-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
-
Artykuły„Dwie splecione korony”: mroczna baśń Rachel GilligSonia Miniewicz1
-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-04-19
2021-09-14
Moim zdaniem SF doskonałe - świetna wizja przyszłości gatunku ludzkiego, zaawansowana technologia, nowy pomysł na zabawę z czasem.
Książka jest de facto kompilacją opowiadań pielgrzymów, każde tak dobrze napisane, że zapominałem, że czytam Hyperiona! Polecam
Moim zdaniem SF doskonałe - świetna wizja przyszłości gatunku ludzkiego, zaawansowana technologia, nowy pomysł na zabawę z czasem.
Książka jest de facto kompilacją opowiadań pielgrzymów, każde tak dobrze napisane, że zapominałem, że czytam Hyperiona! Polecam
2021-09-14
Z teorii jest to druga część czterotomowego cyklu "Hyperion", jednak moim zdaniem pierwsze dwa tomy można śmiało traktować jako jedną, skończoną duologię. Bardzo dobrze poprowadzona akcja, wątki każdego z bohaterów są rozwinięte, co nie do końca jest oczywiste. Simmons stworzył na kartach powieści wiele interesujących postaci, przez co bałem się, że kilka z nich "utonie" w trakcie lektury. Nic bardziej mylnego. Polecam
Z teorii jest to druga część czterotomowego cyklu "Hyperion", jednak moim zdaniem pierwsze dwa tomy można śmiało traktować jako jedną, skończoną duologię. Bardzo dobrze poprowadzona akcja, wątki każdego z bohaterów są rozwinięte, co nie do końca jest oczywiste. Simmons stworzył na kartach powieści wiele interesujących postaci, przez co bałem się, że kilka z nich...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-14
Dla fanów Orwella pozycja obowiązkowa! Niesamowicie wciągająca skłaniająca do refleksji. Fabuła oraz bohaterowie są dosyć prości, jednak finalny przekaz uderza niczym Najman o matę ;-) Polecam
Dla fanów Orwella pozycja obowiązkowa! Niesamowicie wciągająca skłaniająca do refleksji. Fabuła oraz bohaterowie są dosyć prości, jednak finalny przekaz uderza niczym Najman o matę ;-) Polecam
Pokaż mimo to2024-02-21
Kawał dobrego SF, do tej pory chyba najlepsza książka, jaką przeczytałem w tym roku.
Na początku warto zaznaczyć, że pomimo stosunkowo małych gabarytów książka zawiera ogrom treści - od prostej, aczkolwiek angażującej fabuły, przez rozważania filozoficzna na ciekawym światotwórstwie kończąc. Tytuł jest oczywiście klasykiem literatury SF, który doczekał się ekranizacji (co prawna "na motywach", ale zawsze).
Jedyny minus, jaki znalazłem - książka jest za krótka. Czyta się ją tak szybko i przyjemnie, że w pewnym momencie przewracając stroną ją zamknąłem. Szkoda, aczkolwiek kto wie, może to i lepiej?
Poza fanami gatunku zdecydowanie polecam wszystkim tym, którzy chcę rozpocząć swoją przygodę z SF.
Kawał dobrego SF, do tej pory chyba najlepsza książka, jaką przeczytałem w tym roku.
Na początku warto zaznaczyć, że pomimo stosunkowo małych gabarytów książka zawiera ogrom treści - od prostej, aczkolwiek angażującej fabuły, przez rozważania filozoficzna na ciekawym światotwórstwie kończąc. Tytuł jest oczywiście klasykiem literatury SF, który doczekał się ekranizacji (co...
2023-04-20
Fenomenalna książka. Wprowadza w realia społeczne Kalkuty lat 70 w taki sposób, że zapoznając się z samymi opisami miasta ciarki przechodzą po plecach. Fabuła natomiast jest przerażająca - w dobrym tego słowa znaczeniu, w końcu mamy do czynienia z horrorem. W książce pełno jest odniesień do starych wierzeń, rozwiązania zastosowane przez Simmonsa są brutalne, jednak dobrze wyważone. Po przeczytaniu tego tytułu Dan Simmons "wywindował" w moim personalnym rankingu ulubionych autorów - do tego stopnia, że książki jego autorstwa kupuję w ciemno.
