłaszcza, że większość moich klasowych znajomych albo przesiaduje długie godziny oglądając cieszący się ogromną popularnością serial albo czyta kolejne tomy "Pieśni lodu i ognia". Nie ukrywam więc, że imiona wielu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-01-03
To już drugie moje spotkanie z twórczością irlandzkiego pisarza Johna Boyne'a. Poprzednie wrażenie było niezwykle pozytywne, tak więc z chęcią sięgnęłam po kolejną, tym razem znacznie bardziej znaną pozycję - "Chłopca w pasiastej piżamie". Na fali emocji po lekturze obejrzałam również ekranizację, która, o dziwo, nie zawiodła moich oczekiwań. Ale od początku...
Lata 40. XX wieku. Bruno to dziewięcioletni chłopczyk mieszkający z rodzicami, siostrą, którą nazywa także Beznadziejnym Przypadkiem i dziadkami w pięknym i zamożnym domu w Berlinie. Nie może narzekać na samotność, bo w codziennych zabawach towarzyszy mu trójka przyjaciół, niedostatek czy brak ciepła, którego jako najmłodsze dziecko otrzymuje pod dostatek. Pewnego dnia jednak sielanka kończy się, a Bruno wraz z mamusią, tatusiem i Gretel muszą przenieść się do nowego domu, znajdującego się gdzieś na terenie Polski. Chłopiec nie zdaje sobie sprawy, że nowe miejsce zamieszkania jest związane z pracą jego ojca, który jest wysoko sytuowanym żołnierzem Furii, a sam ponury dom zupełnie nie przypada mu do gustu. Do czasu, gdy wybierze się na krótką przechadzkę, ujrzy ogromne druciane ogrodzenie i zobaczy jego. Chłopca w pasiastej piżamie. Po prostu Szmula.
John Boyne przenosi nas w smutne wojenne lata, które śledzimy oczami małego, nieświadomego okrucieństwa czy zbrodni chłopca. Bruno podziwia swojego ojca, nie zdaje sobie sprawy, że człowiek, z którym dzieli masę wspólnych wspomnień i który z nim mieszka także przykłada rękę do zagłady tysięcy osób. I może właśnie to tak porusza czytelnika. Ta nieświadomość i niewinność głównego bohatera, podkreślana często przez lekko infantylny, prosty język, którym posługuje się autor. Bo Bruno to bardzo sympatyczny i wesoły chłopczyk, który marzy o zostaniu poszukiwaczem przygód i odkrywcą. Który nie wie co dzieje się za drucianym ogrodzeniem... Który szuka prawdziwego przyjaciela i znajduje go właśnie w osobie Szmula. Obserwowanie przyjaźni rodzącej się między chłopcami, z których jeden jest synem niemieckiego oficera, a drugi synem żydowskiego zegarmistrza to element historii, który mimo, że z pozoru zwyczajny, naprawdę mocno chwyta za serce. W końcu Bruno i Szmul to osoby z dwóch innych światów, które nie powinny w ogóle ze sobą rozmawiać. Wraz z przewracaniem kolejnych kartek dostrzegamy też inne aspekty życia rodziny niemieckiego oficera: liczne spotkania, chłód i bezwzględne posłuszeństwo. Widzimy też jak ojciec rodziny stopniowo traci kontakt ze swoimi dziećmi, zaczyna żyć tylko i wyłącznie swoją służbą, oddala się od innych i staje się coraz bardziej bezwzględny. Porusza też ukazanie okrucieństwa względem żydów, które przeżywamy razem z małymi dziećmi. Dziećmi, które miały nieszczęście dorastać właśnie w tamtych niewesołych czasach.
