rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

To jest książka, której spokojnie mógłbym wystawić zarówno 1/10, jak i 8/10. Już tłumaczę.

Zacznijmy od jedynki.

"Złoty wiek..." to nic innego jak drugie wydanie książki pt. "Europejski lider wzrostu. Polska droga od ekonomicznych peryferii do gospodarki sukcesu", powiększone o jeden rozdział liczący 34 strony i dotyczący okresu po 2017 roku. Cała pozostała książka, do strony 381, obejmuje okres do 2017 roku. Jeżeli więc przeczytaliście "Europejskiego lidera...", to możecie sobie spokojnie darować "Złoty wiek...". Bardzo słaba zagrywka z tym zmienieniem tytułu poszczególnych wydań. Przyznam, że nigdy - jako czytelnik - nie czułem się tak frajersko.

Dobra, to teraz czas na pozytywy. Z pewnością jest to książka świetna, wielowymiarowo (czytaj: ponad perspektywę stricte ekonomiczną) przedstawiająca aspekty polskiej transformacji. Pierwsze jej wydanie oceniłem na 9/10, więc dlaczego tutaj nastąpił spadek do 8/10? A więc tak: wydanie drugie obejmuje również okres od 2017 do 2023, który to przedział czasowy został potraktowany dosyć powierzchownie przez autora (chociaż może wynika to z tego, że poprzednimi rozdziałami M. Piątkowski wysoko zawiesił poprzeczkę), jakby został napisany w dwa weekendy. Inna sprawa, że autor w niewielkim stopniu sygnalizuje zagrożenia dla rodzimych instytucji, powstałe w latach 2015-2023 (i mogące rzutować na nasze dalsze ścieżki rozwoju). To jest o tyle ciekawe, że instytucje stanowią myśl przewodnią prac Acemoglu i Robinsona, będących niewątpliwie merytorycznymi inspiracjami dla autora. Oni zresztą chyba lepiej wyartykułowali swoje obawy w tym zakresie w książce "Wąski kortytarz...". Szkoda, bo M. Piątkowski jako rodzimy autor, z pewnością lepiej obeznany w naszych realiach, miał dużo większe pole do popisu (zwłaszcza że książka skupia się głównie na Polsce, w przeciwieństwie do "Wąskiego korytarza..."). Posiłkując się (chyba) ulubionym rodzajem metafory autora, wypada stwierdzić, że na tym polu M. Piątkowski dostał świetne podanie na piąty metr, a mimo położonego bramkarza huknął w poprzeczkę. Mam nadzieję, że piłka nie wypadła poza pole gry i autor przypomni nam o sobie za jakiś czas, ładując bombę w okienko - byle tylko nie czekał do 90. minuty.

To jest książka, której spokojnie mógłbym wystawić zarówno 1/10, jak i 8/10. Już tłumaczę.

Zacznijmy od jedynki.

"Złoty wiek..." to nic innego jak drugie wydanie książki pt. "Europejski lider wzrostu. Polska droga od ekonomicznych peryferii do gospodarki sukcesu", powiększone o jeden rozdział liczący 34 strony i dotyczący okresu po 2017 roku. Cała pozostała książka, do...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki 100 najsłynniejszych eksperymentów psychologicznych świata Maciej Bożek, Marek Migalski
Ocena 7,4
100 najsłynnie... Maciej Bożek, Marek...

Na półkach: ,

Świetna i bardzo niedoceniona pozycja (sugeruję się liczbą czytelników, ocen i opinii na tym portalu). Rzadko mam przyjemność czytać coś z kategorii książek popularnonaukowych, co wyszło spod pióra polskich autorów, potrafiących zrozumiale i barwnie opowiadać o arkanach nauki. Książka nie tylko dla partyjnych spin doktorów, ale również dla reszty z nas - obserwatorów tej politycznej młócki.

Świetna i bardzo niedoceniona pozycja (sugeruję się liczbą czytelników, ocen i opinii na tym portalu). Rzadko mam przyjemność czytać coś z kategorii książek popularnonaukowych, co wyszło spod pióra polskich autorów, potrafiących zrozumiale i barwnie opowiadać o arkanach nauki. Książka nie tylko dla partyjnych spin doktorów, ale również dla reszty z nas - obserwatorów tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niezła pierwsza część, przedstawiająca zjawisko równości (a raczej nierówności) w ujęciu historycznym (z jednoczesnym zastrzeżeniem, że Piketty lubi sobie tu i ówdzie podciągnąć dane pod założoną tezę). Druga część, zawierająca proponowane rozwiązania, trąci w znacznym stopniu utopią, aczkolwiek i tutaj znajdziemy kilka interesujących uwag.

Niezła pierwsza część, przedstawiająca zjawisko równości (a raczej nierówności) w ujęciu historycznym (z jednoczesnym zastrzeżeniem, że Piketty lubi sobie tu i ówdzie podciągnąć dane pod założoną tezę). Druga część, zawierająca proponowane rozwiązania, trąci w znacznym stopniu utopią, aczkolwiek i tutaj znajdziemy kilka interesujących uwag.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Miałem zamiar coś napisać o tej książce, ale przeczytałem tutaj świetną opinię Profesorka z 9 grudnia 2022 r. i uznałem, że zawiera ona niemalże wszystko, co chciałem skrobnąć o tej pozycji, więc nie ma sensu dublować treści. Tak więc niezależnie od głównego wątku książki warto ją przeczytać jako studium miękkiej, chińskiej propagandy.

