rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Każdy właściciel psa powinien przeczytać - znakomita, napisana prosto i z humorem poradnikowa książka rozwiąże wiele problemów, obali teorię dominacji i podpowie, jak spędzać czas z psem.

Jedna gwiazdka mniej za zaskakująco dużo baboli redakcyjno-korektorskich.

Każdy właściciel psa powinien przeczytać - znakomita, napisana prosto i z humorem poradnikowa książka rozwiąże wiele problemów, obali teorię dominacji i podpowie, jak spędzać czas z psem.

Jedna gwiazdka mniej za zaskakująco dużo baboli redakcyjno-korektorskich.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaskakująco stronnicza jak na książkę o dezinformacji. Kilka przydatnych wiadomości, jednak trudno nie patrzeć na nie z dystansem, skoro autorka tak bardzo skupia się na własnych poglądach. Szkoda.

Zaskakująco stronnicza jak na książkę o dezinformacji. Kilka przydatnych wiadomości, jednak trudno nie patrzeć na nie z dystansem, skoro autorka tak bardzo skupia się na własnych poglądach. Szkoda.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo wtórna, sztampowa fantastyka z głównym bohaterem, któremu zawsze wszystko wychodzi.

Bardzo wtórna, sztampowa fantastyka z głównym bohaterem, któremu zawsze wszystko wychodzi.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O tej książce nie da się powiedzieć w paru zdaniach. To nie jest typowa powieść, raczej kolekcja osobistych historii, ciekawostek przyrodniczych, tekstów kultury i wszystkiego innego, co według autorki wiąże się z morzem. Równocześnie opowieść o morzu przeplata się z opowieścią o kobiecości i oczekiwaniu na pojawienie się dziecka. Mimo obiecującego początku, książka mniej więcej w połowie zaczęła być trochę powtarzalna w swojej formie. Mam wrażenie, że kolejne cytaty wierszy, szant czy opisy obrazów pojawiały się bez celu i kontekstu. Wtedy przyjemność z czytania trochę zmalała. Jednak i tak cieszę się, że poznałam ten tytuł. To powieść, po której chyba każdy ma ochotę wybrać się nad morze. :)

Pełna recenzja jest dostępna pod adresem: https://www.partyzantka.com.pl/w-ustach-sol-recenzja/

O tej książce nie da się powiedzieć w paru zdaniach. To nie jest typowa powieść, raczej kolekcja osobistych historii, ciekawostek przyrodniczych, tekstów kultury i wszystkiego innego, co według autorki wiąże się z morzem. Równocześnie opowieść o morzu przeplata się z opowieścią o kobiecości i oczekiwaniu na pojawienie się dziecka. Mimo obiecującego początku, książka mniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiałam tę książkę w dzieciństwie. :)

Uwielbiałam tę książkę w dzieciństwie. :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Znakomita książka przygodowa, ale bardzo przydałby się jej dobry korektor. Sama historia niesamowicie wciąga i sprawia, że kibicuje się Krzysztofowi, jego rodzinie i zaprzęgom od pierwszej do ostatniej strony. Dla miłośników psów lektura obowiązkowa. :)

Znakomita książka przygodowa, ale bardzo przydałby się jej dobry korektor. Sama historia niesamowicie wciąga i sprawia, że kibicuje się Krzysztofowi, jego rodzinie i zaprzęgom od pierwszej do ostatniej strony. Dla miłośników psów lektura obowiązkowa. :)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dawno nie czytałam książki o tak mało porywającej fabule i egzaltowanym stylu. 3 gwiazdki tylko za poruszenie ważnej tematyki zmian klimatycznych.

Dawno nie czytałam książki o tak mało porywającej fabule i egzaltowanym stylu. 3 gwiazdki tylko za poruszenie ważnej tematyki zmian klimatycznych.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyjemna lektura, idealna do pociągu lub czytania w kolejce do lekarza. Nie wymaga wiele od czytelnika, ale ma coś w sobie i sprawia, że chce się ją czytać dalej. Nie ma tu epickich scen walki, wnikliwych opisów relacji międzyludzkich ani nic z tych rzeczy - jest za to konkretny zwrot akcji, po którym chętnie przeczytam drugi tom. To po prostu lekka powieść w pozytywnym znaczeniu tego słowa.

