Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Wszystkie części z tej serii to nic innego jak 12 rozkładówek przedstawiających dokładnie to samo miejsce i te same postacie, ale w różnych miesiącach w roku. Jedna ilustracja to jeden miesiąc. To coś jak nasz projekt 12 miesięcy razem z tą różnica, że my lubimy urozmaicać sobie plener. A tutaj wszystko dzieje się dokładnie w tym samym miejscu. I tak przeglądając książkę widzimy jak wyglądała dana kraina w styczniu, lutym, marcu, kwietniu... itd. itp. Dostrzegamy, jak zmienia się sceneria wraz ze zmiana pór roku. I jak nasi bohaterowie spędzają czas podczas całego roku. Bardzo mi się to podoba, tym bardziej, że każda z tych rozkładówek jest wręcz przepełniona wszelkimi drobnymi szczegółami. Na tych obrazkach strasznie dużo się dzieje. Więc myślę, że nie sposób się z tymi książkami nudzić. Bo za każdym razem gdy je otwieramy dostrzegamy coś nowego. Coś co poprzednio nie rzuciło nam się w oczy. Podoba mi się także to, że lektury te są duże, a obrazki te zapełniają dokładnie dwie strony. Fajne jest również to, że są to książki czterostronicowe, więc nawet bardzo małe dzieci mogą je sobie oglądać bez pomocy dorosłych. A na koniec dodam jeszcze, że każdą z tych lektur zilustrował zupełnie kto inny. Więc sięgając po całą serię czeka nas całkiem sporo niespodzianek.

Wszystkie części z tej serii to nic innego jak 12 rozkładówek przedstawiających dokładnie to samo miejsce i te same postacie, ale w różnych miesiącach w roku. Jedna ilustracja to jeden miesiąc. To coś jak nasz projekt 12 miesięcy razem z tą różnica, że my lubimy urozmaicać sobie plener. A tutaj wszystko dzieje się dokładnie w tym samym miejscu. I tak przeglądając książkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jestem miłośniczką książek biograficznych, ale tej bym sobie nie darowała. Świetna. Ciekawa, szczera i fajnie napisana. Połknęłam ją w kilka dni, a przy tym poznałam jeszcze lepiej syna stolicy. Stanisław Grzesiuk to postać, którą podziwiam i szanuję. Polecam.

Nie jestem miłośniczką książek biograficznych, ale tej bym sobie nie darowała. Świetna. Ciekawa, szczera i fajnie napisana. Połknęłam ją w kilka dni, a przy tym poznałam jeszcze lepiej syna stolicy. Stanisław Grzesiuk to postać, którą podziwiam i szanuję. Polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zabawna, ciekawa, romantyczna... Lubię takie. Przez cały czas jak czytałam uśmiech nie schodził mi z twarzy, a po skończeniu miałam wrażenie, że teraz mogę góry przenosić. Pozytywnie nastraja, nawet bardzo pozytywnie. Podoba mi się! :)

Zabawna, ciekawa, romantyczna... Lubię takie. Przez cały czas jak czytałam uśmiech nie schodził mi z twarzy, a po skończeniu miałam wrażenie, że teraz mogę góry przenosić. Pozytywnie nastraja, nawet bardzo pozytywnie. Podoba mi się! :)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przygody Szymona, lub jak kto woli Simona, bo tak zwracają się do niego rodzice - są naprawdę bardzo ciekawe. Chłopiec opisuje swoją wyprawę w prosty i bardzo szczery sposób. Chwali się swoimi osiągnięciami i opisuje sytuacje, kiedy włos jeżył mu się na głowie. Niczego nie ukrywa, nie wstydzi się, że czasem naprawdę się czegoś wystraszył lub, że czegoś nie potrafi. To po prostu zwykły najzwyklejszy dziesięciolatek, który dzięki swoim wspaniałym rodzicom ma okazję poznawać bardzo egzotyczne i niesamowite miejsca. A swoimi przygodami z przyjemnością dzieli się z nami.

W książce jest sporo ciekawostek, opisów i porad jak radzić sobie w trudnych sytuacjach, gdyby na przykład (wiem mało prawdopodobne, ale jednak) przyszło nam spędzić noc w samym sercu dżungli. A wszystko to opisane jest z taką lekkością, jakby Szymon opisywał nam wypad z rodzicami do supermarketu. Dla nas te wszystkie miejsca są tak egzotyczne, że gdyby nie zdjęcia pewnie w większość przypadków ciężko byłoby nam sobie je wyobrazić. Dla niego - kolejna wycieczka w nieznane. Ot, mały wakacyjny wypad i tyle. Niesamowite prawda? Podoba mi się to, że jego opisy są takie proste i takie ciekawe. że gdy czytamy o przygodach Szymona udzielają nam się wszystkie emocje jakie mu towarzyszą podczas wyprawy. Podoba mi się, że ten mały podróżnik w żaden sposób się nie wywyższa, nie czuje się lepszy tylko dlatego, że to właśnie on ma okazję zobaczyć to wszystko, a my, małe robaczki tylko czytamy o tym co mu się przytrafiło. Podoba mi się, że Szymon jest taki ciekawy świata, tak wielu rzeczy chce spróbować, zobaczyć, doświadczyć na własnej skórze. Mam wrażenie, że moje dziewczyny byłyby znacznie bardziej bojaźliwe i te ich wycieczki nie byłyby tak ekscytujące co Siomna. I ogólnie podoba mi się ta książka. Choć ma ona sporo stron, a czcionka jest niewielka czyta się ją błyskawicznie. A po skończeniu lektury, mamy ochotę na więcej.

