Żelazne trumny

Okładka książki Żelazne trumny Herbert A. Werner
Okładka książki Żelazne trumny
Herbert A. Werner Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Finna Seria: Seria z kotwiczką [FINNA] historia
472 str. 7 godz. 52 min.
Kategoria:
historia
Seria:
Seria z kotwiczką [FINNA]
Tytuł oryginału:
Iron Coffins, a Personal Account of the German U-boat Battles of World War II
Wydawnictwo:
Oficyna Wydawnicza Finna
Data wydania:
2002-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2002-01-01
Liczba stron:
472
Czas czytania
7 godz. 52 min.
Język:
polski
ISBN:
8391458741
Tłumacz:
Marek Krzyształowicz
Tagi:
U-booty okręty podwodne II wojna światowa
Średnia ocen

8,4 8,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,4 / 10
160 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
106
106

Na półkach:

18/2024

Herbert Werner swoją służbę na okrętach podwodnych rozpoczął w Königsbergu (Królewcu) w 1941, gdzie trafił zaraz po ukończeniu akademii. Jego pierwszym okrętem był U-557 Ottokara Paulshena, gdzie służył na trzech patrolach. Jego wojenna historia mogła się skończyć zanim się rozpoczęła, ponieważ okręt prawie zatonął na Bałtyku podczas testów. W listopadzie 1941 został wysłany na kurs oficerów okrętów podwodnych.

Po kursie został skierowany do służby pod skrzydłami Paula Siegmanna na U-612, gdzie został pierwszym oficerem. Niestety okręt został zatopiony jeszcze podczas ćwiczeń na Bałtyku i załoga, która w większości przeżyła została skierowana na U-230. Na tym okręcie odsłużył cztery patrole i w grudniu 1943 roku został skierowany na kurs dla dowódców.

Jego pierwszym okrętem na którym dowodził był U-415 na którym uczestniczył w misjach o samobójczym poziomie trudności. Z wszystkich wyszedł z sukcesem uciekając śmierci. U-415 w sierpniu 1944 roku trafił na minę w porcie, co wyłączyło okręt ze służby.

Werner otrzymał rozkaz objęcia dowództwa na U-953, gdzie doczekał końca wojny uciekając z Francji, jako ostatni ocalały U-Boot. Udał się do Niemiec przez Norwegię. W swoim ostatnim patrolu miał rozkaz nękania alianckiej żeglugi u wybrzeży Wielkiej Brytanii. Niestety z powodu awarii okrętu, którego stan techniczny urągał jakimkolwiek standardom prowadzenia wojny, wrócił do Norwegii, gdzie doczekał kapitulacji Niemiec.

Jego wojenna epopeja nie zakończyła się w tym miejscu, ponieważ Werner oprócz wyspecjalizowania się uciekaniu śmieci został także specjalistą od ucieczek z obozów internowania, co czynił trzy razy. Ostatnim razem z pełnym sukcesem. 11 lat po zakończeniu wojny Werner wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie uzyskał obywatelstwo i dożył imponujących 93 lat, umierając w 2013 roku.

Pomijam w tym krótkim opisie jego życiorysu sytuacji, gdy ocierał się o śmierć z tego powodu, że praktycznie każdy patrol opiewał w kilka takich sytuacji. Ogromna doza szczęścia i wysoki poziom umiejętności spowodował, że było nam dane zapoznać się z jego wspomnieniami i nie spotkał go los jego 782 kolegów, których okręty nigdy nie wróciły do portu.

Pierwsza faza niemieckiej wojny podwodnej była bardzo owocna i odnosiła wielkie sukcesy podczas bitwy na Atlantyku. Szczęśliwa passa skończyła się w okolicach kwietnia 1943 i od tego czasu U-Booty z łowców zamieniły się w zwierzynę. Liczba zatopień okrętów zaczęła rosnąć w stopniu lawinowym. Wszystko to śledzimy z perspektywy osoby, która była na pierwszej linii walk, praktycznie przez całą wojnę i która w każdej chwili była pogodzona, że szanse przeżycia są bardzo nikłe.