Przyjemna lektura, idealna do pociągu lub czytania w kolejce do lekarza. Nie wymaga wiele od czytelnika, ale ma coś w sobie i sprawia, że chce się ją czytać dalej. Nie ma tu epickich scen walki, wnikliwych opisów relacji międzyludzkich ani nic z tych rzeczy - jest za to konkretny zwrot akcji, po którym chętnie przeczytam drugi tom. To po prostu lekka powieść w pozytywnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Znakomita powieść polskiej autorki. Znalazłam w tej książce dokładnie to, czego szukam w fantastyce. Świetny język, błyskotliwe dialogi, motywy z wierzeń słowiańskich i bohaterowie, których od razu można polubić. Mam nadzieję, że książki tej autorki staną się bardziej znane, bo zdecydowanie na to zasługują. A ja chętnie wrócę do malowniczej wioski w górach, czytając drugi tom. :)

Znakomita powieść polskiej autorki. Znalazłam w tej książce dokładnie to, czego szukam w fantastyce. Świetny język, błyskotliwe dialogi, motywy z wierzeń słowiańskich i bohaterowie, których od razu można polubić. Mam nadzieję, że książki tej autorki staną się bardziej znane, bo zdecydowanie na to zasługują. A ja chętnie wrócę do malowniczej wioski w górach, czytając drugi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetna, lekko napisana książka, którą czyta się jak ulubionego bloga. Autor dzieli się swoją codziennością, która polega na opiece nad krukami w londyńskim Tower. Niezwykłe miejsce, tajemnicze zwierzęta i pogodnie nastawiony autor z zacięciem gawędziarza - z tego musiała powstać dobra, odprężająca lektura.

Świetna, lekko napisana książka, którą czyta się jak ulubionego bloga. Autor dzieli się swoją codziennością, która polega na opiece nad krukami w londyńskim Tower. Niezwykłe miejsce, tajemnicze zwierzęta i pogodnie nastawiony autor z zacięciem gawędziarza - z tego musiała powstać dobra, odprężająca lektura.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka jak wiele innych obecnie, wypuszczona na fali mody na książki przyrodnicze. Parę ciekawych informacji, ale poza tym przeciętna. Niestety korekta się nie postarała i w tekście jest mnóstwo błędów.

Książka jak wiele innych obecnie, wypuszczona na fali mody na książki przyrodnicze. Parę ciekawych informacji, ale poza tym przeciętna. Niestety korekta się nie postarała i w tekście jest mnóstwo błędów.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rzadko sięgam po tego typu książki, ale tym razem miałam sporo pracy i potrzebowałam odpoczynku. Efekt? Wciągnęłam się w romans Avy i Caleba na maksa. To chyba przez bardzo szybkie tempo na początku powieści i ciekawe zagranie – główni bohaterowie ciągle na siebie wpadają na lotnisku i robią sobie różne złośliwości, mimo że są dla siebie obcy. Dodajmy do tego przyjemny język, na co jestem bardzo wyczulona. Wiem, że tzw. „literatura kobieca” często jest sztampowa i naiwna, a akurat tę książkę spokojnie mogę polecić, jeśli chcecie przy książce odpocząć i kibicować bohaterom do ostatniej strony.

Rzadko sięgam po tego typu książki, ale tym razem miałam sporo pracy i potrzebowałam odpoczynku. Efekt? Wciągnęłam się w romans Avy i Caleba na maksa. To chyba przez bardzo szybkie tempo na początku powieści i ciekawe zagranie – główni bohaterowie ciągle na siebie wpadają na lotnisku i robią sobie różne złośliwości, mimo że są dla siebie obcy. Dodajmy do tego przyjemny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Negatyw to bardzo udany debiut polskiego autora. Podjął się trudnego zadania - powieść dotyczy dwóch przeplatających się śledztw, a przy okazji opowiada historię agenta FBI o polskich korzeniach, Slade'a. Najbardziej spodobały mi się różnice kulturowe, które uwidaczniały się podczas współpracy Slade'a z polskimi policjantami. Bardzo ciekawy wątek w powieści kryminalnej, który sprawia, że powieść jest nieszablonowa. Choć momentami akcja mogłaby być szybsza, myślę, że autor jeszcze pokaże, na co go stać. :)

Negatyw to bardzo udany debiut polskiego autora. Podjął się trudnego zadania - powieść dotyczy dwóch przeplatających się śledztw, a przy okazji opowiada historię agenta FBI o polskich korzeniach, Slade'a. Najbardziej spodobały mi się różnice kulturowe, które uwidaczniały się podczas współpracy Slade'a z polskimi policjantami. Bardzo ciekawy wątek w powieści kryminalnej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Kiedy prace sprzed roku nie zawstydzają swego autora, to znak, że artysta przestał się rozwijać. W ogóle lepiej nie otaczać się własnymi obrazami i projektami.”

Jak przestałem kochać design – przyznajcie, że tytuł i okładka (a raczej obwoluta) są bardzo wymowne. A ciekawy projekt zapowiada garść interesujących spostrzeżeń wewnątrz.

Książka jest zbiorem luźnych (chyba aż nadto) obserwacji i wspomnień autora, które w jakiś sposób łączą się z designem i tym, w jaki sposób Marcin Wicha zainteresował się projektowaniem. Stanowi również dość gorzkie rozprawienie się z polskim designem i projektem. Co ciekawe, konkluzje autora często są uniwersalne. Podoba mi się, że walczy on z przekonaniem, że „projektować” można tylko wymyślne, drogie i absolutnie bezużyteczne rzeczy – to błąd! Właśnie w życiu codziennym dobry design przydaje się najbardziej.

