rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK „Dobra dziewczyna, zła dziewczyna” Michael Robotham
Autora nikomu przestawiać nie muszę: mistrz swojego gatunku, jak o nim napisał sam Stephen King.
Główna bohaterka Evie Cormac – Aniołek. Dlaczego autor tak ją nazywa?
Główny bohater Cyrus Haven – facet z pagrem, bez telefonu. Kiedyś mały zagubiony chłopiec, którego rodzice i siostry zostały zamordowane.
Ale to nie to morderstwo i nie ta tragedia rodzinna są motywem przewodnim tej wciągającej i pełnej tajemnic opowieści, a Rotham po mistrzowsku stopniuje nam napięci, gdy tymczasem akcja pędzi do zadziwiającego finału. Tak, trzyma w napięciu od pierwszych wersów, do ostatnich słów, a wszystko kręci się wokół złotej dziewczyny brytyjskiego łyżwiarstwa, marzącej o sławie olimpijskiej, która zmarła porzucona na zimnej i błotnistej polanie kilometr od domu.
Bohaterowie wkradają się w naszą przestrzeń i biorą ją we władanie centymetr po centymetrze. Zanim Czytelnik się zorientuje, wpadł na dobre.
Czytając staramy się zrozumieć, że zło to raczej nieobecność dobra niż coś z góry przesądzonego zapisanego w czyimś DNA czy wymuszonego przez gównianych rodziców, beztroskich nauczycieli albo okrutnych przyjaciół - jak zwykł mawiać główny bohater.
Poznajemy i nie do końca rozumiemy Terryego Bolanda, który stworzył swojej ofierze nową rzeczywistość, przekonawszy ją, że jej rodzice ją porzucili, wszyscy inni chcą ją zabić i tylko on Terry Boland, może ją uchronić przed całym złem tego świata.
A co jeżeli prawda jest zupełnie inna?
Bo przecież paranoicy uważają, że świat spiskuje przeciwko nim, a oni sami nie odpowiadają za swoje pomyłki. Paranoicy opierają się na tym c o c h c ą widzieć.
Tymczasem zastanówmy się, czy naprawdę istnieją jakieś spiski? Czy są one tylko wytworem ludzkiej wyobraźni?
Nie możemy twierdzić, że kompletnie nie istnieją, to nie tak. Ale zbyt wielu ludzi ma skłonności szukać skomplikowanych odpowiedzi, tam gdzie wystarczą proste. Chcą wierzyć w to, że społeczeństwem manipulują jacyś arcyłotrzy, mroczne organizacje czy też jakieś inne szemrane instytucje, „państwa w państwie”.
Otaczająca nas rzeczywistość jest dużo bardziej trywialna i nie rządzą nami żadne grupy kontrolujące świat.
Kto ma rację i co jest prawdą? Bo ze stwierdzeniem Marka Twaina, raczej trudno polemizować:
„W kłopoty wpędza nas nie, to, czego nie wiemy, lecz to o czym z całą pewnością wiemy, że nie istnieje”.
Kto zgwałcił i zamordował Jodie Sheehan, uczennicę z Nottingham? Czy był to portier pracujący w szpitalu Craig Farley, który się do wszystkiego przyznał?
Jakie pobudki nim kierowały?
A Evie Cornac, odnaleziona po latach w domu w północnym Londynie, ukryta w tajemnym pomieszczeniu? Kiedy ją znaleziono była brudna, niedożywiona i cierpiała na wiele chorób. Trudno się więc dziwić, że jej osobowość wciąż się kłębi, wrze, i aż kipi, czekając na odpowiednią chwilę, by dać ujście wściekłości na cały świat.
Evie, która o sobie myśli, że to właśnie ona jest problemem dla tego świata: bezwartościowa, obrzydliwa, zbiornik na odpadki, ściek, worek treningowy, ciemna i mroczna będąca zniewagą dla ziemi, po której stąpa i powietrza, którym oddycha. Nihilizm w czystej postaci.
To Terry kreślił przez wiele lat wizję jej świata. To on był tym jej światem.
Kim był Terry? Dobrym czy złym?
Co łączy Evie Cornac, niesforną, agresywną, z szemraną przeszłością tajemniczą dziewczynę z psychologiem policyjnym Cyrusem Havenem?
I taka jest ta powieść: przepełniona bólem, rozgoryczeniem i brudem tego świata. Pełna zagadek, pytań i niewiadomych i to do samego końca.
DO którego jak dobrniemy, będziemy chcieć więcej: odpowiedzi i więcej Cyrusa Havena.

Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK „Dobra dziewczyna, zła dziewczyna” Michael Robotham
Autora nikomu przestawiać nie muszę: mistrz swojego gatunku, jak o nim napisał sam Stephen King.
Główna bohaterka Evie Cormac – Aniołek. Dlaczego autor tak ją nazywa?
Główny bohater Cyrus Haven – facet z pagrem, bez telefonu. Kiedyś mały zagubiony chłopiec, którego rodzice i siostry zostały...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja za chwilę.

Recenzja za chwilę.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja dla Wydawnictwa Emocje „Sekret starych fotografii” Małgorzaty Lis

Pomysł na pisanie powieści dwutorowo pod względem czasoprzestrzeni, w tym wypadku okazał się niezwykle ciekawym manewrem pisarskim, dzięki któremu najnowszą powieść Małgorzaty Lis czyta się z prawdziwą przyjemnością, chociaż nie szczędzi nam ona ciężkich momentów i trudnych spraw.
Autorka zmierzyła się z tragedią, jaka spotkała społeczność żydowską w niewielkiej miejscowości położonej na Szlaku Orlich Gniazd, o nazwie Żarki. W czasach, w których wymordowano miliony ludzi różnych narodowości, w czasach, w których ofiary liczymy na miliony, w niewielkiej miejscowości, jakich na mapach świata jest wiele, mieszkańcy przeżywali swoje życiowe dramaty, a skala okrucieństwa nie znała granic. Bohaterowie dnia codziennego i tamtych czasów. To właśnie im autorka oddała hołd i na wieki, na kartach tej powieści tchnęła życie w rodzinę Będkowskich, Nowakowskich i Klizmanów.
Irka Będkowska, Stach Nowakowski, Abram Klizman na kartach tej powieści przeżywają swoje dramaty i to nie tylko miłosne. Bynajmniej. Małgorzata Lis wykreowała bohaterów świadomych trudnych czasów, w jakich przyszło im żyć i obdarzyła ich siłą do zmierzenia się z wyzwaniami niesionymi przez tamten okres, tuż przed wybuchem II Wojny Światowej oraz podczas jej trwania.
Nastroje antysemickie zataczające coraz szersze kręgi oraz stopniowa realizacja planu mającego na celu wyniszczenie kultury i społeczności żydowskiej, nawet w małych miejscowościach, do jakich należały Żarki, przyniosła okrutną śmierć tysiącom Żydów – niewinnych ludzi.
Krok po kroku, strona po stronie autorka prowadzi Czytelnika nie tylko po Szlaku Kultury Żydowskiej, na którym trafiamy na rynek w Żarkach, stare miejsce po cmentarzu żydowskim, synagogę przerobioną na dom kultury oraz getto ulokowane w samym środku miasteczka. Miejsca, w których już nigdy nie zabrzmią ciche słowa modlitwy, ani nie zapłoną świece szabasowe w każdy piątek, a język polski już nigdy nie będzie się mieszał z jidysz.
I tylko łza się w oku zakręci, że już nie powrócą tamte czasy, a jakaś cząstka świata przeminęła i to bezpowrotnie, gasząc wraz ze swoim odejściem istnienia tysięcy ludzi.
Malownicze okolice i klimat pięknej polskiej wsi podkręca tajemniczość snutej opowieści, której odbiór przypomina mi historię ojca Mateusza, bo podobne i tutaj nagromadzenie tak charakterystycznych dla polskiej wsi akcentów: sady pełne starych drzew, pachnący i ciepły chleb, brzęczące w koronach drzew pszczoły, szczekający w oddali pies, dysputy po sąsiedzku, okraszane tym co akuratnie było pod ręką.
Irka Będkowska i jej miłość do Abrama, a jednak ślub ze Staszkiem Nowakowskim, wątek z roku 1939.
Magda i jej miłości o wielu imionach: Łukasz, Szymon, Wojtek i Mariusz.
Co ich łączy? Jak można powiązać historię z roku 1939 z czasami nam współczesnymi?
Można i Małgorzata Lis udowadnia nam, że można to zrobić po mistrzowsku. Główną bohaterkę Magdę przenosi z tłocznej Warszawy i korporacji, na którą ta nie ma już ani siły ani ochoty, do spokojnych i idyllicznych Żarek, a odkrywając przed nami malowniczą okolicę prowadzi nas nawet na zamek w Ogrodzieńcu i w Olsztynie, nie szczędząc wspinaczki po skałkach na Jurze Krakowsko – Częstochowskiej.
Skomplikowana i wręcz powiedziałabym pokręcona osobowość Magdy, która mnie nawet momentami drażniła. Czym? Swoim niezdecydowaniem, błędnymi decyzjami, kapryśnym charakterem, a z drugiej strony, to właśnie na przykładzie Magdy ukazane jest poszanowanie historii, zainteresowanie nią, ocalenie od zapomnienia wspomnień o ludziach, którzy przeżyli taki ogrom tragedii. Bo liczy się człowiek. Ten żyjący współcześnie i ten żyjący kiedyś również. Bo historia to ludzie, a każda wojna jest okrutna i niesie za sobą jedynie spustoszenie, śmierć i destrukcję.
To my, przyszłe pokolenia oddajemy głos i hołd tym, którzy już sami przemówić nie mogą. Bo nie dane im było żyć ani minuty dłużej. Bo nagle ich życie się urwało.
I tylko pamięć na kartach takich powieści jak ta, jak „Sekret starych fotografii” uratuje znowu kilka istnień ludzkich od zapomnienia.
Dziękuję autorce za wyjątkowe momenty, chwile wzruszenia i za te kilka łez, które gdzieś tam w skrytości ducha popłynęły.
Wydawcy Emocje dziękuję za miłą współpracę przy promocji tej wyjątkowej książki.

