Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Przeżyłyście już rozczarowanie książkowe w tym roku?

Ja niestety tak - i to właśnie przy tytule "How Does It Feel?" 😥

🦋 CZŁOWIEK X FAE - Callie przez przypadek trafia do krainy elfów i niemal od razu pakuje się w kłopoty, bo wpada na samego księcia mrocznych elfów - Mendaxa. Mężczyzna od razu uznaje, że jest ona nasłaną przez ludzi najemniczką i wtrąca ją do lochów.

💀 TOUCH HER AND DIE - Mendax dosyć szybko wpada w obsesję na punkcie Callie i uważa ją za swoją własność. Nie pozwala na nią patrzeć, dotykać jej i staje się chorobliwie zaborczy w stosunku do niej, choć jednocześnie wciąż powtarza jak bardzo jej nienawidzi (bo wciąż uważa, że przybyła do jego świata by go z@bić) 🙈 Relacja pomiędzy nim a Callie rozwinęła się dosyć szybko, czego kompletnie nie rozumiem, bo oni praktycznie ze sobą nie rozmawiali - jedynie wymieniali się groźbami i pyskowali sobie wzajemnie 🤦

🔥 PRÓBY SPRAWNOŚCIOWE - lubicie motyw turniejów, konkursów i magicznych prób? Jeśli tak, to w "How does it feel?" również znalazł się ten motyw, bo Mendax dał Callie szansę wydostać się z jego królestwa, jeśli przeżyje trzy wymyślone przez niego próby ⚔️ Mi niestety się nie spodobały i czytając je wywracałam oczami, bo Callie okazała się typową Mary Sue - jest najpiękniejsza, najsprytniejsza i najodważniejsza 🤦

Czekałam na tę premierę z niecierpliwością, a zaliczyłam największe rozczarowanie ostatnich kilku miesięcy. Głównych bohaterów nie dało się polubić, akcja była nieszczególnie wciągająca, a plot twist na końcu sprawił, że cała książka została pozbawiona sensu 💔

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Jaguar]

Przeżyłyście już rozczarowanie książkowe w tym roku?

Ja niestety tak - i to właśnie przy tytule "How Does It Feel?" 😥

🦋 CZŁOWIEK X FAE - Callie przez przypadek trafia do krainy elfów i niemal od razu pakuje się w kłopoty, bo wpada na samego księcia mrocznych elfów - Mendaxa. Mężczyzna od razu uznaje, że jest ona nasłaną przez ludzi najemniczką i wtrąca ją do lochów.

💀...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak często sięgacie po mroczne romantasy/dark romanse?

Muszę przyznać, że ja praktycznie wcale, ale skusiłam się na nową propozycję od Wydawnictwa Papierowe Serca.

Willow jest wiedźmą, która ukrywa się całe życie, lecz mroczne Zgromadzenie magii odnajduje ją i siłą sprowadza do Hollow's Grove - szkoły dla wiedźm. Uparta i bezczelna Willow jest jednak zadowolona z tego faktu, bo poniekąd taki miała plan. Na życzenie ojca ma znaleźć kości zmarłej ciotki, a aby to zrobić musi uwieść samego dyrektora szkoły, mrocznego i nieśmiertelnego demona.

Pod względem fabularnym autorka nie wykorzystała potencjału historii, którą stworzyła. Choć Willow trafiła do szkoły dla wiedźm, to praktycznie nie dowiedziałam się na jakie zajęcia chodziła, czego się tam uczyła i kto ją uczył. Są jedynie dwie/trzy sceny z sal lekcyjnych, ale nie poświęcono im zbyt wiele uwagi. Autorka nie wyjaśniła też zbyt dobrze tego, kim są tajemnicze Naczynia, jak funkcjonują poszczególne typy magii i czemu linia rodowa Hecate jest taka ważna.

Odnosiłam wrażenie, że ta ksiażka skupiała się tylko na romansie Willow i Graya. Nie do końca też rozumiałam, czemu Gray niemal od razu zainteresował się Willow, skoro moim zdaniem nie jest jakoś szczególnie ciekawą postacią... Była lekkomyślna, irytująco pewna siebie i w pewnym momencie odniosłam wrażenie, że zapomniała co miała zrobić w Hollow's Grove. Gdy zobaczyła przystojnego dyrektora szkoły, to jej plany na odnalezienie kości ciotki zeszły na drugi plan.

Wiecie co jednak najbardziej mi się spodobało w "Sabacie"? Zakończenie. Na samym początku, w ostrzeżeniach od autorki jest mowa o tym, że czarny charakter jest naprawdę czarnym charakterem i to on otrzyma swoje szczęśliwe zakończenie. Muszę przyznać, że długo w to nie wierzyłam, ale potem... Warto było przebrnąć przez niektóre luki fabularne, aby dotrzeć do zakończenia.

Nie oceniam tej książki źle, bo jednak wciągnęła mnie w pewien sposób. Ale nie była dobra. Brakuje w niej wielu elementów i spodoba się raczej czytelniczkom, które lubią szybką akcję i zaborcze romanse.

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Papierowe Serca]

Jak często sięgacie po mroczne romantasy/dark romanse?

Muszę przyznać, że ja praktycznie wcale, ale skusiłam się na nową propozycję od Wydawnictwa Papierowe Serca.

Willow jest wiedźmą, która ukrywa się całe życie, lecz mroczne Zgromadzenie magii odnajduje ją i siłą sprowadza do Hollow's Grove - szkoły dla wiedźm. Uparta i bezczelna Willow jest jednak zadowolona z tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czy czarownica ma szansę uciec przed łowcą czarownic?

Rune od lat ukrywa swoje magiczne moce i powiem Wam, że jej zabawa w kotka i myszkę z łowcami czarownic jest NIESAMOWICIE wciągająca.

Rune jest Szkarłatną Ćmą, czyli czarownicą która ratuje inne czarownice przed schwytaniem. Nocami jest symbolem rebelii, a za dnia dziedziczką ogromnej fortuny, która potrafi tylko plotkować i zgrywać płytką arystokratkę. Urządza wystawne bale i chodzi regularnie do opery, aby nie wzbudzać podejrzeń i jednocześnie zbiera informacje o schwytanych czarownicach, by dowiedzieć się, gdzie są przetrzymywane.

Gideon Sharpe słynie z kolei jako kapitan łowców czarownic, który od lat próbuje schwytać Szkarłatną Ćmę. Gdy jego cień podejrzenia pada na Rune, postanawia się do niej zalecać - nie wie jednak, że i ona skupiła na nim swoją uwagę, bo chce wydobyć od niego wiele potrzebnych informacji. Relacja, którą stworzyli była impulsywna, burzliwa i dosyć szybko się rozwijała, więc będzie idealna dla osób szybkich i wciągających związków.

Poza Gideonem w akcji pojawia się także jego brat Alex, który jest wspólnikiem i przyjacielem Rune. Baaardzo podobał mi się wątek trójkąta miłosnego w tej książce, ponieważ obaj bracia byli od siebie różni i Rune czuła się inaczej w ich towarzystwie. Autorka ciekawie opisała kontrasty między nimi i ja jako czytelniczką mogłam wybrać, którego z braci preferuję.

Urok tej książki był niesamowity, ponieważ wszystko jest utrzymane w starych klimatach - kobiety noszą długie suknie i upięte włosy, a mężczyźni chodzą w mundurach bądź frakach. Niezwykle ważna jest też dworska etykieta i maniery, zatem zalecanie się Gideona do Rune było pięknie przedstawione.

Czytając tę książkę odnosiłam wrażenie, że idealnie nadawałaby się na film, bo ciągle coś się w niej działo i nie nudziła mnie ani przez sekundę.