"Chłopiec w pasiastej piżamie" to powieść z pozoru prosta i banalna, ale za fasadą dziecięcej naiwności oraz lekkiego i nieco infantylnego języka odkryłam smutną prawdę i poznałam piękno przyjaźni między dwiema bardzo młodymi osóbkami. Książeczkę czyta się bardzo szybko, ale w pamięci pozostaje na bardzo długo. A zakończenie nadal mnie porusza i nadal wywołuje we mnie smutek. Nie, to wcale nie jest historia dla dzieci. To pozycja dla osób dojrzałych, które wiedzą co to okrucieństwo i zdają sobie sprawę, jak wiele krwi, ofiar i straconych przyjaźni pociągnęła ze sobą II wojna światowa.
To już drugie moje spotkanie z twórczością irlandzkiego pisarza Johna Boyne'a. Poprzednie wrażenie było niezwykle pozytywne, tak więc z chęcią sięgnęłam po kolejną, tym razem znacznie bardziej znaną pozycję - "Chłopca w pasiastej piżamie". Na fali emocji po lekturze obejrzałam również ekranizację, która, o dziwo, nie zawiodła moich oczekiwań. Ale od początku...
Lata 40. XX...
2014-12-14
Czegoż ja się nie nasłuchałam o słynnej książce Jane Austen. A to, że to typowy romans dla egzaltowanych panien, a to, że to doskonałe ukazanie epoki wiktoriańskiej, a jeszcze kiedy indziej, że to znakomita przenośnia dotycząca ludzkich zachowań. A teraz, w parę dni po przeczytaniu osławionej "Dumy i uprzedzenia" skłaniam się po troszku do wszystkich tych trzech opinii...
Bo nie można odmówić Austen tego, że wykreowała wyjątkowo zgrabny, zabawny i leciutki romans, który sprawi, że niemal każda czytelniczka zapragnie poznania pana Darcy'ego. Czyż nie ma czegoś piękniejszego od miłości, która bierze swój początek z obustronnych chłodnych stosunków, stopniowo zbliżając dwie strony do siebie? A jeśli całą taką lekką historię wzbogacimy o pełnokrwistych bohaterów, z których każdy będzie inny i interesujący to mamy już przepis na literaturę dla panien jak się patrzy. Ale przecież taka pozycja nie przeszłaby wtedy do kanonu literackiego, do tak zwanej klasyki... Widocznie w tej historii musi być coś więcej, coś, co tylko czeka na odkrycie.
"Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony."
I powiem nieskromnie, że myślę, że udało mi się dostrzec ową głębię, która sprawiła, że "Duma i uprzedzenie" jest jedną z najbardziej szanowanych dzieł na świecie. Nie jest łatwo wyrazić zachwyt po przeczytaniu książki, w której tak łatwo można się zanurzyć w innej epoce - epoce balów, proszonych kolacji, miłosnych listów i spacerów z przystojnym dżentelmenem u boku. Z każdą stroną coraz głębiej wsiąkałam do XIX - wiecznej Anglii, z każdą stroną coraz bardziej traciłam kontakt ze światem wewnętrznym , by w końcu poczuć się jak panienka z dobrego domu, ucząca się śpiewu, rysunku i rozglądająca się za uprzejmym, i najlepiej bogatym kawalerem. Z każdym rozdziałem bardziej przywiązywałam się do inteligentnej i roztropnej Elizabeth, miłej i dobrej Jane oraz do dumnego i ( z pozoru! ) odpychającego Darcy'ego. Byłam niezmiernie zła na głupiutką i żywotną matkę dziewcząt - panią Bennett, nabijałam się z gadulstwa i zarozumialstwa pana Collinsa, podziwiałam uprzejmość i ogładę Bingley'a. I w pewnym momencie zauważyłam to, co pod przykrywką lekkiej miłosnej historii chciała nam przekazać autorka - to, że nie powinniśmy oceniać po pozorach, że nie wszystko złoto, co się świeci i że nie ma ludzi bez wad czy całkowicie pozbawionych zalet. Jednocześnie Austen ukazała nam kulisy epoki, w której żyła ze wszystkimi jej wadami i zaletami oraz postawy ludzi w tamtych czasach, które uosabiają wykreowane przez nią postacie. Każdy człowiek jest inny i możemy to bez specjalnego wysiłku dostrzec w tej lekturze.
