Dwanaście słów
- Kategoria:
- literatura piękna
- Wydawnictwo:
- Wielka Litera
- Data wydania:
- 2013-10-23
- Data 1. wyd. pol.:
- 2013-10-23
- Liczba stron:
- 240
- Czas czytania
- 4 godz. 0 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788364142246
- Tagi:
- literatura polska
Nowa powieść wybitnego reżysera i pisarza, autora bestsellerowego "Egzaminu z oddychania". Utrzymana w powściągliwym a jednocześnie intensywnym klimacie przypominającym film Jane Campion “Fortepian”.
Opowieść o miłości, ale niechcianej; pamięci, która jest zbyt natrętna; pokusach, które przerażają i o człowieku, który jest tajemnicą. Od dzikiej Afryki, po samotny dom ukryty w lesie. Od wielkich przemian w dziejach ludzkości, po skromną wiejską historię losu jednego dziecka. Kolejny raz Jan Jakub Kolski każe swoim czytelnikom odbyć podróż po świecie pełnym tak niesprawiedliwości jak i piękna. Ale także podróż po meandrach ludzkiej natury. Zderza ze sobą małość i wielkość człowieka, jego siłę i słabość, moralność i deprawację.
Marianna ma trzydzieści jeden lat, jest jedną z najładniejszych boromeuszek w klasztorze, ma niebieskie oczy, czarne włosy, zrośnięte brwi i jasną cerę. Opiekuje się chorymi w szpitalu, pielęgnuje ich, wysłuchuje losów… O świcie zachodzi do kościoła, aby uwielbić wiszący w transepcie wizerunek Jezusa – pięknego, smukłego, ciemnoskórego i… budzącego w niej nieprzyzwoite podniecenie. Kiedy postanawia uciec z klasztoru, wykrada święty obraz i zabiera ze sobą. Trzy miesiące później, w poszukiwaniu pracy, staje u drzwi Fryderyka, mieszkającego w leśnej chacie mężczyzny - ekscentrycznego samotnika, czarniawego, barczystego i nieprzyjemnego, z zapisaną w oczach mieszaniną mądrości i okrucieństwa. Nieliczni, którzy o nim wiedzą, nazywają go nauczycielem muzyki. Dwadzieścia lat temu przyjechał z Afryki. Co kazało mu uciekać z Kenii? Czy dwanaście słów, za pomocą których na co dzień się porozumiewają, wystarczy, by poznali swoje historie?
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Z perspektywy antychrysta
„12 słów” Jana Jakuba Kolskiego to powieść rozdarta – rozdarta między czcią a bluźnierstwem, między religią a mrokiem beznadziei, między chrześcijaństwem a pogaństwem. W tym przedziwnym, onirycznym romansie żądze pokonują ramy zdrowego rozsądku i obnażają hipokryzję norm społecznych. Kolski, jak na wielkiego artystę przystało, mierzy się w tej książce ze swoimi najmroczniejszymi obsesjami i wciąga czytelnika w wir ludzkiej psychiki.
Marianna należy do zakonu boromeuszek, jest obsesyjnie, wręcz namiętnie oddana Chrystusowi. Wkrótce opuszcza klasztor i spotyka na swojej drodze Fryderyka, tajemniczego nauczyciela muzyki w niewielkiej miejscowości. Dwoje ludzi łączy nić porozumienia – oboje mają za sobą traumatyczne przeżycia, które nie pozwalają im uwolnić się od przeszłości. Do Fryderyka cały czas powracają trudne doświadczenia z młodości spędzonej w Afryce, przed którymi stara się uciec, ale mroczna historia rodem z afrykańskiej dziczy domaga się dopełnienia. Marianna wchodzi w rolę, która pozwoli przejść obojgu przez labirynt głęboko skrywanych tajemnic.
Kolski w swoich późniejszych filmach, gdzieś tak od „Pornografii”, coraz częściej powraca do koncepcji ludzkiego życia jako egzystencjalnego teatru, w którym ważną rolę odgrywają osoby, które pełnią rolę reżyserów. To oni z jednej strony bawią się ludźmi, realizując własne scenariusze, z drugiej zaś biorą na swe barki olbrzymi ciężar odpowiedzialności za ich los. W „Pornografii”, ale i w innych dziełach Gombrowicza owo zrównanie bohatera z bóstwem jest ewidentne. W ostatnich dziełach Kolskiego widoczna jest fascynacja właśnie tym właśnie tematem. Zaryzykuję stwierdzenie, że ma to źródło w osobistych dylematach autora, związanych z jego reżyserską profesją. Jest to zawód uzurpujący sobie prawo do igrania ludzkim losem, co może rodzić pokusę diabolicznej pychy.
Odgrywanie ról może być jednak także formą psychoterapii. Już u zarania teatru widz przeżywał uczestnictwo w tragedii jako własne doświadczenie, by oczyścić swą duszę ze zalegających złych emocji. Potraktujmy zatem „Dwanaście słów” nie jak obrazoburczą i prowokującą prozę, ale jak dzieło zwracające się ku istocie sztuki – doznania głębokich stanów emocjonalnych, które pozwolą odbiorcy na posprzątanie swoich podświadomych lęków i obsesji. „Dwanaście słów” nadaje się ku temu doskonale, bowiem utkana jest z religijnych wyobrażeń, mitów i archetypów, które reprezentuje tutaj afrykańska historia Fryderyka.