Może i niektóre momenty były przewidywalne, bo działały według utartego schematu romantasy, ale i tak ta książka bardzo mi się spodobała. Wybaczam jej wszystkie wady, bo jej fabuła mnie wciągnęła i naprawdę przyjemnie się ją czytało.

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Moondrive]

Czy czarownica ma szansę uciec przed łowcą czarownic?

Rune od lat ukrywa swoje magiczne moce i powiem Wam, że jej zabawa w kotka i myszkę z łowcami czarownic jest NIESAMOWICIE wciągająca.

Rune jest Szkarłatną Ćmą, czyli czarownicą która ratuje inne czarownice przed schwytaniem. Nocami jest symbolem rebelii, a za dnia dziedziczką ogromnej fortuny, która potrafi tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Znacie to uczucie, kiedy czytacie jakąś książkę i ona jest TAK DOBRA, że już wiecie, że zrobicie jej reread?

Ja miałam taką sytuację z "Dniami krwi i światłem gwiazd" już pierwszego rozdziału.

To co ujęło mnie najbardziej w tym tomie to zakazany romans pomiędzy Karou i Akivą. Został jeszcze bardziej rozwinięty w tej części, a ich wątek jest pełen bólu, tęsknoty i żalu, ale jednocześnie pełen nadziei, przywiązania i wizji spełnienia najskrytszych pragnień. Uwielbiam ich relację w każdym calu, a w tym tomie pokochałam ją jeszcze bardziej. Rozdarcie, która czuła Karou do Akivy było pełne emocji i opisane w tak przejmujący sposób, że niemal czułam jej ból jak swój własny.

Od samego początku tej książki byłam zaskoczona tym, jak bardzo jej akcja jest smutna. Nie tylko ze względu na złamane serca Karou i Akivy, ale także z uwagi na to, w jakiej sytuacji znalazła się Karou - została rezurekcjonistką na służbie Thiago, a to oczywiście nie wróży nic dobrego Choć kontynuuje dzieło Brimstone'a i tworzy nowe chimery, to wszystko jest obarczone ogromnym bólem i poczuciem winy. Główna bohaterka jest wrakiem człowieka, czuje się bezsilna i wykorzystana, a jednocześnie wie, że nie ma dla niej innej przyszłości i wskrzeszanie zmarłych chimer jest jej obowiązkiem. Bardzo podobało mi się to, że Karou ma w sobie silne poczucie obowiązku, a jednocześnie wie, że Thiago jest czarnym charakterem w jej historii.

Ogromnie podobało mi się w tej części także to, że akcja toczyła się jednocześnie w świecie Erec i świecie ludzi. Autorka IDEALNIE budowała napięcie przeskakując z jednej perspektywy do drugiej, dawkując wydarzenia dziejące się w dwóch odrębnych miejscach. Z jednej strony poznajemy plany serafinów, a z drugiej chimer - przysięgam, że momentami tupałam ze zniecierpliwienia, bo akcja robiła się ogromnie intrygująca.

Opłacało się czekać na drugi tom przygód Karou, bo zakochałam się w nim od pierwszej strony. Uwielbiam styl pisania autorki, jej sposób na budowanie plot twistów i napięcia, a także uwielbiam niebanalne postacie, które stworzyła. Dla mnie jest to jedna z najlepszych trylogii fantasy, jaka istnieje.

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Moondrive]

Znacie to uczucie, kiedy czytacie jakąś książkę i ona jest TAK DOBRA, że już wiecie, że zrobicie jej reread?

Ja miałam taką sytuację z "Dniami krwi i światłem gwiazd" już pierwszego rozdziału.

To co ujęło mnie najbardziej w tym tomie to zakazany romans pomiędzy Karou i Akivą. Został jeszcze bardziej rozwinięty w tej części, a ich wątek jest pełen bólu, tęsknoty i żalu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Znacie opowieść o Dorotce, która wylądowała w Krainie Oz, prawda? A chcecie może poznać jej alternatywną wersję, w której ląduje w krainie Fae?

"Gród Szmaragdów i Zazdrości" jest książką, której bardzo wyczekiwałam i odetchnęłam z ulgą, gdy po kilku rozdziałach wiedziałam już, że warto było tyle czekać :D

Trzeci tom trylogii skupiającej się na retellingach znanych baśni jest o Czarnoksiężniku z Krainy Oz. Alicja (bohaterka z poprzedniej części) wraz z Dorotą (nową bohaterką) trafiają ponownie do świata Fae, a latająca stodoła przygniata przypadkowo złą Czarownicę. To zdarzenie prowadzi do całej serii kolejnych wydarzeń, a niejaki Zach - Czarownik z Zachodu - nazywa Dorotę Siostrobójczynią i obiecuje jej zemstę.

W tym tomie mamy dużo klątw, wypaczonych życzeń i zaklęć, które nie są oczywiste do przełamania. Bohaterowie dążą do ich likwidacji zmierzając ku Czarnoksiężnikowi, aby odkręcić to, do czego doprowadzili. Uwielbiam motyw klątw i baaaardzo spodobało mi się to, że cała akcja kręciła się wokół nich. Wprost nie mogłam oderwać się od czytania tej książki i z zapartym tchem śledziłam dalsze losy wszystkich bohaterów.

Bardzo spodobała mi się również kreacja Doroty. Jest to bohaterka o chłodnym charakterze, która niekoniecznie posiada inteligencję emocjonalną, ale za to dużo sprytu, który ułatwiał jej codziennie funkcjonowanie w świecie ludzi. W świecie Fae natomiast może zrzucić z siebie wszelkie maski i odkryć swój prawdziwy charakter, i co najważniejsze - tożsamość i pochodzenie. Jej relacja z Zachem była pełna chemii i wzajemnego pożądania, a ich charaktery idealnie się do siebie dopasowały. Zdecydowanie była to moja ulubiona para z tego tomu i każda ich wspólna scena niezmiernie mi się podobała.

Myślałam, że poprzednie tomy były spicy, ale ten podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej. A w dodatku niektóre sceny były przedstawione z kilku perspektyw - na końcu książki znajdują się dodatkowe rozdziały.

Oficjalnie ogłaszam, że to najlepsza część całej trylogii Wicked Darlings! Przeczytam sobie teraz po angielsku nowelki uzupełniające wszystkie tomy, bo tak wciągnęły mnie te historie.

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Papierowe Serca]

Znacie opowieść o Dorotce, która wylądowała w Krainie Oz, prawda? A chcecie może poznać jej alternatywną wersję, w której ląduje w krainie Fae?

"Gród Szmaragdów i Zazdrości" jest książką, której bardzo wyczekiwałam i odetchnęłam z ulgą, gdy po kilku rozdziałach wiedziałam już, że warto było tyle czekać :D

Trzeci tom trylogii skupiającej się na retellingach znanych baśni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dwie silne kobiety, ale żyjące w innych erach... Czy jest szansa na to, że są ze sobą związane?

"Furyborn" narobiło dużo szumu w zagranicznych bookmediach, zatem czy rozniesie się echem także w Polsce?

Akcja podzielona jest na dwie perspektywy i dwie linie czasowe, dzięki którym możemy poznać historie Rielle i Eliany. Jedna z nich podejmuje się magicznych prób udowadniających jej ogromną magię, a druga jest skrytobójczynią na zlecenie Imperatora. Co może je ze sobą łączyć, skoro dzieli je tysiące lat?

Rielle i Eliana to bohaterki, które wiedzą czego chcą i dążą do swoich celów po trupach. Nie są ckliwymi księżniczkami, które czekają na ratunek księcia na białym koniu, lecz same biorą sprawy w swoje ręce i za to właśnie je polubiłam. Zwłaszcza Rielle jest dla mnie bardzo ciekawą i barwną postacią, a jej perspektywę czytało mi się najlepiej. Jako pretendentka do tytułu Słonecznej Królowej ma w sobie dużo ognia, zapału, a także gniewu.

