Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przemysław Kowalewski zadebiutował na rynku literackim w 2023 roku. Jego pierwsza książka „Kozioł” od razu podbiła moje serce, a później podbił je sam Przemek podczas wywiadów na live. Z zaciekawieniem wyczekuję każdej następnej pozycji, którą wydaje i do tej pory ani razu się nie zawiodłam. Czy „Sierociniec” zmienił moje zdanie na temat autora?

Początkowo planowałam trochę powodzić was za noski podczas tej recenzji. Tylko wiecie co? Nie dam rady. Najnowsza książka autora to pozycja przez którą płynie się niczym prom podczas sztormu. Taranuje czytelnika nadmiarem emocji, których Przemek absolutnie nie zamierza nam oszczędzać z każdym następnym rozdziałem. I być może wraz z zamknięciem ostatniej strony te emocje trochę by opadły, ale nie, bo jest jeszcze posłowie w którym utwierdzamy się w przekonaniu, że autor ponownie bazuje na rzeczywistych historiach. Cały „Sierociniec” to pozycja, która powala na kolana i szokuje aż do ostatniej strony, a później zostaje z nami jeszcze przez kilka następnych dni. Te skrajne emocje, które pojawiają się już na początku trzymają czytelnika do samego końca i nie tak łatwo jest je przetrawić. Ta historia to nie jest pizzka z warzywkami, a ogromna pizza ociekająca tłuszczem posypana ostrymi przyprawami. Tym tłuszczem w „Sierocińcu” jest bezbłędnie oddany klimat lat 70-tych, mocny wątek główny oraz szokujące zakończenie, które wyciśnie z was ostatnie łzy niczym prawdziwa Carolina Reaper. Nie wiem jak inni, którzy mieli okazję zmierzyć się z tą pozycją, ale ja mam ochotę wysłać Przemka na wieczne wakacje podczas których jedyne co będzie musiał to pisać książki. Dla mnie to kolejny majstersztyk spod jego ręki i mam wrażenie, że już nie jest w stanie mnie zawieść. No chyba, że napisze erotyk, bo ja erotyków nie czytam. Ode mnie 10/10.

Przemysław Kowalewski zadebiutował na rynku literackim w 2023 roku. Jego pierwsza książka „Kozioł” od razu podbiła moje serce, a później podbił je sam Przemek podczas wywiadów na live. Z zaciekawieniem wyczekuję każdej następnej pozycji, którą wydaje i do tej pory ani razu się nie zawiodłam. Czy „Sierociniec” zmienił moje zdanie na temat autora?

Początkowo planowałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moi drodzy,
ta recenzja miała pojawić się tutaj z początkiem grudnia. Zawaliłam jednak wszystkie terminy, ponieważ moje życie w ostatnim czasie przypominało właśnie "Ostatni Rajd". Ciągła walka, nieustające zmiany i poza książkowo problemy zdrowotne sprawiły, że nie miałam siły do niczego. Przychodzę więc spóźniona, ale zapewniam was, że warto było poczekać na to co mam wam do powiedzenia.

Let's go!

W "Ostatnim Rajdzie" Michała Podgórskiego, czytelnik wkracza w świat, w którym polityczne intrygi i walka o honor są splecione w pasjonujący oraz emocjonujący sposób. To niezwykle dopracowany debiut, w którym każdy szczegół ma znaczenie, przenosząc czytelnika w świat dzielnych wojowników.

Zaczynając od Dardana, który ewoluuje z lekkomyślnego młodzieńca w nieustraszonego przywódcę na naszych oczach po niezłomną Kaje, która dołączając do grupy wojowników wnosi ze sobą przykład prawdziwie feministycznej, kobiecej siły, determinacji i odwagi. Autor nie zapomniał o tym, że kobiety również kochają fantastykę i często te ciągłe męskie wstawki mogą nas nudzić, a wsadzanie kobiet do kuchni zwyczajnie irytować. Poza kobiecą postacią w napisaną historię Michał wplótł opisy walk, które sprawiają, że nasza wyobraźnia podsuwa nam prawdziwe dźwięki mieczy, okrzyki wojenne, a także odgłosy natury. Nawet jeśli niezbyt interesują Cie wojenne tematy będziesz w stanie sobie to wszystko zwizualizować.

Największym atutem jest to, że nie przytłacza nas nadmierna ilość magii i mrocznych sił. Autor zwyczajnie zachował dobry smak w tym co napisał i dzięki temu nie mamy efektu komizmu, który często spotyka się u początkujących pisarzy z gatunku fantastyki.

W skrócie, "Ostatni Rajd" to debiut, który zasługuje na uznanie, a ja palę się ze wstydu, ponieważ nie byłam na siłach dać wam szybciej cynku, że poza stworzonym przeze mnie challengem również warto sięgnąć po książkę Michała Podgórskiego.

Współpraca reklamowa z @wydawnictwo_novaeres.

Moi drodzy,
ta recenzja miała pojawić się tutaj z początkiem grudnia. Zawaliłam jednak wszystkie terminy, ponieważ moje życie w ostatnim czasie przypominało właśnie "Ostatni Rajd". Ciągła walka, nieustające zmiany i poza książkowo problemy zdrowotne sprawiły, że nie miałam siły do niczego. Przychodzę więc spóźniona, ale zapewniam was, że warto było poczekać na to co mam wam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dziewczyny, które zaginęły" to książka, która mogłaby być wciągającym rollercoasterem emocji, który przenosi czytelnika w odległe zakątki południowozachodniej Anglii, gdzie pozorna idylla miesza się z mrocznymi tajemnicami. Mogłaby być, ale nie jest. Fabuła tej książki co prawda wciąga od pierwszych stron, ale sprawia też, że czytelnik czuje się wymiętolony zbędnymi informacjami już na starcie.
Claire Douglas stworzyła atmosferę pełną napięcia i tajemnicy, która idealnie oddaje duszny klimat małego miasteczka. To miejsce, w którym wszyscy znają wszystkich, a tajemnice czają się za każdym rogiem. Ta atmosfera doskonale oddziałuje na czytelnika, trzymając go w nieustannym napięciu, które co chwilę przerywane jest bezsensownym rozwlekaniem wątków z życia dziennikarki, która ma zamiar stworzyć podcast o wydarzeniach sprzed 20 lat. Te fragmenty o jej historii w zasadzie nie wnosiły nic wartościowego do głównej historii, a dodatkowo były pewnym rozczarowaniem, bo skoro już się pojawiły to mogły poprowadzić nić fabularną z romantycznym wątkiem pomiędzy Jenną, a policjantem Dale w kierunku innego zakończenia. A tak? Czytelnik nie za bardzo wie po co i na co komu to było.
W "Dziewczynach, które zaginęły" nie brakuje zaskakujących zwrotów akcji i emocjonujących momentów, które trzymają czytelnika w niepewności.
Mimo tego dość sporego mankamentu, "Dziewczyny, które zaginęły" to emocjonująca lektura, która wsysa czytelnika w główną fabułę i nie zamierza wypuścić aż do samego końca.. To powieść dla tych, którzy szukają tajemniczych, nie przesadzonych i niezbyt krwawych historii osadzonych w malowniczych, lecz pełnych mrocznych tajemnic miejscach. Oto książka, która na pewno dostarczy im dreszczy emocji!