Miałem zamiar coś napisać o tej książce, ale przeczytałem tutaj świetną opinię Profesorka z 9 grudnia 2022 r. i uznałem, że zawiera ona niemalże wszystko, co chciałem skrobnąć o tej pozycji, więc nie ma sensu dublować treści. Tak więc niezależnie od głównego wątku książki warto ją przeczytać jako studium miękkiej, chińskiej propagandy.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Skusiłem się na tę lekturę, mając w pamięci napisaną przez Pawła Górnika wraz z Jackiem Chołoniewskim książkę pn. "Banki, pieniądze, długi. Nieznana prawda o współczesnym systemie finansowym". To była niezła praca, choć nie bez wad, wprowadzająca mniej wprawnego czytelnika w świat finansów i bankowości.

Nie wiem, czy "Całą prawdą..." można traktować jako kontynuację ww. książki czy też nie, ale z całą pewnością jest to zła książka. Fakt - P. Górnik zwraca w jej treści uwagę na szereg różnego rodzaju patologii (nadmierna finansjalizacja gospodarki czy wady systemu handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla), jednak przede wszystkim w pamięci zostają kuriozalne wywody autora.

I tak, jako remedium na podwyższoną inflację proponowane jest obniżenie stóp procentowych. Dla zaciekawionych tą ideą polecam zapoznanie się z historią kryzysów inflacyjnych. Ostatnio tą drogą poszedł strażak Erdogan wraz ze swoim zięciem - szefem banku centralnego, próbując znormalizować ceny w Turcji poprzez dolewanie benzyny do ognia. Podpowiedź: obecnie inflacja w Turcji kręci się już około 80% r/r.

Następna rzecz to proponowany przez autora miks protekcjonizmu, neo-merkantyzlimu czy wręcz czasami autarkii jako modelu rozwoju (a to wszystko podlane sosem nowoczesnej teorii monetarnej).

Dalej nawet nie chcę się zagłębiać, bo od opisywania szeregu kuriozalnych twierdzeń o wiele bardziej cenię sobie poranny spacer z psem.

Skusiłem się na tę lekturę, mając w pamięci napisaną przez Pawła Górnika wraz z Jackiem Chołoniewskim książkę pn. "Banki, pieniądze, długi. Nieznana prawda o współczesnym systemie finansowym". To była niezła praca, choć nie bez wad, wprowadzająca mniej wprawnego czytelnika w świat finansów i bankowości.

Nie wiem, czy "Całą prawdą..." można traktować jako kontynuację ww....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trzeba się naprawdę postarać, żeby błędy polityki gospodarczej z lat 2020-2022 aktualnie rządzących zawrzeć na mniej niż 200 stronach. W każdym razie zebrało się ich na tyle dużo, że w znacznym stopniu autor miał ułatwione zadanie. W rezultacie dostajemy rzetelną książkę (a może raczej skrypt), do której warto będzie wracać po odpowiedzi, gdy w kolejnych latach wpadniemy w rzeczywistość stagflacyjną (niski wzrost gospodarczy, płace nienadążające za inflacją etc.). Daję ocenę "7" z tego względu, że zabrakło mi w tej pracy bardziej pogłębionych analiz makroekonomicznych (w szczególności z uwagi na dorobek naukowy i doświadczenie Dariusza Filara). Oczywiście to wiązałoby się z dodaniem pewnie ze 200 stron do objętości książki, a i też zapewne przestraszeniem mniej zaznajomionego z ekonomią czytelnika.

Trzeba się naprawdę postarać, żeby błędy polityki gospodarczej z lat 2020-2022 aktualnie rządzących zawrzeć na mniej niż 200 stronach. W każdym razie zebrało się ich na tyle dużo, że w znacznym stopniu autor miał ułatwione zadanie. W rezultacie dostajemy rzetelną książkę (a może raczej skrypt), do której warto będzie wracać po odpowiedzi, gdy w kolejnych latach wpadniemy w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jestem nieco zaskoczony, że TAKA książka ma tak mało ocen i opinii. Chociaż Marcin Piątkowski jest ekonomistą, to przedstawił neo-Polnische Wirtschaft wielowymiarowo. Zresztą nie mogło być inaczej, skoro autor stoi na stanowisku, że za wzrost gospodarczy (czy szerzej - rozwój) nie odpowiadają wyłącznie czynniki stricte ekonomiczne (stopa zwrotu kapitału, poziom oszczędności, bilans handlowy etc.), ale również w nie mniejszym stopniu np. kwestie instytucjonalne czy kulturowe. A propos tych ostatnich - żeby w pełni zrozumieć przesłanie Piątkowskiego, warto sięgnąć po jedną z prac Darona Acemoglu i Jamesa Robinsona (chociażby "Dlaczego narody przegrywają"), którzy w opiniowanej książki przywoływani są jakieś 7 tysięcy razy.

Jeżeli chodzi o samą treść, to niesamowite jest to, że w 2015 r. PiS et consortes wygrali wybory parlamentarne, mając na sztandarach hasło "Polski w ruinie". Szkoda, że autor nie odniósł się w większym stopniu do różnicy pomiędzy tym, co zawierają twarde dane, a tym, co odczuwa wielu "przeciętnych Kowalskich". Nie twierdzę przy tym, że kasandryczna narracja, która zawładnęła milionami, musi być słuszna, ale jednak warto było bardziej pochylić się w nad społecznym odbiorem popeerelowskiej transformacji, zwłaszcza z perspektywy jej przegranych. Inna sprawa, że postulowany przez autora tzw. konsensus warszawski obejmuje swoim zakresem takich zwykłych Kowalskich. Na marginesie pozostaje mieć nadzieję, że "Polska w ruinie" nie była jednak planem wyborczym, zwłaszcza że szereg z programów obecnej władzy (jakkolwiek świetnie by nie brzmiały) stanowi modelowe zaprzeczenie tego, co postuluje autor (i oczywiście Acemoglu oraz Robinson).