Recenzja dla Wydawnictwa Emocje „Sekret starych fotografii” Małgorzaty Lis

Pomysł na pisanie powieści dwutorowo pod względem czasoprzestrzeni, w tym wypadku okazał się niezwykle ciekawym manewrem pisarskim, dzięki któremu najnowszą powieść Małgorzaty Lis czyta się z prawdziwą przyjemnością, chociaż nie szczędzi nam ona ciężkich momentów i trudnych spraw.
Autorka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Opinia Pani Marii Lampart
"Optymistycznie nastroiła mnie już piękna okładka w moim ulubionym kolorze, a dodatkowo wzruszyło zadedykowanie wierszy ofiarom przemocy i bezprawia. Tematyka ta zawsze budzi mój sprzeciw. Po barbarzyńskiej napaści Rosji na Ukrainę z przerażeniem zaczęliśmy obserwować to co dzieje się wokół nas. "Zmienił się nasz świat to słowa prosto z serca, reakcja na to co nas otacza. Wiersze z cyklu"Droga..." to zachętą do refleksji nad naszym życiem, do wyciągania wniosków, do bycia sobą i kierowania się własnymi wartościami a nie kopiowania też głoszonych przez fałszywych proroków. Hołd dla prawdziwej i wiernej miłości, odchodzenie bliskich i potrzeba wdzięcznej o nich pamięci to także tematy bliskie Pani sercu. Szukanie tego co nas łączy mimo dzielących nas różnic i budowanie na tym porozumienia. Tak pięknie i subtelnie Pani o tym piszę. Wiersze "Chrystus to my", czy "W nienawiści" to wiersze, które uświadamiają nam, że od nas zależy jak ten świat będzie wyglądać, jakie prawa będą nami rządziły i co pozostawimy po sobie. Tym wszystkim, którzy pogubili się w dzisiejszej rzeczywistości, oraz tym, którzy cenią poezję głęboko zapadająca w nasze serce serdecznie polecam tomik "W myśli ubrana". Na pewno pozostanie on w zasięgu mojej ręki i często będę do niego wracać. Dziękuję za piękne poetyckie przemyślenia.
Z poważaniem Maria Lampart. ..."

Opinia Pani Marii Lampart
"Optymistycznie nastroiła mnie już piękna okładka w moim ulubionym kolorze, a dodatkowo wzruszyło zadedykowanie wierszy ofiarom przemocy i bezprawia. Tematyka ta zawsze budzi mój sprzeciw. Po barbarzyńskiej napaści Rosji na Ukrainę z przerażeniem zaczęliśmy obserwować to co dzieje się wokół nas. "Zmienił się nasz świat to słowa prosto z serca,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Recenzja patronacka książki Arlety Tylewicz

„Szczęście do poprawki”

Ach co to był za czas z tą książką: szybki, denerwujący i trzymający w napięciu. A wszystko za sprawą powieści Arlety Tylewicz.

Szybki – bo nie wiem kiedy minął czas przeczytania tej książki.

Denerwujący – bo już dawno, a może nigdy, żaden bohater nie sprowokował mnie do myśli … no niezbyt nadających się do opublikowania …

Trzymający w napięciu – nieprzewidywalne zwroty akcji, niezrozumiałe decyzje głównej bohaterki oraz nieznośny, pyszałkowaty, zepsuty i wręcz można by nazwać nieludzko nieuczciwy bohater o moralności ZERA, a może nawet mniej niż ZERA.

Historia stara jak świat: zdrada małżeńska. Tak, ale historia tak niebanalna i tak inna od wszystkich, a na dodatek osadzona w realiach współczesnego świata, że aż boli. Boli w wielu momentach, a potem na końcu napawa nadzieją, że jednak jest na tym świecie sprawiedliwość, dopust Boży, czy jak kto woli karma wraca.

Jednak zacząć musimy od początku, bo już na pierwszych stronach powieści dowiadujemy się o takiej małej i zupełnie nic nie znaczącej zdradzie małżeńskiej. Mąż naszej głównej bohaterki Jagody Leszek, nie widzi niczego złego w jego zdradzie małżeńskiej! A więc ja, już na stronie trzeciej tej powieści, a konkretnie pierwszej stronie prologu, chciałam drania zabić i poćwiartować.

Ale do głowy by mi nie przyszło co ten zdeprawowany do szpiku kości gościu wymyśli. Trudno o stworzenie bardziej negatywnego bohatera powieści współczesnej. Po prostu od pierwszych zdań tej książki do samego końca chcemy go udusić własnymi rękoma.

I tu do akcji wkracza nasza bohaterka główna - Jagoda, której postać skonstruowana jest w sposób równie niekonwencjonalny co jej małżonek.

Postać Jadwigi to nagromadzenie wszelkiej naiwności i dobroci tego świata w jednym. Inteligentna, wykształcona, dobra pisarka, potrafiła w sobie wykrzesać tak ogromne pokłady naiwności, że aż dziw bierze i trudno uwierzyć. A jednak. Zastanawiamy się czy kiedykolwiek odważy się wyrwać z tej zależności od męża, który ją omamił bez reszty i przezwyciężyć własne lęki, ujarzmić demony, które rozsiewane były przez jej bliskich od lat.

Aczkolwiek w życiu naszej bohaterki dominował ON, pan i władca jej świata, to tak to już w życiu jest, że otaczają nas różni ludzie, więc i Jagoda spotkała na swojej drodze kilka przeciwstawnych do pana męża charakterów, tak zwanych dobrych dusz, które były na każde jej zawołanie, gotowe nieść pomoc, kiedy tylko tego potrzebowała.

A do takich osób z pewnością zaliczyć możemy tajemniczego Wiktora. I niech takim tajemniczym on w tej recenzji pozostanie.

Autorka w swojej powieści udowadnia nam, że życie ludzkie pełne jest wzlotów i upadków, a równocześnie, i to chyba jeszcze mocniej niż cokolwiek innego, pokazuje nam prawdziwość i słuszność słów filozofa Heraklita z Efezu, który zasłynął miedzy innymi ze słów: „Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki”.

I to właśnie jest ta sytuacja, która pasuje idealnie do sentencji Heraklita i wydźwięku jakie jego słowa powinny nieść ze sobą.

Przywiązanie to bardzo silne uczucie, zaś zerwanie i to definitywne z przeszłością wymaga odwagi i naszego wysiłku. Zwłaszcza, jeżeli wspomnienia są piękne. Nie można jednak cofnąć czasu, a wypalone uczucie już nigdy nie odżyje.

Czasami działając w dobrej wierze, popełniamy błąd za błędem, a bywają momenty w naszym życiu, że zaskakuje nas każdego dnia i wydaje nam się, że już gorzej być nie może. Zostaliśmy zranieni, lecz ranimy innych. Jakiż to paradoks sytuacji. Nieprawdaż?

Bohaterka ukazana jako kobieta niezwykle wrażliwa, z natury bezbronna i łatwowierna, można rzec naiwna. Postawiona jednak w zupełnie innej i jakże odpowiedzialnej roli życiowej ( nie zdradzę w jakiej – przeczytajcie ), zamienia się w lwicę, walczącą o swoje. Bo to właśnie nowe okoliczności zmusiły ją by zawalczyć o swoje i o siebie przede wszystkim. Bo czy dla siebie? To już może niekoniecznie. Ale sami oceńcie.

Wszystkie ciężkie przeżycia Jagody zahartowały ją i sprawiły, że z naiwnej i słabej kobiety stała się bardziej dojrzałą i doświadczoną kobietą.

A Lesiu? No cóż, okazał się palantem nad palantami i w zasadzie zasłużył sobie na miano króla palantów J i to jest ten dobry moment w książce … karma wraca.

Powieść kończy się w zasadzie …” i żyli długo i szczęśliwie …” i uważam, że autorka powinna popracować nad czymś podobnym, bo się dobrze czyta. Ja miałam niedosyt.

Szczerze polecam, każdemu kto szuka dobrej książki na dwa wieczory i ma czas aby jej nie odkładać, aż nie przewróci ostatni strony. Lekka i przyjemna w odbiorze, zostanie z każdym kto ją przeczyta na dłużej.

Dziękuję serdecznie i całym sercem za zaufanie i patronat medialny nad tą jakże życiową i piękną opowieścią.



DZIĘKUJĘ J

Recenzja patronacka książki Arlety Tylewicz

„Szczęście do poprawki”

Ach co to był za czas z tą książką: szybki, denerwujący i trzymający w napięciu. A wszystko za sprawą powieści Arlety Tylewicz.

Szybki – bo nie wiem kiedy minął czas przeczytania tej książki.

Denerwujący – bo już dawno, a może nigdy, żaden bohater nie sprowokował mnie do myśli … no niezbyt nadających...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Współpraca z Wydawnictwem Emocje

Recenzja książki „Miłość w cieniu rewolucji” Mai Jaszewskiej



O dziennikarce, pisarce oraz autorce licznych wywiadów i artykułów Mai Jaszewskiej można powiedzieć wiele, ale ja pragnę zwrócić uwagę na jeden aspekt i to każdej myśli pisanej, która wychodzi spod jej pióra: spojrzenie na człowieka i historię w symbiozie z poszukiwaniem sensu i wartości w życiu każdego z nas.

Refleksję nawiązującą do tej teorii odnalazłam również w najnowszej książce tejże autorki „Miłość w cieniu rewolucji”. Szerokie grono Czytelników i znawców literatury nazywa takie książki ciekawe i mądre, pobudzające wyobraźnię Odbiorcy do szerszego spojrzenia na wyzwania epoki tamtej – minionej oraz tej obecnej – w której przyszło nam żyć.

Podążamy za bohaterami tej powieści i odnajdując podobieństwa dotykamy wielu niezabliźnionych ran zarówno tamtych czasów jak i naszej epoki, w której my żyjemy. Pomimo wagi poruszanej problematyki, Maja Jaszewska czyni to z wielką finezją i nienarzucającym niczego pietyzmem.

Lektura tej powieści wymaga od Czytelnika uważności, bo tylko wtedy te analogie, i to nie raz i nie dwa, odnajdzie. Plastyczność języka, którym posługuje się autorka oraz dynamiczność czasów i kultur przez nią opisywanych sprawia, że przez powieść „płyniemy”, niesieni wpierw przez okolice Marianówki, potem Warszawy, by naszą podróż zakończyć w Astrachaniu, choć czy słowo „zakończyć” jest tym właściwym, tego nie zdradzę.

Plejada opisywanych postaci jest niesamowicie różnorodna i pomiędzy bohaterów głównych Bietkę, Janka, ciotkę Helenę, ojca Elżbiety pisarka finezyjnie wplata pojawiających się dosłownie na chwilę wysokich urzędników carskich, bogatych kupców, nauczycieli, lekarzy, w zestawieniu z patrolującymi ulice Warszawy Kozakami, kucharką Marianną, rodziną Chanify, Aramem oraz Katią i Poliną.

