-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2015-02
Każda rodzina ma swoją tajemnicę. Jedna bardziej trywialną, inna - niezwykle mroczną. Trafiając na strzępki informacji z przeszłości, trudno oderwać się od kart, które wręcz proszą się o odkrycie. Idąc krok za krokiem z ciekawością, gdzieś w sercu nieświadomie pojawia się lęk przed przeniknięciem niejasnych faktów. Przecież nie musi być tak, jak się spodziewany. Prawda może zburzyć cały dotychczasowy porządek świata, zwłaszcza, gdy okaże się, że rzeczywistość, w którym żyliśmy była jedynie dobrze skonstruowanym kłamstwem.
Rhiley przez całe dotychczasowe życie była pewna, że jej siostra Lisa, będąc nastolatką, popełniła samobójstwo. Nikt nigdy nie wspominał jej o okolicznościach tych wydarzeń, ona też nie pytała. Po ponad dwudziestu latach, sprzątając dom ojca po jego śmierci, odkrywa, że Lisa wcale nie umarła - jej siostra przybrała nową tożsamość. MacPherson w czasie poszukiwań będzie musiała znaleźć odpowiedź na wiele pytań. Co stało się przed laty? Dlaczego Lisa opuściła dom, rodzinę i miasto, pozostawiając ich bez żadnej wiadomości? I w końcu - dlaczego jej siostra od tak dawna milczy?
Chamberlain to pisarka, której twórczość stopniowo odkrywam. Nie raz już wspominałam, że za sprawą Książkówki trafiłam na literaturę tworzoną przez amerykańską autorkę, i nie żałuję. Popularna twórczyni powieści obyczajowych, które cieszą się sympatią czytelników na całym świecie, zyskuje co raz większą aprobatę wśród polskich książkoholików. Nie boi się poruszać trudnych tematów, robiąc to w sposób wnikliwy i na tyle tajemniczy, że jej książek nie idzie porzucić ot tak między zdaniami. Ponadto w jej lekturach nigdy nic nie bywa oczywiste...
Porządkując dom razem z Rhiley, mimowolnie angażujemy się w życie bohaterki. Kobieta, przygotowując na aukcję miejsce, w którym dorastała, musi uporać się nie tylko z bagażem emocji, ale i masą pamiątek i papierzysk, które po swojej śmierci pozostawił jej ukochany ojciec. Wśród mnóstwa bibelotów, które Frank darzył szczególną sympatią, Rhiley odnajduje zdjęcia siostry - młodej skrzypaczki - i nagrania z koncertów, kiedy ta była jeszcze dzieckiem. Chce zrobić to, czego nigdy nie miała możliwości - poznać siostrę chociażby przez te filmy i fotografie. Obraz Lisy, którego nie mogła zapamiętać jako dwulatka, nabiera dla niej namacalnych cech.
Kolejne etapy poszukiwań i następne, równie zaskakujące odkrycia głównej bohaterki sprawiają, że poznajemy obraz całej rodziny, której kulą u nogi staje się przeszłość. Matka nie potrafi porzucić żalu po śmierci ukochanej córki; ojciec, pełen zmęczenia odznaczającego swe piętno na twarzy, żyje obok bliskich, ale jednocześnie poza nimi. Samobójstwo Lisy wpływa na wszystkich MacPerson'ów. Wszystkim brak brak ciepła, bliskości, a przede wszystkim rozmowy. Każdy jednak inaczej sobie z tym radzi.
Powieść podzielona jest na trzy części. Nie tylko Rhiley, ale także Lisa ze swojej perspektywy przedstawia nam historię sprzed lat. Pozycja, której kolejne rozdziały oparte są na dochodzeniu do teraźniejszości, czyta się z wypiekami na twarzy. Przyznaję, że nie mam pojęcia czego byłam bardziej żądna - momentów, w których będę mogła poznać prawdę od bezpośredniego uczestnika tamtych wydarzeń, czy dalszych poszukiwań młodej MacPherson. Chamberlain zdecydowanie pod tym względem gra na pragnieniach czytającego, irytując go w sobie charakterystyczny sposób.
