Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

- Początek książki – czy też może szerzej, utworu – to kontrakt. Umowa podpisywana pomiędzy czytelnikiem a autorem. Jeżeli zamierzasz uczciwie czytać jakieś dzieło musisz się z nim dobrze zapoznać, a potem skrupulatnie pilnować jego przestrzegania, bądź dostrzegać celowe jego złamania.

W ten skrótowy sposób można by podać „wstępny kontrakt” książki Amosa Oza, „Opowieść się rozpoczyna”, chudziutkiej pozycji zawierającej w sobie 10 esejów napisanych izraelskiego mistrza pióra. Jest to jednak kontrakt nieco przewrotny – z jednej strony autor obiecuje typowo literaturoznawcze rozważania nad kwestią początku narracji w książkach, z drugiej od samego początku daje do zrozumienia, że nie aspiruje w żadnym stopniu do akademicko pojętej „naukowości”. Nie zostanie więc tutaj przedstawiona najprawdziwsza i najsłuszniejsza metoda wykrywania typów początkowej narracji. Nie znajdzie się miejsca dla pedantycznej klasyfikacji, której kolejne odsłony obrazowane są przez różne dzieła literatury hebrajskiej i światowej. Nie usłyszymy ani słowa o -izmach czy -yzmach, nurtach czy prądach, metodach czy technikach.

Zamiast tego dowiemy się jak autor widzi poszczególne dzieła, z perspektywy kontraktu, jaki zawierają z czytelnikiem w pierwszych akapitach tekstu. Jest to ten typ nauczania, w którym „mistrz” tylko opowiada własne przeżycia, a „uczeń” musi sam „wykraść” mu tajemnicę tej trudnej sztuki... no właśnie czego? Analizy? Głębszego rozumienia? Możliwe, ale autor wolałby raczej nazwać to osiąganiem jak największej przyjemności z lektury. Kontrakt ma dla nas być wskazówką, czasem zwodniczą, na co zwracać szczególną uwagę podczas czytania – gdzie nie dać (a może właśnie dać?) się oszukać.

10 esejów o 10 utworach. Każdy ukazujący nieco inne spektrum możliwości i ograniczeń dostarczanych przez język pisany. Żaden nie wymaga uprzedniej lektury danego tekstu, gdyż autor jeśli potrzebuje wskazać motyw, który nabiera smaku dopiero w świetle zakończenia utworu, bez żadnych skrupułów to zakończenie opisuje. Tu pewnie przydałoby się ostrzeżenie, że jeśli zamierzacie daną pozycję w niedalekiej przyszłości czytać, lepiej ominąć dany esej.

Czy jest to przyjemna lektura? Na pewno tak. Czy zmienia światopogląd w sposób drastyczny? Raczej nie. Ci którzy czytając delektują się książkami znajdą tu po prostu zapis ciekawych przemyśleń innego miłośnika literatury (który ponadto posiada talent literacki umożliwiający mu podzielenie się nimi). Ci którzy nie lubią zwracać uwagi na szczegóły raczej po tę książkę nie sięgną, lub nie specjalnie będą z tej lektury zadowoleni.

- Początek książki – czy też może szerzej, utworu – to kontrakt. Umowa podpisywana pomiędzy czytelnikiem a autorem. Jeżeli zamierzasz uczciwie czytać jakieś dzieło musisz się z nim dobrze zapoznać, a potem skrupulatnie pilnować jego przestrzegania, bądź dostrzegać celowe jego złamania.

W ten skrótowy sposób można by podać „wstępny kontrakt” książki Amosa Oza, „Opowieść się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książki są niebezpieczne. Weźmy "Czarne psy" McEwana. o 15.30 zdjąłem je z półki na której cierpliwie czekały od czasu zakupu, zdecydowany, że czas dać im szansę. Ponieważ wkrótce musiałem się ruszyć na zajęcia nie planowałem więcej niż pół godziny czytania. Niestety książka miała inne plany względem mojej osoby. Więc czytałem - idąc do tramwaju, w tramwaju, idąc na uczelnię... Ta książka w sposób typowy dla McEwana całkowicie pochłonęła mnie swoją narracją.