Fenomenalna książka. Wprowadza w realia społeczne Kalkuty lat 70 w taki sposób, że zapoznając się z samymi opisami miasta ciarki przechodzą po plecach. Fabuła natomiast jest przerażająca - w dobrym tego słowa znaczeniu, w końcu mamy do czynienia z horrorem. W książce pełno jest odniesień do starych wierzeń, rozwiązania zastosowane przez Simmonsa są brutalne, jednak dobrze...
więcej mniej Pokaż mimo to2022
2023
2023
2023
2020-09-17
Zanim do przejdę do swojej opinii zacznę od tego, że jest to moje trzecie podejście do Pana Lodowego Ogrodu. I nie jest to spowodowane tym, że tytuł mnie nie przekonał a tym, że jak zabierałem się do lektury zawsze działo się coś, co skutecznie odciągało mnie od książek ogólnie. Teraz jednak się "uparłem" i zabrałem do czytania. I nie żałuję ani sekundy spędzonej z książką.
Świat wykreowany przez Grzędowicza jest oryginalny oraz ciekawy. Jednocześnie okryty tajemnicą, przez co ma się ochotę ciągle go odkrywać. Akcja rozwija się w naturalnym tempie, nie ma żadnych skrótów myślowych. Podoba mi się również sposób narracji, w którym przez kilka akapitów narratorem jest bohater, a w następnych trzecia osoba.
Nie napiszę za dużo o fabule poza tym, że w pierwszym tomie są dwie linie fabularne, jak na razie nieprzeplatające się ze sobą, obie równie ciekawe.
Mało konkretna opinia, zdaję sobie z tego sprawę. Podsumowując, książka jest świetna i coś czuję, że z "Panem Lodowego Ogrodu" czeka mnie mały maraton.
Zanim do przejdę do swojej opinii zacznę od tego, że jest to moje trzecie podejście do Pana Lodowego Ogrodu. I nie jest to spowodowane tym, że tytuł mnie nie przekonał a tym, że jak zabierałem się do lektury zawsze działo się coś, co skutecznie odciągało mnie od książek ogólnie. Teraz jednak się "uparłem" i zabrałem do czytania. I nie żałuję ani sekundy spędzonej z...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-09-19
II tom, w mojej opinii nieco słabszy od pierwszego. Troszkę mniej się dzieje, jeżeli chodzi o akcję akcję, więcej jest natomiast wędrówki (w obu liniach fabularnych). Historie nadal się ze sobą nie chcą połączyć, jednak czuję, że III tom to zmieni. Uwagi i komentarze Vuko nadal rozśmieszają mnie do łez. No nic, maraton trwa, czas na kolejny tom.
II tom, w mojej opinii nieco słabszy od pierwszego. Troszkę mniej się dzieje, jeżeli chodzi o akcję akcję, więcej jest natomiast wędrówki (w obu liniach fabularnych). Historie nadal się ze sobą nie chcą połączyć, jednak czuję, że III tom to zmieni. Uwagi i komentarze Vuko nadal rozśmieszają mnie do łez. No nic, maraton trwa, czas na kolejny tom.
Pokaż mimo to2020-09-20
I kolejny tom. Wątki w końcu się zazębiły. Vuko nadal dobitnie mówibto, co myśli. W końcu poznaliśmy Pana Lodowego Ogrodu. No i zakończenie, przez które od razu sięgam po IV, ostatni tom. Nic więcej, lecę czytać dalej.
I kolejny tom. Wątki w końcu się zazębiły. Vuko nadal dobitnie mówibto, co myśli. W końcu poznaliśmy Pana Lodowego Ogrodu. No i zakończenie, przez które od razu sięgam po IV, ostatni tom. Nic więcej, lecę czytać dalej.