Amerykańska pisarka jak zwykle porusza w swojej powieści tematy trudne, które wymagają zaangażowania emocjonalnego czytelnika. Chamberlain z premedytacją wchodzi na obszary psychiki bohaterów. Każdy, kto w jakiś sposób na chwilę "dostaje głos" w historii toczy wewnętrzną batalię. Moje spojrzenie w szczególności skierowało się ku Danny'emu. Mężczyzna, który ma za sobą doświadczenie walk na froncie, początkowo budził lęk swoim zachowaniem nie tylko w Rhiley, ale również we mnie. Z czasem, gdy dostrzegłam silny wpływ samobójstwa Lisy oraz życia w ciągłym kłamstwie i niedopowiedzeniach także na jego egzystencję, zaczął wydawać mi się najciekawszą i najbardziej złożoną postacią, której "nie odstępowałam" na krok.
Ważną rolę w opowieści odgrywa też mały instrument - Violka. Przez chwilę niesamowity świat muzyki wydaje nam się okrutnym placem, na którym toczy się nieustanna walka. Wiele spostrzeżeń w tej kwestii nasuwa czytelnikowi profesja Rhiley, która zdecydowanie wydaje się być wybrana pod wpływem samobójstwa siostry. Przez długi czas mamy jedną możliwość - podążać za jej przypuszczeniami i wnioskami. Dopiero kiedy zaczęła się przede mną jawić druga strona medalu, spojrzenie to poszerzyło się. Muzyka, każdy dźwięk, staje się niezwykle pożądanym krzykiem smutku i szczęścia całej rodziny. Piękny odgłos skrzypiec i melodia z nich płynąca, która pojawia się gdzieś w naszym umyśle, roztacza swą "woń" przez całą powieść.
Dodanie opowieści odrobiny zabarwienia kryminalnego nie pierwszy raz wychodzi autorce na dobre. Fakt ten sprawia, że stajemy się detektywem, który nie tyle, co Rhiley pragnie odnaleźć siostrę, ale bardziej jak Danny - znaleźć sprawiedliwość. Byłam rozdarta pomiędzy tymi dwoma postawami bohaterów. Każda w jakimś stopniu wydawała mi się słuszna i właściwa dla rozwiązania całej zagadki. Byłam też ogromnie ciekawa jak w świetle działań rodzeństwa zachowa się poszukiwana, która odchodziła od rodziny z myślą, że nigdy więcej ich nie zobaczy, a oni w ogóle nie będą mieli pojęcia, że tak na prawdę nie popełniła samobójstwa.
Charakterystyczne postacie uwikłane w całą historię sprawiają, że czytelnik porzuca początkową myśl wedle której cała historia jest przewidywalna. Czytając kolejne strony i odkrywając następne tajemnice czułam się co raz bardziej zaskoczona. Mam wrażenie, że tylko Chamberlain potrafi tak silną nicią spajać najbardziej skrajne elementy świata przedstawionego, tworząc jednorodną i mocną, pod względem dostarczanych wrażeń, opowieść. Nie znam żadnej innej pisarki, która sprawiałaby, że czytelnik jej powieści zdaje się być wyłączony na tych kilka momentów, kiedy oddaje się lekturze, z realnego świata. To, co dzieje się tu i teraz, zdaje się być nam obojętne. Bardziej prawdopodobne było, że wystygnie mi obiad albo spóźnię się na pociąg po siostrę, niż możliwość, że odłożę książkę chociażby przed skończeniem rozdziału.
Chamberlain sprawia, że wydarzenia w lekturze idą w jednym z możliwych kierunków. Czytelnik, jak i sama autorka mają pełną świadomość, że wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Czy rozwiązanie jest dobre? Chamberlain pozostawia tę kwestię sumieniu czytającego, który zaczyna zastanawiać się, jak postąpiłby w obliczu podobnego precedensu we własnej rodzinie. Podzieliłby punkt widzenia Dany'ego czy może cieszyłby się razem z Rihley? Bez próby wczucia się w sytuacje bohaterów nie możemy zdecydować o jednokolorowej barwie finału.