Powieść ta, opowiadana jest przez Jeremy'ego - zięcia pary głównych bohaterów June i Bernarda. Skupia się ona na historii pierwszej wyprawy tej dwójki, rekonstruowanej kawałek po kawałku w różnych miejscach, przez różnych uczestników wydarzeń. Historia jest magiczna (wiem, słowo to jest nadużywane, ale nie mogę znaleźć lepszego określenia). Z jednej strony mamy June - osobę skupioną wyłącznie na poszukiwaniu wartości duchowych, z drugiej do bólu realistycznego działacza politycznego Bernarda. Mimo, że są w sobie zakochani ich wizje świata rozmijają się, co uniemożliwia komunikację. McEwan w wyśmienitym stylu ukazuje jak niedopasowanie rozbija związek i chłodzi uczucia.

Oczywiście można się tu doszukiwać sporu pomiędzy wiarą a rozumem, czy rozważań na temat tego jak zetknięcie się z "prawdziwym złem" może zmienić los człowieka. Te wątki jak najbardziej tutaj są, i są ważne. Jednak moim zdaniem zbytnie skupienie się na nich przesłania tę najbardziej ujmującą, nostalgiczną część książki - opis oddalania się dwojga ludzi, którzy darzą się szczerym uczuciem.

Książkę polecam w 110%. trzeba jednak uważać, kiedy się ją zaczyna czytać, inaczej tak jak ja będziecie z książką w ręku starać się nie wpaść pod samochód na przejściu dla pieszych.

Książki są niebezpieczne. Weźmy "Czarne psy" McEwana. o 15.30 zdjąłem je z półki na której cierpliwie czekały od czasu zakupu, zdecydowany, że czas dać im szansę. Ponieważ wkrótce musiałem się ruszyć na zajęcia nie planowałem więcej niż pół godziny czytania. Niestety książka miała inne plany względem mojej osoby. Więc czytałem - idąc do tramwaju, w tramwaju, idąc na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niektóre książki mają w sobie „to coś”. I nie mówię tutaj o jakichś specjalnie wartościowych przemyśleniach, czy odkrywczych przedstawieniach problemów. Chodzi mi raczej o trudny do zdefiniowania magnetyzm, który sprawia, że biedny czytelnik traci poczucie czasu i czyta książkę niemal na jednym oddechu. Przez takie książki zawala się sprawy, które powinno się zrobić, zapomina się o spotkaniach czy planach. A po przeczytaniu zostaje pewien niedosyt, który – jeśli mamy szczęście - może zostanie zaspokojony następnymi tomami. Do takiego typu książek należy „Gra o tron” Georga R. R. Martina.

Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się po tym tytule zbyt wiele. Okładka sugerowała przeciętną powieść fantasy klasy B (innymi słowy mierną). Jedyny powód, dla którego dałem jej szansę, to chęć wypróbowania systemu rekomendacji ze strony, oraz bardzo pochlebne opinie jakie przeczytałem na stronie książki. Miałem szczęście, że akurat było wolne z okazji święta zmarłych, bo powieść tak mnie wciągnęła, że przeczytałem w dwa dni.

Początek nie zachwycał. Przez kilka rozdziałów nie działo się dosłownie nic, za to autor sypał na lewo i prawo coraz to nowymi imiona bohaterów, o których więcej zamierzał mówić dopiero później. Postanowiłem dać jednak jej szansę, i doczytać co najmniej do połowy książki, jak się wkrótce okazało – było warto. Akcja szybko ruszyła do przodu, i mogłem oddać się podziwianiu interesującego i rozbudowanego świata, jaki autor przede mną rysował. Każde miejsce miało własny klimat, własną grupę godnych uwagi osób i własny czar. Nie będę ich tu wymieniał, gdyż poznawanie kolejnych obszarów to połowa przyjemności z czytania.

Druga połowa to intrygi, rodem z powieści płaszcza i szpady i wszelkie problemy z nich wynikające. Niezależnie czy polubicie honorowy ród Starków czy podstępnych Lannisterów, czy będziecie bardziej czekać na fragmenty o karle Tyrionie, czy może o bękarcie Jonie jedno będzie niezmienne – bohaterowie, do których się pewnie przywiążecie podczas czytania, mają w tej książce ciężkie życie. Nie ma taryfy ulgowej ani dla typowych herosów, ani dla czarnych charakterów – postacie z Gry o tron muszą się dużo napocić i pogłówkować, żeby przypadkiem nie umrzeć, a co dopiero osiągnąć swoje cele. Najczęściej zaś przekonują się, że rezultat daleki jest od ich oczekiwań.