W zasadzie, gdybym miała się do czegoś przyczepić to bardzo chętnie zobaczyłabym w tej książce więcej zdjęć. Co nie oznacza, że jest ich mało. Tak naprawdę praktycznie na każdej stronie poza tekstem coś jest. Zdjęcie, jakiś rysunek, mini komiks, mapka itp. Ale nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby od czasu do czasu kilka stron było poświęconych wyłącznie na zdjęcia. Chętnie jeszcze bardziej nacieszyłabym oko. Uwielbiam to. Ale z drugiej strony, to przecież nie album tylko książka podróżnicza. To bardzo fajne historie, które na pewno Wam się spodobają. Bez względu na wiek czy płeć. Jestem tego pewna.

Ale dość już tego mojego gadania. Pokażę Wam już tę książkę, bo pewnie już zżera Was ciekawość co to za cudo, które Wam tu tak zachwalam bez końca. Dziś jednak dla odmiany nie pokażę samej książki, tylko moją Alicję wraz z nią. Moja córka choć dopiero zaczęła tę lekturę - już jest zachwycona. I bardzo chętnie po nią sięga. Tak więc zapraszam do oglądania! :)

Zdjęcia książki znajdziecie na:
http://annaradziach.blogspot.com/2016/09/dziennik-owcy-przygod-extremalne-borneo.html

Przygody Szymona, lub jak kto woli Simona, bo tak zwracają się do niego rodzice - są naprawdę bardzo ciekawe. Chłopiec opisuje swoją wyprawę w prosty i bardzo szczery sposób. Chwali się swoimi osiągnięciami i opisuje sytuacje, kiedy włos jeżył mu się na głowie. Niczego nie ukrywa, nie wstydzi się, że czasem naprawdę się czegoś wystraszył lub, że czegoś nie potrafi. To po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak zwykle cudowna... Dość skomplikowana, ale jak zwykle przepiękna historia o miłości, oddaniu i poświeceniu. Uwielbiam książki tej autorki. A szczególnie ten element zaskoczenia na samym końcu. Polecam!!!

Jak zwykle cudowna... Dość skomplikowana, ale jak zwykle przepiękna historia o miłości, oddaniu i poświeceniu. Uwielbiam książki tej autorki. A szczególnie ten element zaskoczenia na samym końcu. Polecam!!!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Piękna, wzruszająca, ciepła... polecam :)

Piękna, wzruszająca, ciepła... polecam :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawa, fajna i zabawna. Ogólnie godna polecenia ;)

Ciekawa, fajna i zabawna. Ogólnie godna polecenia ;)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W sam raz dla zaawansowanych fotografów z marzeniami i... gotówką na odpowiedni sprzęt ;)

W sam raz dla zaawansowanych fotografów z marzeniami i... gotówką na odpowiedni sprzęt ;)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie jestem fotografem ślubnym i daleko mi do tego. By podjąć się takiego wyzwania trzeba mieć spore doświadczenie i wystarczająco dużo sprzętu. W końcu tego jednego, jedynego nie w życiu nie jesteśmy w stanie powtórzyć. A co, jeśli zawiedzie nas nasz aparat? Musimy mieć kolejny w zapasie. Podobnie jak dodatkowe obiektywy itp. Sesje w plenerze zawsze możemy powtórzyć. Ale ceremonia ślubna i wesele jest tylko raz. I nie darowałabym sobie, gdyby przez moje niedoświadczenie, ktoś zostałby pozbawiony pamiątki swojego życia. Nie przeszkadza mi to jednak w tym, by czytać książki tego typu. W końcu nie jest ona skierowana wyłącznie dla osób, które takie właśnie zdjęcia wykonują. Wierzcie mi, że nawet zwykły fotograf amator znajdzie w nich informacje, które przydadzą mu się w ich pracy. Na przykład jak wydobyć delikatne szczegóły białego stroju na fotografii lub jak zrobić zdjęcie o niepowtarzalnym klimacie przy blasku świec. To takie drobne tajemnice, które każdy pasjonat fotografii portretowej chciałby opanować do perfekcji. Bo robiąc zdjęcie ludziom nie w odpowiednio wyposażonym studiu lecz w warunkach zastanych musimy liczyć się z tym, że to my będziemy musieli dostosować się do warunków otoczenia a nie odwrotnie. Dlatego też z takim zainteresowaniem czytałam tę książkę. Dowiedziałam się z niej jak poradzić sobie przy bardzo złym oświetleniu, jak robić zdjęcia grupowe, jak stworzyć wyjątkowy, romantyczny nastrój. Oczywiście przeczytanie tego poradnika nie czyni mnie mistrzem w tej dziedzinie, ale ileż to rzeczy nagle stało się dla mnie bardziej zrozumiałych... Bardzo lubię takie książki. Lubię czytać porady ludzi, którzy wiedzą co mówią. Którzy dzielą się z nami swoim doświadczeniem i starają pomóc na naszej własnej drodze. Dlatego też z przyjemnością polecam Wam książkę pt. "Ślub w obiektywie. Zatrzymaj w kadrze ten wyjątkowy czas" autorstwa Glen Johnson nawet jeśli nie robicie zdjęć na ślubach. Jestem pewna, że znajdziecie w niej coś ciekawego. Polecam!

Zdjęcia książki znajdziecie na: http://annaradziach.blogspot.com/2015/06/slub-w-obiektywie-zatrzymaj-w-kadrze.html