Niektórzy bohaterowie pozostają z nami na dłużej, niektórzy znikają po kilku stronach, by już więcej nie powrócić. Niczym w spektaklu teatralnym, bo taka jest ta powieść: napisana z wielkim rozmachem, pełna zadziwiających opisów, sprawiających, iż momentami mamy wrażenie jakby autorka malowała za pomocą słów:

…” Nasza polskość była tylko jednym z wielu kamyczków wielobarwnej mozaiki tożsamości mieszkańców tego niezwykłego miasta. Podobnie różnobarwna była tutejsza roślinność. Obok wysokich i bujnych platanów rosnących wzdłuż ulic w przydomowych ogrodach pyszniły się wielkie krzaki rododendronów i różowych jak niebo o poranku hibiskusów.”…

Gorące dysputy, o których pisze Maja Jaszewska, rozgrzewały Polaków nie tylko w tamtych czasach, a przysłuchująca się im nasza bohaterka główna Bietka, która już od najmłodszych lat wiele słyszała i wiele widziała, dorastała pośród atmosfery przemyśleń rewolucjonistów i ludzi dla których los drugiego człowieka nie był obojętny. W swoim poturbowanym przez los życiu, zbiera ciężkie i różnorodne doświadczenia, po miłość wielką włącznie. Uczy się, iż tylko głupcy nie potrafią zobaczyć tego co wspólne w sprzecznościach.

Znamienne słowo MIŁOŚĆ znalazło się już w tytule tej powieści i towarzyszyć będzie Elżbiecie od lat wczesnej młodości, zasiewając swoje ziarno kiełkujące powoli, przez lata, ale niezmiennie w tym samym kierunku, noszącym piękne polskie imię: Janek.

I to właśnie ten wątek, miłości, w połączeniu z polskością, patriotyzmem i prawdziwymi wartościami, kształtującymi już od najmłodszych lat charaktery ludzkie jest jednym z motywów przewodnich tej powieści.

Pewnie wielu Czytelników zidentyfikuje się ze słowami jednego z bohaterów o świętym obowiązku wobec naszej ojczyzny, którym jest odzyskanie niepodległości, ale razem, a nie podzieleni, nie kierowani ekonomicznymi interesami, bo te każdy ma inne. Razem, a potem kiedy to się już uda, zadbanie o życie społeczne oparte na poszanowaniu każdego, kto w tym kraju mieszka, bez względu na jego pochodzenie społeczne czy narodowe, kolor skóry, wyznanie, czy jego brak. Nie zapominajmy: akcja powieści rozgrywa się na przełomie XIX i XX wieku, kiedy za naszą granicą od lat trwał konflikt, a Rosja podobnie jak w czasach nam współczesnych, walczy na wielu frontach o dominację.

Z kolei nie o dominację, lecz o nowy porządek świata walczą na kartach tej powieści kobiety, które wykreowane zostały jako światłe i świadome sufrażystki, przeciwstawiające się niesprawiedliwości panującej wokoło, pełne siły i wigoru, gotowe do wielu poświęceń. Mają świadomość, że czasy słabych, zdanych na innych kobiet mijają i to bezpowrotnie. Z jakże wielką melancholią czytamy o Uniwersytecie Latającym i pierwszych marzeniach ówczesnych reprezentantek płci pięknej aby pracować jako lekarz, prawnik czy buchalter.

W pewnym momencie akcja przyspiesza, wydarzenia następują jedno po drugim i miejsce fabuły przenosi się do Astrachania. Czytelnik trafia w zupełnie inny świat, aczkolwiek już na pierwszych stronach autorka nas w ten świat delikatnie wprowadza.

Astrachań leżący w delcie Wołgi, będący zarazem oknem na Morze Kaspijskie, ze swoim egzotycznym pejzażem nadmorskiego miasta i jego kosmopolityczny charakter. To tutaj mieszały się akcenty europejskie, azerskie, rosyjskie, ormiańskie, afgańskie i żydowskie. Podobnie jak i mieszkańcy, różnobarwna była tutaj roślinność, którą możemy podziwiać i wręcz namacalnie poczuć i posmakować w opisach, którymi raczy nas autorka.

Z ciekawością i łapczywie chłonęłam opisy kultury życia i tradycje Tatarów, ich zasady i rytuały codzienności, na tle których rozgrywały się dramaty i chwile szczęścia, wzloty i upadki naszej dwójki bohaterów: Bietki i Jana Piwowarczyków, Janeczki, Henrysia i Jadwini.

Dochodzę do końca powieści i z niedowierzaniem stwierdzam, że końca brak. Nie dowiem się ( jeszcze ) jak potoczyły się losy bohaterów, z którymi mocno się zżyłam przez te ostatnie kilka dni.

I to jedyny mankament tej powieści. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg, kolejny tom.

Dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Emocje za te chwile wzruszeń, napięcia i ekscytacji. To był dobrze spędzony czas.

Współpraca z Wydawnictwem Emocje

Recenzja książki „Miłość w cieniu rewolucji” Mai Jaszewskiej



O dziennikarce, pisarce oraz autorce licznych wywiadów i artykułów Mai Jaszewskiej można powiedzieć wiele, ale ja pragnę zwrócić uwagę na jeden aspekt i to każdej myśli pisanej, która wychodzi spod jej pióra: spojrzenie na człowieka i historię w symbiozie z poszukiwaniem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja dla Wydawnictwa LUNA „Słowa wdzięczności” Anny H. Niemczynow

Miałam co do tej książki takie mieszane uczucia. A wiecie dlaczego? Sama kiedyś byłam wierzącym i praktykującym człowiekiem. Nadal jestem osobą wierzącą, ale z tych poszukujących. Czego, lub kogo szukam? W co lub w kogo wierzę? NIE WIEM. SZUKAM.
Szukam prawdy. Tak, prawdy o sobie i o świecie mnie otaczającym. A tu takie CUDA, o których pisze nam autorka.
Wiele w tej książce mądrości życiowych i takich pięknych, dających nam nadzieję słów, a przecież w dzisiejszych, niełatwych czasach, jakże każdemu z nas potrzebna jest nadzieja. W każdym rozdziale znajdziemy przykłady z życia autorki, która udowadnia jak taka mała, a jakże niedoceniana w życiu każdego człowieka rzecz, jaką jest wdzięczność, dużo w tym naszym codziennym życiu zmienić potrafi.
Przyznam szczerze, że chcąc napisać tę recenzję pracowałam z „Koszykami” autorki aż do numeru 67. I dobrze mi z nimi było i zapanował na chwilę błogostan, który już po chwili zastępowała życiowa rutyna, samo życie i wszelkie z nim związane kolory tęczy od szarości aż po biel, jak to w życiu bywa.
To również chce nam uświadomić autorka tego poradnika, używając w tym celu, wielu cytatów różnych pisarzy, teologów, filozofów, kaznodziei oraz świętych, nawet pojawia się Kubuś Puchatek.
Odebrałam tę książkę jako pochwałę życia autorki, ale nie tylko. To zbiór prywatnych zwierzeń o momentach dobrych i złych, a wszystko przeplatane taką dozą miłości i wdzięczności, która naprawdę zasługuje na tytuł „SŁOWA WDZIĘCZNOŚCI. Z ZACHWYTU NAD ŻYCIEM”.
Dużo, bardzo tu dużo słowa DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ. Tak i to właśnie użytego po trzykroć. Wdzięczność wychwalana na każdej stronie, jest czymś pięknym i u wielu osób spowoduje poruszenie serca, chwilę zadumy nad własnym życiem, a u innych wręcz przeciwnie: zburzy ich zwyczajny sposób postrzegania świata z ich własnej perspektywy.
Ale o to tu przecież chodzi, aby spojrzeć z troszkę innej perspektywy. Zobaczyć co już nam się udało osiągnąć i jakim wspaniałym człowiekiem MY sami jesteśmy. W końcu dostrzec i zrozumieć co tak naprawdę w naszym życiu jest ważne i co w naszym życiu powoduje tak bardzo upragnioną przez każdego z nas: harmonię, szczęście i spokój ducha.
Jeżeli ktoś lubi poradniki oraz codzienną pracę z książką, do czego namawia autorka, jeżeli chcecie rozbudzić nowe obszary własnej świadomości, poznać co tak naprawdę jest potrzebne człowiekowi do szczęścia to polecam Wam tę książkę.
Dziękuję Wydawcy za egzemplarz recenzencki.

