Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Kanwą do napisania tej powieści był tragiczny incydent - zabójstwo Andrzeja Zauchy, utalentowanego wokalisty jazzowego, muzyka i aktora.
10 października 1991 r. zdradzony i zdesperowany Yves Goulais,
reżyser francuskiego pochodzenia, na parkingu przed teatrem STU w Krakowie zastrzelił "barda" polskiej estrady, oddając kilka strzałów. W wyniku, tego zdarzenia, przypadkowo ranna została również żona reżysera i kochanka Zauchy, Zuzanna Leśniak, która zmarła kilka dni później w szpitalu. Goulais opuszczając miejsce zbrodni, nie zdawał sobie sprawy, że kula trafiła w jego żonę.
Zauchę zastrzelił z pełną świadomością, swoją żonę przez przypadek. Po wydarzeniu Goulais oddał się w ręce policji. Został skazany na 15 lat pozbawienia wolności. Więcej szczegółów na temat tej sprawy można znaleźć w mediach.
Obecnie Goulais jest wolnym człowiekiem, ale trauma tamtego zdarzenia tkwi w nim do dziś.
Miłość i zdrada. Zazdrość i zemsta. Zbrodnia i kara. To motywy, które przewijają się w tej historii.

"I odpuść nam nasze..." Janusza Leona Wiśniewskiego to nie jest historia na faktach, choć inspirują ją prawdziwe wydarzenia.
Janusz Leon Wiśniewski pisze emocjami, to
"znawca najdelikatniejszych zakamarków ludzkiej duszy". W tej historii też wnika
w duszę człowieka, człowieka, który zabił, zrobił to z pełną świadomością, nie przewidział jednak, że jego czyn stanie się jego koszmarem, nawiedzającym go zarówno w snach, jak i na jawie.
Okazuje się, że zbrodnia nie zawsze na oblicze psychopatycznego, bezwzględnego mordercy. Bohaterem powieści jest Vincent, człowiek o wysokiej kulturze, inteligentny, wykształcony, życzliwy i pomocny, lecz obciążony jednym strasznym czynem. Ta paskudna rysa, brudzi jego życiorys. Co w niego wstąpiło, że zabił, że nie zapanował nad swoimi emocjami,?
Przyznam, że z zainteresowaniem śledziłam zwierzenia bohatera i nawet nie zauważyłam, kiedy przerzuciłam ostatnią kartkę. Nie ma siły, nad tą historią trzeba się pochylić, autor prowadzi czytelnika przez rozważania bohatera, zmuszając do refleksji i własnych przemyśleń.
Poznając bohatera w pewnym momencie przestajemy w nim widzieć tylko zdradzonego męża, pałającego nienawiścią , który popełnił zbrodnię.
Widzimy w nim człowieka, którego kara nie kończy się wraz z opuszczeniem więziennych murów. Jest więźniem, swoich myśli, snów, swojego sumienia, które nie pozwala zapomnieć o zbrodni, którą popełnił. Choć i tak jest szczęściarzem, bo dostał swoją drugą szansę, a nie jest ona dana każdemu. Przede wszystkim dostał szansę, by znów kochać i być kochanym.

Podobno, każdy jest zdolny do zbrodni, wystarczy, że okoliczności będą sprzyjające. Bohater był wrażliwym i empatycznym człowiekiem, jednak wyciągnął broń i z pełną świadomością pozbawił życia drugiego człowieka.
Ta nieludzka zbrodnia, ma bardzo ludzką twarz. Autor ją dostrzegł w Goulaisie, z którym się spotkał, a to spotkanie zaowocowało napisaniem tej powieści.

"I odpuść nam nasze..." to historia patchworkowa, złożona z myśli i doświadczeń, które trzeba poskładać, by zobaczyć ją w całości. A jak się to wszystko poskłada i ułoży, okazuje się, że nic nie jest skrajne, nic nie jest czarno - białe. I w zabójcy, możesz ujrzeć człowieka.
Dużo tu dygresyjek, takich z więziennego życia, z lat 80. i 90., z życia po karze, rozważań o zbrodni i karze przez pryzmat wiary i oczami ateisty, oczami Francuza, który wybrał Polskę na swój dom.
I fajne to, bo nadaje specyficznego klimatu i charakteru tej opowieści.
Przygotowania do Wigilii stanowią klamrę spinającą wydarzenia - ta uroczystość tak szczególnie obchodzona w Polsce ma moc pojednania i wybaczenia. Czuć, że ten wyjątkowy moment w roku, ma ogromnie znaczenie i dla bohatera tej powieści i dla samego autora.

Mam poczucie, że poprzednie wydanie książki nie oddało jej pełni, przypisując ją do serii kryminalnej "Na F/aktach". Faktem jest to, że autor inspirował się prawdziwymi wydarzeniami, ale jest to literatura piękna i pod takim kątem powinno się ją czytać i odbierać.
Wydawnictwo Znak naprawia ten błąd, dając powieści nową, piękną oprawę.
Jest szansa, że książka trafi w ręce nie tylko tych, co szukają kryminalnej historii, ale też psychologicznej głębi, którą skrywa istota, zwana człowiekiem, do czego ja serdecznie namawiam.
Jeśli książka pozostawia czytelnika z refleksją, ma w sobie wartość, która zasługuje na uwagę.

Kanwą do napisania tej powieści był tragiczny incydent - zabójstwo Andrzeja Zauchy, utalentowanego wokalisty jazzowego, muzyka i aktora.
10 października 1991 r. zdradzony i zdesperowany Yves Goulais,
reżyser francuskiego pochodzenia, na parkingu przed teatrem STU w Krakowie zastrzelił "barda" polskiej estrady, oddając kilka strzałów. W wyniku, tego zdarzenia, przypadkowo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Kolekcjoner strzał" nigdy nie trafiłby w moje ręce, gdyby nie Pan Piotr Jarco i jego Autornia. Pan Piotr z pasją i zaangażowaniem tłumaczy i publikuje powieści niezależnych autorów hiszpańskojęzycznych.
Jednym z takich autorów jest Cristiano Perfumo, autor thrillerów, których akcja rozgrywa się w argentyńskiej Patagonii, miejscu urodzenia i wychowania autora.

"Kolekcjoner strzał" to bardzo filmowa opowieść, która od pierwszych stron wciąga czytelnika w kryminalną fabułę i przygodę, bowiem Patagonia to niezwykle interesujący i różnorodny region.

Akcja powieści rozpoczyna się w sennym argentyńskim miasteczku Puerto Deseado, gdzie spokój zostaje zakłócony brutalnym morderstwem Julia Ortegi, lokalnego przedsiębiorcy, hedonisty i szkolnej miłości Laury Badíi, policjantki i technika kryminalistyki, której powierzono prowadzenie śledztwa.
(Ciekawe są jej powiązania z denatem i trochę szkoda, że ten wątek nie został pociągnięty.)
Okazuje się, że w posiadaniu Ortegi znajdowała się unikatowa, bezcenna kolekcja opalizujących grotów strzał, wykonanych z amazońskiego opalu, półszlachetnego kamienia.
Sensacyjne jest to, że o kolekcji się mówiło, ale nikt jej nie widział.
Laura korzysta z pomocy archeologa Alberta Castro, znawcy i pasjonata sztuki litycznej rdzennej ludności Patagonii - Techuelczów.
Czy uda im się odkryć tajemnicę kolekcji, która przynosi śmierć? I dopaść zabójcę Ortegi?

"Kolekcjoner strzał" to wciągający kryminał, który dla mnie stał się przede wszystkim podróżą i przygodą w poznawaniu kultury i tradycji Patagonii.
Z zainteresowaniem czytałam o plemieniu Techuelczów i legendzie opalizujących grotów. To niesamowite, jak starożytne groty, z którymi powiązana jest krwawa legenda stają się przedmiotem pożądania i zaślepienia, które niesie za sobą zbrodnię - to nie strzały zabijają, to w ludzkich rękach czai się śmierć.
Natura ludzka jest nieobliczalna i pokrętna W zaślepiającym dążeniu, za wszelką cenę do celu, zostawia się za sobą ofiary i spustoszenie.
W powieści znalazł się polski wątek i przyznam, że lektura zachęciła mnie do własnego researchu, choć czuję niedosyt swoich poszukiwań.
Może nie jest to powieść z wyszukaną kryminalną fabułą, ale wplecenie w sensację wątków kulturowych, archeologicznych i antropologicznych to bardzo dobre posunięcie, nadające oryginalnego, atrakcyjnego kolorytu tej historii. Ja osobiście dałam się wciągnąć w tę przygodę.

"Kolekcjoner strzał" nigdy nie trafiłby w moje ręce, gdyby nie Pan Piotr Jarco i jego Autornia. Pan Piotr z pasją i zaangażowaniem tłumaczy i publikuje powieści niezależnych autorów hiszpańskojęzycznych.
Jednym z takich autorów jest Cristiano Perfumo, autor thrillerów, których akcja rozgrywa się w argentyńskiej Patagonii, miejscu urodzenia i wychowania...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Żółć.
Kolor żółty kojarzy się z ciepłem i słońcem, przez co naturalnie wywołuje pozytywne emocje. Ale żółć ma również znaczenie opozycyjne - zdradę, wrogość i bezwstyd.
W powieściach Małgorzaty Oliwii Sobczak kolory przybierają postać zła. Żółć ma gorzki smak, jest agresywna, ostrzegawcza i budzi niepokój.
Zresztą, powieści pani Sobczak mają nie tylko koloryt, ale i dźwięki - szumią, skrzypią i krzyczą. Wypływa z nich zło, które otacza czytelnika w sposób niepokojąco realny, wywołując uczucie dyskomfortu.

W wynajętym mieszkaniu w Sopocie zostają znalezione zwłoki Błażeja Konarskiego, charyzmatycznego właściciela szkoły uwodzenia. Na pierwszy rzut oka wszystko wskazuje na samobójstwo, jednak prokurator Leopold Bilski i jego zespół intuicyjnie wierzą, że sprawa jest poważniejsza.
Kto zabił? Lista podejrzanych rośnie wraz z postępami śledztwa, odkrywając mroczne sekrety związane z denatem.
Błażej, pozornie uroczy, okazuje się potworem skrywającym się pod fasadą zaufania.
Jego ofiarami są kobiety, a jego metody działania to wyrafinowana manipulacja, metodyczne wyniszczanie, tłamszenie i podkopywanie poczucia własnej wartości.
Co skrywają, jego obecna żona Laura Konarska, atrakcyjna instatrenerka oraz jego była żona, ekscentryczna artystka Helaszka Leśniewska (To postać, której kreacja wyjątkowo do mnie trafiła, włączając instynkt opiekuńczy i ochronny).
Czy któraś z nich miała udział w zniknięciu Błażeja z tego świata?
Przynosząca dochody szkoła uwodzenia to niejedyne źródło dochodu Konarskiego, w jego kapeluszu kryje się znacznie więcej i nie ma to nic wspólnego z uczciwością i pracowitością.