Pokaż mimo to2020-09-25
W końcu nastąpił dzień, kiedy mogłem w towarzystwie względnego spokoju zakończyć tetralogię "Pan Lodowego Ogrodu". Dlaczego w końcu? Ponieważ jak to w życiu bywa, jest czas na zaczęcie czegoś przyjemnego, ale nie koniecznie na to, żeby to skończyć. I tak jak pierwsze trzy tomy zajeły mi jakieś 5 dni, tak ostatni - 6. Ale udało się, więc wypadałoby podzielić się teraz swoimi odczuciami na temat tej niesamowitej sagi.
I w zasadzie zdradziłem już swoją ocenę. Zanim jednak spojrzę całościowo, słów kilka o ostatnim tomie. Napisany jest bardzo dobrze. Lekko i przyjemnie, bez większych fabarnych oraz językowych zawiłości przez które musielibyśmy akapit czytać po trzy razy. Vuko nadal rzuca w otoczenie swoimi błyskotliwymi, niewybrednymi uwagami. Co do fabuły, pod koniec stawała się nieco przewidywalna. Nie odbywało się to jednak na zasadzie, że wiemy wszystko po przeczytaniu zdania. W trakcie lektury w głowie pojawiały się po prostu myśli "w sumie może x okaże się y, co ułatwi b dotarcie do celu c" (piszę tak, żeby nie było ani jednego spoileru 😉), ale i tak nie byłem ich na 100% pewien. Poza tym fabuła rozwinęła się w ciekawy sposób, a jej "górka" lekko mnie zaskoczyła pod kątem opisania, pozostawiając troszkę pola do własnych domysłów. Co mi się jednak najbardziej podobało, bitwa (nie oszukujmy się, każdy wie, że do niej dojdzie) została skonstruowana przez Grzędowicza w sposób, który pomimo opisania dosyć dokładnego jej przebiegu paradoksalnie nie dawał czytelnikowi aż tak wielu informacji, przez co w mojej głowie tworzył się jej oryginalny obraz. Oczami wyobraźni widziałem pogodę (o której w książce za wiele nie ma) oraz samą finałową walkę, która tak na marginesie również jest owiana nimbem tajemniczości (wiem, jak to brzmi, ale po pierwsze - tak jest, a po drugie - jest to coś oryginalnego, a zarazem nieprzekombinowanego). Reasumując, trzyma poziom, wręcz szukałem czasu, żeby przeczytać chociażby jedną stronę więcej.
Co do sagi, jest to na pewno jedna z najlepszych serii fantasy, z jaką miałem do czynienia, nie tylko poprzez pryzmat "naszego podwórka". Tetralogia Grzędowicza ze spokojem może być zestawiona z zagranicznymi perełkami fantasy, nadal wybijając się z tłumu innych świetnych pozycji. Pomimo tego, że nie trafi na półkę "Ulubione" mogę ją spokojnie każdemu polecić. Ba, moim skromnym zdaniem każdy fan rodzimej fantastyki ma wręcz obowiązek "Pana Lodowego Ogrodu" przeczytać. I tyle. Na pewno kiedyś wrócę z sentymentem do świata Vuko oraz Filara. Polecam!
W końcu nastąpił dzień, kiedy mogłem w towarzystwie względnego spokoju zakończyć tetralogię "Pan Lodowego Ogrodu". Dlaczego w końcu? Ponieważ jak to w życiu bywa, jest czas na zaczęcie czegoś przyjemnego, ale nie koniecznie na to, żeby to skończyć. I tak jak pierwsze trzy tomy zajeły mi jakieś 5 dni, tak ostatni - 6. Ale udało się, więc wypadałoby podzielić się teraz swoimi...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-24
Ta część Archiwum Burzowego Światła jest bardziej "statyczna", niż pełna akcji, do czego przyzwyczaiły mnie dwa poprzednie tomy. W tomie III części pierwszej nastąpiła nagła zmiana - zamiast opisów bitew są opisy wielkiej polityki. Nie są one złe, czytało się je przyjemnie, jednak czegoś brakowało. I to w sumie największy minus, jaki mogę przypisać tej części. Co do plusów, zacznę od rzeczy bardziej przyziemnej - podział tomu III na dwie części! No w końcu. Wiadomo, ukryta wada - tom całościowo kosztuje więcej, jednak jestem w stanie to przeboleć. Ale dlaczego ja o tym w ogóle wspominam? Dlatego, że nie cierpię czytać cegieł 1000+, ponieważ patrząc na takie opasłe tomisko po prostu mi się odechciewa (offtop, uwielbiam, kiedy książka ma 300-500 stron, wtedy zabieram się do czytania od razu). Inna sprawa, że jak już się wewnętrznie zbiorę i zacznę lekturę to oderwać się od niej nie mogę. Wracając, wygoda czytania +10. Dalej, historie poszczególnych postaci są bardzo dobrze prowadzone. I tyle. Nie mogę powiedzieć nic złego w tej materii (po namyśle pewnie się znajdzie, ale udajmy, że nie mam czasu na namysł).
