rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Tytuł bardzo przekorny, gdyż zapowiada czytelnikowi opowieść o ego lekarzy i błędach. Tymczasem to zbiór opowieści lekarzy i w niewielkiej części także innych pracowników służby zdrowia i studentów. Z ich historii mocno zarysowuje się wielopłaszczyznowy konflikt.

Z jednej strony doświadczeni medycy oskarżają rezydentów o zbyt kapitalistyczne podejście i niezrozumienie realiów. Młodzi, należący przecież do już tak mocno stereotypowego pokolenia millenialsów, nie pozostają im dłużni - wskazują na ograniczanie konkurencji przez profesorów, ich zacofanie, brak chęci do nauki i znieczulicę. Druga strona to konflikt między systemem a lekarzami, którzy biurokratyczną rzeczywistość nadwiślańskiej służby zdrowia widzą jako wielkie zło i przyczynek nieszczęść pacjentów i lekarzy. Trzecia płaszczyzna to konflikt wewnętrzny - rozdarcie między powołaniem a chęcią życia na wysokim poziomie. Książka każe czytelnikowi zadać sobie pytania o leczenie, lekarzy w Porsche czy funkcjonowanie Państwa, które przecież zabiera tak dużą część zarobków na różnego rodzaje składki.

Nie powiem bym był zachwycony lekturą, ale nie byłem też zawiedziony. Zapewne osobiste doświadczenia autora, który na potrzeby publikacji zatrudnił się w szpitalu znacznie poprawiłyby odbiór książki, gdyby było ich więcej.

Pytanie, które zadaję sobie zawsze przy okazji kolejnych lektur: czy poleciłbym innym recenzowaną książkę? W tym przypadku odpowiedź brzmi tak. Warto zajrzeć na drugą stronę parawanu i poznać co o nas, pacjentach sądzą lekarze oraz poznać ich bolączki, choć często też bliskie innym zawodom. Jedyne co pozostaje po lekturze to smutek i zaduma iż ludzie, od których nie tak przecież rzadko zależy nasz byt na tym łez padole, są tak pełni goryczy i zniechęcenia.

Tytuł bardzo przekorny, gdyż zapowiada czytelnikowi opowieść o ego lekarzy i błędach. Tymczasem to zbiór opowieści lekarzy i w niewielkiej części także innych pracowników służby zdrowia i studentów. Z ich historii mocno zarysowuje się wielopłaszczyznowy konflikt.

Z jednej strony doświadczeni medycy oskarżają rezydentów o zbyt kapitalistyczne podejście i niezrozumienie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To opowieść o nowotworze, który toczy nasz kraj. O wydarzeniach, którymi żyły, a raczej na których żerowały, media w teoretycznie istniejącym kraju nad Wisłą. Czasem trwało to kilka, a czasem kilkanaście godzin. Historie z kart tej książki przenikały, często mimochodem do każdego Polaka. Przerażenie to najczęstsze co można było o tym usłyszeć. Czasami wstyd, że na takie rzeczy odwraca się oczy. Rzadko jednak trwa to dłużej niż do kolejnego czerwonego paska na dole ekranu bądź kującego w moralność tytułu na pierwszej stronie gazety.

To także opowieść o patologii systemu. Sędziowie, prokuratorzy, policjanci, nauczyciele i przedstawiciele Kościoła pokazani są tak ja powinni - po ludzku. Nie jako bohaterowie, a taką papką często nas karmią zewsząd. Ale jako słabi, nieudolni i często na skraju przegranej. Przegranej z systemem oraz własnymi oczekiwaniami, które zgniły po zderzeniu z rzeczywistością. Najczęściej jednak są przegrani z samym sobą i z człowieczeństwem. Zapomnieli, że przede wszystkim trzeba być człowiekiem. Zapomnieli lub ich zmuszono do zapomnienia.

Książka między innymi pokazuje jak korupcja zawładnęła duszami i umysłami mieszkańców Zduńskiej Woli. Jak potrzeba władzy i zanik empatycznej moralności stworzył potwory w ośrodku wychowawczym Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek w Zabrzu. Jak dobre układy, chory i zbiurokratyzowany system i strach władzy przed utratą zdolności do rządzenia innymi tworzy patologie - manipulacje statystykami przestępstw, wyniszczanie ofiar przestępstw seksualnych czy mafijne systemy w zdawałoby się czystych miejscach, jak np. zakład karny.

Wreszcie ta książka to opowieść o złu. O tym jak przyzwyczajenie do choćby najohydniejszych czynów i brak nań reakcji legitymizuje je. Burke miał rację mówiąc, że "aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił". Do tego, jestem pewien, odnosi się tytuł.

To też iście w guście Foucault opowieść o władzy nad ciałem - aparacie państwowym, który powstał by pomagać, a stał się elementem opresji. Pozwala na gwałty w ośrodkach, gdzie dzieci winny być bezpieczne, na poniżanie człowieka już poniżonego ohydnym czynem. Robi sam to, przed czym miał chronić.

Reportaże zawarte w niniejszej publikacji są mi w większości znane. Napisane zgodnie z rzemiosłem, a jednocześnie odbiegające od typowego wyliczania, a nacechowane emocjami. Czytelnik bez problemu znajdzie tu znane afery ostatnich lat. Słyszał, czytał o nich. Potem zapomniał... i tak co dnia. Dopiero jednak zebranie ich, tak pełnych emocji opowieści, w jednym miejscu daje pełen obraz. Po lekturze nie można ponownie tak beznamiętnie patrzeć na telewizyjne migawki z miejsc morderstw czy kolejnych afer na każdym szczeblu władzy. J. Conrad byłby przerażony. Jądro ciemności jest tu - w Polsce XXI wieku.

To opowieść o nowotworze, który toczy nasz kraj. O wydarzeniach, którymi żyły, a raczej na których żerowały, media w teoretycznie istniejącym kraju nad Wisłą. Czasem trwało to kilka, a czasem kilkanaście godzin. Historie z kart tej książki przenikały, często mimochodem do każdego Polaka. Przerażenie to najczęstsze co można było o tym usłyszeć. Czasami wstyd, że na takie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To jedna z tych pozycji, która zachwyci każdego. Munroe znany z webomiksu XKCD tym razem postanowił rozstrzygnąć największe problemy ludzkości. ;)
Oczywiście stwierdzenie to jest na wyrost, ale nie ulega wątpliwości, że pytania na jakie szukał odpowiedzi autor są ciekawe, zaskakujące i często śmieszne.

Książka składa się z odpowiedzi na, ja głosi podtytuł, absurdalne i hipotetyczne pytania, które otrzymał od czytelników bloga i komiksu. Znajdziemy więc w niej takie problemy jak na przykład możliwość dotknięcia prętów z wypalonym paliwem jądrowym, czy Internet jest szybszy od FedExu oraz jak wyglądałaby Ziemia gdyby osuszyć oceany. Oprócz tematyki (para-)naukowej autor wziął też na warsztat mniej ścisłe obszary ludzkich zainteresowań: na przykład kwestie bratnich dusz. Dodatkowo Munroe prezentuje też pytania, na które nie chciał odpowiedzieć szerzej z różnych powodów.

Najciekawsze są jednak nie same odpowiedzi, ale sposób w jakich udzielono. Po pierwsze każda część jest zabawnie ilustrowana podobnie jak webkomiks XKCD. Po drugie autor wykorzystuje fakty i dane w nieco odmienny sposób niż to czynią wszelkiej maści naukowcy. Na przykład jako przyrząd mierniczy wykorzystuje standaryzowaną żyrafę lub wplata elementy psychologii do zagadnień z zakresu sejsmologii.

Właśnie powyższa formuła sprawia, że "What if..." to niezwykła książka popularnonaukowa. Ma ona niezwykły dar: czytelnika zachęca do stawiania pytań i szukania nań odpowiedzi oraz uczy kreatywności w myśleniu o otaczającym nas świecie. Uważam, że gdyby tak pisano podręczniki, szkoła byłaby ciekawszym miejscem.

To jedna z tych pozycji, która zachwyci każdego. Munroe znany z webomiksu XKCD tym razem postanowił rozstrzygnąć największe problemy ludzkości. ;)
Oczywiście stwierdzenie to jest na wyrost, ale nie ulega wątpliwości, że pytania na jakie szukał odpowiedzi autor są ciekawe, zaskakujące i często śmieszne.

Książka składa się z odpowiedzi na, ja głosi podtytuł, absurdalne i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Patologia transformacji Czesław Bielecki, Witold Kieżun
Ocena 7,7
Patologia tran... Czesław Bielecki, W...

Na półkach:

Jakże smutna jest to książka. Wydawałoby się, że w dobie smartfonów za złotówkę, nielimitowanego internetu, setek rodzajów batoników o smakach normalnych jak i egzotycznych transformacja była wspaniałomyślnym darem nowego, kapitalistycznego systemu dla udręczonej socjalizmem Polski. Tymczasem prof. Kieżun pokazuje jak nieprzemyślana przez patriotów była ta przemiana ekonomiczna.

Autor całość patologii pokazuje, nie jak populiści, przez pryzmat ogólników i propagandowych haseł. Wręcz przeciwnie. Książka jest pełna przykładów, wyliczeń i kolejnych retrospekcji do konkretnych wydarzeń. Nie brakuje też podprogowych krzyków z prośbą "no zróbcie coś, bo będzie gorzej!".

Co ciekawe prof. Kieżun odstaje od znanych schematów nie skupiając się wyłącznie na ekonomii. Na warsztat badawczy bierze także system szkolnictwa, a nawet system administracji i prawny. Uważam, że jest to rozwiązanie przemyślane i dobrze ujmujące omawianą kwestię.

Podsumowując muszę przyznać, że książka jest czymś więcej niż tym czego się spodziewałem. Pokazuje jak bardzo w żałosnej rzeczywistości jest III RP. Autor daje też kilka rad jak co nieco naprawić. Chciałoby się aby "Patologia transformacji" była lekturą obowiązkową dla kandydatów na posłów, senatorów lub ministrów.

