Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Znacznie ciekawsa lektura niż Dziennik Norymberski

Znacznie ciekawsa lektura niż Dziennik Norymberski

Pokaż mimo to


Na półkach:

Polecam przeczytać bez wcześniejszego sprawdzania opisu książki.

Polecam przeczytać bez wcześniejszego sprawdzania opisu książki.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetna książka, pełna zaskakujących informacji zarówno na temat samego GRU, jak i opisująca socjalistyczną ideologię, na której organizacja opiera swoje działanie. Często zaskakuje, momentami przeraża przedstawiając przytłaczający obraz molocha na glinianych nogach. Książkę czyta się jak świetną, szpiegowską powieść, z tą różnicą, że opisane w niej wydarzenia oraz metodologie działania zostały oparte na faktach. Zdecydowanie polecam.

Świetna książka, pełna zaskakujących informacji zarówno na temat samego GRU, jak i opisująca socjalistyczną ideologię, na której organizacja opiera swoje działanie. Często zaskakuje, momentami przeraża przedstawiając przytłaczający obraz molocha na glinianych nogach. Książkę czyta się jak świetną, szpiegowską powieść, z tą różnicą, że opisane w niej wydarzenia oraz...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Masa o kobietach polskiej mafii Artur Górski, Jarosław Sokołowski
Ocena 5,8
Masa o kobieta... Artur Górski, Jaros...

Na półkach:

Na temat osoby Masy słyszałem różne opinie, między innymi takie, które mówią, że lubi bajdurzyć, jest bajkopisarzem, a jedne zeznania zaprzeczają drugim. W związku z tym do książki podszedłem z lekkim dystansem. Niepotrzebnie. Opowiedziane historie, nawet zakładając, że Masa lubi "popłynąć", nie sprawiają wrażenie wyssanych z palca. Czytając rozmowy autora z byłym gangsterem nie czujesz, że któraś z historii jest nierealna, bo wiesz , że każda mogła się wydarzyć naprawdę. Jednocześnie każdą z nich czyta się z zapartym tchem, trudno jest się oderwać od lektury. Ja książkę przeczytałem w 2 wieczory, chociaż bez problemu można to zrobić w jeden. Pozostaje lekki niedosyt bo tego typu opowieści oczarowują swojego rodzaju magią i zawsze jest ich mało. Masa zabiera nas w podróż przez barwny przekrój na pozór zupełnie różnych od siebie kobiet, zaczynając od przelotnych kochanek, poprzez wierne żony, kobiety spragnione sukcesu, a na patologicznych typach kończąc. Są to historie rodem z tych, które najlepiej słuchałoby się przy wódce zagryzanej ogórkiem, ale nawet przelane na papier, dalej potrafią wciągnąć i zainteresować. Polecam każdemu, nie tylko fanom klimatów "gangsterskich", ale również osobom zainteresowanym historią współczesną Polski.

Na temat osoby Masy słyszałem różne opinie, między innymi takie, które mówią, że lubi bajdurzyć, jest bajkopisarzem, a jedne zeznania zaprzeczają drugim. W związku z tym do książki podszedłem z lekkim dystansem. Niepotrzebnie. Opowiedziane historie, nawet zakładając, że Masa lubi "popłynąć", nie sprawiają wrażenie wyssanych z palca. Czytając rozmowy autora z byłym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

wciągająca opowieść nie tylko o postapokaliptycznym świecie, ale również o przeznaczeniu człowieka i poszukiwaniu przez niego miejsca na ziemie. Nie spodziewałem się aż tak solidnej lektury. Gorąco polecam, osobiście zaczynam kolejną część!