Rielle ciągnie w kierunku Audrica, następcy tronu, który jest obiecany jej przyjaciółce. Wynika z tego dużo ukradkowych spojrzeń i skrywanych tajemnic, które UWIELBIAM. Z kolei przy Elianie kręci się tajemniczy Simon, którego wszyscy nazywają Wilkiem a jego pobliźniona twarz budzi strach... Mamy w tej książce dwa wątki miłosne, ale są one bardzo delikatnie wplecione w akcję, przez co i tak główna fabuła odgrywa największe znaczenie.

Główna fabuła jest na tyle ciekawa, że bardzo ciężko oderwać się od czytania tej książki. Zwłaszcza perspektywa Rielle sprawia, że od razu ma się ochotę sięgnąć po kolejne strony, aby jak najszybciej poznać jej dalszy ciąg. Perspektywa Eliany mniej przypadła mi do gustu i momentami była dla mnie przynudnawa, ale w drugiej połowie książki zaczęło się dziać i już na przemian pragnęłam poznać dalsze losy obu bohaterek.

Ponadto uwielbiam, gdy magiczne moce występujące w fantastyce dotyczą żywiołów, dlatego też "Furyborn" tak bardzo przypadło mi do gustu. Mamy tu m.in. przędzarzy słońca, dzierżycieli ognia i zaklinaczy cieni, a siedem typów magii rządzi się swoimi prawami (i na szczęście mało skomplikowanymi).

"Furyborn" nie jest arcydziełem, ale zdecydowanie jest książką wartą polecenia :)

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Odyseya]

Dwie silne kobiety, ale żyjące w innych erach... Czy jest szansa na to, że są ze sobą związane?

"Furyborn" narobiło dużo szumu w zagranicznych bookmediach, zatem czy rozniesie się echem także w Polsce?

Akcja podzielona jest na dwie perspektywy i dwie linie czasowe, dzięki którym możemy poznać historie Rielle i Eliany. Jedna z nich podejmuje się magicznych prób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Siedem magicznych mocy i jeden cesarz, który chce je zdobyć za pomocą małżeństw i zabójstw... Brzmi ciekawie, prawda?

Po fenomenalnej pierwszej części musiałam sięgnąć po jej kontynuację. Wyczekiwałam ją od miesięcy i naprawdę warto było na nią czekać, bo już od dawna nie czytałam tak wciągającej książki.

"Siódma królowa" zaczyna się bezpośrednio po wydarzeniach z pierwszej części. Z początku miałam mały problem, aby przypomnieć sobie szczegółowo, to co działo się wcześniej, ale na szczęście autorka idealnie wplotła drobne przypominajki, aby każdy mógł na nowo odnaleźć się w akcji.

A co to była za akcja!

Największym plusem tej części jest postać Radovana. NIGDY nie spotkałam tak urzekającego i intrygującego czarnego charakteru. Dosłownie wszystko mi się w nim podobało. Był przebiegły, niesamowicie wyrachowany i skomplikowany. Moim zdaniem jest to najbardziej unikatowa postać tej dylogii i Grecie Kelly należą się owacje na stojąco za nią. Radovan ma niesamowicie złożony psychologicznie charakter i odkrywanie go było fascynującą podróżą. Jego działania były dobrze zargumentowane i wbrew pozorom były też logiczne. Ciężko było przewidzieć jego reakcje, bo nie był schematową postacią i żałuję, że druga część nie jest dłuższa, bo chciałabym jeszcze więcej wspólnych scen z nim i Askią.

Co do Askii - jestem zachwycona jej kreacją. To niesamowicie silna bohaterka, dojrzała i myśląca rozsądnie. Nie jest ckliwą dwudziestudwulatką, która ciągle podejmuje pochopne decyzje. Posiada strategiczny umysł i jest wrodzoną władczynią, bo zawsze stawia dobro swojego kraju ponad własne.

Z uwagi na to, że ta dylogia jest klasyfikowana jako new adult, mamy tutaj mało romansu, ale za to niezwykle przyjemnego. Slow burn pomiędzy Askią a Illią został dopieszczony przez autorkę i stanowił przyjemny wątek poboczny. Cieszyłam się, że jest go dosyć mało, bo dzięki temu fabuła została dobrze rozwinięta. Bądź co bądź, ale Askia walczyła o odzyskanie wolności i zamordowanie Radovana, więc nie mogły rozpraszać ją miłosne dylematy. 

Fabuła skupia się niemal wyłącznie na omawianiu strategii. Askia musiała powstrzymać Radovana przed odebraniem jej magii, a także znaleźć sposób na pokonanie go. Choć niektórych zapewne mogłyby wynudzić wątki związane z dworskimi intrygami i polityką imperialną, to ja byłam zachwycona. Mogłabym porównać drugi tom do "Wojen Huraganowych", ale "Siódma królowa" została napisana O WIELE lepiej i ciekawej.

Dylogia "Lodowej Korony" jest przeznaczona dla fanów motywów takich jak
- zaaranżowane małżeństwo
- age gap
- slow burn
- różne typy magii
- wojna
- walka o tron

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Rebis]

Siedem magicznych mocy i jeden cesarz, który chce je zdobyć za pomocą małżeństw i zabójstw... Brzmi ciekawie, prawda?

Po fenomenalnej pierwszej części musiałam sięgnąć po jej kontynuację. Wyczekiwałam ją od miesięcy i naprawdę warto było na nią czekać, bo już od dawna nie czytałam tak wciągającej książki.

"Siódma królowa" zaczyna się bezpośrednio po wydarzeniach z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chciałybyście uczęszczać do szkoły z internatem?

Jeśli tak, to akademia Everfall skusi Was swoim klimatem i ciekawym planem zajęć :)

Zoey, dziewczyna pochodząca z niezwykle wpływowej rodziny, ma w przyszłości objąć stanowisko w Radzie po matce, zatem uczy się wszystkiego co może jej się przydać; nauki uzdrawiania, folkloru, etyki, obrony czy znajomości roślin. Nieoczekiwane przebudzenie się w niej mrocznej magii wywraca jednak do góry nogami jej poukładane życie, a w planie lekcji pojawia się nauka radzenia sobie z żalem, prowadzenia dusz czy przewidywania śmierci.

Tajemniczy Dylan okryty złą sławą staje się mentorem Zoey, aby pomóc odnaleźć jej się w nowym internacie i z nieokiełzaną magią. Bardzo podobało mi się to, że relacja pomiędzy nimi rozwijała się bardzo powoli i faktycznie można było wyczuć, że to slow burn. Choć może nie porwał mnie jakoś szczególnie i moim zdaniem było trochę za mało chemii między nimi, to cieszyłam się, że wszystko między nimi działo się powoli.

Co zaskoczyło mnie najbardziej to to, że akcja nie opierała się tylko na magii. Pojawił się wątek nielegalnych walk i narkotyków, co akurat jest popularne wśród książkowej bogatej młodzieży.

Zaskoczyło mnie również to, że w pewnym momencie fabuła zaczęła przypominać kryminał. Bohaterowie zaczęli szukać przeróżnych poszlak i wskazówek odnośnie śmierci pierwszoroczniaka na balu - i co ciekawe, wynik tego śledztwa nie był przewidywalny.

Moim zdaniem "Fallen Princess" będzie trafioną lekturą dla osób lubiących czytać o przygodach nastolatkach mieszkających w internacie. Ja odrobinę się wynudziłam, ale może dlatego, że coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że takie książki nie są dla mnie.