Warto w tym miejscu zauważyć, że jest to powieść w której magia pojawia się w bardzo niewielkiej dawce. Jasne, są elementy fantastyczności, ale (przynajmniej w tej części sagi) ich rola jest nieistotna, i główny nacisk został położony na intrygi, spiski i wojny. Bohaterowie muszą się bardziej obawiać trucizny w kielichu, niż możliwości oberwania w twarz zabłąkaną ognistą kulą.

Ciekawie została też rozwiązana kwestia narracji. Narrator jest trzecioosobowy, ale jego punkt widzenia cały czas się zmienia. Zawsze zna myśli tylko jednej postaci – tej, która akurat została wybrana na „patrona rozdziału”, czyli tej której imię pojawiło się przed określoną częścią tekstu.

Jak dotąd kiedy ktoś mnie pytał o dobrą sagę fantasy, z ciekawym światem, wymieniałem zwykle Eriksena, Williamsa i Pullmana (zakładając, że skoro szuka fantasy to Tolkiena już czytał). Teraz mogę bez wahania dodać Martina. Naprawdę warto dać jej szansę. Tylko ostrzegam – książka jest piekielnie wciągająca, więc lepiej upewnijcie się, że macie dość wolnego czasu.

Niektóre książki mają w sobie „to coś”. I nie mówię tutaj o jakichś specjalnie wartościowych przemyśleniach, czy odkrywczych przedstawieniach problemów. Chodzi mi raczej o trudny do zdefiniowania magnetyzm, który sprawia, że biedny czytelnik traci poczucie czasu i czyta książkę niemal na jednym oddechu. Przez takie książki zawala się sprawy, które powinno się zrobić,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mówi się, że baśnie się nie starzeją i chyba coś w tym jest. W dzieciństwie lubiłem wiele książek, które później mocno spadły w mojej ocenie ich jakości. Ten zbiór baśni nadal pozostał dla mnie wartościowym tytułem. Co prawda czas zrobił swoje, i nie czytam już opowieści o żelaznym laczym, jakby była najlepszą historią na świecie. Ale mimo to nadal mam pewną czytelniczą przyjemność z powrotów do baśniowych krain. Nawet, jeśli są to ironiczne spostrzeżenia, że prostolinijna moralność ich bohaterów, wcale nie jest taka czysta i szlachetna, jak to się wydawało w młodości. No i nie sposób pominąć tego, że zdarzyło mi się użyć pomysłów zaczerpniętych z tego właśnie zbiorku podczas sesji RPG. I sprawdziły się znakomicie!
A tak trochę bardziej technicznie - jest to jeden z bogatszych zbiorów baśni z jakim się spotkałem. Opowieści z wielu różnych krajów tworzą niewielkie okno, przez które można zajrzeć w folklor nacji często odległych. Jeżeli najdzie was ochota na powrót do baśni (lub nadal jesteście w wieku, gdzie są one niesamowicie emocjonujące) to ta książka jest godna polecenia.

Mówi się, że baśnie się nie starzeją i chyba coś w tym jest. W dzieciństwie lubiłem wiele książek, które później mocno spadły w mojej ocenie ich jakości. Ten zbiór baśni nadal pozostał dla mnie wartościowym tytułem. Co prawda czas zrobił swoje, i nie czytam już opowieści o żelaznym laczym, jakby była najlepszą historią na świecie. Ale mimo to nadal mam pewną czytelniczą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Macie czasem takie książki, które z niezrozumiałego dzisiaj powodu kiedyś uważaliście za arcydzieło na skalę światową? A potem pewnego dnia, spojrzeliście na nie i spytaliście samych siebie: "Czy ja oszalałem/am? To przecież kompletna beznadzieja..." No to ja tak mam z serią Archiwum X. W mojej młodości i głupocie uwielbiałem zarówno serial jak i serię książek. Teraz, o ile serial nadal zachował dla mnie pewien urok (mniejszy, ale zawsze) o tyle książki wydane na jego podstawie spadły w mojej ocenie gdzieś na poziom książek ze świata Starcraft (czyli tłumacząc dla tych, których tamte tortury ominęły - na poziom dna).

