-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2017-05-28
Czytałam onegdaj powieści Nienackiego dla dorosłych - hity wydawnicze PRLu - i uważam, że są zwyczajnie średnie. Do serii z Panem Samochodzikiem się jako dziecko nie zbliżałam, bo moje przygodowe potrzeby w pełni zaspokajał niezrównany Niziurski. Przeczytawszy pierwszy egzemplarz spod znaku "Pana Samochodzika" jako osoba dorosła, odczuwam szczególny rodzaj satysfakcji wynikowej. Nagle się okazało, że Nienacki w naiwnej, uproszczonej narracji bardzo się sprawdza. Bohaterami powieści są osoby dorosłe, więc nie czuję się jak Guliwer w wiosce Liliputów. Do tego specyficzny klimat Polski Ludowej jest dla mnie z jakichś przyczyn osobliwie atrakcyjny, a jeśli powie się mi o czymś, że jest stare, nawiedzone i że straszą tam duchy (szczerze uwielbiam wszelkie konotacje i oddźwięki myślowe związane z frazami "w tym domu straszy" i "tam są duchy") to biorę z góry i bez najmniejszych zastrzeżeń. Nienacki połączył A z B ze świetnym wynikiem. Niesamowity dwór, w którym straszy... I to w latach 70. dwudziestego wieku w PRL! Biorę to. Narracja Nienackiego, jak wspomniałam, jest naiwna, ale to plus - jest bezpretensjonalna - KOMPLETNIE (nie można tego powiedzieć o jego "dorosłych" powieściach). Przy czym imponuje zaserwowana mimochodem wartość merytoryczna i smaczki na temat historii sztuki. Produkt finalny można podsumować jako ambitny Scooby Doo w PRLu (zresztą serie o Scooby Doo zaczęły powstawać w zbieżnych rocznikach) ale strasznie (nomen omen!) miło mi się to czytało! Jedyne, nad czym ubolewam, to że teraz tytułowego niesamowitego dworu nie przedstawiam sobie już jako tak niesamowitego, jak pewnie przedstawiałabym sobie kiedyś. Starałam się poczuć ten klimat wielkiego dworu, w którym straszy; tymczasem moja "dorosła" część podpowiadała mi, że dwór zapewne wcale nie był duży, a to, co dało się w nim podziwiać, to przepiękne szczegóły architektury i wystroju, gdzie mimo wszystko żaden duch nie chciałby mi się pokazać - nad czym zdecydowanie ubolewam. Podsumowując: OCZYWIŚCIE, że przeczytam inne części serii. Chociaż jestem dorosła od dłuższego czasu, wciąż potrafię się dostroić do nawiedzonych fal.
Czytałam onegdaj powieści Nienackiego dla dorosłych - hity wydawnicze PRLu - i uważam, że są zwyczajnie średnie. Do serii z Panem Samochodzikiem się jako dziecko nie zbliżałam, bo moje przygodowe potrzeby w pełni zaspokajał niezrównany Niziurski. Przeczytawszy pierwszy egzemplarz spod znaku "Pana Samochodzika" jako osoba dorosła, odczuwam szczególny rodzaj satysfakcji...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-03-09
"Alles ereignet sich einmal nur,
aber einmal muss alles geschehen.
Über Berg und Tal, über Feld und Flur,
werd ich vergehen, verwehen..."
Ta powieść to klasyczna baśń stanowiąca właściwie nieprzerwany ciąg sugestywnych obrazów: barwnych i niezwykle oddziałujących na wyobraźnię. Zawiera morał (nawet więcej niż jeden), historię wędrówki i przemiany wewnętrznej głównego bohatera. Jest piękna w modelowy sposób, melodyjna i spokojna. Pisana z darem - myślę, że autor pisząc ją ściskał w garści AURYN.
Przeczytałam ją po raz pierwszy jako osoba dorosła, ale nawet w tej niefantazyjnej kondycji nie sposób jej nie docenić. Mam nawet sporo ulubionych cytatów.
"...es gibt Wesen, die haben keine eigene Welt. Dafür können sie in vielen Welten ein und aus gehen. Zu denen gehöre ich. In der Menschenwelt erscheine ich als Mensch, aber bin ich keiner.
Weiẞt du denn nicht, was ein Werwolf ist?"...
Przy okazji: czy tylko ja uważam, że powinno być: NIEKOŃCZĄCA SIĘ historia?
"Alles ereignet sich einmal nur,
aber einmal muss alles geschehen.
Über Berg und Tal, über Feld und Flur,
werd ich vergehen, verwehen..."
Ta powieść to klasyczna baśń stanowiąca właściwie nieprzerwany ciąg sugestywnych obrazów: barwnych i niezwykle oddziałujących na wyobraźnię. Zawiera morał (nawet więcej niż jeden), historię wędrówki i przemiany wewnętrznej głównego...
Chyba moja ulubiona część cyklu. Uwielbiam ten rodzaj bezpretensjonalnego humoru i bajeczny surrealizm. Wspaniałe fantasy dla dzieci i dorosłych. Lekarstwo na zły humor.