„W Polsce design to sfera ludzkiej działalności polegająca na Rzucaniu Świata na Kolana za Pomocą Dywanika z Filcu Inspirowanego Sztuką Ludową.”

Żartobliwe i trafne – takie moim zdaniem są teksty Wichy. Spodobało mi się, że nie trzeba w ogóle znać się na dziedzinie, którą opisuje, a i tak nie poczujemy się głupi czy niedouczeni. Wprost przeciwnie, czuję, że coś „wyniosłam” z lektury tej książki. Była dla mnie przede wszystkim spotkaniem z nietuzinkową osobą o oryginalnych zainteresowaniach – a właśnie takie są najbardziej inspirujące!

Podobało mi się, że autor opisywał swoje dzieciństwo i świat wokół siebie przez pryzmat designu. Wspominał przedmioty i momenty z dzieciństwa, które zapadły mu w pamięć przez ciekawy projekt lub dlatego, że w jakimś stopniu wiązały się z drogą, którą obrał w dorosłym życiu. Tytuł jest idealnym odzwierciedleniem pasji – czegoś, co mamy ochotę rzucić setki razy, a i tak wracamy do tego, bo inaczej nasze życie traci sens. Dla mnie to zwierzęta i literatura, dla kogoś innego design – uwielbiam tę różnorodność. Dlatego cieszę się niezmiernie, że trafiłam na tę książkę i że mogę umieścić ją w swojej biblioteczce.

Nie ma jednak książki bez wad. Jak przestałem kochać design czasem wydawało mi się trochę nużące, a dzieciństwo pochłonęło sporą część objętości tej pozycji. Brakowało mi też nieco humoru zawartego w opisie książki, który pojawiał się w internecie (myślałam, że będzie go więcej), ale autor ma talent do rzucenia nagłą celną uwagą podaną w zupełnie zaskakujący sposób, co było dobrą rekompensatą. Ponadto jestem pewna, że gdyby była mowa o głównie współczesnym designie, książka byłaby jeszcze lepsza. Może to dobry materiał na drugą część? Jestem pewna, że takimi historiami jak w książce, autor może sypać jak z rękawa!

„Najlepszą formą przekazywania myśli jest lista. Już Mojżesz to rozumiał.”

Czy polecam? No jasne! Warto na chwilę oderwać się od rozmaitych powieści i przeczytać o naszym „podwórku”, na którym znajdziemy ludzi pełnych pasji. Można się od nich dowiedzieć naprawdę niezwykłych rzeczy.


więcej recenzji na: postmeridiem1.blogspot.com

„Kiedy prace sprzed roku nie zawstydzają swego autora, to znak, że artysta przestał się rozwijać. W ogóle lepiej nie otaczać się własnymi obrazami i projektami.”

Jak przestałem kochać design – przyznajcie, że tytuł i okładka (a raczej obwoluta) są bardzo wymowne. A ciekawy projekt zapowiada garść interesujących spostrzeżeń wewnątrz.

Książka jest zbiorem luźnych (chyba aż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Dziecku bowiem trudno jest zaakceptować okrucieństwo samej natury, woli więc przypisywać je działaniu konkretnej (…) istoty. Skłonność ta ponoć tkwi w każdym z nas.”

Oddział wojsk radzieckich, stacjonujący w Polsce w 1957 roku, próbuje zgłębić tajemnicę poniemieckich bunkrów. Dwaj postawieni na straży żołnierze giną w okrutny sposób, ale to nie zatrzymuje ich przełożonego. Jest zdecydowany kontynuować poszukiwania skarbów, które rzekomo zostały ukryte w podziemiach. Polscy oficerowie, których zadaniem jest ochrona okolicznej ludności, są przeciwni dalszym badaniom bunkrów. Niestety chciwość i osobiste pobudki bywają zgubne w skutkach.

Jeśli ktoś potrafi napisać horror, przez który czuję niepokój i ciarki, czytając go rankiem w pociągu – dla mnie jest mistrzem. Ostatnio czułam się podobnie czytając Edgara Allana Poego, mojego ukochanego pisarza! Więc bez dwóch zdań – jeśli lubicie horrory, koniecznie sięgnijcie po Podziemne miasto.