Całość została przyprawiona zgrabnym i lekko ironicznym, zabawnym językiem. O dziwo, opisy nie są nużące czy specjalnie długie, a konkretne i proste. I właśnie one dodają smaku całej tej historii, zdumiewająco prostej, a jednocześnie wartościowej i wciąż aktualnej. W końcu nie od dziś oceniamy coś lub kogoś po pozorach, nie bacząc na jego wnętrze i prawdziwe uczucia, a może właśnie ta historia nas tego oduczy... Ja nadal pozostaję pod dużym wrażeniem "Dumy i uprzedzenia" i czuję, że potrwa ono jeszcze dłużej. A wam polecam z całego serca sięgnięcie po tę książkę, może i wam uda się dostrzec jej niezwykłość. A ja dalej będę się zastanawiała, kto tak naprawdę był dumny, a kto uprzedzony...
Czegoż ja się nie nasłuchałam o słynnej książce Jane Austen. A to, że to typowy romans dla egzaltowanych panien, a to, że to doskonałe ukazanie epoki wiktoriańskiej, a jeszcze kiedy indziej, że to znakomita przenośnia dotycząca ludzkich zachowań. A teraz, w parę dni po przeczytaniu osławionej "Dumy i uprzedzenia" skłaniam się po troszku do wszystkich tych trzech...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-15
Są takie książki, które po prostu trzeba znać, by móc się nazywać prawdziwym miłośnikiem książek i literatury oraz uważać się za jej znawców. Takie książki zwykle nazywane są klasyką, a wielu z nas ma o nich dość negatywne zdanie. Traktujemy je jako nudną, bezsensowną papkę, którą czyta się tylko, gdy znajduje się ona w spisie lektur. Czasem nawet sięgamy po streszczenie, byle tylko się nie męczyć i nie nudzić. A często możemy bardzo tego żałować...
Bywają bowiem klasyki, które naprawdę na taką nazwę zasługują. Przekazują wiele wartości, ukazują starannie inne epoki i kultury, czarują swym językiem. I do takich właśnie pozycji zaliczam "Rok 1984".
Winston Smith jest zwyczajnym obywatelem Oceanii, zamieszkałym w Pasie Startowy Jeden w mieście Londyn. Pracuje w Archiwum Ministerstwa Prawdy, zwanego też Mini-prawd, uczęszcza do Świetlicy, a w jego mieszkaniu wisi plakat "Wielki Brat Patrzy" - słowem, zachowuje się jak każdy przyzwoity mieszkaniec Oceanii. Do czasu, gdy pewnego dnia otwiera zeszyt i zapisuje w nim cztery niebezpieczne słowa: "precz z Wielkim Bratem". Wtedy uświadamia sobie, że Partia każdego dnia oszukuje obywateli, fałszuje dane i zmienia fakty. Każda jednostka ma przykładowo obowiązek wierzenia w to, że dwa i dwa daje pięć, cztery, trzy lub każdą z tych liczb. Jedyną nacją, która może się temu przeciwstawić są prole - wolni, niekontrolowani mieszkańcy Oceanii, którzy jednak owych nieprawidłowości nie zauważają i nie zamierzają sięgać po broń. Aż pewnego dnia Smith poznaje Julię, która wprowadza go w świat tajnych ruchów oporu i podziemnych organizacji. Jednak czy w świecie gdy Policja Myśli wykrywa każdą zbrodniczą myśl, a ludzie są inwigilowani dwadzieścia cztery godziny na dobę bohaterom uda się pozostać nieodkrytym i stawić jakąś czynna próbę oporu?
"Normalność nie jest kwestią statystyki."