Jakże smutna jest to książka. Wydawałoby się, że w dobie smartfonów za złotówkę, nielimitowanego internetu, setek rodzajów batoników o smakach normalnych jak i egzotycznych transformacja była wspaniałomyślnym darem nowego, kapitalistycznego systemu dla udręczonej socjalizmem Polski. Tymczasem prof. Kieżun pokazuje jak nieprzemyślana przez patriotów była ta przemiana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W tradycyjnym pojęciu historia to po prostu to, co zdarzyło się dawno. Tak naprawdę nikt nie decyduje, co zostanie uznane za fakt historyczny – da się wskazać wydarzenia nawet niezbyt odległe w czasie, które już dziś przeszły do historii. Ich wpływ na losy ludzi jest tak duży, że na zawsze wyznacza nowe drogi, którymi będą podążać. Niewątpliwie rozpoczęta w 2011 roku i trwająca do dziś Arabska Wiosna należy właśnie do takich wydarzeń.

Książkę opowiadającą o współczesnych problemach, których skutków jeszcze nie widać, niełatwo jest napisać. Wyzwanie to podjął dziennikarz telewizji ARD Jörg Armbruster, pisząc „Arabską Wiosnę. Rewolucję w świecie islamskim”, wydaną w Polsce przez Wydawnictwo Dolnośląskie. Znalazła się ona w serii „Oblicza Współczesności”, więc wymaga się od niej, by była aktualna, przejrzyście napisana i aby prezentowała jak najszerszy punkt widzenia, co pozwala czytelnikowi wyrobić sobie własne zdanie. „Arabska Wiosna” te warunki spełnia.

Wydaje się, że autor ma pełne prawo do pisania o tych wydarzeniach. Jako korespondent niemieckiej telewizji ARD spędził bardzo dużo czasu na Bliskim Wschodzie i w krajach Maghrebu. Dzięki temu jego spojrzenie na sytuację w tym regionie jest bardzo szerokie. Spędzając tam tyle czasu, był w stanie przyglądać się rewolucjom nie tylko Arabskiej Wiosny, ale i wcześniejszym próbom zrywów. Różni to więc jego relacje od podobnych, tworzonych przez dziennikarzy, którzy swą uwagę na państwa arabskie zwrócili dopiero w styczniu 2011 roku. Co ciekawe, książka napisana jest stylem dziennikarskim – dzięki temu jest to dobra lektura także dla tych, którzy z naukami politycznymi czy historią mają niewiele wspólnego. Dużym minusem jest natomiast dość chaotyczny układ rozdziałów. Nie można go określić jako czysto tematyczny czy chronologiczny. Z tego powodu czytelnik może czuć się nieco zagubiony.

Na początku autor wprowadza nas w realia despotycznie rządzonych krajów arabskich. Pokazuje, w jaki sposób żyli obywatele tych państw i jak bardzo od szarego człowieka oddaliła się oligarchiczna władza, po kolei omawiając obszary, które objęła Arabska Wiosna. Sporą część poświęcił on Egiptowi, choć to od Tunezji wszystko się zaczęło. Autor zaznacza jednak, że w Tunezji rewolucja trwała bardzo krótko, nic jej nie zapowiadało i jej przebieg był raczej pokojowy. Inaczej działo się w Egipcie – władza wszelkimi środkami broniła się przed rewolucją, zwodząc żądających zmiany. Taki właśnie obraz rysuje się na kartach książki: Egiptu zrozpaczonego i ciągle oszukiwanego przez Mubaraka. Co ciekawe, ważną kwestią, jaką było zachowanie wojska w Egipcie i innych krajach, autor zajął się oddzielnie. Pokazał, w jaki sposób społeczność międzynarodowa i Egipcjanie zostali omamieni przez najwyższych dowódców wojskowych, że są po stronie ludu, gdy tymczasem dbali wyłącznie o swe interesy. W pozostałych krajach, o których opowiada Armbruster, sytuacja była diametralnie inna. Tam wojsko opowiedziało się za reżimem i często samo było sędzią i katem obywateli, których miało chronić.

Dużo miejsca w swych rozważaniach autor poświęca także Sieci i serwisom społecznościowym, które wpłynęły na rozwój ruchów demokratycznych. Stara się znaleźć związki między udostępnieniem obywatelom Internetu, a odkryciem przez nich lepszego życia, którego obietnicą jest demokracja.

Prócz Tunezji, Bahrajnu i Jemenu, które opisane zostały bardzo zwięźle, znalazły się też szerzej opisane Libia i Syria. Autor zawsze starał się pokazać, jak żyli zwykli ludzie i władza, z czego wyłania się obraz ogromnych kontrastów społecznych. Jednocześnie często oskarża on państwa Zachodu o wspieranie reżimów. Nie boi się wskazywać, jak demokratyczne kraje dla zabezpieczenia własnych, głównie gospodarczych, interesów bez skrupułów bratały się z despotami, którzy prowadzili np. obozy śmierci. Tym samym ukazuje podwójną moralność przywódców – z jednej strony zdolni byli do zawierania miliardowych kontraktów z takimi krajami jak Libia czy Egipt, z drugiej zaś szybko zmieniali front, gdy wybuchały rewolucje, posuwając się nawet do takich kroków jak operacja „Świt Odysei”, czyli zbrojna interwencja w Libii.

W całości tekstu Armbruster szuka odpowiedzi na – wydawałoby się – proste pytanie: czy obywatele Maghrebu i Bliskiego Wschodu dorośli już do demokracji w stylu zachodnim? Czy tak często wyznawany fanatycznie islam jest w stanie egzystować obok demokratycznego państwa prawa? By znaleźć odpowiedzi, rozmawia z rewolucjonistami i przedstawicielami różnych organizacji, także Bractwa Muzułmańskiego, które oskarżano o chęć budowy państw islamskich w stylu Iranu. Wiele fragmentów książki jest bardzo drastycznych. Dzięki niezwykłemu kunsztowi autor uderza w czytelnika obrazami, dając poczuć krew płynącą z rozjeżdżanych przez czołgi protestujących obywateli.

Oczywiście wydarzenia, których dotyczy książka, nie zakończyły się już ostatecznie. Następstwa tych zrywów wolnościowych będzie można zobaczyć i ocenić dopiero za kilka lat. Autor tym samym stroni od stanowczego ukazywania skutków. Choć stara się je przewidzieć, nie uznaje ich za pewne. Czytelnik, który uważnie śledzi wydarzenia w Bahrajnie, Syrii czy Egipcie, zauważy, że w trakcie Arabskiej Wiosny sporo rozważań i oczekiwań rewolucjonistów zdążyło się zdezaktualizować. Liczyć należy więc na kolejne, uzupełnione wydania tej książki.

Samo jej wydanie nie powala natomiast na ziemię. Papier z recyklingu i tylko kolorowa, lakierowana okładka. Sadzę, że doskonałym uzupełnieniem lektury byłoby zamieszczenie map omawianych regionów i zdjęć tak chętnie publikowanych w prasie podczas samych rewolucji. Jak już wspominałem, opisy są na tyle żywe, że czytelnik nie będzie miał problemów z zobrazowaniem sobie tych wydarzeń, zdjęcia jednak są tu nieodzownym uzupełnieniem. Dzięki nim można w pełni zrozumieć skalę rewolucji oraz stan, w jakim żyli mieszkańcy Bliskiego Wschodu i Maghrebu. Rzecz jasna, tak ubogie wydanie idzie także w parze z niską ceną, gdyż 35 złotych za tak dobrą relację dziennikarską okraszoną komentarzem historyczno-politycznym to niedużo.

Summa summarum Arabska Wiosna to książka niezwykle ważna. Jako jedna z pierwszych porusza temat ostatnich rewolucji w świecie islamskim. Niesłusznie należy spodziewać się w niej trudnego politologicznego komentarza. To zbiór aktualnych reportaży napisanych językiem prostym, ale nie tracącym nic ze swego profesjonalizmu. Choć można było pokusić się o zdjęcia i mapy, to formuła książki i jej język powinny bez trudu stworzyć całościowy obraz Arabskiej Wiosny. Liczę, że doczekamy się uaktualnionego wydania, które szerzej będzie przedstawiać skutki tych niezwykle ważnych historycznie i społecznie wydarzeń.

Moja recenzja: http://histmag.org/Jorg-Armbuster-Arabska-Wiosna-recenzja-6808

W tradycyjnym pojęciu historia to po prostu to, co zdarzyło się dawno. Tak naprawdę nikt nie decyduje, co zostanie uznane za fakt historyczny – da się wskazać wydarzenia nawet niezbyt odległe w czasie, które już dziś przeszły do historii. Ich wpływ na losy ludzi jest tak duży, że na zawsze wyznacza nowe drogi, którymi będą podążać. Niewątpliwie rozpoczęta w 2011 roku i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Komiks przeciętnemu czytelnikowi literatury kojarzyć się będzie z zabawnymi historyjkami dla dzieci ujętymi w obrazki i dymki z tekstem. Tymczasem jest to bardzo zróżnicowana dziedzina sztuki (gdyż niewątpliwie do sztuki należy!). W Polsce tego typu twórczość pozostaje nadal w tyle za światową czołówką – jednak mylić się będzie każdy, kto twierdzi, że ukształtowała się dopiero wraz z transformacją ustrojową. W okresie PRL tak zwane wówczas historyjki obrazkowe były nie tylko obecne, ale także szeroko wykorzystywane. O ich roli w tamtym okresie traktuje album „Komiks w PRL, PRL w komiksie” autorstwa Marcina Krzanickiego.

Album jest finałem wystawy, którą można było oglądać na murach rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej pod koniec 2010 roku. W odróżnieniu od innych publikacji poświęconych temu zagadnieniu, których zresztą nie ma wiele, nie jest on pełną analizą komiksu w PRL, o czym zresztą autor wspomina już na wstępie. Jest to raczej próba ukazania mozaiki takich wydawnictw sprzed 1989 roku. Całość więc, choć wydaje się, że z góry przeznaczona dla historyków, powinna być interesująca tak dla laików, jak i pasjonatów.
Mająca około stu osiemdziesięciu stron publikacja wypełniona jest po brzegi barwnymi planszami historyjek obrazkowych. Cały album, nawet ze strony edytorskiej, jest barwnie ilustrowany i przystępny. Prezentuje on rozwój i funkcjonowanie komiksu okresu PRL przez pryzmat historii i polityki. Każda część przedstawia zachowane zazwyczaj w bardzo dobrym stanie reprodukcje plansz wydawnictw z dołączoną ich charakterystyką, a także kontekstem historycznym każdego z nich, a czasem i opisem skutków, jakie wywoływał. Każdy z komentarzy jest napisany językiem przystępnym, któremu daleko do suchej naukowej analizy. Dzięki temu nie będzie to nużąca pozycja także dla osób, które sięgną po niniejszy album wyłącznie z czystej historycznej ciekawości, choć z tą tematyką nie miały zbyt wiele do czynienia.
Album podzielony jest tematycznie i chronologicznie jednocześnie.