wciągająca opowieść nie tylko o postapokaliptycznym świecie, ale również o przeznaczeniu człowieka i poszukiwaniu przez niego miejsca na ziemie. Nie spodziewałem się aż tak solidnej lektury. Gorąco polecam, osobiście zaczynam kolejną część!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie spodziewałem się dużo po historii Greya, bardziej zainteresował mnie szum towarzyszący książce w ogólno pojętych mediach. Nie oczekiwałem wybitnej, ani tym bardziej dobrej historii, natomiast miałem nadzieję, że jest w niej cokolwiek, co odróżnia "Pięćdziesiąt twarzy Greyą" od setek tysięcy innych, oklepanych i do bólu banalnych tytułów, zalegającyc na półce "romanse". Wspomnianym elementem miały być, szeroko i hucznie reklamowane sceny seksu, nie zwykłego, a wykręconego, szalonego i pełnego dewiacji. "Hipnotyczna, uzależniająca, iskrząca seksem i erotyką powieść, której nie sposób odłożyć.". Cytat skopiowany z naszej strony daje pewne nadzieje i winduje oczekiwania. Niestety, wprowadza przyszłego czytelnika w duży błąd. Historia jest nudna, sposób i poziom narracji przypomina jedzenie makaronu. ALe nie takiego makaronu, jaki wszyscy lubimy - doprawionego, oblanego pysznym sosem, dobrze ugotowanego, którego zawsze chętnie weźmiemy dokładkę, a na koniec i tak pozostawi po sobie niedosyt, pomimo, że wpakowaliśmy w siebie porcję, którą dietetycy nazwaliby w najlżejszy sposób niezdrową. Splot fabularny w PTG to makaron mdły i rozgotowany. Dodatkowo wyrobiony z wątpliwej jakości ciasta. To makaron taki, który od pierwszego kęsa kusi nie smakiem, a raczej tym, że może chociaż sos, przyprawy dostarczą jakiejkolwiek przyjemności kubkom smakowym. No i zawsze jest nadzieja, że gdzieś tam w górze pozwijanych nudli, znajdzie się odrobinka mięska, która spowoduje, że uznasz zjedzoną potrawę za wartą miejsca w Twoim żołądku. A przynajmniej nie będziesz żałował. Tak jak jest z fast foodem. Przykro mi - tak nie jest. Z początku siadasz do posiłku ze wspomnianą nadzieją, po pierwszych rozdziałach zostają Ci jej resztki, aż w końcu kończysz tylko dlatego bo skoro zjadłeś prawie całą miskę to nie sprawia Ci różnicy, czy przełkniesz jeszcze łyżkę albo dwie. A potem boli Cię brzuch i zastanawiasz się czemu, z własnej woli zdecydowałeś się wyrządzić tak wielką krzywdę nie tylko kubkom smakowym, ale również szarym komórkom. No i nie da rady tego zwrócić, w żaden sposób.

Pikantne, iskrzące erotyką linijki można w książce znaleźć, ale zabierając się za tak odważną tematykę, autor powinien konsekwentnie realizować wytyczone wcześniej założenia. Bo mamy szalonego Greya, który potrafi spełnić każdą fantazję kobiety, nawet te, o których ta jeszcze nie zdążyła pomyśleć, pokój cielesnych uciech rodem z filmów XXX, do oglądania których bywalcy redtube'a w rozmowie ze znajomymi się nie przyznają, i ok, to ma jakiś potencjał literacki. To może być podstawą do stworzenia iskrzącej erotyzmem powieści. Tylko, że to nie wystarczy. Autorce zabrakło wyobraźni, a może odwagi, aby w sposób interesujący ten akt opisać. Wiemy, że Anastazja ma nieziemską chcicę (przystojny, bogaty, młody mężczyzna), że jej wewnętrzna bogini tańczy, wiemy, że szczytuje na samą myśl o męskości, bo inaczej penis Greya nazywany nie jest, tytułowego bohatera, wiemy, że wiąże jej ręce, a ona rozpada się na 1000 kawałków, po czym dochodzi krzycząc jego imię. I koniec. Ok, czasami jeszcze klęczy, ewent. płacze. Często też się dziwi bo co drugie zdanie to "O rety!" I to wszystko. Do tego sprowadzają się hipnotyzujące opisy, w kółko takie same. Dobra, czasami jeszcze krzyczy jego imię kilkukrotnie, a on co jakiś czas uśmiecha się sardonicznie (to słowo zupełnie nie pasuje do języka, którym napisana jest książka), ale czy to coś zmienia? Nie.

