-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2015-12-01
2015-05-26
Wam też, J.K. Rowling od zawsze kojarzyła się z „Harrym Potterem”? Po przeczytaniu „Wołania kukułki” stanie się dla Was nową królową brytyjskiego kryminału. A może królem? Gdyż serię o przygodach nieporadnego życiowo detektywa- Strike'a i jego rezolutnej asystentki- Robin, Rowling wydała pod pseudonimem „Robert Galbraith”
Co do samego śledztwa; z początku nie wydało mi się ono specjalnie interesujące: Lula Landry- ciemnoskóra modelka zostaje znaleziona martwa na chodniku przed swoim apartamentem.
Policja stwierdza, że modelka popełniła samobójstwo, jednak brak Luli nie wierzy w tę wersję wydarzeń i zgłasza się z prośbą o pomoc do Cormorana Strike'a- weterana wojennego, który podczas misji w Afganistanie stracił nogę.
Postać detektywa jest naprawdę dziwna: od samego początku, mimo jego wojskowej przeszłości, sprawia wrażenie ofiary losu: ma kłopoty finansowe, właśnie rozstał się z kobietą swojego życia, śpi na łóżku polowym w swojej agencji, a na dodatek, chyba nie do końca uporał się z wydarzeniami z przeszłości. Na domiar złego, klienci omijają jego agencję szerokim łukiem.
Jednak z biegiem czasu okazuje się, że Strike wcale nie jest taką ofermą, za jaką można by go wziąć na początku. Wręcz przeciwnie: niespodziewanie łatwo łączy fakty i nie odpuści, póki nie odkryje prawdy. A pomocna okaże się tu Robin- jego asystentka, dziewczyna przysłana przez agencję pracy tymczasowej, mająca pomóc Strike'owi w organizacji biura. Młoda, rezolutna i początkowo niedoceniona przed detektywa, z czasem okazuje się niezwykle użyteczna. To właśnie Robin jest tą najbardziej pozytywną bohaterką, która budzi sympatię od pierwszej do ostatniej strony.
Ogólnie rzecz biorąc, mam mieszane uczucia do to tej książki, gdyż szczerze mówiąc, nie jestem fanem brytyjskich kryminałów, dużo bardziej cenie sobie kryminały skandynawskie.
Mam wrażenie, że książkę napisały 2 zupełnie różne osoby:
Pierwsza połowa to zdecydowanie za mało kryminału w kryminale. Akcja rozwija się bardzo powoli, a autorka bardziej niż na sprawie Luli Landry, skupia się na prywatnym życiu detektywa i opisach jego wyjść do barów. Chwilami aż nie chciało się tego czytać...
Za to druga połowa jest dużo ciekawsza: Akcja rozwija się w żwawym tempie, Strike przestał irytować swoim rozlazłym stylem bycia, wziął się do pracy, co chwilę pojawiają się nowe wątki... nie ma miejsca na nudę.
Zakończenie może bez fajerwerków, ale dość interesujące, kolejne strony wręcz pochłaniałam w błyskawicznym tempie.
Plusem jest też niewątpliwie język autorki. Widać jej dobry warsztat, język jest prosty i przyjemny ale nie infantylny. Rowling sporo czasu poświęca na analizę gestów i myśli bohaterów, ale tylko w sytuacjach, kiedy jest to jak najbardziej na miejscu.
Ogólnie rzecz biorąc książkę polecam. Jeśli przebrniecie przez pierwszą część, wasza cierpliwość zostanie wynagrodzona;) Ja z pewnością sięgnę po kolejną część serii („Jedwabnik”), może nie tyle z zachwytu nad „Wołaniem kukułki”, co z ciekawości, w jaki sposób autorka poprowadzi bohaterów w kolejnym tomie.