Mógłbym się dopatrywać wad tej książki. Że Kolski nie jest pisarzem, że to widać, że scenariuszowy przebieg dialogów zmusza czytelnika do filmowego myślenia. Myślę, że języki i indywidualne mowy bohaterów są wyraziste i dobrze współgrają, ale to chyba zasługa myślenia scenariuszowego, bo jednak funkcja opisowa została tu mocno zredukowana, co nigdy literaturze nie robi dobrze, gdyż to właśnie opis tworzy klimat opowieści. Jeśli jednak przymkniemy oko na ten niewątpliwie ważny element literackiego rzemiosła, to zobaczymy jak ważnym i niespotykanym dziełem jest „Dwanaście słów”.
Czytając cały czas kojarzyłem sobie powieść Kolskiego z obrazami z „Antychrysta” von Triera. Nie wiem, czy dobrze odczytałem intencje autora, ale mroczny, szatański urok Fryderyka i silna emanacja pierwiastka kobiecego, który chce zdominować męski, była dla mnie najistotniejszym elementem. Kolejnym motywem łączącym te dwa dzieła jest tragiczna przeszłość bohaterów, skazująca ich na szaloną podróż w głąb podświadomości. I ta natura, która nie daje spokoju, która wciąga, która wyciąga z nas, co pierwotne.
Ciekaw jestem, czy Jan Jakub Kolski przeniesie kiedyś na ekran swe najbardziej obrazoburcze dzieło, które łączy jego wczesną fascynację magiczną siłą natury z późniejszymi mrokami „wieku męskiego”? Czy jest możliwe, żeby taki film w ogóle powstał? Czy byłby równie wybitny jak książka?
Sławomir Domański
Oceny
Książka na półkach
- 392
- 318
- 163
- 12
- 9
- 7
- 6
- 3
- 3
- 3
Opinia
Idę prawem serii. Niedawno przeczytałam „Egzamin z oddychania” Kolskiego, teraz „Dwanaście słów”. Symbolicznej dwunastki chyba nie osiągnę. Nie dlatego, że nie dałabym rady, bo dałabym, przecież tylko ja czytam duszkiem, ale zwyczajnie dlatego, że Kolski aż tyle książek chyba nie napisał. No, właśnie ta symbolika jest widoczna już w samym tytule. Dwunastka uosabia harmonię i doskonałość, a Kolski ma niemal obsesję na punkcie kompozycji, która musi być idealna.
„Dwanaście słów” to Kolski w najczystszej postaci. Bo jest o życiu i śmierci, o przechodzeniu, a raczej o przeprowadzaniu na drugą stronę, o Bogu, a właściwie o religii lub może trafniej religijności, jest o miłości do matki, jest jego faworyt wśród świętych, czyli św. Roch, no i układ on starszy, ona młodsza. W kompozycji przeplatają się analogie, zestawienia, klamry, nawiązania i odniesienia. W stylu scenariuszowe opisy, niemal kojarzące się z didaskaliami, dialogi żywe i zindywidualizowane, klimat z pogranicza rzeczywistości i nierealności czy to sennej, czy baśniowej, słowem gdyby nawet nazwisko Kolskiego dziwnym trafem zniknęło z okładki, to nie da się, zwyczajnie nie da się go nie rozpoznać po zawartości.
„Dwanaście słów” to powieść o naturze człowieka. Jego mrocznych zakamarkach, kleistych meandrach i nieoczywistych impulsach. Bo w rzeczywistości człowiek nie jest takim, jakim się wydaje. Rok 1969, Polska, dwójka bohaterów – on, Fryderyk, ok. 60-letni nauczyciel muzyki, mieszkający w starej kolejarskiej resztówce gdzieś w lesie. Oszczędny w słowach – dwanaście na dzień w zupełności mu wystarczy, by prowadzić dialog z otoczeniem – inteligentny, surowy w obejściu. Ona – Marianna, ok. 31 lat, boromeuszka, więcej w niej religijności niż wiary w Boga, pewnego dnia ucieka z klasztoru, zabierając ze sobą obraz z wizerunkiem Jezusa, który budzi w niej zawstydzające podniecenie. Trafia do Fryderyka, tam mieszka w służbówce, pierze, sprząta, gotuje.