"Milcząca siostra" to powieść, która wodzi za nos. Przez nią błądzimy od skrajności w skrajność. Chamberlain niesamowicie miesza, wprowadza zaskakujące rozwiązania, ale nie robi tego odpychająco. To pozycja, którą czyta się błyskawicznie, a która nie nudzi. Myślę, że jej autorka jest jedną z najlepszych przedstawicielek swojego kraju, które tworzą prozę obyczajową. Zdecydowanie polecam powieść, w której tak naprawdę najważniejszą postacią nie jest niewidziana od lat siostra, ale całą rodzina - jako całość i osobne ogniwa. Obiecuję, że tę publikację o barwach ludzkiego kłamstwa przeczytacie z ogromną ciekawością i nieodpartym wrażeniem, że lektura zbyt szybko topnieje w rękach.
Recenzja została opublikowana na moim blogu: http://ksiazki-meme.blogspot.com/
Każda rodzina ma swoją tajemnicę. Jedna bardziej trywialną, inna - niezwykle mroczną. Trafiając na strzępki informacji z przeszłości, trudno oderwać się od kart, które wręcz proszą się o odkrycie. Idąc krok za krokiem z ciekawością, gdzieś w sercu nieświadomie pojawia się lęk przed przeniknięciem niejasnych faktów. Przecież nie musi być tak, jak się spodziewany. Prawda może...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-02-12
Adam i Ewelina są małżeństwem od lat. Będąc po trzydziestce należą do ludzi sukcesu. On - współwłaściciel agencji reklamowej. Ona - szanowany chirurg. Rajscy wydają się być nie tylko idealnie dopasowani, ale również szczęśliwi. Wykształceni, z dobrze płatną pracą nie myślą o problemach codzienności. Eleganckie mieszkanie, sprzątaczka, urlopy w malowniczych miejscach Europy. O brak środków do życia nie trzeba martwić się, te jednak nie zapewniają wszystkiego, o czym marzyli by. Do nieskazitelnej układanki brakuje tylko jednego elementu...
...dziecka, które jest największym pragnieniem Eweliny. A ta zdecydowanie jest zdeterminowaną kobietą i zrobi wszystko, by osiągnąć upragniony cel. Razem z mężem postanowili podjąć walkę, która okazała się wyboistą drogą do szczęścia. Wpadając w wir badań, zabiegów i kolejnych prób zapłodnienia, liczyli na sukces. Czytelnik poznaje bohaterów, którzy oczekują wizyty w klinice leczenia bezpłodności. Brzuch Eweliny jest delikatnie podkreślony, a wewnątrz kiełkuje nowe życie. Ich radość nie zna granic. Ten obraz zdecydowanie wywołuje uśmiech. Początkowy entuzjazm znika, kiedy ginekolog zupełnie zmienia wyraz twarzy po badaniu USG.
Chwilowe zawieszenie poza rzeczywistością nigdy nie zwiastuje niczego dobrego. Tak też jest w tym wypadku - dochodzi do tragedii, która na zawsze odmieni życie Rajskich. Łzy, żal, ból, który niewyobrażalnie rozdziera serce. Zwłaszcza serce matki. Ewelina musi bowiem urodzić martwy płód.
Katarzyna Kołczewska to polska pisarka, która zadebiutowała w 2013 roku powieścią Kto, jak nie ja? wydaną nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Z wykształcenia jest lekarzem, przyszło jej jednak trudnić się prywatną działalnością. Pasja sprawiła, że pisanie stało się chlebem powszednim, któremu oddaje się z zamiłowaniem. Co zaskakujące - również blogerka. Prowadzi Wyższy poziom przedsiębiorczości, który cieszy się dużą popularnością w sieci. Dodatkowo matka i właścicielka psa. Mieszka na warszawskim Mokotowie. Wbrew sobie jest jej trzecią powieścią.
Przed lekturą prozy Kołczewskiej liczyłam na to, że uda mi się odkryć kolejną dobrą pisarkę na polskim rynku wydawniczym. I to nie taką, będącą specjalistą od happy endów, bo w tej dziedzinie mam już swoich faworytów. Gdy odłożyłam przeczytaną książkę, pełna wrażeń doszłam do jednego wniosku. Są pozycje, za które chwytamy, by poczuć dreszcz emocji, bądź zrelaksować się. Bywają i takie, które dostarczają nam scen poruszających najtwardsze serca. Czytamy też te, które jak publikacja Kołczewskiej bezceremonialnie odsłaniają rzeczywistość. Nie pokazują tego, co cukierkowo przerysowane. Uwidaczniają samo życie, w którym zwykle nie wszystko idzie z górki.
