Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

O modlitwie można pisać i pisać bez końca - to oczywiste. Tym razem o. Kucharski do swojej opowieści zaprasza przyjaciół - świętych karmelitańskich. Dzieli się więc wraz z nimi swoim największym skarbem - "błogosławieństwem trwania w Bożej obecności". Jedno z najciekawszych świadectw to słowa brata Wawrzyńca od Zmartwychwstania, klasztornego kucharza, który pisał: "nie ma potrzeby dokonywać wielkich dzieł: obracam mały omlet na patelni z miłości do Boga. Kiedy nie mogę już nic uczynić, wystarczy mi, że podniosę źdźbło trawy z miłości ku Bogu. Ludzie szukają różnych dróg, na których mogliby się nauczyć kochać Boga. (...) Podejmują ogromny wysiłek, aby pozostawać w Jego obecności przy pomocy różnych środków. A czyż nie jest prostym i skuteczniejszym sposobem wykonać wszystko z miłości do Boga, wykorzystując zadania, jakie stawia przed kimś jego stan, i tak okazać Mu tę miłość oraz trwać wewnętrznie w Jego obecności przez jedność Jego i naszego serca?".
Ojciec Kucharski przytacza wypowiedzi osób, które dzięki nawiązaniu bliskiej relacji z Bogiem były w stanie poradzić sobie w zmaganiach z cierpieniem, samotnością, chorobą. Nie znaczy to jednak, że modlitwa jest dobrem przeznaczonym tylko dla osób, które przeżywają trudności. Co więcej, ona sama może być zmaganiem. Karmelita zaznacza, że jeśli chcemy dobrze się modlić, warto starać się o wewnętrzne wyciszenie (a więc zostawić zamartwianie się o przyszłość czy też przeżywanie tego, co minęło), czystość serca (trudną umiejętność kochania nie "tylko tych, którzy nas miłują"), wolność od przywiązania (do rzeczy, osób... ale i do samego siebie). Dlaczego wreszcie modlitwa jest taka ważna? Ponieważ "ten swoisty brak, którego doświadczamy w naszych ludzkich miłościach może wypełnić tylko dotknięcie miłującą dłonią Boskiego Oblubieńca, najwierniejszego naszego Przyjaciela, któremu zależy na zaspokojeniu wszystkich naszych najgłębszych oczekiwań".

O modlitwie można pisać i pisać bez końca - to oczywiste. Tym razem o. Kucharski do swojej opowieści zaprasza przyjaciół - świętych karmelitańskich. Dzieli się więc wraz z nimi swoim największym skarbem - "błogosławieństwem trwania w Bożej obecności". Jedno z najciekawszych świadectw to słowa brata Wawrzyńca od Zmartwychwstania, klasztornego kucharza, który pisał: "nie ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeśli ktoś niemalże wychował się na książkach Jacka Pulikowskiego, dotyczących życia w małżeństwie i rodzinie, to oczywiście wie, jak ważna jest rola męża i ojca. Ale gdyby chciał poszukać argumentów z innego źródła, może zajrzeć do tej książki. Autor sam jest wychowawcą, pisze więc o wielu problemach (szczególnie nastolatków), z którymi mogą zetknąć się ojcowie, np. uzależnienia (nie tylko od alkoholu czy narkotyków, ale także od internetu czy pornografii), niska samoocena (i wiążące się z tym depresja czy zaburzenia odżywiania). Zwraca uwagę na to, że dobra obecność ojca wzmacnia w dziecku poczucie bezpieczeństwa, a to procentuje na przyszłość w jego nauce, pracy czy wreszcie w relacjach. Vanni pisze również o aborcji, zaznaczając, że syndrom postaborcyjny dotyka także mężczyzn. Wskazuje wiele stron internetowych, z których ojcowie mogą czerpać inspiracje (o dziwo, choć sam jest Włochem, podaje strony głównie w języku angielskim). Krótko pisze o roli ojca w wychowywaniu religijnym.
W jednym z rozdziałów autor dotyka też problemu rozwodu. Mówi o tym, w jaki sposób ta sytuacja jest odbierana przez dzieci (zarówno młodsze, jak i nastolatków), przypomina, aby nie manipulować ich uczuciami, zachęca, aby mimo rozstania kontaktować się z nimi, ale... można było odnieść wrażenie, że według autora rozwód jest sytuacją ostateczną, że małżeństwa nie da się już uratować i trzeba się z tym pogodzić. Być może takie spojrzenie wynika z większego procentu rozbitych rodzin we Włoszech albo w ogóle na Zachodzie (Vanni podaje zresztą zatrważające liczby)? Podobnie dziwnie brzmiało kilkakrotnie powtórzone sformułowanie "żona albo partnerka". Poprawność polityczna czy przyzwyczajenie?
Mimo tych drobnych usterek to wartościowa książka, przypominająca o tym, że "obecność ojca jest jednym z największych bogactw, jeśli chodzi o dobrodziejstwa, jakie może przynieść dla życia dzieci (...). Ojcostwo, jeśli jest głęboko przeżywane, stanowi inwestycję mężczyzny w dobro rodziny i gwarancję radosnego wzrastania dzieci na wszystkich płaszczyznach".