Witajcie w Oceanii, świecie tak brutalnym i realnym, że aż boję się pomyśleć do czego zmierza nasz świat. Całodobowa inwigilacja, pełna kontrola nad obywatelami, fałszowanie i zmienianie danych, błyskawiczne usuwanie skażonego zbrodnią mieszkańca - to wszystko wydaje mi się przerażające, ale i niezwykle prawdopodobne. Wojny wyniszczające naszą planetę lub choćby nasz kontynent do tego właśnie mogą doprowadzić. Kiedy George Orwell pisał "Rok 1984" w smutnych powojennych latach, a konkretnie roku 1948 taka wizja przyszłości wydawała mu się niezwykle realna. Trudno się dziwić, że w wielu państwach wydanie tej książki zostało zakazane, zwłaszcza na wschodzie. I muszę przyznać, że znakomicie przelał swoje myśli na papier, tworząc jedną z pierwszych antyutopii, która stała się inspiracją dla wielu dzisiejszych, współczesnych twórców tego gatunku.
Powieść nie jest nudna, przeciwnie akcja toczy się szybko i czytelnik od razu zostaje rzucony na głęboką wodę, poznając podstawowe zasady świata stworzonego przez Orwella. Dowiaduje się, jak działa Policja Myśli, co to jest myślozbrodnia, jak funkcjonuje Partia i poszczególne jej ministerstwa. Lektura wzbudza wiele emocji: przerażenie, strach, smutek, powagę. Zmusza do wielu refleksji na temat funkcjonowania społeczeństwa, pokazuje jak bardzo ludzie mogą wierzyć władzy, jak łatwo ich kontrolować i trzymać w ryzach. Jest to książka dosyć brutalna i bardzo realna, ale myślę, że jest to cecha wyróżniająca ją spośród innych pozycji w kanonie lektur. W końcu nie możemy wiecznie żyć w zamkniętej, złotej klatce; nieświadomi tego, do czego zmierza świat i tego, co już się na nim dzieje. Wojny, gwałty, dyktatura, morderstwa są w naszych czasach na porządku dziennym, nawet jeśli bezpośrednio nas nie dotyczą.
"Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w tego rękach jest przeszłość."
Polubiłam głównego bohatera. Wzbudzał we mnie różne emocje: współczucie, smutek, czasami złość. Był człowiekiem jakich wielu, ale znalazł w sobie odwagę, by walczyć z systemem. Sprzeciwić się Wielkiemu Bratu i Partii, za co groziły bardzo surowe kary, a nawet śmierć. Nie był super przystojnym herosem, nie miał nadzwyczajnych, nienaturalnych mocy - był człowiekiem takim jak my. Mężczyzną w średnim wieku, z łysiną na głowie i wąsem, ale to właśnie w tym tkwił czar. Mogliśmy obserwować jak zwykły, szary obywatel sprzeciwia się władzy. Julia była nieco irytująca. Najpierw rzuciła się z pasją do walki, a potem poddała się bardzo szybko. Dla mnie była postacią, która udaje, że jest silna, by w kluczowym momencie wycofać się. Był jeszcze O'Brien, fascynująca osobowość i niejednoznaczny charakter.
"Nie można zapomnieć o czymś jedynie dlatego, że się tego chce"
"Rok 1984" wzbudził we mnie wiele emocji. Najpierw ciekawość, potem złość na system, Partię i Wielkiego Brata, podziw dla bohaterów, którzy usiłowali się wybić spośród tysięcy innych jednostek, postawić władzy. Było też trochę lęku. I smutku, bardzo wiele smutku. Bo powieść ta nie jest bajką dla dzieci z pięknym, szczęśliwym zakończeniem. Nie kończy się zdaniem: "I żyli długo i szczęśliwie". Nie, absolutnie nie. Zakończenie jest porażające, smutne i bardzo realne. Zresztą happy end nie pasował by tutaj, do świata tak brutalnego, ubogiego, przerażającego.
"Władza to nie środek do celu; władza to cel. Nie wprowadza się dyktatury po to, by chronić rewolucję; wznieca się rewolucję w celu narzucenia dyktatury. Celem prześladowań są prześladowania. Celem tortur są tortury. Celem władzy jest władza."