Mijają dni, tygodnie, miesiące, a ból jaki przyniosła ze sobą strata, nie mija. Ewelina z dnia na dzień oddala się od męża, którego dotyk wprawia ją w obrzydzenie. Nie potrafi już z nim rozmawiać, a nawet przebywać w jednym pomieszczeniu. Chociaż tragiczne wydarzenie rozegrało się już rok temu, kobieta nadal oczekuje litości, współczucia, ubolewania nad stratą. Życie jednak toczy się dalej. Nikt nie jest w stanie jej zrozumieć tak, jakby tego oczekiwała. Ewelina przestaje reagować na pomocną dłoń siostry, nie docenia starań matki, nie rozumie uwag przełożonego. Młoda lekarka zamyka się w swoim świecie, budując granice, przez które nie są w stanie przebić się zewnętrzne bodźce. Kołczewska nie decyduje się jednak spisywać kolejnych etapów powtotu do normalności. Tworzy opowieść o kobietach - tych silnych i słabych - pokazując, jak jedna pochopna decyzja pociąga za sobą szereg konsekwencji.
Najnowsza powieść Katarzyny Kołczewskiej to książka, którą czytelnik pochłania zachłannie. Każde kolejne zdanie, akapit, strona. Kolejne emocje, oceny, refleksje. Niezauważalnie topniejący w dłoniach tom. Przyznaję, że nie pamiętam kiedy ostatnim razem przeczytałam tak pokaźnych rozmiarów publikację, w zaledwie kilka dni. I to nie tylko moja nieposkromiona ciekawość była wyznacznikiem tempa czytania, ale sposób w jaki swoją opowieść o ludziach, stworzyła pisarka. Język, jakim posługuje się autorka jest prosty i przystępny, mimo iż wyzbyty jest kolokwializmów oraz uproszczeń. Kołczewska maluje słowem niczym najsprawniejsi malarze zapierających dech w piersiach obrazów. Każde kolejno dopisane słowo w tej opowieści nie wydaje się zbędne. W sposobie tworzenia świata przedstawionego począwszy od najmniejszych jego cząstek widać ogromną precyzję i dokładność.
Utrzymujące się na najwyższym poziomie napięcie - to najbardziej zaskakuje. Akcja powieści ani na chwilę nie zwalnia. Każde wydarzenie, które zostało stworzone piórem Kołczewskiej ma swoją rolę w fabule. Nic nie wydaje się być zbędnym. Na dodatek - intensywność doznawanych emocji jest bliska nie powieści obyczajowej. Złość, oczekiwanie czy radość zdają się przypominać odczucia, z którymi spotykamy się przy lekturze publikacji sensacyjnych. Ku mojemu zaskoczeniu mogę powiedzieć, że Wbrew sobie to pozycja, w której dreszczyk emocji miesza się z poruszeniem emocjonalnym. To zdecydowanie nietypowe, ale bardzo przyjemne połączenie.
Sam motyw, temat czy wątek główny nie wystarczy by stworzyć dobrą książkę. Potrzebni są przede wszystkim wyraziści bohaterowie, z których problemami i przeżyciami czytelnik będzie mógł się utożsamiać. Kreacja postaci to jeden większych z atutów Wbrew sobie. Katarzyna Kołczewska nie tylko zadbała o wyraziste ogniwo w centrum akcji, ale również świetnie poradziła sobie z bohaterami drugoplanowymi. Każda z postaci, a także ich relacje interpersonalne, zostały przedstawione na najwyższym poziomie.