Macie czasem takie książki, które z niezrozumiałego dzisiaj powodu kiedyś uważaliście za arcydzieło na skalę światową? A potem pewnego dnia, spojrzeliście na nie i spytaliście samych siebie: "Czy ja oszalałem/am? To przecież kompletna beznadzieja..." No to ja tak mam z serią Archiwum X. W mojej młodości i głupocie uwielbiałem zarówno serial jak i serię książek. Teraz, o ile...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czasem kompletny przypadek rządzi naszym życiem. Ta jakże pasująca do treści „Hokus-Pokusa” sentencja, buduję piękną ironię, gdyż idealnie opisuje przyczynę mojego zetknięcia się z tą książką. Kiedyś pożyczyłem przyjacielowi kilka powieści. Oddał mi je po jakimś czasie, razem z dwiema innymi – w tym z „Hokus-pokus” Vonneguta. Do dzisiaj żaden z nas nie ma pojęcia do kogo właściwie należy ten egzemplarz – nikt się o nią nie upomniał, a mój przyjaciel już w chwili przekazywania mi jej był pewien, że jest moja. Nie znając właściciela pozostawiłem ją przez następne 6 lat w stanie hibernacji, w moim raz rosnącym raz malejącym stosiku książek pożyczonych. Aż kilka dni temu, kiedy stosik zmalał już do owych nieszczęsnych dwóch książek „niczyich” , zdecydowałem się, że ignorując mało atrakcyjną jaskrawą okładkę, zobaczę co to tak właściwie za powieść. I ten przypadek sprawił, że trafiłem na jeden z lepszych przykładów czarnego humoru w literaturze.

„Hokus-pokus” to w największym skrócie historia o kłamstwach. Już właściwie na początku jesteśmy okłamywani, kiedy autor usiłuje nas przekonać, że jest to autentyczny zapis autobiografii Eugena Debsa Hartkego, napisany na skrawkach papieru podczas oczekiwania na proces. Próba urealnienia tego skutkuje taką a nie inną formą tego utworu. Jest urywkowy, porwany. Narrator skacze pomiędzy różnymi wydarzeniami po czym urywa wątek (co jest tłumaczone końcem konkretnego skrawka papieru). Ma też wiele innych zabiegów na swój użytek – wielkość fragmentów zmienia się w zależności od jego fantazji. Może to być jedno słowo – np. „Wietnam”, a może być dwustronicowy dialog. Przemyślenia są całkowicie chaotyczne – od konkretnego zapisu faktów, poprzez cyniczne przemyślenia i ironiczne komentarze, aż do zapisów kaszlu autora czy fraz wpisywanych na naszkicowane nagrobki.

Taka forma powieści (jeśli ten zbiór fragmentów można nazwać powieścią) idealnie łączy się z opowiadaną historią. Eugene Debs Hartke to człowiek, którego największym i chyba jedynym prawdziwym talentem jest umiejętność kłamania. Co ciekawe to właśnie pozwala mu bardzo ostro i wyraźnie dostrzegać brutalną prawdę, ukrytą pod kłamstwami innych. Jest jednak zbyt słaby, żeby cokolwiek z tym robić, więc po prostu poddaje się nurtowi czasu i płynie tam gdzie on go rzuci. Może to być konkurs talentów, na którym musi udawać, że praca ojca to jego dzieło. Albo bezsensowna wojna w Wietnamie, gdzie raczy zarówno młodych rekrutów jak i prasę, opowieściami o zmyślonych zwycięstwach. Lub uniwersytet dla lekko opóźnionych dzieci bogatych rodziców, gdzie zarówno edukujący jak i edukowani reprezentują śmieszny poziom. Niezależnie gdzie się znajduje, nie robi nic, żeby zmienić swoje położenie, mimo iż z jego ironicznych komentarzy widać, że doskonale zdaje sobie sprawę, z otaczającej go głupoty.