"Rok 1984" nie jest książką, którą czyta się szybko i bez zastanowienia, Trzeba do tej pozycji dojrzeć, by zauważyć jej PRZESŁANIE i sens. Ale warto po dzieło Orwella sięgnąć, bo niesie ze sobą wiele wartości. I ostrzeżenie przed tym , do czego sami możemy doprowadzić. We mnie lektura wzbudziła wiele emocji i skłoniła do wielu refleksji, dlatego nie mogę jej ocenić inaczej.
Są takie książki, które po prostu trzeba znać, by móc się nazywać prawdziwym miłośnikiem książek i literatury oraz uważać się za jej znawców. Takie książki zwykle nazywane są klasyką, a wielu z nas ma o nich dość negatywne zdanie. Traktujemy je jako nudną, bezsensowną papkę, którą czyta się tylko, gdy znajduje się ona w spisie lektur. Czasem nawet sięgamy po streszczenie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-28
Każdy z nas miał kiedyś kilkanaście lat, każdy był kiedyś w wieku przez wielu uważanym za najbardziej przełomowy, ale i męczący. Byliśmy wtedy młodzi, niedojrzali, nieodpowiedzialni. Popełnialiśmy wiele błędów, z których większości nie zdołaliśmy poprawić. Niewielu jednak wspomina, że te naście lat to też czas wspaniałych przygód, kształtowania się charakteru i osobowości oraz pierwszych zauroczeń i miłości. Miłość -jedno krótkie słowo, które uderza w człowieka jak grom; dla niektórych kiczowate, walentynkowe serduszka i kupidyny, a dla innych przenajświętsza wartość, za którą warto umierać. Przemaglowana w literaturze na wszelkie sposoby, lepsze i gorsze, porywające i nużące. Ale chyba wprowadziłam cię w błąd, drogi czytelniku, bo ,,Marina" to nie jest książka o miłości, a przynajmniej miłość i zauroczenie nie są w niej najważniejsze. W takim razie o czym opowiada ta książka? Zaraz się dowiesz...
Barcelona, lata 80. XX wieku. Piętnastoletni Oscar Drai przemierza uliczki starego miasta, w którym przyszło mu się wychowywać i kształcić. Zauroczony architekturą, wąskimi uliczkami i starymi budowlami nagle znajduje się w starej i pięknej, ale prawie wymarłej dzielnicy. To właśnie tam spotka po raz pierwszy Marinę, która niezwykle go zaintryguje. Razem natrafią na ślad niezwykle mrocznej i tajemniczej historii od lat toczącej się w ciemnych zakamarkach miasta. Podążając śladami Damy w Czerni odkryją tajemnice, których lepiej nie poznawać, a śmiertelne niebezpieczeństwo będzie czyhać za każdym rogiem. Mroczne sekrety bowiem nie śpią, nawet po tylu latach, a każdy, kto wpadnie na ich ślad znajdzie się w pułapce.
"Czasami to co najbardziej prawdziwe, dzieje się tylko w wyobraźni. Wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło"
Kiedy czytałam tę pozycję pod koniec lipca myślałam, że skoro przeczytałam już trzy dzieła Carlosa Ruiza Zafona, w tym sławny "Cień wiatru" to "Marina" mnie w niczym nie zaskoczy. Owszem, spodziewałam się dobrej i wartościowej lektury, ale nie myślałam, że pozycja mną wstrząśnie i na długo zapadnie mi w PAMIĘĆ. Jak bardzo się myliłam...
