Kościół i rewolucja francuska

Okładka książki Kościół i rewolucja francuska Mieczysław Żywczyński
Okładka książki Kościół i rewolucja francuska
Mieczysław Żywczyński Wydawnictwo: Universitas historia
89 str. 1 godz. 29 min.
Kategoria:
historia
Wydawnictwo:
Universitas
Data wydania:
1995-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1995-01-01
Liczba stron:
89
Czas czytania
1 godz. 29 min.
Język:
polski
ISBN:
83-7052-322-6
Tagi:
historia kościół rewolucja francuska
Średnia ocen

6,4 6,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,4 / 10
17 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
295
295

Na półkach: ,

Kiedy kilka dni temu przeczytałem o śmierci ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, po chwili zadumy naszły mnie refleksje nad sytuacją takich porządnych duchownych w instytucji, w której byli wyjątkami od powszechnej reguły zepsucia, przyzwalania na nieprzyzwoitość i obojętność na krzywdę ludzką. Szczególnie tych najmniejszych i najbardziej bezbronnych. Dotyczy to przede wszystkim kierownictwa kościoła, jego hierarchów, czyli ludzi na tzw. świeczniku, którzy dla władzy i płynących z niej fruktów zaprzedaliby Jezusa i wszelkie wartości za kwotę dużo niższą niż 30 srebrników.
Jednym z wybitnych księży Kościoła katolickiego, którzy od razu skojarzyli mi się z tą śmiercią, jest prof. Mieczysław Żywczyński. W XX wieku mieliśmy wielu znakomitych historyków, ale ks. prof. Żywczyński był polihistorem, osobą, która swą erudycją przyćmiewała większość humanistów swojego pokolenia. W dziele "Kościół i Rewolucja Francuska", wzorcowym pod każdym względzie kompendium wiedzy o tym zjawisku, stworzył niedościgniony obraz rzetelności naukowej, która łączy niezwykłą precyzję słowa, logikę wywodu i mistrzowskie formułowanie wniosków.
Był Żywczyński o niebo zdolniejszym i wytrawniejszym historykiem od Isakowicza-Zaleskiego (z całym szacunkiem do jego, również poważnego dorobku),lecz cechą wspólną tych dwóch księży jest na pewno jedno: dążenie do prawdy, niezależnie gdzie ona się znajduje i bez patrzenia, czy narusza się przy tym te lub tamte interesy, z dobrostanem hierarchów kościoła na czele. W nagrodę za swoją postawę, obaj duchowni byli na cenzurowanym. Ks. Tadeusz spotykał się z wrogością, przemilczaniem i dezaprobatą swych poczynań od strony przełożonych (czego żałosnym, acz wcale nie zaskakującym potwierdzeniem jest ich postawa w obliczu jego śmierci i pogrzebu),natomiast prezentowana praca ks. Mieczysława stała się obiektem furiackich ataków, które doprowadziły do jej wycofania z obiegu.
Czemu tak się stało? Postaram się w skrócie odpowiedzieć na to pytanie.
"Kościół i Rewolucja Francuska" to do dzisiaj aktualne, świetne opracowanie tego zagadnienia. Przyczyną tego jest fakt, że ma ono styl eseju, który będąc oczywiście oparty o ogromną wiedzę płynącą z nieprawdopodobnego oczytania autora, jest zarazem napisany językiem przystępnym, wolnym od ideologizacji i patrzącym na swój przedmiot z wszelkich możliwych punktów widzenia. Samo to nie mogło już odpowiadać kościelnemu establishmentowi. Wszakże jest niedopuszczalne, aby ktoś śmiał dopuszczać do głosu racje drugiej strony, ba, stwierdzać, iż głównym winowajcą katastrofy kościoła w dobie rewolucji był... sam kościół. I to takie nieprawdopodobne słowa wychodzą z ust duchownego tego kościoła! Nie może być przecież zgody, aby prawda wyzwalała tych, którzy ją głoszą!