Nie jest to zachwycająca książka i nie przyciągnęła mnie do siebie niczym szczególnym, ale można przy niej dobrze spędzić czas, co jest ogromnym plusem.

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Jaguar]

Chciałybyście uczęszczać do szkoły z internatem?

Jeśli tak, to akademia Everfall skusi Was swoim klimatem i ciekawym planem zajęć :)

Zoey, dziewczyna pochodząca z niezwykle wpływowej rodziny, ma w przyszłości objąć stanowisko w Radzie po matce, zatem uczy się wszystkiego co może jej się przydać; nauki uzdrawiania, folkloru, etyki, obrony czy znajomości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Co myślisz o książkach, które są "zainspirowane" innymi?

"Bezsilna" to zlepek wielu historii, które prawdopodobnie znasz. Czy warto zatem po nią sięgać?

W tej książce jest dużo nawiązań i sytuacji niemal identycznych do Igrzysk Śmierci. Na moje oko zbyt wiele, przez co historia Kaia i Paedyn straciła na oryginalności. Wprawiony czytelnik fantastyki znajdzie również kopie zdarzeń z Dworu Srebrnych Płomieni i Harry'ego Pottera. Rozumiem, że w obecnych czasach nie jest łatwo wymyślić coś nowego, ale czy dobrym pomysłem jest perfidne kopiowanie innej twórczości?

Akcja opisana jest w dwóch perspektywach; Kaia i Paedyn. Oboje lgną do siebie niemal od pierwszych stron i autorka zapewne chciała zrobić z ich relacji enemies to lovers, ale... Pomimo tego, że Pae ciągle nazywała Kaia zarozumiałym draniem i niby go nienawidziła, to ja tak szczerze nie zrozumiałam powodu jej niechęci do niego. Cały ten romans wydawał mi się sztuczny, naciągany, a chemia między nimi była ubrana tylko w piękne i emocjonalne słowa.

Nie będę jednak ciągle narzekać, bo muszę pochwalić system magii stworzony przez autorkę. Podobało mi się to, że było wiele rodzajów magii, każdy z nich rządził się swoimi zasadami i miał swoją nazwę - wydaje mi się, że była to naoryginalniejsza część fabuły w tej książce.

W "Bezsilnej" pojawił się mój ukochany wątek trójkąta miłosnego i mogłam oderwać się od Kaia (który był mi całkowicie obojętny) i zauroczyć się w jego bracie. Kitt jest dla mnie najlepiej stworzoną postacią w tej książce - wydawał się realny, nie czarował Pae pustymi słowami i wzbudzał we mnie sympatię dzięki swojej prostocie.

Ta książka potrafiła wciągnąć i zahipnotyzować czytelnika. Można było naprawdę miło spędzić przy niej czas, więc nie jest to też pozycja, którą wszystkim bym odradzała, bo jednak ma coś do zaoferowania czytelnikowi :)

Czy warto zatem sięgnąć po tę książkę?
TAK - jeśli dopiero zaczynasz przygodę z fantasy.
NIE - jeśli fantasy to Twoje drugię imię.

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Uroboros]

Co myślisz o książkach, które są "zainspirowane" innymi?

"Bezsilna" to zlepek wielu historii, które prawdopodobnie znasz. Czy warto zatem po nią sięgać?

W tej książce jest dużo nawiązań i sytuacji niemal identycznych do Igrzysk Śmierci. Na moje oko zbyt wiele, przez co historia Kaia i Paedyn straciła na oryginalności. Wprawiony czytelnik fantastyki znajdzie również kopie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bliźniacze korony Catherine Doyle, Katherine Webber
Ocena 7,9
Bliźniacze korony Catherine Doyle, Ka...

Na półkach: , , ,

Czy w dzieciństwie lubiłyście film "Nie wierzcie bliźniaczkom"? 

Miałybyście ochotę zobaczyć jego inną wersję? Która rozgrywa się w fikcyjnym królestwie Anadawn? 

Ja się skusiłam i nie pożałowałam, a poniżej powiem Wam czemu :)

Wren i Rose są bliźniaczkami rozdzielonymi po urodzeniu, ale tylko Wren wie o tym, że ma siostrę. Wychowuje się z czarownicami w ukryciu i wraz ze swoją babcią planuje zagarnięcie tronu królestwa Anadawn dla siebie. Wraz z przyjacielem Shenem porywa Rose - księżniczkę, która niedługo ma zostać koronowana - z jej komnat podczas snu, wślizguje się na jej miejsce i podczas, gdy ona udaje kogoś kim nie jest, niczego nieświadoma Rose trafia do krainy czarownic, których niezmiernie się boi i które zdradzają jej, że ma siostrę.

To romantasy zachwyciło mnie tym, że znalazły się w nim dwa romanse, których losy mogłam śledzić. Podobała mi się chemia między nimi i to, że oba były od siebie różne. Troskliwy Shen może nie podbił mojego serca, ale Tor?? UWIELBIAM GO! Motyw oddanego żołnierza, który zakochuje się w kimś nie ze swojej ligi zawsze przypada mi do gustu, i tak też się stało w tej historii.

Ale nie tylko romanse były ciekawe, akcja również. Co stronę działo się coś ciekawego i coś od czego ciężko było się oderwać. Tempo akcji nie zwalniało ani na moment, a główny wątek o walce przeciwko czarownicom był ciekawie opisany. Podobała mi się obsesja Obrońcy Oddechu i Alarika Felsinga na ich punkcie. Lubię książki, w których ludzie tłamszą czarownice, a one w zamian za zadany ból planują krwawą zemstę.

Podobało mi się również to, że Rose i Wren walczyły o koronę między sobą. Niby były siostrami (choć jedna z nich dowiedziała się o drugiej bardzo późno), ale nie do końca sobie ufały (co akurat było rozsądnym podejściem).

Wątek zaaranżowanego małżeństwa również był świetny i ciekawie poprowadził fabułę, stawiając przeszkody na drodze dziewczyn do ich celu. Nie był może zaskakujący, bo jest już wiele książek z takim wątkiem, ale autorki napisały go w taki sposób, że nie można się od niego oderwać.

Z niecierpliwością wyczekuję teraz drugiego tomu, potrzebuję więcej Tora :)

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem We Need YA]

Czy w dzieciństwie lubiłyście film "Nie wierzcie bliźniaczkom"? 

Miałybyście ochotę zobaczyć jego inną wersję? Która rozgrywa się w fikcyjnym królestwie Anadawn? 

Ja się skusiłam i nie pożałowałam, a poniżej powiem Wam czemu :)

Wren i Rose są bliźniaczkami rozdzielonymi po urodzeniu, ale tylko Wren wie o tym, że ma siostrę. Wychowuje się z czarownicami w ukryciu i wraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dark academia, egzorcyści i demony - czego chcieć więcej?

"Black Bird Academy. Zabij mrok" zaczyna się spokojnie. Poznajemy Leaf, która jest kelnerką, pochodzi z rozbitej rodziny, otrząsa się po bolesnym zerwaniu i tyle. Historia jak każda inna. Tyle, że przyjaciółki postanawiają zabrać ją na imprezę, a Leaf ulega pokusie i jedzie z obcym mężczyzną do jego mieszkania na one night stand i nagle wszystko się komplikuje.

Bo tamten obcy mężczyzna był demonem. Takim prawdziwym, wysysającym życie z ludzi.

I teorytycznie nie powinno być żadnego śladu po duszy Leaf, nawet jeśli egzorcyści zareagowali szybko, by powstrzymać demona, ale coś poszło nie tak - i od tamtej pory zwyczajna nowojorska kelnerka została nierozerwalnie powiązana z demonem o imieniu Lore.