Ta, oraz wiele innych recenzji na blogu: www.ksiazkoholiczka94.blogspot.com
Zapraszam serdecznie;)
Wam też, J.K. Rowling od zawsze kojarzyła się z „Harrym Potterem”? Po przeczytaniu „Wołania kukułki” stanie się dla Was nową królową brytyjskiego kryminału. A może królem? Gdyż serię o przygodach nieporadnego życiowo detektywa- Strike'a i jego rezolutnej asystentki- Robin, Rowling wydała pod pseudonimem „Robert Galbraith”
Co do samego śledztwa; z początku nie wydało mi się...
Zastanawialiście się kiedyś, co zrobilibyście, mając możliwość cofnąć się w czasie? Co zmienilibyście w swoim życiu? A może pozwolilibyście wydarzeniom biec swoim rytmem?
Przed takim dylematem stanął Elias Ein-bohater powieści „Księga życia”.
Elias-Żyd, mieszkający w Wiedniu, postanawia przenieść się na emeryturę do spokojnego Braunau. Los sprawia, że wprowadza się do rodzinnego domu Adolfa Hitlera, kiedy zagłębia się w zakamarki nowej siedzimy, w dziecięcym pokoju trafia na przejście do tajemniczego pomieszczenia, które okazuje się olbrzymią biblioteką. Początkowo Elias nie do końca zdaje sobie sprawę, z rangi swojego odkrycia, dopóki nie trafia na Wielką Księgę Życia, w której sam Stwórca zapisuje losy każdego człowieka. W kolejnych wpisach Elias odnajduje życiorysy swojej rodziny i przyjaciół, jednak to nie wszystko. Okazuje się bowiem, że Księga ma magiczną moc przenoszenia ludzi do przeszłość, dzięki temu Elias ma okazje zmienić bieg historii. Mężczyzna postanawia nie dopuścić do wybuchu II wojny światowej poprzez...zabicie Hitlera. Jednak czy mu się uda? Tego Wam nie zdradzę.
Po przeczytaniu „Księgi życia” mam mieszane uczucia. Widać, że autor ma olbrzymią lekkość pióra, pisze naprawdę dobrze, ma piękny styl, jednak mam wrażenie, że przyłożył większą wagę do formy, niż do treści. Pierwsza połowa niesamowicie mnie nużyła, czytało się dobrze, ale nic ponad to, dopiero druga połowa naprawdę mnie zaciekawiła. Podoba mi się sam pomysł ale wydaje mi się Samak, nie wykorzystał w pełni potencjału tego, naprawdę wdzięcznego tematu. Może zabrakło doświadczenia? Wszak jest to literacki debiut autora. Ciężko jest mi ocenić tę książkę, gdyż coś mi w niej nie gra, jednak nie potrafię do końca sprecyzować co. Nie budzi we mnie żadnych emocji, ot taka powiastka na dobranoc.
Jest za to jedna rzecz, która mnie zachwyciła, a mianowicie wydanie. Jest bardzo dobre i z pewnością będzie stanowić piękną ozdobę niejednej biblioteczki.
Co do samego autora, to z pewnością przeczytam jego kolejną książkę, gdy takowa się ukaże, z czystej ciekawości.
„Księgę życia” polecam tym czytelnikom, którzy szukają książki do poduszki, ale nie gustują w romansach. Książka nie jest zła, w oryginalny sposób przedstawia starą maksymę "co komu pisane, to go nie minie" i kwestia refleksji, czy to my decydujemy o naszym życiu, czy też wszystko jest z góry zaplanowane naprawdę mnie zaintrygowała, ale jeśli nie chcecie się rozczarować, nie powinniście mieć zbyt dużych wymagać wobec tej lektury.
www.ksiazkoholiczka94.blogspot.com
Zastanawialiście się kiedyś, co zrobilibyście, mając możliwość cofnąć się w czasie? Co zmienilibyście w swoim życiu? A może pozwolilibyście wydarzeniom biec swoim rytmem?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPrzed takim dylematem stanął Elias Ein-bohater powieści „Księga życia”.
Elias-Żyd, mieszkający w Wiedniu, postanawia przenieść się na emeryturę do spokojnego Braunau. Los sprawia, że wprowadza się do...