Małgorzata Oliwia Sobczak odważnie porusza trudne tematy związane z przemocą, zaglądając nie tylko w najmroczniejsze zakamarki Sopotu, ale także w ludzką psychikę.
Jej powieści cechuje silna warstwa psychologiczna, co ogromnie sobie cenię.

Czytelnik przekona się, że życie bywa nieobliczalne, a każdy ma swoje różne oblicza. Okazuje się, że czasem do najstraszniejszych czynów zdolne są osoby, których by się nie podejrzewało.
Skrajne emocje mogą prowadzić do makabrycznych decyzji.

Autorka lubi wplatać w fabułę intrygujące tematy z zakresu psychologii.
Tym razem zainteresowanie czytelnika budzi pojęcie synestezji. Zdolność synestezji to umiejętność postrzegania przez wiele zmysłów, istnieją różne jej rodzaje.
Na przykład Helaszka widzi ludzkie aury.
Oprócz mocnej warstwy kryminalnej, autorka pozostawia czytelnikowi pole do refleksji i przemyśleń.
Interesujące pod względem psychologicznym jest to, że zdarza się, że nawet osoby z rozbudowaną intuicją i wrażliwością, mimo czerwonych flag i ostrzeżeń, mogą wchodzić w ryzykowne relacje.
Czy doświadczenia z młodości lub dziedziczone traumy sprawiają, że takie osoby są bardziej narażone na niezdrowe, przemocowe związki?
Czy wzorce z dzieciństwa sprawiają, że ludzie stają się ofiarami powielania?
Czy wychowanie w środowisku przemocowym determinuje, że ktoś stanie się przemocowcem lub ofiarą przemocy? Jak można temu zapobiec?
W dzisiejszym świecie mówi się wiele o różnych formach przemocy, ale niewiele się z tym robi. Osoby doświadczające przemocy często nie otrzymują odpowiedniego wsparcia i pomocy.

Jeśli chodzi o prokuratora Leopolda Bliskiego i Annę Górską, od samego początku kibicowałam ich relacji. Ta odsłona przynosi im trochę radości, wiele codzienności i pewną niezmierzoną dawkę smutku, którego życzyłabym im oszczędzić.

"Żółć" to czwarty kolor z cyklu "Kolory zła" i jest równie dobry, co poprzednie części. Osobiście jestem wielką fanką powieści Pani Sobczak i gorąco je polecam.
Premiera książki zaplanowana jest na 15 maja.
Wkrótce na platformie Netflix będzie można zobaczyć sfilmowaną pierwszą część cyklu, "Czerwień". Trzymam kciuki za sukces.

Żółć.
Kolor żółty kojarzy się z ciepłem i słońcem, przez co naturalnie wywołuje pozytywne emocje. Ale żółć ma również znaczenie opozycyjne - zdradę, wrogość i bezwstyd.
W powieściach Małgorzaty Oliwii Sobczak kolory przybierają postać zła. Żółć ma gorzki smak, jest agresywna, ostrzegawcza i budzi niepokój.
Zresztą, powieści pani Sobczak mają nie tylko koloryt, ale i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Liczby nie są moimi przyjaciółmi, nigdy nie były. Dzielenie przez zero nie mieści się w mojej głowie, ale za to powieści Joanny Łopusińskiej pochłaniam z ogromną przyjemnością.
"Zero" to kontynuacja fantastycznego thrillera naukowego pod tytułem "Zderzacz". Tam po raz pierwszy poznajemy bohaterów, których losy są kontynuowane.
To kawał sensacyjnej przygody, trzymającej w napięciu i poruszającej ciekawe teorie i odkrycia naukowe.
Ava Majewska, młodziutka, cholernie zdolna matematyczka i doktorantka Uniwersytetu Oksfordzkiego, dokonuje sensacyjnego odkrycia matematycznego.
Kto by się spodziewał, że w naukowym świecie jest tyle zawiści, rywalizacji i konkurencji, a bycie naukowcem może być niebezpieczne. Badania Avy mogą zmienić postrzeganie świata i mogą mieć zastosowanie w wielu dziedzinach życia. To może wzbudzać strach, poczucie zagrożenia lub żądzę władzy i wzbogacenia się. Ujawnienie matematycznego przełomu staje się niewygodne nie tylko dla innych naukowców, ale także dla finansistów, polityków, a nawet dla instytucji kościelnych.
Ava, zdaje sobie sprawę z tego, że takie odkrycia, czasem są przemilczane i umierają w zapomnieniu, są także ludzie, którym zależy na tym, by badania naukowczyni nie ujrzały światła dziennego.
Na Avę zostaje wydany wyrok śmierci.
Czy dziewczyna może liczyć na pomoc swojego przyjaciela, fizyka Alexa Kedy, których drogi skrzyżowały się w Genewie ( patrz: "Zdarzacz"), ale obecnie pewne nieporozumienia ich rozdzieliły?

"Zero" to sensacyjny dreszczowiec, z pasjonującą fabułą pełną pościgów i walki o życie, lepszy niż najlepsze kino akcji. Choć nie miałabym nic przeciwko, gdyby powstała filmowa adaptacja. Ta książka jest tego warta.
Jeśli chodzi o aspekt naukowy fabuły, nie ma się czego obawiać, wszystko jest klarownie wyjaśnione, nawet dla takiego laika w dziedzinie nauk ścisłych jak ja.
W powieści pojawia się wątek z udziałem Alberta Einsteina, osobistości, której nie trzeba nikomu przedstawiać.
"Zero" to rozrywka na poziomie.
Rewelacja. Polecam.
Liczby nie są moimi przyjaciółmi, nigdy nie były. Dzielenie przez zero nie mieści się w mojej głowie, ale za to powieści Joanny Łopusińskiej pochłaniam z ogromną przyjemnością.
"Zero" to kontynuacja fantastycznego thrillera naukowego pod tytułem "Zderzacz". Tam po raz pierwszy poznajemy bohaterów, których losy są kontynuowane.
To kawał sensacyjnej przygody, trzymającej w napięciu i poruszającej ciekawe teorie i odkrycia naukowe.
Ava Majewska, młodziutka, cholernie zdolna matematyczka i doktorantka Uniwersytetu Oksfordzkiego, dokonuje sensacyjnego odkrycia matematycznego.
Kto by się spodziewał, że w naukowym świecie jest tyle zawiści, rywalizacji i konkurencji, a bycie naukowcem może być niebezpieczne. Badania Avy mogą zmienić postrzeganie świata i mogą mieć zastosowanie w wielu dziedzinach życia. To może wzbudzać strach, poczucie zagrożenia lub żądzę władzy i wzbogacenia się. Ujawnienie matematycznego przełomu staje się niewygodne nie tylko dla innych naukowców, ale także dla finansistów, polityków, a nawet dla instytucji kościelnych.
Ava, zdaje sobie sprawę z tego, że takie odkrycia, czasem są przemilczane i umierają w zapomnieniu, są także ludzie, którym zależy na tym, by badania naukowczyni nie ujrzały światła dziennego.
Na Avę zostaje wydany wyrok śmierci.
Czy dziewczyna może liczyć na pomoc swojego przyjaciela, fizyka Alexa Kedy, których drogi skrzyżowały się w Genewie ( patrz: "Zdarzacz"), ale obecnie pewne nieporozumienia ich rozdzieliły?

"Zero" to sensacyjny dreszczowiec, z pasjonującą fabułą pełną pościgów i walki o życie, lepszy niż najlepsze kino akcji. Choć nie miałabym nic przeciwko, gdyby powstała filmowa adaptacja. Ta książka jest tego warta.
Jeśli chodzi o aspekt naukowy fabuły, nie ma się czego obawiać, wszystko jest klarownie wyjaśnione, nawet dla takiego laika w dziedzinie nauk ścisłych jak ja.
W powieści pojawia się wątek z udziałem Alberta Einsteina, osobistości, której nie trzeba nikomu przedstawiać.
"Zero" to rozrywka na poziomie.
Rewelacja. Polecam.

Liczby nie są moimi przyjaciółmi, nigdy nie były. Dzielenie przez zero nie mieści się w mojej głowie, ale za to powieści Joanny Łopusińskiej pochłaniam z ogromną przyjemnością.
"Zero" to kontynuacja fantastycznego thrillera naukowego pod tytułem "Zderzacz". Tam po raz pierwszy poznajemy bohaterów, których losy są kontynuowane.
To kawał sensacyjnej przygody, trzymającej w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Sierociniec" to trzecia powieść Przemysława Kowalewskiego, który swoim znakomitym debiutem "Kozioł" wprowadził mnie w przerażająco mroczny świat powojennego i PRL-owskiego Szczecina. Powieści są fikcją, ale autor czerpie inspirację z prawdziwych wydarzeń, które miały miejsce właśnie w Szczecinie, i uwierzcie, nie są to wydarzenia, którymi miasto może się szczycić. Jednak czuć, że autor kocha to miasto, a jego wiedza na jego temat jest imponująca. Doskonale maluje tło wydarzeń, autor po prostu zna Szczecin na wylot.
Tło, plus zespół nietuzinkowych, fantastycznie wykreowanych postaci oraz mroczna, miażdżąca czytelnika historia, czynią powieści Przemysława Kowalewskiego doskonałą lekturą dla czytelników żądnych mocnych wrażeń.
Tym razem fabuła powieści przenosi nas do roku 1975, a kanwą do jej napisania był precedens handlu sierotami, zagraniczne adopcje i sprzedaże dzieci do ciężkiej pracy, jako "dochowańców". W to wszystko zaangażowani byli urzędnicy na różnych szczeblach władzy, którzy bezkarnie poczynili sobie w tym patologicznym systemie.

Do Komendy Miejskiej Milicji Obywatelskiej zgłasza się młoda kobieta, wychowanka Państwowego Domu Dziecka nr 1 przy ulicy Arakońskiej. Będąc dzieckiem była świadkiem sprzedaży swojej młodszej siostry, w której uczestniczyli pracownicy ośrodka oraz jej biologiczny ojciec. W sprawę angażuje się Barbara Romanowska, nie przypuszczając, że otworzy bramy, które zawiodą ją do piekła dzieci i bezwzględnych dorosłych, bez krztyny sumienia i empatii.

Przemysław Kowalewski obleka tę historię w mroczny całun, który szokuje, przeraża i wyświetla w wyobraźni czytelnika najkoszmarniejsze obrazy. Fakt, że ofiarami są dzieci, potęguje uczucie dyskomfortu i niezgody na wydarzenia, które rozgrywają się na kartach tej mrocznej powieści.