Dlaczego warto? Najbardziej przypadł mi do gustu oszczędny, wręcz surowy styl autora, pasujący do rozgrywających się wydarzeń. Łukasz Henel napisał już parę książek (On, Szkarłatny blask), dlatego mam wrażenie, że nie bawi się stylem. Wybiera narzędzia, które są mu potrzebne i nimi operuje. Niewielka ilość opisów paradoksalnie dużo lepiej oddaje klimat wojskowej bazy i podziemnych bunkrów, a niedopowiedzenia sprawiają, że wyobraźnia czytelnika zaczyna działać, wywołując dreszczyk emocji. Poza tym oszczędny, trafny sposób wypowiedzi świetnie współgra ze środowiskiem, które przedstawia. Przyznam, że jestem pełna podziwu i z zainteresowaniem podpatrywałam te zabiegi nie tylko jako czytelnik, który sporo już widział (czytał), ale też jako osoba, która chciałaby napisać własną powieść.

Nie potrafię wskazać żadnej wady poza poczuciem niedosytu i wrażeniem, że książka jest za krótka. Polecam wszystkim miłośnikom dobrych i nieoczywistych horrorów, które nie bazują na zachlapaniu całego świata przedstawionego krwią, tylko na klimacie, który niby jest ok, ale intuicja nam podpowiada, żeby być ostrożnym… Polecam też miłośnikom polskich książek i… daję prztyczka w nos wszystkim twierdzącym, że Polacy nie potrafią pisać. A ja od dawna jestem zdania, że dobrą fantastyką Polska stoi.

Autorze – chylę czoła. Czytelnicy – musicie mieć tę książkę. A jak jeszcze nie jesteście pewni, to po prostu zaryzykujcie i… dajcie się oczarować.

Więcej recenzji na: postmeridiem1.blogspot.com

„Dziecku bowiem trudno jest zaakceptować okrucieństwo samej natury, woli więc przypisywać je działaniu konkretnej (…) istoty. Skłonność ta ponoć tkwi w każdym z nas.”

Oddział wojsk radzieckich, stacjonujący w Polsce w 1957 roku, próbuje zgłębić tajemnicę poniemieckich bunkrów. Dwaj postawieni na straży żołnierze giną w okrutny sposób, ale to nie zatrzymuje ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem wielką miłośniczką serii dotyczącej Crossa. Dlatego byłam zachwycona wiadomością, że autorka nie zakończyła historii na trzech tomach i jeszcze przez chwilę będę mogła czerpać przyjemność z poznawania dalszych losów bohaterów.

Gideon jest przyzwyczajony, że dostaje to, czego chce. Eva za to lubi stawiać na swoim i ma duży temperament. Czy związek tych dwojga ma rację bytu? Czy trudna przeszłość, która lubi się mścić i uderzać w najczulsze miejsca okaże się przeszkodą nie do pokonania?

„ – Balansuję na krawędzi, Evo…
– Nie musisz – powiedziałam, wyciągając do niego ręce. – Pozwól sobie spaść. Złapię cię.”

Długość serii to kwestia bardzo drażliwa. Szkoda, jeśli jest za krótka, a wiele wątków zostaje niewyjaśnionych, ale zbyt długa, ciągnięta na siłę jest jeszcze gorsza. Uważam, że cztery tomy Crossa to optymalna długość. Wszystkie czytane jednym tchem, z niecierpliwością, poczuciem niedosytu, a czwarty, w którym akcja nieco zwalnia, pozwala na oswojenie się z myślą, że nowojorska przygoda z Evą i Gideonem się kończy. Chyba jeszcze nigdy nie zakończyłam żadnej serii z poczuciem, że skończyła się akurat wtedy, gdy powinna i bez efektu „terapii szokowej”, jaką czasem serwuje zbyt gwałtowne zakończenie.

Autorka trzyma poziom i mimo, że tempo nie jest już tak zawrotne jak w pozostałych tomach, nadal sporo się dzieje. Sylvia Day nie wypełnia bezmyślnie kart powieści scenami erotycznymi do przesady, pamięta o wątkach pobocznych i o tym, że związek tak skomplikowanych postaci musi przechodzić kryzysy, z których oboje starają się wybrnąć. Cieszy mnie, że Cross nie stał się cukierkowym romansem, że bohaterowie są przedstawieni jak ludzie z krwi i kości – skłonni do sprzeczek, egoistycznych zagrywek, a przy tym gotowi, by rozwiązać swoje problemy w dojrzały sposób.

Autorka w czwartym tomie stosuje narrację z punktu widzenia Evy i… Gideona. To ciekawy zabieg, który na pewno ucieszył wielu fanów. Nieprzystępny, chłodny mężczyzna odsłania się nieco przed czytelnikiem, a nawet opisuje sny, które do tej pory były tajemnicą. Zawiedzie się jednak ten, kto pomyśli, że dzięki ostatniej części pozna Crossa całkowicie. Sylvia Day zadbała, by narracja Gideona była poprowadzona w oszczędny, powściągliwy sposób, który rewelacyjnie oddaje jego charakter.

Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Jest idealna na chwilę relaksu i przyznam, że z przyjemnością zaglądałam do Wyboru Crossa choć na parę minut, bo świetnie mi się przy nim odpoczywało. Nie jest to książka, przy której trzeba się skupiać i irytować, bo autor nie słyszał o stwierdzeniu, że „język musi być giętki”… Nie jest to też powieść, która nas zszokuje. Za to zdecydowanie jest to książka, przy której się odpoczywa i nabiera dystansu. Dla mnie – idealne połączenie.

Polecam Wybór Crossa wszystkim miłośnikom serii. Ważne, by czytać wszystkie tomy po kolei, bo inaczej niektóre wątki mogą się wydać niejasne, albo zbyt pobieżnie potraktowane. Jest jeszcze jedna, niewątpliwa zaleta posiadania tej serii – jest przepięknie wydana! Dla mnie jest to prawdziwy as wśród literatury kobiecej.

więcej recenzji na: postmeridiem1.blogspot.com

Jestem wielką miłośniczką serii dotyczącej Crossa. Dlatego byłam zachwycona wiadomością, że autorka nie zakończyła historii na trzech tomach i jeszcze przez chwilę będę mogła czerpać przyjemność z poznawania dalszych losów bohaterów.

Gideon jest przyzwyczajony, że dostaje to, czego chce. Eva za to lubi stawiać na swoim i ma duży temperament. Czy związek tych dwojga ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdarza się, że trafiamy na książki z bardzo kiepską fabułą. Może przeszkadzać nam język, albo źle skonstruowane postacie. Ale czasem całokształt sprawia, że mamy ochotę rzucić książką o ścianę.

Dziennikarka Avery Chauvin wraca do rodzinnego miasteczka po otrzymaniu wiadomości, że jej ojciec popełnił samobójstwo. Nie chce uwierzyć, by był do tego zdolny, dlatego zaczyna szukać odpowiedzi i trafia na coraz bardziej niepokojące ślady. W domu znajduje pudełko z wycinkami z gazet dotyczącymi tylko jednej sprawy. Ktoś dzwoni i obraża pamięć doktora Chauvin, a potem grozi dziennikarce. Niedługo potem policja znajduje zwłoki jednej z mieszkanek miasta. Avery podejrzewa, że jej ojciec też padł ofiarą zbrodniarza.

Pomysł być może nie byłby taki zły, gdyby nie fatalne wykonanie. Nie jestem mistrzynią rozwiązywania kryminalnych zagadek, ale w tym przypadku po około stu stronach domyśliłam się, co się stało. A Avery, główna bohaterka, dopiero po niemal trzystu zdecydowała, że jednak podejmie śledztwo, którego miała dotyczyć książka…

Miejsce akcji to Cypress Spring. Szczerze nienawidzę tej nazwy. Pojawiała się co kilka stron i narrator skwapliwie przypominał, że cała społeczność czci Boga i wierzy w wartości rodzinne. Jeśli nie robi tego narrator, wyręcza go któryś z bohaterów. Ot tak, żebyśmy nie zapomnieli. Pewnie cała historia miała się przez to wydawać bardziej przerażająca, ale efekt jest małym koszmarkiem otwierającym całą kolekcję pozostałych.

Język autorki i jej „oryginalne” pomysły pozostawiają tak wiele do życzenia, że nie wiem, jakim cudem ta książka ujrzała światło dzienne. Bez żartów, widziałam lepiej napisane listy zakupów. Najgroźniejszy zbir, który od początku owiany jest tajemnicą nosi ksywę (uwaga) MŁOTEK. Tak, poważnie. Zapisałam też parę najbardziej dziwacznych fragmentów.

„- Trudno się dziwić. Zważywszy.”
Tak, „zważywszy” tworzy całe „zdanie”. Wy też nie macie pojęcia, o co może chodzić?

„(…) pacjent nigdy nie był li tylko kolejnym przypadkiem.”
„Li” świetnie wpasowało się w łopatologiczny styl autorki unikającej jak ognia zdań z większą ilością czasowników niż jeden. Podobnie jak „dziecię” i „kto zacz”, które w książce też się pojawiły. Zaiste.

„- Jakżeby inaczej? (…) Jasne, że strzelam. A ty?
- Ja z założenia nie toleruję żadnej broni.
- Może pomimo to pojedziesz ze mną?
- Dlaczego nie.”
Czy tylko mi wydaje się to sztuczne? Ludzie tak nie rozmawiają. I nie zmieniają od niechcenia swoich przekonań. Dialogi to kolejny słaby punkt powieści.

„Należała do tych, którzy uważali, że (…) strony wszelkich konfliktów, zamiast wojować ze sobą, powinny szukać zgody przy stołach konferencyjnych. Najlepiej popijając mineralną i kawę z mlekiem, zajadając ciasteczka.”
Wcale nie naiwny pogląd jak na dziennikarkę! (nawiasem, czujecie, jak to zdanie „płynie”? Jakby miało betonowe buciki.)

