-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-05-12
2024-04-01
“Polowanie na Hitlera” to ostatni tom trylogii nazistowskiej autorstwa Steve’a Mahhews’a, która jest bezpośrednią kontynuacją drugiego tomu, czyli losów Führera i jego świty oraz jego osobistej kucharki – Klary Koch, przysięgającej, iż widziała go, jak ucieka z berlińskiego bunkra.
Pisząc fikcję historyczną, Matthews wybiera te fakty historyczne, które pasują do stworzonej opowieści, natomiast opierając się na godzinami analizowanych filmach, materiałach dokumentalnych, książkach oraz wydarzeniach kształtujących życie największych zbrodniarzy wojennych: Hitlera, Klausa Barbiego, Otto Skorzenego, Ilse Koch, Waltera Rauffa, Ericha Priebkego, a także pozostałych autentycznych postaci, zdaje się całkiem trafnie oddaje ich cechy osobowości i charakteru. Podoba mi się, że bezceremonialnie zobrazował, jak Rosjanie świętowali zwycięstwo, nie pomijając brutalnych gwałtów na kobietach. Że nie narzuca swojego punktu widzenia, pozwalając by każdy z czytelników sam rozstrzygnął, czy Hitler popełnił samobójstwo 30 kwietnia 1945 r., strzelając sobie w głowę, czy też tworząc fabułę ze zlepków różnych mitów, plotek, półprawd, konfabulacji, zeznań świadków, a nawet akt FBI uciekł z bunkra tajnym tunelem, następnie dla zmylenia aliantów poszukujących nazistowskich notabli oraz dowodów jego śmierci, wysłał do Argentyny swego sobowtóra o pseudonimie Wolf, jednocześnie ukrywał się w klasztorze w Ustce na polskim wybrzeżu, gdzie planował budowę IV Rzeszy. Wplótł też w wydarzenia Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, organizację “Die Spinne”, jak i postać biskupa Aloisa Hudala, który z ich pomocą odegrał kluczową rolę w ukrywaniu nazistowskich zbrodniarzy, organizował dokumenty i ułatwiał zmianę tożsamości, pomagające w ucieczce tzw. “szlakiem szczurów” do Ameryki Południowej. Pokazuje tym samym, iż w łonie kościoła zdarzały się przypadki godne pogardy, jednak Matthews w przypisie od autora zaznacza, “że niektórzy członkowie kościoła pomagali Żydom i otwarcie występowali przeciw nazistowskiemu reżimowi.”. Wątek Klary i jej siostry Natalii - mieszkającej w Krakowie, współpracującej z polskim rządem, tropiącej i wykonującej egzekucje byłych nazistów jest dość skąpy, ponieważ książka w głównej mierze skupia się na losach największych bestii III Rzeszy po jej upadku, aczkolwiek jest istotny, bo to Klara pomaga sprawdzić, czy to rzeczywiście Hitler ukrywa się w Usteckim klasztorze.
Śmiało można stwierdzić, iż "Polowanie na Hitlera" jest najbardziej sensacyjną częścią całego cyklu, bowiem wywołuje w czytelniku poczucie napięcia i do końca zaskakuje zwrotami akcji. Pozwala zadać sobie kilka naprawdę istotnych pytań niestety również w odniesieniu do współczesnych czasów i wszystkich tych, którzy dokonują zbrodni przeciwko ludzkości. Przeanalizować rolę tych, którzy na różne sposoby wspierali nazistów, bądź dziś sprzyjają zbrodniarzom, jak Hitler widzących w sobie wybrańca przeznaczenia. Napomina, że izraelskie tajne służby niestrudzenie poszukiwały na całym świecie niemieckich zbrodniarzy. Nie pomija również roli aliantów, zwłaszcza amerykańskich służb wywiadowczych, które na początku zimnej wojny werbowały byłych agentów SS, co ukazuje patologiczny obraz ich moralności oraz wstrząsający kontrast pomiędzy długoletnim cierpieniem ofiar a wygodnym, bezpiecznym życiem ich oprawców. Z pewnością nie dający poczucia sprawiedliwości.
Co ważne, można ją przeczytać bez znajomości poprzednich tomów, natomiast, czytając wszystkie trzy, można dokładnie przyjrzeć się tragedii wojny przez pryzmat doświadczeń stworzonych przez autora bohaterów wplątanych w wir prawdziwych wydarzeń i stykających się z autentycznymi postaciami.
“Polowanie na Hitlera” to ostatni tom trylogii nazistowskiej autorstwa Steve’a Mahhews’a, która jest bezpośrednią kontynuacją drugiego tomu, czyli losów Führera i jego świty oraz jego osobistej kucharki – Klary Koch, przysięgającej, iż widziała go, jak ucieka z berlińskiego bunkra.
Pisząc fikcję historyczną, Matthews wybiera te fakty historyczne, które pasują do...
2024-01-07
“Kochając wroga. Tajemnice łączniczki” Gosi Nealon to pierwsza tegoroczna premiera, która trafiła w moje ręce, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Jest to niespełna 300 stronnicowa, fikcyjna opowieść osadzona w Polsce, tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego. Według mnie ma kilka drobnych wad - pewne wydarzenia, fakty historyczne i wątki mogłyby być przedstawione w bardziej rozbudowany sposób, niemniej pierwszoosobowa narracja ukazująca emocje bohaterów, zobrazowanie bolesnych doświadczeń ludzi żyjących pod niemiecką okupacją, zaangażowanych w działalność partyzancką, ognisty romans i rozpalona chęć zemsty czy też dodająca pieprzyku intryga oraz tajemnice determinujące kolejne wydarzenia i podejmowane przez nich decyzje sprawiają, że nie można się oderwać od lektury. Przede wszystkim jednak mieszanka ta stanowi ważne tło do przemyśleń nad słowami spinającymi klamrą całą historię, wypowiedzianymi przez jedną z postaci – Panią Kowalską - “Miłość i wojna nie idą w parze”. Mówiąc najogólniej, chodzi o podstawowe ludzkie wartości. O to, kim jest człowiek i co go kształtuje? Wojna jest czasem weryfikacji ludzkich postaw i ujawnia to, do czego zdolny jest człowiek, ale czy tylko ona rzutowała na zachowanie sylwetek stworzonych przez Gosię Nealon? Okazję odkrycia odpowiedzi na powyższe pytania pisarka daje nam stawiając naprzeciw sobie dwóch głównych męskich bohaterów - Finna i Stefana Kellerów. Dwoje identycznych ludzi, którzy wydawałoby się powinni być tacy sami nie tylko z wyglądu. Bliźnięta, których nie łączy też wyjątkowa, emocjonalna więź, o której często słyszymy. Obaj staną na drodze łączniczki Wandy Odwagi zmieniając jej życie.
Na uwagę zasługuje też budząca wiele nieoczywistych odczuć postać Gerdy Veicht, córki kierownika SD w Warszawie – dziewczyny tak zindoktrynowanej przez ojca i nazistowską ideologię, że wysłała własną matkę za zdradę Führera do jak jej się wydawało łagodnego więzienia dla kobiet w Ravensbrück. Uwierzcie, iż czytając poświęcone jej rozdziały, do przytoczonych przeze mnie powyżej pytań, możemy dołożyć kilka kolejnych, w tym tych o siłę i skutki prania mózgu.
“Kochając wroga. Tajemnice łączniczki” jest gwarantem dobrze napisanej, emocjonującej, wielowymiarowej, wciągającej lektury, o której szybko się nie zapomni. Szczerze polecam ją Waszej uwadze. Mam nadzieję, że to pierwsza, ale nie ostatnia powieść Gosi Nealon wydana w Polsce, gdyż chętnie przeczytam kolejne.
“Kochając wroga. Tajemnice łączniczki” Gosi Nealon to pierwsza tegoroczna premiera, która trafiła w moje ręce, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak.
Jest to niespełna 300 stronnicowa, fikcyjna opowieść osadzona w Polsce, tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego. Według mnie ma kilka drobnych wad - pewne wydarzenia, fakty historyczne i wątki mogłyby być przedstawione w...
2023-12-20
Ile może kosztować podróż dookoła świata?
Tylko tyle, ile kosztuje kolejna - moim zdaniem najfajniejsza książka z serii "Kawaii jak rysować naprawdę uroczo?".
Wyprawa, w którą nasze dzieci zabiera autorka obejmuje 31 państw, na 6-ciu kontynentach. To nie tylko przygoda z rysowaniem i świetna zabawa. Dzięki dawce krótkich, ciekawych informacji o mieszkańcach tych krajów, zwyczajach, jedzeniu, zwierzętach, zabytkach, transporcie i strojach, gdy dziecko skupi się nad książką, rodzice mogą liczyć na chwilę ciszy i spokoju.
Bo ta książka naprawdę angażuje dzieci do skupienia się na wykonaniu uroczych rysunków, które można narysować z pomocą zawartych w niej instrukcji, używając kilku podstawowych figur. Poza tym pozwala zaszczepić i rozwijać pasję do rysowania, która ma wiele walorów.