Warte refleksji są jeszcze chociażby przytaczane przez autora (bodajże za Acemoglu i Robinsonem) dane, w świetle których większość pozytywnych zmian ustrojowych (tj. obalania instytucji ekskluzywnych, dostępnych niewielkiemu gronu obywateli, i zbudowania w ich miejsce instytucji inkluzywnych, zakładających partycypację szerokich mas we władzy) następuje przeważnie z zewnątrz systemu (agresja wojenna sąsiada czy jej groźba). Tak więc - abstrahując od bezsensowności wojny i morza przelanej krwi - rosyjska napaść może stanowić wielką szansę dla Ukrainy, trawionej dotychczas gangreną korupcji czy kolesiostwa, żeby wreszcie zbudować tam silną gospodarkę i praworządny (nie tylko formalnie) ustrój.

Podsumowując: świetna praca i wielki wstyd dla mnie, że przeczytałem ją dopiero po kilku latach od wydania - pomimo że w tym czasie znajdowała się ona cały czas na mojej krótkiej liście "must read".

Jestem nieco zaskoczony, że TAKA książka ma tak mało ocen i opinii. Chociaż Marcin Piątkowski jest ekonomistą, to przedstawił neo-Polnische Wirtschaft wielowymiarowo. Zresztą nie mogło być inaczej, skoro autor stoi na stanowisku, że za wzrost gospodarczy (czy szerzej - rozwój) nie odpowiadają wyłącznie czynniki stricte ekonomiczne (stopa zwrotu kapitału, poziom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niezła pozycja, aczkolwiek wybierając tę książkę, należy mieć na uwadze, że została ona napisana przed 2016 r. (a po inwazji rosyjskiej na Ukrainie w 2014 r.). Nawiązanie do obecnej wojny znajdziemy jedynie w przedmiowie oraz w posłowiu. I muszę przyznać, że to posłowie jest dosyć osobliwe, bo w nim Eidman skorygował (albo może nawet
przekreślił) niemałą część swoich przemyśleń dotyczących rosyjskiego fuhrera.

Dodatkowo warto podkreślić, że autor jest kuzynem zamordowanego Borisa Niemcowa, co powoduje, że książka ta ma dla niego charakter osobisty, przez co może się wydawać, że czasami emocje biorą górę u Eidmana, wpływając negatywnie na trzeźwy osąd sytuacji (chociaż, w świetle tego, co się wydarzyło 24 lutego br., jego połajanki systemu putinowskiego brzmią i tak dosyć grzecznie).

Niezła pozycja, aczkolwiek wybierając tę książkę, należy mieć na uwadze, że została ona napisana przed 2016 r. (a po inwazji rosyjskiej na Ukrainie w 2014 r.). Nawiązanie do obecnej wojny znajdziemy jedynie w przedmiowie oraz w posłowiu. I muszę przyznać, że to posłowie jest dosyć osobliwe, bo w nim Eidman skorygował (albo może nawet
przekreślił) niemałą część swoich...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Energia dla klimatu. Jak niektóre kraje poradziły sobie ze zmianami klimatu Joshua Goldstein, Staffan A. Qvist
Ocena 7,2
Energia dla kl... Joshua Goldstein, S...

Na półkach:

Biorąc pod uwagę treść tej pozycji, można zauważyć, że bardziej adekwatnym tytułem powinien być następujący: "Atom dla klimatu...", bowiem właśnie w atomie autorzy pokładają największe nadzieje przede wszystkim na: (i) redukcję emisji gazów cieplarnianych (a co za tym idzie - powstrzymanie/ograniczenie globalnego ocieplenia), (ii) podtrzymanie wzrostu gospodarczego w ramach obecnego modelu.

Jako przykład modelowej transformacji energetycznej wskazano w książce Szwecję, której miks oparty jest zarówno na źródło odnawialnych, jak i na energii jądrowej, z jednoczesnym podejmowaniem szeregu działań ograniczających zużycie węglowodorów. I właśnie ścieżkę szwedzką autorzy proponują jako remedium na bolączki nagrzewającej się planety. Przyznam, że jestem nieco większym sceptykiem w tym zakresie, głównie ze względu na koszty budowy elektrowni atomowej. Jak podano w opiniowanej książce, Chińczycy oraz Koreańczycy z Południa są w stanie dostarczyć 1 GW już za 2 miliardy dolarów, podczas gdy moc zainstalowanej energii elektrycznej w Polsce to ok. 50 GW. Prosta matematyka pokazuje, że osiągnięcie poziomu 20% mocy z atomu w krajowym miksie to wydatek rzędu ok. 80 miliardów złotych. Nie negując zasadności przestawienia się w większym stopniu na atom, mam jednak spore wątpliwości, czy znajdzie się na tyle woli społecznej czy politycznej, żeby odważniej postawić na ten rodzaj energii. O ile na tego rodzaju wydatki inwestycjyne mogłyby sobie pozwolić bogate kraju Zachodu czy nawet Polska, tak mam wątpliwości, czy nie przekroczyłoby to możliwości finansowych Indii, Bangladeszu, Nigerii, Egiptu oraz reszty biednego świata.

