-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać304
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2020-10-23
2020-06-09
Zaryzykuję stwierdzenie, że to najlepsza książka, jaką przeczytałam do tej pory w 2020 roku. Jest obszerna, ale nie pada w niej ani jedno niepotrzebne słowo. Wielowątkowa, ale wszystkie elementy tworzą spójną i logiczną całość. Trzyma w napięciu, ale nie ocieka krwią i wcale nie musi, żeby wywołać emocje. A w dodatku jeszcze zawiera realistyczny i dobrze opisany motyw katastrofy lotniczej. Zarwałam dwie noce, i czytałam po 200 stron jednym tchem, żeby jak najszybciej poznać prawdę o dwóch kobietach, które wymieniły się kartami pokładowymi na lotnisku JFK w Nowym Jorku.
Claire Cook i Evy Johnson na pozór nic nie łączy. Jedna wżeniła się we wpływową rodzinę z tradycjami i dużymi pieniędzmi, druga na co dzień walczy o przetrwanie. Jedna poświęca się działalności charytatywnej, druga wytwarzaniu miękkich narkotyków na użytek społeczności akademickiej. Ale pod powłoką różnych środowisk i codziennych czynności, kryje się to samo pragnienie, by zniknąć z dawnego życia i rozpocząć wszystko od nowa. To pragnienie materializuje się w terminalu, z którego wyruszają w przeciwnych kierunkach na podmienionych rezerwacjach. Tyle że jedna z maszyn nigdy nie dociera do celu, a Claire zostaje uznana za tragicznie zmarłą. Może się jej to przysłużyć, o ile psychopatyczny mąż i jego świta oddanych pracowników uwierzą w jej śmierć. I o ile ukradziona tożsamość Evy nie sprowadzi na Claire jeszcze większych kłopotów. Tymczasem okazuje się, że przydzielone jej miejsce w samolocie było puste...
Powieść toczy się dwutorowo. W rozdziałach pisanych z perspektywy Claire poznajemy wydarzenia, które miały miejsce po katastrofie, historia Evy obejmuje natomiast ostatnie miesiące przed feralnym lotem. Ten ciekawy zabieg wprowadza element tajemniczości, bo przez długi czas nie wiemy, co stało się z Evą ani jak wyglądała przeszłość Claire i jej męża. Chylę czoła przed autorką, że w tak umiejętny sposób powiązała wszystkie wątki. I za to, że w porywającą fabułę umiejętnie wplotła ważne problemy społeczne, co czyni tę książkę nienachalnym punktem wyjścia do dyskusji o pozycji kobiet we współczesnym świecie.
To wyborny thriller, dopracowany w każdym calu, do którego nie mogę się przyczepić, choćbym nawet próbowała.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu MUZA.
Zaryzykuję stwierdzenie, że to najlepsza książka, jaką przeczytałam do tej pory w 2020 roku. Jest obszerna, ale nie pada w niej ani jedno niepotrzebne słowo. Wielowątkowa, ale wszystkie elementy tworzą spójną i logiczną całość. Trzyma w napięciu, ale nie ocieka krwią i wcale nie musi, żeby wywołać emocje. A w dodatku jeszcze zawiera realistyczny i dobrze opisany motyw...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-14
Oto przykład na to, jak talent do opowiadania historii i dobre pióro są w stanie ze średnio odkrywczej fabuły zmajstrować książkę, którą czyta się z niekłamaną przyjemnością. Autorka i wydawca zaliczają "Bliżej niż myślisz" do thrillerów psychologicznych, ale nie jest to ten typ zagmatwanej do granic możliwości powieści, w której do końca trudno się zorientować, co właściwie się dzieje. Jest lekko, intrygująco, z małą dawką romansu i całkiem ciekawą zagadką.