Nie jestem fotografem ślubnym i daleko mi do tego. By podjąć się takiego wyzwania trzeba mieć spore doświadczenie i wystarczająco dużo sprzętu. W końcu tego jednego, jedynego nie w życiu nie jesteśmy w stanie powtórzyć. A co, jeśli zawiedzie nas nasz aparat? Musimy mieć kolejny w zapasie. Podobnie jak dodatkowe obiektywy itp. Sesje w plenerze zawsze możemy powtórzyć. Ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest bardzo wiele rodzajów fotografii. Ja od zawsze najbardziej na świecie kochałam fotografować ludzi. Nie ważne czy były to dzieci, czy osoby starsze. Czy fotografowałam typowo wyreżyserowane scenki, czy były to zdjęcia spontaniczne. Tak czy inaczej lubiłam gdy przed moim obiektywem stał jakiś człowiek. I w zasadzie poza drobną odskocznia w postaci fotografii kulinarnej - ta miłości została mi do dziś. I tak stale biegałam za kimś z aparatem. Na początku były to dzieciaki w mojej rodzinie, potem moje własne. Teraz zaczynam sięgać po maluchy znajomych, choć jeszcze nie wiem jak to wyjdzie. Ale ogólnie zdjęcia kochałam i kocham robić. A gdy tylko nadarzy się okazja strzelam także zdjęcia na różnego rodzaju imprezach plenerowych. Tu na blogu także takie zdjęcia zaprezentowałam, choć jeśli mam być szczera mam na dysku ich jeszcze bardzo wiele. Gdy robię zdjęcia reporterskie czuję się jak ryba w wodzie. To wspaniała zabawa, świetna przygoda i co najważniejsze - cudowna pamiątka.


Gdy więc zobaczyłam książkę zatytułowaną "Fotografia portretowa i reportażowa" - pomyślałam, że ktoś napisał ją specjalnie dla mnie. Nie mogłam jej nie przeczytać.


Muszę przyznać, że poszło mi nadzwyczaj sprawnie. Dotąd czytając książki na temat fotografii znacznie dłużej nie potrafiłam się z nimi rozstać. Tym jednak razem, poszło mi niemalże błyskawicznie. Nawet się nie spostrzegłam, a byłam już na ostatniej stronie, choć lektura ta wcale nie należy do tych najcieńszych. Liczy sobie ponad 260 stron...


Jest to poradnik skierowany do amatorów fotografii, którzy jeszcze nie do końca wiedzą o co w tym wszystkim chodzi. Gdy pierwszy raz miałam tą książkę w ręku, jeszcze robiłam zdjęcia kompaktem. Lustrzanka pozostawała w sferze moich najskrytszych marzeń, a ja nie miałam bladego pojęcia jak to jest robić zdjęcia takim sprzętem. Potem sięgnęłam po nią raz jeszcze. Kilka dni po tym, jak w moim posiadaniu znalazł się NIKON D5200. Ale bez względu na to kiedy zaczęłam czytać tę książkę wiedziałam, ze nagle wiele rzeczy staje się dla mnie jaśniejszych. A praca z lustrzanką nie jest wcale taka trudna, jak mi się wydawało :)


"Fotografia portretowa i reportażowa" zawiera w sobie bardzo dużo informacji na temat podstaw fotografii. Jest tu sporo na temat kompozycji zdjęć, światła, a także wiedzy o aparatach i ich obsłudze. Autorka w tym poradniku poruszyła temat obiektywów, akumulatorów, statywów, odbłyśników, dyfuzorów, lamp, teł i wiele wiele więcej. Co więcej - informacje te opisane tu są - powiedziałabym - dość "łopatologicznie" i rozdziały te zajmują sporą część naszego poradnika. Co nie oznacza, że tylko o tym autorka pisze. Nie nie... to jeszcze nie koniec. Przeczytamy tu jeszcze na temat światła, kompozycji kadru itp. Nie zabraknie nam także porad jak wykonywać zdjęcia portretowe, rodzinne, grupowe, reporterskie oraz tego jak fotografować dzieci w różnym wieku. Erin Manning dzieli się z nami w tej książce swoim doświadczeniem, a także wiedzą, którą zdobyła podczas wielu lat pracy. Czytając tą książkę często trafiamy na różnego rodzaju triki, które po zastosowaniu sprawią, że nasze zdjęcia będą ciekawsze i bardziej profesjonalne. Trzeba tylko umieć słuchać i obserwować.


Najbardziej cieszy mnie jednak nie to, że przeczytałam tę książkę od deski do deski, ale to, że zrobiłam to zanim przeczytałam opinie na jej temat w sieci. Bo okazuje się, że ta lektura zbiera niezbyt pochlebne recenzje! Pewnie gdybym to wiedziała nawet nie spojrzałabym w kierunku tego poradnika. Bo przecież nie mogłabym się uczyć z książki, której nie lubią inni fotografowie. Ale z drugiej strony...Nie jestem pewna, czy te złe opinie są słuszne. Internaucie przyczepiają się do tego, że są tu najprostsze, najbardziej podstawowe informacje. A co w tym złego? Czy poradnik zawsze musi być dla profesjonalisty? A może kupując sprzęt fotograficzny od razu nabywamy konkretną wiedzę na jego temat? Hm... nie wiem jak to było u Was, ale u mnie to się nie sprawdziło. Twierdzą, że niektóre triki, jakie podsuwa nam autorka są banalne. Ale przecież czasem właśnie najprostsze rozwiązanie jest najbardziej skuteczne. No i argument ostatni to zdjęcia. Niektórzy uważają, że są po prostu złe i że oni wykonaliby je lepiej. Wiele lat za pan brat z fotografią nauczyło mnie, że każdy ma swoje wizje związane ze swoją działalnością. I chyba nie ma takiego fotografa, którego prace podobałyby się dosłownie każdemu, bez wyjątku. Fakt, mnie także kilka zdjęć z tej książki nie przypadły do gustu, ale może po prostu taka była wizja autorki? Jedno z najgorszych to portret matki w takiej jakby kanciastej konstrukcji. To chyba jakieś kolumny, sama nie wiem co. Zdjęcie według mnie brzydkie, ale Erin Manning, chciała nam w ten sposób pokazać jak zastosować efekt ramy na zdjęciu, by wyglądało ono ciekawiej. Może nie o jakość zdjęcia chodziło, co o pomysł! Ja zatem nie jestem aż tak zdegustowana tą książką jak wielu jej czytelników. Uważam, że jest to fajna książka dla początkujących i tyle. Ja gdy teraz nabrałam już nieco wprawy także nie znajduję w niej nic ciekawego, ale swego czasu zaglądałam do niej z przyjemnością i myślę, że wcale nie wyszło mi to na gorsze ;)