Nie da się nie stwierdzić, że Werner był raczej mocnym zwolennikiem nazistowskiego reżimu. Nawet utrata w czasie wojny ukochanej (w bombardowaniu Berlina) oraz całej najbliższej rodziny (w bombardowaniu Darmstadt) i szeregu przyjaciół nie zmusiła go do refleksji. Stanowczo obwiniał za te wydarzenia brutalnych aliantów, nie zadając sobie trudu, żeby odpowiedzieć na pytanie dlaczego te bomby spadają na Niemcy? Bez powodu?

Sympatie polityczne autora nie mogą jednak przekreślić tego, że jego wspomnienia to prawdziwe arcydzieło nie tylko literatury morskiej, ale generalnie wojennej. Werner opisuje w niezwykle piękny sposób swoją wojnę. Kwieciste opisy zatopień wrogich statków sprawiają wrażenie jakby była to najpiękniejsza rzecz na świecie. Często w trakcie lektury łapałem się na tym, że kibicowałem Wernerowi, co wydaje się być niedorzeczne z powodu tego, że jestem Polakiem i nasz kraj wycierpiał bezprecedensowe w naszej historii katusze że strony Niemców w czasie II wojny światowej.

18/2024

Herbert Werner swoją służbę na okrętach podwodnych rozpoczął w Königsbergu (Królewcu) w 1941, gdzie trafił zaraz po ukończeniu akademii. Jego pierwszym okrętem był U-557 Ottokara Paulshena, gdzie służył na trzech patrolach. Jego wojenna historia mogła się skończyć zanim się rozpoczęła, ponieważ okręt prawie zatonął na Bałtyku podczas testów. W listopadzie 1941...

więcej Pokaż mimo to

avatar
33
29

Na półkach:

Świetna książka poruszająca tematykę wojny podwodnej, jednocześnie książka która ma też swoją ciemną stronę. Czytając kolejne strony cały czas miałem wrażenie, że autor był zapatrzonym w Hitlera nazistą. Poglądy autora były jednoznaczne - to alianci byli tymi złymi pragnącymi zetrzeć wspaniałe Niemcy z map a wojska niemieckie to bohaterowie walczący o wolność Europy. Dopiero gdy losy wojny odwróciły się i potęga Niemiec zaczeła upadać, a jego koledzy padali jak muchy w kolejnych patrolach, autor dojrzał bezsens wojny. Trochę późno...
Podsumowując, lektura świetna, ale niesmak pozostał.

Świetna książka poruszająca tematykę wojny podwodnej, jednocześnie książka która ma też swoją ciemną stronę. Czytając kolejne strony cały czas miałem wrażenie, że autor był zapatrzonym w Hitlera nazistą. Poglądy autora były jednoznaczne - to alianci byli tymi złymi pragnącymi zetrzeć wspaniałe Niemcy z map a wojska niemieckie to bohaterowie walczący o wolność Europy....

więcej Pokaż mimo to

avatar
5
4

Na półkach:

Chyba jedyna tak realistyczna, niekoloryzowana - lecz wciągająca pozycja o historii jednego z marynarzy, który opowiada o całej swojej karierze w trakcie wojny.

Wciągnęło mnie tak, że zarywałem noce. Dla każdego fana wojny podwodnej w trakcie IIWŚ to pozycja obowiązkowa.

Chyba jedyna tak realistyczna, niekoloryzowana - lecz wciągająca pozycja o historii jednego z marynarzy, który opowiada o całej swojej karierze w trakcie wojny.

Wciągnęło mnie tak, że zarywałem noce. Dla każdego fana wojny podwodnej w trakcie IIWŚ to pozycja obowiązkowa.

Pokaż mimo to

avatar
296
101

Na półkach:

Pozycja obowiązkowa dla fanów broni podwodnej. Czyta się dobry thriller.

Pozycja obowiązkowa dla fanów broni podwodnej. Czyta się dobry thriller.

Pokaż mimo to

avatar
2
2

Na półkach:

Chciałbym się podzielić kilkoma przemyśleniami po przeczytaniu książki "Żelazne trumny" Herberta Wernera.
Dla mnie książka ciekawa o tyle, że nie jest to kolejna biografia jednego z asów wojny podwodnej, tylko "zwykłego" dowódcy o niezwykłym szczęściu.