Cóż takiego tak bardzo wstrząsnęło hierarchią kościoła? Można rzec krótko: prawie wszystko. Kiedy autor wyjaśnia kondycję moralną episkopatu francuskiego u progu rewolty powiada między innymi: "Gdy słynny Turgot za młodu w seminarium duchownym nie chciał się wyświęcić na księdza tłumacząc, że stracił wiarę, arcybiskup Lomenie de Brienne starszy tłumaczył mu, że to przecie drobnostka. Nic dziwnego, że gdy ten duszpasterz chciał się przenieść do Paryża z Tuluzy, oparł się temu król Ludwik XVI tłumacząc, że trzeba przynajmniej, aby arcybiskup paryski wierzył w Boga". Również taki wniosek był nie do przełknięcia przez cenzorów kościelnych książki: "I dlatego też trzeba powiedzieć, że Kościołowi francuskiemu groziła ruina niezależnie od rewolucji. Rewolucja tylko przyspieszyła proces, który i bez niej był nieunikniony". Niesłychane stwierdzenia!
A już przytaczanie słów takiego diabła jak Robespierre, godzących w dobre samopoczucie purpuratów, nie mieści się po prostu w głowie: "Gdy w roku 1789 arcybiskup z Aix, Boisgelin, mówił w Zgromadzeniu Narodowym o potrzebie ulżenia doli ludu, jeden z deputowanych odpowiedział mu zaraz: <<Powiedz pan swym kolegom, że jeśli są tak niecierpliwi w sprawie pomocy ludowi, to niech się połączą z przyjaciółmi ludu albo raczej jako słudzy religii, naśladowcy swego Mistrza, wyrzeczcie się przepychu, który was otacza i zanieście to wszystko, co wam zbędne, na żywność dla ubogich". Oczywiście wtedy, teraz i kiedykolwiek, nie mogły takie argumenty przynieść posłuchu. Problemem jest ich przytaczanie przez księdza Żywczyńskiego, a nie to, że są trafne.
Ale największą blasfemą, na jaką sobie pozwolił profesor, było ujawnienie największych tajemnic przedsiębiorstwa swej korporacji. Wypowiedział on kilka zdań na łamach książki, które nie mogły mu być nigdy zapomniane: "O przyszłości wiedziano, że się ją przetrwa, ale nie próbowano iść naprzeciwko niej, nie zastanawiano się wcale nad coraz widoczniejszymi dla wszystkich zmianami społecznymi, jak gdyby to były rzeczy dla Kościoła obojętne"; "Papież potępił zasadę, że nikt nie powinien być niepokojony z powodu swej religii, że każdemu wolno na jej temat sądzić, mówić, pisać i drukować, co mu się podoba. "To prawo monstrualne - mówił - wynika dla Zgromadzenia z wolności i równości naturalnej ludzi, ale czy może być coś bardziej niezrozumiałego, jak ustanowienie tej równości i wolności wyuzdanej? Ta wolność myślenia i działania, którą Zgromadzenie Narodowe daje w społeczeństwie człowiekowi jako nieprzedawnione prawo naturalne, jest przeciwna prawom ustanowionym przez Boga Stwórcę. Przecież św. Augustyn powiedział, że społeczeństwo ludzkie nie jest inną rzeczą jak tylko ogólną umową słuchania królów, których władza pochodzi nie z umowy społecznej, lecz od Boga"; "Toteż w stosunku do absolutnej monarchii nigdy nie podnoszono wątpliwości, chyba że godziła ona w prawa Kościoła, przeciwko nadużyciom warstw "wyższych" w stosunku do niższych nie protestowano, o ile nie stawały w jaskrawej kolizji z Kościołem".
A o pierwszych latach trzydziestych XIX wieku ksiądz Żywczyński dodał: "Oficjalnego głosu kościelnego na temat wyzysku i krzywd społecznych nie znamy z tych czasów ani jednego. Nie wyszedł on od episkopatu francuskiego, nie wyszedł też i od wyższej nad nim władzy. Z szeregu księży zaczyna się na ten temat podnosić tylko jeden: Lamennais. Będzie on miał wielu zwolenników wśród księży, ale będzie zawsze nieufnie widziany przez kler wyższy"; "Kler francuski, jak w wieku XVIII, znowu zlekceważył dokonujące się procesy społeczne. Znowu wiążąc się z warstwą górną, rządzącą, zapomniał o niższych, uciskanych. Wielka rewolucja nie nauczyła go niczego. Straty przez nią zadane mógł odrobić na początku XIX w. Zaniedbał to, a po roku 1830 już się one odrobić nie dały".