W każdym razie "Energia..." to warta polecenia pozycja, nawet jeżeli odnosi się wrażenie, że autorzy podchodzą w zbyt małym stopniu krytycznie (obiektywnie) do atomu.

Biorąc pod uwagę treść tej pozycji, można zauważyć, że bardziej adekwatnym tytułem powinien być następujący: "Atom dla klimatu...", bowiem właśnie w atomie autorzy pokładają największe nadzieje przede wszystkim na: (i) redukcję emisji gazów cieplarnianych (a co za tym idzie - powstrzymanie/ograniczenie globalnego ocieplenia), (ii) podtrzymanie wzrostu gospodarczego w ramach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdybym wybudził się z trwającego kilka lat snu, myślę, że "Wiek paradoksów..." byłby całkiem zgrabnym podsumowaniem tego, co w technologicznej trawie piszczało przez ten czas. Pozycja ta jest stosunkowo krótka, przekrojowo obejmuje szereg zagadnień naukowych (włącznie, a może przede wszystkim, z jej wpływem na społeczeństwo i każdego z nas z osobna), jednak odbywa się to w pewnym stopniu kosztem pogłębionej analizy w poszczególnych dziedzinach. Z drugiej strony zapewne taki był zamysł autorki, a zainteresowanie poszczególnymi rozdziałami może prowadzić do sięgnięcia po bardziej wyspecjalizowaną literaturę.

W każdym razie książka jest warta polecenia, napisana całkiem przystępnym językiem, a jej lektura nie będzie stratą czasu, pomimo że dla osób bardziej zainteresowanych poruszanymi tam tematami nie będzie ona co do zasady przesadnie odkrywcza.

Gdybym wybudził się z trwającego kilka lat snu, myślę, że "Wiek paradoksów..." byłby całkiem zgrabnym podsumowaniem tego, co w technologicznej trawie piszczało przez ten czas. Pozycja ta jest stosunkowo krótka, przekrojowo obejmuje szereg zagadnień naukowych (włącznie, a może przede wszystkim, z jej wpływem na społeczeństwo i każdego z nas z osobna), jednak odbywa się to w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nieco utopijna, aczkolwiek intrygująca pozycja.
Niewątpliwie w ostatnich latach popularny stał się koncept zakładający odejście od tradycyjnego modelu wzrostu gospodarczego na rzecz tzw. zielonego wzrostu (np. Europejski Zielony Ład), jednak w ocenie Hickela to nie wystarczy, żeby ocalić planetę (aczkolwiek słusznie zauważa on, że chodzi raczej o zachowanie rodzaju ludzkiego, bo ziemia sobie doskonale poradzi bez nas) - w jego ocenie rozwiązaniem jest wyhamowanie wzrostu lub wręcz degrowth - zakładający regres gospodarczy (chociaż w ocenie autora może to po prostu oznaczać przejście z ilości w jakość).

Trzeba przyznać Hickelowi, że jego krytyka kapitalizmu jest w wielu aspektach bardzo celna, wykraczająca poza standardowe ramy ekonomiczne, jednakże proponowane rozwiązania w znacznej części wydają się być trudne do wdrożenia, a wręcz utopijne (zwłaszcza że autor dużą wiarę pokłada na tym polu w działaniach państwa). Można się zgodzić, że mieszkańcy Kostaryki w wielu kwestiach osiągają lepsze wyniki niż Amerykanie (i to znacznie niższym kosztem), ale bądź tu człowieku mądry i przekonaj en masse przedstawicieli bogatej Północy czy sławetnego 1% do zmiany aktualnego modelu życia, próbując zmodyfikować obowiązujący obecnie paradygmat, wedle którego to biedniejsi gonią bogatych (i nie chodzi tutaj wyłącznie o wyścig między krajami, ale też pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi czy jednostkami). Może moja wyobraźnia nie sięga zbyt daleko, ale trudno obecnie mi sobie wyobrazić, żeby w najbliższym czasie degrowth zastosowano masowo w praktyce.

Nieco utopijna, aczkolwiek intrygująca pozycja.
Niewątpliwie w ostatnich latach popularny stał się koncept zakładający odejście od tradycyjnego modelu wzrostu gospodarczego na rzecz tzw. zielonego wzrostu (np. Europejski Zielony Ład), jednak w ocenie Hickela to nie wystarczy, żeby ocalić planetę (aczkolwiek słusznie zauważa on, że chodzi raczej o zachowanie rodzaju...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytałem tę pozycję kilka dni temu, a obecnie mam problem, żeby sobie przypomnieć, czym ona wyróżniała się in plus na tle publikacji z zakresu "Covid-19 + ekonomia". Dodatkowo moje rozczarowanie pogłębione jest tym, że całkiem ceniłem sobie analizy autora. W "Pandenomii..." autor mierzy z wpływem pandemii na aktualny model gospodarczy (w jego ocenie - neoliberalizm), przy czym przez całą książkę ma się wrażenie, że ta analiza jest niepełna, nawet nieco wybrakowana. Brakuje tutaj bardziej krytycznego spojrzenia na polską politykę fiskalną oraz monetarną od 2020 r., na co być może wpływ miało to, że autor szefuje Polskiemu Instytowi Ekonomicznemu, nadzorowanemu przez premiera i będącemu think tankiem obozu rządzącego. W takiej sytuacji zatem należałoby odczytywać tę książkę w większym stopniu jako agendę ekonomiczną Zjednoczonej Prawicy niż rzetelną analizę tytułowego zagadnienia - co wcale nie musi stanowić w każdym przypadku dyskwalifikującą wadę; wręcz przeciwnie - można lepiej poznać i zrozumieć intencję rządzących. Mając na względzie tę uwagę, nie powinno również dziwić, że autor tak łagodnie obszedł się z np. MMT (tj. "Nowoczesną Teorią Monetarną"), stanowiącą de facto luzowanie ilościowe do kwadratu czy sześcianu (a co gorsze - oddającą część kompetencji w tym zakresie politykom).