Autor nie zdążył na pierwsze "happy times" w 1940, gdyż dopiero się szkolił, a z uwagi na zmiany przydziałów, problemy z okrętem i dalsze szkolenia - drugie "happy times" w 1942 również prawie całe przesiedział w koszarach. Załapał się jedynie na kilka ostatnich miesięcy.
Jednak dzięki temu krótkiemu okresowi, my czytelnicy mamy doskonałe porównanie, jak wyglądały patrole, gdy ubooty królowały na Atlantyku, kiedy dokładnie karta się odwróciła i kiedy wojna podwodna została przez Niemców przegrana.
Dlatego moim zdaniem najciekawsze rozdziały zaczynają się od 1/3 książki, gdy w marcu/kwietniu 1943 ubootwaffe zaczyna ponosić horrendalne, wtedy jeszcze niewyjaśnione, straty.

Wydaje się, że autor miał ogromne szczęście służyć jako pierwszy oficer na U-230 kapitana Siegmanna. Choć nigdy nie mówi tego wprost, wydaje mi się że większość swoich umiejętności wychodzenia z kłopotów nabył właśnie w tym okresie i pod tym kapitanem. Siegmann w pierwszym półroczu 1943 musiał wielokrotnie ratować okręt z beznadziejnych sytuacji - i to pomimo braku jakiejkolwiek zaawansowanej aparatury "obronnej" na swoim okręcie (choćby brak wykrywacza wiązek radarowych). Kunszt Siegmanna potwierdza choćby to, że jako jeden z naprawdę nielicznych aktywnych niemieckich podwodniaków przeżył wojnę.
Obejmując swój własny okręt w 1944 wszystkie te doświadczenia Wernera procentowały. I o ile jeszcze przed i w trakcie lądowań w Normandii autor przyjmował na morzu dość agresywną, poszukującą kontaktu postawę, o tyle od jesieni 1944 wydaje się że próbował po prostu przeżyć i nie poświęcać w głupi sposób siebie i swojej załogi. Czasem wymagało to ignorowania niektórych, skrajnie idiotycznych, rozkazów wierchuszki Kriegsmarine.

Czytając książkę, na bieżąco porównywałem wspomnienia autora odnośnie zatopionych/uszkodzonych okrętów w trakcie jego kariery oraz strat ubootów ze stroną uboat.net, swoistą internetową biblią na temat niemieckiej broni podwodnej, okrętów, dowódców i patroli. Zadziwiająco dużo danych podawanych przez autora nie pokrywa się z tym, co autorzy strony wyciągali z archiwów. Np. dane zatopionych przez U-230 statków, czy niektóre straty ubootów, gdzie nie zgadzają się miejsca, daty i przyczyny. Oczywiście trzeba brać poprawkę, na to jak dawno pisane były te wspomnienia i ile wiedzy udało się od tamtej pory zdobyć lub zweryfikować. Jednak pewne wątpliwości co do prawdomówności autora we mnie pozostały.

Dużo większym niesmakiem była jawna hipokryzja autora przejawiająca się choćby w zdziwieniu tym, że alianci bombardują cywilne niemieckie miasta. Tak jakby kamraci Wernera z Luftwaffe nigdy, przenigdy nie obracali miast w całej Europie w perzynę...

Podobne negatywne odczucia miałem w momentach, gdy autor pisał o swojej i kolegów niezachwianej wierze w ostateczne zwycięstwo i osobę kanclerza z wąsikiem. Pod sam koniec książki Werner jasno pisze, że na okrętach Kriegsmarine do 1944 polityczna indoktrynacja nie miała miejsca, jednak ja mam nieodparte wrażenie że autor był przesiąknięty ta ideologią, lecz być może bez jej najbardziej radykalnych postulatów (służąc całe miesiące pod wodą nigdy nie miał okazji ich zweryfikować, jak jego koledzy np. na froncie wschodnim). A pisząc wspomnienia odpowiednio je ugrzecznił, wszak był już wtedy obywatelem amerykańskim.

Na koniec chciałbym troszkę ponarzekać na korektę polskiego wydania - mój egzemplarz to I wydanie, więc może od tamtej pory wszystkie te literówki i podwójne opisy przy zdjęciach zostały poprawione, ale tak czy siak - korektor się nie popisał. Przydałby się tez moim zdaniem słowniczek nieco obszerniejszy od dołączonego na końcu książki.
Pozycja na pewno dobra i warta przeczytania, choć podczas lektury warto mieć z tylu głowy, że pewne fakty "liczbowe" wydają się być nieco naciągnięte.