Chyba moja ulubiona część cyklu. Uwielbiam ten rodzaj bezpretensjonalnego humoru i bajeczny surrealizm. Wspaniałe fantasy dla dzieci i dorosłych. Lekarstwo na zły humor.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Chętnie odświeżam sobie od czasu do czasu wyselekcjonowane książki z dzieciństwa, a "Godzina pąsowej róży" ma swoje stałe miejsce w moim retrospektywnym cyklu odświeżania. Mało spotyka się książek, w których wszystkie szczegóły życia w dziewiętnastym wieku w zamożnej warszawskiej rodzinie byłyby tak dokładnie opisane. Nawet w książkach autentycznych dziewiętnastowiecznych pisarzy nie ma takich detali - nic zresztą dziwnego, bo współcześni i ówcześni nie piszą o aspektach rzeczywistości, które są dla nich oczywiste. Tymczasem dzięki Marii Kruger możemy przyjrzeć się każdemu detalowi codzienności dziewiętnastowiecznej widzianej oczami głównej bohaterki, Andy. A że Anda ma lat czternaście i jest kreowana na typową (chyba) nastolatkę z lat sześćdziesiątych XX w., więc wszystkiemu się dziwi i wszystkiemu dokładnie się przygląda, gdy już niespodziewanie przychodzi jej żyć w roku 1880 - za sprawą magicznych właściwości porcelanowego zegara. Tym samym każdy maniak dziewiętnastego wieku może poczytać naprawdę szczegółowe opisy: strojów, wystroju wnętrz, wystaw sklepowych, warszawskiej ulicy, spożywanych potraw, dnia na pensji dla panien z dobrego domu, spotkań towarzyskich, przygotowań do zamążpójścia i ceremonii ślubnej - i jest to po prostu wspaniałe. Z książki można dowiedzieć się, co to jest: tiurniura, podpinka, umbrelka, kokilki, pudermantel, marenga, rotunda, mitenki...
Nie mniej ciekawe są też wątki z lat sześćdziesiątych. Anda przedstawiana jest jako ultranowoczesna dziewczyna - dla uwypuklenia kontrastu obyczajowości pomiędzy rokiem 1960 a 1880. Jednak w naszym dwudziestym pierwszym wieku - bądź co bądź od napisania książki minęło już ponad pięćdziesiąt lat - ten ultranowoczesny młodzieżowy język, którym posługuje się Anda, również stał się już nieco archaiczny. Anda opisuje swoją nauczycielkę jako "równą i morową", w chwilach konsternacji wykrzykuje "ale draka!", chodzi na "pływalnię", podziwia śliczne "klipsy", nazywa spodnie (notorycznie) "porciętami" które to zresztą spodnie są uszyte u krawca, używa słowa "suknia" nawet wobec stroju codziennego, stwierdza, że "musi tu kursować autobus" i zapowiada, że "zrobi sobie prysznic". Niby to subtelne detale językowe, ale jednak skłaniają do pewnej refleksji. Nawet to, że Anda ze swoją przyjaciółką Teresą w słoneczne popołudnie roku 1960 zatrzymuje się przed "wystawą z rękawiczkami" jest już jakimś dowodem zmieniających się czasów. To jednocześnie fascynujące, jak drastycznie zmienił się świat między rokiem 1880 a 1960. Czasem zastanawiam się, czy w porównaniu roku 1960 i 2040 również będzie można wypunktować tak jaskrawe zmiany. Bardzo możliwe, skoro Andzie w roku 1880 brakuje przede wszystkim radia...
To wszystko sprawia, że powieść może się spodobać dorosłym czytelnikom o pewnych konkretnych zainteresowaniach dziewiętnastowiecznofilnych, poza tym jest to oczywiście świetna książka dla młodzieży.
Chętnie odświeżam sobie od czasu do czasu wyselekcjonowane książki z dzieciństwa, a "Godzina pąsowej róży" ma swoje stałe miejsce w moim retrospektywnym cyklu odświeżania. Mało spotyka się książek, w których wszystkie szczegóły życia w dziewiętnastym wieku w zamożnej warszawskiej rodzinie byłyby tak dokładnie opisane. Nawet w książkach autentycznych dziewiętnastowiecznych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ej, może i Niziurski ma książki różne, kwadratowe i podłużne, wszystkie czyta się przyjemnie, ale siłą rzeczy nie wszystkie są równie udane; tymczasem "Siódme wtajemniczenie" uważam, bez przesady, za prawdziwe arcydzieło. Ten język, te słowa wymyślone, ten klimat tajemnicy w codzienności, ten wyrafinowany, nieoczywisty humor, to podwójne dno, ten realizm magiczny... Niby to powieść dla młodzieży z lat sześćdziesiątych i powinna się już dawno, dawno zestarzeć, ale autor włożył w nią tyle charakterystycznego, nasyconego wyobraźnią stylu i astronautycznej wprost lekkości, że i w XXI wieku można cieszyć się efektem, zwłaszcza jeśli się jest, em, językowym wrażliwcem? Kimś wyczulonym na klimat, słowa i zabawę językiem? Oburzają mnie ludzie, którzy mówią, że to książka dla chłopców, oszaleliście chyba, dziewczyny też chcą orbitować!
Czytam nieodmiennie raz w roku, za każdym razem z tą samą przyjemnością.
Ej, może i Niziurski ma książki różne, kwadratowe i podłużne, wszystkie czyta się przyjemnie, ale siłą rzeczy nie wszystkie są równie udane; tymczasem "Siódme wtajemniczenie" uważam, bez przesady, za prawdziwe arcydzieło. Ten język, te słowa wymyślone, ten klimat tajemnicy w codzienności, ten wyrafinowany, nieoczywisty humor, to podwójne dno, ten realizm magiczny... Niby to...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to