Zdjęcia książki znajdziecie na: http://annaradziach.blogspot.com/2015/05/fotografia-portretowa-i-reportazowa.html

Jest bardzo wiele rodzajów fotografii. Ja od zawsze najbardziej na świecie kochałam fotografować ludzi. Nie ważne czy były to dzieci, czy osoby starsze. Czy fotografowałam typowo wyreżyserowane scenki, czy były to zdjęcia spontaniczne. Tak czy inaczej lubiłam gdy przed moim obiektywem stał jakiś człowiek. I w zasadzie poza drobną odskocznia w postaci fotografii kulinarnej -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dziś napiszę o jeszcze jednej książce, którą według mnie warto znać. Autora tego albumu już poznaliście, gdy polecałam Wam książkę pt. "Fotograf w podróży". A teraz inna książka - bardzo podobna do tej wymienionej przed chwilą. Ta nosi tytuł " Przystanek Dakar" i prezentuje nam fotografie z tego niezwykłego i bardzo niebezpiecznego rajdu. Nie wiem czy jest sens opisywać Wam drobiazgowo to co znajdziemy wewnątrz tej publikacji. Wiadomo, że jej treść jest ściśle związana z tym wydarzeniem. Autor książki towarzyszył uczestnikom rajdu przez cały czas. Fotografował ludzi i maszyny, był świadkiem wielu niezwykłych wydarzeń, które starał się uwiecznić na swoich fotografiach, by teraz pokazać je nam. I nie ukrywam, że zrobił to w taki sposób, że aż trudno oderwać wzrok od jego zdjęć. Nigdy nie interesowała mnie taka tematyka. Uwielbiam zdjęcia reporterskie, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by fotografować rajd. Wydawało mi się, że nie ma tam niczego nadzwyczajnego. Po prostu jadą samochody. Czasem gdzieś tam się "zakopią" i muszą jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Ale czy to wszystko jest godne naszej uwagi? Myślałam, ze takie rzeczy lubią tylko fani motoryzacji i ekstremalnych warunków. Tymczasem Jacek Bonecki pokazał nam jak taki rajd wygląda na prawdę. Pokazał nam te wszystkie sytuacje od podszewki, ludzi, którzy pragną dokończyć wyścig mimo ogromnego wyczerpania. Zresztą autor tej publikacji pokazuje nam także jak malowniczy jest ten teren. I nie zabraknie nam także zdjęć widzów tej atrakcji :) Nie śledziłam przebiegu żadnego z takich wyścigów. I choć podziwiam odwagę i determinację ludzi, którzy zdecydowali się wziąć w nim udział - nie sadziłam, ze książka na temat rajdu Dakar tak bardzo mnie zainteresuje. Tymczasem ten album mnie oczarował. Z przyjemnością przeczytałam cała tą książkę, a zdjęcia podziwiam do dziś. Według mnie są genialne. Chciałabym umieć w taki sposób uchwycić chwilę i emocje. "Przystanek Dakar" to książka, którą pokochają nie tylko fani tego rajdu. Polecam :)

Zdjęcia książki znajdziecie na: http://annaradziach.blogspot.com/2015/06/przystank-dakar.html

Dziś napiszę o jeszcze jednej książce, którą według mnie warto znać. Autora tego albumu już poznaliście, gdy polecałam Wam książkę pt. "Fotograf w podróży". A teraz inna książka - bardzo podobna do tej wymienionej przed chwilą. Ta nosi tytuł " Przystanek Dakar" i prezentuje nam fotografie z tego niezwykłego i bardzo niebezpiecznego rajdu. Nie wiem czy jest sens opisywać Wam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie byłam zaskoczona gabarytami tej książki. Z doświadczenia wiem, że fotografia żywności wcale nie jest taka prosta jakby nam się wydawało. A gdy podejdziemy do tego tematu bardzo poważnie, przedstawiając go kompleksowo, to wyjdzie nam lektura na minimum kilkaset stron. I tak oczywiście jest i w tym przypadku. Książka ta liczy ponad 280 stron, ale znajdziemy w niej tak wiele informacji i obrazujących je ilustracji, że nawet nie zauważymy kiedy połkniemy całą książkę w mgnieniu oka.

Autorka poruszyła tu bowiem szereg bardzo ważnych zagadnień. Jestem pewna, że w tym poradniku każdy znajdzie coś dla siebie. Początkujący fotografowie poznają podstawy fotografii, znajdą wiele informacji na temat ustawień aparatu, światła i wiele wiele więcej. A ci, którzy już ten temat opanowali na pewno zainteresują się kolejnymi rozdziałami omawiającymi kompozycję dań, przygotowaniami do sesji fotografii kulinarnych, a także stylizacji naszych dań. Na końcu znajdzie się także dział związany z postprodukcją, czyli tego co dalej możemy zrobić z naszymi pracami.

Muszę Wam powiedzieć, że książkę tą przeczytałam calutką z wielkim zainteresowaniem. Fakt, fotografia nie jest mi obca od bardzo dawna, jednak z lustrzanką cyfrową jak dotąd nie miałam kontaktu, więc chętnie czytam choć na ten temat. I tutaj czekało mnie małe zaskoczenie. Autorka bowiem nie namawia nas w tej książce na zakup drogiego profesjonalnego sprzętu. Wręcz przeciwnie. Jej zdaniem na wszystko jest sposób i nie ważne czym, lecz jak robimy zdjęcia. Pokazała nam ona tutaj kilka sztuczek, które pozwalają zrobić naprawdę świetną fotkę dania nawet najprostszym kompaktem. Trzeba tylko wiedzieć jak podejść do tematu. I choć te wszystkie ciekawostki bardzo mi się podobały to i tak z największym zainteresowaniem czytałam działy dotyczące kompozycji i stylizacji dań. Fotografia kulinarna to sztuka, która mnie zawsze fascynowała. Trzeba mieć nie lada talent, by wykonać takie zdjęcia żywności, by osoby je oglądające przełykały po cichu ślinkę. Oj, chciałabym tak umieć. Naprawdę. Ciesze się zatem, że miałam okazję zapoznać się z tą lekturą. Wiem, że przeczytanie jej nie czyni od razu ze mnie mistrzyni fotografii kulinarnej. Ale na pewno będzie mi teraz ciut łatwiej. Jeśli tylko uda mi się wcielić w życie wszystkie porady autorki tej lektury, to jestem pewna, że moje kulinarne zdjęcia staną się bardziej apetyczne. Musze tylko ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Obiecuję, że dam z siebie wszystko.