„- Czego? – przywitał ją uprzejmie.”
Wiwat finezyjne poczucie humoru narratora.

„- Powiedz, co cię tu sprowadza?
Do diabła, skąd ona ma wiedzieć, co ją sprowadza?”
Jak sims z wyłączoną wolną wolą…? Autorce akurat skończyły się pomysły, więc odczepcie się łaskawie i nie zadawajcie trudnych pytań.

„Stosunki (…) popsuły się diametralnie.”
Chyba „zmieniły się”? Według słownika diametralny to „krańcowo różny”. Nie można „popsuć się krańcowo różnie”.

I mój osobisty faworyt:
„[Mleko] pełnotłuste. Czyż nie jest kompletnie nieodpowiedzialna?”
Fakt. Szalona kobieta!

Ogólnie autorka uznała, że do napisania dobrego thrillera potrzeba:
a) krótkich zdań od nowego akapitu. To takie dramatyczne!
b) scenerii jak w raju i plus-minus pół ciężarówki trupów
c) momentów, w których postacie mówią „nieważne” (ale to ważne, więc druga osoba i tak daje im możliwość dokończenia)
d) kończenia rozdziału w połowie myśli. Za każdym razem. Można poczuć to podekscytowanie i rosnące napięcie. Jak podczas reklam w trakcie Trudnych spraw.


Mimo to jakimś cudem udało mi się polubić dwie postacie, dzięki czemu udało mi się przebrnąć przez niemal 500 stron tej radosnej twórczości. Dla mnie – tragedia. Zdecydowanie nie polecam.

***
więcej recenzji na postmeridiem1.blogspot.com

Zdarza się, że trafiamy na książki z bardzo kiepską fabułą. Może przeszkadzać nam język, albo źle skonstruowane postacie. Ale czasem całokształt sprawia, że mamy ochotę rzucić książką o ścianę.

Dziennikarka Avery Chauvin wraca do rodzinnego miasteczka po otrzymaniu wiadomości, że jej ojciec popełnił samobójstwo. Nie chce uwierzyć, by był do tego zdolny, dlatego zaczyna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Alex Kava ma na swoim koncie sporo napisanych książek. Mroczny trop to już jej szesnasta wydana w Polsce powieść. Czy warto zwrócić na nią uwagę?

Autorka rzuca nas na głęboką wodę, podejmując od razu kilka wątków. Amerykańska Straż Wybrzeża podejrzewa, że statek Blue Mist przemyca narkotyki. Główny bohater, Ryder Creed, pomaga służbom jako przewodnik psa tropiącego, ale na pokładzie znajdują tylko grupkę przerażonych dzieci. Równolegle toczy się życie Amandy, która jest nakłaniana do przemycania narkotyków poprzez połykanie małych pakunków. Znana miłośnikom Kavy Maggie O’Dell dostaje wezwanie do „przesyłki” – jak anonimowy rozmówca nazywa wrzucone do rzeki zwłoki.

Tylko doświadczenie autorki sprawiło, że ta książka nie jest miksem bezładnych wątków. W pewnym momencie wszystko się łączy i przeplata z taką lekkością, że nawet nie odczuwa się, że czegoś jest za dużo. Wszystkie elementy układanki łączą się w spójną całość – ale czy to wystarczy?

Zanim na dobre przejdę do treści – tytuł jest koszmarny. Zdaję sobie sprawę, że wybranie dobrego tytułu dla kryminału graniczy z cudem, jeśli nie chcemy zdradzać zbyt wiele, ale Mroczny trop to moim zdaniem bardzo zły wybór. Nic nie sugeruje, nie przyciąga, a tylko zniechęca swoją „mrocznością”. Jakkolwiek, treść jest dużo lepsza.

Książkę rozpoczyna wątek przemycającej narkotyki Amandy i jest to świetny zabieg – od razu wpadamy w fabułę po uszy i naprawdę trudno się od niej oderwać. Książka jest podzielona na króciutkie rozdziały, przez co czyta się ją jeszcze szybciej. Właściwie nawet nie wiem, kiedy się skończyła. Zdecydowanie za szybko!

Poza poczuciem niedosytu, które pozostawiają naprawdę wciągające książki, mam wrażenie, że nie wszystkie wątki zostały wytłumaczone i myślę, że jeśli nie zostanie wydana jakaś kontynuacja, to sporo kwestii nadal pozostanie zagadką. A szkoda. Pod koniec akcja bardziej skupiła się na głównym bohaterze, Creedzie, a nie na śledztwie. Niedopowiedzenia uważam za dużą wadę, ale może Kava zaskoczy nas dalszym ciągiem?