Vonnegut za pomocą czarnych barw, ostrego humoru i pragmatycznego cynizmu maluje bardzo pesymistyczny obraz Ameryki i ludzkości w ogóle. Wielkie Stany Zjednoczone to coraz bardziej popadający w ruinę kraj, który wyprzedaje wszystko co może zagranicznym inwestorom. Władza, ekonomia, szkolnictwo, moralność – wszystko oparte jest na hokus-pokusie, wielkim kłamstwie w które wszyscy bez wahania wierzą. Ci zaś którzy nie wierzą są odsądzani od czci jako nihiliści i element wywrotowy. Ludzkość jako ogół wcale nie jest lepsza. Jej głupota i przekonanie o własnej wielkości przez całą powieść śmieszy narratora. Najlepiej odda to cytat wzięty z książki:

„A najgorszą skazą jest to, że jesteśmy najzwyczajniej w świecie głupi. Przyznajcie to! Czy sądzicie, że Auschwitz był dowodem inteligencji? „

Czy polecam tę książkę? Jak najbardziej. Jest to pełna czarnego humoru, krytyczna wizja współczesnej cywilizacji. Książka jest napisana ironicznym, inteligentnym stylem, który przyjemnie się czyta, nawet jeśli się z niektórymi tezami nie zgadza.

Czasem kompletny przypadek rządzi naszym życiem. Ta jakże pasująca do treści „Hokus-Pokusa” sentencja, buduję piękną ironię, gdyż idealnie opisuje przyczynę mojego zetknięcia się z tą książką. Kiedyś pożyczyłem przyjacielowi kilka powieści. Oddał mi je po jakimś czasie, razem z dwiema innymi – w tym z „Hokus-pokus” Vonneguta. Do dzisiaj żaden z nas nie ma pojęcia do kogo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedyną poważną zaletą jaką znalazłem w tej książce, to że dzięki temu że wpadła mi w ręce nauczyłem się, żeby więcej nie czytać Coelho...

Jedyną poważną zaletą jaką znalazłem w tej książce, to że dzięki temu że wpadła mi w ręce nauczyłem się, żeby więcej nie czytać Coelho...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie przesadzę chyba jeśli powiem, że ten tytuł to jedno z największych arcydzieł literatury światowej. Niesamowita przypowieść o człowieku, który musi walczyć z formą, z systemem, której materia jako pojedyncze jednostki jest całkowicie podporządkowana.
Człowiek jest powoli pożerany przez proces, który zupełnie nie ma sensu. Ale procedura jest ważniejsza od życia Józefa K., a prawo jest przecież nieomylne...
Książka jest ciężka i pesymistyczna. Atmosfera jest gęsta, a że akcja toczy się powoli nie ma praktycznie nic co by ją rozładowało. Jeżeli lubicie poważne książki, poruszające niełatwe tematy i skłaniające do przemyśleń - jest to tytuł dla was.

Nie przesadzę chyba jeśli powiem, że ten tytuł to jedno z największych arcydzieł literatury światowej. Niesamowita przypowieść o człowieku, który musi walczyć z formą, z systemem, której materia jako pojedyncze jednostki jest całkowicie podporządkowana.
Człowiek jest powoli pożerany przez proces, który zupełnie nie ma sensu. Ale procedura jest ważniejsza od życia Józefa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powinno się ją podawać w zestawie z "Rokiem 1984" Orwella, gdyż oba tytuły przedstawiają dwie strony tej samej monety - sytemu totalitarnego, który ma całkowitą władzę nad jednostką.
Tam gdzie Orwell zaserwował nam skrajny pesymizm, tam Huxley rozpoczyna pozornym optymizmem i utopijną doskonałością swojego świata. Dopiero wtargnięcie obcego elementu, który jest w stanie ostro zarysować kontrasty pomiędzy tym co dzisiaj uznajemy za prawa człowieka, a pseudoutopią Huxleya ukazuje pełną grozę tego świata.
System Orwella może i był zły, ale nie był jeszcze skończony. Mogli się pojawiać ludzie, którzy zauważali, że coś jest nie tak (pomijając kwestie skuteczności ich działań). U Huxleya już nawet to nie jest możliwe. W idealnie zaprojektowanym świecie, każdy odgrywa swoją rolę niczym kukiełka, nie mogąc sobie nawet wyobrazić innego życia i czując się w tym jak najbardziej szczęśliwym.
Bardzo dobra książka, która na pewno dostarczy każdemu pewnych przemyśleń o tym dokąd zmierza rozwój nauki.