Poszczególne części przedstawiają komiksy, które poruszały odmienną tematykę. Znajdziemy więc rozdziały, gdzie poprzez dość lekką formę autorzy starali się położyć podwaliny pod nowy system. Jako przykład może posłużyć komiks „Z pamiętnika Szabrownika”, który w humorystyczny sposób ukazywał, jak nieopłacalna okazuje się ta profesja. Historyjki obrazkowe służyły także władzom do osiągania pewnych założeń ideologiczno-edukacyjncyh. Z jednej strony mamy więc zawartą w nich historię, która z całą swą otoczką ideologiczną prezentowała dzieje Polski bądź innych państw sojuszniczych (jak na przykład „Tajna Misja” poruszająca akcję przekazania na Zachód niemieckich planów badawczych nad rakietami V, w tym części rakiet V2). Z drugiej strony wydawano także komiksy, które przedstawiały życie w ówczesnej Polsce, na przykład „W Nowej Hucie”. Dodatkowo album zawiera także pokaźną kolekcję plansz, które same w sobie opowiadały wymyślone, często bardzo fantastyczne historie, ale czerpały garściami z życia ówczesnych Polaków – również w sposób bardzo humorystyczny bądź cyniczny. Za przykład mogą tu posłużyć tak znane publikacje, jak „Tytus, Romek i A'Tomek” czy „Funky Koval”.

Autor publikacji nie pominął także komiksów, które służyły za formę reklamy (na przykład spółdzielni Społem) bądź wzorem zachodnich wydawnictw tworzyły superbohaterów – oczywiście na miarę Polski Ludowej, a więc bohaterów walki z konspiracją czy zgniłym kapitalizmem. Wspomniano także o historyjkach obrazkowych eksploatujących znane popkulturowe tematy w PRL. Często więc opowiadano o przygodach Czterech Pancernych czy Hansa Klossa.
Bardzo ciekawe jest ujęcie w recenzowanym albumie komiksów, które wydawane były bez zezwolenia władz. Choć często były one publikowane przez „Solidarność”, to zdarzały się także i tzw. undergroundowe, wpisujące się raczej – jak wyjaśnia Krzanicki – w nurt satyryczny, np. w stylu „Pomarańczowej Alternatywy”. Nie zapomniano także o komiksach publikowanych przez fanów, czyli tak zwanych fanzinach.

Wydaje się, że choć niniejsza publikacja nie jest kompleksowym przeglądem wszystkich komiksów wydawanych w okresie PRL, to żaden czytelnik nie powinien być nią zawiedziony. Tematyka została zaprezentowana bardzo szeroko i choć temat nie został wyczerpany, to nie można powiedzieć, że merytorycznie pozycji czegoś brakuje. Pod względem historycznym stanowi ona nie tylko ukazanie rozwoju polskiego komiksu do roku 1989, ale także jest dobrym materiałem dla kulturoznawców. Zaprezentowane i omówione materiały, pogrupowane w działy tematyczne, pozwalają spojrzeć na kulturę tamtego okresu z innej perspektywy. Lektura albumu to także dobra okazja, by w odmienny od tradycyjnej literatury historycznej sposób przyjrzeć się podstawom ideologicznym PRL. Każdy czytelnik może też poszerzyć swą wiedzę dzięki zaprezentowanej bibliografii.

Sama publikacja wydana jest w pełnym kolorze na kredowym papierze. Niestety minusem jest miękka oprawa i szycie – przy każdym otwarciu odnoszę wrażenie, że książka zaraz się rozleci. Często zresztą, ze względu na niewielki margines wewnętrzny, trzeba ją otwierać bardzo szeroko, by odczytać komentarze lub przyjrzeć się planszom. Należy jednak mieć nadzieję, że klejenie jest na tyle trwałe, by album mógł przetrwać lata.

Możemy stwierdzić, że „Komiks w PRL, PRL w komiksie” jest publikacją udaną: nie tylko ze względu na poruszaną tematykę, ale także na jej merytoryczne opracowanie. Na polskim rynku wydawnictw poświęconych komiksom jest niewiele, a tych, które starają się wyjść poza ścisłe ramy analizy naukowej – jeszcze mniej. Albumowi Krzanickiego to się w pełni udało – nie tylko opisuje przez historyczne „szkiełko i oko” komiks w PRL, ale czyni to także w sposób na tyle niestandardowy i jednocześnie przystępny, że do sięgnięcia po książkę powinni się skusić także ci, dla których bogato wydane albumy autorstwa między innymi Janusza Christy czy Papcia Chmiela ciągle są tylko obrazkową historyjką dla dzieci.

Recenzja: http://histmag.org/Marcin-Krzanicki-Komiks-w-PRL-PRL-w-komiksie-6710

Komiks przeciętnemu czytelnikowi literatury kojarzyć się będzie z zabawnymi historyjkami dla dzieci ujętymi w obrazki i dymki z tekstem. Tymczasem jest to bardzo zróżnicowana dziedzina sztuki (gdyż niewątpliwie do sztuki należy!). W Polsce tego typu twórczość pozostaje nadal w tyle za światową czołówką – jednak mylić się będzie każdy, kto twierdzi, że ukształtowała się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zjednoczona Europa to marzenie, które rozpalało wyobraźnię wielu ludzi żyjących w różnych realiach historycznych. Choć dziś stało się ono faktem, trzeba pamiętać, że nawet w ciężkich czasach początków XIX wieku w sercach wielu ludzi tlił się już promyk nadziei na pokój i wspólny żywot narodów Starego Kontynentu. Jednym z nich był książę Adam Czartoryski.

Wydawnictwo Literackie postarało się, by dzieło Czartoryskiego „Rozważania o dyplomacji”, znane do tej pory tylko z tłumaczenia z okresu II Wojny Światowej, ujrzało światło dzienne w czasach, gdy Polska jest niepodległa i wolna. Książka składa się z dwóch części. Pierwsza to właściwy traktat ks. Czartoryskiego, a drugi to studium „Reforma dyplomacji i legitymizm narodów” autorstwa współczesnego historyka Marka Kornata. Część druga uzupełnia traktat i jednocześnie wzbogaca go o spojrzenie na kontekst historyczny z dzisiejszej perspektywy. Obie części są napisane przez ludzi, o których z całą pewnością można powiedzieć, iż zasługują na szacunek za swą pracę. Od książki oczekiwałem wysokich walorów.

Rozważania o dyplomacji ks. Czartoryski postanowił podzielić na trzy części. W pierwszej odpowiada na pytanie, czym jest dyplomacja. Poprzez dogłębną analizę stosunków międzypaństwowych od antyku po czasy mu współczesne stara się ukazać pozytywy i negatywy dyplomacji. Nie boi się pokazać, jak dyplomacja wsparta na mało szczytnych ideach egoizmu narodowego doprowadzała do krwawych wojen. Charakter dyplomacji ujmuje przez pryzmat Polski, która we współczesnych mu czasach istniała tylko w sercach przedstawicieli narodu. Takie podejście charakterystyczne jest dla całej pracy, także dla drugiego rozdziału, w którym autor szuka odpowiedzi na pytanie o to, jak powinna wyglądać dyplomacja. Swój monolog opiera na konkretnych przykładach. Nie waha się wskazywać winnych złego postrzegania dyplomacji. Porusza tematykę społeczeństwa, legitymizacji narodów oraz polityki poszczególnych krajów. Idąc za ciosem, w kolejnej części szuka on sposobu na to, aby z dyplomacji stworzyć godne tego miana rzemiosło. Przez cały traktat ks. Czartoryski wskazuje błędy społeczeństw i występujących w ich imieniu mężów stanu. Dla niego najlepszą receptą na spokój w życiu każdego mieszkańca Europy jest jej zjednoczenie, do czego zresztą próbuje wytyczać drogi. Można więc ks. Adama Czartoryskiego postawić na równi z Robertem Schumanem i nazwać, jeśli nie ojcem, to z pewnością dziadkiem zjednoczonej Europy.

Druga część, jak wspomniałem, jest uzupełnieniem „Rozważań o dyplomacji”. Nakreśla ona realia historyczne, których dotyczy traktat. Jednocześnie próbuje wskazać na pewne fakty, które dla dzisiejszego czytelnika nie zawsze muszą być zrozumiałe. Dodatkowo, opierając się także na innych dziełach o dyplomacji, stara się ukazać rolę oryginalnego dzieła, jakim są „Rozważania o dyplomacji”. Powiem wręcz, iż ta część jest niczym słownik i bez wątpienia bardzo pomaga w zrozumieniu dziewiętnastowiecznego traktatu.

Recenzowana publikacja jest wydana na wysokim poziomie. Poza okładką, gdzie widnieje portret autora, ilustracji nie uświadczymy. Można to jednak zrozumieć, zważywszy na fakt, iż główną rolę pełni tu zawartość merytoryczna. Oprawa jest szyta, solidna i trwała. Solidny jest także język, jakim jest napisana całość. Rzecz jasna, część pierwsza napisana jest językiem polskim charakterystycznym dla epoki, w której żył Czartoryski. Niektórym może więc przeszkadzać duży zasobów archaizmów i gramatyka tamtego okresu. Druga część siłą rzeczy takich problemów już ze sobą nie niesie. Problemem, według mnie, jest dość dziwne umieszczenie przypisów – w części będącej traktatem Czartoryskiego znajdują się one na końcu, co utrudnia zrozumienie niektórych odniesień, a w części drugiej przypisy umieszczone są w stopce tekstu.

Summa summarum, wydany przez Wydawnictwo Literackie traktat znakomitego polskiego myśliciela to dobra lektura dla każdego czytelnika. Pozwala on spojrzeć na wydarzenia Kongresu Wiedeńskiego z perspektywy ówcześnie żyjących dyplomatów. Także wzbogacenie niniejszej publikacji o obszerny komentarz historyka jest na miejscu i pozwala lepiej uchwycić rzeczywistość pierwszej połowy XIX wieku. Merytorycznie jest to więc lektura obowiązkowa, aby zrozumieć idee wolności, zjednoczonej Europy oraz pokoju.

Recenzja: http://histmag.org/Adam-Czartoryski-Rozwazania-o-dyplomacji-recenzja-6274

Zjednoczona Europa to marzenie, które rozpalało wyobraźnię wielu ludzi żyjących w różnych realiach historycznych. Choć dziś stało się ono faktem, trzeba pamiętać, że nawet w ciężkich czasach początków XIX wieku w sercach wielu ludzi tlił się już promyk nadziei na pokój i wspólny żywot narodów Starego Kontynentu. Jednym z nich był książę Adam Czartoryski.