Przeczytałem tę pozycję kilka dni temu, a obecnie mam problem, żeby sobie przypomnieć, czym ona wyróżniała się in plus na tle publikacji z zakresu "Covid-19 + ekonomia". Dodatkowo moje rozczarowanie pogłębione jest tym, że całkiem ceniłem sobie analizy autora. W "Pandenomii..." autor mierzy z wpływem pandemii na aktualny model gospodarczy (w jego ocenie - neoliberalizm),...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety, mimo że Stiglitz jest laureatem ekonomicznego Nobla, to wydaje się, że od dłuższego czasu jest raczej ideologiem niż naukowcem. Oczywiście również człowiek nauki może mieć swoje preferencje i poglądy, jednak problem pojawia się wtedy, gdy przesłaniają one trzeźwy osąd. A tak jest w przypadku Stiglitza, który choć w "Ludzie chcą zysku..." niejednokrotnie celnie punktuje wady amerykańskiego modelu gospodarczego (tak, to głównie na nim skupia się autor), tak bardzo często błędnie lub niepełnie przedstawia przyczyny takiego stanu rzeczy. Nie mówiąc już o niemalże obsesyjnej niechęci do prezydenta Trumpa (fakt, jego prezydentura nie była szczególnie udana, ale krytyka Stiglitza jest wręcz karykaturalna, powielająca prymitywne kalki).

Podsumowując: lepiej sobie darować, to nie jest zbyt rzetelna praca naukowa czy popularnonaukowa.

Niestety, mimo że Stiglitz jest laureatem ekonomicznego Nobla, to wydaje się, że od dłuższego czasu jest raczej ideologiem niż naukowcem. Oczywiście również człowiek nauki może mieć swoje preferencje i poglądy, jednak problem pojawia się wtedy, gdy przesłaniają one trzeźwy osąd. A tak jest w przypadku Stiglitza, który choć w "Ludzie chcą zysku..." niejednokrotnie celnie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Świat Narodów Zagubionych Bogdan Góralczyk, Natalia Kołodyńska-Magdzierz
Ocena 7,4
Świat Narodów ... Bogdan Góralczyk, N...

Na półkach: ,

Profesor Góralczyk to klasa sama w sobie. Można się nie zgadzać z nim w wielu kwestiach, ale nie można mu odmówić szerokiej wiedzy, intelektualnej uczciwości oraz nietuzinkowego spojrzenia. To jest jedna z tych książek, wobec których największy zarzut sprowadza się do tego, że za szybko się kończy. Z czystym sumieniem polecam.

Profesor Góralczyk to klasa sama w sobie. Można się nie zgadzać z nim w wielu kwestiach, ale nie można mu odmówić szerokiej wiedzy, intelektualnej uczciwości oraz nietuzinkowego spojrzenia. To jest jedna z tych książek, wobec których największy zarzut sprowadza się do tego, że za szybko się kończy. Z czystym sumieniem polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mając w pamięci "Więźniów geografii" Tima Marshalla, niezwłocznie po premierze nabyłem "Potęgę geografii". I muszę przyznać, że jestem rozczarowany. Czytając tą ostatnią, miałem wrażenie oglądania niezbyt udanego sequela, stworzonego na szybko i odstającego jakościowo od pierwszej części. Nie chcę powiedzieć przez to, że najnowsza książka Tima Marshalla to zła pozycja. Raczej moja ocena spowodowana jest zderzeniem oczekiwań z rzeczywistością. A ta jest taka, że nie uświadczymy w "Potędze geografii" zbyt wielu przenikliwych analiz geopolitycznych . Raczej stanowi ona pobieżną opowieść o kilku rejonach geograficznych, zawierającą nadto krótką predycję. Mylący jest również podtytuł (""czyli jak będzie wyglądał w przyszłości nasz świat"), który może sugerować wzięcie na tapet wzrastających potęg Wschodu - Chin, Indii czy Indonezji, a także chociażby rywalizacji tegoż Wschodu z Zachodem. Zamiast tego dostajemy analizę Australii, Iranu, Arabii Saudyjskiej, UK, Grecji, Turcji, Sahelu, Etiopii, Hiszpanii oraz Kosmosu, co powoduje, że "Potęga..." jest raczej suplementem do "Więźniów..." niż pełnowartościową, oddzielną pozycją.

W podsumowaniu ponownie napiszę, że "Potęga geografii" nie jest złą książka. W gruncie rzeczy - mimo ww. wad - jest to niezły wstęp dla początkujących do wybranych problemów współczesnej geopolityki. Osoby, które są nieco bardziej zapoznane z tematyką, mogą sobie jednak z czystym sumieniem darować pracę Marshalla.