Punktem wyjścia jest postać Niki, autorki poczytnych powieści, która w ucieczce przed demonami przeszłości zaszywa się w przytulnym trójmiejskim pensjonacie. Liczy na to, że stanie się on nie tylko źródłem utrzymania, lecz także azylem, w którym rozprawi się z licznymi traumami. Ta nadzieja pryska jednak pewnego spokojnego wieczoru, kiedy jest świadkiem... no właśnie, czego? To już musi rozstrzygnąć czytelnik. Morderstwo, przywidzenie, wytwór zaburzonego umysłu? I kim jest kobieta, po której został tylko pukiel włosów wplątany w krzak róży?
Pierwsze, na co zwraca się uwagę w tym thrillerze, to bohaterowie. Już na wstępie Ewa Przydryga ma u mnie duży plus za nieobrażanie inteligencji czytelników. Fakty z życia Niki, które doprowadziły do jej przyjazdu do Gdyni, odsłaniane są stopniowo, więc na początku przez jakiś czas możemy snuć własne teorie i zastanawiać się, co mogło aż tak ją zranić. Przyznam, że dzięki temu główna bohaterka zainteresowała mnie bardziej niż tajemnicza ofiara. Kiedy wreszcie (wcale nie tak szybko) wyłonił się pełny obraz jej historii, wszystkie działania Niki stały się zrozumiałe i wszystkie puzzle wskoczyły na swoje miejsce. Co prawda trudno wręcz uwierzyć, że ktoś mógłby podnieść się po takich przeżyciach, ale wiemy przecież, że życie pisze nawet bardziej zaskakujące scenariusze. Kolejną zaletą są postaci drugoplanowe, wiarygodne i, można powiedzieć, pełne życia. Nie znajdziemy tu ani przerysowanych górnolotnych postaci w stylu Jane Austen, ani chlejących bez opamiętania wulgarnych macho, których polscy autorzy ostatnimi czasy nagminnie umieszczają w powieściach kryminalnych czy thrillerach. Wszyscy są zaskakująco normalni i mają swoje dramaty, ale też ambicje i radości.
Bardzo złożona konstrukcja Niki i jej otoczenia sprawiła, że główna oś fabularna jakoś mi się w tym wszystkim zgubiła. Może to kwestia przeniesienia ciężaru na relacje między bohaterami, może zamiar autorki, a może niedopracowanie pewnych elementów. Naprawdę bardziej byłam zainteresowana wątkami pobocznymi niż główną zagadką - kto i kogo zabł, i czy na pewno zabił. Ale w żaden sposób nie zmniejszyło to mojej przyjemności z czytania. Świetny styl, zwięzłe, ale sugestywne opisy i empatia niezbędna do pisania o psychice bohaterów kupiły mnie w zupełności. To bardzo przyjemna lektura na weekend.
Za możliwość przeczytnia i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu MUZA.
Oto przykład na to, jak talent do opowiadania historii i dobre pióro są w stanie ze średnio odkrywczej fabuły zmajstrować książkę, którą czyta się z niekłamaną przyjemnością. Autorka i wydawca zaliczają "Bliżej niż myślisz" do thrillerów psychologicznych, ale nie jest to ten typ zagmatwanej do granic możliwości powieści, w której do końca trudno się zorientować, co...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-04
Jeżeli bezpośrednio po skończeniu książki czuję niedosyt i sprawdzam, czy ukazała się już jej kontynuacja, to znaczy, że ta książka była naprawdę wciągająca. I to przede wszystkim można powiedzieć o kryminale Ryszarda Ćwirleja. "Jedyne wyjście" zostało niedawno wznowione przez Wydawnictwo Muza i wypromowane jako "kryminał feministyczny". Niech to jednak nie zniechęca przeciwników nachalnej poprawności politycznej, niczego takiego w tej książce nie znajdziecie. Feministyczny, czyli o kobietach w policji, które radzą sobie z chwytaniem bandytów nie gorzej niż twardzi faceci. A czasami może i lepiej.