"Dziewczyny, które zaginęły" to książka, która mogłaby być wciągającym rollercoasterem emocji, który przenosi czytelnika w odległe zakątki południowozachodniej Anglii, gdzie pozorna idylla miesza się z mrocznymi tajemnicami. Mogłaby być, ale nie jest. Fabuła tej książki co prawda wciąga od pierwszych stron, ale sprawia też, że czytelnik czuje się wymiętolony zbędnymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Kołyski Rzeszy" Jennifer Coburn to literacka podróż w głąb mrocznych czasów II wojny światowej, ukazująca nam historię trzech niezwykłych kobiet, których losy splatają się w okrutnym narodowosocjalistycznym eksperymencie. To powieść, która nie tylko wciąga czytelnika w wir emocji, ale także pozwala nam zrozumieć trudne wybory, jakie musiały podjąć bohaterki w obliczu brutalnej rzeczywistości.

Gundi, Hilde i Irma to trzy różne kobiety, które znalazły się w Lebensborn, ośrodku reprodukcyjnym nazistowskiej Rzeszy, gdzie ich życia skomplikowały się na zawsze. Gundi, młoda studentka, ukrywa tajemnice ojcostwa, Hilde staje się kochanką bliskiego współpracownika Himmlera, a Irma, pielęgniarka po czterdziestce, wchodzi w świat domów rozpłodowych pełen strasznych tajemnic.

"Kołyski Rzeszy" to opowieść o wyjątkowych, silnych kobietach, które muszą zmierzyć się z bezlitosnymi praktykami nazistowskiej ideologii. Autorka, Jennifer Coburn, z ogromną precyzją ukazuje surowe reguły i okrucieństwo programu Lebensborn. Demaskuje brutalną propagandę nazistów, analizując jednocześnie zawiłe relacje rodzinne i społeczne.

Ta książka nie tylko wzrusza i porusza, ale także skłania do refleksji nad naturą człowieka w ekstremalnych okolicznościach. "Kołyski Rzeszy" to literacka podróż w czasie, która pomaga zrozumieć, jak wiele ofiar przyniosła II wojna światowa i jakie wybory musiały podjąć te trzy niezwykłe kobiety. To lektura, która zostaje z nami na długo po jej zakończeniu, pozostawiając w sercu ślad nostalgii za przeszłością i niezwykłymi bohaterkami.

"Kołyski Rzeszy" Jennifer Coburn to literacka podróż w głąb mrocznych czasów II wojny światowej, ukazująca nam historię trzech niezwykłych kobiet, których losy splatają się w okrutnym narodowosocjalistycznym eksperymencie. To powieść, która nie tylko wciąga czytelnika w wir emocji, ale także pozwala nam zrozumieć trudne wybory, jakie musiały podjąć bohaterki w obliczu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczerze mówiąc pierwszy dzień po przeczytaniu 4 części serii o Mortaliście spędziłam na narzekaniu. Niby byłam zachwycona, bo to moja ulubiona seria od Maxa Czornyja, ale czułam pewien niedosyt związany z nadmiernym powtórzeniem tego samego opisu postaci. Ile razy można napisać między innymi, że „Boże śnięty!” to ulubione powiedzonko Allegry Szmit? Wie tylko autor.
Nie będę skupiała się na negatywach, bo to przecież wyłącznie nadmierne powtórzenia tego samego tekstu, które dla tych co zaczną czytanie serii od 4 części będą zbawieniem. Zamiast tego weźmy na tapetę fabułę, ponieważ to co zrobił w niej Czornyj zasługuje na całowanie stópek autora. No dobra… może całowanie stópek sobie darujemy, ale to na serio prawdziwy sztos, a z pewnością najlepsza część cyklu, która od początku przyprawia czytelnika o dreszcze.
Czornyj ponownie zabiera nas do świata Mortalisty, który nie wierzy w pecha, a pomimo tego zostaje wplątany w sieć wydarzeń, które rozbudzą jego demony z przeszłości. Tajemnicza wiadomość od samej śmierci rozpoczyna grę z czasem. Najpierw list, później telefon, a następnie kolejne zaginięcia. Allegra Szmit w przeciwieństwie do Monda nie opiera się wyłącznie na logice. Czy jej wiara w zjawiska paranormalne pozwoli rozwiązać zagadkę telefonisty i jego makabrycznych zbrodni, które ponownie wstrząsnęły Krakowem? A może właśnie ta wiara ocali ją przed niebezpieczeństwem? Czy Komisarz Berg udźwignie następstwa znajomości z Mortalistą?
Autor tym razem pozwala nam na głębsze spojrzenie w umysł Honoriusza Monda, który wcześniej inspirował czytelnika do zadawania wielu pytań na które nie było odpowiedzi. Czy przeszłość Monda ma wpływ na to kim się stał? Bez wątpienia.
Jak przystało na Maxa Czornyja ponownie niczego nie możemy być pewni. Sam autor w posłowiu przyznał, że i on żadnej pewności co do tego co się wydarzy nie ma. To wszystko sprawia, że główni bohaterowie otrzymali mocne, charakterystyczne osobowości za którymi podążamy bez śladu znużenia po nici idealnie skonstruowanej intrygi. Gdyby nie te nadmierne powtórzenia mogłabym dać 10/10, ale dam 8.

Szczerze mówiąc pierwszy dzień po przeczytaniu 4 części serii o Mortaliście spędziłam na narzekaniu. Niby byłam zachwycona, bo to moja ulubiona seria od Maxa Czornyja, ale czułam pewien niedosyt związany z nadmiernym powtórzeniem tego samego opisu postaci. Ile razy można napisać między innymi, że „Boże śnięty!” to ulubione powiedzonko Allegry Szmit? Wie tylko autor.
Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

@player @hbo @netflix albo zekranizujecie „Kozła” autostrwa @przemyslawkowalewski_autor albo kończę z oglądaniem filmów i seriali. Macie 30 dni na kontakt z Przemkiem, bo mam jeszcze kilka seriali do dokończenia.