Recenzja dla Wydawnictwa LUNA „Słowa wdzięczności” Anny H. Niemczynow

Miałam co do tej książki takie mieszane uczucia. A wiecie dlaczego? Sama kiedyś byłam wierzącym i praktykującym człowiekiem. Nadal jestem osobą wierzącą, ale z tych poszukujących. Czego, lub kogo szukam? W co lub w kogo wierzę? NIE WIEM. SZUKAM.
Szukam prawdy. Tak, prawdy o sobie i o świecie mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kontrowersyjna i dlatego może taka dobra? Inna. Z pewnością do tej pory nie czytałam niczego podobnego. I w formie i w treści, chociaż w obydwu przypadkach bardziej mi przypominała opowiadanie w stylu „Na wozie” Czechowa, w którym mamy również bohaterkę ukazaną w skrajnej postaci, jakkolwiek na kilku stronach, jak na opowiadanie przystało.
W przypadku powieści Zyty Rudzkiej mamy do czynienia z książką, w której na ponad dwustu stronach bohaterka ukazana jest w swojej czystej, skrajnej postaci.
Być może wywołam moją recenzją oburzenie, ale po prostu, tak najzwyczajniej nie wierzę, aby każdy z nas chociaż raz w życiu nie miał takiej sytuacji, w której puszczają mu nerwy, bo sytuacja i okoliczności do tego zmusiły i zachowujemy się, lub zachowaliśmy się, podobnie lub identycznie jak główna bohaterka Wera? Bo co, bo taka bezpośrednia i wulgarna ta Wera? Niech ten rzuci kamieniem, kto ani razu nie zaklął?
Zyta Rudzka opisuje nam sposób radzenia sobie z żałobą. A tak i nie inaczej radziła sobie właśnie Wera. I to opisała autorka, mając swoją wizję, swojej bohaterki. Dlaczego nie? Mnie ujął ten styl i powiem, że czytało mi się tę małą książeczkę miło, a czasami nawet i uśmiech się na twarzy pojawił. Lubię takie poczucie humoru i tę ironię ukrytą w zwykłych czynnościach, w zwykłym naszym życiu. Bez blichtru i naciągania welonu na twarze tu obecnych, bo inaczej nie można i nie wypada.
A co jeżeli opuścimy kurtynę, zajrzymy za kulisy i co wtedy? Wtedy taka Wera jest praktycznie w każdym z nas, bez względu jak bardzo próbujemy udawać i na zewnątrz takiej Wery z nas nie wypuszczać.
Książka ujęła mnie również trafnością spostrzeżeń i to takich z każdego podwórka, czy to wieś czy miasto, wszędzie możemy się spotkać ze zjawiskami opisywanymi przez autorkę: męka zwierząt, biurokracja, rytuał pogrzebu, no i przede wszystkim miłość po grób, a przynajmniej w planach. Wyszło jak wyszło. Jak zawsze.
Rudzka posługuje się w swojej prozie wszystkim co w niej samej jest wyjątkowe, a więc zaletami, wadami, obsesjami a nawet i dziwactwami, które upycha w swoją bohaterkę. Czyż ona nie przemawia zuchwale i jednocześnie bardzo radośnie głosem autorki? Pisze wszak o niepozornych, domowych sprawach, ale napisała je aby skłaniać nas do namysłu, budzić sprzeciw i oburzać. Chociaż równocześnie ze snutej opowieści wybrzmiewa nuta, która ma nas pocieszyć. Wprawdzie w bardzo skomplikowany i specyficzny sposób, ale jednak.
Doczytuję się w prozie Rudzkiej jeszcze jednej rzeczy, mianowicie liczy się dla niej każde ludzkie życie, każdy człowiek według niej zasługuje na uwagę, a z obserwacji jednego ludzkiego życia i jego bacznej analizy, co też Rudzka czyni, możemy poznać źródło wszystkich dobrych i złych postępków na ziemi.
Wera i jej pieskie życie, świat, który ujawnia skazy bohaterów, wciągając równocześnie Czytelnika w ten opisywany świat. Wera nie jest ani piękna, ani doskonała, a pomimo to współczujemy jej szczerze, a nawet niejeden z nas się z nią utożsami.
Dlaczego? Bo Wera jest autentyczna, prawdziwa i szczera do bólu, bo Wera nie boi się przywalić łopatą w wieko trumny na pogrzebie Dżokeja i stwierdzić, że nie będzie płakać, bo ma już tyle lat, że nie zamierza udawać.
Język, którym posługuje się autorka jest plastyczny, obrazowy, a jej stosunek do słowa pisanego nazwałabym wręcz namiętnym. Ona czyta świat i odtwarza go nam w sposób dociekliwy, ciekawszy od innych i z pewnością przeznaczony dla uważniejszych Czytelników rzeczywistości.
Z powieścią Zyty Rudzkiej to jest tak: „…rozwija się i urzeka nas ( lub nie ) zdanie po zdaniu. Żeby coś z nami zrobiło musi nas stale przyciągać….”
I taka jest ta powieść.

Kontrowersyjna i dlatego może taka dobra? Inna. Z pewnością do tej pory nie czytałam niczego podobnego. I w formie i w treści, chociaż w obydwu przypadkach bardziej mi przypominała opowiadanie w stylu „Na wozie” Czechowa, w którym mamy również bohaterkę ukazaną w skrajnej postaci, jakkolwiek na kilku stronach, jak na opowiadanie przystało.
W przypadku powieści Zyty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK „Kochając wroga” Gosi Nealon

Niewielka objętościowa książka, a taka historia w niej zawarta i tak napisana, że aż mi dech zapierało. Nie spodziewałam się, aż takiego „kina”.
Autorka wykreowała dwóch bohaterów przeciwstawnych: dobry i zły, a dla podkręcenia fabuły są oni bliźniakami.
Historia ulokowana w czasach II Wojny Światowej, a więc nietrudno się domyślić, że jeden z braci jest okrutnym faszystowskim oprawcą, a drugi … ale bez spojlerów, a tu się sytuacja zdecydowanie komplikuje i w historię wplata nam się przepiękny ale jakże pogmatwany i pełen intryg romans Wandy, pięknej młodej kobiety.
Losy Wandy również nie należą do prostych i w najmniej dla niej spodziewanych okolicznościach dowiaduje się prawdy o swojej matce, o rodzicach, o tym co łączy, a co dzieli tę rodzinę.
Okoliczności i cała historia sprawiają, że okrutna prawda, bardziej łączy, aniżeli dzieli obydwie kobiety, ale ten wątek to sprytnie przemyślany element fabuły ciągnący się tak naprawdę od początku książki do jej samego końca.
Zaskakujące okoliczności i sytuacje, plejada różnorodnych postaci i niezwykłe zwroty akcji powodują, że książkę czytamy na jednym wdechu od deski do deski.
Barwne więzi rodzinne i to kilku rodzin, tragedie rozgrywające się w Niemczech w czasach tworzenia się partii nazistowskiej NSDAP i okrutne dylematy oraz decyzje jakie podejmowali ludzie żyjący w tamtych czasach. Decyzje dla nas dzisiaj nie zrozumiałe, ale wystarczy popatrzeć za okno, dzisiaj, poobserwować tylko sytuację w Europie, również w Polsce, a zrozumiemy, że od okrutnej dyktatury, od zgotowania ludziom piekła na ziemi, wcale teraz nie jesteśmy zbytnio oddaleni.
Ludzie bestie, ludzie ślepo podążający za ideologią gotowi są poświęcić najbliższych, aby obsesyjnie wręcz i jak otumanieni podążać za swoim przywódcą. Bez analizy konsekwencji, bez serca i bez duszy. Ludzie wyzbyci z wszelkich skrupułów, wpatrzeni w dyktatora.
A po drugiej stronie mamy walczących, uciśnionych ludzi. W książce Gosi Nealon bohaterskich powstańców, którzy za wolność oddawali własne życie. Kto przeżył ten koszmar w Warszawie w roku 1944 już nigdy nie mógł powrócić do normalności.
Ale dotyczy to nie tylko bohaterskich Powstańców, dotyczy to WSZYSTKICH ofiar DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ I WSZYSTKICH WOJEN PROWADZONYCH NA TYM ŚWIECIE. Kto przeżyje koszmar wojny, niesie ze sobą traumę przez całe życie, a po śmierci obarczeni są tą jego traumą bliscy. Bowiem niektórych traum nie sposób przepracować w jednej generacji. Przechodzą one na kolejne pokolenia, tworząc tak zwane obciążenia genetyczne. Ale to już temat na inną recenzję.
Dziękuję Wydawnictwu ZNAK za egzemplarz recenzencki.

Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK „Kochając wroga” Gosi Nealon

Niewielka objętościowa książka, a taka historia w niej zawarta i tak napisana, że aż mi dech zapierało. Nie spodziewałam się, aż takiego „kina”.
Autorka wykreowała dwóch bohaterów przeciwstawnych: dobry i zły, a dla podkręcenia fabuły są oni bliźniakami.
Historia ulokowana w czasach II Wojny Światowej, a więc...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dobrissimo! Opera od kuchni Aleksandra Kurzak, Marzena Rogalska
Ocena 8,1
Dobrissimo! Op... Aleksandra Kurzak, ...

Na półkach: ,

Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK „Dobrissimo! Opera od kuchni”

Marzeny Rogalskiej i Aleksandry Kurzak

W tej przepięknie wydanej książce mamy podaną na tacy operę od kuchni i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie dość, że całość jest prowadzona w formie dialogu pomiędzy kochaną przez Polki Marzenę Rogalską, a najsłynniejszą polską śpiewaczką operową Aleksandrą Kurzak, to obie Panie robią to w sposób tak przystępny, elokwentny i nietuzinkowy, że nawet nie lubiący opery sceptycy powoli zaczną się do niej przekonywać.

Poznajemy nie tylko tajniki życia operowego artystki, ale od podszewki wnikamy w jej życie prywatne, wzloty i upadki, a ani jednych ani drugich nie brakowało w życiu śpiewaczki.

Ta książka to taki must have każdej biblioteczki domowej i to nie tylko koneserów opery. Trafi ona w bardzo zróżnicowane grona szanownych Czytelników, a poniżej wymienię jej zdecydowane atuty:

- przepiękne wydanie, na papierze kredowym, z mnóstwem wspaniałych, barwnych fotografii wysokiej jakości.

- lekka i niezwykle przyjazna dla Czytelnika forma prowadzenia dialogu, z jakiej Pani Marzena jest znana szerokiej rzeszy jej fanów

- zgromadzenie w jednym miejscu najznamienitszych oper i przeanalizowanie najważniejszych aspektów każdej z nich w sposób niezwykle interesujący, z pewnością nietuzinkowy i bardzo informacyjny

- rewelacyjne przepisy na popularne dania kuchni włoskiej, dodatkowo okraszone zdjęciami tak „apetycznymi”, że ślinka sama cieknie

Razem z autorkami tych rozmów wędrujemy przez kraje, opery świata, smaki i kultury. Podczas tej podróży towarzyszyć nam będą różne doznania: słuchowe, wzrokowe, węchowe, smakowe i dotykowe.

Przewracając kartkę za kartką rozumieć będziemy coraz bardziej znaczenie słowa: pasja. Nasze życie, nasza codzienność to nasza pasja i poczujemy to każdą komórką naszego ciała.

Tym zaraża ta książka: pięknem otaczającego nas świata, pięknem doznań i odczuć.

Zaprośmy takie doznania do naszego życia. O ileż będzie ciekawsze, piękniejsze i bardziej spełnione, a tym samym szczęśliwsze.

Tak, książka poruszy niejedno serce i niejedną duszę i sprawi, że poczujemy smak włoskiej kuchni, usłyszymy dźwięki Traviaty i otworzymy nasze serca na doznania, które są ukryte w rozmowach pomiędzy Marzeną Rogalską i Aleksandrą Kurzak.

Dziękuję Wydawnictwu ZNAK za tę niezwykła przygodę.

Marzeny Rogalskiej i Aleksandry Kurzak

Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK „Dobrissimo! Opera od kuchni”

Marzeny Rogalskiej i Aleksandry Kurzak

W tej przepięknie wydanej książce mamy podaną na tacy operę od kuchni i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie dość, że całość jest prowadzona w formie dialogu pomiędzy kochaną przez Polki Marzenę Rogalską, a najsłynniejszą polską śpiewaczką operową Aleksandrą Kurzak, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy powinien przeczytać.

Każdy powinien przeczytać.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Opowieści wigilijne" Marzeny Rogalskiej to zbiór kilku pozornie niepowiązanych ze sobą opowiadań.
Każde z nich dotyczy innej, lecz równie wzruszającej historii. Z początku wydawać by się mogło, że nic nie łączy ze sobą tych historii. Bowiem każda z nich przedstawia zupełnie różne od siebie losy bohaterów, a także toczy się w zupełnie odległych czasach.
Jednak w każdej z tych opowieści możemy zauważyć samotność oraz tęsknotę do bliskiej osoby, do miejsca, do młodości, czy do wspomnień.
Wigilia to czas rodziny, szczęścia i radości, jednak często zapominamy o tym, że nie dla wszystkich tak jest.