Jestem przekonana, że zachęci pociechy również do zwiedzania i poznawania świata.
"Kawaii, jak rysować naprawdę uroczo? Dookoła świata" Angeli Nguyen w połączeniu ze szkicownikiem, zestawem kredek, mazaków, cienkopisów lub ołówków -dowolnie - będzie idealnym prezentem na święta (lub urodziny), więc jeśli szukacie upominku lasy minute, ten zdążycie jeszcze kupić.
Ile może kosztować podróż dookoła świata?
Tylko tyle, ile kosztuje kolejna - moim zdaniem najfajniejsza książka z serii "Kawaii jak rysować naprawdę uroczo?".
Wyprawa, w którą nasze dzieci zabiera autorka obejmuje 31 państw, na 6-ciu kontynentach. To nie tylko przygoda z rysowaniem i świetna zabawa. Dzięki dawce krótkich, ciekawych informacji o mieszkańcach tych krajów,...
2023-12-30
Z czym kojarzy się odwaga - rycerzami, a może superbohaterami Marvel'a?
Tak naprawdę każdy z nas ma ją w sobie, a książka "Opowieści dla dzieci, które chcą być odważne", będąca trzecim już zbiorem kolejnych 35 historii, pomaga nam ją odnaleźć w odmętach naszych lęków, obaw, niepewności, wątpliwości i strachów, kładących się cieniem na tym, co chcemy osiągnąć, byśmy stawili im czoła i mogli żyć autentycznie, odczuwając satysfakcję, a nie być jedynie jego obserwatorami.
Opowiadania i towarzyszące im refleksje nauczą dzieci, że odwaga nie jest brakiem lęku. Jest to natomiast przystąpienie do działania, pomimo ogarniającego strachu! Jednak żeby tego dokonać, trzeba najpierw podjąć ryzyko, a także zrozumieć i opanować własne emocje, gdyż te umiejętności, pozwalają nam m.in. wchodzić w relacje z innymi ludźmi, czyniące nasze życie wartościowszym i piękniejszym. Te opowiadania zmieniają sposób postrzegania świata, podnoszą samoocenę, uczą nas pielęgnować w sobie siłę, mądrość i opanowanie, doceniać to co mamy, radzić sobie z trudnościami, przyznawać się do błędów - co ważne je naprawiać. Wskazują, ile dobrego można dokonać dzięki współpracy, kreatywności, drobnym gestom, chęci zrozumienia, jak i wczucia się w sytuację drugiego człowieka.
Żyjemy w złożonych i niestabilnych czasach, więc potrzeba nam dużo odwagi, pozytywnego myślenia i odporności psychicznej, aby stawić czoła wyzwaniom, jakie stawia nam świat, dlatego szczerze polecam niniejszy zbiór opowiadań (wcześniejsze dwa również) czytelnikom w każdym wieku, bo odwaga jest nam wszystkim, nie tylko dzieciom bardzo potrzebna do pozostania sobą, nie ulegania presji, nie narzekania a rozwiązywania każdego nowego problemu oraz realizowania swoich celów, które sprawiają, że jesteśmy wyjątkowi i niepowtarzalni. Wszystkim tym, którym zależy, aby świat, życie nasze i naszych dzieci były lepsze.
Są to naprawdę wyjątkowe i wartościowe pozycje, do tego cieszą oko pięknymi okładkami i ilustracjami. Warto mieć je w domowej bibliotece, tudzież do nich wracać.
Z czym kojarzy się odwaga - rycerzami, a może superbohaterami Marvel'a?
Tak naprawdę każdy z nas ma ją w sobie, a książka "Opowieści dla dzieci, które chcą być odważne", będąca trzecim już zbiorem kolejnych 35 historii, pomaga nam ją odnaleźć w odmętach naszych lęków, obaw, niepewności, wątpliwości i strachów, kładących się cieniem na tym, co chcemy osiągnąć, byśmy stawili...
2023-12-21
Projektowanie to nie tylko tworzenie ładnych rzeczy, ale też porządkowanie treści i przestrzeni, informowanie, nadawanie sensów.
Książka "Co to jest projektowanie graficzne" jest zaktualizowanym wydaniem brytyjskiego podręcznika, napisanego przez Quentina Newark'a, choć porusza zagadnienia związane z powyższym, nie zawiera ćwiczeń, dzięki którym nauczylibyśmy się tworzyć gotowe projekty, ani wskazówek posługiwania się programami komputerowymi, z których korzystają graficy. Dzięki książce dowiemy się za to sporo o tym, jak ewoluowało projektowanie graficzne wraz z rozwojem cywilizacji, kultury i technologii oraz pojawieniem się przełomowych wynalazków takich jak papier, druk, techniki druku wypukłego i wklęsłego, fotografia, techniki cyfrowe i internet. Autor przywołuje wiele nazwisk związanych z projektowaniem graficznym rozpoczynając od twórcy terminu "projekt graficzny" po założycieli największych współczesnych firmy projektowych, w tym swojej. Zawiera także mnóstwo zdjęć prac różnych grafików, stanowiących przykład wykorzystania własnej estetyki, manifestu swoich poglądów, sposobu widzenia świata, stylu wyróżniającego danego artystę, czy wykorzystania zastosowania obrazu i słowa. Opisuje narzędzia niezbędne przy przeniesieniu idei na płaszczyznę, jak ołówek, papier i komputer. Autor podkreśla fakt, że mimo wielu wspólnych elementów projektu graficznego, projektanci muszą podjąć ogrom decyzji, które ich prace czynią unikatowymi i charakterystycznymi. Informacje są podane w przejrzysty sposób, niestety bardzo małym drukiem, który niesamowicie mnie męczył. Książka pozwoliła mi bliżej poznać zawód, który po ukończeniu szkoły będzie wykonywał mój syn. Młodym ludziom, takim jak on lub stojącym przed wyborem zawodu uzmysłowi, że polega on na pracy zespołowej i muszą dobrze zastanowić się, dlaczego chcą być projektantami.
Projektowanie to nie tylko tworzenie ładnych rzeczy, ale też porządkowanie treści i przestrzeni, informowanie, nadawanie sensów.
Książka "Co to jest projektowanie graficzne" jest zaktualizowanym wydaniem brytyjskiego podręcznika, napisanego przez Quentina Newark'a, choć porusza zagadnienia związane z powyższym, nie zawiera ćwiczeń, dzięki którym nauczylibyśmy się tworzyć...
2023-11-21
Na dzień 22 listopada w Kalendarzu Świąt Nietypowych przypada Dzień Kredki. Święto szczególnie kojarzone z dziećmi, ale też ze wszystkimi, którzy dzięki kredkom mogą wyrażać swoje przeżycia, uczucia, marzenia. Jest to więc idealny dzień, aby polecić wam kolejną książkę autorstwa Angeli Ngujen z serii "Kawaii. Jak rysować naprawdę urocze zwierzątka?", dzięki której idąc za wskazówkami autorki można nauczyć się rysować urocze zwierzaki. Kolekcja słodkich zwierzaków została podzielona na pięć grup: blisko domu, lasy i łąki, rzeki i oceany, w gospodarstwie, dżungla i safari. Mamy więc tu zwierzaki takie jak mysz, szop pracz, pancernik, koala, kraby i komary, narwal, kura, owca, żyrafa, leniwiec. Znajdziemy w niej również kilka ciekawostek odnoszących się do zwierząt, a także strony do ćwiczeń, z poleceniami wykonania konkretnych czynności, np. "Narysuj leniwcowi gałąź, żeby miał z czego zwisać. Dodaj na gałęzi liście jako przekąskę dla leniwca". Przyznam, że poziom jest troszeczkę wyższy niż w poprzedniej części, czyli "Kawaii. Jak rysować naprawdę uroczo?", Niemniej jednak dzieci które chętnie i często rysują świetnie będą sobie radzić.
Na dzień 22 listopada w Kalendarzu Świąt Nietypowych przypada Dzień Kredki. Święto szczególnie kojarzone z dziećmi, ale też ze wszystkimi, którzy dzięki kredkom mogą wyrażać swoje przeżycia, uczucia, marzenia. Jest to więc idealny dzień, aby polecić wam kolejną książkę autorstwa Angeli Ngujen z serii "Kawaii. Jak rysować naprawdę urocze zwierzątka?", dzięki której idąc za...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-14
To książka napisana przez graficzkę Angelę Nguyen, w której ilustruje wiele uroczych postaci, zwierząt i przedmiotów, stanowiących część jej życia, a których dzięki niej możemy się pouczyć rysować. Aby zacząć wystarczy kartka i czarny cienkopis do rysowania konturów. Na kolejnych stronach książki poznajemy wskazówki, jak rysować urocze obrazki. Po ich przyswojeniu, mając pod ręką niezbędne przybory, możemy zacząć ćwiczyć tworzenie obrazków ludzi w różnych ustawieniach, o różnych wyrazach twarzy, noszących rozmaite części garderoby i dodatki na przykład: astronautę, wojownika ninja, czy pielęgniarkę. Następnie uczyć się tworzenia super słodkich zwierząt, przedmiotów – od foteli, przez pojazdy i budynki, kończąc na produktach spożywczych i roślinach. Myślę, że ta pozycja pozwoli miło spędzić czas każdemu, kto lubi oddawać się przyjemności rysowania, a dzieciom przyniesie sporo frajdy w rozwijaniu swoich umiejętności.