Wydawnictwo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Propaganda to ta część marketingu, która praktycznie zawsze ma wydźwięk pejoratywny. Żadne społeczeństwo nie ma możliwości ustrzec się stosowania propagandy przez władze, szczególnie w państwie rządzonym niedemokratycznie. Tak było na przykład w okresie PRL: o tym opowiada książka Piotra Osęki „Mydlenie oczu. Przypadki propagandy w Polsce”.

Warto zaznaczyć, że autor nie chcą piętnować stricte epoki PRL. Już w pierwszym rozdziale zawarł krótką notkę o propagandzie politycznej II RP w okresie zajęcia przez polskie wojska Zaolzia. Czytając ten wstęp ma się nieodparte wrażenie, że ktoś w szkołach oszukiwał nas mówiąc iż takie zdarzenia jak np. transportowanie ludzi na wiece miały miejsce tylko po 1945 roku. Szkoda że w omawianej książce autor nie poruszył szerzej tematyki II RP.

Reszta książki omawia już zjawiska tyczące się propagandy w okresie rządów komunistów, tj od roku 1944. I choć od czasu do czasu znajdują się nawiązania do okresu przed II wojną światową, to są to tylko nawiązania.
Książka została podzielona na pięć rozdziałów. Pierwszy z nich dotyczy różnego rodzaju wieców i publicznych wystąpień. Czytelnik dowie się z niego m.in. dlaczego ciągle brakowało czerwonej tkaniny oraz jak wyśmiewano partyjniaków. Tego rodzaju próby nierzadko kończyły się co najmniej aresztem. W drugim rozdziale autor skupił się na kształtowaniu przez władze przyszłości narodu, czyli młodzieży. Prezentując sposoby w jakie próbowano tego dokonać, Osęka ukazuje jak młodzież próbowała się przed tym bronić i jak spalały na panewce coraz wymyślniejsze sposoby. Trzeci rozdział poświęcony jest walce z wrogami, jakże przecież pokojowego, socjalizmu. Trafnie więc przedstawiono w jaki sposób ukazywano Amerykę, Żydów czy Niemców. W przeciwieństwie do rozdziału trzeciego, rozdział czwarty pokazuje jak propaganda komunistyczna prezentowała bohaterów narodu. Przeczytamy więc między innymi o przodownikach pracy czy też o tym jak świętowano ludzi pracy. Książkę kończy rozdział poświęcony stricte kłamstwom władzy. Przeczytamy tam o tym jak ukazywano w propagandzie komunistycznej Lecha Wałęsę czy jak starano się wmówić Polakom, że PRL jest wieczne w ostatnich latach komunizmu.

Żaden z rozdziałów nie nudzi, przeciwnie: każdy artykuł prezentuje inne spojrzenie na omawianą tematykę. Faktem jest, że większość tekstów znajdujących się w książce pierwotnie zostało opublikowane w prasie, co powoduje, że język którym są pisane nie jest przesycony terminologią naukową. Tak więc całą książkę czyta się szybko i bardzo przyjemnie. Można wręcz rzec, że zawarte w niej informacje czytelnik pochłonie z entuzjazmem.

To co najbardziej doskwiera, to brak ilustracji dotyczących omawianych wydarzeń. Czytelnikom, zwłaszcza młodszym, o wiele łatwiej było by sobie wyobrazić na przykład ogrom powojennych wieców czy też powojenne nagłówki prasowe jeśli w książce zawarto by ilustrujące to fotografie. Bez tego książka dużo traci. Nie oznacza to jednak, że nie warto jej przeczytać. Jest to dobra literatura popularnonaukowa choć gdyby zawarto w niej ilustracje była by wyraźnie ciekawsza.

Recenzowana książka nie zmęczy czytelnika przesadnie naukowym podejściem. Jednocześnie jednak chcąc dowiedzieć się czegoś więcej na dany temat czytelnik będzie musiał sięgnąć do bardziej szczegółowej literatury, gdyż wiele tematów potraktowano w stylu iście publicystycznym. Jest to doskonała lektura na długą podróż czy niemniej długi zimowy wieczór. Jednak każdy kto spodziewał się po tytule książki wyczerpującego dzieła o propagandzie, będzie musiał poszukać innej pozycji.

Recenzja: http://histmag.org/Piotr-Oseka-Mydlenie-Oczu-recenzja-6225

Propaganda to ta część marketingu, która praktycznie zawsze ma wydźwięk pejoratywny. Żadne społeczeństwo nie ma możliwości ustrzec się stosowania propagandy przez władze, szczególnie w państwie rządzonym niedemokratycznie. Tak było na przykład w okresie PRL: o tym opowiada książka Piotra Osęki „Mydlenie oczu. Przypadki propagandy w Polsce”.

Warto zaznaczyć, że autor nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W dobie kryzysu ekonomicznego historia gospodarki nabiera nowego znaczenia. Spojrzenie przez pryzmat czasu przeszłego na obecną sytuację pozwala lepiej zrozumieć pewne zjawiska. Tworzy także obraz życia i jego warunków w państwie, które istnieje przeszło 1000 lat i nader często zmieniało się społecznie, politycznie i gospodarczo.

Spójne opracowanie dziejów gospodarczych Polski nie jest zadaniem łatwym. Mimo to nie brak prób ich podsumowań. Jedną z nich jest książka znanego wykładowcy SGH, profesora Wojciecha Morawskiego. Zabierając się za lekturę takiego opracowania, oczekuje się, że będzie ono wyczerpywać temat i pozwoli zrozumieć opisane zagadnienia także osobom, które nie zajmują się na co dzień historią gospodarczą Polski.

Książka wydana jest dość niepozornie. Format B5 oraz nieco ponad 340 stron nie sprawiają imponującego wrażenia, choć dzięki temu cena nie jest zbyt wygórowana. Miękka oprawa potęguje pierwsze wrażenie. Patrząc na samą książkę, ma się wrażenie, że w tak niewielkiej publikacji temat historii gospodarczej nie mógł być w pełni wyczerpany i pewne zagadnienia potraktowano po macoszemu. W tym jednak przypadku nie należy książki oceniać po okładce. Jej zawartość, w porównaniu z formą, prezentuje wyższy poziom, choć można odnieść wrażenie, że nadaje się ona przede wszystkim do powtórki z historii gospodarki.

Autor wielu opracowań opisujących historię gospodarczą postawił przed sobą samym, jak pisze we wstępie do książki, trzy jasne cele. Po pierwsze, chciał „uwolnić historię gospodarczą z więzów koncepcji historiozoficznych”. Po drugie, spróbował dowieść, że historia gospodarcza posiada swój wymiar ludzki. Po trzecie, pragnął pokazać w jaki sposób korelują ze sobą wszystkie gałęzie historii. Także we wstępie autor przedstawia kilka koncepcji badawczych dotyczących historii gospodarczej w taki sposób, aby czytelnik niebędący historykiem nie czuł się zaskoczony formułą opracowania tematu. Plusem „Dziejów...” jest to, iż nie opierają się one na jednej konkretnej metodologii, choć czytając można odnieść wrażenie, że francuska szkoła historii totalnej jest im najbliższa.

Rozdziały książki ułożone są chronologicznie, zaczynając od początków państwa polskiego. Lektura pierwszej części pozostawia pewien niedosyt. Okres średniowiecza opisany jest chaotycznie i dość niedokładnie. Próba ukazania, w jaki sposób przenikają się wszystkie gałęzie historii, nie wyszła tej części książki na dobre. Wiele elementów gospodarczych jest pokazanych w korelacji z historią prawa, urbanistyki czy historią polityczną, jak na przykład kwestia przywilejów czy prawa miejskiego. Sądzę jednak, że ucierpiała na tym sama historia gospodarcza – niektóre wydarzenia czy organizacje mające niewątpliwy wpływ na jej kształt, jak na przykład Hanza czy kwestia małej rewolucji rolniczej poprzez stosowanie trójpolówki, zostały tylko wspomniane, bez pełnego opisu wynikających z ich istnienia konsekwencji. Osoba chcąca uzyskać głębszą wiedzę na te tematy będzie zmuszona sięgnąć po specjalistyczne monografie.

Choć pierwszy rozdział wydaje się opracowany zbyt ogólnie, to już kolejne części książki nie sprawiają takiego wrażenia. Poprzez wszystkie epoki, aż do III RP włącznie, gospodarcze dzieje Polski opisane są nie tylko poprzez pryzmat danych i ciągów cyferek, ale także w korelacji z całą ujętą w pełni historią Polski. Czytelnik dowie się więc, jaki wpływ miały kolejne wojny toczone przez królów polskich z sąsiadami na skarb państwa, a co za tym idzie na siłę pieniądza. Autor pilnuje, by zapoznać czytelnika z rozwijającym się przemysłem każdego regionu kraju, nawet ziem już nienależących do Polski. Podaje przy tym mnóstwo przykładów i danych, wraz ze źródłami. Pokazuje także jaki wpływ na rozwój Polski miały wydarzenia, nie tylko o genezie gospodarczej, w innych krajach. Każdy rozdział podporządkowany jest już w całości ukazaniu, jak współistnieją poszczególne gałęzie historii.
Wymiar ludzki dziejów gospodarczych autor uwydatnia przez pokazanie życia typowego człowieka w poszczególnych okresach, wraz z wpływem instytucji państwowych i religijnych na jego sytuację ekonomiczną. W książce znajdziemy także opis reform gospodarczych ze wszystkich epok historycznych. Ich opis to jednak nie tylko suche dane, lecz także ukazanie konsekwencji społecznych. Czytelnik dowie się też, czy dana reforma miała dobry wpływ na sytuację przeciętnego człowieka czy wręcz przeciwnie. Dużą zaletą recenzowanego opracowania jest także ukazanie, jak przez epoki przemieszczał się główny ciężar gospodarki z wsi na miasto – nie tylko poprzez wpływ miast na kształtowanie prawa i polityki, lecz także na demografię poszczególnych regionów, a co za tym idzie na rolę gospodarczą. Jest to więc historia totalna w swym najlepszym wydaniu.