Pytanie z okładki książki: "Czy prawo krzywdzenia niewinnych może zostać usprawiedliwione dobrem większości?" wywołuje we mnie niemy krzyk niezgody, przerażenia i bezsilności. Jako humanistka nie znajduję w sobie żadnego usprawiedliwienia dla krzywdy drugiego człowieka, a zwłaszcza dziecka, które jest bezbronne wobec działań dorosłych.
W tym przypadku korzyści odnoszą się tylko dla tych, którzy stoją na szczycie władzy, jak prawdziwe okazują się słowa Aleksandra Sołżenicyna, że "Nieograniczona władza w rękach ograniczonych ludzi zawsze prowadzi do wybuchów okrucieństwa." W obliczu władzy i systemu pojedyncza jednostka jest bezsilna.

Autor na kartach powieści przytacza mroczne tajemnice z historii Szczecina, tak jak ta z 1962 roku, kiedy podczas defilady rozpędzony czołg wjechał w grupę wiwatujących dzieci. Ówczesne władze starały się zatuszować sprawę, śledztwo umorzono, a świadkom zdarzenia nakazano milczenie, grożąc konsekwencjami za złamanie tajemnicy wojskowej. Te fakty wplecione w fabułę zachęcają dociekliwego czytelnika do własnych badań.

W "Sierocincu" znów spotykamy bohaterów z poprzednich powieści autora. Bohaterów nietuzinkowych, rozdartych dramatycznymi doświadczeniami. Niemal samotnie podejmują walkę ze złem i niestety w tym brutalnym świecie nikt nie może im dać gwarancji, że dobro zwycięży. Każda ze spraw, które prowadzą wyrywa im odrobinę duszy, rani serce i odbieraja bliskich.
W tej dramatycznej rozgrywce tragiczna postać śledczego Ugne Galanta musi po raz kolejny podnieść się z kolan i zawalczyć o siebie, o kobietę, którą darzy uczuciem, i o sprawiedliwość, choćby za wszelką cenę.
Bohaterów znów otacza zło w najbrudniejszej postaci.
Znakomicie wykreowani bohaterzy, wyjątkowe tło i mroczna fabuła, która bierze swój początek z faktycznych wydarzeń, to coś, co wyróżnia powieści autora. Z pewnością będę wypatrywać kolejnych książek autora i już drżę na samą myśl, po jaki temat autor sięgnie tym razem.

"Sierociniec" to trzecia powieść Przemysława Kowalewskiego, który swoim znakomitym debiutem "Kozioł" wprowadził mnie w przerażająco mroczny świat powojennego i PRL-owskiego Szczecina. Powieści są fikcją, ale autor czerpie inspirację z prawdziwych wydarzeń, które miały miejsce właśnie w Szczecinie, i uwierzcie, nie są to wydarzenia, którymi miasto może się szczycić. Jednak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To już dziś, oficjalna premiera Nieoficjalnej Wielkiej Księgi Zaklęć Harry' ego Pottera od wydawnictwa Znak.
Ta nietypowa książka, wydana w piękny i elegancki sposób, zawiera informacje o zaklęciach, urokach i klątwach związanych z magicznym światem najsławniejszego czarodzieja. Świata znanego z książek, filmów, a nawet gier karcianych i gier komputerowych.
To obszerne kompendium wiedzy czarodziejskiej, które pozwoli każdemu fanowi poznać wymowę, działanie etymologię i magiczny kontekst, każdego nawet najmniejszego uroku.
Dodatkowe informacje i smaczki sprawiają, że ta pozycja jest niezwykle atrakcyjna, a jej staranne wydanie dodaje jej wyjątkowego charakteru.
Znajdziesz w niej grubo ponad 200 zaklęć, amuletów, klątw i uroków, a także wskazówki dotyczące rzucania zaklęć oraz katalog magicznych przedmiotów.
Dla bardziej dociekliwych czytelników przygotowano ciekawostki napisane odręcznych stylem.
Książka zawiera również ilustracje i piękne opracowanie graficzne.
Moim ulubionych zaklęciem pozostaje Expecto Patronum, zaklęcie ochronne przywołujące patronusa, którego Harry uczył się od Remusa Łupina, aby bronić się przed dementorami.

Nieoficjalna Wielka Księga Zaklęć Harre'go Pottera to doskonały prezent dla każdego miłośnika uniwersum Harrego Pottera, ale może także zainteresować wyjątkowo ciekawego mugola 😉

To już dziś, oficjalna premiera Nieoficjalnej Wielkiej Księgi Zaklęć Harry' ego Pottera od wydawnictwa Znak.
Ta nietypowa książka, wydana w piękny i elegancki sposób, zawiera informacje o zaklęciach, urokach i klątwach związanych z magicznym światem najsławniejszego czarodzieja. Świata znanego z książek, filmów, a nawet gier karcianych i gier komputerowych.
To obszerne...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Autorka ponownie dokonała tego! Wkradła się w moją duszę i serce, pozostawiając w nich trwały ślad.
Powieści Żanety Pawlik są gwarancją dojrzałości, szczerości i realności, czasem tak brutalnej, że aż boli, i czujesz ten ból w sobie.
Czytając jej historie, nie sposób nie spojrzeć w lustro i nie zadać sobie pytania, w czym, jestem lepsza od jej bohaterek.
Młodość i młodzieńczość rządzą się swoimi prawami. Czasem tęsknię, za tą naiwną wiarą, że wszystko zależy od nas, że możemy zmieniać ludzi i świat. Prawda jest brutalniejsza, niewiele zależy od nas samych.
Miłość boli, a wolność jest iluzją.
Jesteśmy odpowiedzialni za swój charakter, nasze reakcje, i to jak traktujemy drugiego człowieka. Reszta po prostu dzieje się w korelacji ze światem i innymi ludźmi.
Kto z uczciwością w sercu, może powiedzieć, że nie żałuje niczego w swoim życiu?

Klara i Dorota przez lata żyły w izolacji, oderwane od zwyczajności życia, odcięte od bliskich im osób. Każda z nich opowiada zupełnie inną historię, która doprowadziła je w miejsce, w którym się znalazły.
Klara po latach zostawia klasztor, który ją odciął od rodziny i skonfliktował z bratem nieakceptującym jej decyzji.
Dorota, opuszcza warunkowo zakład karny. Wyrok, również oderwał ją od rodziny, a przede wszystkim od ukochanego syna. Czy nastoletni syn będzie w stanie wybaczyć matce, która odebrała mu ojca?
W pewnym momencie drogi kobiet krzyżują się, obie spotykają się w świecie nieograniczonym rutyną, schematem i przewidywalnością. Jak odnaleźć się po latach zamknięcia, jak odnaleźć nową siebie i cieszyć się odzyskaną wolnością?

Bohaterowie powieści Żanety Pawlik są żywi i autentyczni, w czytelniku wywołują różnorodne emocje - i to jest takie piękne, i prawdziwe.
Każdy z nich, nawet ci poboczni, ma twarz, bardzo ludzką.
Joanna, Weronika, Ryszard, Szymon, Karol...
Czasem mam ochotę sama ułożyć dla nich zakończenie, z obowiązkowym happy endem, choć wiem, że nie tędy droga do emocji czytelnika. Zachwycam się tym, jak autorka pozwala płynąć historii, bez układania i porządkowania jej na siłę.
W tej szarości utkanej z życiowych dylematów i trudnych wyborów pojawiają się cieniutkie niteczki nadziei i wiary na lepsze dni. A może się uda?

Boli mnie historia Doroty, gdy uświadamiam sobie, ile kobiet znalazło się w podobnej sytuacji, uwalniając się od oprawcy i tym samym pozbawiając się drogi, która miała prowadzić ku wolności.
A Klara niby powinna być dobra i współczująca, ale w prawdziwym życiu trudno się jej odnaleźć, bo w prawdziwym życiu ciężko być krystalicznym.
Joanna wydaje się wiele rozumieć, niestety okazuje się, że traumatyczne doświadczenia zasiały w niej ziarno goryczy i może nawet nienawiści.
Z kolei Ryszard zmaga się z przeszłością i brakiem decyzyjności, co doprowadziło do tragedii. Topi swoje bóle w alkoholu. Weronika boi się, że straci dziecko, nad którym rozłożyła ochronne skrzydła, a Szymon pragnie miłości dla siebie i córeczki, którą dawno już gdzieś wywiało.
I dlaczego nikt nie potrafi wytłumaczyć nastoletniemu synowi, tego w jakiej sytuacji znalazła się jego matka?
Każdego z bohaterów otacza zasłona milczenia, w niej tkwi strach i obawa przed odrzuceniem i niezrozumieniem.

Powieści Żanety Pawlik promują empatię i życzliwość wobec drugiego człowieka.
Chcę wierzyć, że każdy zasługuje na drugą szansę.
"Za zasłoną milczenia" to kolejna wyjątkowa powieść obyczajowa, dojrzała, mądra i cholernie życiowa. Z całego serca polecam.

Autorka ponownie dokonała tego! Wkradła się w moją duszę i serce, pozostawiając w nich trwały ślad.
Powieści Żanety Pawlik są gwarancją dojrzałości, szczerości i realności, czasem tak brutalnej, że aż boli, i czujesz ten ból w sobie.
Czytając jej historie, nie sposób nie spojrzeć w lustro i nie zadać sobie pytania, w czym, jestem lepsza od jej bohaterek.
Młodość i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Kluczem do tej historii są perypetie czwórki wyjątkowo zżytego ze sobą i kochającego się rodzeństwa oraz pewien wyjątkowy dworek z duszą - Przystań Śpiących Wiatrów. Urocza nazwa, niczym z powieści Lucy Maud Montgomery. To miejsce łączy ponownie rodzeństwo, które w dorosłym życiu, obrało własne ścieżki.
Bohaterowie Magdaleny Kordel emanują dobrem i czułością, choć w ich życiu przytrafiają się życiowe burze, ich wzajemna dobroć i miłość zawsze rozpraszają szare, ciężkie chmury. W moim czytelniczym świecie zawsze znajdzie się miejsce dla takich powieści, które rozgrzewają serce, niosą pozytywne przesłanie i nadzieję na lepsze jutro. Autorka bez wątpienia posiada dar do kreowania ciepłych, pozytywnych emocji.

"Schody do lata" to drugi tom cyklu, w którym czytelnik poznaje losy Melanii, młodszej siostry Stelli, znanej z "Wiosny cudów".
Tu autorka porusza temat przemocy w związku - podstępnej i zdradzieckiej, która podcina skrzydła, zabiera poczucie własnej wartości i wyniszcza psychicznie. Jej długotrwałe działanie przygnębia, osłabia i pozbawia radość płynącej z życia. Często ofiara nie zdaje sobie sprawy, kiedy trucizna wkrada się do jej duszy, pozbawiając ją siły do walki i działania, zwłaszcza gdy sprawcą jest partner życiowy. Ofiara czuje się winna, a oprawca rośnie w siłę.
Na szczęście nad Melą czuwa dobra przyjaciółka i oczywiście rodzeństwo, które wspiera ją w trudnych chwilach.
Mela pojawia się w Kotkowie w Przystani Śpiących Wiatrów.
Ten dom otworzy przed nią tajemnice z przeszłości.
Te wątki z przeszłości kocham najbardziej. Losy Franusi wywołały we mnie burzę emocji i wzbogaciły fabułę, sprawiając, że "Schody do lata" nieco przyćmiły historię Stelli. Myślę, że tą powieścią autorka zyska nowe grono czytelników.
Czytanie tej historii było dla mnie czystą przyjemnością, obudziła we mnie wiosnę.
Z niecierpliwością czekam na losy brata- artysty.
"Schody do lata" to idealna lektura na ciepły wiosenny i letni czas. Taka, która otula czytelnika dobrymi emocjami. Polecam.