A teraz na poważnie. Parę dni temu skończyłam czytanie „Szóstki”, drugiej książki autora. Naszła mnie wówczas pewna refleksja. Czy Przemek Kowalewski ma szansę na przebicie własnego debiutu? Przypomnę wam, że „Kozioł” zapoczątkował nową erę w mrocznej stronie czytelnictwa. Debiut, który wniósł powiew świeżości i wywrócił spojrzenie czytelników na literaturę o 180 stopni. Czy szóstka okazała się równą pierwszej książce autora?

Fabuła rozpoczyna się od potężnej katastrofy tramwajowej w Szczecinie, która skrywa w sobie więcej tajemnic, niż początkowo można by sądzić. W miarę jak śledztwo postępuje, czytelnik jest pogrążany w wir politycznych intryg, tajemnic religijnych i moralnych dylematów. Kowalewski umiejętnie buduje napięcie, tworząc zespół śledczych, którzy muszą stawić czoła cenzurze i ludziom, którzy dążą do ukrycia prawdy. Bohaterowie, w tym doświadczony porucznik Ugne Galant, próbują dotrzeć do osób, które uczestniczyły w akcji ratunkowej po wypadku tramwajowym i były świadkami niezwykłych wydarzeń. Pytanie, czy zbrodnia może być usprawiedliwiona w imię Boga lub idei, pozostaje w centrum narracji, co dodaje głębi fabule.

Autor jest rzetelny w swoim podejściu do opisania tamtych czasów, w których inwigilacja i terror stanowiły część rzeczywistości. Opisy akcji, pościgów i starć są dynamiczne, a historia jest wciągająca, co sprawia, że czytelnik chce dowiedzieć się, jak zakończy się to śledztwo. Przemek sprawił, że czytelnik pragnie tylko jednego – dowiedzieć się, jak zakończy się to pełne pasji i zwrotów akcji śledztwo.

@player @hbo @netflix albo zekranizujecie „Kozła” autostrwa @przemyslawkowalewski_autor albo kończę z oglądaniem filmów i seriali. Macie 30 dni na kontakt z Przemkiem, bo mam jeszcze kilka seriali do dokończenia.

A teraz na poważnie. Parę dni temu skończyłam czytanie „Szóstki”, drugiej książki autora. Naszła mnie wówczas pewna refleksja. Czy Przemek Kowalewski ma szansę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Pomroka” autorstwa Agnieszki Jeż okazuje się pierwszą częścią nowego cyklu kryminalnego. I w sumie to bardzo duży plus dla osób takich jak ja, które do tej pory przeczytały tylko dwie książki autorki. Jedną świąteczną i jedną kryminalną po której poczułam, że chcę więcej.
Co prawda dostarczony nam wątek kryminalny jest całkiem niezły, ale momentami miałam wrażenie, że przegadany przez wątki obyczajowe. Przez ilość tej wszechobecnej obyczajówki dopiero od końcowych rozdziałów książki poczułam, że mamy to! To jest dobre. No i rozumiem, bo skoro ma być to cykl to do cyklu potrzeba solidnego wprowadzenia, ale czy wprowadzenie musi opierać się wyłącznie na zdradzonej Pani komisarz? Nie wiem, ale z pewnością się dowiem w następnych częściach. Skoro zaczęliśmy od jedynych minusów, które w tej pozycji dostrzegłam to teraz zapraszam do tańca z zaletami.
Bezsprzecznym atutem jest to, że trup pojawił się na samym początku. Czy to dziwne, że uwielbiam wiedzieć od razu z jaką zbrodnią mam do czynienia ? Nie wiem, ale w każdym razie akcja była od razu, a ja od tego momentu musiałam poznać przyczynę, motyw, domysły oraz fakty. Zamordowana nastolatka, gwałt oraz nieskładające się na całość tropy. Z tym wszystkim komisarz Sonia Kranz musi się zmierzyć, by wyjaśnić sprawę. Czy zadanie ułatwi fakt, że jej córka jest w podobnym wieku co tragicznie zamordowana nastolatka? Jaki wpływ na teraźniejszość będą miały wydarzenia z przeszłości? A może przeszłość już teraz nie ma znaczenia? Udział w przesłuchaniach prowadzonych przez Sonię Kranz był zajmujący. Tak w zasadzie nie było tu zbędnych oskarżeń i rzucania dowodami na oślep. Bohaterka opierała się na faktach i mocno to doceniam. W dodatku jeśli nadal Sonii będzie zależało na prawdziwym śledztwie, a nie na dopasowywaniu dowodów do oskarżonego to myślę, że czeka nas w dalszych częściach prawdziwy emocjonalny rollercoaster.
Agnieszko Jeż dostajesz dziś ode mnie 8-/10. Jeśli odjęlibyśmy te przedłużone wątki obyczajowe to byłoby 10/10. No, ale pisałam już, że rozumiem. Czekam na więcej.

„Pomroka” autorstwa Agnieszki Jeż okazuje się pierwszą częścią nowego cyklu kryminalnego. I w sumie to bardzo duży plus dla osób takich jak ja, które do tej pory przeczytały tylko dwie książki autorki. Jedną świąteczną i jedną kryminalną po której poczułam, że chcę więcej.
Co prawda dostarczony nam wątek kryminalny jest całkiem niezły, ale momentami miałam wrażenie, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dość długo sądziłam, że „Nie idź tam” autorstwa Doroty Glicy to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Po analizie własnego profilu na ig oraz regałów z książkami okazało się, że nie, ale z pewnością właśnie ta pozycja sprawiła, że bardzo doceniłam sposób pisania autorki, ponieważ okazała się prawdziwą perełką.
Pomimo niezbyt obszernych rozmiarów książki dość szybko stało się jasne, że prawdziwy thriller nie musi być rozwleczony, by zaskoczyć czytelnika zbudowanym misternie napięciem. Od samego początku czułam, że coś wisi w powietrzu, a emocje nie pozwalały mi odłożyć czytania „na później”. Sądzę, że to perfekcyjne odzwierciedlenie cech jakimi powinien charakteryzować się dobry thriller, bo okazuje się, że thriller to nie tylko 400 stron. To też często prosta, ale doskonale spleciona fabuła.
Marta i Piotr to postacie dobrze wykreowane. Ich relacja, a także historia, która połączyła bohaterów dużo wcześniej nadały głębi intrydze i pozwoliły na łatwe wplecenie jej pomiędzy tą dwójkę. Tajemnica z przeszłości związana z tragicznymi wydarzeniami dała o sobie znać. I tu mogło wydarzyć się wszystko. Mogło zrobić się oklepanie i tandetnie, ale nie, bo jednym z największych atutów tej książki jest fakt, że Dorota Glica nie sięgnęła po tanie chwyty i nie napchała do swojej książki przesadnego makabryzmu oraz miliona scen erotycznych. Dała nam za to pole do manewrów dla naszej wyobraźni. Autorka zbudowała napięcie, perfekcyjnie oddała emocje i dzięki temu uczyniła tą książkę prawdziwym thrillerem.