Niestety książka nie jest jednak pełnym i wyczerpującym temat opracowaniem dotyczącym historii gospodarczej Polski. Po jej lekturze czytelnik chcący poszerzyć swoją wiedzę na niektóre z poruszonych tematów będzie zmuszony sięgnąć po bardziej szczegółowe opracowania, choćby te z szerokiej bibliografii zamieszczonej w książce. Mimo wielu tabel brak map, zwłaszcza statystycznych, należy uznać za ogromny błąd. Wpływa to na odbiór książki jako ogólnego opracowania tematu i dla osób szczególnie zainteresowanych historią gospodarczą będzie ona tylko dobrym podsumowaniem. Jest więc dobra do powtórki z historii gospodarczej Polski lub jako swoiste do niej wrota, z racji pomijania jej roli w szkołach i na studiach. Spójne opracowanie tematu przez pryzmat historii totalnej stanowi o tym, iż jest to dobra książka także dla prawników, politologów, socjologów oraz każdego chcącego zgłębić ten temat.

Recenzja: http://histmag.org/Wojciech-Morawski-Dzieje-Gospodarcze-Polski-recenzja-6002

W dobie kryzysu ekonomicznego historia gospodarki nabiera nowego znaczenia. Spojrzenie przez pryzmat czasu przeszłego na obecną sytuację pozwala lepiej zrozumieć pewne zjawiska. Tworzy także obraz życia i jego warunków w państwie, które istnieje przeszło 1000 lat i nader często zmieniało się społecznie, politycznie i gospodarczo.

Spójne opracowanie dziejów gospodarczych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czym jest terroryzm? Kogo można uznać za terrorystę? Brak jednej definicji tego pojęcia i szafowanie tym określeniem sprawia, że stajemy w obliczu może jednego z najtrudniejszych pytań XX i XXI wieku. W odpowiedzi pomóc nam może niezwykła książka Phila Reesa.

Phil Rees przez lata, kręcąc wiele dokumentów dla stacji BBC, spotykał się z terrorystami. Jako rzetelny dziennikarz zachwycił się neutralnością, jaką stacja BBC przez lata stosowała wobec terrorystów. W redakcji, jak pisze Rees, był nawet zakaz używania zwrotu „terrorysta”. Po 11 września 2001 roku sytuacja wymknęła się spod kontroli – emocje wzięły górę i zaczęła się nagonka zwana „wojną z terroryzmem”. Wtedy to Phil Rees postanowił spisać swe wspomnienia ze spotkań. „Kolacja z terrorystą” to wymowny tytuł – autor rzeczywiście siadał do posiłków z terrorystami. Jadł kebaba z bojownikami w górach Algierii, w okopach Afganistanu wraz z mudżahedinami walczącymi z talibami jadł posiłek, w którym więcej było piasku niż pożywienia. Poznał ludzi, którzy w kolumbijskiej dżungli produkują kokainę, a dla USA przez wiele lat byli wrogiem numer jeden. O świętych tekstach rozmawiał z Palestyńczykami, a w Hiszpanii poznał, czym jest europejski terroryzm ETA.

Autor nie ograniczył się tylko do nielegalnych ugrupowań – w tym niezwykłym dziele pokazał, co znaczy prawdziwy terroryzm państwowy w wydaniu kambodżańskim czy algierskim. Jednak nie jest to tylko subiektywne spojrzenie na ludzi określanych mianem terrorystów. Rees rozmawia także z tymi, którzy stracili całe rodziny czy przyjaciół w atakach bojowników. Dodatkowo pozwala również wypowiedzieć się stronie najsilniej zaangażowanej w walkę z terrorystami.

W całej swej podróży przez świat terrorystów autor nie ocenia rozmówców. Opisuje ich zwyczaje, wygląd czy sposób wymowy, pozostawiając ocenę ich czynów czytelnikowi. Sam Rees ma rzadki dar empatii i charyzmy. Niezależnie, czy musi przedzierać się przez okopy czy dżunglę, zawsze wie, z kim ma rozmawiać. Dostraja swoje zachodnie maniery do kultury środowiska, w którym akurat przebywa. Doceniając otwartość swych rozmówców, pokazuje ich od strony, której mieszkańcy zachodu nie zobaczą nigdy.

Przez lata dziennikarskiej praktyki autor stworzył siatkę informatorów i teraz wykorzystał ją, by dotrzeć do swych rozmówców. Stając naprzeciw uzbrojonych bojowników, słynących z zabijania bez skrupułów obcokrajowców, zachowuje zimną krew. W swych opisach pokazuje czytelnikowi, jak duży ciężar psychiczny niesie ze sobą zawód dziennikarza. Pisząc tę książkę, mimowolnie stał się także oskarżycielem świata Zachodu, ciemiężyciela prostych ludzi, którzy różnią się religią, językiem czy wyglądem. Obłuda państw, nazywających siebie cywilizowanymi, daje świadectwo, jak bardzo jesteśmy zamknięci w schematycznej bańce poglądów. Rees pozwala nam tę bańkę rozbić i wprowadza nas w stan głębokiego zastanowienia nad istotą terroryzmu. Daje okazję do przemyślenia, czy przypadkiem partyzanci z okresu II wojny światowej nie byli terrorystami. Zmusza czytelnika do stawiania sobie pytań i szukania odpowiedzi – według przekonań, sumienia i moralności.

Język, jakim autor się posługuje, nie pozostawia wątpliwości, że to książka dla każdego czytelnika. Wyniosłe teorie wprost z opasłych tomów encyklopedii politologicznych zastąpił prostym językiem trafiającym do każdego – wystarczy, by czytelnik co nieco wiedział o świecie, a zrozumie problemy przedstawione w publikacji bez większych trudności. Opisy autora są na tyle barwne, że czytając „Kolację z terrorystą” ma się wrażenie przebywania tuż obok rozmówców. Autor przedstawia też fakty i liczby, które są uzupełnieniem rozmów. W publikacji znajdziemy kolorowe ilustracje, mapy ukazujące obszary działań ugrupowań, z których członkami rozmawia Rees oraz słowniczek podstawowych pojęć, co znacznie ułatwia czytanie. Wydawnictwo Universitas wydało książkę w miękkiej oprawie, lecz dobre klejenie raczej nie pozostawi jej w kawałkach już po kilku czytaniach. Warto też zauważyć, że ilustracja na okładce polskiej edycji jest bardziej minimalistyczna niż ta na wydaniu oryginalnym – w moim przekonaniu jest też wymowniejsza i ładniejsza.

Zapewne niejeden dziennikarz chciałby tak jak Rees usiąść do kolacji z tak znanymi i jednocześnie znienawidzonymi ludźmi. Dziś to już raczej niemożliwe ze względu na inwigilację dziennikarzy oraz na fakt zmuszania ich do ujawniania informatorów. Ta książka pozwoli choć częściowo zagłębić się w tajemniczy i niebezpieczny świat ludzi zwanych terrorystami. Dla każdego czytelnika jej lektura będzie przyjemnością i jednocześnie emocjonalno-intelektualną podróżą.

Recenzja: http://histmag.org/Phil-Rees-Kolacja-z-terrorysta.-Spotkania-z-najbardziej-poszukiwanymi-bojownikami-na-swiecie-recenzja-5401

Czym jest terroryzm? Kogo można uznać za terrorystę? Brak jednej definicji tego pojęcia i szafowanie tym określeniem sprawia, że stajemy w obliczu może jednego z najtrudniejszych pytań XX i XXI wieku. W odpowiedzi pomóc nam może niezwykła książka Phila Reesa.

Phil Rees przez lata, kręcąc wiele dokumentów dla stacji BBC, spotykał się z terrorystami. Jako rzetelny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kraj Wschodzącego Słońca przeciętnemu Polakowi kojarzy się z samurajami, ninja i bombą atomową. Tymczasem historia tego kraju jest barwniejsza niż przedstawiają to media tudzież szkolne podręczniki. Wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu na wiedzę o Japonii, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego opublikowało podręcznik akademicki „Historia Japonii”.

Autor tego dzieła, Conrad Totman, poszczycić się może mianem wybitnego orientalisty. Obecnie już na emeryturze, jest on autorem wielu publikacji dotyczących Japonii dotykających praktycznie każdego aspektu – kultury, antropologii, przemysłu i polityki. Wydawałoby się więc, że książka tak dobrego autora będzie stanowić idealną kompilację historii Japonii.

Tymczasem czytając ten podręcznik, odnosi się wrażenie, że autor wielokrotnie wybierał drogę na skróty. Merytoryczne przeskakiwanie o setki, a niekiedy i tysiące lat sprawia, że czytelnik ma wrażenie gubienia historii. Tę sytuację ratuje tylko wiara w nieomylność świetnego autora. Niestety podobnie jest z samą tematyką. Mimo że czytelnik będzie się zachwycał wielością poruszanych tematów, to po lekturze można czuć niedosyt. Totman starał się ukazywać łączniki między kulturą, religią a polityką Japonii. Czytelnik dowie się, w jaki sposób buddyzm czy shintoizm wpływał na siłę polityczną poszczególnych władców. Nasza wiedza wzbogaci się także o stosunki między ceremonią parzenia herbaty a architekturą domostw. Kwestie społeczne, demograficzne i kulturowe stanowią mocną stronę dzieła. Można więc rzec, że antropologicznie podręcznik w pełni spełnia swe zadanie jako kompletnego podręcznika akademickiego. Mimo to nadal brakuje czytelnikowi pełnych informacji dotyczących bitew czy politycznych przetasowań.

Dodatkowo Totman zastosował dość osobliwy podział antropologiczny. Takie stwierdzenia jak „epoka superdrapieżcy”, „zarządcy antropocentrycznej wspólnoty biologicznej” czy „użytkownik organizmów obumarłych” tylko wprowadzają zamęt u przeciętnego czytelnika. Wymagają od studenta przyswojenia tej nietypowej typologii. Całość merytorycznej części książki ratuje fakt umieszczenia w niej rzadko spotykanych opracowań dotyczących ekologii wysp. Czytając, można się więc zapoznać ze zmianami w zalesieniu wysp, układem geologicznym czy niszczeniem środowiska naturalnego wysp. Niewątpliwie wypada to zaliczyć na plus merytorycznej części książki. Niestety jest to jeden z nielicznych plusów. Należy też dodać, że autor szafuje zmianami stylistyki – np. pierwsza część książki jest napisana ciężkim naukowym językiem, kolejna potrafi urzec swą przyswajalnością. Zabieg trochę niezrozumiały i powodujący zmieszanie.