Czy dzisiaj się coś zmieniło? Dalej hierarchia występuje w obronie przestępców, a nie ich ofiar. Dalej nie rozumie ducha zmian, opowiadając się za wstecznictwem, za sojuszem tronu z ołtarzem, nawet jeśli ten tron został obalony, lecz ciągle odwołuje się do najniższych instynktów nic nie rozumiejącego z rzeczywistości ludu. Grupa cynicznych karierowiczów i wyzyskiwaczy, zarówno po stronie kościoła jak i upadłych bożyszcz, próbuje od zawsze zawrócić bieg historii, z korzyścią dla swych wąskich środowisk, a ze stratą dla reszty.
W czym zawinili dwaj księża: Isakowicz-Zaleski i Żywczyński (ale i wielu innych)? Byli niepokorni w głoszeniu zasad. Próbowali mówić jak Jezus w Ewangelii: "tak-tak, nie-nie". Uważali, iż hasło: "po owocach ich poznacie", nie jest tylko frazesem, którym wycierają swoje gęby purpuraci. To był olbrzymi kamień w ich ogródku. Mimo to, świadomie podjęli się jego uprawy, tak, aby reszta wiedziała, że jeszcze nie wszystko stracone na tym świecie.

Kiedy kilka dni temu przeczytałem o śmierci ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, po chwili zadumy naszły mnie refleksje nad sytuacją takich porządnych duchownych w instytucji, w której byli wyjątkami od powszechnej reguły zepsucia, przyzwalania na nieprzyzwoitość i obojętność na krzywdę ludzką. Szczególnie tych najmniejszych i najbardziej bezbronnych. Dotyczy to przede...

więcej Pokaż mimo to

avatar
612
569

Na półkach:

Przykład ekwilibrystyki „Nie ulega wątpliwości, że wiele ofiar "dni wrześniowych" [1792] spośród księży było całkowicie niewinnych, że ponieśli śmierć tylko za opór przeciwko schizmatyckiej ustawie cywilnej. Trudno także wątpić i w to, że niektórzy ze sprawców kierowali się i nienawiścią do religii katolickiej, że Zgromadzenie Narodowe ani ogół ludności Paryża nie aprobował tych czynów, choć zachowywał się biernie. Pewne jednak jest i to, że ta nienawiść płynęła u większości sprawców z przekonania o łączności księży opornych ze sprawą kontrrewolucji.” (s. 64)
Skoro tylko część ofiar była niewinna, a contrario reszta była winna ergo zasługiwala na wyrżnięcie.