Ta książka ciekawie pokazała motyw dark academia, ponieważ Leaf znalazła się w szkole dla egzorcystów. Możemy przeczytać opisy prowadzonych zajęć, poznać adeptów i profesorów, tajniki magicznych roślin, potworów-demonów czy nauczyć się walczyć bronią. Klimat starego budynku pełnego mrocznej magii został dobrze oddany, a mapka pomogła zwizualizować wszystkie jego piętra i okolice.

Bardzo podobała mi się też postać demona, który zasiedlił ciało Leaf. Lore był niesamowicie zabawny i namawiał główną bohaterkę do niekonwencjonalnych metod rozwiązywania problemów. Był takim diabłem na jej raminiu, który namawiał ją do złego, nie żałując przy tym sarkastycznych i dowcipnych komentarzy. Lubiłam czytać ich małe sprzeczki i przedziwne dyskusje, bo ożywiły akcję tej książki. W pewnym momencie fabuła zbyt mocno dla mnie przystopowała i zrobiło się nieco nudno, więc takie zabawne wstawki były przyjemnym przerywnikiem.

Ogólnie mam mieszane uczucia co do tej książki, bo poza klimatyczną akademią i Lorem, fabuła nie przyciągnęła mojej uwagi. Nie podpasowała mi cała otoczka egzorcyzmów, różańców i modlitw, a z główną bohaterką nie mogłam się zżyć i momentami mnie nawet irytowała. Wątek miłosny z kolei był dla mnie nieco nudny, bez zaangażowania i chemii. Rozumiem, że jest to slow burn, ale mnie zbytnio nie zaciekawił.

Jestem lekko rozczarowana, ale chyba dlatego, że nastawiałam się na coś innego.

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Jaguar]

Dark academia, egzorcyści i demony - czego chcieć więcej?

"Black Bird Academy. Zabij mrok" zaczyna się spokojnie. Poznajemy Leaf, która jest kelnerką, pochodzi z rozbitej rodziny, otrząsa się po bolesnym zerwaniu i tyle. Historia jak każda inna. Tyle, że przyjaciółki postanawiają zabrać ją na imprezę, a Leaf ulega pokusie i jedzie z obcym mężczyzną do jego mieszkania na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytałaś kiedykolwiek militarne romantasy?

Rok 2024 jest dla mnie rokiem poszerzania książkowych horyzontów i ze względu na to postanowienie sięgnęłam po "Wojny Huraganowe", które są reklamowane jako militarne romantasy.

To określenie jest dla mnie jak najbardziej trafione, ponieważ pierwsza część książki bardzo skupia się na opisach wojennych. Już od samego początku czytelnik jest wciągnięty w wir wydarzeń i na szybko musi zaznajomić się z zasadami panującymi w baaardzo rozbudowanym świecie. Na starcie jest zasypany przeróżnymi nazwami własnymi, budowami statków powietrznych, historią i przebiegiem wojny, a także taktyką defensywną i ofensywną.

Dla mnie osobiście było tego za dużo. Nie potrafiłam przyswoić tak skomplikowanego i rozbudowanego świata, choć na codzień obcuję z fantastyką. Nie urzekł mnie, nie zachwycił i muszę przyznać, że nawet wynudził. Gdyby autorka dawkowała potrzebne informacje albo może napisała je w bardziej przystępny sposób, to ich odbiór byłby lepszy.

Druga część książki jest z kolei przeplatana wątkiem romantycznym i dworskimi intrygami. Nie ukrywam, że bardziej mi się podobała, ale gdy pojawiały się opisy kolejnych strategii, planów zawładnięcia nowymi terenami i dostania się do jakiś Szczelin, to mój mózg się wyłączał. Nie potrafiłam zrozumieć tego, co się dzieje - kreacja świata była dla mnie napisana zbyt niezrozumiale i skomplikowanie. Ciężko było mi nawet wyobrazić sobie opisywane tereny lub maszyny powietrzne.

Muszę jednak bardzo pochwalić wątek romantyczny z moim ulubionym motywem zaaranżowanego małżeństwa. Relacja Talasyn i Alarica była napisana bardzo dojrzale i wciągająco, a ich slow burn był bardzo dobrze wyważony. Lubiłam ich sceny wspólnej nauki walk albo rozmowy o kontrakcie małżeńskim. Oboje mają unikatowe i rozbudowane charaktery. Nie są czarno-białymi bohaterami i według mnie ich kreacja stanowi największą zaletę tej książki.

W ogólnym podsumowaniu "Wojny Huraganowe" polecam osobom, które nie boją się rozbudowanych światów fantasy i nie straszne jest im przebrnięcie przez 200 stron opisów taktyk i strategii :)

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Nowe Strony]

Czytałaś kiedykolwiek militarne romantasy?

Rok 2024 jest dla mnie rokiem poszerzania książkowych horyzontów i ze względu na to postanowienie sięgnęłam po "Wojny Huraganowe", które są reklamowane jako militarne romantasy.

To określenie jest dla mnie jak najbardziej trafione, ponieważ pierwsza część książki bardzo skupia się na opisach wojennych. Już od samego początku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czy drugi tom może być lepszy od pierwszego?

TAK! "Nightbane" to absolutne arcydzieło i fenomen. Pierwsza część niezwykle mnie zachwyciła, a drugi tom nie zmniejszył mojego zachwytu ani odrobinę. Co więcej, zwiększył go! Seria Lightlark jest idealna pod każdym kątem, a drugi tom tylko udowodnił, że autorka ma głowę pełną wspaniałych pomysłów.

Początek jest dosyć spokojny. Isla omawia z Oro przełamanie klątw i stara się okiełznać moce, które zyskała i odblokowała. Musi także uporządkować swoje królewskie obowiązki i życie prywatne związane z władcą Słonecznych. Jednak pomimo względnego spokoju, w każdym rozdziale można wyczuć pewne napięcie związane z tym, że wyspa Lightlark nie jest bezpieczna. Klątwy zostały przełamane, owszem, ale nie oznacza to końca walki i końca emocjonujących plot twistów.

Drugi tom jest podzielony na dwie linie czasowe z uwagi na to, że Isla odzyskuje część wspomnień zabranych przez Grima. W jednej linii władczyni Dzikich jest zakochana w Oro i za wszelką cenę chce ocalić Lightlark przed zniszczeniem, a w drugiej przenosimy się do przeszłości poznając miłosną historię Isli i Grima.

Zastosowanie dwóch linii czasowych było strzałem w dziesiątkę, ponieważ Isla poznaje swoją przeszłość razem z czytelnikiem. Można perfekcyjnie wczuć się w jej rolę, analizować przeszłe i przyszłe wydarzenia, zastanawiać się do czego dążył Grim i jaką postawę zachować wobec niego. Autorka idealnie zbudowała napięcie wokół skoków w czasie i naprawdę cudem odrywałam się od tej książki, by wrócić do swojego życia.

Świetnym literackim zabiegiem jest także prowadzenie dwóch miłosnych wątków jednocześnie. Z jednej strony mamy niezwykle czuły i dojrzały slow burn pomiędzy Islą a Oro, a z drugiej enemies to lovers z Grimem. Poznajemy dwa zupełnie inne męskie charaktery, z dwoma różnymi temperamentami - FENOMEN! Uwielbiam trójkąty miłosne, a ten w serii "Lightlark" jest dopracowany do granic możliwości.

A co jeszcze jest bardzo dopracowane?

Plot twisty, zagmatwanie związane z przeszłością, magicznymi przedmiotami i sekretami, które skrywają bohaterzy. W tej książce nie było ani jednej luki fabularnej, każdy element układanki był logicznie przemyślany i zgrywał się z resztą wydarzeń. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego tomu, jak i całej serii i z niecierpliwością będę teraz oczekiwać trzeciego tomu.