Niestety ciężko znaleźć też plusy w samym formacie wydania omawianej książki. Ponad 900 stron klejonego podręcznika w miękkiej okładce nie wróży pojedynczemu egzemplarzowi długiego żywota. Sytuację pogarsza też umieszczenie słowniczka pojęć i przypisów z tyłu książki zamiast standardowo na dole strony. Ponieważ kultura, w tym i język Japonii są odmienne od kultury europejskiej czytelnik zmuszony będzie często wertować podręcznik. Podejrzewam, że już po drugiej pełnej lekturze dzieło będzie w opłakanym stanie. Dodając do tego fakt, iż ma ono służyć studentom do nauki, należy stwierdzić, że recenzowane wydanie „Historii Japonii” Totmana jest całkowicie chybione. Chciałoby się mieć taki kawałek wiedzy w twardej oprawie bez wylatujących kartek, by móc po niego sięgać, kiedy tylko się zechce.
Podobnie jak z przypisami rzecz ma się z ilustracjami i mapami. Mapy znaleźć można na początku książki, a samych ilustracji też jest niedużo. W całym wydaniu ogromnym plusem jest cena książki. Koszt około 70 złotych za taki ogrom antropologiczno-historycznej wiedzy nie jest ogromnym wydatkiem. Osobiście jednak mógłbym za książkę dać nawet ponad 100 złotych byleby mieć komfort, że zakup nie rozpadnie się przy czytaniu.

Reasumując, można bez żadnych wątpliwości powiedzieć, że „Historia Japonii” jest akademicką osobliwością. Na pewno nie jest to jednak w 100% podręcznik nowoczesny i cechujący się atrakcyjną tematyką zapisaną przystępnym językiem, jak określa go wydawnictwo. Mimo to mogę bez wyrzutów sumienia polecić go każdemu studentowi pod warunkiem, że uzupełni on sobie brakującą wiedzę i sam podręcznik będzie czytał ostrożnie.

Recenzja: http://histmag.org/Conrad-Totman-Historia-Japonii-recenzja-5336

Kraj Wschodzącego Słońca przeciętnemu Polakowi kojarzy się z samurajami, ninja i bombą atomową. Tymczasem historia tego kraju jest barwniejsza niż przedstawiają to media tudzież szkolne podręczniki. Wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu na wiedzę o Japonii, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego opublikowało podręcznik akademicki „Historia Japonii”.

Autor tego dzieła,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Łatwy język wydania, liczne skierowania do czytelnika wynikające z formuły referatów, w tym wskazywanie na rozszerzające daną tematykę inne publikacje, ułatwiają przyswojenie poszczególnych tekstów. Nawet licealista rozpoczynający swą przygodę z historią będzie mógł po części zaspokoić swój głód wiedzy, a na pewno go rozgrzać.

Historykowi niezwykle trudno jest zajmować się szerokim spektrum epok. O wiele prościej jest skupić się na wybranej epoce bądź na jednej tematyce. Niewielu z nich potrafi zgrabnie objąć swą działalnością badawczą więcej niż 200-300 lat historii. Jakże więc niezwykłym człowiekiem i erudytą jest profesor Stanisław Salmonowicz. Jego prace i badania obejmują szeroki i różnorodny zakres materiału. Wielokrotnie na różnego rodzaju wykładach czy seminariach naukowych prezentował referaty na niezwiązane ze sobą kwestie. Część tych wystąpień zawarta została w publikacji wydawnictwa Universitas „Kilka minionych wieków. Szkice i studia z historii ustroju Polski”, którą mam przyjemność recenzować.
Jak widać po tytule niniejszej pracy nie jest to pełny i wyczerpujący temat podręcznik do historii. Jednak mimo swej zwięzłości na każdy z poruszonych problemów autor wypowiedział się na tyle dokładnie, że czytelnik nie ma złudzeń, co do poruszonej problematyki. Dodatkowo każdy z referatów zawartych w zbiorze dzięki ogromie przypisów wskazuje czytelnikowi miejsca poszukiwań dalszej wiedzy. Sama tematyka poszczególnych referatów jest wielce różnorodna, choć jako pewien wspólny mianownik można wyznaczyć problemy związane z ustrojem państwa polskiego na przestrzeni dziejów.
Osobiście najbardziej zaciekawiły mnie dwa teksty. Pierwszy z nich, traktujący o polskich realiach procesów o czary, poruszył dość mało znaną historyczną tematykę. Autor dokładnie - jak na rozmiary tej pracy - opisuje geografie i mechanizmy tej tragicznej karty historii, wskazuje także na metody badawcze. Drugi niezwykle ciekawy tekst omawia patologie społeczne okresu okupacji hitlerowskiej. Nie jest to jednak, jakby się można spodziewać, jakaś próba rozliczenia przeszłości, a porządne historyczne rozważania - coś jak wypunktowanie kolejnych krzywd. Neutralność tej części jest przykładem profesjonalizmu profesora Salmonowicza. Podobne wrażenie można odnieść po lekturze rozdziału poświęconego politycznej genezie Powstania Warszawskiego – autor ucieka od zbędnej ideologizacji tematu.
Niestety w recenzowanej publikacji znalazła się także łyżka dziegciu. Rozdział poświęcony władzy polskiego szlachcica w jego włościach jest według mnie niepełny. Nie wnosi on żadnej nowej wiedzy, a tylko prezentuje najważniejsze cechy poruszanej tematyki. Wydawać się to powinno zrozumiałe, gdyż jest to referat wygłoszony podczas polsko-francuskiej konferencji i tym samym ma on zaznaczać pewne aspekty. Mimo to chciałoby się prosić o nieco dokładniejszą analizę, by rozdział nie odstawał tak od innych części książki.
Reszta tekstów prezentuje dobry poziom tak merytorycznie, jak i językowo. Jedynym minusem wobec wszystkich opublikowanych tekstów jest brak rycin czy rysunków i tabel poglądowych. Ułatwiłyby one zrozumienie niektórych kwestii, zwłaszcza liczbowych porównań czy położenia geograficznego omawianych wydarzeń. Łatwy język wydania, liczne skierowania do czytelnika wynikające z formuły referatów, w tym wskazywanie na rozszerzające daną tematykę inne publikacje, ułatwiają przyswojenie poszczególnych tekstów. Nawet licealista rozpoczynający swą przygodę z historią będzie mógł po części zaspokoić swój głód wiedzy, a na pewno go rozgrzać.
Ogromnym atutem książki jest jej wydanie. A cena 40 złotych w tym wypadku nie wydaje się wygórowana. Przystępny format, miękka i klejona książka idealnie nadaje się do schowania do torby i będzie stanowić świetną relaksacyjną lekturę na przykład w czasie długiej podróży pociągiem. Okładka z reprodukcją starej mapy Polski nie straszy, a tylko zwraca na publikację uwagę. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości doczekamy się wydania wszystkich referatów profesora Salmonowicza w pełnej wersji.
Można być pewnym, że czytelnik niezależnie czy będzie historykiem, prawnikiem czy politologiem zainteresuje się choć częścią podjętej tematyki i zechce zagłębić się w nią, korzystając z innych książek. Mimo kilku wymienionych minusów publikacja ta jest miłym merytorycznie wstępem do poruszanej problematyki. Nie zawierając w sobie zbędnych czysto metodologicznych sformułowań polecić ją należy także osobom, dla których historia to hobby zajmujące niedzielne, deszczowe wieczory. Dla pasjonatów, studentów i zawodowych historyków będzie to natomiast szczególnego rodzaju podsumowanie wiedzy na poszczególne tematy.

Recenzja: http://histmag.org/Stanislaw-Salmonowicz-Kilka-Minionych-Wiekow-recenzja-5208

Łatwy język wydania, liczne skierowania do czytelnika wynikające z formuły referatów, w tym wskazywanie na rozszerzające daną tematykę inne publikacje, ułatwiają przyswojenie poszczególnych tekstów. Nawet licealista rozpoczynający swą przygodę z historią będzie mógł po części zaspokoić swój głód wiedzy, a na pewno go rozgrzać.

Historykowi niezwykle trudno jest zajmować się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miasta są w naszym życiu obecne bez względu na to, czy to widzimy, czy też nie. Mieszkamy w nich, pracujemy bądź studiujemy. Rzadko kiedy zastanawiamy się nad rolą miasta – w naszym prywatnym życiu, w historii czy w świadomości społeczeństwa. Ciężko też doszukać się w literaturze pozycji, która całościowo ujmowałaby ich niezwykłość – tym bardziej książka „Miasto jako fenomen społeczny i kulturowy” powinna być pracą wyjątkową.

Tytuł książki sugeruje, że czytelnik powinien oczekiwać opracowania czysto humanistycznego, które w oparciu o założenia teoretyczne będzie esejem o mieście w jego aspekcie socjologicznym i kulturoznawczym. Tym bardziej byłem zaskoczony, gdy przejrzałem spis treści niniejszej pozycji, który zawiera artykuły naukowe z wielu różnych dziedzin. Autorami książki są pracownicy naukowi oraz doktoranci, przez co publikacja sprawia wrażenie zbioru prac pokonferencyjnych, brak jednak jakichkolwiek informacji o tym, w jakich okolicznościach powstała. Już na wstępie dowiadujemy się za to, że choć celem książki nie było całościowe ujęcie roli miasta, to zaprezentowane eseje mają uświadomić, na jak wielu płaszczyznach można miasto postrzegać. Po lekturze wstępu czytelnik sięgnie pełen oczekiwań po każdy z przedstawionych artykułów, jednak po lekturze choćby kilku z nich może czuć się lekko zawiedziony.

Nim swój zawód przedstawię, należy wspomnieć o układzie książki. Podzielona jest ona na trzy rozdziały. Pierwszy z nich zatytułowany „Przestrzeń miejska” ma prezentować różnorakie podejście do miasta jako obszaru. Znajdziemy tu więc archeologiczny wywód na temat powstawania średnich miast w Wielkopolsce czy socjologiczny esej o życiu na zamkniętych osiedlach. Najciekawszy według mnie artykuł w tej części dotyczy kamienicy mieszczańskiej w dobie średniowiecza – ukazuje on, jak zaradni byli mieszkańcy takiej kamienicy, jak najbardziej utylitarnie aranżowali przestrzeń, w której żyli.
Druga część – „Życie miejskie” – umieszcza miasto w sferze społecznej poprzez jego mieszkańców. Czyni to na podstawie kilku przykładów, jak na przykład żebraków z przedwojennej Warszawy czy współczesnych protestów przeciwko oszukującym deweloperom w Rosji. Z punktu widzenia historii najciekawszy wydaje się artykuł opisujący potrawy zawarte w średniowiecznej czeskiej książce kucharskiej.