Bohaterowie Kolskiego nie mają łatwej przeszłości, nie mają banalnych charakterów, mają za to nieoczekiwane motywacje i plany na życie, które niejednego przyprawiłyby o zaskoczenie. Fryderyk i Marianna współistniejąc na kartach powieści, tworzą dwa skrajnie odmienne światy, jednak wraz z następującymi wydarzeniami zmienia się między nimi układ zależności. Fryderyk trwający w swych rytuałach, postanowieniach, powtarzalności, pierwotnie nadaje rytm relacji, dominuje i wyznacza ton. W jego poukładaną egzystencję wkracza jednak nowe, wg niego głupie, i to głupie rozpraszając go, zaprósza sobą jego świat. Chłód i oschłość, okrucieństwo i brutalność przekształcają się stopniowo w tęsknotę, tkliwość, miłość, poddanie. Ona – ta głupia – nadgorliwie religijna, nieopierzona adeptka świeckiego życia, pokornie służąca innym i podpatrująca ich losy, pokutująca za bezwstydne myśli, tka plan na przyszłość z czasem wyznaczając zasady, określając reguły, stając się panią domu. Ale Fryderyk i Marianna to nie jedyny osobliwy duet występujący na kartach powieści. Kolski stworzył ich więcej, co interesujące elementy tych duetów nie wykluczają się, a oddziałują i promieniują na siebie wzajemnie. Dodatkowo Kolski – sam będąc kreatorem jako pisarz i reżyser – pozwala swoim bohaterom odgrywać role, kształtować fabułę, wcielać się w innych, przybierać postawy, tworzyć pozory. Jego bohaterowie są – jak wspominałam wcześniej – również mocno naznaczeni piętnem przeszłości, a autor odsłania ją stopniowo i powoli. Bohaterowie Kolskiego są wreszcie odmienni, bo nie pasują do utartych wzorów, nie pasują do funkcjonujących norm społecznych, wymykają się ocenie szufladkującej większości. Błądzą po peryferiach, po manowcach, po pobrzeżach światów. Stoją na skraju modelowych i akceptowanych schematów, są pomiędzy białym i czarnym. Nie można im przypiąć karteczki z jednoznacznym opisem „bohater pozytywny” czy „czarny charakter”. Kolski perfekcyjnie pokazuje człowieka z jego słabościami. Człowieka, który błądzi, a błądzi właśnie dlatego, że jest człowiekiem, bo „Errare humanum est”. Czytelnik sam ma czasami problemy z jednoznacznym podejściem do zachowań postaci. Zaskakiwany pyta sam siebie, jak rozumieć to, co się wydarzyło. Jak to zinterpretować? Jaką miarę do tego przyłożyć? Na szczęście w sukurs przychodzi sam narrator, który służy podpowiedzią, w razie gdyby czytelnik czuł się zdezorientowany.
W „Dwunastu słowach” zgodnie kooperują ze sobą Kolski-pisarz i Kolski-reżyser. Jeden dzierży pióro, drugi kamerę i zręcznie kieruje ją na poszczególne rekwizyty. W powieści ich rolę odgrywają słowa. Autor słowem podkreśla zapowiedź wydarzeń, słowem wydobywa nadchodzące, słowem wwierca się w umysł. Jego kunszt budowania nastroju – operowanie światłem, półświatłem, minicieniem i mrokiem, ledwie okruchem lśnienia, czymś pomiędzy – choć pozornie jedno przysłania, to paradoksalnie niczego przed czytelnikiem nie ukrywa, przeciwnie – przykuwa jego uwagę, odciska ślad w naszej pamięci (drąży podświadomość jak chrząszcz Anobium nogę bechsteina), by potem w kolejnej scenie wydobyć ten podkorowo ukryty impuls i rozsypać komplet odczuć w pełnej świetlistości sceny. Dlatego Kolskiego się nie czyta, Kolskiego się ogląda z zapartym tchem.
Na aurę osobliwie tajemniczego świata stworzonego przez Kolskiego składa się jeszcze las (a w nim koniecznie stara chata) – świat niczym z baśni. W lesie zwyczajowo wg ludowych podań mieszkało licho, w lesie czaiło się zło, z lasu wypełzały demony. Ten las w „Dwunastu słowach” ma swoją moc, siłę i znaczenie. Niczym otuliną otacza jądro wydarzeń, w niego zatapia się Fryderyk, z niego wyłania się Marianna. On oddziela ten świat od tamtego. Kolski prowadzi słowa po korze drzew, oplata zdania wokół koron, pozwala frazom zawisnąć w poświacie między listowiem. Tak niewiele potrzebuje, by wykreować las… las pomiędzy światami. Las wprowadza w nieoczekiwane, w niesamowite. Las stanowi śródświecie.
„Dwanaście słów” Jana Jakuba Kolskiego to płynna proza kreująca lepkie i gęste obrazy, z historią, która przenika nas w równym stopniu swoją niezwykłą migotliwością, jak i perwersyjnym wyrafinowaniem. Gdy zdejmiemy magię, magnetyzm, nadrealizm z „Dwunastu słów”, gdy oczyścimy fabułę z formy i zostawimy najczystszą treść, to wyłoni się przed nami psychologiczne studium przypadków, ale to już rzecz na osobny materiał.
Idę prawem serii. Niedawno przeczytałam „Egzamin z oddychania” Kolskiego, teraz „Dwanaście słów”. Symbolicznej dwunastki chyba nie osiągnę. Nie dlatego, że nie dałabym rady, bo dałabym, przecież tylko ja czytam duszkiem, ale zwyczajnie dlatego, że Kolski aż tyle książek chyba nie napisał. No, właśnie ta symbolika jest widoczna już w samym tytule. Dwunastka uosabia harmonię...
więcej Pokaż mimo to