Wszystko zaczyna się od porwania. W okolicach Szamotuł uprowadzony zostaje syn miejscowego biznesmena. Porywacze żądają okupu i - standardowo - zabraniają informować jakiekolwiek służby. Również standardowo, matka chłopaka jest skłonna do wszelkich ustępstw, byle odzyskać dziecko, ojciec nie traci jednak głowy i zawiadamia policję, jednocześnie uruchamiając dawne znajomości. Wtedy na scenę wkracza młoda policjantka, Aneta, która przypadkiem odkrywa miejsce przetrzymywania chłopaka. Wydaje się, że cała zagadka zostanie rozwiązana w pierwszych stu stronach, więc po co kolejne czterysta? Wraz ze zniknięciem porywaczy i pozornie niepowiązanym zaginięciem młodej kobiety wszystko się jednak komplikuje.
Jedno nie podlega dyskusji - Ćwirlej to mistrz budowania wielowątkowej fabuły i płynnego przeplatania wątków. Ta książka musiała być bardzo dobrze przemyślana już na etapie planowania, bo od pierwszych stron do epilogu czyta się ją z równym zainteresowaniem. Subtelna nić powiązań między ofiarami i katami oraz niejednoznaczne działania jednych i drugich sprawiają, że rośnie szacunek do autora, a od książki naprawdę trudno się oderwać. Są oczywiście zwroty akcji i przypadki, w które trudno uwierzyć, ale to w końcu powieść, a nie reportaż z prawdziwego śledztwa. Bardzo podobała mi się główna bohaterka, która, podobnie jak ja, nie poświęca zbyt wiele czasu na głębokie przemyślenia, a na problemy reaguje działaniem w celu ich rozwiązania. Towarzyszy jej plejada barwnych bohaterów, którzy może za dużo piją, ale poza tym elementem są w miarę wiarygodni i dopracowani. Duży plus należy się za poruszenie tematu źródła fortun niektórych szanowanych biznesmenów i za pokazanie tła społeczno-kulturowego Polski Anno Domini 2012.
Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to styl. Książkę można byłoby odchudzić o jakieś 50-70 stron bez żadnej szkody dla wyżej wymienionych zalet. Rozumiem, że autor chciał oddać klimat i jak najwierniej odmalować tło wydarzeń. Kwiecisty styl jest jednak zdecydowanie przesadzony, zwłaszcza na początku książki. Momentami miałam wrażenie, że autor nie może się zdecydować, czy pisze ostry kryminał, czy XIX-wieczną powieść dla dziewcząt. Rzepak żółcący się na polu w żaden sposób nie podkręcał dla mnie klimatu. Co innego stylizacje, przekleństwa, stosowane celowo błędy językowe i ortograficzne - to było świetne. Na szczęście w miarę zagęszczania się akcji zaczęło ubywać tych zdecydowanie zbędnych opisów przyrody albo wciągnęłam się w fabułę na tyle, że przestały mi przeszkadzać. Są one jednak tylko niewielkim irytującym minusem, bo bawiłam się bardzo dobrze, zżyłam się z bohaterami i chętnie sięgnę po drugą część cyklu o Anecie Nowak, żeby przekonać się, co u nich słychać.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Muza.
Jeżeli bezpośrednio po skończeniu książki czuję niedosyt i sprawdzam, czy ukazała się już jej kontynuacja, to znaczy, że ta książka była naprawdę wciągająca. I to przede wszystkim można powiedzieć o kryminale Ryszarda Ćwirleja. "Jedyne wyjście" zostało niedawno wznowione przez Wydawnictwo Muza i wypromowane jako "kryminał feministyczny". Niech to jednak nie zniechęca...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-31
Anna Janowska, autorka reportażu "Monsun przychodzi dwa razy", wyrusza w podróż szlakiem dawnych odkrywców, by lepiej poznać przyprawę powszechną w każdej kuchni, o której jednak wiemy tak niewiele. Mam jednak wrażenie, że pieprz to tylko pretekst, który uzasadnia relację z podróży przez kraje, które różnią się diametralnie, choć są ze sobą nierozerwalnie związane. Gdyby nie to pieprzne uzasadnienie, taki dobór miejsc i kultur opisanych w jednym reportażu byłby co najmniej przypadkowy, jeśli nie absurdalny.