Jeśli ktoś niemalże wychował się na książkach Jacka Pulikowskiego, dotyczących życia w małżeństwie i rodzinie, to oczywiście wie, jak ważna jest rola męża i ojca. Ale gdyby chciał poszukać argumentów z innego źródła, może zajrzeć do tej książki. Autor sam jest wychowawcą, pisze więc o wielu problemach (szczególnie nastolatków), z którymi mogą zetknąć się ojcowie, np....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kolejna książka, którą trzeba czytać wolno. Zresztą, jak mawiał św. Ignacy, "nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadowala i nasyca duszę". A jest co smakować. Autor zaprasza, aby skonfrontować się z własnym niepokojem o przyszłość, ale i lękiem przed miłością. "Czy Bóg się spóźnia na spotkanie z człowiekiem? Czy to może człowiek się spóźnia? Czy spóźniamy się, by spotkać się ze sobą nawzajem?". Zachęca, aby nie bać się wołać do Boga o swoich oczekiwaniach, pragnieniach, rozczarowaniu. Pokazuje Boga, który umiłował do końca, ale który nie zniewala człowieka Swoją miłością, a wręcz jest Wielkim Oczekującym - oczekującym nie tylko na powrót wielkich grzeszników, ale może przede wszystkim letnich chrześcijan... Autor zwraca też uwagę na istniejący w człowieku zarówno ogromny (choć nieraz skrywany) głód miłości, jak i lęk przed tym, aby kochać, a w związku z tym zostać zranionym. Dlatego sytuacje kryzysowe mają niejednokrotnie ukryty sens: "Jezus chce nas wyrwać z tego martwego punktu, pozornie bezpiecznego miejsca, w którym chroniąc się przed miłością, umieramy bez miłości. Dlatego, gdy my umieramy bez miłości, Jezus umiera z miłości!I to jest radykalna odpowiedź Boga, skierowana do człowieka".
"Tajemnica całej historii zbawienia mówi nam, że miłość przychodzi, choć po ludzku często niezrozumiale spóźniona. Bo trudno jest rozpoznać w ludzkich historiach Bożą miłość (...). Złożyć w logiczną całość nasze życie z obecnym i ukrytym w nim Bogiem to bardzo trudne zadanie. Jedno jednak jest pewne: Bóg się rodzi pośród nas".

Kolejna książka, którą trzeba czytać wolno. Zresztą, jak mawiał św. Ignacy, "nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadowala i nasyca duszę". A jest co smakować. Autor zaprasza, aby skonfrontować się z własnym niepokojem o przyszłość, ale i lękiem przed miłością. "Czy Bóg się spóźnia na spotkanie z człowiekiem? Czy to może człowiek się spóźnia?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Brat Moris słusznie zauważa, że osoba wierząca potrzebuje nie tylko przyjęcia swojej wiary sercem, ale i podjęcia refleksji intelektualnej. Opracowując na nowo serię swoich felietonów, autor rozważa kwestię tego, czym jest Kościół - zarówno od strony teologicznej czy biblijnej, jak i od strony jego członków (konsekrowanych i świeckich). Jednak, jak pisał papież Paweł VI (na którego brat Moris często się powołuje): "Człowiek naszych czasów chętniej słucha świadków aniżeli nauczycieli; a jeśli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami". I rzeczywiście, książka broni się najbardziej w tych miejscach, w których autor dzieli się świadectwem (czy to osobistego powołania, czy też przytaczając świadectwa innych), na przykład taką zabawną historią, która przydarzyła się w pewnej parafii na południu Francji: »...był tam ojciec dominikanin, który był proboszczem tamtejszej parafii. Ten ksiądz rozmawiał ze wszystkimi i chętnie chodził nawet do »kawiarni na rynku«, aby tam dyskutować ze stałymi bywalcami, którzy rozmawiali o wszystkim i o niczym. W ten sposób nawiązywał braterskie więzi i zdobył zaufanie ludzi. Niektórzy »wierni parafianie« napisali do biskupa skargę na prowadzenie się tego księdza. Dobry biskup był zaskoczony, czytając, że ów ojciec był oskarżany o »zapraszanie do kościoła ludzi, których noga nigdy tam nie postała«".
Dla czytelnika z Polski, szczególnie podejmującego w Kościele jakieś posługi, wstrząsający może być opis zaangażowania świeckich w Kościele francuskim. Wydaje się, że nastąpiło tam rozmycie granic między tym, co w Kościele mogą podjąć świeccy, a tym, co należy do kapłanów. Autor dodaje jednak, że dla wierzących Francuzów taka właśnie aktywność w Kościele jest bardzo ważna.
Cenne są natomiast refleksje autora na temat charyzmatu Małych Braci Jezusa - naśladowania życia ukrytego Jezusa, kontemplacji w świecie. Widać w nim ogromną miłość do osób, wśród których żyje. Domy zakonne Małych Braci to skromne mieszkania w blokowiskach, z jednym pokojem wydzielonym na kaplicę. Brat Moris tak opowiada o latach spędzonych w jednym z polskich miast: "Może się to wydawać dziwne, ale na tej ulicy zabudowanej starymi, zniszczonymi kamienicami, czujemy się u siebie (...) Żyjąc pośród ludzi prostych i często bardzo biednych, dzień po dniu uświadamiamy sobie, że nie jesteśmy wcale od nich lepsi, że razem z nimi należymy do tej samej społeczności. Doświadczamy jednocześnie, że nasi sąsiedzi, często mimo albo właśnie dzięki swojej słabości, potrafią tak się zachować, mieć takie gesty, spojrzenia, które poruszają nasze serca i czasami to oni właśnie nas ewangelizują".