Dość długo sądziłam, że „Nie idź tam” autorstwa Doroty Glicy to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Po analizie własnego profilu na ig oraz regałów z książkami okazało się, że nie, ale z pewnością właśnie ta pozycja sprawiła, że bardzo doceniłam sposób pisania autorki, ponieważ okazała się prawdziwą perełką.
Pomimo niezbyt obszernych rozmiarów książki dość szybko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli tak to wiecie, że autorka za swoją twórczość zbierała wówczas skrajne opinie. Od zachwytów po totalnie kiepskie noty w recenzjach. I chociaż teraz napisała książkę opartą na motywie zemsty to sama nie skorzystała z tej opcji i zaserwowała czytelnikom świetny thriller. Mi co prawda jej debiut się podobał, ale sądzę, że „To, co nie nasze” zdecydowanie przypadnie do gustu wszystkim thrilleromaniakom.
Bezsprzecznie ta pozycja to książka z rodzaju tych nieodkładalnych. Trzyma w napięciu od pierwszych stron i osobiście zarwałam dla niej noc, a ja już nie czytam po nocach. Chociaż może to zasługa tego, że historię dwóch par, którym zaginęły córki czyta się naprawdę szybko, a fabuła porywa od pierwszej strony. W dodatku te zwroty akcji, które pojawiają się non stop sprawiają, że czujemy niedosyt i koniecznie musimy poznać zakończenie. Autorka wprowadziła nas w świat skomplikowanych relacji i emocji prowokując do przemyśleń na temat tego, czy można zbudować szczęście na cudzym nieszczęściu.
Siłą napędową tej książki jest nowa umiejętność Soni Rosa do tworzenia silnych postaci, ale także sposób, w jaki przedstawia ona ich wewnętrzne konflikty i rozterki. Główni bohaterowie są niezwykle wiarygodni i ja osobiście byłam w stanie poczuć ich słabości oraz pragnienia. Historia poruszyła szereg ciężkich tematów takich jak miłość, utrata dziecka oraz to, że czasem trzeba zastanowić się nad tym o czym się marzy, bo możemy to dostać.

Podsumowując to co napisałam na początku. „To, co nie nasze” to wciągająca i głęboko poruszająca historia.

Jeśli tak to wiecie, że autorka za swoją twórczość zbierała wówczas skrajne opinie. Od zachwytów po totalnie kiepskie noty w recenzjach. I chociaż teraz napisała książkę opartą na motywie zemsty to sama nie skorzystała z tej opcji i zaserwowała czytelnikom świetny thriller. Mi co prawda jej debiut się podobał, ale sądzę, że „To, co nie nasze” zdecydowanie przypadnie do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co robicie, kiedy książka was nudzi? Odkładacie, a może brniecie do końca?

Osobiście zawsze czytam do końca książkę, którą zaczęłam. Trochę z poczucia obowiązku, a trochę z powodu chęci poznania zakończenia. Niejednokrotnie żałowałam tego podejścia, ale zawsze staram się zauważyć te dobre strony np. warsztat autora.

Wprawieni w boju thrilleromaniacy sięgając po „Ostre małe cięcia” autorstwa Tiny Baker będą zawiedzeni. Nie znajdziecie tutaj ani mocnych wrażeń ani fragmentów pobudzających emocje. Tak właściwie poznając historię Debs i Marca zaczną się nudzić. Miał być klimat domestic noir, a wyszedł klimat polskiej patologii chociaż historia w ogóle nie ma nic wspólnego z Polską. Czułam się jakbym czytała o bogatej Karynie oraz przepracowanym Sebiksie, którzy nie potrafią ze sobą rozmawiać. Ona docenia bogate życie jakie on zapewnia jej i dzieciom, a on tak właściwie nie lubi nic poza seksem z nią. Oczywiście to bardzo spłycona wersja, ale niewiele ponadto znajdziecie w fabule tej książki. Poza fabułą mamy też bardzo poplątaną linię czasową. Najpierw jesteśmy w teraźniejszości, później w przeszłości Debs, by przeskoczyć do przeszłości Marcusa, a po drodze zahaczyć o wspomnienia jego mamusi. W pewnym momencie można się zgubić w tym do którego brzegu chciała dopłynąć ta historia.

Nie ocenię tutaj warsztatu autorki, bo i ciężko to ocenić, kiedy nie mówi się po angielsku, ale sądzę, że tłumacz wykonał kawał dobrej roboty. I tylko dlatego ta książka zasługuje na 3/10.

Co robicie, kiedy książka was nudzi? Odkładacie, a może brniecie do końca?

Osobiście zawsze czytam do końca książkę, którą zaczęłam. Trochę z poczucia obowiązku, a trochę z powodu chęci poznania zakończenia. Niejednokrotnie żałowałam tego podejścia, ale zawsze staram się zauważyć te dobre strony np. warsztat autora.

Wprawieni w boju thrilleromaniacy sięgając po „Ostre...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mieliście kiedyś tak, że książka leżała u was na półce i mimo pierwotnej chęci przeczytania nagle stwierdziliście, że wam się nie chce, że pewnie będzie nie dla was?

Mi zdarza się to dość rzadko, ponieważ zawsze staram się wybrać książki zarówno do recenzji jak i prywatnie, które pasują moim wstępnym kryteriom, ale czasem nagle te kryteria ulegają niespodziewanej zmianie. Tym razem zmusiłam się do sięgnięcia po Zaginione z Willowbrook i o matko! Jaki to jest sztos literatury współczesnej! Żałuję, że tak długo dałam się zwodzić uczuciu, że to nie będzie to, bo ta książka okazała się strzałem w dziesiątkę.

Ellen Marie Wiseman napisała wstrząsającą i przerażająca historię opartą na faktach, ponieważ państwowy ośrodek dla dzieci z niepełnosprawnościami intelektualnymi w Nowym Jorku działał naprawdę. Główną bohaterką jest Sage Winters, która od kilku lat żyje z przekonaniem, że jej siostra bliźniaczka nie żyje. Pewnego wieczoru prawda na ten temat wychodzi na jaw, a Sage marząca o wyrwaniu się z domu ojczyma postanawia odnaleźć zaginioną na terenie ośrodka siostrę. Dziewczyna jednak nie bierze pod uwagę tego, że pracownicy przybytku mogą wziąć ją za Rosemary. W tym momencie rozpoczyna się walka o przetrwanie w koszmarze.