To książka napisana przez graficzkę Angelę Nguyen, w której ilustruje wiele uroczych postaci, zwierząt i przedmiotów, stanowiących część jej życia, a których dzięki niej możemy się pouczyć rysować. Aby zacząć wystarczy kartka i czarny cienkopis do rysowania konturów. Na kolejnych stronach książki poznajemy wskazówki, jak rysować urocze obrazki. Po ich przyswojeniu, mając...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-01
“Jestem liściem rosnącym na drzewie. Spadam tam, gdzie mnie zwiało i tam pozostaję, póki nie zniknę. Liście nie mają nóg ani głowy. Liście nie mogą marzyć. Są częścią całości”.
Jesienią zachwycamy się całą paletą barw opadających jesiennych liści, które poprzez swą symbolikę stanowią świetną metaforę dla snucia opowieści obyczajowych, co wykorzystał autor. Jako że wskazują na rozczarowania, rezygnację, umieranie myśli i uczuć, marzeń, a także niedokończone spory z przeszłości, czego w tej historii nie brakuje, tworzy niedługą, bo zaledwie 284 stronnicową opowieść społeczną, ciasno oplecioną wydarzeniami, duszącą pętlą powinności, oczekiwań i możliwości, jakie świat od urodzenia rozciąga przed jej bohaterami - Zośką, Łukaszem i Jankiem. Rozgrywa się w Karkoszce, jednej ze śląskich wsi, która dziś stanowi dzielnicę Wodzisławia Śląskiego. Ponieważ rozpoczyna się w 1960 roku i trwa przeszło czterdzieści lat, nie da się uniknąć ani historycznego tła, ani przemian zachodzących w mentalności społeczeństwa, ani też odniesień do stereotypów na temat Ślązaków, nakreślonych na tyle, by uchwycić bieg czasu, zmian oraz ich wpływ na dojrzewanie bohaterów. “Jesienne liście” to powieść poruszająca całą paletę różnych, ważnych tematów. Opowiada m.in. o biedzie, nienawiści, homofobii, poszukiwaniu własnej orientacji seksualnej, zdradzie, rozczarowaniu, popełnianych błędach, za które czasem drogo płacą inni. Muszę przyznać, że choć momentami czułam się przytłoczona ciężarem cierpienia postaci, nie udało mi się od tej książki oderwać. Wszystkie zostały świetnie napisane, choć nie każdą da się i można polubić. To niesamowicie emocjonująca opowieść o ludziach, którzy choć ich życie przeplata się ze szczęśliwymi chwilami, mieszkają wśród wiejskiej społeczności, latami skrywając swe słabości, uczucia, cierpienie i ból. Poszukując odpowiedzi na egzystencjalne pytania, próbują poradzić sobie z przytłaczającym poczuciem braku sensu oddając się płytkim przyjemnościom, pozbawionym większych uczuć. Czy prawdziwe uczucia i sekrety ujrzą światło dzienne? Czy bohaterowie książki zrozumieją uczucia, które nimi targają? Czy możliwym jest uleczenie głęboko poranionych serc?
To pierwsza książka z dorobku Andrzeja F. Paczkowskiego, po którą sięgnęłam i muszę przyznać, iż choć nie przepadam za książkami, w których jest tak obszernie poruszany temat Boga i wiary, było to całkiem niezłe spotkanie. Zdaje się, iż autor dobrze opanował sztukę obserwacji, studiowania i otwarcia się na zmieniający się świat oraz drugiego człowieka, dając nadzieję tym, którzy nie wierzą, że aby być szczęśliwym, należy znaleźć to, co daje nam szczęście. Walczyć o nie, czymkolwiek dla każdego z nas jest, bo przecież każdy z nas jest inny, a życie każdego z nas jest ciągiem odmiennych doświadczeń. Brać z życia garściami. Być czasem egoistycznym, by wyrwać z niego dla siebie najlepsze kąski. Wszystko po to, by nie stać się pożółkłym liściem, który po prostu zgnije, bądź trafi do spalenia. Będę czekała na kolejny tom (o ile powstanie), a Was namawiam do przekonania się, czy warto.
“Jestem liściem rosnącym na drzewie. Spadam tam, gdzie mnie zwiało i tam pozostaję, póki nie zniknę. Liście nie mają nóg ani głowy. Liście nie mogą marzyć. Są częścią całości”.
Jesienią zachwycamy się całą paletą barw opadających jesiennych liści, które poprzez swą symbolikę stanowią świetną metaforę dla snucia opowieści obyczajowych, co wykorzystał autor. Jako że...
2023-10-08
Annę poznałam osobiście, po jakimś (już nie pamiętam jak długim) okresie znajomości w sieci. Wydaje mi się, że wiele nas łączy, także wrażliwość w stosunku do świata i ludzi, dlatego też, mimo iż nie czytałam pierwszych dwóch tomów nadmorskiej serii, a także obaw związanych z ich nieznajomością, dałam się namówić na zrecenzowanie trzeciego, zatytułowanego - “Domki z kart”.
Cieszę się, że to zrobiłam, gdyż bardzo szybko odnalazłam się w fabule i po raz kolejny (czytałam książkę “Brakujący obrazek”) przekonałam się, że książki Ani są pełne życia - życia jej bohaterów, którzy są odwzorowaniem ludzi żyjących obok niej/nas oraz otaczającej ją/nas rzeczywistości, których jest wnikliwą obserwatorką. Ubiera swoich bohaterów w historie inspirujące ją ludzkie doświadczenia, dramaty i radości. Nie ocenia, nie poucza, nie wybiela, pozwala czytelnikowi na samodzielną ocenę i przemyślenia. Do tego pisząc prostym, plastycznym językiem porusza wiele społecznych problemów, często takich, którymi szczerze mówiąc mało kto się interesuje, dopóki nie zostaje zmuszony przez los zmierzyć się z nimi bezpośrednio lub poprzez kogoś mu bliskiego. Tutaj takich tematów jest kilka: problemy nastoletniej, samotnej matki chorego dziecka; utrata pamięci; choroba głowy rodziny, rzutująca na jej funkcjonowanie, w tym na relacje pomiędzy jej członkami; zagrożenia czyhające na dzieci w sieci; a także mnie osobiście najbliższy i trafiający w moje uczucia - amputacja nogi, godzenie się z niepełnosprawnością, jak i temat ogromnych cen protez, pozwalających na samodzielność, życie w godny sposób. Czy zdajecie sobie sprawę z faktu, iż wygodne, pozwalające wrócić do możliwie najlepszego funkcjonowania w życiu codziennym protezy kosztują nawet kilkaset tysięcy złotych, a pomoc państwa, o ile spełni się mnóstwo kryteriów pokrywa zaledwie ułamek tej kwoty, co za tym idzie, ludzie którzy nie są zamożni są zmuszeni szukać finansowania zakupu w innych źródłach. W XXI wieku, w europejskim kraju dla wielu ludzi proteza pozostaje jedynie marzeniem! Nawet nie wspomnę o rehabilitacji, bo to zupełnie inny temat. Bohater książki - Marcin, traci nogę na skutek postępującej choroby. By sfinansować zakup protezy sprzedaje mieszkanie (co wiąże się z innym bolesnym tematem). Czy tak powinno być?! Życie po amputacji przecież się nie kończy!! W moim odczuciu w ramach kompleksowego leczenia ludzie po amputacji powinni tuż po amputacji być kierowani na rehabilitację, otrzymać refundowaną, dobrą protezę oraz lekcje nauki chodzenia, by nie żyć na koszt państwa i móc wrócić do aktywności zawodowej!!
Życie jest nieprzewidywalne, w ułamku sekundy może runąć, jak domek z kart. Wiele trudnych sytuacji i ludzkich dramatów ma wpływ również na egzystencję współlokatorów, ale i całych rodzin. Przeciwności losu powodują, iż jedni nie potrafią sobie z nimi poradzić, udźwignąć ich ciężaru na własnych barkach, innych motywują do działania, wzmacniając ich psychikę, a charaktery powieści należą do jednej i drugiej grupy. Chciałabym odnieść się do historii wszystkich bohaterów książki “Domki z kart”, lecz wtedy wyszedłby z tego co najmniej referat nie recenzja. Nie mniej pokazują one, jak ważne jest mieć blisko siebie kogoś, kto w ciężkich chwilach okaże wsparcie, ofiaruje nam swój czas, będzie kochał mimo wszystko, popchnie do działania, nie zamykania się w czterech ścianach, do zrobienia czegoś tylko dla siebie, spełniania niezrealizowanych marzeń. Rodzica, przyjaciółkę, brata, siostrę, partnera, etc.