Czy ktoś z nas kiedyś zastanawiał się, jak rośnie pieprz? W jaki sposób powstają jego odmiany i jaką drogę przebywa, żeby trafić na sklepowe półki całego świata? Mi nigdy takie rozważania nie przyszły do głowy, a przecież przyprawy nie biorą się z supermarketu. Swoją wiedzę na temat tych specyficznych upraw można poszerzyć zwłaszcza w pierwszej części książki, kiedy autorka podróżuje po Indiach, zwiedzając plantacje pieprzu i innych przypraw. Korzysta przy tym z gościnności miejscowych resortów, dzięki czemu czytelnik ma okazję spojrzeć na Indie z zupełnie innej, niestereotypowej perspektywy.
Poza tym, mnogość wątków może przyprawić o zawroty głowy. Czegóż w tej niedługiej książeczce nie ma? Tradycyjne łodzie dau na Półwyspie Arabskim, mechanizm powstawania i oddziaływania tytułowego monsunu, największe atrakcje turystyczne Omanu zestawione z historią ubogiego Zanzibaru i kształtowaniem się Tanzanii, przegląd relacji Europejczyków z ludnością napotkaną na szlaku importu przypraw i duchowy rytuał oczyszczenia w Indiach... trochę tego się zebrało. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że Anna Janowska nie wiedziała, na czym się skupić i że wyszedł z tego groch z kapustą. Jestem niebywale zdziwiona tym, że tak się nie stało. Mnogość wątków sprawia, że przy tej książce nie sposób się nudzić. Styl nie jest przesadnie kwiecisty, ale bardzo obrazowy.
To, co mi rzuciło się w oczy i co oceniam bardzo na plus, to wrażliwość autorki. I jej podejście do innych kultur. Bardzo nie lubię, kiedy ktoś mieni się wielkim podróżnikiem, ale nie potrafi wyzbyć się swojego europocentryzmu i na wszystkich "obcych" patrzy z góry. W tej relacji z podróży takiego podejścia nie zauważyłam. Anna Janowska z równym zaangażowaniem i zainteresowaniem opowiada o każdym z krajów, otwierając przed nami drzwi do całkiem nowych światów. Z szacunkiem opisuje pracę miejscowych i bez lukru bohaterstwa przytacza dzieje wyprawy Vasco da Gamy. To była ostatnia książka przeczytana przeze mnie w 2019 roku i przyjemna podróż do cieplejszych krajów, kiedy u nas nastrój psuje zielona zima.
Anna Janowska, autorka reportażu "Monsun przychodzi dwa razy", wyrusza w podróż szlakiem dawnych odkrywców, by lepiej poznać przyprawę powszechną w każdej kuchni, o której jednak wiemy tak niewiele. Mam jednak wrażenie, że pieprz to tylko pretekst, który uzasadnia relację z podróży przez kraje, które różnią się diametralnie, choć są ze sobą nierozerwalnie związane. Gdyby...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-22
"Cisza białego miasta", pierwsza część Trylogii Białego Miasta, była dla mnie objawieniem. Wszystkie elementy dobrej powieści zgrały się tam w jedną wysmakowaną całość, zapewniając mi świetną rozrywkę na kilka wieczorów. I albo od czasu przeczytania jej zrobiłam się bardziej wybredna, albo autorka nie do końca poradziła sobie z wyzwaniem, jakim jest utrzymanie poziomu w kolejnych publikacjach. Bo "Rytuały wody" nie do końca przystają do poziomu pierwszej części, a czytając, mialam wrażenie, że stanowią jej niedopracowane odbicie.