A Wam gorąco polecam tę właśnie książkę. Każdy, kto lubi robić zdjęcia swoich kulinarnych dzieł na pewno będzie z niej bardzo zadowolony. To nie jest książka dla zawodowców, lecz dla pasjonatów. Zresztą - sami sprawdźcie. Polecam :)

Zdjęcia książki znajdziecie na: http://annaradziach.blogspot.com/2015/02/ujecia-ze-smakiem-kulisy-fotografii.html

Nie byłam zaskoczona gabarytami tej książki. Z doświadczenia wiem, że fotografia żywności wcale nie jest taka prosta jakby nam się wydawało. A gdy podejdziemy do tego tematu bardzo poważnie, przedstawiając go kompleksowo, to wyjdzie nam lektura na minimum kilkaset stron. I tak oczywiście jest i w tym przypadku. Książka ta liczy ponad 280 stron, ale znajdziemy w niej tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dziś zdjęć nie będzie. Choć nie, kłamię. Będą zdjęcia, lecz nie portretowe. Tym razem tak dla odmiany polecę Wam kolejną książkę, którą miałam okazję czytać. Może nie jest ona tak bardzo związana z fotografią, co te poprzednie, które Wam tu pokazywałam, ale zdjęć na pewno w niej nie brakuje. A poza nimi jest coś jeszcze. Bowiem, lektura ta zabiera nas w podróż do Tybetu. Bardzo odległej i niezwykle tajemniczej krainy. Pełnej magii i czarów. Brzmi trochę jak bajeczka dla małych dzieci, ale w tym przypadku to prawda. O Tybecie zawsze wiedziałam bardzo niewiele. A ponieważ podróże to kolejne moje hobby, nie mogłam zrezygnować z okazji by przeczytać tę książkę. Bardzo lubię dowiadywać się więcej o krajach, których z całą pewnością nigdy nie odwiedzę osobiście. Poznawać zakątki tak odległe, że aż trudno w to uwierzyć, że docierają tam ludzie. Czytać o ludziach, żyjących zupełnie inaczej niż my. Dla mnie to naprawdę bardzo ciekawe i często sięgam po takie właśnie książki. A najbardziej lubię wydania National Geographic, gdzie poza ciekawą treścią znajdziemy także całą masę świetnych zdjęć. Tutaj co prawda nie są one tak cudne jak w albumach autorstwa Jacka Boneckiego. Elżbieta Sęczykowska nie jest zawodowym fotografem, a miejsca, które odwiedza fotografuje jako zwykły turysta. Ale na pewno te, które zostały umieszczone w tej książce są naprawdę świetne. Przede wszystkim są one bardzo prawdziwe. Pokazują nam ten świat takim jaki jest w rzeczywistości i sprawiają, że jest nam łatwiej wyobrazić sobie te wszystkie miejsca, o których dotąd nie mieliśmy pojęcia. Książka ta poza zdjęciami zawiera także dokładny opis wyprawy do Tybetu. Autorka opisuje nam w niej wszystkie miejsca, jakie odwiedziła w drodze do Kumbum, oraz ludzi, jakich podczas tej wyprawy poznała. Muszę przyznać, że czytając tę lekturę naprawdę dużo się dowiedziałam. Wiedziałam, że to bardzo dziwne, tajemnicze miejsce. Wiedziałam, że jego mieszkańcy bardzo różnią się od nas. Ich życie, obyczaje i wierzenia są zupełnie odmienne i dla nas Europejczyków wręcz dziwaczne. Ale nie przypuszczałam, że aż tak. Niektóre informacje zawarte w tej książce sprawiały, że znacznie szerzej otwierałam oczy ze zdumienia i nie mogłam uwierzyć w to co czytam. Ta książka je niesamowita. Przynajmniej dla takich ciekawych świata ludzi co ja. Także polecam. Według mnie warto po nią sięgnąć :)

Zdjęcia książki znajdziecie na blogu: http://annaradziach.blogspot.com/2015/07/tybet-w-drodze-do-kumbum.html

Dziś zdjęć nie będzie. Choć nie, kłamię. Będą zdjęcia, lecz nie portretowe. Tym razem tak dla odmiany polecę Wam kolejną książkę, którą miałam okazję czytać. Może nie jest ona tak bardzo związana z fotografią, co te poprzednie, które Wam tu pokazywałam, ale zdjęć na pewno w niej nie brakuje. A poza nimi jest coś jeszcze. Bowiem, lektura ta zabiera nas w podróż do Tybetu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kto mnie dobrze zna, ten wie, że nigdy nie interesowały mnie zagraniczne wycieczki. Podróże lubię. Wręcz kocham! Ale jak dotąd (nie tylko z przyczyn ekonomicznych) zawsze wybierałam atrakcje znajdujące się na terenie Polski. W naszym kraju jest tak bardzo dużo rzeczy, które chciałabym jeszcze zobaczyć. Tak wiele miejsc, które marzę, by kiedyś zwiedzić. Wiele osób, które ma na swoim koncie nie jedną wycieczkę zagraniczną nie ma nawet pojęcia o tym, jak wiele cudownych zabytków i widoków mają tu na miejscu. Często są one wręcz na wyciągnięcie ręki. Dlatego też te wszystkie dalekie podróże nie robiły na mnie większego wrażenia. Podziwiam te wszystkie kraje, o których czytam. Zachwycam się miejscami, które widziałam na ilustracjach, ale gdy przychodziło co do czego i zaczynałam snuć plany na własny urlop, nawet mi do głowy nie przyszło, że tym razem moglibyśmy ruszyć gdzieś dalej. Ale... jak już nie raz się przekonałam, wszystko jest fajne do czasu. W pewnym momencie przychodzi dzień, w którym nasze pragnienia się zmieniają. I ja właśnie do tego momentu dobrnęłam. Nie dlatego, że Polska stała się dla mnie za ciasna. Nie dlatego, że nie mam już tu co oglądać. Oj, nie... Myślę, że w Polsce jeszcze na bardzo długo starczy mi zakątków do podziwiania. Tą moją nagłą zmianę zawdzięczam książce, którą właśnie przeczytałam. Jej autorka zaraziła mnie swoją pasją i wielką miłością do... Grecji!