“-Ty też na pewno masz coś, co kiedyś lubiłeś robić albo zawsze chciałeś spróbować, ale ostatecznie zepchnąłeś to na drugi plan. Może przez chorobę, może przez utratę nogi, może ze zwykłego braku czasu... Skoro mam zamiar ponownie upaść na głowę i gonić marzenia, to mógłbyś dodać mi otuchy i też zrobić coś szalonego. Coś, co dałoby ci satysfakcję i radość, a jednocześnie sprawiłoby, że ludziom opadłyby ze zdziwienia szczęki.”
Dla zachęty do sięgnięcia po tę książkę, a najlepiej po całą serię dodam, iż pojawia się w niej wątek polityczno – kryminalny. Emocji nie zabraknie.
Naprawdę polecam, a sama będę się starać jak najszybciej przeczytać pierwsze dwa tomy.
Annę poznałam osobiście, po jakimś (już nie pamiętam jak długim) okresie znajomości w sieci. Wydaje mi się, że wiele nas łączy, także wrażliwość w stosunku do świata i ludzi, dlatego też, mimo iż nie czytałam pierwszych dwóch tomów nadmorskiej serii, a także obaw związanych z ich nieznajomością, dałam się namówić na zrecenzowanie trzeciego, zatytułowanego - “Domki z kart”. ...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-15
Uwielbiamy takie książki!
"Szokujące liczby" autorstwa Clive'a Gifforda i Gulherme Karsten, wydane przez wydawnictwo to.tamto, to zaledwie 32 strony, ale na każdej z nich zawarto mnóstwo ciekawostek przedstawionych w ujęciu statystyki i liczb. Jedne są zabawne, drugie przerażające, trzecie szokujące, a jeszcze inne śmieszne. Chociaż jest książką przeznaczoną dla dzieci w wieku plus 6 lat, będzie idealną pozycją dla miłośnika przyrody, biologii, ekologii, technologii, formuły 1, kosmosu, a także wielu innych dziedzin w każdym wieku, gdyż odnajdziemy w niej informacje między innymi o tym: Kiedy pojawiliby się ludzie, gdyby całą historię Ziemi zmieścić w 12 miesiącach? Że w naszych ustach jest więcej bakterii niż na desce sedesowej. Ile centymetrów mają błyskawice, i do jakiej temperatury nagrzewają otaczające je powietrze?. Co porusza się szybciej niż bolid Formuły 1? Czy tego, iż co 60 sekund tracimy las deszczowy o powierzchni boiska do piłki nożnej. Twarda okładka, duży format, różnorodne czcionki, mnogość kolorowych ilustracji, krótkie teksty i zrozumiały język sprawiają, iż fakty te można z łatwością zapamiętać. To jedna z tych pozycji, którą można/warto podarować w prezencie. Świetna propozycja do nauki przez zabawę oraz odkrywania świata?! Polecamy!
Uwielbiamy takie książki!
"Szokujące liczby" autorstwa Clive'a Gifforda i Gulherme Karsten, wydane przez wydawnictwo to.tamto, to zaledwie 32 strony, ale na każdej z nich zawarto mnóstwo ciekawostek przedstawionych w ujęciu statystyki i liczb. Jedne są zabawne, drugie przerażające, trzecie szokujące, a jeszcze inne śmieszne. Chociaż jest książką przeznaczoną dla dzieci w...
2023-09-01
Kiedy otrzymałam od wydawnictwa egzemplarz książki dr Dawn Huebner “Jak dogadać się z rodzeństwem” pomyślałam po co mam ją czytać, skoro relacja moich synów jest fajna, ale ok zrecenzuję ją. I wiecie co – cieszę się, iż ją przeczytałam, ponieważ zawarte w niej koncepcje i ćwiczenia uczą nowych sposobów myślenia oraz zachowania, co można wykorzystać nie tylko do umacniania więzi z rodzeństwem.
Polecam więc wziąć ją do ręki, rozsiąść się wygodnie wraz ze swoimi pociechami i czytać zgodnie z uwagami autorki, skupiając uwagę na szczegółowym omówieniu i wykonaniu każdej czynności z maksymalnie dwóch z jedenastu rozdziałów za jednym razem.
Huebner jest psycholożką kliniczną, więc zawarte w książce porady i informacje są naprawdę cenne. W prosty, a także zabawny sposób pomogą dzieciom zdobyć umiejętności takie jak mówienie i słuchanie, szukanie kompromisów i zawieranie kontraktów, zarządzanie uczuciami i odpuszczanie. Rodzicom jak zmotywować dzieci do samodzielności, nie wchodzić w rolę sędziego i wycofać się z ich sprzeczek, pozwolić znaleźć im własne rozwiązanie, a przede wszystkim wyostrzyć zmysły, by nie przeoczyć kryjącego się za konfliktem rodzeństwa ukrytego dna.
Książka jest dedykowana dzieciom od dziewiątego roku życia. Duża czcionka oraz ilustracje Kary McHale, czy rozpoczęcie tematu od założenia, że dziecko następnego ranka otrzyma wymarzonego psa i pytania co dalej? są zachętą do kontynuowania przygody z odkrywania pozytywów posiadania brata lub siostry, a nade wszystko dobrze spędzonego czasu w rodzinnym gronie.
Strony, na których znajdują się karty pracy oznaczono gwiazdką. Jeśli ktoś nie chce rysować bądź pisać w poradniku, może je pobrać w formie pdf i wydrukować wchodząc na podany adres internetowy.
Do tej pory w Polsce ukazało się pięć książek autorstwa dr Dawn Huebner, z czego dwie poprzedzające tę - “Przechytrzyć zmartwienia. Jak radzić sobie z lękami” i “Stało się coś złego. Jak sobie radzić ze złymi wiadomościami” - nakładem wydawnictwa ToTamto , któremu dziękuję za egzemplarz recenzencki, pomimo braku mojej odpowiedzi na meila z propozycją współpracy, przeczytanego post factum 😉
Kiedy otrzymałam od wydawnictwa egzemplarz książki dr Dawn Huebner “Jak dogadać się z rodzeństwem” pomyślałam po co mam ją czytać, skoro relacja moich synów jest fajna, ale ok zrecenzuję ją. I wiecie co – cieszę się, iż ją przeczytałam, ponieważ zawarte w niej koncepcje i ćwiczenia uczą nowych sposobów myślenia oraz zachowania, co można wykorzystać nie tylko do umacniania...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-30
Czytając ósmą książkę jednej z moich ulubionych autorek, będącą kontynuacją pierwszego tomu dylogii, wydawało mi się, że wiem czego mogę się spodziewać, i co będzie dalej, tymczasem Małgorzacie Manelskiej, udało się mnie zaskoczyć.
“Baśka” - drugi tom cyklu “Nawłociowe wzgórze” - to porywająca, pełna zwrotów akcji, domysłów i tajemnic, angażująca czytelnika od pierwszych stron, ekscytująca rozrywka, jeśli można użyć takiego określenia biorąc pod uwagę poruszane w niej tematy, o których więcej poniżej.
Tej książki nie da się zaszufladkować pod nazwą konkretnego gatunku. Autorka żongluje w niej gatunkami, łącząc elementy powieści obyczajowej, powieści historycznej, a nawet kryminału zwiększającego napięcie w miarę rozwoju fabuły. Wprawnie miesza w głowie czytelnika, przez co odpowiedź na pytanie kto zabił? Leopolda Kociubę vel Joachima Szmulsona do końca nie wydaje się oczywista. Niesamowitą aurę podtrzymuje rodzinna klątwa dziewiątki oraz postać Wautlaud Matuszik, miejscowej zielarki, która widzi więcej od innych i potrafi przewidzieć wydarzenia, jakie będą miały miejsce w przyszłości, co mnie przyprawiało podczas lektury książki o ciarki. Niezmiennie jestem pod wrażeniem zręczności Pani Małgorzaty w konstruowaniu bohaterów. Jednych się wręcz nienawidzi, innych się lubi i pragnie się, by ich życie się ułożyło. Prym we wszystkich jej powieściach, w “Nawłociowym wzgórzu” także wiodą kobiety. Są różne. Posiadają wady i zalety. Zmagają się z traumami, trudną przeszłością, problemami rzeczywistości, wyrzutami sumienia, weryfikują swoje poglądy, czy jak tytułowa Baśka borykają się z konsekwencjami decyzji swoich przodków, a także miłosnymi rozterkami.