PS: Po tej części zostałam także liderką fanklubu Grima ❤️‍🔥

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Jaguar]

Czy drugi tom może być lepszy od pierwszego?

TAK! "Nightbane" to absolutne arcydzieło i fenomen. Pierwsza część niezwykle mnie zachwyciła, a drugi tom nie zmniejszył mojego zachwytu ani odrobinę. Co więcej, zwiększył go! Seria Lightlark jest idealna pod każdym kątem, a drugi tom tylko udowodnił, że autorka ma głowę pełną wspaniałych pomysłów.

Początek jest dosyć spokojny....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy poświęciłabyś się, aby pracować w kopalni tylko po to, by uratować rodzinę?

"Płomień i Kruk" nie jest złą książką. Naprawdę, ma wiele elementów, które były dobrze opisane i potrafiły zaciekawić czytelnika, ale jest to lektura skierowana bardziej do młodzieży. Mam mieszane uczucia, co do niej, bo jestem na nią za stara :)

Na początek muszę pochwalić klimat powieści nawiązujący nieco do Niezgodnej (takie było moje pierwsze skojarzenie). Świat w nim jest podzielony na wioski zajmujące się jedną profesją (np. górnictwem, tkactwem, rolnictwem) i na Wybranych, czyli ludzi obdarzonych magiczną mocą. Sa lepiej traktowani, nie muszą zapracowywać się na śmierć i pełnią wysokie stanowiska w świecie opanowanym rygorystyczną hierarchią i wizji odbudowy ludzkości po wyniszczającej wojnie.

Bardzo podobał mi się też styl pisania autorki. Płynnie czytało się wszystkie rozdziały, a napięcie przyjemnie rosło wraz z rozwojem akcji. Na pewien sposób ciężko było się od niej oderwać, ale momentami brakowało mi akapitów, które łączyłyby ze sobą kolejne wydarzenia i dialogi. Wielokrotnie mowa była o jednym, a nagle w kolejnym akapicie była mowa o zupełnie czymś innym. Zaburzyło mi to czasami odbiór, ale to naprawdę drobny minus.

A czemu uważam, że jestem za stara na tę książkę?

Nie potrafiłam zżyć się z główną bohaterką. Siedemnastoletnia Riley irytowała mnie tym, że często zmieniała zdanie. Była zraniona po zdradzie bliskiej osobie, po czym szybko o tym zapominała. Najpierw kogoś lubiła, potem nagle nie. Twierdziła, że musi ograniczyć kontakt z pewną osobą, po czym trzy akapity później rzuca się jej w ramiona. Rozumiem fakt, że była nastolatką, ale była pokazywana jako ktoś dojrzały (wiele wydarzeń też to pokazywało), a pod względem uczuć nie sposób było jej zrozumieć.

Część dialogów między nastolatkami była napisana bardzo sztucznie. Odnosiłam wrażenie, że gdy autorka chciała zainspirować się i posłuchać rozmów pomiędzy siedemnastolatkami, włączyła bardzo zły i kiczowaty film - przynajmniej w moim odczuciu. Budowanie relacji pomiędzy bohaterami i nawiązywanie przyjaźni wyszło bardziej naturalnie i gdyby te dialogi uległy zmianie, to naprawdę ta książka byłaby lepsza w odbiorze także dla starszych czytelników.

Sama fabuła książki była dobrze dopracowana. Plot twisty mnie ciekawiły, podobały mi się zawirowania między bohaterami i to, że z każdym rozdziałem czytelnik dowiadywał się nowych informacji. Wróg okazywał się sojusznikiem i na odwrót.

Tytuł "Płomień i Kruk" wskazywał na to, że postać o imieniu Kruk będzie kimś ważnym dla fabuły i byłam pozytywnie zaskoczona, że wątek miłosny pomiędzy nim a Riley nie rozwinął się od razu. Po naprawdę wielu rozdziałach byłam zachwycona tym, że dziewczyna podchodziła do niego z rezerwą i ich relacja nie przypominała typowego schematu, że bardzo potężny magiczny zaczyna interesować się kimś na pozór nieznaczącym. Do pewnego momentu było fenomenalnie, a potem... Ja niestety nie widziałam żadnej chemii pomiędzy Riley a Krukiem. Żadnej. Aczkolwiek może to dlatego, że jestem po prostu za stara na tę książkę.

Ta książka nie zasługuje na krytykę, bo była dobra. Potrafi wciągnąć i zaciekawić, ale jest zdecydowana skierowana do młodzieży :)

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Ailes]

Czy poświęciłabyś się, aby pracować w kopalni tylko po to, by uratować rodzinę?

"Płomień i Kruk" nie jest złą książką. Naprawdę, ma wiele elementów, które były dobrze opisane i potrafiły zaciekawić czytelnika, ale jest to lektura skierowana bardziej do młodzieży. Mam mieszane uczucia, co do niej, bo jestem na nią za stara :)

Na początek muszę pochwalić klimat powieści...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czy wzięłabyś udział w turnieju o rękę króla elfów?

Od razu po przeczytaniu opisu poczułam, że "Szron" to książka dla mnie. Mieszanka "Rywalek" i "Dworów" była strzałem w dziesiątkę i zatrzymała mnie na dosłownie dwa wieczory - tylko tyle potrzebowałam, aby zatracić się w opisanej historii .

Gdy Ava po niezdarnym pijackim i publicznym obrażaniu króla Torina otrzymuje od niego ofertę, aby dołączyć do turnieju o tron królowej i wygranie go tylko po to, by później rozwieść się z Torinem, nie zastanawiała się długo. Rozpaczliwie potrzebowała pieniędzy i oderwania od ludzkiego życia.

Bardzo spodobała mi się relacja Avy i Torina oparta na układzie. On miał doprowadzić ją do zwycięstwa, a ona nie miała dać się zabić. Początkowo była pomiędzy drobna niechęć, ale raczej na skutek uprzedzeń, aniżeli prawdziwych uczuć. Dosyć szybko było wiadomo, że mają ze sobą więcej wspólnego niż początkowo zakładali, a pozorny prosty układ nieobejmujący uczuć nagle okazał się trudny do wykonania. Torin zaczął niepokojąco dużo myśleć o Avie, a ona o nim, co mocno pokomplikowało sprawy Torinowi, z uwagi na to, że ciążyła na nim klątwa.

W tej książce dosyć dużo dzieje się jak na niecałe 350 stron. Relacja głównych bohaterów płynnie się rozwija, ale momentami chciałam wydłużyć, to co pomiędzy nimi się działo. Podobał mi się szybki rozwój wydarzeń i magia związana ze światem elfów i ich brutalnością, ale z chęcią wydłużyłabym tę książkę o minimum 100 stron, aby więcej czasu spędzić w jej towarzystwie.

Rozpisałabym na przykład świat elfów. Jego budowa jest zgodna z zasadą "keep it simple", ale fabuła miała potencjał na stworzenie czegoś bardziej 'wow'. Co prawda, prosta konstrukcja świata mi nie przeszkadzała, ale może na chwilę zwolniłaby szybkie zauroczenie Avy i Torina.

Na pochwałę zasługują sceny nauki walki, jak i samych walk podczas turnieju. Brutalność elfów została w nich uwidoczniona, choć jednocześnie odczuwam niedosyt, że było ich tak mało. Konkurencji podczas turnieju też było stosunkowo mało, choć zrzucam winę na to, że Torin bardzo chciał zapewnić Avie zwycięstwo, więc im mniej okazji do jej porażki, tym lepiej.

Ach, no i mocno zaskoczyło mnie to, że do fabuły wkradło się urban fantasy i obecność kamer telewizyjnych podczas turnieju. Nie spodziewałam się tego, ale w sumie wytworzył się dzięki temu ciekawy kontrast pomiędzy staroświeckim światem elfów, a nowoczesnym światem ludzi.