Powinno się ją podawać w zestawie z "Rokiem 1984" Orwella, gdyż oba tytuły przedstawiają dwie strony tej samej monety - sytemu totalitarnego, który ma całkowitą władzę nad jednostką.
Tam gdzie Orwell zaserwował nam skrajny pesymizm, tam Huxley rozpoczyna pozornym optymizmem i utopijną doskonałością swojego świata. Dopiero wtargnięcie obcego elementu, który jest w stanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie bez przyczyny uwielbiam za równo poezję Leśmiana jak i prozę Carrolla. Obaj potrafią zaczarować słowami, pokazać świat w wielu różnych barwach; od nostalgii aż do nieuchwytnego piękna zawartego czy to w przyrodzie, czy to w prostych szczegółach.
Leśmian stworzył poezję naprawdę piękną i zarazem mądrą. A ten zbiorek, wydany w bardzo estetyczny sposób, jest doskonałym wyborem jego utworów.

Nie bez przyczyny uwielbiam za równo poezję Leśmiana jak i prozę Carrolla. Obaj potrafią zaczarować słowami, pokazać świat w wielu różnych barwach; od nostalgii aż do nieuchwytnego piękna zawartego czy to w przyrodzie, czy to w prostych szczegółach.
Leśmian stworzył poezję naprawdę piękną i zarazem mądrą. A ten zbiorek, wydany w bardzo estetyczny sposób, jest doskonałym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pomimo faktu, że uwielbiam Kafkę, te aforyzmy jakoś do mnie nie trafiły. Było kilka dobrych, nie zaprzeczę, ale ogólnie jako zbiorek to dosyć przeciętna pozycja.

Pomimo faktu, że uwielbiam Kafkę, te aforyzmy jakoś do mnie nie trafiły. Było kilka dobrych, nie zaprzeczę, ale ogólnie jako zbiorek to dosyć przeciętna pozycja.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niesamowita lektura. Zaczyna się pesymistycznie a kończy się jeszcze gorzej. Totalitarny system ukazany przez Orwella bez skrupułów niszczy kolejno wszystkie wartości. Nie ma nadziei na zmianę, nie ma możliwości ucieczki. Przepisywanie historii, wieczna wojna, myślozbrodnia, nowomowa... Książka prezentuje szereg możliwości rozwoju systemu, w którym życie nie jest możliwe - możliwa jest tylko egzystencja. Mocna lektura i warta poświęconego czasu.

Niesamowita lektura. Zaczyna się pesymistycznie a kończy się jeszcze gorzej. Totalitarny system ukazany przez Orwella bez skrupułów niszczy kolejno wszystkie wartości. Nie ma nadziei na zmianę, nie ma możliwości ucieczki. Przepisywanie historii, wieczna wojna, myślozbrodnia, nowomowa... Książka prezentuje szereg możliwości rozwoju systemu, w którym życie nie jest możliwe -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo nierówny tom. Z jednej strony ma mistrzowską kulminację - Bitwa na Polach Pelenoru jest najlepszym fragmentem całego Władcy, a i nawet w Silmarillionie niewiele jest bitew, przewyższających tę. Z drugiej strony, kiedy kurz opada i jest już po wielkim finale, Tolkien znowu wpada w to co jest jego największym problemem - słaba umiejętność opisywania czasów pokoju. Podobnie jak w księdze 1, jak tylko wszyscy załatwili co mają załatwić, do książki zakrada się nuda, która wieje strona po stronie, psując pozytywne odczucia wzbudzone przez poprzednie wydarzenia.