Niektórzy, tak jak bohaterka ostatniej opowieści, Karla, są samotni z wyboru, inni z przyzwyczajenia, lub z powodu smutnego losu, jaki ich spotkał. Tak, jak samotny wdowiec we Lwowie w 1909 roku, który miał wszystko, lecz brakowało mu najważniejszego: ukochanej osoby.

Opowieści wigilijne pokazują jednak, że mimo tego, iż los czasem przynosi nam więcej smutków niż radości, warto otworzyć się na ludzi wokół nas. Czasem drobny gest, lub rozmowa z życzliwą osobą potrafi zmienić spojrzenie na świat, a najcenniejsza rzecz, jaką możemy podarować drugiej osobie to wspólnie spędzony czas.

Pamiętajmy o tym zwłaszcza w czasie Świąt. To właśnie jest według mnie przesłanie, jakie niesie ze sobą ta urocza i wzruszająca powieść.

Recenzje Claudii na blogu www.emeste.eu - MST - Manufaktura Szczęścia Twórczego - Marioli Sternahl

"Opowieści wigilijne" Marzeny Rogalskiej to zbiór kilku pozornie niepowiązanych ze sobą opowiadań.
Każde z nich dotyczy innej, lecz równie wzruszającej historii. Z początku wydawać by się mogło, że nic nie łączy ze sobą tych historii. Bowiem każda z nich przedstawia zupełnie różne od siebie losy bohaterów, a także toczy się w zupełnie odległych czasach.
Jednak w każdej z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja dla Wydawnictwa Prószyński i S-ka „Nienacki. Skandalista od Pana Samochodzika” Jarosława Molendy


Napisanie tej recenzji nie będzie sprawą łatwą. Jako zagorzały FAN całej serii o Panu Samochodziku i jako wielbicielka głównego jej bohatera, odgrywanego przez BOSKIEGO Stanisława Mikulskiego, moją rolę mogę porównać do obecnej fanki Keanu Reevsa czytającej na prawie 500 stronach same szokujące informacje na temat reżysera topowych filmów w jakich zagrał.
Ideał upadnie? Raczej nie. Seria o Panu Samochodziku pozostanie w moim sercu na zawsze, a Stanisław Mikulski nikomu swojego kunsztu aktorskiego udowadniać nie musi, zaś autor książek o Panu Samochodziku … No cóż, książka, którą trzymam w dłoniach oparta jest na materiałach źródłowych, na faktach, a zebrał ich autor tej biografii nie mało, wręcz, powiedziałabym, dokonał tytanicznej pracy i książkę zaopatrzył w taką mnogość zdjęć samego Nienackiego, maszynopisów i wycinków z gazet, że jedynie pozazdrościć iż tyle, po latach zachowało się dokumentacji po tym autorze.
Powrócę jeszcze może na chwilkę do początku: otóż w czasach mojej, i podobnych mojemu rocznikowi, młodości nie mieliśmy takiego wyboru filmów i programów młodzieżowych z jakim mamy do czynienia obecnie. Seria o Panu Samochodziku, Teleranek, Pomysłowy Dobromir, Pora na Telesfora czy też Zrób to sam Pana Słodowego, to w zasadzie podstawy naszych „ramówek” z tamtych czasów. No można by tu dołożyć jeszcze słynną Podróż za jeden uśmiech, Czterdziestolatka, czy Czterej Pancerni i pies, ale na tym powoli kończymy repertuar.
Tak, że trudno się dziwić, iż Pan Samochodzik stał się hitem i główną rozrywką, którą znał każdy – młody czy stary.
I tu nagle taka sensacja. Biografia Nienackiego wywraca nasze ideały. Poznajemy jego tajemnice, charakter, wypowiedzi, a nawet sięgamy po jego historię z alkoholem i skandale, których był bohaterem. A nazbierało się tego, co najmniej tyle ile materiałów źródłowych. Ja w czasach mojej młodości nie doszukiwałam się w powieściach o słynnym Panu Tomaszu ani ideologicznego przesłania, jakim podobno seria jest obdarzona, ani nie wyczuwałam niedomówień, eufemizmów czy jakiejkolwiek sztuki manipulacji. Przepraszam, może coś przeoczyłam w moim życiu, ale piszę jak było w moim przypadku i nie każdy musi się ze mną zgodzić. Na obronę powyższych słów dodam, że serial ściągał tłumnie młodzież i dorosłych przed telewizory, boiska i parki pustoszały – bo właśnie w telewizji pojawić się miał tajemniczy Pan Samochodzik, harcerze i piękne panie, które kradły serce pana Tomasza.
W książce Jarosława Molendy odnajdujemy nagromadzenie nazwisk, szczegółów i wydarzeń z życia Nienackiego zebranych na dodatek z tak niesamowitą pieczołowitością, że przyznam szczerze tak szczegółowej i opasłej biografii dawno nie czytałam.
Wszystkim, którzy chcą się zapoznać z niezwykle burzliwym życiem znanego wszystkim Nienackiego mogę jedynie polecić tę pozycję, z pewnością nie raz i nie dwa autor Was zaskoczy.

Recenzja dla Wydawnictwa Prószyński i S-ka „Nienacki. Skandalista od Pana Samochodzika” Jarosława Molendy


Napisanie tej recenzji nie będzie sprawą łatwą. Jako zagorzały FAN całej serii o Panu Samochodziku i jako wielbicielka głównego jej bohatera, odgrywanego przez BOSKIEGO Stanisława Mikulskiego, moją rolę mogę porównać do obecnej fanki Keanu Reevsa czytającej na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Spotkamy się we śnie Marta Jednachowska, Jolanta Kosowska
Ocena 7,8
Spotkamy się w... Marta Jednachowska,...

Na półkach: ,

Recenzja dla Wydawnictwa Novae Res „Spotkamy się we śnie” Jolanty Kosowskiej i Marty Jednachowskiej

Jest taki jeden gatunek literacki, którego nie czytam. To literatura fantasy. Rozpoczynając czytanie jednej z najnowszych powieści Jolanty Kosowskiej, tym razem w duecie z Martą Jednachowską, pomyślałam:
„Ojej, ale mam wyzwanie. Nie czuję tego gatunku, a tu przede mną powieść, chyba utrzymana w tej konwencji.”
I wiecie co? Jakież było moje zdziwienie, kiedy po kilku stronach powieść tak mnie wciągnęła, że niechętnie się z nią rozstawałam.
Pomysł na powieść inny, aniżeli w poprzednich solowych powieściach Jolanty Kosowskiej. Nietuzinkowy i zarazem bardzo nam bliski: frustracje w związku, podążanie za marzeniami, poszukiwanie miłości, która cały czas była na wyciągniecie ręki. Tak bliska i daleka zarazem. I może to i temat nie taki znowu nowy, ale podany w sposób przeplatający marzenia senne z rzeczywistością, bohaterów ze świata realnego oraz tych z faz snów, spowodował, iż powstała powieść niezwykle ciekawa i nieszablonowa.
A do tego wszystkiego wątek fantastyczny, który wręcz pokochałam 
Tak, serio, dzięki Wam drogie Panie autorki, przekonałam się do powieści fantasy. Za co serdecznie Wam dziękuję. Zgrabnie wpleciony w wartką akcję, wydzielony w treści do oddzielnych rozdziałów, pisanych na dodatek kursywą powodował, iż książkę czytało się lekko i niesamowicie przyjemnie.
Nie jestem znawcą snów, ich rodzajów i stadiów – ale z uwagi na wieloletnie doświadczenie zawodowe jednej z autorek – całkowicie polegam na fachowości i ocenie jaki rodzaj snów przeżywali bohaterowie tej powieści. A jest nad czym rozważać.
Z uwagą i ogromnym zaciekawieniem czytałam o snach podświadomych i świadomych, wypartych i niespełnionych. Jak uważał Freud sny są spełnieniem naszych pragnień i czy się z nim zgadzamy czy nie, każdy z nas wielokrotnie śnił, po czym analizował własne sny. Z kolei jego uczeń Jung twierdził, że nie tylko nasze pragnienia mają wpływ na nasze sny, lecz również wspomnienia, plany, a nawet światopogląd.
Temat absorbuje człowieka pewnie od zarania dziejów, łączy nasze JEST – TU i TERAZ, z materią nadprzyrodzoną, ze zjawiskami, które trudno wytłumaczyć w racjonalny sposób i odkąd świat istnieje ludzie poszukiwali i poszukują odpowiedzi na pytania dotyczące naszego śnienia.
Teorii jest kilka i wielu psychologów i naukowców snuło i snuje swoje prawdy w tej bardzo obszernej i skomplikowanej tematyce, a autorki pięknie nas przez ten świat przeprowadzają.
Teraźniejszość głównej bohaterki była bez wzlotów w małżeństwie, bez motyli w brzuchu, głębokich spojrzeń w oczy, najzwyczajniej spowszedniała w natłoku zajęć ciągle zapracowanego męża, a rutyna i przyzwyczajenie zastąpiły romantyzm i mocniejsze bicie serca na widok ukochanej osoby.
Uwielbiam niezwykle ciekawie kreślone przez autorkę Jolantę Kosowską postaci oraz ich transformację, która w tej powieści przebiega na kilku płaszczyznach. Rozbudowana o wątek fantasy fabuła, pozostawia autorkom spore pole do manewru i myślę, że ta symbioza dwóch gatunków pozwoliła na wykreowanie dualnych bohaterów – na jawie i we śnie.
Napotykamy na zgrabne nakreślenie problemów z codziennego naszego życia, z którymi niejedna Czytelniczka i Czytelnik może się zidentyfikować.
Bo nie tylko o problemach z nudą w małżeństwie jest tu mowa. Mamy bardzo ciekawy wątek miłości matczynej widzianej z kilku perspektyw oraz wątek pacjentów, których stan jest krytyczny i jak my, ludzie z ich otoczenia, postrzegamy naszych bliskich, kiedy choroba nagle uniemożliwia im normalne funkcjonowanie. Jak w każdej powieści tej autorki przez powieść płyniemy i przewracając strony napotykamy zaskakujące sytuacje, autentycznych bohaterów oraz niebanalne zakończenie, którego się nie spodziewałam.
Powieść polecam, a Wydawnictwu Novae Res dziękuję za egzemplarz do recenzji.