Ostatni rozdział dotyczy postrzegania miasta, więc wydawałoby się, że powinien być rozdziałem czysto psychologicznym i – co pozytywnie zaskakuje – tak nie jest. Przeczytamy więc w tym miejscu o postrzeganiu miasta przez mnicha w okresie miejskiej rewolty, a także o sposobach badań miasta w sferze historii i idei na kilku przykładach, w tym Wilna w twórczości Czesława Miłosza.

Choć lektura jest ciekawa i dostarcza naprawdę rzadko spotykanych informacji, to w tej beczce miodu znaleźć możemy także łyżkę dziegciu. Otóż nie wszystkie rozdziały wpisują się w kontekst książki. Na przykład wspomniany artykuł o książce kucharskiej wyłącznie opisane potrawy prezentuje, pomija zaś tło historyczne i nie odpowiada na postawione we wstępie pytania. Nie jest to zresztą jedyny rozdział, gdzie kontekst społeczno-kulturowy znajdziemy zaledwie w kilku zdaniach.

Jest to, rzecz jasna, wrażenie subiektywne, dlatego sądzę, że zawartość książki jest wyjątkowa – nie tylko każdy z artykułów dotyczy tematyki rzadko opisywanej, lecz jednocześnie – mimo naukowego charakteru publikacji – jest przedstawiony prostym i zrozumiałym językiem. Dzięki temu lektura każdej części o często specyficznej, hermetycznej problematyce (na przykład archeologicznej) nie powinna nastręczać trudności nawet osobom nie brylującym w tej dziedzinie.

Wydanie książki nie powala na kolana. W całej publikacji znajdziemy jedynie kilka zdjęć i kilkanaście wykresów – wszystko w czerni i bieli. Oprawa natomiast, choć jest miękka i klejona, mimo intensywnego wykorzystywania nie sprawia wrażenia mającej się rozpaść. Szkoda, że nie wszystkie publikacje naukowe, przeznaczone przecież do wielokrotnej lektury, są tak dobrze klejone.

Wyobrażenia i oczekiwania wobec tego wydawnictwa miałem wysokie. Niestety, nie wszystkie zostały spełnione. Jednak sądzę, że niezależnie od dziedziny, którą potencjalny czytelnik będzie się zajmował, jest to ciekawa, czasami zaskakująca w poszczególnych rozdziałach książka. Mimo iż nie każdy artykuł wpisuje się w kulturalno-społeczną problematykę pracy, polecam ją naukowcom każdej dziedziny nauk humanistycznych, co pozwoli nie tylko dowiedzieć się wielu ciekawostek, ale także podpatrzeć, tak przejrzyście zaprezentowany, warsztat badawczy innych nauk.

Moja recenzja: http://histmag.org/Miasto-jako-fenomen-spoleczny-i-kulturowy-praca-zbiorowa-recenzja-7721

Miasta są w naszym życiu obecne bez względu na to, czy to widzimy, czy też nie. Mieszkamy w nich, pracujemy bądź studiujemy. Rzadko kiedy zastanawiamy się nad rolą miasta – w naszym prywatnym życiu, w historii czy w świadomości społeczeństwa. Ciężko też doszukać się w literaturze pozycji, która całościowo ujmowałaby ich niezwykłość – tym bardziej książka „Miasto jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nic tak nie porusza wyobraźni jak tajemnica sprzed wieków za którą ciągną się fakty i domysły. Jeśli połączymy to z ciekawą historią, możemy otrzymać wybitną powieść kontynuującą tradycje takich dzieł jak choćby „Kod Leonarda Da Vinci”. Tak jest właśnie w przypadku powieści Andrzeja Dudzińskiego.

Autor znany także jako dokumentalista i scenarzysta telewizyjny od lat także kultywuje swą pasję badań osadnictwa polskiego na terenie Ameryki Północnej. Łącząc ją z szerokim zainteresowaniem Kaszubami stara się realizować dzieła o różnej formie: począwszy od wspomnianych dokumentów aż po powieści i książki.

Jego najnowsze dzieło pod tytułem „Manuskrypt Jana Żeglarza” jest interesującym przykładem połączenia wspomnianych wcześniej tematów.
Książka opowiada o Robercie Nowickim, profesorze historii z Gdańska, który do tej pory nie miał okazji szczególnie się wyróżnić. Pracując naukowo nad tematyką wielkich odkryć geograficznych zdarzyło mu się korzystać ze stypendium w Stanach Zjednoczonych. W momencie rozpoczęcia opowieści bohater znajduje się w ciężkim dla siebie okresie: jest zupełnie zagubiony po stracie żony. Dodatkowo jego teorie o odkrywcach Ameryki innych niż Krzysztof Kolumb zostały brutalnie zlekceważone w trakcie prezentacji, co zaowocowało tym, że nie dostał prestiżowego stypendium na badania. Namówiony, wyjeżdża na Wyspy Owcze, by tam odpocząć.

Powieść ma jednak również drugiego bohatera. Jest nim tytułowy Jan Żeglarz, zwany także Janem z Kolna, Scolvusem czy Nawigatorem. Według legend i nie do końca sprawdzonych faktów miał on wraz z innymi żeglarzami w służbie króla Danii dotrzeć do kontynentu amerykańskiego kilkanaście lat przed Kolumbem. To właśnie tytułowy manuskrypt odkryty w starym klasztorze na Wyspach Owczych ma odpowiedzieć na pytanie dręczące historyków: czy przed słynnym genueńczykiem komuś udało się świadomie dotrzeć do Nowego Świata?

Narracja powieści przebiega równolegle. Z jednej strony mamy współczesne zmagania profesora Nowickiego z historyczną zagadką, mające miejsce głównie na Wyspach Owczych. Po drodze ten główny wątek lawiruje zgrabnie między kilkoma innymi, pomniejszymi. Większość z nich związana jest mniej lub bardziej z miłością, w której Nowickiemu do tej pory nie udało się znaleźć spełnienia. Przyjdzie mu więc mu po drodze poznać kobiety, które mogły by mu dać to czego pragnie. Spotka także osoby szukające dokładnie tego samego co on, choć różniące się drastycznie od niego poglądami, stylem życia czy wykształceniem.

Drugą linią biegnie zgrabny opis życia Jana z Kolna. Rozdziały o tej tematyce autor zgrabnie wplótł w całość opowieści – są one prezentowane jako tłumaczenia tytułowego manuskryptu. Co ciekawe, z opowieści tej wynika też historia pełna niespełnionej miłości i dążenia do sukcesu za wszelką cenę. Historia Jana Żeglarza, choć w większości oparta przez Dudzińskiego na legendach i niesprawdzonych do końca faktach, dzięki wykorzystaniu wiedzy o prawdziwych zdarzeniach i miejscach wydaje się prawdopodobna. Kto wie, może kiedyś badacze potwierdzą istnienie odkrywcy Ameryki z Kaszub? Co ciekawe, sam Jan był według powieści nie tylko człowiekiem z krwi i kości targanym emocjami jak każdy z nas, ale też na swej drodze spotkał inne znakomitości XV wieku, m.in. Krzysztofa Kolumba, Kazimierza Jagiellończyka czy księcia portugalskiego Henryka Żeglarza.

Te dwie historie rozdzielone pięcioma stuleciami splatają się ze sobą i wzajemnie wpływają na siebie. Im bardziej profesor Nowicki zagłębia się w temat Jana z Kolna tym bardziej zdaje się odżywać po przejściach. Jednocześnie, poświęca więcej czasu na odkrycie historii życia i podróży Scolvusa i przekazanie jej potomnym.

Jeśli natomiast chodzi o formę poszczególnych wątków, czytelnik może mieć mieszane uczucia. Z jednej strony mamy bowiem realistyczną opowieść sprzed połowy tysiąclecia, napisaną spójnie i zrozumiale. Z drugiej natomiast jesteśmy konfrontowani z uczuciowymi zmaganiami polskiego naukowca. Wydają się one banalne, zwłaszcza gdy mowa jest o romansach profesora. Może się wydawać, że Dudziński chciał czytelnikom zaserwować historię Jana z Kolna, a przy okazji całość oplótł romantyczną opowieścią. Dodatkowo, jak przystało na dobrą powieść z tajemnicą w tle, pojawia się także spisek, który moim zdaniem został w książce przedstawiony sposób rozczarowujący. Przez to czytelnik może odbierać książkę jako nie do końca dobrze rozegraną próbę zaprezentowania, ciekawego skądinąd, tematu wyprawy Jana Scolnusa w otoczce powieści sensacyjnej, z romansem w tle. Poza tym można odnieść wrażenie, jakby w pierwotnym założeniu powieść przeznaczona była na dwa tomy, a dopiero później autor postanowił skrócić niektóre wątki.

Wydanie powieści dotrzymuje uznanych standardów. Lakierowana okładka prezentuje ilustrację karaweli z wklęsłym przecięciem i ważnymi dla całej opowieści płatkami róży. Powieść spisana została na ponad 500 stronach i wydana w poręcznym formacie. Choć całość jest klejona, nie przeszkadza to w czytaniu i książka z pewnością nieprędko się rozpadnie (o ile w ogóle) ponieważ marginesy są dość szerokie. Cena także nie jest wysoka: nieco ponad 40 złotych za całkiem niezłą powieść historyczną to niedużo. Brak jest niestety w książce ilustracji czy map i może to tylko ma negatywny wpływ na ocenę wydania.

Podsumowując, o „Manuskrypcie Jana Żeglarza” można powiedzieć, że jest to bardzo ciekawa powieść historyczna, z niestety nie do końca właściwie dobraną otoczką współczesną. Z historycznego punktu widzenia będzie to świetna powieść zmuszająca czytelnika do skierowania swej uwagi na historię Jana z Kolna. Mnie wciągnęło to najbardziej. Dla tych, którzy historię lubią mniej, powieść może stanowić przyjemną odskocznię, ale jednocześnie odczuwać można po niej pewien niedosyt.

Moja recenzja: http://histmag.org/Andrzej-Dudzinski-Manuskrypt-Jana-Zeglarza-recenzja-6866

Nic tak nie porusza wyobraźni jak tajemnica sprzed wieków za którą ciągną się fakty i domysły. Jeśli połączymy to z ciekawą historią, możemy otrzymać wybitną powieść kontynuującą tradycje takich dzieł jak choćby „Kod Leonarda Da Vinci”. Tak jest właśnie w przypadku powieści Andrzeja Dudzińskiego.