Mając w pamięci "Więźniów geografii" Tima Marshalla, niezwłocznie po premierze nabyłem "Potęgę geografii". I muszę przyznać, że jestem rozczarowany. Czytając tą ostatnią, miałem wrażenie oglądania niezbyt udanego sequela, stworzonego na szybko i odstającego jakościowo od pierwszej części. Nie chcę powiedzieć przez to, że najnowsza książka Tima Marshalla to zła pozycja....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezła książka o zdrowiu. Właśnie, o "zdrowiu", a nie tylko o zdrowiu umysłu. Proponowane bowiem przez Amena metody nie ograniczają się do naprawy tego, co mamy pod czaszką, ale w rzeczywistości organizmu jako całości. Pozycję tę można polecić przede wszystkim początkującym w temacie zdrowia. Ci nieco bardziej zaawansowani nie znajdą tutaj zbyt wielu przełomowych informacji.

"Zdrowy umysł" zasadniczo jest solidną pozycją, jednak warto wskazać czego mi zabrakło, żeby mogła ona pretendować do miana znakomitej. Po pierwsze, zbyt mało odniesień do najnowszych badań naukowych w zakresie metod polecanych przez autora. Nie chcę przez to napisać, że podaje on niesprawdzone informacje. Wręcz odwrotnie - jest od groma badań (i chyba nawet coraz więcej), które wskazują na zbawienny wpływ naturalnych metod na np. część chorób cywilizacyjnych (chociaż z drugiej strony w takiej sytuacji książka ta mogłaby się przemienić w niestrawialną akademicką cegłę).
Po drugie, zabrakło mi szerszego opisu poszczególnych środków; w szczególności mam na myśli aminokwasy i ich profilaktyczny oraz - w mniejszym lub większym stopniu - leczniczy wpływ na neuroprzekaźniki czy neurosteroidy. Po trzecie, jako że Amen jest prężnym biznesmenem, czasami jego praca przypominała folder reklamowy (ale też nie dostajemy tutaj ordynarnej próby sprzedaży własnej linii suplementów).

Podsumowując: "Zdrowy umysł" jest wartościową pracą, tym bardziej że jest napisana przez przedstawiciela świata medycznego, który celnie punktuje psychiatrię, która zamiast zbadania źródła problemu, proponuje szereg rozwiązań nie do końca wolnych od skutków ubocznych i w niektórych przypadkach działających nie lepiej niż placebo.

Niezła książka o zdrowiu. Właśnie, o "zdrowiu", a nie tylko o zdrowiu umysłu. Proponowane bowiem przez Amena metody nie ograniczają się do naprawy tego, co mamy pod czaszką, ale w rzeczywistości organizmu jako całości. Pozycję tę można polecić przede wszystkim początkującym w temacie zdrowia. Ci nieco bardziej zaawansowani nie znajdą tutaj zbyt wielu przełomowych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyznam, że dosyć rzadko sięgam po książki sportowe, bo zbyt często są one albo nadmiernie ugrzecznione, albo wręcz przeciwnie - przepełnione skandalizującymi opowieściami w klimacie serwisów plotkarskich. Zdecydowanie zbyt mało dostępnych jest książek próbujących sięgnąć głębiej - do mechanizmów danej dyscypliny/zespołu/zawodnika. "Dyskretne przywództwo" co prawda raczej bym nie postawił w tym samym rzędzie, co "Futbonomię", "Piłkomatykę", "Odwróconą piramidę" czy "Moneyball", ale nie jest to też zła praca. Pozwala nam zajrzeć za kulisy pracy jednego z najbardziej utytułowanych trenerów, jednak jednocześnie ma się wrażenie, że ta historia nie jest do końca rzetelnie opowiedziana, pomijająca np. dogłębną analizę własnego warsztatu. Wydaje się, że spowodowane jest to tym, że Ancelotti dalej jest czynnym trenerem, stąd też zbyt szczery rachunek sumienia mógłby zamknąć mu niektóre drzwi. Być może lepszym pomysłem byłoby zaczekanie kilku, może nawet kilkunastu lat na wydanie tej książki, bo czytając ją, odnosiłem czasami wrażenie, że stanowi ona formę listu motywacyjnego.

Co do samego Carletto i jego metod pracy, to osoby zaznajomione ze światem piłki nie będą zaskoczone jego ludzkim podejściem oraz dobrymi relacjami z zawodnikami (pewien wyjątek stanowi tutaj Bayern, który Ancelotti prowadził tuż po napisaniu tej książki). Oczywiście nie jest też tak, że Ancelotti jest wyłącznie "Atmosfericiem" trenerskim wielkiej piłki, bo samym "robieniem luźnej atmosfery" nie utrzymałby się na topie przez około dwadzieścia lat. Nasuwa się tylko pytanie o skuteczność takiego sposobu zarządzania w kontekście rozgrywek ligowych, bowiem drużyny Ancelottiego miały niemalże zawsze problem z utrzymaniem koncentracji i skupienia na przestrzeni całego sezonu, o czym świadczy mało chwalebny fakt, że pomimo tylu lat pracy w Juventusie, Milanie, Chelsea, Realu, PSG czy Bayernie Carletto ma koncie tylko 4 tytuły ligowe. Być może zatem jego styl lepiej sprawdza się w rozgrywkach pucharowych, gdzie decyduje często dyspozycja dnia oraz umiejętność radzenia sobie z presją, w czym Carlo jest mistrzem. No i oczywiście ważna jest taktyka, ale Ancelotti jest Włochem, więc wyssał ją z mlekiem matki.

W każdym razie całkiem ciekawa pozycja jak na rynek książek sportowych, a i może się przydać dla rozszerzenia horyzontów z zakresu zarządzania biznesowego.