Słownictwo, konstrukcja zdań, dialogi przyprawiają o mdłości. Czytam, zdaję sobię sprawę, że bohaterce jest nieziemsko dobrze, no i tyle. I więcej nie trzeba, ale tylko w przypadku utworu, w którym wzmianki o współżyciu bohaterów NIE SĄ motorem napędowym. Wtedy dostajemy również intrygującą, wielopoziomową historię, postacie główne, jak i poboczne, o których można powiedzieć coś więcej niż są i się przewijają, które same w sobie stanowią pewną tajemnicę, a my - czytelnicy widzimy w nich wyzwanie, chcemy dowiedzieś się o nich czegoś więcej, poznać ich. Tu nie ma miejsca na domysły, wiemy, że przyjaciółka Anastazji jest i twardo traktuje facetów. Wiemy, że Anastazja kocha swojego ojczyma, a gdzieś tam pojawia się jeszcze jej matka, podobnie jak inne postacie tylko po to aby dać pretekst żeby pojawił się Grey. Wszyscy bohaterowie poza rozchwianą emocjonalnie Aną, jedną z wielu nastolatek, jakie można było zobaczyć u Drzyzgi, ewent. w innym telewizyjnym show o nastolatkach, i fantastycznym Grey'em, są zbędni. Istnieją tylko po to aby przewlec historię na kilkaset stron. Nie wiemy o nich praktycznie nic i w zasadzie nawet nie mamy ochoty ich poznawać. Nie jesteśmy w żaden sposób zachęcani do tego, aby zastanowić się co mają do powiedzenia, jakie historie skrywają. Jest jeszcze Grey - młody, inteligentny, przystojny miliarder, który interesuje się szarą myszką. Emocjonalnie wypaczony, którego życie seksualne jest wynikiem traumy, odniesionej w początkowym okresie życia. Więc dodatkowo jest słodki i musi być kochany. Co to za trauma? Nie wiem, domyślam się, że był bity. Nie pozwala się dotykać, domyślam się, że Ana to zmieni. Obraca 10tki kobiet i ani myśleć mu o stabilizacji, domyślam się, że Ana to zmieni. I to nie jest złe, zdaję sobię sprawę, że wielu czytelnikom taka historia, pełna schematów i banałów może się spodobać. Tylko nie mówcie mi, proszę, że to hipnotyzuje i uzależnia. Mógłbym pisać tak cały dzień, poddając w wątpliwość seksualną rewolucję, jaką książka rzekomo rozbudziła wśród czytelniczek, mógłbym irytować się na to jak zbudowana jest relacja Greya z Anastazją, mógłbym znaleźć nawet plusy (promowanie antykoncepcji), ale po co. Lepiej pogratulować autorce sukcesu, a znajomych przed ksiązką przestrzec.

Nie spodziewałem się dużo po historii Greya, bardziej zainteresował mnie szum towarzyszący książce w ogólno pojętych mediach. Nie oczekiwałem wybitnej, ani tym bardziej dobrej historii, natomiast miałem nadzieję, że jest w niej cokolwiek, co odróżnia "Pięćdziesiąt twarzy Greyą" od setek tysięcy innych, oklepanych i do bólu banalnych tytułów, zalegającyc na półce "romanse"....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

książka świetna, jako dopełnienie bogatej biografii Steve'a, napisanej przez sami wiecie kogo :) kilka dodatkowych ciekawostek z życia Jobsa, które uzupełniają jego dotychczasowy obraz. Polecam, właśnie jako lekturę uzupełniającą

książka świetna, jako dopełnienie bogatej biografii Steve'a, napisanej przez sami wiecie kogo :) kilka dodatkowych ciekawostek z życia Jobsa, które uzupełniają jego dotychczasowy obraz. Polecam, właśnie jako lekturę uzupełniającą

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bez rozpisywania się, na samym początku wciąga, niestety, im dalej w las tym bardziej się nudzi. O ile po pierwszych kilkunastu stronach byłem przekonany, że to najlepsza książka Bukowskiego, jaką czytałem, tak kończąc ją, stawiam na 3 miejscu, za Faktotum i, liderem, Listonoszem. Nestety. Niemniej, wciąż jest to książka godna polecenia!