Dla mnie ta książka wyląduje wysoko w rankingu i choć żałuję, że nie jest bardziej rozbudowana, to bardzo szybko mnie w sobie rozkochała.

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Papierowe Serca]

Czy wzięłabyś udział w turnieju o rękę króla elfów?

Od razu po przeczytaniu opisu poczułam, że "Szron" to książka dla mnie. Mieszanka "Rywalek" i "Dworów" była strzałem w dziesiątkę i zatrzymała mnie na dosłownie dwa wieczory - tylko tyle potrzebowałam, aby zatracić się w opisanej historii .

Gdy Ava po niezdarnym pijackim i publicznym obrażaniu króla Torina otrzymuje od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Romantasy, dark academia i vibe Harry'ego Pottera, czyli nowa seria od Marah Woolf.

Akcja tej książki rozpoczyna się przytupem, ponieważ od razu w pierwszym rozdziale Valea - wiccanka ukrywająca się wśród ludzi - spotyka Nikolaia Lazara, strzygę z bardzo wysoko postawionego rodu. Ich (nie)przypadkowe spotkanie uruchamia cały szereg kolejnych wydarzeń, a ich relacja od razu nabiera głębokiej intymności tylko po to, by zerwać ze sobą kontakt na dłuższy czas. 

Odwrócony slow burn ich relacji jest największym plusem tej historii. Chemia pomiędzy nimi była namacalna i intrygująca, a ja przez wszystkie rozdziały cieszyłam się jak szalona za każdym razem, gdy była jakaś ich wspólna scena. Z zapartym tchem śledziłam ich losy i im kibicowałam, choć instynkt podpowiadał mi, że Nikolai nie jest do końca idealny dla kruchej Valei.

Poza dobrym romansem należy jednak zwrócić uwagę na wykreowany świat przez autorkę. Nie od dziś wiadomo, że Marah Woolf ma w małym palcu wszelkie pogańskie religie i mity. Lubuje się w nich i umiejętnie przemyca do swoich powieści tworząc postacie, światy i konflikty tak charyzmatyczne i nierealne, że nie sposób się od nich oderwać. Bardzo podobał mi się taki prastary klimat, pełen odniesień do pogańskich świąt i rytuałów z nimi związanymi.

"Znak i Omen" wymaga jednak 100% skupienia czytelnika, bo ilość bohaterów, zasad magii i ogólnych informacji o świecie jest ogromna. Są one dawkowane, czytelnik nie jest nimi nagle zasypany, ale jest ich na tyle dużo, że można pogubić się w skomplikowanej akcji pełnej intryg, manipulacji, kłamstw i zatajania prawdy.

W tej książce nie wiadomo komu ufać, a komu nie. Nie wiadomo, czemu niektóre postaci zachowują się w taki, a nie inny sposób. Lubię takie nieoczywiste sytuacje, ale momentami miałam wrażenie, że jest już tego za dużo i przydałoby się w końcu wyjaśnienie niektórych kwestii. To odczucie łączy się u mnie z tym, że wyłapałam kilka luk fabularnych i nieścisłości, które niestety mocno mnie zirytowały.

Książka mimo wszystko jest dobra, choć nie jest to lekka fantastyka. Burzliwe relacje, skomplikowana sytuacja polityczna i system magii nie gwarantują łatwej lektury, ale warto po nią sięgnąć, jeśli oczekuje się od książki czegoś więcej niż zwykłego romansu.

Mam nadzieję, że drugi tom będzie lepszy i odpowie na moje pytania w sprawie luk fabularnych :)

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Jaguar]

Romantasy, dark academia i vibe Harry'ego Pottera, czyli nowa seria od Marah Woolf.

Akcja tej książki rozpoczyna się przytupem, ponieważ od razu w pierwszym rozdziale Valea - wiccanka ukrywająca się wśród ludzi - spotyka Nikolaia Lazara, strzygę z bardzo wysoko postawionego rodu. Ich (nie)przypadkowe spotkanie uruchamia cały szereg kolejnych wydarzeń, a ich relacja od razu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czy retelling Alicji w Krainie Czarów może wypaść dobrze jeśli Biały Królik okaże się przystojnym naukowcem, a Kot uwodzicielem i łamaczem kobiecych serc?

Wiedziałam czego spodziewać się po tym tomie, ponieważ czytałam pierwszą część. Byłam przygotowana na spicy sceny, lekko kiczowate dialogi i bohaterów, którzy czasami nie zachowują się do końca racjonalnie, ALE i tak sięgnęłam po "Królestwo serc i pożądania", bo po prostu uwielbiam świat, w którym osadzono te historie.

Ogromnym plusem tej serii jest podzielenie świata Faerie na dwa królestwa - w jednym panuje ład i porządek, wszyscy są dostojni i elegantcy, a w drugim panuje chaos, nienawiść i przemoc. Kontrasty pomiędzy Seelie i Unseelie są bardzo widoczne zarówno w zachowaniu, jak i w poglądach, co sprawiło, że czuć było narastający strach Fina i Klary, gdy musieli wybrać się do mrocznego świata, aby uratować Alicję - pokojówkę porwaną przez Białego Królika.

Nowi bohaterowie dodali pikanterii do tej części i wnieśli do niej powiew świeżości. Perspektywa Alicji bardzo przypadła mi do gustu, bo dzięki niej mogłam więcej dowiedzieć się o Fae, który ukrywał szpecącą twarz za króliczą maską. Niezwykle inteligentny i opanowany wzbudził moje zaciekawienie, a także Alicji, która widziała w nim kogoś więcej niż naukowca. Ich relacja była specyficzna i o dziwo, nie potoczyła się tak jak przewidywałam :)

Samej Alicji można niestety wiele zarzucić, bo nie zachowuje się rozsądnie w stosunku do porywaczy i romantyzuje wszystkie ich gesty i spojrzenia. Z początku niespecjalnie mi to odpowiadało, ale po czasie stwierdziłam, że lepiej spojrzeć na ten wątek z przymrużeniem oka, w końcu to spicy romantasy.

Pod względem fabuły, bardzo podobały mi się przygotowania do wyprawy i wkupywanie się w łaski mrocznej królowej Unseelie - akcja miała "ręce i nogi", nic nie działo się bez przyczyny. Może przydałoby jej się odrobinę dopracowania, ale nie ma co przesadzać - koniec końców była ciekawa, intrygująca i czytało ją się z wypiekami na twarzy.

Ach, no i jej ogromnym plusem są trzy perspektywy! Dzięki temu na fabułę można było spojrzeć z każdej strony i wczuć się w uczucia każdego bohatera.

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Papierowe Serca]

Czy retelling Alicji w Krainie Czarów może wypaść dobrze jeśli Biały Królik okaże się przystojnym naukowcem, a Kot uwodzicielem i łamaczem kobiecych serc?

Wiedziałam czego spodziewać się po tym tomie, ponieważ czytałam pierwszą część. Byłam przygotowana na spicy sceny, lekko kiczowate dialogi i bohaterów, którzy czasami nie zachowują się do końca racjonalnie, ALE i tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jednak drugi tom potrafi być lepszy od pierwszego.

Co prawda, "Faefever" nie postawiło wysokiej poprzeczki i pozornie bardzo łatwo byłoby napisać lepszą część, ale z takimi bohaterami jak głupiutka Mac nic nie jest takie pewne...