Dzięki tej powieści temat partyzantów, a zwłaszcza wojennych gwałtów i “dzieci wojny” nabiera nowego wymiaru, bardziej aktualnego, lecz pozbawionego ciężkiego, przygnębiającego i legendarnego charakteru. Do dziś, większość dzieci urodzonych w czasie wojny i po niej, nie wie o swoich korzeniach i pewnie nigdy się nie dowie, natomiast poznanie prawdy nie zawsze przynosi spokój. Baśka straciła go przez przypadek poznając prawdę o swoim pochodzeniu. Kwestia ojca bardzo ją dręczy, więc za wszelką cenę chce dowiedzieć się kim był, choć kocha Wszebora i jest kochana przez niego, równie mocno dręczy ją fakt, iż matka i on ukrywali przed nią prawdę. To temat bardzo ważny, bo wojna dziś toczy się tuż za naszą wschodnią granicą, a kobiety doświadczają gwałtów, których sadyzmu nie sposób sobie wyobrazić, owocem których są i będą kolejne “wojenne dzieci”. Milczano na ten temat w okresie stalinizmu, milczano w 1963 roku, kiedy Baśka, córka Stefanii osiągnęła pełnoletność, na szczęście nie milczy się dziś, przez co możemy mieć nadzieję, iż nie wrócimy do politycznej i społecznej amnezji, aczkolwiek z pewnością wielu kobietom z doświadczeniem wojennej przemocy seksualnej bardzo trudno będzie wyjawić prawdę swoim dzieciom, o ile w ogóle zdobędą się na taki krok. Historia Stefanii i Baśki daje do myślenia na temat rodzicielskich relacji i miłości do dzieci zrodzonych z gwałtu, które przypominają im o dramacie, jaki je dotknął, i które siłą rzeczy też są ofiarami gwałciciela. Syn Stefanii, Michał na skutek brutalności swego ojca - gwałciciela i damskiego boksera – jest upośledzony - ten wątek doskonale wpisuje się w dyskurs społeczny i polityczny aktualnie toczący się w Rzeczypospolitej na temat aborcji. Traktowania nieślubnych dzieci czy dzieci z niepełnosprawnością intelektualną zarówno w otoczeniu rówieśników, jak i wśród dorosłych. Rówieśnicy Baśki znajdą w tej opowieści niemoralizatorskie lekcje dla siebie nie tylko odnoszące się konsekwencji swojego postępowania. Dla osiemnastolatków często grupa rówieśnicza staje się wzorem do naśladowania, zapominają jednak, iż w razie problemów naturalnie rodzina okazuje się ich największą i jedyną ostoją.
"Masz rodzinę, która zawsze cię wesprze. Pamiętaj, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Choćby nie wiem, jak trudna sprawa była, zawsze da się ją rozwiązać."
Mimo ciężkiego kalibru, trudne tematy nie przytłaczają, nie dominują nad toczącymi się wydarzeniami, są naprawdę w imponujący, płynny sposób wplecione w fabułę. Zdaje się, że tła historycznego jest mniej niż we wcześniejszych powieściach autorki, ja odnoszę wrażenie, że to dzięki plastycznemu sformułowaniu fabuły, skupieniu uwagi na konkretnych tematach i wymieszaniu gatunków po prostu “nie rzuca się w oczy”.
“Baśka” łączy i zamyka wszystkie wątki z pierwszego tomu, nie pozostawiając nas z niedomówieniami, dlatego najlepiej kolejno przeczytać je obie.
Cieszę się, iż dostałam szansę patronować tej poruszającej, porywającej i dającej do myślenia dylogii. Szczerze polecam ją wszystkim poszukującym literatury dotykającej trudnych tematów, wątków związanych z poszukiwaniem własnych korzeni, próbami odnalezienia spokoju i własnego miejsca na ziemi, a przede wszystkim o sile kobiet i rodziny.
Czytając ósmą książkę jednej z moich ulubionych autorek, będącą kontynuacją pierwszego tomu dylogii, wydawało mi się, że wiem czego mogę się spodziewać, i co będzie dalej, tymczasem Małgorzacie Manelskiej, udało się mnie zaskoczyć.
“Baśka” - drugi tom cyklu “Nawłociowe wzgórze” - to porywająca, pełna zwrotów akcji, domysłów i tajemnic, angażująca czytelnika od pierwszych...
2023-08-19
"Włoszka z Brooklynu” to moje trzecie spotkanie z twórczością Santy Montefiore, jednak tym razem z przykrością muszę stwierdzić, iż po raz pierwszy zmuszałam się, by doczytać jej książkę do końca, i to tylko dlatego, że historia głównej bohaterki – Eveliny oparta jest na przeżyciach matki znajomego autorki – Jonasa Prince’a - Polki, byłej więźniarki Auschwitz. Aby przerobić ją na własną opowieść, Montefiore uczyniła z niej Włoszkę, która zakochuje się w młodym włoskim Żydzie. Kobietę postanawiającą po wojnie wyemigrować do Nowego Jorku, by tam zacząć życie od nowa, próbując zapomnieć o bolesnych wspomnieniach, m.in. zmarłym bracie oraz utraconej miłości swojego życia. Sam okres II wojny światowej oraz opis tego, co spotykało w tym mrocznym czasie Włochów i włoskich Żydów został nakreślony jedynie kilkunastoma zdaniami, natomiast opowieść o przeżyciach z pobytu w Auschwitz, w ogóle została nieopowiedziana, a szkoda, bo z powieści, która mogłaby czytelnika zachęcić do poszerzenia wiedzy na ten temat, stała się po prostu romansem, który, gdyby nie wzmianka o inspiracji autorki, wydawałby się bardzo mało realny. Niedawno przeczytałam powieść “Wieczna” Lisy Scottoline, w której zdecydowanie obficiej i ciekawiej zostało przedstawione życie w kraju rządzonym przez Il Duce, a później przez nazistów. Ciężko mi się czytało tę powieść, ponieważ jej bohaterowie są zbyt płytcy, nijacy, mało wiarygodni w swoich postawach, jak Franklin - mąż Eveliny. Nie znam faceta, który ot tak przyjąłby do wiadomości i pogodził się z informacją o romansie żony z jej wielką miłością, do tego uczyniłby kochanka nie tylko swoim najlepszym przyjacielem, ale i przyjacielem rodziny! Można tu było stworzyć bohaterów z całym spektrum emocji ludzi, którzy znaleźli się w nowych miejscach po wojnie, budujących nową tożsamość, zapuszczających na nowo korzenie, pozwalających wczuć się w ich sytuację, a w moim odczuciu i na tym polu nie jest najlepiej. Zabrakło mi również tego czegoś, co tworzy więź między bohaterami a czytelnikiem. Nie poczułam też ani uroku moich ukochanych Włoch, ani Brooklynu, który według tytułu powinien grać w całej opowieści istotną rolę, choć w poprzednich powieściach autorki wyobrażenie oraz przeniesienie się do opisywanych przez nią miejsc przychodziło mi z dużą łatwością. Zaskakująca jest jedynie Evelina, wykazująca się podwójną moralnością. Z jednej strony tłumaczy kuzynce, że nie może usunąć ciąży, bo to dziecko, żywa istota, z drugiej, po latach nie myśląc o własnych dzieciach i mężu, nie myśląc o konsekwencjach czy uczuciach bliskich, bez zastanowienia wskakuje innemu facetowi do łóżka. Przykro mi, ale nawet uczucie Eveliny i Ezry nie wydało mi się aż tak głębokie, namiętne, gwałtowne i niemożliwe do opanowania, by było silniejsze od śmierci i ważniejsze od rodziny. Poza tym nie ona jedna w rodzinie Pierangelini stosuje w życiu podwójne standardy, więc tym bardziej nie przemawiają do mnie sugestie zawarte w fabule przez Santę dotyczące ratowania małżeństwa w kryzysie za wszelką cenę, nawet wtedy, kiedy mąż jest damskim bokserem!
“Włoszka z Brooklynu” to opowieść o niespełnionej miłości, która …?... się realizacji. Powieść, po której spodziewałam się znacznie więcej, niż otrzymałam. Czytając pojawiające się w sieci opinie pewnie będę jedną z nielicznych osób, którą Montefiore tym razem nie zafascynowała, nie porwała swą opowieścią. Jak dla mnie nie jest jest to książka zła, po prostu zdaje się być niedopracowana. Nie sposób jednak odmówić jej tego, że zawiera uniwersalną prawdę o życiu, mówiącą o tym, iż los czasem odwiesza nasze plany i marzenia na kołek, pisząc dość pokrętne i nierzeczywiste scenariusze, których nasza wyobraźnia nie byłaby w stanie wymyślić, pozwalając w końcu je spełnić. Myślę że książka spodoba się niewymagającym czytelnikom, szukającym ckliwych romansów z historią w tle.