Chciałbym się podzielić kilkoma przemyśleniami po przeczytaniu książki "Żelazne trumny" Herberta Wernera.
Dla mnie książka ciekawa o tyle, że nie jest to kolejna biografia jednego z asów wojny podwodnej, tylko "zwykłego" dowódcy o niezwykłym szczęściu.

Autor nie zdążył na pierwsze "happy times" w 1940, gdyż dopiero się szkolił, a z uwagi na zmiany przydziałów, problemy z...

więcej Pokaż mimo to

avatar
135
111

Na półkach:

Bardzo dobrze napisana książka, zastanawia mnie, czy ktoś dowódcy Łodzi podwodnej pomaga w pisaniu?

Bardzo dobrze napisana książka, zastanawia mnie, czy ktoś dowódcy Łodzi podwodnej pomaga w pisaniu?

Pokaż mimo to

avatar
311
100

Na półkach:

Wspomnienia Wernera z czasu służby na u-bootach są fenomenalne z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest to, że w ogóle przeżył wojnę i mógł podzielić się swoimi wspomnieniami, co przy ogromnej śmiertelności załóg u-bootów (szczególnie po 1943 r.) jest sukcesem samym w sobie. Do drugie: ogrom ciężkich sytuacji, w których się znalazł, jest również niesamowita. Czasem ma się wrażenie, że Autor nie przekazuje i nie opisuje wszystkich emocji i przeżyć, które mogłyby towarzyszyć zdarzeniom. Pomijając to, że wydanie z 2022 r. zawiera mnóstwo błędów redakcyjnych, to książka jest wspaniałą lekturą, nie tylko dla osób zainteresowanych literaturą marynistyczną.

Wspomnienia Wernera z czasu służby na u-bootach są fenomenalne z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest to, że w ogóle przeżył wojnę i mógł podzielić się swoimi wspomnieniami, co przy ogromnej śmiertelności załóg u-bootów (szczególnie po 1943 r.) jest sukcesem samym w sobie. Do drugie: ogrom ciężkich sytuacji, w których się znalazł, jest również niesamowita. Czasem ma się...

więcej Pokaż mimo to

avatar
199
196

Na półkach:

„Podszedłem do niego i przyjąłem blankiet. W zasadzie był to jakby swoisty wyrok śmierci, ponieważ długość życia na pokładzie U-Boota w linii skurczyła się do czterech, a nawet mniej miesięcy, a U-415 przeżył już zbyt wiele patroli” (s.278).

Gdy skończyłem „Żelazne Trumny” powiedziałem sobie w duchu „ale to była dobra książka!”. Wspomnienia Herberta A. Wernera, bezsprzecznie można uznać za „morski” odpowiednik klasycznego dzieła Ericha Maria Remarque pt. „Na Zachodzie bez zmian”. Siła obu tych pozycji tkwi w szczerości ich autorów, którzy dzielą się ze swoimi czytelnikami swoimi najgorszymi koszmarami, ale również marzeniami i ideałami, które wyznawali w trakcie swojej wojskowej służby.

Herbert A. Werner (1920-2013) mając 19 lat, wstąpił do Niemieckiej Akademii Marynarki Wojennej w Flensburgu, którą ukończył w 1941 r. Od tego momentu, aż do zakończenia działań zbrojnych, pełnił służbę na niemieckich U-bootach. Okręt podwodny stał się dla Wernera, jego drugim domem, a załoga rodziną, którą kochał i był gotów poświęcić dla niej bardzo wiele. Jednocześnie, wchodząc za każdym razem na pokład U-boota, miał świadomość, że okręt, w każdej chwili, może stać się dla niego i jego towarzyszy „żelazną trumną”, która będzie spoczywać na wieki, na dnie mórz lub oceanów.

„Na łeb na szyję rzuciliśmy się przez właz do wnętrza. Okręt zareagował natychmiast i dosłownie runął jak wystrzelony z katapulty w głąb morza. W tym momencie byliśmy zupełnie bezbronni i bezsilni. Nasze życie całkowicie zależało już tylko od cudu, przypadku i od szczęścia, które jak dotąd było po naszej stronie i wciąż wyciągało nas z tarapatów. Cztery krótkie i wściekłe wybuchy wstrząsnęły wodą. Okręt przechyli się i opadł w głębię pod kątem 60 stopni” (s.183).