Autor przyzwyczaił nas już do swojej mrocznej wizji Barcelony i tutaj po raz kolejny ukazał nam to piękne miasto jako pełne sekretów i bardzo niebezpieczne. Każdy symbol mógł mieć jakieś ukryte znaczenie, a nawet zwykły album ze zdjęciami był w stanie wzbudzić strach czy obrzydzenie. Zafon czaruje przed naszymi oczami niesamowitą intrygę, którą stopniowo odkrywają bohaterowie. Ukazuje dwie strony starego i zabytkowego miasta, jedną - tę szlachetną, przyjemną i bezpieczną, którą widzimy na co dzień, i drugą - mroczną, przerażającą, powodującą dreszcze, taką która spokojnie zaspokoiłaby oczekiwania każdego miłośnika horrorów. Nie można być pewnym tego, co kryje się za rogiem, a wszędzie może czyhać zło. Ale mimo to w czasie lektury "Mariny" ujrzymy też prawdziwe dobro, miejsca zaciszne i swojskie oraz spotkamy dobrych, porządnych ludzi. Bo "Marina" pokazuje czytelnikowi dwie strony medalu, i tę dobrą i tę złą. Akcja jest prowadzona sprawnie i umiejętnie, w czasie czytania naprawdę nie można się nudzić. Jesteśmy wciągani w wir tajemniczych i mrocznych wydarzeń i od lektury wprost nie można się oderwać. Książka często zaskakuje, przeraża, wzrusza - jednym słowem po prostu wzbudza wiele emocji.
"Czas robi z ciałem to samo co głupota z duszą"
Bohaterowie są niezwykli. Barwnie wykreowani. Realni. Prawdziwi. Oscar jako główny bohater sprawdził się idealnie - to z jego punktu śledzimy wydarzenia, co czyni książkę jeszcze bardziej emocjonującą i wciągającą. Chłopak mnie nie irytował, a jego zachowanie było naturalne. Przypadła mi do gustu jego ciekawość, która ( o, dziwo ) nie szła w parze z głupotą i wielką naiwnością. Marina była intrygującą osobą - niezwykle piękna, ale nie pusta; inteligentna, ale nie przemądrzała; odważna, ale nie nierozsądna. Miała cięty język, była złośliwa, wesoła i silna, a ja uwielbiam takie bohaterki. Postacie nie zachowywały się sztucznie - bywały nierozważne, czasem bały się mrocznego miasta, ale nie było w tym przesady, tak częstej w innych młodzieżowych pozycjach. Z pewnością Marina i Oscar na długo zapadną mi w pamięć. A Zafonowi należą się brawa, bo znowu zżyłam się ze stworzonymi przez niego postaciami i płakałam nad losem jednej z nich.
Język jest niesamowity. Opisy przenoszą nas do pięknej i niebezpiecznej Barcelony, ukazują całą magię tego miejsca i wszystkie szczegóły. Nie nużą, lecz porywają, mimo swej długości. Zafon pisze pięknie, oryginalnie i dojrzale, mimo, że "Marina" jest książką przeznaczoną dla młodzieży. Chciałabym pisać tak jak on; tak sprawnie posługiwać się piórem i tak dobrze dobierać słowa, by czytelnicy mogli wczuć się w akcję i poczuć tę magię. Warsztat autora, jak już pisałam w recenzji "Cienia wiatru" jest niezwykle rozwinięty, a słownictwo jest bogate. Więcej nie mogę napisać, bo mimo, że od przeczytania tej lektury minął już miesiąc, to ja nadal pamiętam jaki wpływ wywarły na mnie te piękne opisy i barwne dialogi.
Okładka polskiego wydania jest cudowna. Przedstawiony na niej budynek przypomina mi treść lektury i trochę przeraża - oddaje urok pozycji. Przekład jest sprawny i naturalny, a wydanie bardzo estetyczne i wytrzymałe. Czcionka wpasowuje się genialnie w wymagania czytelników - ma odpowiednią wielkość i umożliwia płynięcie po słowach.
A dlaczego płynięcie? Dlatego, że z "Mariną" nie można inaczej. Przynajmniej ja nie mogłam. Nie potrafiłam. Nie chciałam. Książka jest niezwykła. Porywa, wciąga i uczy. Tego, że śmierć jest niepokonana i nie wolno z nią igrać. Tego, że trzeba korzystać z życia, bo jest ono kruche. I tego by mieć nadzieję. Zawsze.