W zasadzie nie mam nic więcej do dodania - dobra kontynuacja Drogi Królów oraz Słów Światłości, która lekko wychamowała akcję, a rozbudowała wątki polityczne.
Ta część Archiwum Burzowego Światła jest bardziej "statyczna", niż pełna akcji, do czego przyzwyczaiły mnie dwa poprzednie tomy. W tomie III części pierwszej nastąpiła nagła zmiana - zamiast opisów bitew są opisy wielkiej polityki. Nie są one złe, czytało się je przyjemnie, jednak czegoś brakowało. I to w sumie największy minus, jaki mogę przypisać tej części. Co do plusów,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-31
Bardzo dobrze napisany „pilot” serii o Drizzt’cie Do’Urden. Bohater należy do rasy drowów (bardziej potocznie w fantastyce nazywanymi mrocznymi elfami). Jest to lud czczący Lloth – okrutną Pajęczą Królową będącą dla mieszkańców podziemnego Menzoberranzan najważniejszym, jedynym bóstwem. Według podań, drowy zostały zdradzone przez swych braci – elfy z powierzchni, jednak Lloth przygarnęła osamotnioną rasę i otoczyła swoją opieką (o ile opieką można nazwać ciągłą potrzebę zaspokajania jej krwiożerczych pragnień). W ten sposób wszystko, co znajduje się na powierzchni – od jej zdradliwych mieszkańców aż do słońca – dla mrocznych elfów jest czymś, z czym powinni walczyć oraz głęboko nienawidzić.
Drowy są rasą okrutną, nienawidzącą jakiejkolwiek słabości, kierującą się prawem siły oraz podstępu. Podzielone są one na domy, z czego każdy ma miejsce w hierarchii zależne od jego potęgi. Normalnym są wojny pomiędzy nimi, jednak panują pewne zasady – dom zaatakowany musi zostać całkowicie zniszczony, w przeciwnym razie ocalały członek może wnieść oskarżenie do Rady Opiekunek, złożonej z głów ośmiu najpotężniejszych domów – wówczas nieudolnego agresora czeka straszliwy koniec. Rada Opiekunek jest praktycznie najwyższym organem władzy w społeczności drowów, pokazuje jednocześnie zdecydowaną dominację kobiet tej rasy nad mężczyznami.
W tej okrutnej rzeczywistości poznajemy Dritzzta Do’Urdena – drowa o niespotykanych dla mrocznych elfów kolorze oczu – fiołkowym (przez co początkowo jego siostry myślały, że jest ślepy i chciały go zabić). Chłopiec wykazuje się niesamowitym talentem do walki – jest niesamowicie zręczny, jednocześnie w bardzo szybkim tempie poznaje podstawy magii mrocznych elfów, takie jak lewitacja. Nie ulega jednak indoktrynacji jak inni jego rówieśnicy, przez co ocenia postępowanie swoich pobratymców przez własny kręgosłup moralny – ceni sobie honor, zdradą natomiast gardzi. Jest ewenementem wśród swojej społeczności – nie ma sobie równych nie tylko wśród rówieśników, ale także wśród jego mistrzów. Obserwując otaczającą go rzeczywistość Dritzzt zaczyna dostrzegać zło, jakim jest przesiąknięty jego własny lud oraz dobro tam, gdzie powinien czuć tylko nienawiść. W ten sposób zaczyna się jego niesamowita historia…
Księga I jest porządnie napisanym pilotem do dalszych losów młodego drowa. Poznajemy w niej tytułową ojczyznę bohatera oraz zasady w niej panujące. Salvatore zrobił to w sposób fenomenalny – nie przedstawia czytelnikowi od razu wszystkiego, jak to często bywa w powieściach fantasy, z czym spotkamy się na dalszych kartach opowieści. Autor pozwala, żebyśmy poznawali świat wraz z głównym bohaterem, odkrywali jego okrucieństwo oraz groteskowe kary, które spotkają każdego, kto się panującym w podziemiach regułą przeciwstawi, bądź co gorsza – sprowadzi na siebie niełaskę Pajęczej Królowej.