Przyznam, że dosyć rzadko sięgam po książki sportowe, bo zbyt często są one albo nadmiernie ugrzecznione, albo wręcz przeciwnie - przepełnione skandalizującymi opowieściami w klimacie serwisów plotkarskich. Zdecydowanie zbyt mało dostępnych jest książek próbujących sięgnąć głębiej - do mechanizmów danej dyscypliny/zespołu/zawodnika. "Dyskretne przywództwo" co prawda...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Naprawdę niezła, przekrojowa praca o ekonomii behawioralnej, z zastrzeżeniem że raczej nie jest ona adresowana do laików - co zresztą nie dziwi, bo została ona stworzona na bazie pracy doktorskiej autora.

Opiniowana "Makroekonomia behawioralna" stanowi przegląd prac Simona, Kahnemana, Shillera, Thalera, Akerlofa, Loewensteina oraz innych wiodących przedstawicieli tego nurtu ekonomii, przy czym z uwagi na zakres zagadnienia raczej jest zarysem problemu niż wyczerpującą monografią.

W każdym razie naprawdę warto, aczkolwiek dla kogoś zaznajomionego z tematyką książki może nie wydać mu się ona przesadnie odkrywcza.

Naprawdę niezła, przekrojowa praca o ekonomii behawioralnej, z zastrzeżeniem że raczej nie jest ona adresowana do laików - co zresztą nie dziwi, bo została ona stworzona na bazie pracy doktorskiej autora.

Opiniowana "Makroekonomia behawioralna" stanowi przegląd prac Simona, Kahnemana, Shillera, Thalera, Akerlofa, Loewensteina oraz innych wiodących przedstawicieli tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No i zawiodłem się. Po raz kolejny odczuwam zawód, gdy czytam coś od kogoś z "austriackiej stajni". Żeby było jasne - uważam, że Austriacka Szkoła Ekonomii ma bardzo wiele do powiedzenia o współczesnej ekonomii, polityce czy społeczeństwie (i niestety jest zbyt słabo słyszalna), ale wydaje mi się, że takie pozycje jak "Koniec pieniądza papierowego" zasadniczo jedynie umocnią poglądy lub wiarę już przekonanych, a całej reszty mogą specjalnie nie zachęcić (a wręcz przeciwnie - może utrwalić się w nich przekonanie, że zwolennicy ASE to jedynie radykalne "gimby czy kuce od Korwina").

Co do samej książki: jest to raczej zbiór bon motów czy krótkich myśli Baadera, nasyconych zero-jedynkową wizją świata, wyrażaną przez ciągłe posługiwanie się określeniami typu: "zawsze" czy "nigdy" (jakoś w połowie lektury zacząłem się zastanawiać, czy za wyginięcie dinozaurów również odpowiedzialny jest system rezerwy cząstkowej). Oczywiście szereg uwag Baadera jest jak najbardziej słusznych, spójnych i logicznych, ale jednak razi przyjęta forma. Tak więc jeżeli ktoś ma zamiar rozszerzyć wiedzę dotyczącą licznych patologii współczesnego systemu ekonomicznego (czy też - zawężając - monetarnego), to lepiej sięgnąć np. po jedną z prac Jamesa Rickardsa, "Etykę produkcji pieniądza" Hulsmanna czy rodzimych autorów spod znaku ASE, takich jak Witold Kwaśnicki czy Arkadiusz Sieroń (publikujących m.in. na Obserwatorze Finansowym, czyli - uwaga, uwaga - portalu prowadzonym przez NBP).

No i zawiodłem się. Po raz kolejny odczuwam zawód, gdy czytam coś od kogoś z "austriackiej stajni". Żeby było jasne - uważam, że Austriacka Szkoła Ekonomii ma bardzo wiele do powiedzenia o współczesnej ekonomii, polityce czy społeczeństwie (i niestety jest zbyt słabo słyszalna), ale wydaje mi się, że takie pozycje jak "Koniec pieniądza papierowego" zasadniczo jedynie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy, komu znana jest działalność naukowa czy medialna prof. Oręziak, ten wie, że nie ma w jej języku wielu większych inwektyw niż "neoliberalizm". Odkładając nieco żarty na bok, trzeba przyznać, że w "Prywatyzacji emerytur" dostajemy rzeczową i merytoryczną (aczkolwiek nie zawsze trafną) analizę krytyczną modelu prywatnych emerytur.

W pierwszej kolejności prof. Oręziak zwraca uwagę na postępującą prywatyzację kolejnych segmentów sektora publicznego, inspirowaną konsensusem waszyngtońskim, reagonomiką czy thatcheryzmem. Według autorki tendencja ta nie ominęła również sektora emerytalnego, co wyraża się nie tylko w przeorientowaniu modelu w ramach państwowej emerytury (z modelu zdefiniowanego świadczenia na model zdefiniowanej składki), ale również w odejściu od państwowego systemu emerytalnego na rzecz jego prywatnego odpowiednika. Co ciekawe, pomocną dłoń zjawisku prywatyzacji emerytur ma podawać ekonomia behawioralna, która zasadniczo miała raczej osłabiać omnipotencję państwa poprzez nadkruszenie modelu człowieka racjonalnego ("homo oeconomicusa"), a w sferze makro - państwa jako racjonalnego uczestnika oraz moderatora życia gospodarczego. Zamiast tego urzędnicy wykorzystali tzw. szturchnięcia (ang. "nudge", podążając za terminologią przedstawiciela ekonomii behawioralnej, Richardem Thalerem) do zwiększenia popularności prywatnych modeli emerytalnych. Przykładem ww. szturchnięć na gruncie polskim jest np. automatyczne przypisanie pracownika do PPK czy sformułowanie deklaracji z PPK w taki sposób, który de facto ma na celu odstąpienie przez pracownika od zamiaru rezygnacji.