Drugą sporą wadą jest to, że autorka niemal przekroczyła granicę parodii w zakończeniu. Bardzo nierealistycznie przedstawiając pracę szkoleniowca psów zdradziła, że nie była zbyt dobrze przygotowana do podjęcia takiego tematu. Creed posiada kilkanaście psów – właściwie wszystkie to podrzucane mu, niechciane mieszańce (oczywiście ras typowo pracujących – labradory, owczarki – cud nad cudy, prawda?) Ale jack russel terier z trudną przeszłością zajmujący się szukaniem narkotyków i wyszkolony do tropienia mieszaniec siberian husky to moje numery jeden potknięć autorki. Psy do takich zadań są specjalnie selekcjonowane i dobierane, a Creed na własnym podjeździe znajduje takie perełki. Niesamowite, prawda? Ponadto w ciągu całej akcji nie musiał ani razu trenować z psami. Bardzo niedopracowana „psia” kwestia zdecydowanie najbardziej mi przeszkadzała, w pewnym momencie nawet zakrawając na film familijny, w którym psy myślą zupełnie po ludzku.

Generalnie jednak książkę czytało mi się świetnie. Przymknęłam oko na psy do zadań specjalnych, zakładając, że Creed jest cudotwórcą. Powieść Kavy czytałam z przyjemnością, w błyskawicznym tempie i bardzo się cieszę, że miałam okazję ją poznać. Jeśli moi znajomi będą pytali, czy mogę pożyczyć im jakąś dobrą książkę z gatunku kryminał/sensacja, na pewno polecę im Kavę.


Więcej recenzji na: postmeridiem1.blogspot.com

Alex Kava ma na swoim koncie sporo napisanych książek. Mroczny trop to już jej szesnasta wydana w Polsce powieść. Czy warto zwrócić na nią uwagę?

Autorka rzuca nas na głęboką wodę, podejmując od razu kilka wątków. Amerykańska Straż Wybrzeża podejrzewa, że statek Blue Mist przemyca narkotyki. Główny bohater, Ryder Creed, pomaga służbom jako przewodnik psa tropiącego, ale na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy dziś pamięta ktoś jeszcze typowe romanse? Co prawda nie są wybitnie oryginalne, ale przyjemnie lekkie, z bohaterami, którzy od razu zdobywają nasze serca i trzymamy za nich kciuki do samego końca? I nie ma ani śladu wampirów, wilkołaków czy wysłanników z kosmosu.

Taka właśnie jest powieść Diany Palmer. Jest rok 1902. Tytułowa Nora, dobrze sytuowana panna z wyższych sfer wyjeżdża do kuzynki na wieś, do Teksasu. Chce pomóc kuzynce, a przy okazji przekonać się, czy Dziki Zachód jest taki, jak w powieściach. Zarządca rancza, Cal Barton, postanawia nauczyć snobkę Norę moresu i tego, że nie należy oceniać ludzi przez pryzmat ich pochodzenia.

Co cechuje typowe romanse? Przewidywalność. Jestem pewna, że fabułę Nory będziecie odgadywać z łatwością i większość rzeczy nie powinna Was zaskoczyć (tu występuje taka równowaga – wszystkiego się spodziewamy, a jak nie przewidzimy jakiegoś elementu, to następuje szok i dziesięciokrotnie zwiększamy tempo czytania). Mimo to nie sądziłam, że aż tak przyjemnie spędzę czas z tą powieścią! Kiedy zostało mi ostatnie parę stron, czułam się, jakby ktoś kazał mi rano wyjść z ciepłego łóżka – jest tak fajnie, niech to jeszcze chwilkę potrwa.

Sięganie po tę książkę jest jak wizyta u starego przyjaciela – od początku czujesz się dobrze i wiesz czego się spodziewać, ale to nie sprawia, że się nudzisz, przeciwnie. Miło spędzasz czas, a na koniec nie chce Ci się wierzyć, że minęło tyle godzin i czas już wychodzić… Jeszcze nie zamknąłeś drzwi, a już zaczynasz tęsknić. Dokładnie taka jest Nora.

Język, którym napisano tę książkę jest bardzo prosty. Wiedziałam jednak, że należy się tego spodziewać, dlatego nie uznaję za wadę takiego sposobu pisania. Bohaterowie są bardzo barwni, żywi – zupełnie, jakby do ich kreacji użyto jaskrawych, kolorowych flamastrów. Powiedzmy sobie szczerze – są nieco odrealnieni, ale tak polubiłam tę książkę, że najchętniej powiedziałabym „a właśnie, że nie”.

Mimo lekkiej formy Diana Palmer dotknęła ważnego w tamtych czasach tematu (należy pamiętać, że akcja toczy się na początku XX wieku). Szufladkowanie ludzi i traktowanie ich „adekwatnie” do ich pozycji społecznej na pewno skrzywdziło i nadal krzywdzi niejedną osobę. Życie głównej bohaterki zweryfikowało, czy takie podejście jest słuszne, a ja uważam, że warto uczyć się na cudzych błędach i nie małpować podejścia Nory. ;)

Czy polecę Wam tę książkę? Pewnie! Jeśli tylko ktoś lubi romanse i ma ochotę poczuć teksański upał (gdy na dworze szaro), Nora służy pomocą. Autorka zadbała, by dostarczyć nam dobrej rozrywki i relaksu w przyjemnej, prostej formie.