Autorka zaskoczyła mnie w drugiej części. Zrezygnowała z opisywania absolutnie beznadziejnych outfitów głównej bohaterki i sprawiła, że dało się ją nawet polubić. Mac dalej zachowuje się nieco naiwnie, ale zaczęła działać bardziej racjonalnie i zadawać trafniejsze pytania. W jakimś stopniu jej charakter uległ zmianie, przez co drugi tom czytało się lepiej, aczkolwiek boję się, że pójdzie w stronę klasycznej Mary Sue - wiecie, to ten typ bohaterki, która rozwiąże problem, z którym mityczne istoty walczą od tysiącleci.

Czy działo się dużo w tym tomie? I tak, i nie. Mogłabym bardzo szybko streścić 300 stron fabuły wraz ze szczegółami, ale książka nie była nudna. Ciągle coś się działo, miało to jako taki ład (z pominięciem oczywiście kilku luk fabularnych), ale nie ma tragedii.

Przeczytam kolejną część. Trochę z ciekawości, trochę z masochizmu.

Jednak drugi tom potrafi być lepszy od pierwszego.

Co prawda, "Faefever" nie postawiło wysokiej poprzeczki i pozornie bardzo łatwo byłoby napisać lepszą część, ale z takimi bohaterami jak głupiutka Mac nic nie jest takie pewne...

Autorka zaskoczyła mnie w drugiej części. Zrezygnowała z opisywania absolutnie beznadziejnych outfitów głównej bohaterki i sprawiła, że dało się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Sześciu władców fantastycznych krain, jedna klątwa i jeden turniej, aby ją przełamać - witamy na Lighlarku!

Ta książka od początku wzbudziła we mnie ogromne zainteresowanie, ponieważ zawiera w sobie wszystko, co uwielbiam w tego typu historiach - magiczne królestwa, zróżnicowane moce i postacie, które nimi władają i klątwę, która zmuszała wszystkich do współpracy, choć nikt nie miał na to ochoty.

Od samego początku czułam niesamowity klimat tej historii. Oczami wyobraźni przeniosłam się do zaczarowanych krain pełnych pięknych zamków, roślin czy podniebnych mostów. Lekki, a jednocześnie bardzo dobry styl pisania autorki płynnie wprowadził mnie w całą fabułę i jej otoczkę, zwłaszcza przez pierwsze 100 stron, które mocno opisywały zasady panujące w Lighlarku. Czasem były dosyć skomplikowane i trzeba było się skupić, aby je zrozumieć i zapamiętać (zwłaszcza, że zawiera również sporą ilość bohaterów), ale autorka cierpliwie (i nie nużąco) wszystko tłumaczyła.

Historia jest świetnie skonstruowana. Ani na moment tempo nie zwalnia i pozostaje na bardzo wysokim poziomie, wciągając czytelnika w każdym rozdziale. Z uwagi na to, że turniej toczy się między sześcioma władcami, mamy do czynienia z przeróżnymi charakterami i mocami, dzięki którym nie było nawet czasu na to, aby poczuć znudzenie. Tę książkę czytało się po prostu fenomenalnie z uwagi na akcję, która była naprawdę niesamowita.

Dworskie intrygi, pokazy siły, kłamstwa, iluzje, zmiany sojuszy - FENOMEN!

Bohaterowie nie byli płytcy, lecz dawali poznać się od różnych stron. Nie byli czarno-biali i udowadniali, że potrafią knuć, kłamać, a ich słowa trzeba analizować pod każdym możliwym kątem. Niesamowicie dobrze bawiłam się zastanawiając się, komu można zaufać.

A wątek romantyczny? Idealnie wyważony. Isla przez całą książkę była tak naprawdę skupiona na swoim zadaniu i nie ponosiło ją, by za często rozmyślać o dwóch mężczyznach kręcących się w jej pobliżu. Jej uczucia do nich zmieniały się racjonalnie do sytuacji, więc nie odnosiło się wrażenia, że coś działo się za szybko.

Jestem ZACHWYCONA tą książką i nie spodziewałam się, że będzie tak fenomenalna. Śmiało stwierdzam, że to moje odkrycie tego roku :)

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Jaguar]

Sześciu władców fantastycznych krain, jedna klątwa i jeden turniej, aby ją przełamać - witamy na Lighlarku!

Ta książka od początku wzbudziła we mnie ogromne zainteresowanie, ponieważ zawiera w sobie wszystko, co uwielbiam w tego typu historiach - magiczne królestwa, zróżnicowane moce i postacie, które nimi władają i klątwę, która zmuszała wszystkich do współpracy, choć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

✨ Witamy w magicznej Łodzi - pełnego korków, zapachu cynamonowych bułeczek i zbrodni na progu ✨

Właśnie od niej rozpoczyna się akcji tej książki. Od razu w pierwszym rozdziale dowiadujemy się, że pod drzwiami zielarni Sary odnaleziono ciało młodej dziewczyny, która nosiła na sobie ślady magii. Wszelkie poszlaki zaprowadziły niekompetentnych magdetektywów do pana Franciszka - chłopaka babci Sary - i od tego momentu wiemy już, że główna bohaterka na pewno wtrąci się w nie swoje sprawy.

Choć akcja skupia się na szukaniu sprawcy wykroczenia, atmosfera nie jest ponura i mroczna. Jest napisana bardzo lekko i humorystycznie, co jest chyba największą zaletą tej książki. Wiele razy parsknęłam śmiechem podczas jej czytania, przez co odnosiłam wrażenie, że przez tę książkę się "płynie".

Motyw urban fantasy również mnie nie zawiódł. Podzielony świat na magicznych i niemagicznych został bardzo dobrze wyjaśniony, wraz ze wszelkimi zasadami magii. Akcja dzieje się we współczesnych czasach, zatem przyswojenie wszystkiego nie jest zbytnio trudne, ale szczególnie spodobało mi się rozwinięcie wyjaśnień odnośnie magicznych cechów, bo mam wrażenie, że rzadko występują w tego typu książkach.

A co podobało mi się najbardziej? Brak wątku miłosnego.

Jest to niecodzienne w książkach dla young adult, ale Sara - główna bohaterka - nie toczyła żadnego romansu w trakcie całej akcji. Skupiła się tylko i wyłącznie na poszukiwaniach mordercy, nie zawracając sobie jednocześnie głowy miłosnymi sprawami. Owszem, w jej pobliżu pojawił się oschły magdetektyw, który z czasem przestawał być taki oschły, ale ich slow burn jest zbyt slow by nazwać go wątkiem miłosnym 😂 Dla jednych z pewnością może być to minus, ale jeśli czuje się przesyt motywem enemies to lovers, to aż miło przeczytać coś innego od czasu do czasu.

Zamiast romansu, bardzo dobrze poruszono motyw przyjaźni. Dorian i Benjamin są nieodłącznymi przyjaciółmi Sary i nie zabrakło ich w akcji - brali w niej czynny udział, nie byli mało znaczącym tłem, co dla mnie jest dużym plusem i miłym powiewem świeżości w tym gatunku.

Sam wątek poszukiwań mordercy jest nieco przekombinowany i mało zjawiskowy, ale jest lekki. Cała historia jest bardzo przyjemna do czytania z uwagi na lekkość stylu autorki i małą ilość skomplikowanych zasad czy wątków. Powiedziałabym nawet, że to idealna książka dla osób, które chciałyby zacząć swoją przygodę z polskim urban fantasy :)

[współpraca reklamowa z Wydawnictwem Magiczne Dlaczemu]

✨ Witamy w magicznej Łodzi - pełnego korków, zapachu cynamonowych bułeczek i zbrodni na progu ✨

Właśnie od niej rozpoczyna się akcji tej książki. Od razu w pierwszym rozdziale dowiadujemy się, że pod drzwiami zielarni Sary odnaleziono ciało młodej dziewczyny, która nosiła na sobie ślady magii. Wszelkie poszlaki zaprowadziły niekompetentnych magdetektywów do pana Franciszka...

więcej Pokaż mimo to