Historia poruszona przez autorkę realnie opisuje przedsionek piekła, które przeżywali pacjenci psychiatryczni w latach 70-tych. Opisane tu upokorzenia społeczne, odrzucenie oraz brutalność tych, którzy mieli przecież pomóc sprawiają, że ta właściwie fikcyjna historia wkrada się w duszę i funduje czytelnikowi emocjonalny rollercoaster. Zwłaszcza kiedy i my zmagamy się z problemami tego typu. Mnie osobiście ciężko było czytać tę historię bez nerwów, a mimo to dość szybko dałam się porwać skonstruowanej przez autorkę intrydze kryminalnej. Poza tym, że ubolewałam nad przedstawionym bardzo sugestywnie losem pacjentów, to bardzo chciałam dowiedzieć się co przydarzyło się Rosemary.

Mieliście kiedyś tak, że książka leżała u was na półce i mimo pierwotnej chęci przeczytania nagle stwierdziliście, że wam się nie chce, że pewnie będzie nie dla was?

Mi zdarza się to dość rzadko, ponieważ zawsze staram się wybrać książki zarówno do recenzji jak i prywatnie, które pasują moim wstępnym kryteriom, ale czasem nagle te kryteria ulegają niespodziewanej zmianie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Ciepło” to najlepsze słowo by opisać najnowszą książkę Moniki Sygo. Kiedy czytałam tą historię czułam, że zaczyna otulać moje serce, myśli i pragnienia. Czułam też wiarę w to, że jutro będzie lepsze, że z czasem wszystkie puzzle układanki wskoczą na swoje miejsce tylko nieraz trzeba na to odrobinę zaczekać. Ta sielska historia jest jak bluszcz, bo kiedy rozłoży swe pędy w Twojej głowie nieprędko ją wyplewisz. Zresztą drogi czytelniku – nie będziesz chciał.

„Nad ranem” to historia o przyjaźni bezinteresownej, ale i tej toksycznej. O pierwszej prawdziwej miłości i tej, której powinno się unikać, zawiedzionych nadziejach i tym, że tylko szczerość pozwoli utrzymać nam wszystko w ryzach. To też historia, która roztoczy wokół czytelnika ukradkowe spojrzenia, nieśmiałe uśmiechy, subtelny dotyk, skradzione pocałunki i możliwość odkrycia uczuć na nowo. Często właśnie tych naszych, które od lat przykryte są w sercu wielką warstwą kurzu. Czyż nie takie powinny być książki? Trafiające do naszego serca…

Uwielbiam sposób pisania Moniki Sygo od momentu, kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po jej debiut. Wówczas rozwaliła moje serce na miliony kawałków i zafundowała mi poważny emocjonalny rollercoaster. I kiedy zobaczyłam, że napisała książkę młodzieżową czułam, że muszę po nią sięgnąć, bo należy mi się od niej coś przyjemnego. Zaczęłam „Nad ranem” i miałam ochotę udusić autorkę, bo ta młodzieżówka przypomniała mi o wszystkim. Tylko, że tym razem ten rollercoaster był delikatny, przyjemny i obracał się wokół moich wspomnień do których lekko się uśmiechałam. Od pierwszej strony przepadłam i pragnęłam tylko tego, by dowiedzieć się co kryje się za następną stroną. Nagabywałam też Monikę o to, kiedy będzie druga część, bo musi być już teraz, natychmiast, w tym momencie.

„Ciepło” to najlepsze słowo by opisać najnowszą książkę Moniki Sygo. Kiedy czytałam tą historię czułam, że zaczyna otulać moje serce, myśli i pragnienia. Czułam też wiarę w to, że jutro będzie lepsze, że z czasem wszystkie puzzle układanki wskoczą na swoje miejsce tylko nieraz trzeba na to odrobinę zaczekać. Ta sielska historia jest jak bluszcz, bo kiedy rozłoży swe pędy w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mieliście kiedyś przerwę od powieści obyczajowych, bo poczuliście, że to już nie to ? Że błądzicie z autorami wokół jednej fabuły z różnymi bohaterami?

Przyznam wam szczerze, że tylko Szarańska jest w stanie od pierwszych stron wywołać u mnie wzruszenie. Ta kobieta wdziera się słowami bezprecedensowo w mój umysł i zakotwicza wiele skrajnych emocji z którymi później przez jakiś czas muszę sobie radzić. Od dłuższego czasu rzadziej sięgam po książki obyczajowe, ale zawsze gdy do nich wracam okazuje się, że Szarańska wydała coś nowego, więc z przyjemnością łapię za jej twórczość. Ani razu się nie zawiodłam, a tym razem w wir zaczytania porwał mnie opis powstającego dopiero co obrazu. To w jaki sposób autorka maluje słowem…

Maria po bolesnym rozwodzie mierzy się z niemocą twórczą. Do tej pory malowane przez nią obrazy zapewniały byt kobiecie i jej córce. Z pomocą przychodzi jej kuzynka, a zarazem najlepsza przyjaciółka Renata. I gdyby tylko Maria wiedziała, że czasem wąż wije się wokół nas…

„"Ludzie są jak wydarte strony. Każda ma znaczenie dla opowieści. Wystarczy, że zaginie jedna z nich, a opowieść staje się niekompletna."”

I kiedy Renata okazuje się kolejną wyrwaną stroną w życiu Marii kobieta w zbiegu różnych okoliczności wyjeżdża na wieś do malowniczych Granic. Wynajęty dom w samotni miał być lekiem na jej niemoc twórczą. Czy okaże się również lekiem na rozdarte życie? A może to granice Marii zostaną przekroczone?

Malarka wiosennych łąk to powieść, która otula nas słowem, by za chwilę zakotwiczyć w naszym sercu na stałe. Wrażliwość przelana przez autorkę na strony tej książki porwie każdego. Zwłaszcza jeśli dziś czujesz, że to nie jest Twój dzień, że nie chce Ci się oddychać ta historia będzie właśnie dla Ciebie. Nawet jeśli zawalił Ci się dziś świat to pamiętaj, że nigdy nie jest za późno, by wyjechać do Granic i po prostu żyć!

Mieliście kiedyś przerwę od powieści obyczajowych, bo poczuliście, że to już nie to ? Że błądzicie z autorami wokół jednej fabuły z różnymi bohaterami?