Bez rozpisywania się, na samym początku wciąga, niestety, im dalej w las tym bardziej się nudzi. O ile po pierwszych kilkunastu stronach byłem przekonany, że to najlepsza książka Bukowskiego, jaką czytałem, tak kończąc ją, stawiam na 3 miejscu, za Faktotum i, liderem, Listonoszem. Nestety. Niemniej, wciąż jest to książka godna polecenia!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książką Vargas Llosa zainteresowałem się słuchając "kawałka" Bisza pod tym samym tytułem. W związku z tym nie wiedziałem za bardzo czego po książce się spodziewać. Nie byłem pewien, czy tematyka nagrodzonej literacką nagrodą Nobla powieści, pokrywa się z tym o czym opowiada w swoim numerze Bisz, ale także, czy ta sama idea opowiedziana na ponad 400 stronach, przy użyciu dwóch przeplatających się ze sobą historii, będzie w stanie do mnie trafić, a raczej czy ja będę potrafił ją o
odebrać i zrozumieć.

Lektura zajęła mi prawie dwa miesiące, co jak na moje tempo czytania nie jest wynikiem, z którego jestem dumny. Niezależnie od tego, czy "Raj" czytałem w zatłoczonych wagonach kolejki, na twardych siedzeniach pojazdów transportu miejskiego, czy w warunkach pełnego komfortu, do jakich zdecydowanie należy wygodne wyrko w moim pokoju, trudno było mi przejść przez więcej niż 10 stron, nie robiąc sobie przerwy. Wpłynęły na to liczne odniesienia zarówno do historycznych wydarzeń, jak i postaci, o których nie miałem pojęcia. Delikatnie mówiąc mojej wiedzy na temat sztuki, malarstwa, a także aktywistów i ich działalności, nie da się określić jako bogata. Natomiast książka przez cały czas prowadzenia fabuły, żongluje licznymi odwołaniami do historii, przeplatając losy dwójki głównych bohaterów z wydarzeniami, zapewne doskonale kulturoznawcom znanym. W związku z tym głównym problemem dla mnie, podczas lektury było "odnalezienie się". Często miałem problem z zapamiętaniem co działo się w poprzednim rozdziale, a ilość nowych zagadnień rodziła w mojej głowie mętlik.

Doprowadziło to do tego, że wielokrotnie miałem ochotę rzucić książkę w kąt. Dzięki Bogu nie zrobiłem tego. Bynajmniej nie dlatego, że w pewnym momencie powieść pochłonęła mnie bez reszty, zapewniając mi niesamowitą dawkę emocji porównywalną z przejażdżką na rollercoasterze. Nie, do samego końca, do ostatnich rozdziałów, słowa, zdania, a uściślając, ich sens, znaczenie wdzierały się do mojej główy powolnie, wymagając najwyższego poziomu skupienia. Jednak dzięki temu opowieść o losach Paula Gaugina oraz Flory Tristan stymulowały mnie do sięgnięcia głębiej, po dodatkowe materiały, które mogłyby rozjaśnić obie historie i poszerzyć moją wiedzę. Czytając opisy portetów Gaugina, szukałem tych obrazów w internecie, poznając losy i życie pierwszej feministki, szukałem dodatkowych informacji na temat ludzi, ugrupowań, na których Flora trafiała na swojej drodze. Mój początkowy brak wiedzy starałem się systematycznie nadrabiać. I chociaż drugi raz książki nie przeczytam, to dzięki niej poznałem nowy , obcy mi wcześniej, ale interesujący świat. Jestem przekonany, że głębsza znajomość wspomnianych dziedzin, pozwoliłaby czerpać z lektury większą radość.

Ostatnia sprawa to problem, zagadnienie, które znajdziemy w tytule powieści i z którym powieść stara się zmierzyć, dając za przykład losy dwójki głównych bohaterów. Pomimo, że odpowiedzi w sposób bezpośredni nigdy nie poznajemy, to jednak opowieść inspiruje do innego spojrzenia na naszą egzystencję, pragnienia i cele, jakie sobie w życiu stawiamy.
IPod tym względem znalazłem dokładnie to czego szukałem i dlaczego po "Raj tuż za rogiem" w pierwszej kolejności sięgnąłem.