Nie spodziewajcie się po tej książce odkrycia czytelniczego, bo takim nie jest. Ale jeśli założycie, że sięgacie po niewymagającą książkę, by odpocząć i błyskawicznie pochłonąć (wciągające!) losy Nory, będziecie zadowoleni.

więcej recenzji: www.postmeridiem1.blogspot.com

Czy dziś pamięta ktoś jeszcze typowe romanse? Co prawda nie są wybitnie oryginalne, ale przyjemnie lekkie, z bohaterami, którzy od razu zdobywają nasze serca i trzymamy za nich kciuki do samego końca? I nie ma ani śladu wampirów, wilkołaków czy wysłanników z kosmosu.

Taka właśnie jest powieść Diany Palmer. Jest rok 1902. Tytułowa Nora, dobrze sytuowana panna z wyższych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„- Żyliśmy jakby nie było granicy. A co jeśli była? A jak ciągle jest?
- Bzdura. Granice masz we łbie. Nigdzie więcej.
- Z drugiej strony… gdzieś musi się kończyć gra i zaczynać życie, nie?”

Edward Chojar w biały dzień zabija mordercę swojego syna. To jest tylko początek jego planu. Gra, w którą wciąga prokuratora i adwokata sprawia, że mężczyźni powinni raczej zamienić się rolami. Prokurator bowiem ma osobiste powody, by bronić Chojara, a adwokat – by go oskarżyć…

Koniec gry to bardzo nietypowy kryminał. Już na samym początku wiadomo, kto kogo zabił (i dlaczego). Ale to dopiero wstęp do znacznie bardziej zawikłanej historii – opowieści o hazardziście, który traktuje życie jak rozgrywkę i właśnie rozpoczął jej najbardziej spektakularną część, angażując w nią życie osobiste dwóch prawników i stawiając wszystko na… jedną kartę.

Autor od początku powieści bawi się konwencją kryminału, angażując w to także czytelnika. Przedstawia szczegółowo nie tylko wątek podejrzanego Chojara, ale też adwokata i prokuratora. Każdy z nich jest potraktowany z taką dokładnością, jakby był głównym bohaterem. To sprawia, że poznajemy postacie na tyle blisko, że trudno opowiedzieć się po stronie którejkolwiek z nich. Każdy z trzech mężczyzn ma swoje przeżycia i powody, dla których postępuje w określony sposób. Koniec gry rewelacyjnie pokazuje, że nic nie jest czarne albo białe. Że zło lub dobro – temat i tak dyskusyjny – to tylko kwestia mniej lub bardziej intensywnego odcienia szarości.

Język autora wydawał mi się nieco zbyt potoczny. Prosty i przyjemny w odbiorze, nie szczędzący opisów, ale jednak myślę, że mógłby być bardziej dopracowany. Czasem z tego powodu powieść dłużyła się nieco bardziej niż powinna. Poza paroma literówkami jest to jedyna wada, którą potrafię wskazać.

Generalnie jestem zadowolona, że miałam okazję poznać tę książkę. Bardzo spodobał mi się wyjątkowy pomysł – powieść rozpoczyna się w miejscu, w którym większość kryminałów ma się ku końcowi. Cieszy mnie też, że Koniec gry skłania do tego, by zastanowić się przez chwilę, po czyjej stronie chcemy stanąć. Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie, bo każdy z bohaterów ma coś na sumieniu. To z kolei rodzi kolejne pytania, co moim zdaniem jest cechą dobrych książek. Ta nie trafi jednak do grona moich ulubionych powieści, ani nie zapamiętam jej na szczególnie długo. Ale czy należy tego wymagać od każdej książki?

Koniec gry polecam szczególnie miłośnikom kryminału, którzy chcieliby przeczytać coś nietypowego i lekkiego. Jestem pewna, że ta książka ich nie zawiedzie. Jeśli nie macie pomysłu, po co teraz sięgnąć, albo szukacie dreszczyku emocji myślę, że będziecie zadowoleni.


więcej recenzji na: www.postmeridiem1.blogspot.com

„- Żyliśmy jakby nie było granicy. A co jeśli była? A jak ciągle jest?
- Bzdura. Granice masz we łbie. Nigdzie więcej.
- Z drugiej strony… gdzieś musi się kończyć gra i zaczynać życie, nie?”

Edward Chojar w biały dzień zabija mordercę swojego syna. To jest tylko początek jego planu. Gra, w którą wciąga prokuratora i adwokata sprawia, że mężczyźni powinni raczej zamienić...

więcej Pokaż mimo to