Przyznam wam szczerze, że tylko Szarańska jest w stanie od pierwszych stron wywołać u mnie wzruszenie. Ta kobieta wdziera się słowami bezprecedensowo w mój umysł i zakotwicza wiele skrajnych emocji z którymi później przez...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem ciekawa ile osób odeszło z mojego profilu @krytyk.literacki (wcześniej lady_obliviate), ponieważ ostatnio wrzucam głównie recenzje książek z cięższym klimatem. I chociaż powoli wracam do obyczajówek to uważam, że Kozioł Przemysława Kowalewskiego jest debiutanckim hitem, więc osoby, które po odejściu przeoczą tą recenzję powinny ŻAŁOWAĆ, bo ja żałuję, że nie mogę przeczytać tej książki po raz pierwszy 10 razy, ale wyjątkowo czytałam aż dwa, żeby wyłapać wszystkie niuanse niedostrzeżone w czytelniczym szale.

Rzadko przez tyle dni zabieram się do recenzji. Z reguły wiem co napisać po pierwszym rozdziale, bo niesie mnie recenzencki vibe, ale ta książka jest tak dobra, że boję się ją zmaltretować moimi słowami. Historia oparta jest na faktach, a dokładniej na aktach sprawy Ireny Jarosz i morderstw człowieka nazwanego Rzeźnikiem z Niebuszewa. Smaczkiem dla mnie było to, że od prawie dwóch lat mieszkam w Szczecinie, a nigdy w żaden sposób nie interesowała mnie historia tego miasta. W tej książce otrzymałam sporo faktów, które przy okazji przyciągnęły mnie do samej miejscowości.

Pisząc o klimacie tej książki nie mogłam pominąć researchu na temat lat 50-tych XX wieku, które były okropnie ciężkim czasem dla Polaków. Nasz kraj zniszczony po wojnie znajdujący się pod władzą sowietów stał nad przepaścią. Problem z żywnością, a zwłaszcza z tak niezbędnym w tamtych latach mięsem był jedną z palących bolączek, bo o ile władza żywiła się za trzech, o tyle szary Kowalski ledwo wstawał do pracy. Nic dziwnego, że tajemnicze promocje na pożywienie skusiły wiele osób. W szpitalach coraz częściej pojawiają się pacjenci z początkowo nieznaną chorobą, a lekarze załamują ręce nad diagnozą, bo jaka by nie była infekcja nieuchronnie doprowadza do śmierci. Milicjanci rozpoczynają śledztwo po zgłoszeniu otrzymanym przez lekarza Szymona Ferenca. Oczywiście temat nie mógł zagrozić władzy, więc został utajniony. Powołano specjalną jednostkę przypisaną wyłącznie tej sprawie, którą zaczyna dowodzić Ugne Galant z pomocą Barbary Romanowskiej. Czy przypuszczenia Szymona Ferenca co do tego, że chorobę powoduje kanibalizm są słuszne? Jaki wpływ na sprawę będą miały akta z przeszłości?

Historia opisana przez autora była pełna zwrotów akcji, a przy tym tak wciągająca, że za pierwszym razem pochłonęłam ją w jedną noc. I chociaż autor operuje słowem przystępnie to przy tak szybkim czytaniu pominęłam sporo faktów do których wróciłam za drugim razem. Opisy w tej książce są wyjątkowo mocne i makabryczne, a przez to powodują gęsią skórkę co jest zdecydowanym plusem. Wyobraźnia działa od pierwszych stron. I o ile wcześniej pisałam pozytywnie o innych debiutach to zaufajcie mi, że ten jest wyjątkowo udany i w tym roku nie będzie już lepszego, a może i Kozioł przyćmi książki wydane w następnych latach. Nie traćcie czasu, rzućcie wszystko i chodźcie czytać Kozła, bo to fabuła 10/10!

Jestem ciekawa ile osób odeszło z mojego profilu @krytyk.literacki (wcześniej lady_obliviate), ponieważ ostatnio wrzucam głównie recenzje książek z cięższym klimatem. I chociaż powoli wracam do obyczajówek to uważam, że Kozioł Przemysława Kowalewskiego jest debiutanckim hitem, więc osoby, które po odejściu przeoczą tą recenzję powinny ŻAŁOWAĆ, bo ja żałuję, że nie mogę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Sierociniec Janczarów” autorstwa Piotra Gajdzińskiego to książka o której ciężko mi cokolwiek napisać. Z jednej strony bardzo czekałam na to, żeby przyszła do mnie z wydawnictwa od pierwszego momentu, kiedy ją zobaczyłam, a z drugiej okazało się, że to nie to czego się spodziewałam. Czy jestem zawiedziona? Z pewnością nie, ale zachwytu także nie poczułam.

Ta książka mogłaby być nieszablonową opowieścią o zakamarkach chorego umysłu mającego na celu oczyszczenie świata z grzechu i zła, gdyby tylko dotyczyła księdza na którego zbrodniach opierała się część współczesnej fabuły. Po dodaniu jednak współczesnych poszukiwań prawdy przyznam, że nie było już tak obiecująco. I o ile fragmenty pamiętnika księdza Franciszka czytałam z wypiekami na twarzy, o tyle trochę męczyłam się przy śledztwie dziennikarza Rafała Terlikowskiego, gdzie momentami czułam, że główne skrzypce gra polityka, a nie morderstwo młodej dziewczyny wzorowane na dawnych krwawych dziejach Wolsztyna. No i zabrakło mi niebezpieczeństwa w drodze do rozwiązania zagadki. Niby jakieś było, ale raptem jedno przeszukanie domku, który zamieszkiwał oraz liche groźby w stronę jego córki.

Z rozżaleniem przyznam, że gdyby całość opierała się na latach przedwojennych i życiu księdza Franciszka to debiut kryminalny autora dostałby ode mnie 10/10. Mnogość zawirowań politycznych sprawiła jednak, że linia fabularna dziennikarza była dla mnie przytłaczająca i pomimo dużego potencjału zostaje 7-/10. Zresztą odniosłam wrażenie, że dużo się działo, a potem nagle cyk, cyk szybkie zakończenie pozostawiające ogromny niedosyt.

„Sierociniec Janczarów” autorstwa Piotra Gajdzińskiego to książka o której ciężko mi cokolwiek napisać. Z jednej strony bardzo czekałam na to, żeby przyszła do mnie z wydawnictwa od pierwszego momentu, kiedy ją zobaczyłam, a z drugiej okazało się, że to nie to czego się spodziewałam. Czy jestem zawiedziona? Z pewnością nie, ale zachwytu także nie poczułam.

Ta książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Muszę przyznać, że Osiemnastka to moje drugie spotkanie z książkami Doroty Glicy i chociaż jej twórczość nie jest pozycją, która trzyma w napięciu aż do ostatniej strony, to jej książki czyta się szybko i lekko, bo mimo wszystko wciągają.