Kluczem do tej historii są perypetie czwórki wyjątkowo zżytego ze sobą i kochającego się rodzeństwa oraz pewien wyjątkowy dworek z duszą - Przystań Śpiących Wiatrów. Urocza nazwa, niczym z powieści Lucy Maud Montgomery. To miejsce łączy ponownie rodzeństwo, które w dorosłym życiu, obrało własne ścieżki.
Bohaterowie Magdaleny Kordel emanują dobrem i czułością, choć w ich...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wraz z nadejściem wiosny wydawnictwo Marginesy obdarzyło mnie kolejnym tomem perypetii rudowłosej Anne, oczywiście w nowym i wyjątkowym przekładzie Anny Bańkowskiej.
Przyznam, że w mojej biblioteczce znajduje się kilka wydań tej powieści, ale to jest moje najulubieńsze.

To już szósty tom przygód Anne, bohaterki, która zdobyła sympatię wielu pokoleń.

Anne jest szczęśliwą żoną, matką piątki dzieci, a wkrótce szóstki. Jej mąż Gilbert, lekarz odnoszący sukcesy, kocha swoją rodzinę, choć często ze względu na pracę bywa nieobecny.
Historia skupia się głównie wokół dzieci Anne, ich przygód, rozterek i problemów. Anne także przeżywa swoje zwątpienia i smutki.
Jednak nawet gdy pojawiają się czarne chmury w ich życiu, możemy być pewni, że wszystko zakończy się szczęśliwie.
Nadzieja zawsze zwycięża, a negatywne wydarzenia nie podważają pozytywnych fundamentów, które płyną z tej historii.
Rodzina Blythe z pięknym domem pełnym ciepła, wyrozumiałości i miłości jest czymś, czego autorka cyklu o Anne nigdy nie miała, ale o czym zawsze marzyła.
Swoje marzenia i pragnienia, przeniosła na papier, dzieląc się z czytelnikiem ponadczasową historią o przyjaźni, miłości nadziei, potędze wyobraźni, pięknie przyrody i wierze w lepsze jutro.
🧡

Wraz z nadejściem wiosny wydawnictwo Marginesy obdarzyło mnie kolejnym tomem perypetii rudowłosej Anne, oczywiście w nowym i wyjątkowym przekładzie Anny Bańkowskiej.
Przyznam, że w mojej biblioteczce znajduje się kilka wydań tej powieści, ale to jest moje najulubieńsze.

To już szósty tom przygód Anne, bohaterki, która zdobyła sympatię wielu pokoleń.

Anne jest szczęśliwą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Nie uwierzysz, dopóki... nie uwierzysz."
Ale to była historia! Czułam, że przeniosłam się w czasie, do momentów, kiedy bliskie mi były opowieści Stephena Kinga, Neila Gaimana, czy Jonathana Carrolla. Wciąż są mi bliskie, choć teraz częściej sięgam po inne gatunki.
Już sam tytuł jest extraordynaryjny. Strychnica, połączenie słów strych i piwnica, pomieszczenie, które nie na racji bytu w realności zwiastuje niezwykłość historii, ale jednocześnie napawa jakimś niepokojem. I to nie bez powodu.
Autor zabrał mnie na pogranicze między jawą a snem, rzeczywistością , a sennym koszmarem.
Akcja powieści przenosi czytelnika do Irlandii.
Do domu opieki, gdzie rezydentami są osoby z niepełnosprawnością intelektualną. John, Fiona, Michael. John skradł moje serce tą miłością do książek, udowadniając, że można kochać książki, nawet jeśli nie umiesz ich czytać.
Bohaterowie są nieoczywiści, ale i historia jest wyjątkowa. Mroczna baśń, dark fantasy, horror - czy może jednak coś więcej?
Wszystko zaczyna się całkiem zwyczajnie, jeśli oczywiście chodzi o irlandzką rzeczywistość, ale ją sobie mogę ogarnąć, jest zbliżona do tej brytyjskiej, która jest mi dobrze znana , a doświadczenie z domem opieki i z osobami niepełnosprawnymi też jakieś mam.
Nie tylko niezwykli są tu rezydenci, ale opiekunowie również.
Kiedy poznajemy wolontariuszy z różnych krajów, którzy przybywają na zieloną wyspę, aby pomogać rezydentom, zaczynamy zdawać sobie sprawę, że ich obecność nie jest przypadkowa. Nino z Francji, Sammy z Niemiec i Bartek z Polski - każdy z nich ma swoje powody by znaleźć się w irlandzkim Coolcull. Wyjazd do Irlandii jest dla nich ucieczką, drogą do poznania siebie i lekcją dojrzałości w bardzo nieoczywisty sposób.
Dom opieki skrywa wiele tajemnic które prowadzą czytelnika przez mity i legendy Irlandii. Karczna Da Dergi i jej klątwa, król zrodzony z kazirodczego grzechu, historia wielkiego głodu, tajemnicza kotka, czy misja przywrócenia normalności zaświatom - wszystko to tworzy niezwykłą, lecz mroczną atmosferę.
Z irlandzkich legend płynie ważna lekcja: odwaga może prowadzić do śmierci. Ale czy nie warto, znaleźć w sobie odwagę, czy nie warto okiełznać strach i podjąć ryzyko?
Otwartość na różnorodne gatunku literatury to moja mocna strona, pozwala mi odkrywać nowe światy i zawsze znajduję coś dla siebie.
Marek Zychla swoją powieścią potrafił mnie zaintrygować i zaciekawić. To moje tegoroczne odkrycie literackie, które poruszyło mnie swoją głębią i tajemniczością. W jakiś nienazwany sposób bliskie mi ze względu na te senne, baśniowe zwidzenia i rozkminki na temat wielowymiarowości świata i ludzi, tak ludzie też są wielowymiarowi, oraz tajemnicy śmierci, która tu przybiera postać pięknej, ale przebiegłej kobiety - Akki.
Czy to powieść grozy? Nie chcę w żaden sposób jej szufladkować, według mnie jest czymś więcej. Autor wykracza poza ramy gatunku, i to mnie kręci, niech tak pozostanie. Jestem pewna, że każdy, kto sięgnie po tę powieść znajdzie w niej coś dla siebie i w tej dziwacznej historii odkryje wiele mądrości. Czytelniku, czytaj i bądź otwarty, a odkryjesz coś, czego nawet się nie spodziewasz. Dla mnie to była super literacka przygoda. Polecam.

"Nie uwierzysz, dopóki... nie uwierzysz."
Ale to była historia! Czułam, że przeniosłam się w czasie, do momentów, kiedy bliskie mi były opowieści Stephena Kinga, Neila Gaimana, czy Jonathana Carrolla. Wciąż są mi bliskie, choć teraz częściej sięgam po inne gatunki.
Już sam tytuł jest extraordynaryjny. Strychnica, połączenie słów strych i piwnica, pomieszczenie, które nie na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Biuro do spraw tajemnych" Èrica Fouassiera to znakomity i mroczny thriller historyczny, który przenosi czytelnika do Paryża lat 30. XIX wieku.
Miasto świateł ma w sobie wiele mroku. Po rewolucji lipcowej i abdykacji Karola X, we Francji ustanowiono monarchię konstytucyjną, a tron obejmuje Ludwik Filip pochodzący z bocznej linii Burbonów Orleańskich. Nowy król i jego rząd próbują zmiażdżyć opozycję. Sytuacja polityczna jest napięta, co sprzyja niecnym planom i wzrostowi przestępczości. To czas rozwoju wiedzy i nauki, a ta siła może być niebezpieczną bronią w rękach nieodpowiednich ludzi i tajnych organizacji.
I tu pojawia się tajemniczy Valentin Verne, młody inspektor, absolwent prawa, z zamiłowaniem do chemii i medycyny.
"Miał szczupłe biodra i kwadratowe ramiona. Jego ponure, lecz bystre spojrzenie przypominało palący płomień. Szlachetne, delikatne rysy o osobliwym, niemal bolesnym wdzięku mogły przywodzić na myśl jakąś niebiańską istotę, która zbłądziła na tym padole. W każdym razie na pierwszy rzut oka, bo uważniejsze oględziny ujawniały pod tą eteryczną powierzchownością nieugiętość, determinację ostrą niczym brzeszczot(...)"
Verne jest inspektorem pracującym w obyczajówce, ale prywatnie od lat tropi niebezpiecznego parszywego typa, który nazywa siebie Wikarym. Między bieżącymi wydarzeniami poznajemy historię Damiena, który jako chłopiec wpadł w łapy Wikarego. Jego historia jest trudna i brutalna, wywołuje w czytelniku skrajnie mocne emocje.
Ale to jeden z wątków tej powieści, który prawdopodobnie będzie kontynuowany w kolejnych tomach serii.
Poza sprawą Damiena i Wikarego, Valentine Verne prowadzi sprawę związaną z niepokojąco dziwnym i niezrozumiałym samobójstwem syna wpływowego człowieka, nowego członka Izby. W tym celu zostaje przeniesiony do Brygady Bezpieczeństwa. Rozwiązanie przyniesie czytelnikowi sporo emocji i zaskoczenia. Świetnie wykorzystane nowo rozwijające się nauki badań, m.in. hipnoza i mesmeryzm zwierzęcy, czynią powieść przerażającą, ale i ekscytującą.
Verne będzie musiał wykorzystać swoją wiedzę, inteligencję i zamiłowanie do medycyny.
Tu nauka i rozwój tworzą nowe możliwości i nowe grupy przestępcze, bardziej wyrafinowane, a co najgorsze uprzywilejowane. Taki rodzaj przestępczości wymaga specjalnej jednostki, do której właśnie trafia Verne.
W powieści pojawia się postać Vidocqa, awanturnika, złodzieja i twórcy działu kryminalistyki we francuskiej policji, jest również uważany za pierwszego prywatnego detektywa w Europie.To intrygująca postać, a autor sprawił mi ogromną frajdę, znajdując dla niego miejsce w swojej klimatycznej historii.