Jednym z głównych zarzutów, jakie podnosi prof. Oręziak wobec prywatyzacji emerytur, jest pozbawienie bezpieczeństwa pracowników. Zgodnie z jej twierdzeniem państwo jest lepszym gwarantem wypłaty świadczeń emerytalnych niż prywatny podmiot, zwłaszcza w przypadku gdy moment rozpoczęcia pobierania świadczeń emerytalnych nastąpi za kilkadziesiąt lat, w którym to czasie może nastąpić szereg zdarzeń, włącznie z utratą całości lub części środków w wyniku np. bankructwa funduszu emerytalnego.

Kolejny ważny zarzut dotyczy tego, że przekierowanie strumienia składek emerytalnych pozbawia publiczne fundusze emerytalne środków niezbędnych do wypłaty obecnych emerytur. Co prawda dziura ta stopniowo powinna się zmniejszać wraz z postępującym zwiększaniem się beneficjentów niepaństwowych funduszy, ale w międzyczasie powstanie wyrwa, która trzeba będzie zasypać poprzez zwiększoną dotację z budżetu państwa do państwowego ubezpieczyciala, a ta zwiększona dotacja może być finansowa np. poprzez zwiększenie podatków lub zmniejszenie wydatków. Tak więc oszczędność na obsłudze emerytur przez państwowego ubezpieczyciela może okazać się tylko pozorna. Z drugiej strony taka okoliczność być może powinna zmobilizować rządzących do zrównoważenia finansów publicznych.

Autorka podnosi również, że środki gromadzone w prywatnych funduszach emerytalnych służyć będą głównie wzmocnieniu pozycji rynku finansowego, a więc najbogatszych, bowiem to oni zasadniczo nabywają w największym stopniu akcje, obligacje i inne walory finansowe. Tak więc stały dopływ np. na GPW całkiem pokaźnych środków powinien zwiększyć wartość tych aktywów, skutkując zwiększeniem rozwarstwienia społecznego.

W ostatniej części książki prof. Oręziak skupia się na Polsce, a zwłaszcza na agrożeniach związanych z PPK oraz OFE. Wydaje się, że na tym polu ostrzeżenia autorki nie są aż tak potrzebne, gdyż o ile Polacy niespecjalnie ufają ZUS-owi, tak dalecy są również od hurraoptymizmu względem np. PPK. Wysokość świadczeń zusowskich z całą pewność nie powala (a zapewne będą jeszcze niższe ze względu na demografię), ale z drugiej strony sławetne hasło "wakacji pod palmami" z OFE brzydko się zestarzało, pozostając niczym innym jak sloganem marketingowym. No, ale nie ma co się dziwić, jeżeli przez pewien okres opłata za zarządzenie wynosiła 10% (sic!) wartości aktywów - tak, aktywów, a nie od wypracowanego zysku. Podobnie osoby sceptyczne wobec ZUS-u mają świeżo w pamięci stopniowy demontaż OFE i obawę przed ponowieniem tego manewru wobec PPK w razie jakiejś kolejnej "zwiększonej presji fiskalnej budżetu". O tym, że takie coś nie jest trudne do wyobrażenia, świadczy chociażby pobieżna lektura ustawy regulującej PPK, gdzie wśród 144 artykułów (106 stron tekstu jednolitego) tylko jeden (art. 3 ust. 2) wskazuje, że zgromadzone środki stanowią prywatną własność uczestnika PPK. Nie muszę chyba nadmieniać, jak łatwo jest zmienić ten przepis.

Na zakończenie wskażę, czego mi zabrakło w tej pracy. W mojej ocenie autorka nadmiernie skupiła się na analizie krytycznej prywatyzacji emerytur, w dużej mierze zaniechując zmierzenia się z wyzwaniami stojącymi przed państwowym modelem emerytur. A głównym problemem jest demografia, bowiem społeczeństwo polskie gwałtownie starzeje się, a poziom imigracji nie jest wystarczający do zbilansowania FUS-u. Innymi słowy, coraz mniej pracujących wypracowuje świarczenia emerytalne osobom w wieku poprodukcyjnym. Tak więc stopa zastąpienia (relacja pensji sprzed przejścia na emeryturę do świadczeń emerytalnych) obniża się i będzie obniżać się niezależnie od tego, czy emerytury będą państwowe, czy też prywatne. Samo odrzucenie modelu prywatnego niestety nie wydaje się być cudownym lekiem na ww. bolączki. Szkoda tylko, że prof. Oręziak nie omówiła dogłębniej tego zagadnienia, dokonując analizy porównawczej oraz przedstawiając możliwości zamortyzowania bolesnego zderzenia z problemem demograficznym.

Każdy, komu znana jest działalność naukowa czy medialna prof. Oręziak, ten wie, że nie ma w jej języku wielu większych inwektyw niż "neoliberalizm". Odkładając nieco żarty na bok, trzeba przyznać, że w "Prywatyzacji emerytur" dostajemy rzeczową i merytoryczną (aczkolwiek nie zawsze trafną) analizę krytyczną modelu prywatnych emerytur.

W pierwszej kolejności prof. Oręziak...

więcej Pokaż mimo to