Książka opiera się na tragicznej śmierci Kai Kazimierskiej w trakcie 18 nastych urodzin kolegi z klasy nastolatki. Tragedia została zakwalifikowana przez policję jako nieszczęśliwy wypadek, a śledztwo dość szybko zamknięte. Na jaw jednak wychodzi pamiętnik nastolatki, przez który jej siostra nabiera podejrzeń co do wydarzeń tragicznej w skutkach nocy. Julka rozpoczyna śledztwo, a o pomoc prosi dziennikarkę Joannę Kot.

Czy faktycznie za śmiercią Kai stoi brawura oraz upojenie alkoholowe? Czy ta pozornie łatwa sprawa ma drugie dno? Jakie tajemnice może skrywać przed bliskimi nastolatka?

Autorka starała się zbudować napięcie wokół śmierci dziewczyny poprzez stopniowe odkrywanie kolejnych faktów i tajemnic. I o ile w umiejętny sposób prowadzi czytelnika śladem intryg o tyle niestety w przypadku tej książki nie ma typowego dla thrillerów psychologicznych boom. Osiemnastkę ratują ciekawe zwroty akcji, chociaż dość szybko zrozumiałam kim będzie tajemniczy M.

Duży plus muszę dołączyć za to, że do samego końca nie spodziewałam się, w jaki sposób nastąpi finał. Pomimo starannego ułożenia wątków i pierwotnej przewidywalności ostatni rozdział nieźle mnie zaskoczył i pozostawił niedosyt.

Podsumowując: dla wprawionych koneserów thrillerów i kryminałów będzie to książka na szybki wieczór. Dla początkujących w gatunku czytelników będzie to wciągająca od pierwszych stron pozycja. Jak dla mnie 7-/10.

Muszę przyznać, że Osiemnastka to moje drugie spotkanie z książkami Doroty Glicy i chociaż jej twórczość nie jest pozycją, która trzyma w napięciu aż do ostatniej strony, to jej książki czyta się szybko i lekko, bo mimo wszystko wciągają.

Książka opiera się na tragicznej śmierci Kai Kazimierskiej w trakcie 18 nastych urodzin kolegi z klasy nastolatki. Tragedia została...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W związku z tym, że „Pomornica” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Ewy Przydrygi zastanawiam się po jakie thrillery chętniej sięgacie? Wolicie twórczość naszych rodzimych autorów, czy raczej wasze serca skradli kandydaci z zagranicy?
Przyznam, że do sięgnięcia po tą książkę zachęcił mnie tytuł, a moje wyobrażenia na temat fabuły były skrajnie inne od tego co otrzymałam. Mam wrażenie, że to nawet lepiej, ponieważ w ten sposób już od początku byłam nieco zaskoczona kierunkiem w którym zmierzałam wraz z piórem autorki. W zasadzie trudno mi ubrać w słowa uczucia, które żywię po przeczytaniu „Pomornicy”. Z jednej strony początek był irytująco mozolny, a z drugiej akcja, która się rozkręciła wciągnęła mnie w wir wydarzeń na tyle bym mogła zarwać noc. Autorka w dość niekonwencjonalny sposób poruszyła temat prześladowań w szkole oraz pokazała wydarzenia do których może ono doprowadzić. Zaraz po tym jak dodała do tego zdradę ujętą na kilka różnych sposobów i okrasiła całość psychozą narodził się trzymający w napięciu thriller. Powieść Ewy Przydrygi porusza wiele tematów społecznych i pokazuje czytelnikowi jaki wpływ na człowieka ma jego otoczenie, które jednego wynosi na szczyty, a drugiego kopie bezlitośnie doprowadzając do tragedii. Jedna błędna decyzja podjęta w skrajnych emocjach uruchamia lawinę zdarzeń, których nie sposób zatrzymać dopóki są popychane kłamstwem. Do czego nas to doprowadzi?
Z pewnością do tego aby czytelnik nie mógł odłożyć tej książki, dopóki nie przewróci ostatniej strony. Pełen tajemnic i mroku klimat trzyma nas w bezlitosnym napięciu, a konieczność rozwiązania zagadki oplata nasz umysł bluszczem podekscytowania. „Pomornica” z pewnością nie będzie moim ostatnim spotkaniem z światem wykreowanym przez Ewę Przydrygę. W dodatku czuję, że mam sporo do nadrobienia.

W związku z tym, że „Pomornica” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Ewy Przydrygi zastanawiam się po jakie thrillery chętniej sięgacie? Wolicie twórczość naszych rodzimych autorów, czy raczej wasze serca skradli kandydaci z zagranicy?
Przyznam, że do sięgnięcia po tą książkę zachęcił mnie tytuł, a moje wyobrażenia na temat fabuły były skrajnie inne od tego co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Myślę, że wszyscy, którzy mnie obserwują wiedzą, że kocham twórczość Katarzyny Bondy. Moja miłość rozpoczęła się od serii z Hubertem Meyerem, więc z nieskrywaną radością ogłaszam, że i tym razem nie zawiodłam się na kreatywności autorki!
„Urodzony morderca” to książka w której otrzymujemy wyrafinowaną grę z czasem. Czytelnik mierzy się z zemstą, zazdrością, szaleństwem i skrzętnie skrywanymi tajemnicami, a to wszystko pozwala nam głębiej wejść w umysł psychopaty, którego poznajemy już na początku książki.
Czy wiedza, którą otrzymujemy na starcie sprawi, że fabuła stanie się przewidywalna? Absolutnie nie! W napięciu podążałam za śladami, które pozostawił morderca i wraz z Hubertem Meyerem czekałam na ten jeden błąd, który zmienia wszystko.
W środku lasu ogień strawił samochód, a w nim ciało znanego w świecie przestępczym biznesmena. I gdyby tego było mało morderca zastawił misterną pułapkę w którą wpadają policjanci. Od tej pory zaczyna się gra z czasem, ponieważ wygląda na to, że poszukiwany polubił to co zrobił i z pewnością nie zamierza przestać.
Tej samej nocy w której nastąpił wybuch śledztwo ujawnia długą listę kochanek biznesmena. W związku z tym motyw wydaje się być oczywistym – zemsta. Czy mąż którejś z kobiet postanowił wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę? A może to żona biznesmena nie mogła znieść więcej upokorzeń ze strony męża? Czy to właśnie z tego powodu wynajęła detektywa, który zebrał dowody na niewierność małżonka?
Katarzyna Bonda pozornie podaje nam na tacy mordercę, by później wprowadzić zamęt i stopniowo uwikłać nas w pojawiające się intrygi. Dzięki temu książka, która mogłaby wydawać się oczywistą staje się niezbadanym gruntem wyobraźni autorki na którym dajemy się wodzić za nos, by na koniec zdziwić się, że to już wszystko, bo przecież chcemy więcej i więcej.