Ta powieść to przygoda, awantura, ale taka w ponurym i mrocznym klimacie, z ciążącą tajemnicą, która zatrważa, obezwładnia i przejmuje.
Atmosfera, sceneria i wielowątkowość tej powieści są genialne.
Bohater to mocno naznaczona i tragiczna postać, ale o tym czytelnik dowie się uważnie śledząc wydarzenia, te przeszłe i te bieżące.
Chłonęłam tę powieść z zapartym tchem, wczytując się w szczegóły i opisy, nawet nie myślałam o tym, by samodzielnie rozwiązywać tak zawiłą i świetnie skonstruowaną sprawę. Mój podziw nad kunsztem pisarskim autora, a także i tłumacza (Łukasz Müller)rósł z rozdziału na rozdział.
Mam nadzieję na szybką kontynuację. A i ten cholerny Wikary mnie mierzi, chcę być świadkiem tego, jak Verne go w końcu dorwie.
Świetna, mroczna, hipnotyzująca.
"Biuro do spraw tajemnych" przenosi czytelnika w czasie, choć dobrze, że w bezpieczny sposób, z perspektywy wygodnego fotela.
Ogromnie polecam.

"Biuro do spraw tajemnych" Èrica Fouassiera to znakomity i mroczny thriller historyczny, który przenosi czytelnika do Paryża lat 30. XIX wieku.
Miasto świateł ma w sobie wiele mroku. Po rewolucji lipcowej i abdykacji Karola X, we Francji ustanowiono monarchię konstytucyjną, a tron obejmuje Ludwik Filip pochodzący z bocznej linii Burbonów Orleańskich. Nowy król i jego rząd...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Klub miłośniczek zbrodni" autorstwa Roberta Thorogooda, wydany przez @znak, to historia, przy której dobrze się bawiłam.
Jest to pierwsza książka nowej serii autora i scenarzysty, twórcy serialu BBC " Death in Paradise", który znam i oglądam.
Powieść należy do coraz bardziej popularnego gatunku powieści kryminalnej, zwanego jako cosy crime, czyli przytulny kryminał😉.
Czyli rozrywka, przygoda i zbrodnia w jednym.
To, co najbardziej przyciąga mnie do tej powieści, to wyjątkowa bohaterka - starsza pani z zamiłowaniem do detektywistycznych zagadek.
Dodatkowo świetna kolażowa okładka sprawiła, że nie mogłam się oprzeć tej historii.

Judith Potts to nietuzinkowa postać. Energiczna i młoda duchem siedemdziesięciosiedmioletnia kobieta, całkowicie zadowolona z życia. Mieszka w rezydencji nad Tamizą, w angielskim miasteczku Marlow, pije whisky jak sok, kąpie się nago w rzece i tworzy krzyżówki do gazet.
Jest zupełnie niezależna, nie ma przy sobie żadnego mężczyzny, który mówiłby jej , co ma robić.
Judith ma także swoje tajemnice.
Jednak pewnego upalnego wieczoru jej rutyny ulegną zmianie. Kobieta słyszy odgłos wystrzału.
Jej sąsiad, Stefan Dunwoody, właściciel lokalnej galerii sztuki, zostaje znaleziony martwy.
Śledztwo prowadzone jest w kierunku samobójstwa przez Tanikę Malik, funkcjonariuszkę lokalnego komisariatu.
Jednak Judith nie jest zadowolona z tropu policji i rozpoczyna własne śledztwo, szybko wskazując potencjalnego mordercę.
Kiedy w cichym, nudnawym Marlow dochodzi do kolejnej zbrodni, Judith uświadomia sobie, że mają do czynienia z seryjnym mordercą.
Wkrótce do śledztwa Judith dołączają, Suzie Harris, dziwaczna opiekunka cudzych psów oraz Rebecca "Becks" Starling, przykładna żona miejscowego pastora.
Wskazówki pozostawione na miejscu zbrodni łączą morderstwa, ale powiązania między ofiarami pozostają zagadką.
Wciągająca historia, szalona konfrontacja i zawiłe rozwiązanie, mogą zaskoczyć czytelnika.
Autor stworzył wspaniałe kobiece postacie. Judith nie da się nie polubić. Jest inteligentna, niezależna i zdecydowanie nietypowa emerytka.
Judith, Suzie i Becks wykazują wielką odwagę, nie tylko rozwiązując sprawę, ale także nawiązując między sobą nić porozumienia i przyjaźni, mimo, że każda z nich jest zupełnie inna.
Podobał mi się klimat małego angielskiego miasteczka, bardzo je lubię.
Klub kajakowy, galerie sztuki, spacerki z psami - przytulnie, ale trochę nudnawo, więc zbrodnia wprowadza trochę "życia" 😅w to zacisze, a miasteczko ujawnia szemrane towarzystwo.
Bohaterki okazują się na tyle sprytne i przebiegłe, że zostają doradczyniami cywilnymi na komisariacie.
W powieści pijawiają się smaczki ze świata sztuki, które zawsze mnie kręcą😉. Pojawia się wątek z obrazem M. Rothko, a Judith posiada reprodukcję obrazu J. W. Waterhouse'a "The Lady of Shalott", który wiele może powiedzieć o bohaterce.
Powieść polecana jest wielbicielom twórczości Agathy Christie i Joanny Chmielewskiej, choć moim zdaniem Agatha jest znacznie mroczniejsza.
To lekki, przyjemny kryminałek w angielskim stylu i humorze. Polecam.

"Klub miłośniczek zbrodni" autorstwa Roberta Thorogooda, wydany przez @znak, to historia, przy której dobrze się bawiłam.
Jest to pierwsza książka nowej serii autora i scenarzysty, twórcy serialu BBC " Death in Paradise", który znam i oglądam.
Powieść należy do coraz bardziej popularnego gatunku powieści kryminalnej, zwanego jako cosy crime, czyli przytulny...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Już samo słowo muzeum, biblioteka, czy historia sztuki to elementy, które przyciągają mnie do lektury. A gdy do tego doda się do odrobinę okultyzmu i intrygi kryminalnej, to już jestem prawie przekonana.
Kiedyś przechodziłam fascynację kartami tarota, przepowiadaniem przyszłości i refleksja nad tym, co jest w naszych rękach, a co jest zapisane w naszym przeznaczeniu.
I w końcu przepiękne wydanie tej książki sprawiło, że nie tylko musiałam ją przeczytać, ale także zapragnęłam ją mieć.

"Domek z kart", choć bardziej podoba mi się tytuł oryginalny "The Cloisters", to debiutancka powieść Katy Hays, historyczki sztuki. Autorka, wie jak wygląda od zaplecza praca w muzeach i galeriach. To doświadczenie z pewnością dodało powieści autentyczności.
To współczesna powieść w klimacie gotyku i tajemnicy, rozgrywająca się w zamkniętym środowisku pracowników i badaczy muzeum w Nowym Yorku, które tworzy swoistą enklawę, jakby wyjętą spod wpływu ruchliwego życia metropolii.

Ann Stilwell, absolwentka Collage Walla Walla w stanie Waszyngton desperacko pragnie się uciec ze swojego miasteczka. Śmierć ojca jest motorem napędowym, który pomógł jej podjąć decyzję. Zapewnia sobie wakacyjny staż w Metropolitan Museum of Art (The Met) w Nowym Yorku. Jednak po przyjeździe okazuje się, że nie ma dla niej miejsca. Na ratunek przychodzi jej Patrick Roland, kustosz w The Cloisters. Muzeum składa się ze średniowiecznych opactw i klasztorów zakupionych we Francji i odbudowanych w NY. To sanktuarium średniowiecza w sercu Manhattanu otoczone ogrodami z roślinami tradycyjnie uprawianymi i wykorzystywanymi przez zakonników. Nie będzie to bez znaczenia dla powieści.
Ann zostaje otoczona opieką przez charyzmatycznych badaczy, Patricka i Rachel, nawiązuje znajomość z Leo, krnąbrnym i zaradnym ogrodnikiem The Cloisters.
Każdy z nich skrywa swoje sekrety, pragnienia i ambicje.
Tego lata będą prowadzić badania nad historią tarota. Patrick ma obsesję odnalezienia talii XV-wiecznych włoskich kart tarota. Wierzy, że ta talia kart może kryć tajemnicę zrozumienia działania Tarota.
Ann, utalentowana lingwistka specializująca się w sztuce renesansu, początkowo sceptycznie podchodzi do fascynacji kustosza muzeum, ale pewne odkrycie wciąga ją w świat przepowiedni i przeznaczenia.
Rachel, gwiazda tego zespołu, piękna, tajemnicza i pewna siebie, bierze Ann pod swoje skrzydła.
"Domek z kart" to powieść, która ma niezwykłe oddziaływanie na czytelnika. Akcja rozwija się powoli, niepostrzeżenie wciągający w swoje sidła.. W pewnym momencie pochłania całą uwagę, fabuła nabiera tempa, staje się dramatyczna i dynamiczna. Mamy kilka niespodzianek i zwrotów w akcji.
Wydaje się przemyślana, autorka stworzyła fascynujący zestaw postaci, które stopniowo się rozwijają i odsłaniają swoje prawdziwe oblicza.
Autorka dysponuje rozległą wiedzą i potrafi nią zainteresować czytelnika, choć tematyka może wydawać się dość niszowa.
Narastające tajemnice nadają powieści dynamiki, mimo powolnego tempa, jest intrygująca od samego początku.
Wszystko jest opowiedziane w pierwszej osobie, z punktu widzenia Ann. Jej rozwój może zaskoczyć czytelnika i skłonić do stawiania pytań.

"Domek z kart" z pewnością nie jest książką dla każdego czytelnika, ale moim zdaniem zasługuje na wyższe oceny niż średnia z portali książkowych. I choć nie jest idealna, ma fenomenalne momenty. Ja jestem pod urokiem tej historii.

To brutalna opowieść o zachłanności, zazdrości i chorych ambicjach, napisana z wyjątkowym klimatem, z nutą magii tarota i przeznaczenia zapisanego w kartach.
Ja ze swojej strony serdecznie polecam.