"Włoszka z Brooklynu” to moje trzecie spotkanie z twórczością Santy Montefiore, jednak tym razem z przykrością muszę stwierdzić, iż po raz pierwszy zmuszałam się, by doczytać jej książkę do końca, i to tylko dlatego, że historia głównej bohaterki – Eveliny oparta jest na przeżyciach matki znajomego autorki – Jonasa Prince’a - Polki, byłej więźniarki Auschwitz. Aby przerobić...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-25
Chyba każde dziecko marzy, by wakacje były niezapomnianym przeżyciem. Ja spędzając lato zazwyczaj u dziadków, we wsi leżącej obok miasta Frankensteina i Twierdzy Srebrna Góra, miałam nadzieję na przeżycie przygody podobnej do tej, jaka przytrafiła się Adamowi Cisowskiemu, bohaterowi jednej z moich ulubionych książek "Szatan z siódmej klasy" autorstwa Kornela Makuszyńskiego. Nawet kiedy wakacje spędzaliśmy w domu, wraz z koleżankami i kolegami szukaliśmy przygody i skarbów, bezmyślnie penetrując miejscowe ruiny oficyny pałacu należącego do rodziny von Tiele - Wincklerów. Moje dzieci nie mają dziadków na wsi, a pałac zrewitalizowano i służy mieszkańcom, jako centrum kultury, więc nie mogą liczyć na wakacje pełne przygód i emocji, jakie towarzyszyły mi w dzieciństwie. Na szczęście mogą sięgnąć po książki budzące w nich wyobraźnię, chęć przeżycia przygody, odkrywania lokalnych legend, a nawet rodzinnych tajemnic. Jedną z nich jest książka "Czarci młyn" autorstwa Agnieszki Płoszaj z ilustracjami Agaty Łuksza. Napisaną lekkim, ale nie archaicznym językiem, zabarwionym dawką humoru. Z wartką akcją, tworzącymi klimat miejscami: uroczyskiem, ruinami dworku i starym opuszczonym młynem, w którym – jak głosi legenda – straszy oraz serią zuchwałych kradzieży! Bardzo fajnie zbudowanymi bohaterami. Kto nie chciałby mieć odjechanej babci, która jak książkowa babcia Luiza ma różowe włosy, wróży z kart i fusów, chodzi na fitness, jeździ skuterem, nosi kolorowe ubrania i klapki z puszkiem, pysznie gotuje i robi najsmaczniejszy kompot, a do tego wszystkiego skrywa tajemnicę?. Któż z nas nigdy nie spotkał na swojej drodze dzieciaków siejących postrach całej okolicy, których pojawienie się zwiastowało kłopoty, jak książkowi bliźniacy Krzysiek i Rysiek Krętaccy? Choć prym w niej wiodą dziewczyny, spodoba się również płci przeciwnej. Posiada wszelkie atuty, jakie powinna zawierać kryminalno - detektywistyczna książka dla dzieci i młodzieży. Mój syn zabrał ją ze sobą na wakacje. Zaczął czytać w pociągu i wciągnęła go tak bardzo, że po kilku godzinach podróży, docierając do celu kończył ostatnią stronę. Nawet nie spostrzegł się, że to drugi tom przygód sióstr Brylskich, ich kolegi Piotrka i psa Julka. Śmiało można ją czytać nie znając historii "Pałacu pod ptasimi głowami". Polecam!
Chyba każde dziecko marzy, by wakacje były niezapomnianym przeżyciem. Ja spędzając lato zazwyczaj u dziadków, we wsi leżącej obok miasta Frankensteina i Twierdzy Srebrna Góra, miałam nadzieję na przeżycie przygody podobnej do tej, jaka przytrafiła się Adamowi Cisowskiemu, bohaterowi jednej z moich ulubionych książek "Szatan z siódmej klasy" autorstwa Kornela Makuszyńskiego....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-01
"Czerwony generał" Michała Lelonka to opowieść, której główny bohater Eugeniusz Batsaikan Rozwadowski, pół Polak, pół Mongoł (w czterech częściach), opowie nam historię swojego życia, o Mongolii, o tym jak na skutek pewnego zdarzenia został wcielony do Armii Czerwonej i wraz z nią przemierzył szlak bojowy, od Moskwy, przez Kursk, Stalingrad, aż po umierającą w Powstaniu Warszawskim Warszawę, którą traktował jak drugą ojczyznę. Opowie o tym, jak w wielkim pochodzie na zachód został kanclistą siejącego postrach generała, który wtajemniczy go w historię największego eksperymentu socjologicznego: komunizmu, snując opowieść, sięgającą średniowiecza, prowadzi przez Monastyr, czasy Rewolucji Francuskiej, aż po dojście Stalina do władzy. Czytamy zatem o wydarzeniach, jakie w historii ludzkości zapisały się krwią, cierpieniem, nienawiścią, niewyobrażalnym okrucieństwem i łzami. Można się więc domyślić, iż fabuła jest ciężka, mroczna, wymagająca skupienia, przepełniona faktami, popartymi wnikliwą pracą badawczą ujętą w licznych przypisach. Nie brakuje również porównań, zmuszających nas do zastanowienia się, czy naziści i sam Hitler byli największym złem tego świata, choć byli tak zaślepieni nienawiścią, traktowali wszystkich, jak podludzi i wymordowali miliony istnień? Czy świat nie przymykał oczu na istotę komunizmu, który karmił się terrorem, gwałtami, ubustwem, głodem, prześladowaniami, uważając nazizm, jako system z samego dna piekieł? Szczególny wydźwięk mają słowa: "... Rosja już na wieki pozostanie gwałtowna, brutalna i nieprzewidywalna, aspirując do miana barbarzyńcy wśród narodów świata", które pokazują nie tylko, jak głęboko przez wieki zasiane zostało ziarno nienawiści w Rosjanach, którzy, co widzimy na Ukrainie się nie zmienili, a także ku przestrodze dla świata, by ponownie nie zamknął oczu na zagrożenie, zauważył rozprzestrzeniający się wciąż wirus komunizmu. Podobnie, jak w poprzedniej książce autora "Las'43" i tutaj ukryte są filozoficzne rozważania na temat ludzkiej natury, sztuce dokonywania właściwych decyzji w połączeniu miłości, chęcią zemsty, złudnym poczuciem sprawiedliwości i danemu słowu. Jak mówi sam autor, pisanie tej powieści było bardzo wyczerpujące. Szukanie informacji o stalinowskich torturach było ponad jego siły, jednak udało mu się ją ukończyć. Jej lektura też nie jest lekka i przyjemna, czytałam ją fragmentami, ale warto wytrwać. Wybierzcie się w podróż do komunistycznego piekła z Eugeniuszem Batsaikanem Rozwadowskim. Odkrycie demony ukryte w każdym z nas. Oddajcie się głębokim rozmyślaniom, do których nas zmusza.
"Czerwony generał" Michała Lelonka to opowieść, której główny bohater Eugeniusz Batsaikan Rozwadowski, pół Polak, pół Mongoł (w czterech częściach), opowie nam historię swojego życia, o Mongolii, o tym jak na skutek pewnego zdarzenia został wcielony do Armii Czerwonej i wraz z nią przemierzył szlak bojowy, od Moskwy, przez Kursk, Stalingrad, aż po umierającą w Powstaniu...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-28
Od jakiegoś czasu słyszymy o pomysłach ministra edukacji, by religia bądź etyka były przedmiotami obowiązkowymi, bo wydaje mu się, iż jego ideały są jedynie słuszne i wszyscy powinni się nimi kierować (mimo że jego hipokryzja sięga zenitu i depta je na każdym kroku). Czy faktycznie tylko przymusowa nauka religii lub etyki są w stanie ukształtować świadomych i szczęśliwych ludzi? Nauczą dzieci pewności siebie, właściwej samooceny, dadzą narzędzia do radzenia sobie z wyzwaniami, aby nie zbłądzić w dorosłym życiu? Absolutnie nie! Wychowanie szczęśliwego, dobrego i mądrego człowieka to głównie zadanie rodziców, ale tak naprawdę dzieci kształtują własne wartości przez obserwację i doświadczenia. To codzienna praktyka wartości ubogaca nasze więzi rodzinne i społeczne, życie każdego z nas. Jeśli więc chcemy, aby nasze dzieci i kolejne pokolenia potrafiły odnaleźć się w świecie, powinniśmy codziennie pokazywać im własnym przykładem, jak doceniać to, co mamy, jak ważna jest empatia, sprawiedliwość, uczciwość, życzliwość, odpowiedzialność, równość, czułość, wdzięczność, szacunek. Nie jest to łatwe, gdyż nikt nie uczy nas sztuki życia. Często się gubimy, z powodu pokoleniowych różnic nie potrafimy się dogadać, wtedy warto sięgnąć po pomoc, a nią mogą służyć takie książki, jak ta. Choć to książka skierowana do dzieci od dziewiątego roku życia, może uczyć i inspirować również dorosłych. Tych 35 wartościowych historii, w porównaniu do poprzedniej książki autorów "Opowieści dla dzieci, które chcą uwierzyć w siebie" w moim odczuciu zostało napisanych bardziej przystępnym, zrozumiałym dla dzieci językiem. Wspólne czytanie, czy też komentarz "Przemyśl to", który możemy przeczytać po każdym odpowiadaniu, dodatkowo pomaga je zrozumieć, zachęca do rozmowy oraz refleksji, ułatwiając tym samym przekazanie dzieciom wartości, które chcielibyśmy, aby znały i kroczyły z nimi przez życie. Komentarze zawierają odniesienia m.in. do dzieł innych pisarzy, przysłów, myśli filozofów, czy cytaty. Dodatkowym atutem książki są barwne ilustracje Alberta Asensio. Twarda oprawa, a także większy format sprawiają, iż książka nadaje się na prezent, na różne okazje. Polecam "Opowieści dla dzieci, które chcą być szczęśliwe" równie gorąco, jak wspomnianą wyżej pierwszą książkę hiszpańskich pisarzy. Mam nadzieję, że i wam się spodoba, dzięki czemu sięgniecie po "Opowieści dla dzieci, które chcą być odważne", czyli kolejne 35 historii, które dodadzą siły i pomogą pokonać przeciwności losu.