Język stosowany przez autora jest bardzo przyjemny w odbiorze. Salvatore umiejętnie przedstawia za jego pomocą postaci oraz ich cechy – czytając dialogi wiemy, kiedy mamy do czynienia z szlachcicem, a kiedy z przygłupim goblinem bądź szczerym gnomem. Czytając byłem pod wrażeniem, w jaki sposób zostało podkreślone okrucieństwo świata tylko za pomocą linii dialogowych.
Wracając jednak do fabuły – jest niesamowicie wciągająca! Zawsze zabierając się za bardziej rozbudowaną historię (w szczególności rozbudowaną „optycznie” przez ilość tomów) troszkę zajmuje mi mentalne przygotowanie na poznanie nowego świata, przez co pierwsze strony czytam niesamowicie długi czas. W tym przypadku było zupełnie inaczej – sposób prowadzenia fabuły oraz przedstawiania wydarzeń zachęcały mnie od samego początku do przewracania kolejnych stron. Kolejny szczegół, który mnie urzekł w trakcie lektury – czytając zawsze patrzę na numer strony, na której aktualnie znajduję (takie moje osobiste dziwactwo) żeby kontrolować, ile mi jeszcze stron zostało do końca. Oddając się lekturze „Ojczyzny” całkowicie jednak o tym przyzwyczajeniu zapomniałem, przez co odkładając książkę o drugiej w nocy, żeby w końcu Iść spać bardzo się zdziwiłem, że zostało mi 90 stron do końca książki, kiedy byłem przekonany, że nie jestem nawet w połowie!
Podsumowując: „Ojczyzna” jest moim zdaniem jedną z najlepszych książek otwierających jakąkolwiek serię. Niesamowicie mnie wciągnęła oraz zachęciła, żeby niemal natychmiast sięgnąć po księgę II – „Wygnanie”.
Bardzo dobrze napisany „pilot” serii o Drizzt’cie Do’Urden. Bohater należy do rasy drowów (bardziej potocznie w fantastyce nazywanymi mrocznymi elfami). Jest to lud czczący Lloth – okrutną Pajęczą Królową będącą dla mieszkańców podziemnego Menzoberranzan najważniejszym, jedynym bóstwem. Według podań, drowy zostały zdradzone przez swych braci – elfy z powierzchni, jednak...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-02
Ta część świetnie operuje środkami stylistycznymi, żeby oddać mroczny klimat otoczenia i okoliczności oraz samotność Drizzta po opuszczeniu Menzoberranzan. Opisy są niesamowite (swoją drogą jest to jedna z nielicznych historii, w który z niezwykłą uwagą je czytam), bogate w opowieści o świecie Forgotten Realms.
Wraz z każdą następną stroną poznajemy przeciwności jakim młody mroczny elf musi stawić czoła. W trakcie swoich wędrówek poznaje wiele różnych osób, zarówno tych życzliwych jak i tych, którzy życzą mu najgorszego. Bardzo cieszy mnie również fakt, że autor zwrócił uwagę na długie odosobnienie bohatera i odzwierciedlił to w jego osobowości. Dlaczego bardzo mnie to cieszy? Ponieważ pokazuje Drizzta jako „normalnego” mrocznego elfa, a nie stereotypowego protagonistę, któremu wszystko się udaje bez uszczerbku na ciele i umyśle.