Brat Moris słusznie zauważa, że osoba wierząca potrzebuje nie tylko przyjęcia swojej wiary sercem, ale i podjęcia refleksji intelektualnej. Opracowując na nowo serię swoich felietonów, autor rozważa kwestię tego, czym jest Kościół - zarówno od strony teologicznej czy biblijnej, jak i od strony jego członków (konsekrowanych i świeckich). Jednak, jak pisał papież Paweł VI (na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Święty Franciszek z Asyżu mawiał: "Bezustannie ucz Ewangelii, w razie konieczności używaj słów". W lipcu tego roku spotkałam osoby, które uczestniczyły w ewangelizacji autostopowej. Nie znaczy to oczywiście, że rzucały się na użytkowników czterech kółek, wydając słynny okrzyk bojowy: "Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki nawracać chcę!". Jeśli rozmowa zeszła na tematy wiary, dzieliły się świadectwem, przede wszystkim jednak były towarzyszami drogi, ogarniającymi napotkanych ludzi modlitwą. Uczyły się też zawierzenia Bożej Opatrzności. Rekolekcji przed rozpoczęciem posługi udzielał ewangelizatorom właśnie o. Krzysztof Pałys, dominikanin.
"Ludzie ósmego dnia" to zapis autostopowej wyprawy o. Krzysztofa i jego współbrata, o. Macieja Chanaki, do Skopje, miejsca narodzin Matki Teresy. Przez osiem dni (bo tyle właśnie trwała) ojciec prowadził dziennik podróży, notatki zapisując w telefonie komórkowym. "Nie interesowały nas wielkie miasta i tłumnie oblegane zabytki. Żadnych przewodników, baz noclegowych, miejsc, które "koniecznie trzeba zobaczyć". Byliśmy spragnieni słuchania historii mieszkających tam ludzi. Takich zwyczajnych, miejscowych, którzy po swojemu szukają sensu otaczającego ich świata. Słowo "zwyczajny" nie jest jednak właściwe. Zwyczajność jest pozorem, który odbiera ostrość widzenia. Spotkania z tymi osobami odsłaniały niezwykłość, której wcześniej nie potrafiłem dostrzec". Zapisując rozmowy, kapłan zwraca uwagę na tajemnicę ludzkiego serca, do którego tylko Bóg potrafi dotrzeć. Ojcowie przemierzają drogę w habitach dominikańskich, sam ich widok jest więc już znakiem. Ciekawe, że pewien zadeklarowany ateista nie może się wręcz od nich odczepić... Książka to także opowieść o ubóstwie, trudzie i doświadczeniu Bożej Opatrzności (jakże ważnym dla Matki Teresy). "Ludzie nieraz rozczarowują, wystarczy uczciwie spojrzeć na samego siebie. Na szczęście Bóg nie zawodzi nigdy. Historia pokazuje, że gdy coś się wali, tam wówczas Bóg posyła swoich przyjaciół. Wymyśla plan awaryjny, ponieważ jest wierny swojemu przymierzu".
Wyprawa pozostawiła w młodych kapłanach pragnienie większego zaufania Bogu, szaleństwa wiary. "Czy polecam taki rodzaj podróży?" - pyta autor. - "Absolutnie nie. Od Jego cudów można się uzależnić. Bóg nam świadkiem".
Refleksje o. Krzysztofa zostały wzbogacone rysunkami Jolanty Franus, doskonale oddającymi klimat odwiedzanych miejsc.