Kolejna książka, kolejne żmudne śledztwo. Można powiedzieć, że mieszkańcy Vitorii nie mają spokojnego życia, bo nie minął rok, a stanęli w obliczu kolejnej serii zagadkowych morderstw. Tym bardziej okrutnych, że ofiary sprawiają wrażenie jednocześnie spalonych, powieszonych i utopionych. Rozwiązania zagadki podejmuje się ta sama ekipa miejscowych śledczych. Angażuje się także inspektor Ayala, choć po dramatycznych wydarzeniach zmaga się wciąż z afazją. Okazuje się bowiem, że pierwsza z ofiar to jego była dziewczyna z czasów liceum, a kolejne zdarzenia oscylują wokół obozu, w którym brał udział dwadzieścia pięć lat wcześniej.
Z opisu można wywnioskować, że to kolejna trzymająca w napięciu powieść z wątkiem kryminalnym. Co zatem poszło nie tak? Trudno powiedzieć. Nie jest to zła książka, ale pierwsza część trylogii rozbudziła apetyty i chyba zwyczajnie spodziewałam się po autorce kolejnych fajerwerków. Tymczasem ani wątki nie są już tak wciągające, ani bohaterowie tak wyraziści. Poza tym, tempo rozwoju wydarzeń jest bardzo nierówne, były momenty, kiedy kilkadziesiąt stron znikało w jednej chwili, ale też takie, kiedy zwyczajnie po jednym rozdziale przysypiałam. Retrospekcja nie była tak wciągająca jak w poprzedniej powieści, a rozwiązanie zagadki nie tak dobrze umotywowane i zaskakujące. Niektórzy krytykują pewien schemat, który się powtarza, ale to dla mnie nie jest problemem, raczej normalną cechą cyklu powieści jednego autora.
Przede wszystkim, nie wiem, co stało się z bohaterami, których tak bardzo polubiłam. Inspektor Ayala i jego przełożona Alba spodziewają się dziecka, owocu ich gorącego romansu z "Ciszy białego miasta". Gdzie zatem podział się ten ogień? Zmienili się zupełnie w niemal obcych ludzi, których wzajemna troska jest wymuszona i których relacja przypomina przykry obowiązek. Najwięcej ikry z całej trójki śledczych ma Estibaliz i to ona awansuje na moją ulubioną postać, mimo że jej działania nie zawsze są dla mnie logiczne. Cały czas wracają te same przemyślenia i niepotrzebne z punktu widzenia fabuły akapity dotyczące terapii mowy. Dodatkowo ceniony przeze mnie wątek kulturowy został spłycony do mocno pobieżnego celtyckiego rytuału, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, skąd takie tradycje na terenie Hiszpanii.
Mimo wypunktowanych niedociągnięć, nie mogę powiedzieć, że to zła powieść. Myślę, że zadowoli fanów kryminału, bo autorka bardzo misternie buduje wątek tajemniczego zabójcy i prawdziwym wyzwaniem może być próba domyślenia się, kto i dlaczego dokonuje kolejnych morderstw. W tym jest naprawdę dobra. Także styl nie budzi żadnych zastrzeżeń i nie przeszkadza w lekturze, a to nie zawsze jest oczywiste. Ale mam wrażenie, że kilka elementów, które złożyły się na znakomitą "Ciszę białego miasta" zostało zaniedbanych. Być może jest to spowodowane presją i chęcią jak najszybszego przekazania czytelnikom kontynuacji bestselleru. A może lepszym pomysłem na poprzednią powieść. Zachęcam do przeczytania i wyrobienia sobie własnej opinii, chociaż zaznaczam, że najlepiej czytać w kolejności, bo jest wiele nawiązań do poprzedniej części. I z niecierpliwością czekam na finał trylogii, w nadziei, że wrażenie będzie bliższe "Ciszy białego miasta".
Za możliwość przedpremierowego przeczytania książki dziękuję wydawnictwu MUZA.