Już samo słowo muzeum, biblioteka, czy historia sztuki to elementy, które przyciągają mnie do lektury. A gdy do tego doda się do odrobinę okultyzmu i intrygi kryminalnej, to już jestem prawie przekonana.
Kiedyś przechodziłam fascynację kartami tarota, przepowiadaniem przyszłości i refleksja nad tym, co jest w naszych rękach, a co jest zapisane w naszym przeznaczeniu.
I w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieści Marka Stelara zawsze mnie niezawodnie wciągają. Za każdym razem, gdy sięgam po książkę tego autora, dostaję angażującą historię kryminalną na wysokim poziomie fabularnym, językowym i narracyjnym.
"Ptasznik" rozpoczyna nową serię i już teraz wiem, że będę ją kontynuować, niezależnie od okoliczności.
Nowy bohater jest intrygujący, a w połączeniu z Iwoną Banach, którą miałam okazję wcześniej poznać, tworzą duet nieoczywisty i nieprzewidywalny. Ich dramatyzm porusza moją empatię. Nie ufam autorowi, obgryzam paznokcie z nerwów, wiedząc, że stać go na wiele i brak mu czasem litości względem swoich bohaterów. Ale tym razem nie był, aż tak bezwzględny.
Henryk Ptasznik alias Heinrich Vogel jako młody chłopak nadużył swojej siły. W ulicznym incydencie życie stracił człowiek, a on trafił do więzienia na pięć lat. Nie pomogły pieniądze i koneksje, swoje musiał odsiedzieć. Po wyjściu z więzienia ułożył sobie świat na nowo, na własnych zasadach. Ale po takich doświadczeniach człowiek się zmienia, nie ma powrotu do tego, co było.
Heinrich izoluje się od świata, własna łódka i Vespa mu wystarczają. Tylko, co z tego, jak cholerna przeszłość wciąż depcze mu po piętach.
Najpierw pojawiają się zwłoki kobiety, które unoszą się na wodzie obok jego łodzi, potem ginie jego ojciec, od którego całkowicie chciał się odciąć. Do tego jeszcze zjawia się Misza- demon zza krat.
Spokojne życie sypie się jak zamek z piasku.
Wtedy w jego życiu pojawia się komisarz Iwona Banach.
Dwoje doświadczonych przez los, tragicznych bohaterów na jednej scenie.
Sieci powiązań, ciemne interesy i tajemnica sprzed lat sieją chaos i zniszczenie, a oni, rozbitkowie, nieufni i złamani, zostają wbrew sobie wciągnięci w ten syf.
Autor w posłowiu zaznaczył, że naprawi życie Iwony i oby mu się to udało, bo skopał jej tyłek mocno i dotkliwie.
Autor w ciekawy sposób przedstawia losy bohaterów, nawet tych pobocznych, jak Rubens- król fałszerzy. Lubię takie smaczki.
Sama historia wciąga w zawiłą intrygę już od pierwszych stron.
Aż wierzyć się nie chce, że jedno nagranie z kasety VHS spowoduje takie spustoszenie.
Niektórych błędów z przeszłości nie da się naprawić. Musi dojść do konfrontacji, aż przeszłość pożre swoje ofiary, tylko nieliczni wyjdą z tego żywi.
Dobre czytanie - dostałam, co chciałam - polecam👍.

Powieści Marka Stelara zawsze mnie niezawodnie wciągają. Za każdym razem, gdy sięgam po książkę tego autora, dostaję angażującą historię kryminalną na wysokim poziomie fabularnym, językowym i narracyjnym.
"Ptasznik" rozpoczyna nową serię i już teraz wiem, że będę ją kontynuować, niezależnie od okoliczności.
Nowy bohater jest intrygujący, a w połączeniu z Iwoną Banach, którą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Do końca moich dni" Anny Rybakiewicz to czwarta powieść w dorobku autorki, która moim zdaniem jest wyjątkowo dojrzała i niezwykle poruszająca.

Główna bohaterka, Apolonia Dobkowska, znajduje się już u schyłku swojego życia, które było pełne trudnych wyborów. Nadal zmaga się z niespełnieniem i z ogromnym poczuciem winy. Postanawia spisać swoje wspomnienia, być może jako próbę pogodzenia się z przeszłością, której nie da się zmienić.
Kiedyś była młodą, uroczą dziewczyną o czystym kochającym sercu, żyjącą w bezpiecznym, pewnym i stabilnym świecie - o ile taki świat kiedykolwiek istniał.
Wszystko zmienia się wraz z wybuchem wojny, a losy jej rodziny odmienia zima 1940 roku.
Opowiadając historię Apolonii autorka porusza temat zsyłek Polaków na Syberię jako formę represji stosowaną przez władze ZSRR.
W latach 1940-41 sowieci na okupowanych ziemiach polskich przeprowadzali kolejne deportacje.
Ludzie bylu pakowani do bydlęcych wagonów, podróżowali przez wiele tygodni w nieludzkich warunkach.
Apolonia i jej rodzina, zostają wywiezieni do północnego Kazachstanu jedynie dlatego, że jako właściciele ziemscy zostali uznani za "wrogów ustroju" przez reżim ZSRR.
Pierwsze tygodnie i miesiące w skrajnie trudnych warunkach, dla ludzi nieprzyzwyczajonych do ciężkiej pracy były szokiem.
Matka bohaterki ruszyła w tę podróż, będąc w ciąży.
Pasiołków, gospodarstw rolnych, nadzorowanych przez strażników nie można było opuszczać. Za katorżniczą pracę otrzymywano niewiele, a celem stało się przetrwanie.
Zimą temperatury spadały nawet do -60 stopni C.
Jednak, z opowieści tych, którzy przetrwali, wynika, że mimo surowości, okrucieństwa i bezwzględności, zdarzali się sowieci, którzy okazywali ludzkie odruchy, jak Andriej, który staje na drodze Apolonii.
Sami zesłańcy również starali się wzajemnie sobie pomagać, aby uczynić swoją rzeczywistość bardziej znośną.
Świadectwa zesłańców przekraczają moje wyobrażenie, przeszywają zimnem i napawają przerażeniem, że coś takiego mogłoby się powtórzyć.
Jednak Anna Rybakiewicz skupia się przede wszystkim na opisie przeżyć i emocji bohaterki, tworząc powieść obyczajową.
Historia Apolonii wpisana w tło historyczne, opowiada o miłości, poświęceniu i nadziei.
Mimo smutku, jaki nosi w sercu, bohaterka emanuje pewną pogodą ducha.
Powieść ta jest napisana z niezwykłą czułością, wrażliwością i empatią, co może wynikać z faktu, że autorka jest potomkinią sybiraków. Przez fikcyjne losy bohaterów autorka przemyca wspomnienia i przeżycia swojej prababci Marii oraz jej dwójki dzieci, którzy spędzili sześć długich lat na nieludzkiej syberyjskiej ziemi.
Według mnie to najlepsza powieść autorki, serdecznie polecam.

"Do końca moich dni" Anny Rybakiewicz to czwarta powieść w dorobku autorki, która moim zdaniem jest wyjątkowo dojrzała i niezwykle poruszająca.

Główna bohaterka, Apolonia Dobkowska, znajduje się już u schyłku swojego życia, które było pełne trudnych wyborów. Nadal zmaga się z niespełnieniem i z ogromnym poczuciem winy. Postanawia spisać swoje wspomnienia, być może jako...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Już sam opis powieści "Hereditas" autorstwa nieznanego mi pisarza, piszącego pod pseudonimem Hector Kung, wzbudził moją ciekawość i chęć na czytelniczą przygodę. Jednak zupełnie nie przewidziałam, w jakim kierunku zaprowadzi mnie ta historia.
Paul Waltz, niemiecki pisarz i dziennikarz prowadzi spokojne życie. Po śmierci ojca zaczyna zgłębiać historię swoich dziadków i odkrywa przeszłość, która go przeraża i wzbudza obrzydzenie. Wstydzi się wojennej przeszłości i krwi na rękach swoich przodków.
Okazuje się, że jego ojca wychowywał inny mężczyzna, a jego prawdziwy dziadek był fanatycznym zwolennikiem Führera.
Jego babcia była zagorzałą faszystką, która wzięła udział w programie Lebensborn, nazistowskim eksperymencie mającym na celu masową reprodukcję w celu oczyszczenia aryjskiej rasy. Wybrane kobiety spółkowały z najbardziej oddanymi nazistowskiej idei Aryjczykami. A jego prawdziwy dziadek, nie był, byle kim w nazistowskich Niemczech. Werner von Kleist był utalentowanyn pilotem Luftwaffe, latającym z Göringiem, Himmlerem, Bormannem, a nawet z Hitlerem.
Paul postanawia zmierzyć się z trudną, nieakceptowalną historią swojego dziadka, a ostatnie tropy prowadzą go do odległej Ameryki Południowej.
Nie przypuszczał dokąd zaprowadzi go to wyprawa i nie podejrzewał, że będzie zmuszony zmierzyć się nie tylko ze swoim dziedzictwem, ale także z własnym wyobrażeniem o sobie samym.
To, co się tu wydarzyło, przekroczyło moje najśmielsze wyobrażenia.
Liczyłam, że wraz z Paulem będę odkrywać przerażającą, lecz fascynującą historię jego dziadka. Tymczasem bohater musiał walczyć o przetrwanie z dzikimi plemionami i z bezwzględnym bossem narkobiznesu.
W wyniku niefortunnych zdarzeń Paul ląduje w dzikiej i dziewiczej amazońskiej dżungli.
Ta przygoda wystawia go na próbę moralność i wartości, którymi kierował się do tej pory. Włącza się tryb przetrwania.
Paul Waltz jest przerażony sam sobą. Okazuje się, że zachowanie człowieka jest zależne od jego otoczenia i związanych z nim uwarunkowań, potrafi się zmieniać pod ich wpływem. Czy to może usprawiedliwiać bestialstwo i zbrodnię?.
Za skrajnym postępowaniem może kryć się fanatyzm, brak zasad lub reguła "ty" albo "oni". Paul i jego nowi przyjaciele tego doświadczą.
Okaże się, że bohater nie tylko jest świetnym pisarzem obdarzonym wyobraźnią , ale także sprytnym i przebiegłym strategiem i wojownikiem.
Akcja trzyma czytelnika w nieustannym napięciu, momentami czułam się wyczerpana i zmęczona.
Ostatnia część książki to ostra jazda bez trzymanki.
Po takiej lekturze, wsiadając do samolotu, nie będę mogła nie myśleć o tym, co się dzieje w kokpicie pilotów.
Autor poszalał, akcja nie zwalniała, a humor podszyty ironią nadaje smaku tej przygodzie. Przyznam, że czasami otarłam się też o groteskę.
Jestem trochę zła na autora, że pozostawił mnie na końcu z ogromnym znakiem zapytania. Po ponad 600 stronach przygody, która nie raz zmroziła mi krew w żyłach, zakończenie zaskoczyło mnie sprytnym, lecz nikczemnym zabiegiem.
Podsumowując: świetnie się bawiłam podczas tej pełnej sensacji przygody, autor mnie zaintrygował, zaciekawił i z pewnością będę szukać innych jego powieści. "Hereditas" to nie tylko niezła przygodówka, ale także rozprawa o granicach naszej moralności, które mogą okazać się niezwykle elastyczne w obliczu przeszkód pojawiających się na naszej życiowej drodze.
Ile tak naprawdę o sobie wiemy?
Polecam.

Już sam opis powieści "Hereditas" autorstwa nieznanego mi pisarza, piszącego pod pseudonimem Hector Kung, wzbudził moją ciekawość i chęć na czytelniczą przygodę. Jednak zupełnie nie przewidziałam, w jakim kierunku zaprowadzi mnie ta historia.
Paul Waltz, niemiecki pisarz i dziennikarz prowadzi spokojne życie. Po śmierci ojca zaczyna zgłębiać historię swoich dziadków i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Priscilla. Elvis i ja Sandra Harmon, Priscilla Beaulieu Presley
Ocena 7,6
Priscilla. Elv... Sandra Harmon, Pris...