W używaniu budynków kościelnych do wydumanych obrzędów ksiądz dobrodziej wyraźnie nie widział nic zdrożnego.
„Pierwszą taką próbą był niewątpliwie kult rozumu. Ogół badaczy katolickich niesłusznie upiera się przy zdaniu, że był to kult ateistyczny, że chodziło o ogłoszenie bóstwem rozumu ludzkiego. Już w roku 1892 Aulard dowodził, że kult ten był antychrześcijański, ale nie był ateistyczny, choć wielu działaczy rewolucyjnych popierało go dlatego, że widzieli w nim zerwanie z wszelką duchowością. Zdanie to jest o tyle słuszne, że niezależnie od intencji inicjatorów kult ten miał wiele cech kultu religijnego, a mianowicie zewnętrzne i uroczyste akty uznania dla czynnika niewidocznego, lecz absolutnego, tj. rozumu powszechnego, występującego w człowieku i w przyrodzie, będącego synonimem Istoty Najwyższej. W imieniu owego absolutu odbierały cześć symbole widzialne. Ponadto poza Paryżem był on wykonywany w sposób poważny i podniosły, a na symbole rozumu wybierano kobiety cieszące się szacunkiem. W wyższym jeszcze stopniu charakter religijny miały następne kulty rewolucyjne : kult Istoty Najwyższej, propagowany przez Robiespierre'a, będący w gruncie rzeczy dalszym ciągiem kultu rozumu, i teofilantropizm, zainicjowany przez księgarza Chemin-Dupontes. W obydwu występowała wyraźnie wiara w Boga i nieśmiertelność duszy. Teofilantropi wprowadzili modlitwy, kazania, nabożeństwa, nawet imitację sakramentów. Gdy ten kult zaczął upadać, dwaj członkowie Dyrektoriatu, Filip Merlin de Douai i Mikołaj Francois de Neufchateau zaczęli szerzyć kult dekadowy, zbliżony w swej istocie do kultu rozumu, ale mający swe święta, nabożeństwa, kazania. Inne próby, jak np. kult adoratorów głoszony przez Daubermesnila lub tzw. religia społeczna Benoist-Lamotha nie miały żadnego znaczenia.” (s. 67)

„Nowa religia [ów „kult teofilantropijny”] znalazla na krótki czas uznanie w oczach pewnej kategorii ludzi o upodobaniach poetyckich. W pierwszych miesiącach 1798 praktykowano ją w kilkunastu košciołach paryskich. Wierni grupowali się wokół okrąglego oltarza, przyozdobionego kwiatami i owocami, Iektor w dlugich białych szatach intonowal piešni, po czym następowalo wyznanie grzechów oraz modlitwy. Większošč ceremonii, zwlaszcza związanych z chrztem, wyznaniem wiary, zawarciem małzeństwa i pogrzebem, oparta byla na tradycji katolickiej; w pozostałych dostrzegalny był wpływ rytuału masońskiego. Teofilantropizm nie przeniknąl do ludu; przez pewicn czas był nieszkodliwą rozrywką elity.” („Historia Kościoła. Tom IV. Od roku 1715 do roku 1848” s. 119)

Przykład ekwilibrystyki „Nie ulega wątpliwości, że wiele ofiar "dni wrześniowych" [1792] spośród księży było całkowicie niewinnych, że ponieśli śmierć tylko za opór przeciwko schizmatyckiej ustawie cywilnej. Trudno także wątpić i w to, że niektórzy ze sprawców kierowali się i nienawiścią do religii katolickiej, że Zgromadzenie Narodowe ani ogół ludności Paryża nie aprobował...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1857
1509

Na półkach: , , , ,

Główną tezą książki jest stwierdzenie, że masy ludowe w czasie rewolucji zwróciły się nie przeciwko religii, ale Kościołowi, który w tym czasie żył w ścisłej symbiozie z tronem i utrwalał podział na biednych i bogatych. Mimo że napisana suchym językiem, bardzo ciekawa pozycja.

Książka księdza Żywczyńskiego, wydana po raz pierwszy w 1951 r., została wycofana z księgarń po protestach Episkopatu, który wtedy jeszcze miał wiele do powiedzenia. No cóż, cenzurowanie książek przez kościół ma olbrzymią tradycję, dość powiedzieć, że Watykan oficjalnie zniósł indeks ksiąg kościelnych dopiero w 1966 r. (vide: Fuld 'Krótka historia książek zakazanych').  Ostatnio została wznowiona przez wydawnictwo Universitas w wersji pdf, więc ją  nabyłem z ciekawością;  jest to nieduże dziełko napisane dosyć suchym językiem, ale bardzo ciekawe. 