"Cisza białego miasta", pierwsza część Trylogii Białego Miasta, była dla mnie objawieniem. Wszystkie elementy dobrej powieści zgrały się tam w jedną wysmakowaną całość, zapewniając mi świetną rozrywkę na kilka wieczorów. I albo od czasu przeczytania jej zrobiłam się bardziej wybredna, albo autorka nie do końca poradziła sobie z wyzwaniem, jakim jest utrzymanie poziomu w...
więcej mniej Pokaż mimo to
To kolejna na rynku wydawniczym pozycja przedstawiająca krewkich seniorów, którzy ani myślą zasiąść w fotelu z robótką. Ostatnimi czasy autorzy coraz częściej starają się odczarować motyw starości i przestają łączyć go wyłącznie z melancholią, zniechęceniem czy pompatyczną powagą. Efektem tych wysiłków są pełne radości życia, ciepłe powieści, w sam raz na jesienną chandrę. Należy do nich także najnowsza powieść Richarda Osmana, choć jej tytuł sugeruje, że trup może ścielić się gęsto i w istocie tak się dzieje.
Luksusowe osiedle dla seniorów położone na terenie dawnego klasztoru gdzieś w Wielkiej Brytanii z pozoru może być uznane za oazę spokoju. Podzielone na kilka kompleksów w zależności od stopnia samodzielności rezydentów, oferuje wszelkie wygody, które pomagają spędzić jesień życia w możliwie komfortowy sposób. Działają tam liczne oficjalne kluby i koła zainteresowań, a także nieafiszujący się Czwartkowy Klub Zbrodni. Jego członkowie to niezwykle charyzmatyczni i energiczni emeryci, którzy w życiu niejedno przeżyli. Aby dostarczyć sobie rozrywki, w każdy czwartek zasiadają do akt nierozwikłanych zagadek kryminalnych i, korzystając z dawnych doświadczeń zawodowych, starają się znaleźć winnego. Kiedy więc deweloper ich osiedla zostaje zamordowany w tajemniczych okolicznościach, czują, że to doskonała okazja, by wykazać się w prawdziwym śledztwie. Dzięki unikalnej mieszance wdzięku, bezczelności i myląco niewinnej aparycji, wkradają się w łaski miejscowej policji i niezmordowanie dążą do prawdy. Często przyprawiając przy tym nowych znajomych o chroniczny ból głowy.
Od tej dynamicznej powieści nie sposób się oderwać. Jeśli ktokolwiek ma wątpliwości, czy dobrze zarządzany ośrodek opieki może być czymś więcej niż tylko ponurą przechowalnią i umieralnią, zdecydowanie powinien po tę książkę sięgnąć. Główni bohaterowie skradli moje serce swoim charakterem, wrażliwością i życiową mądrością. Najbardziej podoba mi się to, że autor nie umieścił ich w konwencji dobrotliwych staruszków, lecz stworzył postaci, których charakterystyka wypływa wprost z tego, kim byli w młodości latach aktywności zawodowej. To doprawdy wielka sztuka, wiarygodnie pokazać bohaterów przez pryzmat tego, jak ukształtowało ich długie życie, a nie tylko jako postaci istniejące w danym momencie istotnym dla fabuły. Myślę, że największym atutem tej powieści jest właśnie świat przedstawiony i bohaterowie. Zagadka kryminalna bardzo ładnie wpisuje się w całość i zapewnia ciągłość historii, ale raczej nie zadowoli fanów mocnych psychologicznych thrillerów.
Dla mnie to była bardzo satysfakcjonująca przygoda, pełna optymizmu pomimo dość makabrycznych okoliczności, w jakich poznajemy bohaterów. Myślę, że premiera tej książki nie mogła przypaść na lepszy okres, bo właśnie teraz na całym świecie potrzebujemy takich przebłysków ciepła i radości życia. Nawet z morderstwami w tle.
Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu MUZA.
To kolejna na rynku wydawniczym pozycja przedstawiająca krewkich seniorów, którzy ani myślą zasiąść w fotelu z robótką. Ostatnimi czasy autorzy coraz częściej starają się odczarować motyw starości i przestają łączyć go wyłącznie z melancholią, zniechęceniem czy pompatyczną powagą. Efektem tych wysiłków są pełne radości życia, ciepłe powieści, w sam raz na jesienną chandrę....
więcej Pokaż mimo to