Od jakiegoś czasu słyszymy o pomysłach ministra edukacji, by religia bądź etyka były przedmiotami obowiązkowymi, bo wydaje mu się, iż jego ideały są jedynie słuszne i wszyscy powinni się nimi kierować (mimo że jego hipokryzja sięga zenitu i depta je na każdym kroku). Czy faktycznie tylko przymusowa nauka religii lub etyki są w stanie ukształtować świadomych i szczęśliwych...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-10
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Listopadowy wieczór nad zatoką Hillsborough. Młoda kobieta, Karolina właśnie pochowała matkę. Sprzątając należące do niej rzeczy, w pudełku po butach znajduje dwa bruliony, które okazują się być pamiętnikiem spisanym przez kobietę. To właśnie wraz z Karoliną zatapiamy się w historii Anny Jawor. Pierwszy wpis pochodzi z dnia 22 lipca 1967 roku, bo właśnie wtedy chcąc przetrwać ostatni tydzień pobytu w Sopocie, u sześćdziesięciodwuletniej ciotki Cecylii, Ania postanowiła pisać pamiętnik. Zazwyczaj wakacje u niej spędzała z mamą, gdyż ojciec zajęty był ministerialnymi obowiązkami, ale tym razem wyjazd mamy do Sopotu ze względu na zbliżający się termin porodu nie wchodził w grę. Wtedy też dziewczyna jeszcze nie spodziewała się, że dwa dni później pilnie będzie musiała wrócić do Warszawy, ponieważ jej rodzice ulegną tragicznemu w skutkach wypadkowi, następstwem którego w kolejnych dniach przyjdzie jej na zawsze rozstać się z rodzicami, i że jedynym światełkiem w czeluści rozpaczy będzie cudem ocalała siostrzyczka. Wpisy o trudnych, ale i radosnych momentach towarzyszących jej od tego czasu, o pierwszych sympatiach, marzeniach, pasjach, wychodzących na jaw rodzinnych tajemnicach, czy najważniejszych wspomnieniach z mijającego roku nierozerwalnie związanych z historycznymi w naszym poczuciu zdarzeniami oraz peerelowską kulturą, będzie prowadzić, a my śledzić aż do 1 stycznia 1971 roku. Wszystkie mają układ chronologiczny z zachowaniem dat prawdziwych wydarzeń, które wbrew metaforycznemu tytułowi nawiązującemu do tańca i muzyki, nie toczą się, powolnym tempem, lecz zaskakują gwałtownością i emocjonalnym przekazem. Forma pamiętnika natomiast pozwoliła autorowi w prosty, bardzo swobodny sposób połączyć fakty z literacką fikcją oraz wymyślonych bohaterów z autentycznymi postaciami. Całość tworzy więc obraz, na który każdy z nas, niczym konserwator zabytków pracujący z dziełami sztuki, ma okazję patrzeć na bardzo różne sposoby. Los przynosi młodziutkiej Annie dużo zmian, trudnych decyzji i wyborów, które zaważą na jej życiu. Duży wpływ na nie mają najważniejsze wydarzenia dekady, np. pierwszy w Polsce koncert Rolling Stones, wizyta de Gaulle'a, ponownie rodzący się antysemityzm, marzec'68, przemiany społeczne, narodziny nowych gwiazd piosenki i filmu, przeboje, które do dziś nuci cały kraj. Czytając zadawałam sobie pytania, czy to wszystko, w połączeniu z formą obraną przez autora ma na celu pozwolić lepiej zrozumieć i docenić współczesny świat młodemu odbiorcy? Uwidocznić zależności między naszym prywatnym życiem a wydarzeniami dziejącymi się wokół, niezależnie od nas? A może pokazać, że uczymy się historii, zamiast z niej? Czy też żeby nawiązać do problemów współczesnych młodych ludzi mierzących się z kryzysem emocjonalnym, związanym m.in. z krytycznymi momentami życia? Jak wspomniałam każdy z nas spojrzy na historię zapisaną na kartach książki w inny sposób, ale jestem przekonana, iż dla pokolenia utożsamiającego się z Anną Jawor książka będzie podróżą do czasów młodości, natomiast młody czytelnik z pewnością będzie mógł wyobrazić sobie, jak wyglądało życie jego rówieśników kilka dekad temu. Zakończenie zapowiada kolejną część, jednak nie do końca wiemy, czy będzie ona kontynuacją losów Anny, czy autor stworzy zupełnie inny obraz. Jak sam przyznaje, na pewno nie będzie powstawała dziesięć lat, jak część pierwsza i do rąk czytelników trafi najpewniej na początku przyszłego roku. Mnie lekkie pióro Pana Tomasza, ciekawi bohaterowie, połączenie wątków obyczajowych z historycznymi, a przede wszystkim umiejętność kreowania emocji zadowoliły na tyle, iż zgodziłam się objąć książkę patronatem medialnym i zachęcają do wyczekiwania kolejnego tomu dylogii. Mam nadzieję, że i ja zachęciłam Was do sięgnięcia po "Sopockie tango".
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Listopadowy wieczór nad zatoką Hillsborough. Młoda kobieta, Karolina właśnie pochowała matkę. Sprzątając należące do niej rzeczy, w pudełku po butach znajduje dwa bruliony, które okazują się być pamiętnikiem spisanym przez kobietę. To właśnie wraz z Karoliną zatapiamy się w historii Anny Jawor. Pierwszy wpis pochodzi z dnia 22 lipca 1967 roku, bo...