Co do reszty, analogicznie jak w „Ojczyźnie”: dialogi bardzo dobrze skonstruowane, nie ma „głupotek” fabularnych, wszystkie decyzje bohatera mają uzasadnienie w jego wcześniejszym postępowaniu/toku myślenia. „Wygnanie” jest bardzo spójną i świetnie napisaną kontynuacją „Ojczyzny”. Moim zdaniem jest to najlepsze podsumowanie tej książki.
Ta część świetnie operuje środkami stylistycznymi, żeby oddać mroczny klimat otoczenia i okoliczności oraz samotność Drizzta po opuszczeniu Menzoberranzan. Opisy są niesamowite (swoją drogą jest to jedna z nielicznych historii, w który z niezwykłą uwagą je czytam), bogate w opowieści o świecie Forgotten Realms.
Wraz z każdą następną stroną poznajemy przeciwności jakim...
2021-02-03
Nie mogę powiedzieć konkretnie dlaczego, jednak jestem urzeczony historiami Drizzta! Każdy kolejny tom tej niesamowitej historii (jak na razie) sprawia, że mam ochotę natychmiastowo sięgnąć po kolejny! W tej części obserwujemy bohatera po wyjściu z Podmroku na powierzchnię – według opowiadań z Menzoberranzan świata okrutnego, zdradzieckiego oraz przesiąkniętego najgorszym złem. Prawda okazuje się być jednak nieco inna…
Salvatore świetnie oddaje psychikę postaci, zwracając uwagę na zmiany, jakie wywołuje nowe otoczenie oraz osoby, które poznaje w trakcie swoich przygód. Ponownie zaznaczę decyzję autora, która mnie bardzo cieszy – Drizzt nie jest nieomylnym, nieskazitelnym herosem. Każda jego decyzja pozostawia w nim ślad, z którym nie zawsze potrafi sobie poradzić. Fabularnie księga III jest swego rodzaju rozliczeniem Drizzta z tymi śladami – zarówno tymi świeżymi, jak i starymi. Swoją drogą co ciekawsi odnajdą swego rodzaju ciekawą klamrę kompozycyjną (chociaż w tym przypadku powinienem powiedzieć fabularną) co do wyjścia Drizzta na powierzchnię (przynajmniej moje domysły na ową klamrę wskazują).
Z mojego krótkiego researchu wynika, że „Nowy dom” pomimo bycia dopiero częścią trzecią Legendy Drizzta, jest zakończeniem trylogii Mrocznego Elfa. Według mnie niesamowicie dobrym zakończeniem. Zwieńczenie akcji jest bardzo satysfakcjonujące (no, może poza sposobem rozprawienia się z pewnym jegomościem), a ja jako czytelnik zamykając książkę mogłem sam do siebie powiedzieć (oczywiście w kontekście Drizzta): nareszcie.
Nie mogę powiedzieć konkretnie dlaczego, jednak jestem urzeczony historiami Drizzta! Każdy kolejny tom tej niesamowitej historii (jak na razie) sprawia, że mam ochotę natychmiastowo sięgnąć po kolejny! W tej części obserwujemy bohatera po wyjściu z Podmroku na powierzchnię – według opowiadań z Menzoberranzan świata okrutnego, zdradzieckiego oraz przesiąkniętego najgorszym...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-17
Fenomenalny zbiór opowiadań. Każde z nich wcągnęło mnie w pokręcony i przerażający umysł Chambersa, trzymając w napięciu do samego końca. Co do treści, pierwsze 4 opowiadania mają wspólny temat - Króla w Żółci, następne odbiegają od tematyki mrocznej sztuki. Moim zdaniem minimalnie odstają od pierwszych czterech, ale tylko minimalnie. Książkę wziąłem do ręki z bardzo prostego powodu - chciałem się przekonać, co tak zainspirowało H. P. Lovecraft'a do stworzenia Necronomiconu. Nie spodziewałem się jednak dzieł, które może nie są na równi, ale dzielnie walczą o swoją jakże wysoką pozycję klasyki literatury grozy. Dla fanów wspomnianego już Lovecraft'a - must have, must read.