Recenzja dla Wydawnictwa Novae Res „Spotkamy się we śnie” Jolanty Kosowskiej i Marty Jednachowskiej

Jest taki jeden gatunek literacki, którego nie czytam. To literatura fantasy. Rozpoczynając czytanie jednej z najnowszych powieści Jolanty Kosowskiej, tym razem w duecie z Martą Jednachowską, pomyślałam:
„Ojej, ale mam wyzwanie. Nie czuję tego gatunku, a tu przede mną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

WSPÓŁPRACA --> Recenzja dl Wydawnictwa Prószyński i S-ka

Historia Estery daje do myślenia, dostarcza nam refleksji do zastanowienia się nad wartościami w życiu i sposobem na życie. Czy naprawdę pieniądze zdobyte za wszelką cenę są w stanie uszczęśliwić człowieka? Jakżeż to temat aktualny w czasach współczesnych.
Wraz z rodzicami przyjechała z Polski do Moskwy, a wielka stolica nie okazała się dla nich przyjazna. Mało tego, klepali biedę, a ona już jako dziecko i młoda dziewczyna patrzyła na matkę i ojca żyjących tutaj, z dala od rodziny, w niepewności i znoju, pośród podobnych do nich rzemieślników żydowskich, pogardzanych przez Rosjan i myślała o tym, że nie dopuści aby jej życie wyglądało podobnie. Już od zawsze marzyła o kolorowych dorożkach, bogactwie, sukniach od najlepszych krawcowych, cennych klejnotach i życiu w przepychu. Za takie życie gotowa była oddać wszystko. Jak się okazuje na kartach tej powieści: dosłownie wszystko.
Tymczasem kiedy przyszedł odpowiedni czas rodzice znaleźli jej poprzez swatkę męża i pomimo, iż matka zdawała sobie sprawę, iż nie udało się jej wychować córki na dobrą żonę, szybko oddali ją w ręce francuskiego krawca Francoisa. I tak rodzina Lachmanów pozbyła się kłopotu. O swoim przyszłym mężu niewiele wiedziała, nie zdążyła go nawet polubić, o miłości nawet nie wspominając. Ale kto w tamtych czasach się tym przejmował? Małżeństwa były aranżowane przez rodzinę, uzgodnione bez udziału młodych dziewczyn, bo to wszystko przecież dla ich dobra. Nie uprzedzone, jak wygląda małżeństwo wchodziły w nową rolę zupełnie nieświadome, przerażone i nawet zdegustowane. Potem cierpiały w skrytości całe życie. Jednak Estera ani myślała podzielić ich los. Małżeństwo traktowała jako pierwszy krok ku wolności, zmieniła nawet swoje imię. Od teraz nazywać się będzie bardziej z francuska Teresą Villoing. Zresztą takie imię otrzymała na chrzcie.
Mąż na szczęście nie był złym człowiekiem, pomimo wszystko najzwyczajniej nie potrafił jej sobą zainteresować. Podobnie jak w małżeństwo, nie potrafiła się prawdziwie zaangażować nawet i w macierzyństwo. Ciążę, poród i cały okres kiedy byli już we trójkę i powinni stanowić szczęśliwą rodzinę, traktowała jako wręcz niemożliwy do zniesienia.
Stale marzyła o innym, lepszym życiu i snuła plany, aby takie wieść. Planuje i przygotowuje ucieczkę i po wielu przygodach faktycznie dociera do Francji, zostawiając w Rosji męża oraz małego synka. W głowie zaś mając jeden cel: musiała nauczyć się być kimś, stać się osobą, po której nikt nie pozna, że wyszła z moskiewskiego getta, bez wykształcenia i tak naprawdę jest córką biednego tkacza. Ale ona o tym pamiętać nie chciała i zakłamywała rzeczywistość , opowieściami niemal z tysiąca i jednej nocy.
Jako baczny obserwator patrzyła jak żyją bogaci ludzie, jak się ubierają, jakie mają zwyczaje, jak przyjmują gości i czym ich karmią, co czytają, i jakie wina piją.
Jej burzliwa historia prowadzi przez Moskwę do Warszawy, potem do Paryża i Londynu. Poznaje ludzi, wychodzi kilka razy za mąż – szczęśliwie mniej lub bardziej - poznaje szanowanych ludzi, sławnych ludzi i tak wspina się po szczeblach kariery najsławniejszej kurtyzany, podbijając niejedno męskie serce.
Ale czy była kiedykolwiek szczęśliwa? Za swoje marzenie i ich zdobycie zapłaciła bardzo wysoką cenę. Zamieniając swoje życie w ciągłą walkę dosłownie o wszystko, Teresa nie potrafiła przyjąć szczęścia i się nim najzwyczajniej w świecie cieszyć. Co się z tym wiąże, nie potrafiła przyjąć także miłości i cieszyć się nią, nie żądając niczego więcej. Wręcz przeciwnie. Ona zdobywszy jedno chciała od razu sięgać po następny sukces. Jakby jej było ciągle wszystkiego mało.
Będąc kobietą niezwykle zaradną, systematyczną, zorientowaną również w pomnażaniu swojego kapitału, gromadziła skrupulatnie przez wszystkie lata coraz większe pieniądze, niezwykle bogatą i kosztowną garderobę oraz biżuterię. Z czasem zaczęła gromadzić nieruchomości. A po latach weszła nawet do arystokracji: stała się markizą de Paiva. Na drzwiczkach jej powozu natychmiast pojawił się herb, a wizytówki przyozdobiono baronowskimi koronami.
Ale nie na wiele się to zdało, i tak każda prawdziwa arystokratka, nawet zubożała była dla tego środowiska, którego szacunek tak bardzo La Paiva chciała pozyskać, znacznie więcej warta aniżeli osoba, która zdobyła swój majątek i tytuł w sposób tak kontrowersyjny.
Nie chciała być postrzegana jako luksusowa kurtyzana, lecz jako dama. Znalazła sposób na niezależność i to sposób najlepszy w świecie uzależnienia kobiet od mężczyzn. Jej pozycja i pewność siebie bulwersowały ludzi wokoło i nastrajały negatywnie. Charyzma, wysoki wzrost i postawa, która sprawiała wrażenie, a do tego znajomość męskich upodobań była powodem, że szybko stawała się ich ulubienicą. Oczywiście kobiety pałały do niej zazdrością i trudno im się dziwić. Porządnym mężatkom w tamtych czasach odmawiano prawa do bycia istotami seksualnymi. Żony miały nosić przyzwoite suknie, a to rolą kurtyzany było szokować, kusić, zatrzymywać spojrzenia i pociągać mężczyzn erotycznie.
Kolejno budowane pałace i kolejne ogromne bogactwa doprowadziły ją w końcu do totalnej nudy. Nudzili ją jej goście, nudziły przedstawienia w teatrach, gazety i książki. Nudziło ją samo życie, bo zdobyła już wszystko, czego mogła sobie tylko zażyczyć, a jedyne co było ją jeszcze w stanie uradować, i to tylko na krótką chwilę, to wydawanie gigantycznych kwot na klejnoty oraz ich oprawę.
Odchodząc z tego świata myślała, że to nadzieja gnała ją przez całą Europę i wszystko zawdzięcza tylko sobie.
Odeszła w wielkiej miłości swojego męża hrabiego Gwidona. Czy miała tego świadomość?
Na bazie zebranych informacji źródłowych ( których, jak czytamy w bibliografii na końcu książki, było sporo ) autorka podaje Czytelnikowi obraz La Paivy jako osoby pełnej zakłamań i zmyśleń. Sama bohaterka jest temu winna, ponieważ uporczywie uciekała od prawdy. Nie obawiała się kłamać w życiu codziennym i w dokumentach. Książka ta ma nieco złagodzić jej wizerunek, ale czyż można złagodzić odbiór tego czego ona sama była autorką? Ale to niech już każdy Czytelnik sam oceni.

Dziękuję Wydawnictwu Prószynki za egzemplarz recenzencki.

WSPÓŁPRACA --> Recenzja dl Wydawnictwa Prószyński i S-ka

Historia Estery daje do myślenia, dostarcza nam refleksji do zastanowienia się nad wartościami w życiu i sposobem na życie. Czy naprawdę pieniądze zdobyte za wszelką cenę są w stanie uszczęśliwić człowieka? Jakżeż to temat aktualny w czasach współczesnych.
Wraz z rodzicami przyjechała z Polski do Moskwy, a wielka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK „Krótki przewodnik po rodzinie” Ks.Piotr Pawlukiewicz

Dzisiaj, kiedy przeżywamy upadek kościoła, każde słowo Kapłanów takich jak Piotr Pawlukiewicz, Jan Kaczkowski, Józef Tischner czy też zmarły w tym tygodniu Tadeusz Isakowicz-Zaleski jest bardzo cenne.
Niesie ze sobą mądrości życiowe, wzorce do naśladowania i nadzieję, ale kreśli również przed nami problemy rodziny XXI wieku. Dlaczego rodzice nie rozmawiają ze swoimi dziećmi, a dzieci unikają rozmów ze swoimi rodzicami? Błędne koło, z którego trudno znaleźć wyjście.
Młody wiek cechuje się buntowniczym nastawieniem, tajemnicami skrywanymi przed czujnym okiem rodziców, odkrywaniem nowych dróg, nowych znajomych i idoli.
Autor zwraca uwagę, że to wszystko jest normalne, ale w tym całym chaosie dorastania, nie możemy zapomnieć, że drugich takich jak nasi rodzice, na swojej drodze już nie spotkamy. I to jest prawda.
Ale nie zapominajmy – jako rodzice -, że dzieci i młodzież potrafią być nadzwyczaj odpowiedzialni, jeżeli tylko są traktowani poważnie. Młody człowiek musi wiedzieć, że nie tylko się od niego wymaga. Powinien mieć świadomość, że pracując nad kształtowaniem swojego charakteru, uczestniczy w procesie jednej większe całości. To rodzice, nauczyciele, wykładowcy i całe otoczenie, z którym spotyka się młody człowiek powinno mu zapodawać pozytywne przykłady. Takie, z których wyciąga naukę na przyszłość. Dzieciom łatwiej jest pokonywać problemy dnia codziennego kiedy w rodzinie panuje harmonia, miłość i zrozumienie dla każdej sytuacji życiowej. Tej dobrej i tej złej. Nasze dzieci muszą wiedzieć, że mogą na nas liczyć ZAWSZE. One nie mogą się bać przyjść do nas z problemem. Wręcz przeciwnie. To my musimy je ZAWSZE wspierać, bez względu na okoliczności w jakich się znalazły. Zaufanie i bezgraniczna i bezwarunkowa miłość to zadanie dla każdego rodzica i to na całe życie. Podarujcie to swoim dzieciom. Ich rozwój jest normalną koleją rzeczy.
I nie zapominajcie o zasadzie, którą powtórzę za Ks. Pawlukiewiczem „Każdy z nas przechodzi przez trzy etapy mądrości. Pierwszy, gdy jako dziecko myślimy, że mama i tata wszystko potrafią. Drugi, kiedy odkrywamy, że my wiemy wszystko lepiej. I trzeci, kiedy odkrywamy, że ten pierwszy etap nie był wcale taki głupi.”
W tym przewodniku znajdziecie słów kilka rozwodach i o tym jak dzieci próbują sobie z nimi poradzić, o alkoholizmie i o tym czym powinna być emerytura dla człowieka: czasem drugiej młodości człowieka trzeba korzystać z życia póki starcza nam sił.
W rodzinie człowiek najlepiej poznaje drugiego człowieka. Tutaj nie można nic ukryć, tutaj wszystko wychodzi i to dobre i to złe.
Ks. Pawlukiewicz nie bał się zadawać w swoich książkach trudnych pytań, a w niniejszej publikacji zgrabnie prowadzi nas poprzez skomplikowane meandry problemów i relacji rodzinnych.
Dziękuję Wydawnictwu ZNAK za egzemplarz do recenzji.

Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK „Krótki przewodnik po rodzinie” Ks.Piotr Pawlukiewicz

Dzisiaj, kiedy przeżywamy upadek kościoła, każde słowo Kapłanów takich jak Piotr Pawlukiewicz, Jan Kaczkowski, Józef Tischner czy też zmarły w tym tygodniu Tadeusz Isakowicz-Zaleski jest bardzo cenne.
Niesie ze sobą mądrości życiowe, wzorce do naśladowania i nadzieję, ale kreśli również...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno się dziwić, pozyskanemu przez tę książkę statutowi bestsellera. Jest ona takim jakby „lekiem na całe zło tego świata”, na dodatek wielu może się utożsamić z główną bohaterką i jej sytuacją, przemyśleniami i poszukiwaniami – od momentu kiedy dojrzała i zrozumiała, że poszukiwać powinna.
To „zrozumienie” ani do łatwych ani szybkich nie należało. Chociaż niektórzy na takie przebudzenie potrzebują kilku lat, nasza bohaterka dojrzała do takiej decyzji w przeciągu kilku dni i tygodni. Aczkolwiek w warunkach ekstremalnych i z tym się chyba zgodzi każdy, kto przeczyta tę barwną powieść.
Główna bohaterka Maelle pracuje w jednym z obecnie tak modnych start-upów, jako dyrektorka finansowa i jest przykładem typowego pracoholika, jakich wokoło nas pełno. Nikt nie załatwi spraw tak dobrze jak ona, jest niezastąpiona w wielu kwestiach, a firma bez niej nie przeżyje długo. Żyje więc w swoim świecie, szczęśliwa i kompletnie nieświadoma, że powinna przewartościować swoje życie i zobaczyć co w nim jest nie tak. Tymczasem popadła w całkowitą rutynę i poza firmą, nie widzi niczego innego. Czyżby to ucieczka przed tym co ją spotkało w życiu złego? A może jednak jedynym pragnieniem w jej życiu to wspinać się po drabinie sukcesów zawodowych w korporacjach i tak zwany „wyścig szczurów”? I w tym momencie pojawia się na szczęście jej niezawodna przyjaciółka Romane i … no właśnie, nie będę Wam zdradzać fabuły, ale poprowadzę troszkę w kierunku drogi, jaką musiała przebyć Maelle chcąc pomóc swojej przyjaciółce.
To droga, która już od samego początku pokaże jej, że bez otwarcia się na przyszłe wydarzenia, nie znajdzie odpowiedzi na pytania, których jeszcze sobie nawet nie zadała. Ile będzie musiała zaryzykować, aby zrozumieć, że żadna stracona na bycie nieszczęśliwym chwila, nie zostanie jej nigdy zwrócona. Wyruszy w góry. Tak, a to one są przecież gigantycznym lustrem, odbiciem naszej duszy i jego stanu. Będzie musiała porzucić swoje przekonania i zacząć żyć jak nowo narodzone dziecko, które widzi wszystko po raz pierwszy, a więc się stale wszystkim wokoło zachwyca. Czy nasza bohaterka, będąca matrycą wykutą przez XXI wiek, będzie potrafiła i czy będzie chciała doznawać tego rodzaju emocji, a co za tym idzie, zmian?
Czy będzie potrafiła się wsłuchać w to czego pragnie jej serce, czy ponownie da się zwieść zgiełkowi własnych lęków?
Autorka udowadnia nam, że warto przeżyć życie tak jakbyśmy nie pamiętali swoich porażek i złych chwil, a jedynie koncentrowali się na tym co się dzieje w danej chwili. Tylko to jest ważne.
Przeszłości już nie ma.
Przyszłości jeszcze nie ma.
Jest TU i TERAZ. I tylko to się liczy, jak przeżyjemy tę chwilę.
Nie porównujemy w związku z tym niczego. Jesteśmy jedynie obserwatorem. Nie osądzamy, bo nie ma czego.
Nie ma już znanego i nieznanego, są tylko obrazy przesuwające się przed naszymi oczami, a życie jest sumą obecnych chwil i w końcu: przestań się bać porażki, bo ona to zapowiedź sukcesu.
Autorka pokazuje nam uczucia najbardziej człowiekowi potrzebne do życia: obecność drugiego człowieka, ciszę, cierpliwość, hojność, zrozumienie, spojrzenie, dobroć, przebaczenie, miłość.
Udowadnia, że błądzenie jest niezbędnym elementem sukcesu, a wyzwalając się spod presji popełnienia pomyłki, możemy przekroczyć barierę jaką stawia przed nami strach i rozpocząć proces przemiany.
Tyle w tej książce życiowych mądrości, podanych w sposób tak niebywale prosty, bo wplecionych w niezwykłą przygodę, z wątkiem miłosnym – oczywiście, bo tego też tu nie mogło zabraknąć. Ale on ma w nas wyzwolić prawidłowe pojmowanie naszego partnera – partnerki, którzy nie są z nami na naszej drodze, aby uzupełniać i projektować nasze braki. Ten drugi człowiek jest naszym największym darem: pozwala nam uzyskać dostęp do tego, czego sami nie chcemy zauważać.
Czytając tę książkę:
- przeżyjesz niesamowitą wyprawę w góry
- poznasz mądrości życiowe w ilości takiej, że starczy na całe szczęśliwe życie
- dzięki przypowieści o stuletnim starcu, uzyskasz odpowiedź na pytanie, które sobie zadaje miliony ludzi na całym świecie, obserwując nieszczęścia, wojny i panującą niesprawiedliwość: „ A gdzie był wtedy Bóg?”
…”Spójrz w te dni, gdy przygniatało mnie nieszczęście, szedłem sam – powiedział. „Gdzie byłeś, Panie, gdy płakałem z powodu twej nieobecności?”
„Synu mój umiłowany – odpowiedział głos – te samotne ślady należą do mnie. W te dni, gdy zdawało ci się, że kroczysz w ciemnościach, opuszczony przez wszystkich, ja byłem tam, na twojej drodze. W te dni, kiedy płakałeś z powodu mojej nieobecności, niosłem cię.”

Dziękuję Wydawnictwu ZNAK za egzemplarz recenzencki.

Trudno się dziwić, pozyskanemu przez tę książkę statutowi bestsellera. Jest ona takim jakby „lekiem na całe zło tego świata”, na dodatek wielu może się utożsamić z główną bohaterką i jej sytuacją, przemyśleniami i poszukiwaniami – od momentu kiedy dojrzała i zrozumiała, że poszukiwać powinna.
To „zrozumienie” ani do łatwych ani szybkich nie należało. Chociaż niektórzy na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To obowiązkowa pozycja do przeczytania dla każdego miłośnika powieści kryminalnych. Jest dość obszerna, ponieważ ma aż 479 stron, ale gwarantuję, że każdy, kto lubi ten gatunek literatury, będzie z tego faktu zadowolony. A to dlatego, że książka ta jest niesamowicie wciągająca. Od samego początku wczuwamy się w każdego z bohaterów, których sposób bycia oraz myślenia jest tak dokładnie przedstawiony, że dosłownie można się poczuć, jak byśmy sami byli w samym środku tej intrygującej akcji.
Autor dużo uwagi poświęcił na przedstawienie nam od strony psychologicznej głównych postaci: Komisarz Laury Wilk oraz psychologa Macieja Lesieckiego. Dlatego czytając, możemy naprawdę zżyć się z tymi postaciami i razem z nimi odkrywać zagadkę.
Książka zawiera wiele wątków, dlatego wymaga dość dużego skupienia w czytaniu, ale jednocześnie nie jest zbyt ciężka.
Głównym wątkiem są oczywiście poszukiwania seryjnego zabójcy nastolatek. Oprócz niego pojawiają się także wątki korupcji oraz przestępczości wśród pracowników policji, problemy psychiczne psychologa Lesieckiego, oraz śmiertelne niebezpieczeństwo, w jakim znalazła się Komisarz Wilk za sprawą swoich współpracowników.
Im bardziej zagłębiamy się w tę zagmatwaną historię, tym mocniej jesteśmy zszokowani przebiegiem zdarzeń. Najbardziej jednak jestem zaskoczona tym, jak pięknie wszystkie wymienione wątki stopniowo się łączą i im bliżej końca książki, tym bardziej cała historia zamienia się w jedną układankę. To sprawia, że po prostu nie możemy oderwać się od książki i razem z bohaterami chcemy odkrywać kolejne tajemnice.

Gorąco polecam tę mroczną lekturę, która idealnie sprawdzi się na długie, jesienne wieczory.

Serdecznie dziękuję autorowi oraz wydawnictwu Czarna owca za przesłanie egzemplarza do recenzji.

