-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2020-10-24
2019-05-08
2019-05-03
2019-05-03
Pewnej zimy nad morzem wszystko zdarzyć się może. Taka oto rymowanka kołatała mi się w głowie przez ostatnie dni po przeczytaniu najnowszej książki Iwony Banach.
Bo i rzeczywiście, fabuła pełna jest dziwnych, a nawet niewiarygodnych zdarzeń, które, jak to u Iwony Banach, mają swoje źródła nie tyle w siłach nadprzyrodzonych, ale w umiejętności korzystania ze zdobyczy nauki.
Bo przecież zazwyczaj nasz strach, zdumienie, niepewność, budzą zjawiska, których nie potrafimy sobie wytłumaczyć. Zyskują one miano nadprzyrodzonych, chociaż wcale takimi nie są.
Wiedza, wiedza to podstawa.
Niestety, Dziubowej nie przetłumaczy! Ona z tych co wolą wierzyć obcym, najlepiej z innej cywilizacji, albo umiejącym robić wodę z mózgu sprzedawcom wszystkiego niepotrzebnego.
Ale do rzeczy.
Miasteczko nad morzem, naszym swojskim Bałtykiem. W sezonie zapchane do granic możliwości przez spragnionych morskich wrażeń turystów. Pustoszejące po sezonie. Kiedyś zamieszkane przez samych swoich, z czasem przyjmujące napływowych, zachwyconych urokliwym spokojem i jajami od wolnobiegających kur. Trudno żyć razem, ale jakoś trzeba.
Urazy, uprzedzenia, narosłe animozje.
Nie ma łatwo.
Grudzień, świąteczną atmosferę zakłóca przyjazd do pensjonatu "Magiczna Latarnia"grupy kobiet interesujących się okultyzmem. Jedna z nich właśnie wydała książkę o fascynującym tytule "Demoniczny kochanek" i zamierza ją z przytupem promować. Ma jej w tym pomóc grono znajomych z grupy na Facebooku. Znajomych, które znają się w wirtualnej rzeczywistości, a w życiu to już niekoniecznie.
W takich okolicznościach bez nieboszczyka, a może nieboszczki się nie obejdzie.
A jak jest trup to i jest śledztwo, nie ma zmiłuj.
No i jeszcze umarnik w kamienicy u Genowefy Dziubowej.
Bo wszystko zaczęło się od legendy o umarniku.
A potem sprawy nabrały rozpędu i niektórzy tak się zaangażowali, że zaczęli świeczki palić na schodach u Dziubowej. Czerwone świeczki w towarzystwie wędzonej szynki i dwóch brytfanek pasztetu...
Majka z Markiem mają się ku sobie, ale co na to mama Majki.
Koty podbijają serca, jak to koty, a lokatorki od Dziubowej robią eksperymenty z trunkami wyskokowymi.
Tyle o fabule, świat się kręci, jedni żyją, inni trochę mniej i nie ma sekundy na nudę.
Zwłaszcza że autorka kreśląc bardzo wyraziste postaci, nawet nieco przerysowane, nie oszczędza nikogo. I jak już się uśmiejemy do łez, to przyjdzie czas na refleksję. Niekoniecznie wesołą.
Iwona Banach ma talent do tworzenia charakterystycznych, bardzo wyrazistych, zapadających w pamięć postaci. Humor sytuacyjny i humor słowny(zwariowane dialogi) to jej znak firmowy i gwarantuję, że czytelnicy sięgający po "Pewnej zimy nad morzem" nie będą mogli oderwać się od pełnej zwrotów akcji, a chusteczki higieniczne - koniecznie pod ręką, będą mokre od śmiechowych łez.
A i jeszcze, ciutkę żałuję, że tytuł roboczy "Umarnik" został zastąpiony przez "Pewnej zimy nad morzem", ale z kolei "Umarnik" nie współgrałby z okładką zaprojektowaną przez Piotra Skrzypczaka. A okładka wpada w oko.
Tak to jest, że nie da się mieć w życiu wszystkiego, zwłaszcza, że umarnik to...
Oczywiście nie zdradzę.
Opinia ukazała się na blogu https://www.inkella.blogspot.com
Pewnej zimy nad morzem wszystko zdarzyć się może. Taka oto rymowanka kołatała mi się w głowie przez ostatnie dni po przeczytaniu najnowszej książki Iwony Banach.
Bo i rzeczywiście, fabuła pełna jest dziwnych, a nawet niewiarygodnych zdarzeń, które, jak to u Iwony Banach, mają swoje źródła nie tyle w siłach nadprzyrodzonych, ale w umiejętności korzystania ze zdobyczy...