"Marina" to książka, która mnie zniszczyła i złamała mi serce. Czytałam ją wieczorem i porankiem, myślałam o niej nawet na ciepłej chorwackiej plaży. To książka, która daje dużo do myślenia i niesie w sobie wiele wartości. Myślę, że nie jest to pozycja stricte młodzieżowa, bez obawy mogą po nią sięgnąć także starsi, już dorośli czytelnicy. Serdecznie polecam!
Każdy z nas miał kiedyś kilkanaście lat, każdy był kiedyś w wieku przez wielu uważanym za najbardziej przełomowy, ale i męczący. Byliśmy wtedy młodzi, niedojrzali, nieodpowiedzialni. Popełnialiśmy wiele błędów, z których większości nie zdołaliśmy poprawić. Niewielu jednak wspomina, że te naście lat to też czas wspaniałych przygód, kształtowania się charakteru i osobowości...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-05-27
Nasze życie bardzo często wydaje nam się nudne, monotonne i zupełnie pozbawione jakiejkolwiek niezwykłości. Egzystujemy z dnia na dzień, pogrążeni całkowicie w swoich problemach i coraz bardziej toniemy w rutynie dnia codziennego. Budzimy się rano, a naszą pierwszą myślą jest często: ,,Moje życie jest takie nudne, dlaczego nie może być bardziej interesujące?". Zapominamy jednak o tym, że każde życie, obojętnie jak szare i nieciekawe z pozoru, może stać się podstawą powieści. I to jednej z tych najcenniejszych - opowiadających o naszej codziennej rzeczywistości i małych dramatach oraz radościach dnia codziennego.
Ostatnio coraz rzadziej sięgam po powieści młodzieżowe, chociaż teoretycznie powinnam należeć do docelowej grupy odbiorców tego gatunku. Z drugiej strony czasem zdarzają się naprawdę miłe niespodzianki i lekka, zabawna i jednocześnie wartościowa pozycja z tego nurtu wciąż potrafi zawojować moje serce. Jedną z nich jest ,,Wszystko, tylko nie mięta" autorstwa Ewy Nowak - lektura może nie zachwycająca czy do głębi poruszająca, ale dająca wiele do myślenia. Spotkałam się z nią zachęcona przez Małą Pisareczkę z bloga Znajdź wymarzoną książkę i naprawdę Jej za to dziękuję, bo dzięki temu spędziłam przy czytaniu kilka miłych godzin :)
Rodzina Gwidoszów zarówno na pierwszy, jak i drugi rzut oka nie różni się specjalnie od większości polskich rodzin z początku XX wieku. Mama, tata, trójka dzieci. Najstarszy Kuba to przystojny, błyskotliwy i rozchwytywany przez dziewczyny maturzysta, który stara się znaleźć ,,tę jedyną". Malwina to szesnastolatka o wielu kompleksach i ogromnych ambicjach, a najmłodsza Marynia to słodkie i bystre dziewczątko dopiero poznające świat. Dom Gwidoszów jest przepełniony ciepłem i miłością, chociaż nie brakuje też sprzeczek czy codziennych problemów, jakie łączą się z wychowywaniem dorastających dzieci. Jeśli jesteście ciekawi, jak radzą sobie z nimi główni bohaterowie, to już teraz zapraszam do lektury ,,Wszystko, tylko nie mięta".
,,Człowiek musi cierpieć, bo inaczej nigdy nie nauczy się doceniać szczęścia. Radość i cierpienie to dwie połówki tego samego jabłka."
Powieść Ewy Nowak oczarowała mnie już od pierwszych stron. Była to zasługa wiernego i trafnego odwzorowania życia polskiego nastolatka: problemów, z którymi musi się zmagać; pierwszych miłości i zauroczeń czy też kompleksów. Jednocześnie książka nie sprawia trudności w czytaniu i nie przytłacza ciężkim klimatem - w jasny, prosty i barwny sposób pokazuje czytelnikowi rzeczywistość, w której żyją bohaterowie. Widoczna jest też wiedza psychologiczna pisarki - potrafi w sposób nieszablonowy, prosty, ale zarazem obrazowy ukazać czytelnikowi wagę takich problemów, jak anoreksja czy nietolerancja. W czasie lektury znajdziemy czas zarówno na chwilę refleksji, jak i na wybuchnięcie śmiechem. Pani Ewa bardzo przekonująco kreśli przed nami perypetie rodzeństwa i ich bliskich, co sprawia, że książki praktycznie nie da się odłożyć bez przeczytania jej w całości.
Równie zgrabnie wykreowani zostali bohaterowie. Kuba Gwidosz to jeden z tych chłopaków, o którym skrycie może marzyć każda z nas. Przystojny, czarujący i do tego dobrze wychowany, chociaż i on ma swoje ciemne strony - stara się do siebie przekonać każdą dziewczynę i zdarza mu się wrzucać wszystkie do jednego worka. Malwina to ładna i zdolna szesnastolatka, która zmaga się z wieloma kompleksami. Uważa, że jest za gruba, niewystarczającą zgrabna i powinna schudnąć, co doprowadza ją do naprawdę złego stanu psychicznego i fizycznego. Marynia jest tak słodka, zabawna i bystra, że nie sposób jej nie pokochać, a mama i tata to na tyle nietuzinkowe postacie, że jeszcze długo pozostaną w naszej pamięci. Barwni bohaterowie to ogromny plus całej historii, co sprawia, że ich życie śledzimy z rosnącym zainteresowaniem i nie jesteśmy w stanie oderwać się od lektury.
,,- Mamik, ja już wiem, co to jest fotosynteza - pochwaliła się Marysia, wyciągając bierkę za trzy punkty.
- No, cóż takiego? - zamruczała mama nieco niewyraźnie, miała bowiem zajęte usta.- To jest takie coś, że rośliny robią tlen. One to robią z wody i słońca.-O, dużo wiesz. A dlaczego one to robią? - Asia machinalnie włączyła się do bierek, wyciągając bezpieczną, za jeden punkt.- Nie zagniesz mnie - pochwaliła się Marynia nowym powiedzonkiem. - One to robią, bo mają taką barwinkę. Bo są zielone.- Chlorofil - podpowiedziała mama. - A zwierzęta? Też to umieją?- A nie, bo one nie są zielone - wyjaśniła Marynia.- A żaba? - chytrze zapytała mama.- A, żaba. To muszę się zastanowić. Twoja kolej."
Pani Ewa posługuje się prostym i bardzo lekkim językiem. O dziwo, wcale mi on nie przeszkadzał i barwny styl autorki jeszcze bardziej przekonał mnie do lektury. Dialogi są błyskotliwe, naturalne i często bardzo zabawne, a opisy nie nużą i nie przytłaczają swoją długością. Książka jest skierowana dla nastolatków i doskonale sprawdza się w takiej roli - czyta się ją szybko i bez żadnych trudności, a jednocześnie coś pozostaje w naszych głowach nawet po zakończeniu lektury.
,,Wszystko tylko nie mięta" nie jest książką, która mnie bezwarunkowo zachwyciła i czytałam w swoim życiu dużo lepszych pozycji, ale uważam, że to jedna z tych historii, które może nie zachwycają formą czy oryginalnością, ale bronią się realizmem opisywanych wydarzeń, barwnymi sylwetkami bohaterów oraz problemami, które poruszają. W prosty i nienachalny sposób pokazuje nam wyzwania, z jakimi wiąże się dorastanie oraz jak sobie z nimi radzić. Dla młodzieży i osób młodych duchem pozycja zdecydowanie obowiązkowa!
Nasze życie bardzo często wydaje nam się nudne, monotonne i zupełnie pozbawione jakiejkolwiek niezwykłości. Egzystujemy z dnia na dzień, pogrążeni całkowicie w swoich problemach i coraz bardziej toniemy w rutynie dnia codziennego. Budzimy się rano, a naszą pierwszą myślą jest często: ,,Moje życie jest takie nudne, dlaczego nie może być bardziej interesujące?"....
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to