Werner, swoje wspomnienia podzielił na trzy duże części. W pierwszej z nich, zatytułowanej „Lata Chwały” dotyczą lat 1941-1943. Był to dla autora czas jego pierwszych patroli i zdobywania cennego doświadczenia bojowego. Jednocześnie był to okres największych sukcesów niemieckich okrętów podwodnych, do których autor książki, również się przyczynił. Druga część „Nad nami piekło” przedstawia wydarzenia z lat 1943-1944. Niemieckie okręty podwodne ponoszą coraz większe straty, a główny bohater książki coraz częściej, ociera się o śmierć w morskich głębinach. Pomimo tych trudności, wciąż wierzy w ostateczne zwycięstwo i oddaje wszystkie swoje siły i umiejętności, aby zatopić jak najwięcej alianckich statków. Ostatnia część, pt. „Nieszczęście i klęska” przedstawia losy Wernera, jako samodzielnego dowódcy okrętu podwodnego, w latach 1944-1945. Dawne lata chwały, przeminęły bezpowrotnie. Okręty podwodne są już niemal wyłącznie ściąganą zwierzyną, która może tylko rozpaczliwie uciekać od swoich prześladowców. Werner, jako dowódca, stara się po prostu przeżyć, a każdy powrót do bazy, to sukces na miarę zatopienia kilku jednostek sprzed kilku lat.

Autor książki, prezentując swoją historię jest niezwykle szczery. Pisze o swojej radości i dumie, z sukcesów armii niemieckiej na wszystkich frontach. Wspomina o licznych podbojach miłosnych i używaniu życia bez żadnych hamulców, aby w ten sposób uczcić każdy szczęśliwy powrót z morskiego patrolu. Werenerowi doskonale udaje się oddać specyfikę i charakter niemieckich podwodniaków. Ściśnięta w „żelaznej trumnie” grupa kilkudziesięciu ludzi, tworzyła ciekawą mieszankę charakterów, którzy musieli ze sobą współpracować, aby odnosić sukcesy i przeżyć kolejne fale bomb głębinowych. Autor książki, w żołnierskimi słowami, pisze o nieznośnych warunkach na okręcie podwodnym. Okręcie, który cuchnął fekaliami. Okręcie, w którym nie było miejsca na żadną intymność, a każdą czynność, wykonywało się w gronie współtowarzyszy. Okręcie, na którym podawano zgniłe i wilgotne jedzenie. Okręcie, który pomimo tych niedogodności, był dla ludzi takich jak Werner, po prostu domem na trudny czas wojny.

„Jednakże ludzie, uwięzieni razem w tym kołyszącym się i zawilgotniałym pudle, przyjmowali te przeciwności z monotonią i godnym podziwu stoicyzmem. Od czasu do czasu zdarzało się, że tu i ówdzie puszczały hamulce i ktoś wybuchał gniewem, jednak generalnie nastrój był znakomity. Byliśmy cierpliwymi weteranami. Zresztą, wszyscy wyglądaliśmy identycznie, tak samo cuchnęliśmy, takiego samego używaliśmy języka, klęliśmy w taki sam sposób. Nauczyliśmy się po porostu żyć razem w tej rurze, równej długości dwóch wagonów kolejowych” (s.149).

Autor książki, daje się również poznać jako wrażliwy syn i troskliwy brat. Wernera łączyły silne relacje z jego najbliższą rodziną. Kiedy pozwalały mu na to okoliczności, zawsze odwiedzał swój rodzinny dom, znajdując w nim chwile ukojenia i spokoju do trudów wojennych zmagań. Troska o swoją rodzinę, towarzyszyła mu przez całą wojnę, a każda informacja o bombardowaniu miejscowości, którą zamieszkiwali jego najbliżsi była dla niego przerażająca. Finał jego rodzinnej historii, jest niezwykle ciekawy i zmusza czytelnika do bardzo wielu refleksji.