Fenomenalny zbiór opowiadań. Każde z nich wcągnęło mnie w pokręcony i przerażający umysł Chambersa, trzymając w napięciu do samego końca. Co do treści, pierwsze 4 opowiadania mają wspólny temat - Króla w Żółci, następne odbiegają od tematyki mrocznej sztuki. Moim zdaniem minimalnie odstają od pierwszych czterech, ale tylko minimalnie. Książkę wziąłem do ręki z bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-10
Mój Gwiezdno wojenny ideał! Książka niby krótka, ale jakże wciągająca. Napisana ciekawym stylem, o niesamowitej mnogości wątków (szybko licząc jest ich więcej niż 6). Normalnie nie byłbym z tego powodu zadowolony - tyle wątków na około 250 stronach? W tym przypadku jest to ilość idealnie wyważona.
Sama idea obejrzenia wojny z perspektywy medyków jest czymś, co rzadko się zdarza w jakiejkolwiek powieści sf czy też fantasy. Idea okazała się być strzałem w dziesiątkę!
Zabieram się od razu za tom drugi. Polecam!
Mój Gwiezdno wojenny ideał! Książka niby krótka, ale jakże wciągająca. Napisana ciekawym stylem, o niesamowitej mnogości wątków (szybko licząc jest ich więcej niż 6). Normalnie nie byłbym z tego powodu zadowolony - tyle wątków na około 250 stronach? W tym przypadku jest to ilość idealnie wyważona.
Sama idea obejrzenia wojny z perspektywy medyków jest czymś, co rzadko się...
W końcu przeczytałem. „Drood” był jeden z tych tytułów, po które bardzo chciałem sięgnąć po rozpoczęciu mojej przygody z książkami Dana Simmonsa. I jaka to była radość, kiedy zakupiłem swój egzemplarz! Nie mówiąc o radości wywołanej ukończeniem lektury całości.
„Drood” klasyfikowany jest jako horror, jednak moim zdaniem spokojnie go można uznać również za powieść obyczajową z uwagi na niesamowite szczegóły funkcjonowania społeczności literackiej (i nie tylko) w Londynie XIX wieku. Książka pełna jest obrazów z życia londyńczyków – zarówno tych bogatszych, jak i mieszkających w slumsach. Opowiada o postawach oraz zachowaniach ówcześnie akceptowalnych czy też na porządku dziennym, a które dzisiaj są penalizowane. Ale przede wszystkim jest to opowieść o prawdziwej przyjaźni, zazdrości i swego rodzaju degeneracji. Kończąc lekturę zastanawiam się, czy tytułowy Drood był… Droodem.
Opinię rozpocząłem od sformułowania „w końcu przeczytałem”. Nie chodziło mi jednak tylko o zniecierpliwienie mojej osoby do przeczytania tej pozycji, ale również o czas, który zajęła mi lektura. Podobno czytam sprawnie, średnio wychodzi przeczytana strona na minutę. Jednak tutaj lektura mi się dłużyła. Nie było to doświadczenie negatywne, a wręcz… przyjemne. „Drood” wymaga czasu, jednak zdecydowanie nagradza czytelnika za poświęcenie mu nieco więcej uwagi. Nie jest to na pewno książka, którą wziąłbym do czytania w tramwaju. Żeby ją docenić w pełni wymaga skupienia i wejścia w opowieść snutą przez Simmonsa całym sobą.
Czy książka ma jakieś wady? Na pewno. Gdybym miał wskazać, to niektórym może przeszkadzać stylizacja języka na ten z XIX wieku. Mi osobiście nie przeszkadzał. Na upartego można jeszcze wskazać na rozciągnięcie niektórych wątków, jednak moim zdaniem otrzymały one tyle czasu „antenowego”, ile było konieczne.
Podsumowując, książkę zdecydowanie polecam – jest wciągająca i intrygująca, a Simmons jako autor w moich oczach tylko rośnie.
W końcu przeczytałem. „Drood” był jeden z tych tytułów, po które bardzo chciałem sięgnąć po rozpoczęciu mojej przygody z książkami Dana Simmonsa. I jaka to była radość, kiedy zakupiłem swój egzemplarz! Nie mówiąc o radości wywołanej ukończeniem lektury całości.
więcej Pokaż mimo to„Drood” klasyfikowany jest jako horror, jednak moim zdaniem spokojnie go można uznać również za powieść...