Na półkach:

Z początkiem roku na ekrany brytyjskich kin trafił najnowszy film Sofii Coppoli pt. "Priscilla". Jest to adaptacja wspomnień Priscilli Beaulieu Presley spisanych razem z Sandrą Harmon.
Obraz ukazuje zawiłą relację Priscilli z Elvisem, gwiazdą rock'n rolla, która rozpoczęła się, gdy, dziewczyna miała zaledwie 14 lat.
Przyznam, że wstrząsnął mną ten film. Z klimatycznych, lecz mrocznych kadrów wyłania się przeszywająca samotność, zagubienie i izolacja dziewczyny, która jednocześnie miała wszystko i nic, która pokochała bezwarunkową dziewczęcą miłością.
Chciałam koniecznie poznać wersję spisaną, która stała się inspiracją dla filmu. Udało mi się to dzięki wydawnictwu Znak @, które wraz z polską premierą filmu wydało książkę "Elvis i ja".
Cilla, jak nazywał ją pieszczotliwie król rock'n rolla, po raz pierwszy spotkała Elvisa na imprezie w jego domu w pobliżu bazy armii amerykańskiej w Zachodnich Niemczech.
Tak rozpoczęła się specyficzna relacja 14-letniej dziewczyny z 24-letnim wówczas gwiazdorem.
Elvis, intrygujący, błyskotliwy i charyzmatyczny, zwrócił uwagę na skromną i uroczą dziewczynę, a ona straciła dla niego zarówno serce, jak i głowę.
Wspomnienia Priscilli ukazują świat widziany przez kraty złoconej klatki, w której Elvis otoczył młodą dziewczynę opieką, czułością i delikatnością, kształtując ją według własnych upodobań.
Elvis dorastał w świecie, w którym sztywno określano role płciowe. W jego życiu bardzo ważne miejsce zajmowała matka i babcia. Kobieta nie powinna narzekać i być pobłażliwą, opiekuńczą i wyrozumiałą gospodynią domową, a przy tym godnie reprezentować mężczyznę.
Elvis zdawał sobie sprawę, że tak młodą dziewczynę może sobie z łatwością wykreować, wymodelować na własnych zasadach, zgodnie z własnym wyobrażeniem. Nauczył ją wszystkiego; jak się ubierać, jak nakładać makijaż, jak się czesać, jak chodzić i jak się zachowywać.
Miała tylko go wielbić i czekać na niego, kiedy on robił karierę i romansował z innymi pannami.
Miała być idealna, bez skazy - piękna i dziewicza.
Szkoda, że nie wziął pod uwagę, że Priscilla to nie laleczka do ubierania i ustawiania tylko żywa osoba.
Miłość, choćby najsilniejsza, nie jest wystarczającą podstawą, żeby stworzyć zdrowy i stabilny związek.
Elvis był apodyktyczny i kontrolujący, a Priscilla nie miała prawa do własnego życia. "Albo ja, albo kariera, maleńka. Kiedy dzwonię, musisz być po drugiej stronie"- takie słowa usłyszała pewnie nieraz.
Cokolwiek Priscilla mogła zrobić dla Elvisa, robiła to od razu.
Dla młodej Priscilli ważne było zadowolić swojego mężczyznę, utrzymać go przy sobie i stać się taką, jak wymagał tego ustalony przez Elvisa ideał kobiety.
Do tego dochodziły jeszcze inne specyficzne zwyczaje i zachowania gwiazdora, w dzień spał, w nocy imprezował. Był uzależniony od tabletek i faszerował nimi Priscillę.
Elvis miał dziwne, specyficzne upodobania, przy czym wolno mu było więcej, niż przeciętnemu człowiekowi.
Życie Priscilli polegało wyłącznie na spełnianiu żądań dyktatora.
Był dla niej ojcem, mężem i prawie Bogiem.
Aż dziewczynka w końcu dorosła i zapragnęła czegoś też dla siebie.
To, co mnie uderzyło w historii Priscilli, to fakt że zawsze mówiła o Elvisie z szacunkiem i uwielbieniem, nawet po rozstaniu i rozwodzie. Miała klasę, czy może po prostu obawiała się sprzeciwu, posądzenia o konfabulację i nienawistnych głosów fanów i miłośników artysty?
Dla mnie w tym związku była przemoc psychiczna, emocjonalna i pełna kontrola.

Film zdecydowanie robi większe wrażenie niż książkowy pierwowzór, choć wyznania jedynej żony Presleya czyta się lekko i z zaangażowaniem, niczym powieść obyczajową pisaną w pierwszej osobie i okraszoną żywymi dialogami.

Dziesiątki lat po śmierci Presleya, miliony fanów nadal oddają cześć legendzie Elvisa, ale niewielu znało go jako człowieka. Priscilla Presley w swojej książce ujawnia szczegóły ich życia, miłości, małżeństwa, romansów i nierozerwalnej więzi, która przetrwała po jego tragicznej śmierci.
Polecam zarówno książkę, jak i film.

Z początkiem roku na ekrany brytyjskich kin trafił najnowszy film Sofii Coppoli pt. "Priscilla". Jest to adaptacja wspomnień Priscilli Beaulieu Presley spisanych razem z Sandrą Harmon.
Obraz ukazuje zawiłą relację Priscilli z Elvisem, gwiazdą rock'n rolla, która rozpoczęła się, gdy, dziewczyna miała zaledwie 14 lat.
Przyznam, że wstrząsnął mną ten film. Z klimatycznych,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieści obyczajowe z rozbudowanym tłem historycznym to lektury, po które zawsze sięgam z przyjemnością i ogromną ciekawością.
Inspiracją do napisania "O nic nie pytaj" stały się życiowe historie dziadków autorki. Sama z ogromnym sentymentem wracam do własnych rodzinnych historii, zwłaszcza mojej babci. Ludzkie losy potrafią wyznaczać zawiłe ścieżki, a to w jakich czasach żyjemy nie jest bez znaczenia.

Akcja powieści rozgrywa się w latach 1945-1949, czyli w czasach kształtowania się powojennej Polski, pełnych trudności, podziałów i wewnętrznych walk.
Mimo zakończenia wojny, dla wielu Polaków realia były kontynuacją wojennej gehenny.
Nowa rzeczywistość znacznie różniła się od propagandy, którą głosili Sowieci, a nowe rządy szerzyły wśród ludzi nieufność i strach. Czuć, że warstwa historyczna jest dla autorki bardzo ważna, to na jej tle przedstawia swoich bohaterów, kieruje ich działaniami i wyborami. Wiele z ich decyzji jest nierozerwalnie związanych z sytuacją panującą w kraju.
W tych ponurych realiach epoki stalinizmu rozgrywa się historia uczuciowa młodej dziewczyny.
Dwudziestoletnia Lonia Bielak, córka podkuchennej z majątku Kozłówka, zmierza do Warszawy, gdzie stacjonuje jej narzeczony, chłopak, którego tak naprawdę zupełnie nie zna. Jednak na jej drodze staje inny mężczyzna, i to on kradnie serce dziewczyny.
Jeden z nich jest funkcjonariuszem bezpieki, drugi to działacz AK-owskiego podziemia, a to gwarantuje konflikt interesów.
Ludzkie uczucia, rozterki, decyzje i wybory, to wszystko na tle ponurych realiów kształtującego się państwa, które politycznie i gospodarczo staje się coraz bardziej zależne od ZSRR.

Lonia, na początku to bardzo naiwna dziewczyna pragnąca miłości i bliskości, dojrzewa w trakcie wydarzeń, które kształtują i hartują jej osobowość i poglądy, przy zachowaniu miłości jako najważniejszej wartości.Własna matka jej nie rozpieszczała, miała jednak dużo szczęścia, że mogła dorastać w majątku państwa Zamoyskich, gdzie nabierała ogłady i miała wiele sposobności do nauki.
Nie zawsze mogłam zrozumieć decyzje i wybory Loni, ale to typowe błędy młodości, które popełniamy wszyscy.

Jakub z kolei to postać tragiczna, wiejski chłopak, który w dzieciństwie doświadczył niewiele dobrego. Były żołnierz dywizji Kościuszkowskiej, a obecnie funkcjonariusz Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Uprzywilejowana pozycja dodaje mu poczucia pewności i sprawczości, choć jednocześnie ma nad sobą przełożonych, których polecenia bezwzględnie musi wykonywać, inaczej szybko może spaść na samo dno i wylądować obok tych, których katował na Rakowieckiej.
Skutecznie zagłusza wyrzuty sumienia, topiąc je w alkoholu.
Mimo, że kocha Lonię, ich związek jest toksyczny, a zdrada dziewczyny wywołuje w nim nienawiść i żądzę zemsty.
Mam poczucie, że Jakub był człowiekiem, którego ukształtowało otoczenie, czas i miejsce, w którym przyszło mu żyć. Pragnąc bezpieczeństwa i wygody, uległ propagandzie, stał się ślepym wykonawcą rozkazów i więźniem własnych żądz.

Środowisko, w którym ludzie przebywają, determinuje ich charakter. Władek, dobrze urodzony chłopak, w czasie wojny działał w AK, jego światopogląd również kształtowało środowisko, ale dla niego normą była walka z ciemiężycielem w czasie wojny i po wojnie. Otwarty charakter, zawadiacki uśmiech i życie na krawędzi czynią z niego bohatera pozytywnego. Jak nie stracić serca dla takiego chłopaka?
Waldka i Jakuba dzieli i różni wszystko, a przede wszystkim warunki, w jakich przyszło im dorastać. Inaczej ukształtowały się ich wartości i priorytety.

Sama historia romansowo-obyczajowa bywa zawiła, trochę jak wieloodcinkowa telenowela, ale bardzo podoba mi się tło, jakie zbudowała autorka wokół tego miłosnego trójkąta. Imponuje wiedzą na temat czasów, w jakich osadziła akcję.

Osobiście cieszy mnie, że akcja częściowo rozgrywa się w Warszawie, moim rodzinnym mieście. Powieść na chwilę przeniosła mnie na powojenny Mokotów, w miejsca tak dobrze mi znane. Doskonale pamiętam Klub Międzynarodowej Prasy i Książki , bywałam tam.
Jednym z bohaterów jest architekt pracujący w Biurze Odbudowy Stolicy, instytucji powołanej w 1945 roku w celu odbudowy zrujnowanej Warszawy.
Miałam przyjemność czytać książkę Grzegorza Piątka " Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944 - 1949" i zdaję sobie sprawę, jakie decyzje podejmowano przy podnoszeniu stolicy z gruzów. Dziś jestem dumna z tego, że Warszawa mimo tak ogromnych zniszczeń podniosła się, pewnie nie wszystkie decyzje były podejmowane słusznie, ale nie mi to oceniać, bo mimo wad kocham to miasto takie, jakie jest, i mam z nim związane pozytywne wspomnienia.

Ta powieść stanowi doskonały przykład tego, jak w historii obyczajowo- romansowej, po którą sięga się dla rozrywki można umiejętnie wprowadzić tło historyczne, przybliżające realia powojenne, w których naszym pradziadkom, dziadkom, czy rodzicom przyszło żyć. To okres, który pozostawił trwały ślad na kolejnych pokoleniach. Historię zawsze warto poznawać, nawet w tak lekkiej i przystępnej formie.
Istotne jest, aby nie zniekształcać jej oraz opierać się na wiarygodnych i rzetelnych źródłach. Uważam, że autorce udało się to osiągnąć, choć moja opinia jest subiektywna jako osoby po prostu lubiącej historię.

Powieści obyczajowe z rozbudowanym tłem historycznym to lektury, po które zawsze sięgam z przyjemnością i ogromną ciekawością.
Inspiracją do napisania "O nic nie pytaj" stały się życiowe historie dziadków autorki. Sama z ogromnym sentymentem wracam do własnych rodzinnych historii, zwłaszcza mojej babci. Ludzkie losy potrafią wyznaczać zawiłe ścieżki, a to w jakich czasach...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak opowiedzieć o codziennym życiu w niecodzienny sposób?
Jak przekazać z pasją i lekkością historię trudnych, pełnych sprzeczności i podziałów czasów, które są zarówno bliskie, jak i odległe?
Jak wpleść opowieść o blaskach i cieniach z życia zwykłych ludzi w historię kraju? To wszystko udało się Sabinie Waszut w powieści "Sztuczny miód". W tej zwykłości - niezwykłości to dla mnie powieść niemal idealna. Autorka zdołała mnie przenieść w czasie i przestrzeni, pozwalając spojrzeć na polską rzeczywistość początków lat 80, XX wieku oczami moich dziadków i rodziców.

Akcja powieści rozgrywa się na Śląsku pomiędzy grudniem 1980, a grudniem 1981. Czytelnik, towarzysząc codziennemu życiu Basi i Marylki, poznaje wydarzenia, które mają miejsce w Polsce Ludowej na progu przemian.
Basia i Marylka to matki, żony i pielęgniarki.
Basia, jak na tamte czasy, to kobieta nowoczesna, tuż po 40. Ma w miarę dobre i stabilne życie, męża milicjanta, dorastającą córkę, całkiem przyzwoite mieszkanie i wakacje co roku. Tylko, czegoś w tym wszystkim zaczyna jej brakować. Jej małżeństwo przechodzi kryzys, a praca męża przysparza problemów. Gdy otoczenie przystępuje do Solidarności, Basia musi dokonać wyboru między przekonaniami a lojalnością wobec męża. Dodatkowo na horyzoncie pojawia się przystojny rehabilitant.
Natomiast rodzina Marylki to typowa śląska rodzina, gdzie mąż pracuje jako górnik w kopalni Wujek i również przystępuje do związków zawodowych. Walka o godne życie, wolność i prawo do wrażania własnych poglądów wydają się oczywiste ale, co jeśli grożą im represje?
Marylka jest empatyczną kobietą, pełną troski i serca względem innych, z czasem zmuszona jest działać za plecami ukochanego męża.

Obie rodziny mają nastoletnie dzieci, które wkraczają w dorosłość, niekoniecznie taką, jaką dla nich wymarzyli sobie dorośli.
Córka Basi, Maja, wpatrzona w ojca, zderza się z brutalną rzeczywistością, a jej ideały zostają wystawione na próbę.
Tomek, syn Marylki, młody buntownik i sabotażysta, cóż, że walczy w słusznej sprawie, kiedy serce matki drży ze strachu o niego.
W powieści podobało mi się wplecenie głosu młodych dorosłych i ten obraz młodzieży, która musi podejmować trudne decyzje, z którymi nawet dorośli nie zawsze sobie radzą.
Jak obecni nastolatkowie poradziliby sobie w podobnych sytuacjach?
Czy w czasach podziałów ludzie są w stanie dostrzec to, co ich łączy, zamiast dzielić?

"Sztuczny miód" to historia zwykłego życia, które splata się z wydarzeniami zapisanymi nie tylko w historii (narodziny "Solidarności", strajki, represje i stan wojenny), ale także w pamięci naszych dziadków i rodziców.

Tamten ustrój to czasy, które dla młodego pokolenia są odległe i nie zawsze zrozumiałe. Sama byłam wtedy małą dziewczynką, a dzięki moim rodzicom wspominam swoje dzieciństwo beztrosko i radośnie. Jestem im wdzięczna za to, że mimo ich strachu i niepewności chronili mnie otaczając kokonem bezpieczeństwa i miłości. Współczesne dzieci wkraczają zbyt szybko w świat dorosłych.
Autorka nieraz ożywiała obrazki z PRL, gdzieś ukryte w odmentach mojej pamięci, jak ten z nieszczęsnym karpiem pływającym w wannie przed świętami. Brudna robota zawsze spadała na mojego tatę, który chyba w końcu się zbuntował, bo jakoś tradycja z pływającą rybą nie rozgościła się na długo w mojej rodzinie. Pamiętam długie kolejki po produkty, kartki na mięso i słodycze. Kiedyś tata zgubił kartki, a znajomi złożyli się, abyśmy mieli co jeść - te drobne gesty dobroci ponad podziałami wzmacniają ludzi. Pamiętam rodzinne wycieczki, watę cukrową i kolorowe lizaki. I to było dobre.
Dopiero później poznałam realia, w jakich moim rodzicom przyszło żyć. Z czym się mierzyli i o co walczyli.

Dziś mam poczucie, że znów nadchodzą podłe czasy, znów stawia się ograniczenia, choć na zupełnie innych zasadach, i znów społeczeństwo się dzieli, stając po różnych stronach barykady.
Zastanawiam się jaką historię opowiemy naszym dzieciom i wnukom? Czy będą chcieli nas słuchać, czy będą chcieli nas zrozumieć?

"Sztuczny miód" to mądra, dojrzała i wartościowa lektura.
Warto sięgnąć po posłowie, gdzie autorka opowiada krótko o genezie powstania powieści. Zapisuję sobie jedno mądre stwierdzenie: "Historia wciąż pokazuje nam, że nawet najszlachetniejsi ludzie robią czasem złe rzeczy, a ci z pozoru źli potrafią postąpić przyzwoicie." To jest prawda na wczoraj, na dziś i na jutro.

Jak opowiedzieć o codziennym życiu w niecodzienny sposób?
Jak przekazać z pasją i lekkością historię trudnych, pełnych sprzeczności i podziałów czasów, które są zarówno bliskie, jak i odległe?
Jak wpleść opowieść o blaskach i cieniach z życia zwykłych ludzi w historię kraju? To wszystko udało się Sabinie Waszut w powieści "Sztuczny miód". W tej zwykłości - niezwykłości to...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Miała być szalona, karnawałowa impreza w niesamowitym miejscu odciętym od świata, bo takim miejscem jest wyspa Czarci Ostrów na Mazurach. Niestety, doszło tam do krwawych wydarzeń, a wyspa stała się więzieniem dla imprezujących studentów.
Dwadzieścia lat później widmo tamtej jatki znów daje o sobie znać, zaczynają ginąć osoby, którym wtedy udało się przeżyć.
Amelia jest jedną z dziewczyn, która miała to szczęście. Dziś, jako dorosła osoba, wciąż ma ataki lęku i paniki, wynikające z tego, co widziała i doświadczyła. A teraz zaczyna dostawać niepokojące wiadomości przypominające jej o tamtej feralnej nocy na wyspie.

Tak szkicuje się fabuła najnowszej powieści Alicji Sinickiej, poczytnej autorki thrillerów psychologicznych w nurcie domestic noir.
Ten rodzaj literatury cieszy się ogromną popularnością, a czytelnicy chętnie sięgają po tego typu rozrywkę. Autorka potrafi stworzyć duszny klimat narastającego napięcia, by w finale uderzyć z pełną mocą.

To, co najbardziej lubię w powieściach autorki, to emocje jej bohaterek i narracja prowadzona w pierwszej osobie.

Niestety, w "Karnawale", czegoś mi zabrakło i, prawdę mówiąc, do końca nie wiem co.
Nie potrafiłam się wczuć w klimat, choć postać Amelii jest bardzo dobrze poprowadzona, a ja bardzo lubię lekkość językową, z jaką autorka prowadzi narrację.

Sam pomysł na fabułę jest świetny -mała wysepka na jeziorze Śniardwy, która ma swoją historię i jest realnym miejscem, choć autorka zmieniła jej zagospodarowanie na potrzeby swojej historii.
Wydarzenia, które się rozgrywają współcześnie w 2022 roku, bardzo mi się podobały, ale ta krwawa karnawałowa noc z 2002 roku nie spełniła do końca moich oczekiwań. Nie zdążyłam poczuć klimatu karnawałowego szaleństwa, ponieważ atmosfera zabawy, za szybko przerodziła się w taniec zagrożenia, strachu i paniki. Zbrodnie na wyspie nie wywołały u mnie dreszczy niepokoju, czułam się trochę jak obserwator, który patrzy na wydarzenia z bezpiecznego miejsca. Znacznie ciekawsza była warstwa obyczajowa.

Najmocniejszą stroną tego dreszczowca jest bohaterka, Amelia, kolejna świetnie wykreowana przez autorkę postać kobieca.

Następny problem, jaki miałam z tą historią to zakończenie. Kompletnie mnie nie przekonało, nie uwierzyłam w nie. Wiem, że życie czasem pisze zaskakujące i przewrotne scenariusze, ale tym razem nie dałam się nabrać.

Jednak myślę, że "Karnawał" dostarczy rozrywki wielu czytelnikom. Mnie znacznie bardziej podobał się klimat i tajemnica w "Uśpionej" i "Florysce".

"Karnawał" to historia o zemście, która rozrasta się latami, która zżera od środka, zbiera żniwo, szuka spełnienia i satysfakcji, ale nigdy ich nie znajduje.
To historia o tym, jak traumatyczne doświadczenia odciskają piętno na reszcie życia, jak trudno wewnętrznie walczyć ze swoimi demonami i strachem, który zasiał w nas swoje ziarno. Jednak zawsze można odnaleźć w sobie odwagę, zwłaszcza jeśli mamy dla kogo żyć i dla kogo walczyć.

Miała być szalona, karnawałowa impreza w niesamowitym miejscu odciętym od świata, bo takim miejscem jest wyspa Czarci Ostrów na Mazurach. Niestety, doszło tam do krwawych wydarzeń, a wyspa stała się więzieniem dla imprezujących studentów.
Dwadzieścia lat później widmo tamtej jatki znów daje o sobie znać, zaczynają ginąć osoby, którym wtedy udało się przeżyć.
Amelia jest...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to