„Dom był przystaną bezpieczeństwa, oazą odpoczynku i intymności wśród tych burzliwych czasów wojny. Mimo natarczywych pytań mego ojca niewiele powiedziałem o U-bootach i moich odczuciach w czasie boju. Chciałem zostawić moich rodziców w przeświadczeniu, że moja służba nie była aż tak śmiertelnie niebezpieczna i pełna tragizmu, by przeszkodzić w moich bezpiecznych powrotach do domu” (s.116)

„Żelazne trumny” to książka, wobec której trudno przejść obojętnie. Nie ukrywam, że wywarła ona na mnie bardzo duże wrażenie. Cenię sobie literaturę wspomnieniową, która nie upiększa minionej rzeczywistości. Werner jest w swoich wspomnieniach, po prostu szczery. Uczciwie przyznaję, że był niemieckim żołnierzem, który wierzył w zwycięstwo swojego narodu do samego końca wojny. Był oddanym podwładnym Wielkiego Admirała Dönitza i chciał zadać żegludze alianckiej jak największe straty. Był po prostu człowiekiem, dla którego okręt podwodny, nigdy nie stał się – w przeciwieństwie do tysięcy niemieckich podwodniaków – „żelazną trumną”.

„A ja przeżyłem i kiedy w pełni zdałem sobie z tego sprawę, ogarnął mnie ogromny spokój. Moja śmierć w żelaznej trumnie, długo odwlekany wyrok, ostatecznie został zawieszony. To było takie piękne, że kiedy wreszcie cała prawda o tym dotarła do mnie, wydało mi się, że śnię” (s.432)

„Podszedłem do niego i przyjąłem blankiet. W zasadzie był to jakby swoisty wyrok śmierci, ponieważ długość życia na pokładzie U-Boota w linii skurczyła się do czterech, a nawet mniej miesięcy, a U-415 przeżył już zbyt wiele patroli” (s.278).

Gdy skończyłem „Żelazne Trumny” powiedziałem sobie w duchu „ale to była dobra książka!”. Wspomnienia Herberta A. Wernera,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
261
214

Na półkach: , , ,

Świetna książka. Czyta się z zapartym tchem. Wszystko co spotkało autora wydaje się aż nieprawdopodobne. Udało mu się przetrwać wojnę służąc i dowodząc niemieckimi okrętami podwodnymi. Dużo szczegółów. Doskonale widać, jak zmieniała się sytuacja niemieckich podwodniaków w ciągu wojny, problemy z którymi musieli się zmagać zarówno na morzu jak i na lądzie. Zdecydowanie polecam.

Świetna książka. Czyta się z zapartym tchem. Wszystko co spotkało autora wydaje się aż nieprawdopodobne. Udało mu się przetrwać wojnę służąc i dowodząc niemieckimi okrętami podwodnymi. Dużo szczegółów. Doskonale widać, jak zmieniała się sytuacja niemieckich podwodniaków w ciągu wojny, problemy z którymi musieli się zmagać zarówno na morzu jak i na lądzie. Zdecydowanie polecam.

Pokaż mimo to

avatar
67
45

Na półkach: , ,

Książka jest całkiem dobra...ale jest dużo innych książek o tej tematyce które są mniej propagandowe. Autor książki pisze o Aliantach, o tym że ich nie rozumie, pisze o ich zachowaniu jakby robili coś odrażającego w taki sposób jakby Niemcy były ofiarami wojny. Co rusz pisze o tym, żeby wojna się dla nich skończyła, pomyślnie, że im się należy zwycięstwo. Sam pisze o rzeczach, których rzekomo im nie wolno było wiedzieć...czyli jednak znał pewne sprawy, a cały czas wybielał siebie i kolegów... Pierwsze wydanie książki było w 1968, czyli sporo lat po tym jak było wiadomo kto był faktycznym winowajcą...to bardzo mocno przeszkadzało w tej książce. Dodam jeszcze, że ostatnie wydanie było w 2002 kiedy autor jeszcze żył...

Książka jest całkiem dobra...ale jest dużo innych książek o tej tematyce które są mniej propagandowe. Autor książki pisze o Aliantach, o tym że ich nie rozumie, pisze o ich zachowaniu jakby robili coś odrażającego w taki sposób jakby Niemcy były ofiarami wojny. Co rusz pisze o tym, żeby wojna się dla nich skończyła, pomyślnie, że im się należy zwycięstwo. Sam pisze o...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    220
  • Przeczytane
    182
  • Posiadam
    68
  • Ulubione
    14
  • Historia
    10
  • II wojna światowa
    9
  • Marynistyka
    5
  • Teraz czytam
    4
  • Chcę w prezencie
    4
  • 2012
    3

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Żelazne trumny


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne