Julia Biel po raz kolejny zrobiła na mnie ogromne wrażenie. „To nie jest, do diabła, love story. Skin Deep” to kolejna książka tej autorki, od której bardzo ciężko jest się oderwać. W tej opowieści głównymi bohaterami jednak nie są Jonasz i Ella, lecz Wera i Aleks – ale nie ma się co martwić, Nutella ze swoim ukochanym również mają tutaj swoje miejsce. Pod jednym względem ta opowieść jest podobna do poprzednich części TNJDDLS, bo tak samo, jak swoje poprzedniczki jest idealnym poprawiaczem humoru. Czytając tę książkę, nie ma opcji, żeby się nie uśmiechnąć, dlatego warto do niej wracać. Mówiąc szczerze, bezpowrotnie zakochałam się w tej opowieści, a nowi bohaterowie ogromnie mnie urzekli. Jednak ostrzegam Was również przed tą książką, bo robi z człowiekiem coś naprawdę niewyobrażalnego. Ja, przeciwniczka wszelkich tatuaży po jej przeczytaniu zaczęłam rozmyślać nad jego zrobieniem. Oczywiście, poruszane są tutaj także trudniejsze tematy. Ta historia nie jest tak słodka, jak nutella, ale czasem przydaje się troszkę ochłody, bo życie nie jest przecież żadnym love story! Blizny na ciele i te w sercu są bolesne i często nie dają o sobie na co dzień zapomnieć, ale „Skin Deep” daje ogromną nadzieję na to, że wszystko jest możliwe – kolejny ważny powód do przeczytania tej powieści. Książka skierowana jest głównie do młodzieży i pewnie w tej grupie wiekowej ma największe wzięcie, ale starszym czytelnikom również powinna przypaść do gustu. W końcu każdy kiedyś był młody, poznał swoją pierwszą miłość i przeżywał te piękne i te trudne momenty z tym związane, więc dlaczego by do tego na chwilkę nie wrócić. Niepowtarzalna, błyskotliwa i przyprawiająca o motylki (lub nietoperze) w brzuchu. Jedynym ogromnym minusem tej książki jest to, że tak szybko się skończyła, bo czyta się ją naprawdę błyskawicznie, a cała historia jest skuteczna i pozwala przynajmniej chwilowo oderwać się od nudnej i ciężkiej rzeczywistości.