Recenzje Claudii

To obowiązkowa pozycja do przeczytania dla każdego miłośnika powieści kryminalnych. Jest dość obszerna, ponieważ ma aż 479 stron, ale gwarantuję, że każdy, kto lubi ten gatunek literatury, będzie z tego faktu zadowolony. A to dlatego, że książka ta jest niesamowicie wciągająca. Od samego początku wczuwamy się w każdego z bohaterów, których sposób bycia oraz myślenia jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK „KORA. Się żyje"

Biografia Olgi Sipowicz, znanej wszystkim jako KORA, jest mi bardzo bliska. Wzbudziła emocje i obudziła wspomnienia z mojego dzieciństwa. Dopiero po przeczytaniu zaczęłam rozumieć dlaczego KORA była moją idolką w czasach młodości, była mi tak bardzo bliska i to do samego końca.
Tamtego, pamiętnego dnia jej śmierci, wstałam jak nigdy o wschodzie słońca i podziwiałam go z okien mojej kuchni. Nigdy dotąd tego nie robiłam. Włączając poranne wiadomości w radio RMF FM usłyszałam, że KORA odeszła.
Punkty w mieście, które tak samo były jej bliskie jak i mnie: Bunkier Sztuki, Teatr Bagatela, Piwnica Pod Baranami, Klub Pod Jaszczurami i to ona pamięta Kraków takim jaki i ja zapamiętałam: sprany z kolorów, ludzie bez uśmiechu i stale spóźniające się tramwaje.
KORA, która odniosła ogromny sukces estradowy, prywatnie jest krucha jak filiżanka z chińskiej porcelany, szargana nieustannie huśtawką emocjonalną raz w górę, raz w dół, a co za tym idzie rozkład psychiczny i fizyczny. Boi się rutyny, boi się tego, że podzieli los rodziców i braci. Skończy z niczym. Trudno się dziwić, nie miała w życiu łatwo. Ciągnący się za jej rodziną dramat Kresów Wschodnich, deportacje ludności, zesłania, NKWD, a w tym wszystkim jej rodzina: babka, matka i rodzeństwo.
Sama KORA jeszcze jako dziewczynka zainteresuje się krawędzią życia i śmierci, bytu i niebytu, czucia i nieczucia. Podejmuje różne próby, testuje swoje ciało, czeka na efekty. Pierwszą próbę samobójczą podejmie w wieku dziesięciu lat. Czytając jej biografię trudno się dziwić. Życie ludzkie potrafi zaskoczyć i przeorać człowiekiem jak szmatą po brudnej podłodze. Bo jak tu inaczej nazwać to, co wydarzyło się w jej życiu w czasach dzieciństwa?
Kiedy wróci z filmu „Pociągi pod specjalnym nadzorem” podejmie kolejną próbę samobójczą. Nigdy nie godziła z niesprawiedliwością wokoło niej i na reguły rządzące stosunkami między ludzkimi.
Po śmierci matki zaczynają ją dodatkowo dręczyć wyrzuty sumienia. Kiedy ta umiera, KORY nie ma w Krakowie. Jak sama powie:
„Po śmierci mamy odczułam ogromny ból. Chyba nigdy nie widziałam jej szczęśliwej. Nic jej nie dałam, cały czas coś żądałam. (…) Uważałam, że to co nas spotyka, ta straszna i nieludzka, uwłaczająca godności bieda, to jest jej wina. Jej, nie ojca.”
Im dalej od śmierci matki, tym bardziej będzie ją zżerać tęsknota za nią, aż w pewnym momencie tęsknota ta zamieni się wręcz w mityzację. Idealizuje matkę, czyni z niej heroiczną postać poturbowaną przez dwa systemy totalitarne – nazistowski i stalinowski – oraz ten trzeci, patriarchalny.
To właśnie na pięć dni przed własną śmiercią 23 lipca 2018 roku KORA zobaczy matkę stojącą blisko niej. Jest wtedy w swoim domu na Roztoczu, półprzytomna, ściskająca rękę swojej siostry.

Burzliwe życie, pierwsze miłości i w końcu on – Marek Jackowski, z którym KORA połączy się na wiele lat nie tylko w karierze muzycznej ale również i w życiu prywatnym. Te koleje losu trzeba przeczytać punkt po punkcie, a biografia zapiera niekiedy dech w piersiach, aż po skrajne uczucia.
Ale taka była ONA – KORA: zaborcza emocjonalnie, zasysająca innych, w kontaktach z innymi człowiek zanikał, była tylko ona.
Zarówno jej życie estradowe jak i prywatne to istny roller coaster, i jej publiczność to czuje i absolutnie to od niej „kupuje”. Stworzona przez nią osobowość ciągnie za sobą tłumy w całej Polsce. Jej fani piszą, że jest cudowna, boska, piękna.
Otrzymuje tysiące listów od swoich ( głównie ) fanek. Piszą do niej, wiedząc, że mogą się jej zwierzyć, że ona zrozumie. Wygląda jak ich starsza siostra, choć wiekowo mogłaby być ich matką lub ciotką. Z jej ruchów na scenie przebija luz, powab kobiecej pewności siebie i bezpretensjonalność. Ona kocha swoje ciało. I to widać.
Na szczyty wyniósł ją MAANAM, to właśnie w tej grupie zaczyna po raz pierwszy odczuwać konieczność bycia na scenie. Jedni to kochają, inni mają jej to za złe.
Od najmłodszych lat kochała wolność i nie godziła się na niesprawiedliwość społeczną. Czynnie udzielała się w szeregach Solidarności w latach 80’, a kiedy komuniści ponoszą klęskę rozpiera ją euforia, choć z drugiej strony odczuwa smutek: bo rodzice tego już nie zobaczyli. Zawsze marzyła by żyć w kraju swobodnym i dostatnim, takim gdzie wyznanie, kolor skóry czy orientacja seksualna nie mają znaczenia, ani nie są powodem do jakiegokolwiek napiętnowania.
KORA miała naturę mentorki. Pragnęła stanowić wzór dla innych, chciała opowiadać ludziom o rzeczach, których jeszcze nie znali, chciała kształcić ich gusty. W swoich wypowiedziach była stanowcza, wręcz skrajna, a to odbierane było w niej jako wyraziste. Autentyczne.
Podziwiała Stinga walczącego o prawa Indian w Brazylii i była rozczarowana XXI wiekiem. Nigdy nie zrozumie siły ludzkiej destrukcji, na jej oczach ginie stary świat.
Biografia osoby pełnej życia, charyzmy i niosącej ze sobą bagaż doświadczeń tak różnorodnych, że spokojnie można by nimi obdarować kilka osób.
Autorka tej biografii zebrała dla Czytelnika w jednym miejscu niesamowitą ilość historii z życia KORY, szczegółów, o których nie mieliśmy pojęcia, tworząc tym samym opowieść o kolorowym ptaku, jakim z pewnością KORA była: szokująca, prowokująca i nieszablonowa.
Dziękuję Wydawnictwu za egzemplarz recenzencki.

Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK „KORA. Się żyje"

Biografia Olgi Sipowicz, znanej wszystkim jako KORA, jest mi bardzo bliska. Wzbudziła emocje i obudziła wspomnienia z mojego dzieciństwa. Dopiero po przeczytaniu zaczęłam rozumieć dlaczego KORA była moją idolką w czasach młodości, była mi tak bardzo bliska i to do samego końca.
Tamtego, pamiętnego dnia jej śmierci,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK „Życie to za mało” Izy Michalewicz

Lubię dobry reportaż i zawsze czytam go z wypiekami na policzkach. Pod warunkiem, że pisali go oni: wybitni autorzy reportaży, których w naszym kraju mamy kilku. Autorzy pochylający się nad cierpieniem drugiego człowieka, autorzy, którzy nierzadko piszą o tym, co niepopularne, nie nagłośnione, a tym samym aż krzyczy o uwagę społeczeństwa. Krzyczy o znalezienie rozwiązań, często oddaje głos tym, którzy umarli po cichu, i nikt nie zapobiegł nieszczęściu. Wtedy to głos ku przestrodze, aby może uniknąć po raz kolejny tego rodzaju błędnych zachowań, reakcji, tudzież niejednokrotnie pewnych utartych modeli zachowania.
To zbiór 24 reportaży o ludziach, którzy doznali okrutnej straty. Książka o współczesnych Polakach, narodzie skłóconym i mocno doświadczonym.
Autorka to również finalistka nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, pisząca swoje reportaże jako manifest, jako niezgodę na otaczającą nas rzeczywistość. Próbuje ją oswajać, próbuje zrozumieć, a może nawet wytłumaczyć? Czy można pojąć stratę i to niezależnie od tego czy dotyczy ona domu, dziecka, rodziny, zdrowia, godności, miłości, wolności, życia?
Iza Michalewicz porusza swoimi reportażami najczulszą stronę w mojej duszy. Podąża swoją drogą samotnie, w ciszy i w skupieniu. Czuję się podobnie jak i ona, a kiedy przeczytałam, że marzy jej się, aby ta książka była drogowskazem dla każdego kto weźmie ją do ręki, to i łezka popłynęła po policzku. Bo ona również dotykała i dotyka cierpienia innych, przygląda własnemu, bo emocje ( jak sama pisze ) to nieustanna wojna myśli.
Bohaterowie jej reportaży krzyczą głosem tych, którzy ich krzywdzili, ukazują nam brutalne oblicze świata, w którym wszyscy żyjemy.
Nieupiększony Photoshopem świat, realność życia, okrucieństwo, niesprawiedliwość, to tylko niektóre z emocji, którymi przesiąknięty jest ten materiał na każdej stronie.
Wiemy, w jakim momencie istnienia tego świata przyszło żyć naszemu pokoleniu. Upada wiara, upadają wartości, upadł Kościół, naszemu pokoleniu tak dobrze znany.
A bohaterowie tej książki, każdy na swój sposób – podobnie jak każdy z nas – radzili sobie z własnymi doświadczeniami, własnym bólem i losem. Bez względu na to, czego doświadczyli łączyła ich jedna kwestia: podobnie jak i my wierzyli.
Każdy w coś innego, każdy w coś własnego: w Boga, w Bogów, w naukę, w przyrodę, a jeszcze inny z nas w nic nie wierzy. Jednakże bohaterowie reportaży Izy Michalewicz wierzyli, że odmieni się ich los i wierzyli w miłość i w to, że przecież wszystko co nas spotyka dzieje się po coś. Zostawia w nas ślad i uodparnia na kolejne może gorsze wydarzenia, może lepsze, któż to wie?
Autorka zwraca naszą uwagę na znaczenie w naszym życiu PRZEBACZENIA i pielęgnowanie w naszym życiu wdzięczności za każde najmniejsze dobro, jakie nas spotyka.
To w co wierzymy w naszym życiu, jest bardzo cennym darem od losu, a najważniejsza wiara, to wiara w siebie. Bo to właśnie ona pomaga góry przenosić i o tym jest ta książka.

Dziękuję Wydawnictwo ZNAK za egzemplarz do recenzji.

Recenzja dla Wydawnictwa ZNAK „Życie to za mało” Izy Michalewicz

Lubię dobry reportaż i zawsze czytam go z wypiekami na policzkach. Pod warunkiem, że pisali go oni: wybitni autorzy reportaży, których w naszym kraju mamy kilku. Autorzy pochylający się nad cierpieniem drugiego człowieka, autorzy, którzy nierzadko piszą o tym, co niepopularne, nie nagłośnione, a tym samym...

więcej Pokaż mimo to