Myślę, że wszyscy, którzy mnie obserwują wiedzą, że kocham twórczość Katarzyny Bondy. Moja miłość rozpoczęła się od serii z Hubertem Meyerem, więc z nieskrywaną radością ogłaszam, że i tym razem nie zawiodłam się na kreatywności autorki!
„Urodzony morderca” to książka w której otrzymujemy wyrafinowaną grę z czasem. Czytelnik mierzy się z zemstą, zazdrością, szaleństwem i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zanim przejdziemy do głównego tematu odpowiedzmy sobie na pytanie:
Czy tak jak ja uwielbiacie twórczość Riley’a Sager’a?
Jeśli tak to jesteście w dobrym miejscu, ponieważ w tej recenzji nie będzie krytyki, a wyłącznie zachwyty. Od pierwszej książki autora po którą sięgnęłam, czyli „Wróć przed zmrokiem” z zapalczywością maniaka wyczekuję następnych. Mało tego nie w ramach współpracy, a tylko i wyłącznie na własną kieszeń. Warto zaznaczyć, że odkąd mam przyjemność recenzowania książek kupuję tylko te spod ręki moich ulubionych autorów, by wspierać ich twórczość.
Już z racji tytułu „Tylko przetrwaj noc” z zaciekawieniem sięgnęłam po ten thriller i muszę przyznać, że ani trochę się nie zawiodłam. Co prawda nie polubiłam głównej bohaterki, która była zbyt naiwna i w sumie głupiutka, ale z miejsca polubiłam czarny charakter tej fabuły.
Charlie w połowie semestru postanawia opuścić uczelnię i wrócić do domu. Nie potrafi poradzić sobie z traumą, którą przeżyła w związku z utratą przyjaciółki i uciec od poczucia winy. Jedyne wyjście jakie widzi to ucieczka od sytuacji w której się znalazła. Z początku wydaje się, że dziewczyna jest kuta na cztery łapy, ponieważ ledwo przypięła do tablicy ogłoszenie o poszukiwaniu transportu, a już w tym samym momencie znajduje się przystojniak, który postanawia zabrać ją ze sobą.
Od samego początku głównej bohaterce towarzyszy złe przeczucie co do towarzysza podróży, jednak postanawia je ignorować. Głównie dlatego, że zależy jej na jak najszybszym dotarciu do celu. Zaraz po wyruszeniu okazuje się, że chłopak nie jest tak zły jak Charlie myślała na starcie, a zainicjowana rozmowa sprawia, że poznają swoją historię i powody dla których opuszczają uniwersytet. W końcu wkraczają na temat Kampusowego Zabójcy przez co dziewczyna zaczyna podejrzewać, że jej towarzysz jest mordercą. Sprawę utrudnia przypadłość Charlie, która w momencie strachu odłącza się, a jej umysł przenosi ją do filmowego świata. Gdy po kilku minutach wraca do rzeczywistości trudno jej odróżnić, czy to co się działo miało miejsce naprawdę, czy było tylko jej wyobraźnią. Czy Josh wykorzystuje tą informację przeciwko dziewczynie? A może tak naprawdę jest zwykłym chłopakiem bez złych intencji?
„Tylko przetrwaj noc” pomimo tego, że akcja odgrywa się w samochodzie ma wiele zaskakujących zwrotów akcji i w zasadzie do samego końca nie wiadomo jak to wszystko się skończy. Klimat, który wprowadził autor stale podtrzymuje napięcie i pomimo dość głupich, nierealnych decyzji głównej bohaterki nie rozumiem negatywnych opinii dotyczących tej pozycji.

Zanim przejdziemy do głównego tematu odpowiedzmy sobie na pytanie:
Czy tak jak ja uwielbiacie twórczość Riley’a Sager’a?
Jeśli tak to jesteście w dobrym miejscu, ponieważ w tej recenzji nie będzie krytyki, a wyłącznie zachwyty. Od pierwszej książki autora po którą sięgnęłam, czyli „Wróć przed zmrokiem” z zapalczywością maniaka wyczekuję następnych. Mało tego nie w ramach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy jest ktoś jeszcze poza mną, kto nadrabia całą serię Chyłki autorstwa Remigiusza Mroza? Jeśli nie to przypominam, że co jakiś czas będę was męczyła update moich postępów z serią, a jeśli tak to dajcie znać na ig lady_obliviate, na której części jesteście wy!

Niektórzy oskarżają autora o pójście w ilość, a nie w jakość. Osobiście jestem fanką wszystkich pozycji spod ręki Remigiusza Mroza pomimo mniejszego lub większego zachwytu, który we mnie budzą. W tej sytuacji nic dziwnego, że „Immunitet” jest dla mnie w topce prawniczych książek i moim zdaniem zdecydowanie udowadnia, że autor od lat jest w świetnej formie, bo „Immunitet” ma czym zachwycić.

Po pierwsze zagadka, która jest głównym motorem napędowym tej pozycji, bardzo szybko wzbudza ciekawość i pomimo wszelkich prób rozgryzienia jej co rusz dostajemy nowy wątek, który wywraca poprzednie koncepcje do góry nogami. Za każdym razem, kiedy myślałam, że nadążam okazywało się, że jestem w tyle tak samo jak duet Chyłki i Zordona, a czas nieubłaganie płynął ku zakończeniu.

Po drugie kontrowersyjność prowadzonej sprawy. Nie często sięga się po książki, w których pierwsze skrzypce gra Trybunał Konstytucyjny przedstawiony w złym świetle. Autorzy raczej unikają ataku w kierunku TK, chociaż kwestia immunitetu jest dość oklepanym wątkiem.

Po trzecie dużo bardziej rozbudowany rys charakterologiczny postaci. W czwartym tomie mamy możliwość dogłębnego zbadania czeluści duszy Joanny, a zachowania Zordona nabierają w końcu niepowtarzalnych cech, dzięki którym w następnych częściach być może majtki będą spadały same na wzmiankę o aplikancie Kordianie Oryńskim.

Poza wspomnianymi plusami powyżej ta książka ma jeszcze wiele innych aspektów, za które można i trzeba ją chwalić. Tylko po co? Inni recenzenci powiedzieli już wszystko przez te kilka lat, których upłynęło od premiery.

Czy jest ktoś jeszcze poza mną, kto nadrabia całą serię Chyłki autorstwa Remigiusza Mroza? Jeśli nie to przypominam, że co jakiś czas będę was męczyła update moich postępów z serią, a jeśli tak to dajcie znać na ig lady_obliviate, na której części jesteście wy!

Niektórzy oskarżają autora o pójście w ilość, a nie w jakość. Osobiście jestem fanką wszystkich pozycji spod ręki...

więcej Pokaż mimo to