Nie znam nawet odrobinki języka angielskiego. Nigdy w życiu nie byłam za granicą (poza małym jednodniowym epizodem w Pradze). Boję się latać samolotem :P A mimo to - wycieczka do Grecji, a konkretnie na wyspę Kreta - to jedno z moich obecnych marzeń. Oszalałam? Możliwe. Ale odkąd skończyłam czytać tą książkę cały czas myślę o tym, że kiedyś zobaczę na własne oczy te wszystkie miejsca, które dzięki niej poznałam. Chciałabym podążać szlakiem wytyczonym przez autorkę tego albumu i podziwiać piękno tej cudownej wyspy osobiście. Nie będę Wam tu oczywiście wymieniać zabytków, które warto zobaczyć podczas takiej wyprawy. Nie będę rozwodzić się nad pięknem tamtejszych plaż i wspaniałymi mieszkańcami, którzy chętnie i z ogromna przyjemnością przyjmują nowych gości. Skupię się raczej na tym, co znajdziemy w tej książce, która tak bardzo zmieniła mój punkt widzenia. A trzeba przyznać, ze jest tu chyba wszystko, więc mam o czym pisać ;)


"Chalepianka. Zapiski z Krety" to takie połączenie pamiętnika, wspaniałego albumu ze zdjęciami, książki podróżniczej i przewodnika po tym pięknym zakątku naszego globu. Anna Laudańska mieszka w Grecji już 11 lat. Przez ten czas zdążyła nauczyć się języka greckiego, doskonale poznać tą piękna wyspę oraz założyć rodzinę. Dzięki niej mamy możliwość poznać Kretę jak to się mówi, od podszewki. Dowiedzieć się, jacy są jej mieszkańcy, jak wygląda życie na wyspie oraz co warto zobaczyć tam na miejscu. I co najfajniejsze jest w tym wszystkim? Że są to informacje bardzo obszerne, szczegółowe i prawdziwe. Bo Anna Laudańska nie owija w bawełnę. Nie opisuje jedynie zalet tego miejsca, ale pokazuje nam prawdziwe oblicze Krety wymieniając zarówno jej zalety jak i wady. Przeczytamy zatem nie tylko o cudnym krajobrazie oraz wspaniałych plażach zapierających dech w piersiach, ale także o plagach komarów czy innych insektów. Dowiemy się jakie cudowne zabytki można tu zobaczyć, ale nie zdziwią nas tam dzikie tłumy turystów. Na szczęście autorka dzieli się z nami także własnym doświadczeniem i pokazuje także miejsca bardziej kameralne, a równie atrakcyjne co te poprzednie. Poznamy także podstawowe słownictwo, tak by móc w miarę swobodnie poruszać się po okolicy. Przeczytamy o tradycjach greckich, upodobaniach kulinarnych itp. Powiem Wam szczerze, że ta książka to wręcz encyklopedia wiedzy, dla tego, kto chciałby wybrać się w podróż na Kretę. Nie zabraknie w niej wiedzy i doświadczenia autorki książki, wraz z namiarami na konkretne trony internetowe, na których możemy dowiedzieć się jeszcze więcej! Autorka tego albumu pisze w taki sposób, że nie sposób zakochać się w Grecji i jej mieszkańcach. Jej opisy pełne ciepła i miłości do tamtych zakątków sprawiają, ze sami się zakochujemy. Oj, tak naprawdę mogłabym tak pisać i pisać. Ale powiem krótko. Ja już połknęłam bakcyla i jeśli tylko kiedykolwiek nadarzy się taka okazja - wybiorę się na Kretę. Baaardzo bym chciała. A Was zapraszam do lektury. Warto!

Zdjęcia książki znajdziecie na blogu: http://annaradziach.blogspot.com/2015/08/chalepianka-zapiski-z-krety.html

Kto mnie dobrze zna, ten wie, że nigdy nie interesowały mnie zagraniczne wycieczki. Podróże lubię. Wręcz kocham! Ale jak dotąd (nie tylko z przyczyn ekonomicznych) zawsze wybierałam atrakcje znajdujące się na terenie Polski. W naszym kraju jest tak bardzo dużo rzeczy, które chciałabym jeszcze zobaczyć. Tak wiele miejsc, które marzę, by kiedyś zwiedzić. Wiele osób, które ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Zdjęcia cyfrowe w oświetleniu zastanym" to poradnik, który pomaga nam zrozumieć, że brak idealnego oświetlenia do zdjęć oraz lampy błyskowej to jeszcze nie koniec świata. Wystarczy tylko odpowiednio dobrać parametry w aparacie i na pewno nasze fotografie nie będą straszyć potencjalnych widzów. Wręcz przeciwnie. Nie powinny one bardzo różnić się od tych zdjęć, które inni wykonają z użyciem lampy błyskowej. Niby niewiele, ale jakże istotne. Przynajmniej dla mnie. Ponieważ ja jak dotąd własnej lampy jeszcze się nie dorobiłam i nie ukrywam, że wciąż zastanawiam się nad jej kupnem. Ale wróćmy do książki.

Na początku tego ogromnego wręcz albumu (gabaryty tej książki bardzo mnie zaskoczyły) przeczytamy trochę teorii dotyczącej samej fotografii oraz tego jak różni artyści postrzegali i postrzegają światło. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem ogromnej wiedzy Pana Andrzeja Mroczka. Bowiem autor tej książki nie tylko potrafi wymienić nam wielu słynnych fotografów, którzy działali w tej branży przed dziesiątkami lat, ale także podaje nam przykłady ich prac oraz opisuje w jaki sposób sobie oni radzili, choć ich sprzęt był niczym w porównaniu z dzisiejszą technologią. Ale to nie wszystko. Pan Andrzej by pokazać nam jak dostrzegać światło, jak się nim bawić i jak z niego korzystać sięga także do malarstwa! Wiecie co, nigdy jakoś nie zastanawiałam się nad tym, że osoby, które próbują namalować obraz, także muszą się na tym skupić. Oni także muszą dostrzegać światło, muszą umieć je uchwycić oraz tak wykorzystać by ich dzieło nas zachwyciło. A przecież to oczywiste. W końcu "fotografia" to rysowanie światłem, prawda?

Kolejna część to teoria związana ze światłem. Nie będę się tu zagłębiać w szczegóły, bo tak naprawdę sama nie jestem w tym najlepsza. Te wszystkie metody pomiaru światła, kelviny, miredy i takie tam. Nie ukrywam, że mnie to przerasta i raczej nie prędko wszystko uda mi się z tego zrozumieć. Dalej przechodzimy do techniki. Tutaj też trochę przerażająco skomplikowanych rzeczy, ale już znacznie bardziej zrozumiałych i przystępnych. Najbardziej chyba spodobał mi się rozdział na temat ostrości. Mam nadzieję, że wskazówki z tej części uda mi się wykorzystać w realu.

Ale spokojnie. Ten album to nie jakiś fotograficzny horror dla amatorów. Gdy już przebrniemy przez te trzy niezbyt długie rozdziały czaka nas to co najprzyjemniejsze, czyli wykorzystanie zdobytej wcześniej wiedzy w praktyce. Kompozycja, sztuka fotografowania dzieci, fotografia czarno-biała, panoramy, fotografia reporterska, architektura i HDR. No i zakończenie, czyli niespodzianka dla wszystkich ciekawskich i lubiących uczyć się na przykładach. W ostatnim rozdziale tej książki autor dzieli się z nami szczegółami jak wykonał kilka swoich prac. Jest co poczytać - wierzcie mi :)

Zdjęcia książki znajdziecie na blogu: http://annaradziach.blogspot.com/2015/09/zdjecia-cyfrowe-w-oswietleniu-zastanym.html

"Zdjęcia cyfrowe w oświetleniu zastanym" to poradnik, który pomaga nam zrozumieć, że brak idealnego oświetlenia do zdjęć oraz lampy błyskowej to jeszcze nie koniec świata. Wystarczy tylko odpowiednio dobrać parametry w aparacie i na pewno nasze fotografie nie będą straszyć potencjalnych widzów. Wręcz przeciwnie. Nie powinny one bardzo różnić się od tych zdjęć, które inni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie znam globtrotera, który nie chciałby zachować na zdjęciach swoich przygód. A ja, choć nigdy nie zapuszczałam się tak daleko jak autor tej publikacji również nigdy podczas moich wycieczek nie rozstaje się z aparatem. Pewnie, że moje zdjęcia nie są doskonałe. Jestem pewna, że wielu profesjonalnych fotografów zrobiłoby je znacznie lepiej. Ale staram się jak mogę, by ująć na nich te wszystkie emocje i cudowne wspomnienia, które towarzyszą mi podczas wyprawy. Pragnę oddać na zdjęciach piękno, które mnie otacza. Z jakim skutkiem? No cóż, zamieszczam tu praktycznie wszystkie zdjęcia z wycieczek, wiec macie okazję ocenić to sami. Ja jestem zadowolona, choć za każdym razem staram się to robić lepiej. Więc takie poradniki, jak ten, który Wam dziś pokażę jest w sam raz dla mnie. Uwielbiam go!


Jacek Bonecki - słynny fotograf podróżnik napisał już nie jedną książkę. I nie jedna stoi już na półce w mojej biblioteczce. Uwielbiam czytać o jego przygodach, o tym jak zdobywał doświadczenie i jak powstawały jego słynne fotografie. A on na szczęście chętnie dzieli się z nami swoją wiedzą i wspomnieniami. Opisuje dokładnie to jak wykonał takie, a nie inne ujęcie. Czy to był tylko przypadek czy może wiedza i doświadczenie. A może i jedno i drugie? W końcu "szczęście sprzyja lepszym" prawda? Od lat podziwiam jego pracę. Jestem pod wrażeniem albumu Przystanek Dakar, do którego bardzo często wracam. Ale nie zaszkodzi poznać także jego kolejne prace i nowe publikacje. Dlatego też chętnie sięgnęłam po książkę "Podróżnik Fotograficzny". Byłam strasznie ciekawa co w niej znajdę i na szczęście jak zwykle się nie zawiodłam.