Bardzo nierówny tom. Z jednej strony ma mistrzowską kulminację - Bitwa na Polach Pelenoru jest najlepszym fragmentem całego Władcy, a i nawet w Silmarillionie niewiele jest bitew, przewyższających tę. Z drugiej strony, kiedy kurz opada i jest już po wielkim finale, Tolkien znowu wpada w to co jest jego największym problemem - słaba umiejętność opisywania czasów pokoju....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ulubiona książka sławnego J.R.R. O ile Hobbit trącił nudą, a Władca ukazywał czasem braki w warsztacie pisarskim autora (co kończyło się również trąceniem nudą, patrz księga 1 Władcy), o tyle Silmarillion jest perfekcyjny. To jest to w czym Tolkien zawsze był mistrzem - kreacja nowego, wciągającego świata i interesującej mitologii.
Silmarillion jest właśnie nie mniej nie więcej mitologią śródziemia. Jako taka, może odpuszczać sobie opisy i skupiać się na faktach, przeskakując pomiędzy erami i informując czytelnika o wszystkich smaczkach. Bitwy i legendy, sojusze i zdrady... No i jakże bardziej groźnym przeciwnikiem jest Morgoth niż jakiś tam chłystek, Sauron, który musi się posiłkować biżuterią? Naprawdę warto przeczytać tę książkę.

Moja ulubiona książka sławnego J.R.R. O ile Hobbit trącił nudą, a Władca ukazywał czasem braki w warsztacie pisarskim autora (co kończyło się również trąceniem nudą, patrz księga 1 Władcy), o tyle Silmarillion jest perfekcyjny. To jest to w czym Tolkien zawsze był mistrzem - kreacja nowego, wciągającego świata i interesującej mitologii.
Silmarillion jest właśnie nie mniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszy tom słynnego władcy moim zdaniem nie zachwyca. To znaczy może jeszcze druga księga tego tomu daje radę, ale pierwsza księga jest tak nijaka, że aż skręca. Tak czy siak - ciężko czytać cokolwiek z fantasy, jeśli się nie przeczytało kanonu, nawet jeśli ten kanon nie ma porażającego początku.

Pierwszy tom słynnego władcy moim zdaniem nie zachwyca. To znaczy może jeszcze druga księga tego tomu daje radę, ale pierwsza księga jest tak nijaka, że aż skręca. Tak czy siak - ciężko czytać cokolwiek z fantasy, jeśli się nie przeczytało kanonu, nawet jeśli ten kanon nie ma porażającego początku.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cudowna baśń o tolerancji. Prosty język i nieskomplikowana historia pozwalają tej opowieści łatwo dotrzeć do dzieci. Jednocześnie alegoryczne przesłanie, i krótkie a trafne myśli powtykane w tę historię, czynią z tego doskonałą lekturą dla starszych czytelników.
Jeżeli macie luźne dwie godziny, i macie ochotę na dającą do myślenia baśń, "Nagle w głębi lasu" na pewno was nie zawiedzie.

Cudowna baśń o tolerancji. Prosty język i nieskomplikowana historia pozwalają tej opowieści łatwo dotrzeć do dzieci. Jednocześnie alegoryczne przesłanie, i krótkie a trafne myśli powtykane w tę historię, czynią z tego doskonałą lekturą dla starszych czytelników.
Jeżeli macie luźne dwie godziny, i macie ochotę na dającą do myślenia baśń, "Nagle w głębi lasu" na pewno was...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki InterŚwiat Neil Gaiman, Michael Reaves
Ocena 6,2
InterŚwiat Neil Gaiman, Michae...

Na półkach: ,

Ok.. ta dwójka już lepiej niech razem nic nie pisze,bo marnują tylko czas...
Książka oparta na całkiem fajnym pomyśle, ale ma liche wykonanie. Może gdybym miał 10 lat, to bym się nadal zachwycał powieściami tego typu, ale wydane to zostało znacznie później i średnio do mnie przemówiło. Można sobie przeczytać w jeden wieczór, jako lekką i niezobowiązującą lekturę, ale jest tyle lepszych książek więc po co?
Na koniec dodam, że podejrzewam iż to by lepiej wypadło, gdyby autorzy zdołali przekonać sponsorów i zrobili z tego serial animowany.