Książką Vargas Llosa zainteresowałem się słuchając "kawałka" Bisza pod tym samym tytułem. W związku z tym nie wiedziałem za bardzo czego po książce się spodziewać. Nie byłem pewien, czy tematyka nagrodzonej literacką nagrodą Nobla powieści, pokrywa się z tym o czym opowiada w swoim numerze Bisz, ale także, czy ta sama idea opowiedziana na ponad 400 stronach, przy użyciu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To się nie zdarza zbyt często, w zasadzie to nie pamiętam kiedy podobna sytuacja miała miejsce ostatni raz w moim życiu. Ok, przeżywałem MGSa, płakałem z Ocelotem nad ciałem Sniper Wolf, czułem podniosłą atmosferę i ciary, kiedy Simba patrzy w gwieździste niebo, w których dostrzega obraz i słyszy słowa swojego ojca - Mufasy. Ale doprawdy, nie przypominam sobie żeby kiedykolwiek 5 prostych słów, będących niespodziewaną konkluzją kilkuset stronicowej historii, wyprowadziło mi tak mocny cios w zęby. Po ich przeczytaniu musiałem się zatrzymać, poczułem ciary na skórze, a jednocześnie zacząłem się głośno śmiać, jak wariat. Bo to naprawdę niesamowite, kiedy proste spostrzeżenie wywraca Ci światopogląd na drugą stronę, automatycznie ustawia twój umysł na nową perspektywę, która z miejsca wydaje się oczywista, a Ty czujesz się idiotą, że tego wcześniej nie dostrzegałeś. A tym bardziej jest to niesamowite kiedy dotyczy to poglądów na wiarę i Boga.

To się nie zdarza zbyt często, w zasadzie to nie pamiętam kiedy podobna sytuacja miała miejsce ostatni raz w moim życiu. Ok, przeżywałem MGSa, płakałem z Ocelotem nad ciałem Sniper Wolf, czułem podniosłą atmosferę i ciary, kiedy Simba patrzy w gwieździste niebo, w których dostrzega obraz i słyszy słowa swojego ojca - Mufasy. Ale doprawdy, nie przypominam sobie żeby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno ocenić książkę, wiedząc, że jest to biblia dla miłośników gatunku. Dla mnie lektura Neuromancera stanowiła pierwszy kontakt ze światem cyberpunku. Czy udany? Ciężko powiedzieć, historia sama w sobie jest ciekawa, również sylwetki postaci nakreślone zostały w taki sposób, że wyczekiwałem kolejnych informacji na temat ich przeszłości. Stworzony przez autora świat, będący antyutopijną wizją tego, do czego doprowadzić może rozwój technologii, rozbudza wyobraźnię i powoduje, że nawet po zamknięciu książki, a raczej uśpieniu Kindle'a, nie potrafiłem przestać myśleć o wykreowanym universum, zasadach, które rządzą miastem przyszłości i wzajemnych relacjach pomiędzy bohaterami, nie tylko tymi z krwi i kości.

Największym problemem książki jest jej chaotyczny sposób narracji. Użyta terminologia nie stanowiła dla mnie problemu, zwłaszcza, że informatyczny żargon, który się pojawia nie należy do wysoce wyspecjalizowanego. Problemem było bardziej to, że momentami nie wiedziałem co się w fabule dzieje, brakowało mi jasności (logiki?) w związkach przyczynowo skutkowych. Możliwe, że wpływ na taki stan rzecz miało miejsce, w którym zwykle zagłębiałem się w świat Neuromancera - autobusy/trwamwaje. Niemniej, momentami, po przeczytaniu pewnych fragmentów musiałem posiłkować się streszczeniami fabuły aby wiedzieć na czym stoję i co się tak naprawdę wydarzyło.

I właśnie dlatego taka, a nie inna ocena. Mimo wszystko polecam, książka nie jest długa i nawet jeśli nie przypadnie do gustu lub okaże się nie zrozumiała, to wciąż pozostawia w pamięci pewien zarys cyberpunkowej stylistyki, pojęcie o czym traktuje wspomniany gatunek.

Niebawem zabiorę się do kolejnej części trylogii Gibsona. Tymczasem nadrabiam zaległości w postaci Blade Runnera, a podczas pieszych podróży przez miasto, na słuchawkach nieodłącznie towarzyszy mi Billy Idol, wykonujący repertuar z albumu Cyberpunk.

Trudno ocenić książkę, wiedząc, że jest to biblia dla miłośników gatunku. Dla mnie lektura Neuromancera stanowiła pierwszy kontakt ze światem cyberpunku. Czy udany? Ciężko powiedzieć, historia sama w sobie jest ciekawa, również sylwetki postaci nakreślone zostały w taki sposób, że wyczekiwałem kolejnych informacji na temat ich przeszłości. Stworzony przez autora świat,...

więcej Pokaż mimo to