Tym, co szczególnie spotkało się z moim zainteresowaniem, była więź matki i córki. Katarzyna Kołczewska poprzez pełne ekspresji oraz emocji opisy idealnie przybliżyła nam uzależnienie Eweliny od matki. Młoda kobieta, niczym dziecko, niejednokrotnie szukała pocieszenia u rodzicielki. W jej mieszkaniu mogła liczyć nie tylko na spokój i dobre słowo, ale również ciepłą herbatę i posiłek. Znów była kilkuletnią księżniczką, która skrywa twarz za spódnicą mamy, odcinając się od świata. Z drugiej strony - Marianna - która nadopiekuńczością próbuje zagłuszyć skrywane od lat poczucie winy. Pragnie, wynagrodzić Ewelinie krzywdę, której ta nie do końca jest świadoma. Tym samym przelewa na nią wszystkie matczyne uczucia, początkowo zapominając, że jest jeszcze ta druga córka, która wycierpiała znacznie więcej.
Justyna - to ona w dzieciństwie dbała o siostrę, chroniła ją od złego. Pozostawiając przeszłość za sobą, boryka się z trudną codziennością. Teraz, już jak dorosła i doświadczona życiem kobieta troszczy się o swoją rodzinę - nastoletniego syna, córkę w wieku szkolnymi i ciężko chorego męża. Sam Robert stara się pomagać żonie jak może, chociaż zaawansowana cukrzyca uniemożliwia mu pracę, a z czasem nawet czynności domowe czy samo poruszanie się. Justyna prowadzi zakład fryzjerski i jest jedyną żywicielką rodziny. Dobrze wie, że każda stracona klientka to mniej pieniędzy. Ogromnie podziwiałam jej charyzmę, chart ducha i wrodzoną odporność na "podbramkowe" sytuacje. To kobieta, która łączy w sobie męską rękę i solidność oraz ogromną wrażliwość, którą niejednokrotnie skrywa pod pancerzem.
Te misternie stworzone portrety psychologiczne bohaterów zdecydowanie pokrywają się z otaczającą nas rzeczywistością. Nie możemy zarzucić Autorce przerysowania, mimo iż niektóre zachowania bohaterów mogą wprawiać w osłupienie. Pani Katarzyna zdecydowanie stworzyła pasjonującą opowieść, w które wskazała cenę ludzkiego egoizmu, odcięcia się od społeczeństwa. Jednocześnie polska pisarka pokazała, że zawsze, choć przysłowiowe mleko zostało już rozlane, można w każdym momencie spróbować naprawić relacje i choć w jakimś stopniu odbudować raz pozawalane mosty.
Powieściopisarka w umiejętny sposób wprowadza na karty Wbrew sobie różnorodne problemy, z którymi boryka się współczesne społeczeństwo. Prócz wątku głównego dotykamy istoty destrukcji małżeństwa, tajemnic rodzinnych, depresji, demonów przeszłości, a nawet problemów finansowych. Kołczewska przyglądając się rzeczywistości, odwzorcowuje to, co w życiu napawa smakiem goryczy i wprawia w smutek. Idealnie waży emocje, starając się wpłynąć na pojmowanie świata przez człowieka. Ta niebanalna opowieść o ponoszeniu odpowiedzialności, dojrzewaniu i miłości pokazuje, iż trudności dotykają każdego, a droga do poprawy nigdy nie jest prosta.
Wbrew sobie to nie tylko powieść o utraconym macierzyństwie i żałobie kobiety, która oczekuje współczucia. Najnowsza publikacja Katarzyny Kołczewskiej to przede wszystkim szczera i niezwykle dosadna opowieść o życiu - takim jakim jest. Nie ma jedynie tego, co piękne i podnoszące na duchu. Są problemy, łzy, ból, kłamstwa oraz małe i większe oszustwa. To lektura, w której prawda zmusza do refleksji nad otaczającą rzeczywistością, naszymi zachowaniami i reakcjami osób nam bliskich. Wbrew sobie nie tylko budzi skrajne emocje od złości po wzruszenie. Książka ta przede wszystkim ogłusza, pozostawiając po sobie niezatarty ślad w naszej pamięci. Szczerze polecam!
Adam i Ewelina są małżeństwem od lat. Będąc po trzydziestce należą do ludzi sukcesu. On - współwłaściciel agencji reklamowej. Ona - szanowany chirurg. Rajscy wydają się być nie tylko idealnie dopasowani, ale również szczęśliwi. Wykształceni, z dobrze płatną pracą nie myślą o problemach codzienności. Eleganckie mieszkanie, sprzątaczka, urlopy w malowniczych miejscach Europy....
więcej Pokaż mimo to