W tej książce przede wszystkim znajdziemy całą masę porad i wskazówek dotyczących tego jak zrobić super zdjęcie. Oczywiście takiej jedynej recepty gwarantującej sukces nie ma, bo na świetną fotografie ma wpływ cała masa czynników. A wiele z nich jest całkowicie niezależnych od nas. Ale jeśli nauczymy się wykorzystywać to co nas otacza oraz będziemy z całych sił dążyć do tego, by zdjęcie, które od samego początku gdzieś tam tkwi w naszej głowie wyglądało na ujęciu tak jak tego chcemy - to jest duża szansa, że nam się to uda. Że nasze zdjęcia zaczną zachwycać nie tylko nas i naszych najbliższych, ale również innych. Wystarczy tylko wciąż pracować nad swoimi umiejętnościami i wierzyć w siebie. Nie zaszkodzi oczywiście zajrzeć także do takich książek jak ta. Do publikacji, w których doświadczony fotograf dzieli się z nami swoimi sposobami na udaną fotografię. Który radzi jakim sprzętem warto się posługiwać, a którego raczej unikać. Po jakie pomoce sięgnąć, a które zignorować. Jakie warunki atmosferyczne są dla nas pożądane, a przed którymi należy uciekać. Jak radzić sobie w warunkach zupełnie niekorzystnych by dostosować je do naszych potrzeb. W końcu fotograf w podróży to nie człowiek stojący w studiu, który ma do dyspozycji odpowiednie tła, sprzęt oświetleniowy itp. To człowiek, który musi zmagać się z różnymi przeciwnościami losu. I choć to na pewno łatwe nie jest, to sądzę, że duma ze świetnego zdjęcia wykonanego w takich warunkach jest o niebo większa od zadowolenia z rewelacyjnej fotografii wykonanej w warunkach stworzonych przez człowieka. Ja zawsze zdecydowanie bardziej wolałam fotografię plenerową. Może nie tak ekstremalną jak rajd Dakar, ale naturalną. Dlatego też wszystkie te wskazówki Jacka Boneckiego chłonęłam całą sobą. Nie wiem czy będę potrafiła wykorzystać tą wiedzę w praktyce. Ale na pewno będę się bardzo starała :)


Książka, którą Wam dziś tu polecam jest super nie tylko dlatego, że autor wymienia tu tak wiele trików i mini recept na dobre zdjęcie. Jest także świetna z tego względu, że te wszystkie porady są opisane w bardzo ciekawy i prosty sposób. Książka przyciąga naszą uwagę dzięki całej masie wspaniałych zdjęć. Jest pięknie wykonana i fajnie napisana. Jak dla mnie - suuuper!

Zdjęcia książki znajdziecie na blogu: http://annaradziach.blogspot.com/2016/06/podroznik-fotograficzny.html

Nie znam globtrotera, który nie chciałby zachować na zdjęciach swoich przygód. A ja, choć nigdy nie zapuszczałam się tak daleko jak autor tej publikacji również nigdy podczas moich wycieczek nie rozstaje się z aparatem. Pewnie, że moje zdjęcia nie są doskonałe. Jestem pewna, że wielu profesjonalnych fotografów zrobiłoby je znacznie lepiej. Ale staram się jak mogę, by ująć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Choć historia opisana wewnatrz jest dość ciekawa, to nie podobał mi się styl pisania autorki. Gubiłam się w wątkach i szczegółach. Nie podobały mi się niekończące się porównania i przenośnie. Szczegółowy opisy wymiotowania jednego z bohaterów itp. Tym razem to nie książka dla mnie...

Choć historia opisana wewnatrz jest dość ciekawa, to nie podobał mi się styl pisania autorki. Gubiłam się w wątkach i szczegółach. Nie podobały mi się niekończące się porównania i przenośnie. Szczegółowy opisy wymiotowania jednego z bohaterów itp. Tym razem to nie książka dla mnie...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Dla mnie zdecydowanie za ciemna, za brązowa i mało smakowita grafika. Przepisy raczej dość proste, gorzej ze składnikami. O wielu nigdy nawet nie słyszałam. Część okazała się łatwo dostępna w pobliskim sklepie, ale nie wszystkie sprawdzałam, więc nie powiem na 100% czy będę w stanie je nabyć. Podoba mi się szczegółowy opis w poradniku i mnóstwo ciekawostek, o których nie miałam pojęcia. Fajnie jest opisany również sposób korzystania z zamienników.

Dla mnie zdecydowanie za ciemna, za brązowa i mało smakowita grafika. Przepisy raczej dość proste, gorzej ze składnikami. O wielu nigdy nawet nie słyszałam. Część okazała się łatwo dostępna w pobliskim sklepie, ale nie wszystkie sprawdzałam, więc nie powiem na 100% czy będę w stanie je nabyć. Podoba mi się szczegółowy opis w poradniku i mnóstwo ciekawostek, o których nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fajny temat, historia bardzo ciekawa, zakończenie... na pewno zaskakujące, ale zupełnie nie w moim guście. Ogólnie fajna, gdyby nie styl pisania autorki. Niestety mnie nie oczarował, ale to rzecz gustu :)

Fajny temat, historia bardzo ciekawa, zakończenie... na pewno zaskakujące, ale zupełnie nie w moim guście. Ogólnie fajna, gdyby nie styl pisania autorki. Niestety mnie nie oczarował, ale to rzecz gustu :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Trochę mi się ta powieść dłużyła. Zdecydowanie wolę książki bardziej wciągające z jakąś tajemnicą w tle do rozwiązania. Tutaj tajemnica pojawiła się na samym początku, po czym zapomniano o niej na długi, długi czas i rozwiązano ją na samym końcu. Nie było tego budowania napięcia, tego dreszczyku emocji... Ale z drugiej strony autorka powieści porusza ciekawy temat. Snuje swoją opowieść w przemyślany sposób. Choć bohaterów jest wielu, nie pogubimy się podczas czytania. Wszystko fajnie się ze sobą łączy, przeplata. Ogólnie fajna. Warto po nią sięgnąć.

Trochę mi się ta powieść dłużyła. Zdecydowanie wolę książki bardziej wciągające z jakąś tajemnicą w tle do rozwiązania. Tutaj tajemnica pojawiła się na samym początku, po czym zapomniano o niej na długi, długi czas i rozwiązano ją na samym końcu. Nie było tego budowania napięcia, tego dreszczyku emocji... Ale z drugiej strony autorka powieści porusza ciekawy temat. Snuje...

więcej Pokaż mimo to