Ok.. ta dwójka już lepiej niech razem nic nie pisze,bo marnują tylko czas...
Książka oparta na całkiem fajnym pomyśle, ale ma liche wykonanie. Może gdybym miał 10 lat, to bym się nadal zachwycał powieściami tego typu, ale wydane to zostało znacznie później i średnio do mnie przemówiło. Można sobie przeczytać w jeden wieczór, jako lekką i niezobowiązującą lekturę, ale jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Są książki, które warto przeczytać tylko raz, bo już wszystkie następne podejścia mogą tylko pogorszyć opinię o danym tytule.
I są książki takie jak "Mistrz i Małgorzata", które za każdym kolejnym przeczytaniem dostarczają nowych, ciekawych przemyśleń i wzbogacają czytelnika. To jest książka, która jest genialna już po pierwszym przeczytaniu, a potem może być tylko lepiej.

Są książki, które warto przeczytać tylko raz, bo już wszystkie następne podejścia mogą tylko pogorszyć opinię o danym tytule.
I są książki takie jak "Mistrz i Małgorzata", które za każdym kolejnym przeczytaniem dostarczają nowych, ciekawych przemyśleń i wzbogacają czytelnika. To jest książka, która jest genialna już po pierwszym przeczytaniu, a potem może być tylko lepiej.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Ludzie nie budują już domów, lecz kryjówki" mówi mały Nelio w trakcie swojej opowieści, i myślę że to zdanie bardzo dobrze oddaje naturę tej książki.
Jest to opowieść o świecie do gruntu złym. Wypełnionym, bandytami, biedą, obojętnością. O świecie,w którym przeżycie dla samego przeżycia to kres możliwości większości ludzi. Ci którzy mają pieniądze, mogą wejść do swoich "kryjówek" i udawać, że problemy reszty społeczeństwa nie istnieją. Pozostali codziennie walczą na ulicach miasta o przetrwanie.
Ta napisana bardzo prostym stylem opowieść ma w sobie jakiś czar. Nawet w tym złym świecie, istnieją chwile radości i beztroski. Ludowe "trzeźwe podejście" połączone z wiarą w magiczną naturę rzeczywistości miesza się tutaj z próbą przemyśleń na temat przyczyn takiej sytuacji. I chociaż rzeczywistość otaczająca bohaterów powinna nastrajać pesymistycznie, nie ma tutaj bezwolnego poddania się. Wiedza, że nie są w stanie zmienić istniejącej sytuacji, nie przeszkadza im w zagospodarowywaniu tego niewielkiego skrawka świata, który rzucił im los.
Pozycja naprawdę warta uwagi.

"Ludzie nie budują już domów, lecz kryjówki" mówi mały Nelio w trakcie swojej opowieści, i myślę że to zdanie bardzo dobrze oddaje naturę tej książki.
Jest to opowieść o świecie do gruntu złym. Wypełnionym, bandytami, biedą, obojętnością. O świecie,w którym przeżycie dla samego przeżycia to kres możliwości większości ludzi. Ci którzy mają pieniądze, mogą wejść do swoich...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dobry omen Neil Gaiman, Terry Pratchett
Ocena 7,3
Dobry omen Neil Gaiman, Terry ...

Na półkach: ,

Współpraca obu autorów jest bardzo nierównomierna ( o czym chyba nawet wspomina Gaiman), gdyż książka jest typowym tytułem "Prattchettowym" (pomijając drobny detal, że nie należy do Świata Dysku). Trzeźwy, ironiczny stosunek do tradycyjnej wizji Apokalipsy dostarcza ciekawej lektury.
Jedno co muszę temu tytułowi zarzucić to popadnięcie w dłużyznę w miejscu wprowadzania armii łowców czarownic. Fabuła, która do tego momentu jechała w porządnym tempie w ustalonym kierunku, nagle ugrzęzła w błocie rzeczy nieciekawych. Przez to, kiedy już dochodzi do wielkiego finału, nadal pozostało we mnie poczucie, że mogło to być znacznie lepsze, gdyby to odciążyć z balastu kilku zbędnych postaci.

Współpraca obu autorów jest bardzo nierównomierna ( o czym chyba nawet wspomina Gaiman), gdyż książka jest typowym tytułem "Prattchettowym" (pomijając drobny detal, że nie należy do Świata Dysku). Trzeźwy, ironiczny stosunek do tradycyjnej wizji Apokalipsy dostarcza ciekawej lektury.
Jedno co muszę temu tytułowi zarzucić to popadnięcie w dłużyznę w miejscu wprowadzania...

więcej Pokaż mimo to