"Śledztwo od kuchni czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie" Karolina Morawiecka
Gdyby Karolina Morawiecka wdowa po aptekarzu była moją sąsiadką, to w ramach ochrony zewnętrznej najpierw zainwestowałabym w wojskową siatkę maskującą i upięłabym ją wzdłuż płotu, potem obsadziłabym ogród wokół krzewami szybko rosnącymi, a wychodząc z domu ćwiczyłabym czołganie, tak żeby upiornej sąsiadce nie wpaść w oko. Bo kogo jak kogo, ale nadmiernie wścibskich ludzi nie znoszę.
Czy aby na pewno?
Gdy zaczęłam czytać "Śledztwo od kuchni..." moja reakcja wyglądała dokładnie tak jak opisana powyżej. Koszmarna kobieta, zawsze wiedząca lepiej, ten Stanisław, mąż nieboszczyk, to naprawdę zasługuje na współczucie. Jak on z nią wytrzymał?!
I jaka zadowolona, że mu tak życie uprzykrzała, zołza jedna!
Ale zalety swoje ma. To może te zalety wynagradzały nieboszczykowi paskudny charakter małżonki?
Tego niestety nie dowiem się, Stanisław zszedł śmiercią naturalną i pozostawił po sobie domek w Wielmoży, w którym spędzili ostatnie lata, oszczędności pozostałe po sprzedaży apteki w Skale i dożycę de Bordeaux o wdzięcznym imieniu Trufla.
W sumie wdowa po aptekarzu mogła teraz prowadzić spokojne życie.
Mogła, ale wydarzyło się morderstwo, Karolina Morawiecka, wdowa, rzecz jasna, nie wytrzymała i musiała się wtrącić.
W końcu kto jak kto, ale ona była wprawiona w prowadzeniu śledztwa (biedny Stanisław mąż).
Gnana ciekawością wsiadła w białe tico i pojechała na oględziny miejsca zbrodni. Nieboszczką okazała się Ania Bednorz, kelnerka z pobliskiej restauracji, dziewczyna ładna, podobno lubiana, a nawet narzeczona chłopaka stanowiącego tak zwaną dobrą partię. A mimo to wycieczka szkolna znalazła ją martwą wśród szałwii.
Kto chciałby zabić taką miłą dziewczynę?
Na to i na inne pytania zamierza odpowiedzieć wdowa po aptekarzu, bo jak tu nie pomóc policji i podkomisarzowi Cegle, biedak na pewno nie poradzi sobie z tym zadaniem.
A że zawsze w powieści, a czasem też w życiu trafia swój na swego, to ramię w ramię z wdową stanie siostra Tomasza. Zakonnica wypełniająca sumiennie swoje obowiązki, lubiąca dobrze zjeść, a przy pani Karolinie jeszcze nikt z głodu nie umarł, dociekliwa i spostrzegawcza.
Karolina Morawiecka wdowa po aptekarzu i siostra Tomasza stanowią tandem niemal doskonały i już jestem ciekawa jakim literackim tropem pójdą w drugim tomie serii. Mam nadzieję na serię, nie tworzy się takich postaci (w tym drugoplanowe też niczego sobie), by skończyć na jednym tomie.
Wśród bardzo wielu tytułów, nowości, komedii kryminalnych i mniej komedii i jeszcze mniej kryminalnych, "Śledztwo od kuchni czyli klasyczna powieść o wdowie, zakonnicy i psie" (z kulinarnym podtekstem) jest miłym zaskoczeniem i jako czytelnik, wielbicielka powieści kryminalnych (a przeczytałam ich już dużo, a nawet jeszcze więcej) czuję się usatysfakcjonowana i dopieszczona literacko, a nawiązanie do jednej z moich ulubionych powieści to oczywista przyjemność.
Reasumując, świetna lektura na jeszcze zimowe dni, jak wiosna przyjdzie, to też, tylko wtedy mniej czasu, ogródki czekają. Humor sytuacyjny i słowny w tej powieści nie gości tylko w zapowiedziach na okładce, a nawiązania do klasyki literatury to dodatkowa przyjemność. Nawet wdowa po aptekarzu skieruje swoje kroki ku bibliotece i tym samym sprawi przyjemność dwóm osobom. Jednej będzie przykro, ale takie są konsekwencje popełnienia zbrodni.
Z przyjemności polecam.
"Śledztwo od kuchni czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie" Karolina Morawiecka
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toGdyby Karolina Morawiecka wdowa po aptekarzu była moją sąsiadką, to w ramach ochrony zewnętrznej najpierw zainwestowałabym w wojskową siatkę maskującą i upięłabym ją wzdłuż płotu, potem obsadziłabym ogród wokół krzewami szybko rosnącymi, a wychodząc z domu ćwiczyłabym...