Autor znany także jako dokumentalista i scenarzysta telewizyjny od lat także...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niniejsza książka jest specyficznym połączeniem lektury popularnonaukowej, podróżniczej, naukowego eseju i reportażu. Z jednej strony czytelnik otrzymuje podstawową dawkę informacji geograficznych, historycznych i społeczno-politycznych o Afryce Subsaharyjskiej, z drugiej zaś niezwykłe przygody przeżywane na Czarnym Lądzie.

Właśnie to połączenie nadaje dziełu delikatność i pozwala zagłębić się w lekturę bez konieczności sięgania do encyklopedii. Chciałoby się tylko by czasami autor przytaczał więcej przykładów, zwłaszcza na kartach opisujących patologie afrykańskiej rzeczywistości lub wpływ krajów bogatych na Afrykę.

"Afryka dzisiaj" wbrew pozorom ma nie jednego bohatera w postaci Afryki jako całość, ale trzech bohaterów - afrykańską przyrodę, mieszkańców Afryki oraz samego autora. Pierwszy bohater, przyroda, to to czym słynie Afryka i czym tak zachwyca. Od dzikiej sawanny i żyjących w naturalnym środowisku takich zwierząt jak lwy, antylopy czy koczkodany, aż po bogactwo królestwa roślin w postaci między innymi ziół, drzew i owoców. Opisy natury są żywe i obrazowe - wręcz osadzają się w świadomości jak magnes przyciągający do Afryki.

Bohaterem dość charakterystycznym jest afrykańskie społeczeństwo. Z jednej strony na stronach omawianej książki można znaleźć przykłady na ogrom korupcji, biedy i zacofania mieszkańców Afryki. Z drugiej zaś ze wszystkich stron autor podkreśla jak świetnie sobie oni radzą i jak potrafią promieniować szczęściem pośród brudu, biedy, chorób i totalitaryzmów. Dość sporo miejsca autor zostawia na oskarżenia skierowane w kierunku krajów Północy, choć i tutaj pokazuje też pozytywy.

Najciekawsze jednak według mnie są wspomnienia autora zawarte w książce. Mieszkając na Czarnym Lądzie z przyjemną dokładnością opisuje rzeczywistość, z którą przyszło mu się tam codziennie mierzyć. Przedstawia spotykanych zwyczajnych ludzi, nie polityków czy bohaterów, a kucharzy, rybaków czy sprzedawców. Pokazuje swe własne rozterki i zaskoczenia, których doznał jako muzungu (tj biały człowiek, obcy). Ta część mogłaby z powodzeniem służyć jako duży folder reklamowy, wręcz krzyczący "Odwiedź Tanzanię, a nie Chorwację po raz wtóry" czy "Zamiast Bieszczad, jedź na Serengeti". Niektórym ten, czasami nachalny marketing może przeszkadzać, ale mi osobiście odpowiadał.

Reasumując "Afryka dzisiaj" wychodzi na przeciw potrzebie kompleksowego poznania opisywanego lądu. Całości tekstu towarzyszą nieliczne, ale wymowne zdjęcia. Choć mimo tytułu książka skupia się wyłącznie na Afryce Subsaharyjskiej dobrze prezentuje obrany temat ze wszystkich stron: historycznie, przyrodniczo i podróżniczo. Chciałoby się aby większa część literatury podróżniczej podążała tym szlakiem łącząc reporterską dociekliwość z naukowym podejściem.

Niniejsza książka jest specyficznym połączeniem lektury popularnonaukowej, podróżniczej, naukowego eseju i reportażu. Z jednej strony czytelnik otrzymuje podstawową dawkę informacji geograficznych, historycznych i społeczno-politycznych o Afryce Subsaharyjskiej, z drugiej zaś niezwykłe przygody przeżywane na Czarnym Lądzie.

Właśnie to połączenie nadaje dziełu delikatność...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po pierwsze nie jest to książka łatwa. Opis kilkudziesięciu lat kolonizacji Marsa jest napisany trudnym, często naukowym językiem. Wśród odkryć i pracy naukowej przewijają się losy wpierw setki, a potem setek ludzi. Problemy sercowe, psychologiczne i społeczno-polityczne emanują prawdziwością i każdy kto choć trochę liznął socjologii lub psychologii zauważy jak realistyczne te fragmenty są.

Po drugie właśnie to oraz niezwykłe jak na marsjańskie warunki losy bohaterów (choć tak często przyziemne) stanowią o tym, że choć jest to tylko pierwszy tom trylogii (o opowiadaniach nie wspominając) to książka jest sama w sobie epopeją. To może też wpływać na zainteresowanie czytelnika lekturą. Akcja obejmuje kilkadziesiąt lat. Tak duży rozstrzał czasowy, często między kolejnymi akapitami, a nie tylko rozdziałami, może powodować znużenie bądź zagubienie. Jeśli dodatkowo wziąć pod uwagę inność marsjańskiego kalendarza sprawa ta zaczyna się jeszcze bardziej komplikować.

Osobiście mam problem z oceną zachowań bohaterów. Z jednej strony rozumiem ich rozterki. Setka różnych osób, z różnych środowisk i o różnym wykształceniu. Można się było spodziewać, że zwariują (przynajmniej w sensie o jakim mówił Michel). Z drugiej strony duch nauki towarzyszył im prawie od zawsze wobec czego irracjonalność niektórych zachowań była zaskakująca (vide np Maja). Czasami czytelnik jest tak zaskoczony zachowaniem bohaterów, że na chwilę trzeba odłożyć książkę by ją przetrawić.

Łatwo się można było domyślić co się wydarzy. Nie będzie spoilerem jeśli powiem, że opisywana w blurbie katastrofa była przewidywalna. Wystarczy znać historię ostatnich trzech stuleci by nie być zaskoczonym tymi wydarzeniami. Opinię na temat tych zdarzeń każdy czytelnik musi sobie wyrobić sam - inaczej każde narzucenie opinii na ten temat będzie tylko projekcją czyjejś ideologii.

Kim Stanley Robinson naprawdę wzbił się na wyżyny hard sci-fi. Ileż pracy musiało go kosztować ujęcie tak wielu i różnych dziedzin nauki, by pokazać losy nie jednego, ale setek kolonistów. Od socjologii i psychologii aż po biochemię, astrofizykę i geologię (a raczej areologię). To świadczy jak kompleksowym dziełem jest "Czerwony Mars".

Po pierwsze nie jest to książka łatwa. Opis kilkudziesięciu lat kolonizacji Marsa jest napisany trudnym, często naukowym językiem. Wśród odkryć i pracy naukowej przewijają się losy wpierw setki, a potem setek ludzi. Problemy sercowe, psychologiczne i społeczno-polityczne emanują prawdziwością i każdy kto choć trochę liznął socjologii lub psychologii zauważy jak realistyczne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dawno nie miałem takiego hype'u na książkę. Ostatnio to było gdy wszyscy się zachwycali "Kodem Da Vinci". Zachęcony recenzjami i polecajkami pochłonąłem "Dziewczynę z pociągu" niemalże jednym tchem. I... To nie to na co czekałem.
Książka na pewno nie jest thrillerem, jak głosi gros recenzji. To raczej coś na kształt powieści obyczajowej z nutką kryminału i czasami zahacza o sensację.

Postacie są przedstawiane bardzo długo, co nadaje im bardzo mocny wyraz. Można by rzec, że bohaterowie są przerysowani, ale bardziej psuje tu określenie 'narysowani grubą kreską i dodatkowo pokolorowani pastelami'. Widać dobrze skąd się wywodzą, jakie mają problemy i inspiracje. Choć sporo tajemnic autorka serwuje nam jakby po drodze, nie serwując nam wszystkiego od razu na talerzu, to jednak łatwo się wszystkiego domyślić... za łatwo.

Sceny są żywe i większość książki jest napisana bardzo dobrze - grawitacja tych części jest bardzo silna. Tym mocniej bolą sceny mające odzwierciedlać thriller. Wydają się być wprost wyrwane z "Zaginionej dziewczyny" bądź "Niepokoju". Są nieproporcjonalnie płaskie wobec reszty książki. Brakuje w nich energii i tego czegoś, co tak mocno przyciąga w innych rozdziałach. Tym samym książkę czyta się raczej dla psychologii bohaterów, a nie wielkiej tajemnicy.

Silna, choć wspomniałem nieco przejaskrawiona, osobowość każdej z postaci (co nie zawsze idzie w parze z ich siłą woli) jest tym elementem, który nie pozwala oderwać się od lektury. W pewnym momencie czytelnikowi może już być wszystko jedno, nie obchodzić go będzie główny wątek. Chce tylko zobaczyć jak rozwiną się osoby dramatu i w którą stronę podążą.
Samych bohaterów ciężko polubić. Mają swoje problemy, zazwyczaj ciężkiej wagi, ale na własne życzenie. Uważny czytający nieraz chwyci się za głowę w akcie zdziwienia bądź rozpaczy nad czynem bohatera. Chciałoby się powiedzieć by się otrząsnęli i żyli dalej.

Niewątpliwie in plus dla "Dziewczyny z pociągu" działa sceneria, w której toczy się przeważająca część książki. Senne angielskie przedmieścia, codzienność brytyjskiego życia. Symbolicznie pojawia się co chwilę pociąg, który winien kojarzyć się ze zmianą, podróżą. Jest to jednak maszyna niepierwszej świeżości, wciąż podążająca po tych samych starych torach na niezmiennej trasie. Tym samy pociąg staje się symbolicznym odniesieniem powrotu do starych spraw.

Summa summarum lektura, choć nie jest tym czym się wydaje i czym nieudolnie próbuje być, sama w sobie ma urok. Jest on okraszony cierpieniem i spiętrzającymi się problemami bohaterów. Dzięki temu zawsze jakaś część czytelnika może się utożsamiać z choćby skrawkiem postaci. Tym samym łatwiej w tej książce znaleźć kawałek siebie i swego świata.

Dawno nie miałem takiego hype'u na książkę. Ostatnio to było gdy wszyscy się zachwycali "Kodem Da Vinci". Zachęcony recenzjami i polecajkami pochłonąłem "Dziewczynę z pociągu" niemalże jednym tchem. I... To nie to na co czekałem.
Książka na pewno nie jest thrillerem, jak głosi gros recenzji. To raczej coś na kształt powieści obyczajowej z nutką kryminału i czasami zahacza o...

więcej Pokaż mimo to