2023-04-27
Musiałam mocno zastanowić się, nad tym, co chcę napisać w recenzji, gdyż będę chyba jedną z niewielu osób, na których "Złodziejka listów" Anny Rybakiewicz nie zrobiła takiego wrażenia, jak na innych recenzujących ją osobach. Cenię sobie książki o tematyce wojennej i obozowej, zarówno te oparte na wspomnieniach, jak i fabularyzowane, ponieważ z reguły odkrywają mało znane fakty i postaci, zmuszając czytelnika do wyszukiwania dodatkowych informacji na ich temat, ocalając je od zapomnienia. Również całkowicie fikcyjne historie, za ukazywanie ku przestrodze, niewyobrażalnego wręcz piekła, jakim jest wojna, najbardziej dotykającegego tych, którzy wcale się o nią nie prosili. Za możliwość przeżywania wraz z bohaterami całej palety emocji, nawet wtedy, kiedy głównym wątkiem jest miłość, także ta zakazana. Czytając "Złodziejkę listów" niestety nie odczułam nic, dzięki czemu zostałaby w mojej pamięci na dłużej i chciałabym ją polecać. Nie poczułam więzi z bohaterami, którzy wywołali we mnie jedynie poczucie utopijności, a momentami wydawali się wręcz naiwni, żeby nie napisać głupi. Pani Anna pisząc lekkim i delikatnym językiem w mojej ocenie nie wykorzystała również szansy zainteresowania czytelników tematem łomżyńskiego getta, sylwetkami znanych przedstawicieli tamtejszej żydowskiej społeczności oraz przejściowym obozem w Zambrowie, do którego trafili łomżyńscy Żydzi na chwilę przed wywiezieniem do obozów zagłady. Po prostu przewracałam kolejne kartki opisujące getto, nie zatrzymując się przy czymkolwiek, co kazałoby mi odłożyć książkę, aby wygooglować wiadomości pozwalające pogłębić wiedzę. Szkoda, bo spośród wszystkich gett, to nie jest częstym tematem ilustrowanym w literaturze. W ogóle wojna stanowi tu jedynie tło, gdyż autorka skupia się przede wszystkim na odwzajemnionej miłości Astrid Rosenthal do SS - mana, Waltera Schmidta. Ich uczucie, a zwłaszcza zakończenie powieści przypomina mi film zakończony happy endem, rodem z Romans TV. Bohaterowie spotykają się, idą do kawiarni, w czasie rozmowy przy kawie, on orientuje się, jakiego pochodzenia jest dziewczyna, ona, że on się domyślił. Ucieka (choć tak naprawdę on daje jej uciec) i jest zmuszona się ukrywać, bo myśli, że umrze, jeśli zostanie odnaleziona przez Waltera, który od tej chwili nieustannie jej szuka. Widzą się pierwszy raz, rozmawiają przez chwilę o twórczości Goethego, nigdy więcej ze sobą nie rozmawiają i niczym grom z jasnego nieba spada na nich tak silne uczucie, by pozwalało przetrwać, które było iskierką nadziei, że każdy kolejny dzień jest coś wart?! Nie kupuję tego. Nie neguję też, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, ani że miłość esesmana do Żydówki nie mogła się wydarzyć, zwłaszcza że czytałam historie oparte na faktach, opisujące taką miłość, aczkolwiek zazwyczaj były to opowieści bardzo wzruszające, nostalgiczne, dające do myślenia, gdzie równolegle sympatii bohaterów stojących po dwóch stronach barykady towarzyszyły mrożące krew w żyłach, burzliwe, tragiczne wojenne realia, budzące ogrom emocji, dodających wartości ich uczuciu, wżerając się w mą pamięć, serce i poruszając najczulsze zakamarki duszy. Tego spodziewałam się sięgając po "Złodziejkę listów", lecz to się nie zadziało. Do tego Astrid w trakcie rozgrywających się wydarzeń, wtóruje niebywałe wręcz szczęście do ilość spotkanych, przyjaznych jej ludzi, niebezpiecznych sytuacji, z których wychodzi obronną ręką, nieoczekiwanych zbiegów okoliczności, co wydaje się mało wiarygodne i każe się zastanowić, czy naprawdę istnieją na świecie aż tacy szczęściarze? Po wojnie kobieta zostaje gwiazdą Hollywood. Znika bez śladu tuż po zakończeniu procesu przeciwko nazistowskim oprawcom, w którym zeznaje, w 1958 roku. Zdziwiło mnie, że nikt jej specjalnie nie szukał i przez ponad pięćdziesiąt lat jej nie rozpoznał, nie odnalazł. Dopiero bohaterka współczesnego wątku - Zofia Kaleta, rozwiązuje tajemnicę jej zniknięcia, tłumacząc znalezione w remontowanym domu stare listy pisane po niemiecku, o kradzież których oskarża ją tajemniczy nieznajomy z Argentyny, David Harper. Choć wątek ten jest epizodyczny, również mnie rozczarował. Mam wrażenie, że został stworzony, aby w jakiś sposób nawiązać do tytułu i listów pisanych przez Rosenthal do Schmidta, do tego zakończony równie przesłodzonym zakończeniem. Naprawdę chciałabym tę powieść odebrać inaczej, jednak to wszystko wpływa na taką, a nie inną ocenę. Mimo wszystko, nie zrażam się do twórczości autorki i na pewno przeczytam książkę pt. "Lekarka nazistów", kupioną tuż przed otrzymaniem recenzenckiego egzemplarza "Złodziejki listów", za który dziękuję wydawnictwu Filia.
Musiałam mocno zastanowić się, nad tym, co chcę napisać w recenzji, gdyż będę chyba jedną z niewielu osób, na których "Złodziejka listów" Anny Rybakiewicz nie zrobiła takiego wrażenia, jak na innych recenzujących ją osobach. Cenię sobie książki o tematyce wojennej i obozowej, zarówno te oparte na wspomnieniach, jak i fabularyzowane, ponieważ z reguły odkrywają mało znane...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dzisiejsza premiera - "Juno" Anny Dziewit - Meller to bardzo dobrze poprowadzona historia.
Brawurowo napisana, inteligentna proza, raz zabawna, a raz smutna. Niesamowicie wiarygodna, wciągająca opowieść o dwóch siostrach urodzonych nad jeziorem Juno na Mazurach.
Są różne. Łączą je więzy krwi, przed którymi nie da się uciec. Spotykają się jedynie od święta. Obie na swych barkach dziwgają problemy codzienności, z którymi radzą sobie na swój sposób. Oczywiście każda inne. Młodsza - Marianna, również niemożliwe do wymazania z pamięci poczucie winy, towarzyszące jej od dziecka, prowokujące czytelnika i ją samą do pytania o niejednoznaczność pojmowania winy. Pojawiające się odniesienia do naszej współczesności i rzeczywistości, do zmian zachodzących w społeczeństwie, różnic w wychowaniu dzieci, aspiracji do awansu społecznego, metod poczęcia dziecka, mediów społecznościowych, pozwalają ironicznie i przestrzennie spojrzeć nie tylko na relacje rodzinne, ale też ogólnie międzyludzkie.
"Juno" jest głosem pokolenia milenialsów, do którego należę.
Opowieścią o ludziach pozornie szczęśliwych, manifestujących niedosyt miłości i rodzicielskiego ciepła. Przepełnionych żalem do losu, próbujących wyrwać dla siebie z życia to, co najlepszego ma do zaoferowania, niejednokrotnie marzących o innym życiu, byciu kimś innym. Zastanawiających się co by było gdyby. Starających się, by coś osiągnąć, ponieważ nic im nie należy się ot tak, po prostu. Także dzięki świetnie skonstruowanym drugoplanowym postaciom, jest zbiorowym portretem ludzi wychowywanych surowo, do posłuszeństwa - nie do indywidualności, dla których było oczywiste, że "dzieci i ryby głosu nie mają", czy "jak nie będziesz się uczył – będziesz rowy kopać", a niektórzy za swą odmienność i nieposłuszeństwo wobec tego, co dorośli uznawali za właściwe byli winni całemu złu świata, a nawet wyrzucani z domu. Uczonych, że najważniejsza jest rodzina, potem praca. Nigdy nie potrafiących zrobić czegoś dla siebie. Zmęczonych. W głębi duszy zazdroszczących jeden drugiemu, tego co ma ten drugi. Wielu z nas może identyfikować się z ich przeżyciami i odczuciami. Sama mogłabym pozbierać coś od każdego z bohaterów.
Unoszący się nad nimi ciężar odchodzenia ojca (teścia), a wreszcie śmierci, która nieuchronnie musi nadejść, staje się prowokatorem zdarzeń. Siłą napędową refleksji nad dotychczasowym życiem, bagażem doświadczeń, czy przemijaniem. Zrobieniem bilansu zysków i strat. Powodem miotania się między skrajnymi uczuciami i wspomnieniami.
Dziewit-Meller efektownie łączy przeszłość z teraźniejszością, miesza przyczyny i skutki podejmowanych decyzji lub niedomówień.
W tej opowieści odnajdziemy również fascynację autorki do dobrej literatury, pisania książek, kreślenia portretów kobiet zapomnianych przez historię – tu Marii Cunitz, zwanej "Śląską Pallas", największej astronomki XVI-wiecznej Europy, nawiązania do Śląska i śląskości (pojawia się też moje miasto).
Od dawna obserwuję profil Anny Dziewit-Meller i jej męża w socialmediach. Kilkukrotnie zdarzało mi się korzystać z ich książkowych polecajek. Nie wiem, dlaczego wcześniej nie przeczytałam żadnej książki jego żony, ani jego samego, choć ich tytuły widnieją na mojej długiej liście powieści "do przeczytania".
Po tej lekturze postaram się szybciej sięgnąć chociaż po jeden z nich, gdyż spodobał mi się styl, zabawa formą, interakcja z czytelnikiem, w którym buduje poczucie, iż ma realny wpływ na rozwój wątków, podejmowane przez bohaterów decyzje, na zakończenie, które ostatecznie pisze życie. To genialny zabieg, z jakim chyba do tej pory się nie spotkałam.
Wielu ludziom ta powieść może pomóc odnaleźć i zrozumieć okaleczenia własnej duszy, zrobić bilans dotychczasowego życia, by sprawdzić, czy konta "winien" i "ma" równoważą się, czy po którejś ze stron możemy zapisać większy ciężar. Uświadomi, że wszyscy jesteśmy ułomni i zależni od losu, nic nie dzieje się bez przyczyny, a wszystko, czego doświadczamy, ma jakiś sens, hartuje nas i kształtuje. Może też stać się antyseptykiem łagodzącym podrażnienia, przyspieszającym gojenie przewlekłych ran.
Polecam! To naprawdę dobra książka!
Po raz pierwszy współpracuję również z Wydawnictwem Literackie.
Chciałabym zatem podziękować za zaufanie i egzemplarz recenzencki.
Dzisiejsza premiera - "Juno" Anny Dziewit - Meller to bardzo dobrze poprowadzona historia.
więcej Pokaż mimo toBrawurowo napisana, inteligentna proza, raz zabawna, a raz smutna. Niesamowicie wiarygodna, wciągająca opowieść o dwóch siostrach urodzonych nad jeziorem Juno na Mazurach.
Są różne. Łączą je więzy krwi, przed którymi nie da się uciec. Spotykają się jedynie od święta. Obie na swych...