Święty Franciszek z Asyżu mawiał: "Bezustannie ucz Ewangelii, w razie konieczności używaj słów". W lipcu tego roku spotkałam osoby, które uczestniczyły w ewangelizacji autostopowej. Nie znaczy to oczywiście, że rzucały się na użytkowników czterech kółek, wydając słynny okrzyk bojowy: "Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki nawracać chcę!". Jeśli rozmowa zeszła na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Moje przyjaciółki i znajome nie mają w sobie nic z drobiu. Bo jeśli jest się kurą, to jest się nią niezależnie od aktualnego miejsca bytowania. Mogą więc istnieć: kury biurowe, kury pocztowe, kury biznesowe, kury szkolne, kury przychodniane, kury sklepowe, kury polityczne... itp. Myślę, że nazwa "kura domowa" została wylansowana przez inne przedstawicielki drobiu, które prowadząc czynne życie zawodowe, chcą przez sam ten fakt ukryć swoją kurowatość" - takie właśnie słowa wkłada w usta swojej bohaterki Agnieszka Grzelak (żona Szymona Grzelaka, autora "Dzikiego ojca" - a oprócz tego pisarka i malarka). Kamila Wrzos, pracuje w domu, zajmując się wychowywaniem czterech córek. Z natury jest samotniczką, nie cierpi monotonnych prac, więc po jedenastu latach takiego trybu życia dosięga ją zmęczenie i frustracja. Mimo poczucia wypalenia stara się jednak okazywać miłość mężowi i dzieciom.
"Matecznik" to (na szczęście) nie tyle smutne wyznania przemęczonej kobiety, co pełna humoru opowieść o codzienności, o niezbyt lubianych obowiązkach, ale i o rozwijaniu zainteresowań, ale przede wszystkim opowieść o darze, jakim jest czas. To także pytanie o sposób wychowania (autorka często odnosi się do sztandarowej już chyba pozycji "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły" A. Faber i E. Mazlish) oraz o stawianie granic. Agnieszka Grzelak ma poglądy podobne do mężowskich, ale pisze zupełnie inaczej, kobiecym okiem zauważając wiele szczegółów w zachowaniu dzieci, które mężczyźnie zapewne umkną.
Książkę czyta się dobrze, można się nieźle pośmiać - a jednocześnie nie pozostawia ona czytelnika bez refleksji.

"Moje przyjaciółki i znajome nie mają w sobie nic z drobiu. Bo jeśli jest się kurą, to jest się nią niezależnie od aktualnego miejsca bytowania. Mogą więc istnieć: kury biurowe, kury pocztowe, kury biznesowe, kury szkolne, kury przychodniane, kury sklepowe, kury polityczne... itp. Myślę, że nazwa "kura domowa" została wylansowana przez inne przedstawicielki drobiu, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,



Na półkach: ,



Na półkach: ,



Na półkach: ,


Okładka książki Poetyka stosowana Bożena Chrząstowska, Seweryna Wysłouch
Ocena 6,9
Poetyka stosowana Bożena Chrząstowska...

Na półkach: ,


Okładka książki Chrestomatia Staropolska Wojciech Ryszard Rzepka, Wiesław Wydra
Ocena 6,2
Chrestomatia S... Wojciech Ryszard Rz...

Na półkach: ,



Na półkach: ,



Na półkach: , , ,

Rachunek sumienia dla młodzieży - bardzo dobry.

Rachunek sumienia dla młodzieży - bardzo dobry.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niesamowici ludzie...

Niesamowici ludzie...

Pokaż mimo to

Okładka książki Od niepodległości do niepodległości. Historia Polski 1918–1989 Adam Dziurok, Marek Gałęzowski, Łukasz Kamiński (historyk), Filip Musiał
Ocena 7,8
Od niepodległo... Adam Dziurok, Marek...

Na półkach: , , ,

Bardzo dobry podręcznik

Bardzo dobry podręcznik

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kolejny szaleniec Boży :)

Kolejny szaleniec Boży :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

św. Teresa bez lukru, szczera do bólu, ucząca wiary w doświadczeniu ciemności i cierpienia.

św. Teresa bez lukru, szczera do bólu, ucząca wiary w doświadczeniu ciemności i cierpienia.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po prostu potrzebna.

Po prostu potrzebna.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tereska nieprzesłodzona. To się da czytać :) No i można duuużo wynieść dla siebie.

Tereska nieprzesłodzona. To się da czytać :) No i można duuużo wynieść dla siebie.

Pokaż mimo to