Wśród historyków i publicystów związanych z kościołem panuje zgodny pogląd, iż następstwem Rewolucji Francuskiej, tego dziecka Oświecenia, było okrutne prześladowanie Kościoła, zaś katastrofa Kościoła dokonała się zupełnie bez jego winy. Autor twierdzi, że ta teza  jest olbrzymim uproszczeniem.

Zaczyna Żywczyński od obserwacji, że kościół przed Rewolucją był we Francji prawdziwą potęgą ekonomiczną (należało do niego 10% ziemi uprawnej) i ideologiczną: katolicyzm był religią panującą, poza tym Kościół kierował całym szkolnictwem. Mimo to w czasie Rewolucji największe ciosy kościołowi zadali ludzie, którzy nie porzucili religii:  „Masy ludowe francuskie aż do końca rewolucji pozostały katolickie”.  Niemniej pod koniec XVIII lud się mocno zradykalizował: „ale tę rewolucyjność wszczepiał mu także sam Kościół ówczesny.”

Działo się tak z kilku powodów, po pierwsze przed rewolucją Kościół żył w ścisłej symbiozie z tronem: „Król francuski utożsamił się z Kościołem, państwo i Kościół stanowiły jedność nierozerwalną.” Rewolucja zatem występując przeciw władzy królewskiej, zwracała się siłą rzeczy  przeciw kościołowi. Dalej, kościoł nauczał, że istnienie bogaczy i biedaków jest zgodne z wolą boską, zaś: „Biedni mają się ćwiczyć w pokorze i cierpliwości, ich ubóstwo jest łatwiejszą drogą do zbawienia niż bogactwo.” Po trzecie podkreśla autor skład społeczny duchowieństwa, wszyscy biskupi (mianowani przez króla) należeli do szlachty, czerpali olbrzymie dochody z ziemi i dziesięcin, szokowali przepychem i bogactwem. Z kolei kler parafialny rekrutował się z mieszczan i chłopów i w większości żył w nędzy dzieląc los swoich wiernych. W efekcie „wśród najradykalniejszych działaczy rewolucyjnych odnajdziemy księży i to w liczbie dość znacznej.” W szczególności proboszczowie przestawali wierzyć w doktrynę głoszącą, że na świecie muszą być biedni i bogaci, mówili raczej ludowi, że: „biedni mają prawo domagać się od bogatych zaspokojenia swych potrzeb” z opłakanymi dla Kościoła konsekwencjami. 

Co ciekawe, na początku wodzowie Rewolucji nie wyobrażali sobie zniesienia religii, ale potem nastąpiła radykalizacja nastrojów, spirala terroru i prawdziwe prześladowania Kościoła. Co ciekawe, po 1815 r., po powrocie monarchii, Kościół, niepomny nauk z czasów Rewolucji, znów ściśle się związał z absolutyzmem królewskim, co doprowadziło do dalszej erozji znaczenia religii we Francji.

Główna teza Żywczyńskiego jest zatem taka, że w czasie Rewolucji masy zwróciły się nie przeciwko religii, ale Kościołowi utożsamianemu z uciskającym reżimem feudalnym.

W sumie ciekawa książka mająca pewne odniesienia do współczesności. 

Główną tezą książki jest stwierdzenie, że masy ludowe w czasie rewolucji zwróciły się nie przeciwko religii, ale Kościołowi, który w tym czasie żył w ścisłej symbiozie z tronem i utrwalał podział na biednych i bogatych. Mimo że napisana suchym językiem, bardzo ciekawa pozycja.

Książka księdza Żywczyńskiego, wydana po raz pierwszy w 1951 r., została wycofana z księgarń po...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    30
  • Chcę przeczytać
    26
  • Posiadam
    5
  • Historia
    3
  • Historia Kościoła
    2
  • 07.Pdf+
    1
  • Historia (Robocza bibliografia)
    1
  • 05. 1772-1918
    1
  • Chcę na prezent
    1
  • Malutki Historyk
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Kościół i rewolucja francuska


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne