rozwińzwiń

Głodni

Okładka książki Głodni Iwona Bassa
Okładka książki Głodni
Iwona Bassa Wydawnictwo: Biuro Literackie Seria: Proza. Biuro Literackie literatura piękna
264 str. 4 godz. 24 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Proza. Biuro Literackie
Wydawnictwo:
Biuro Literackie
Data wydania:
2023-05-01
Data 1. wyd. pol.:
2023-05-01
Liczba stron:
264
Czas czytania
4 godz. 24 min.
Język:
polski
ISBN:
9788367706001
Średnia ocen

8,0 8,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,0 / 10
28 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
2182
1760

Na półkach: ,

"Głodni" Iwony Bassy to książka nominowana do Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza.
Język znakomity.
Narracja zniewalająca. Pomimo chaotycznej fabuły całość urzeka. Zawłaszcza, trzyma i nie puszcza do samego końca. GORĄCO POLECAM!

"Głodni" Iwony Bassy to książka nominowana do Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza.
Język znakomity.
Narracja zniewalająca. Pomimo chaotycznej fabuły całość urzeka. Zawłaszcza, trzyma i nie puszcza do samego końca. GORĄCO POLECAM!

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
984
568

Na półkach:

To niezwykłe połączenie wyjątkowo oryginalnego języka (czasami lirycznego, poetyckiego, erudycyjnego, zaskakującego skojarzeniami) z tematyką społeczną. I nie! Nie jest to znowu polskie męczeństwo biedy, chociaż o niej i o wykluczeniu społecznym też traktuje. Ale na szczęście, właśnie poprzez nieoczywistą formę i konstrukcję, nie zalewa nas bólem, nie szantażuje. Ani nie ocenia narratorki i Wojtusia, ani ich nie wywyższa, nie romantyzuje.
Sięga głębiej. A we mnie niemalże przez całą powieść krążyło pytanie: „Co to za dziewczyna, co to za chłopak, skąd się tacy wzięli?” Pewnie z młodości, gdy wszystko wydaje się możliwe, gdy chcemy go chłonąć we wszystkich wymiarach, a zabawa z nim i w nim wydaje się, że będzie beztrosko trwać. Tylko umyka gdzieś ten moment, żeby wiedzieć, kiedy skończyć. Pewnie z miłości, może bardziej fascynacji tą innością, pozorną wolnością, wyzbyciem się społecznych ograniczeń. Tylko w tym zakochaniu, które rozum odbiera, za późno przychodzi obudzenie, że to niszczące, niedobre. Pewnie z pochopnego podejmowania decyzji bez myślenia o konsekwencjach, jak taka decyzja zmieni nasze życie na zawsze i nie będzie już odwrotu. Bo to książka, która nie daje nadziei. Szczególnie, gdy dodamy do tego zbiurokratyzowany system, na czele z koszmarnym prawem (chyba wreszcie zostało zmienione),że samotna matka dziecka z niepełnosprawnością, biorąca zasiłek nie może podjąć legalnej pracy. Nieludzkie prawo.
Złościłam się na narratorkę, tak bardzo chciałam, żeby się „ogarnęła”, przerwała tę jazdę na dno egzystencji. Bo pewnie sporo było takich momentów, że mogła to zrobić. Niestety, z jakąś niewyobrażalną beztroską, z kompletnym brakiem wyobraźni, wręcz instynktu samozachowawczego, zniszczyła sobie sama życie.

To niezwykłe połączenie wyjątkowo oryginalnego języka (czasami lirycznego, poetyckiego, erudycyjnego, zaskakującego skojarzeniami) z tematyką społeczną. I nie! Nie jest to znowu polskie męczeństwo biedy, chociaż o niej i o wykluczeniu społecznym też traktuje. Ale na szczęście, właśnie poprzez nieoczywistą formę i konstrukcję, nie zalewa nas bólem, nie szantażuje. Ani nie...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
422
289

Na półkach:

"Głodni" Iwony Bassa to niezwykle poruszająca opowieść o ludziach, którzy z różnych powodów znaleźli się na peryferiach społeczeństwa. Autorka z wielką empatią i wnikliwością opisuje losy nie tylko osób bezdomnych, ale także tych, którzy na co dzień zmagają się z biedą, samotnością i wykluczeniem. To książka o głodzie w szerokim tego słowa znaczeniu – głodzie godności, akceptacji, miłości i sensu życia. Bassa tworzy bohaterów, których historie są niezwykle autentyczne i głęboko poruszające, zmuszając nas do refleksji nad tym, jak społeczeństwo traktuje najsłabszych. "Głodni" to lektura, która otwiera oczy na realia życia ludzi często pomijanych, a jednocześnie pokazuje ich wewnętrzną siłę i niezłomność. Gorąco polecam tę książkę jako ważny głos w debacie o wykluczeniu i ludzkiej godności.

"Głodni" Iwony Bassa to niezwykle poruszająca opowieść o ludziach, którzy z różnych powodów znaleźli się na peryferiach społeczeństwa. Autorka z wielką empatią i wnikliwością opisuje losy nie tylko osób bezdomnych, ale także tych, którzy na co dzień zmagają się z biedą, samotnością i wykluczeniem. To książka o głodzie w szerokim tego słowa znaczeniu – głodzie godności,...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1801
1800

Na półkach:

„Pomiędzy rodzeniem się w śluzie i krwi a umieraniem do ziemi zetną nas zawrót i olśnienie, reszta to bieda i przaśność, brak ogrzewania, gruźlica i tyfus, zębate rybki na dnie Wisły”.
I głód.
Dotkliwie i opresyjnie zmuszający główną bohaterkę, a zarazem narratorkę opowieści, do poszukiwań, by go zaspokoić. Swój czas dzieliła między „polowaniem” na zdobycie jedzenia i środków do życia a chorym synem, którego nie mogła nazywać inaczej niż Chlebek, bo „on tak pachnie, jak chleb o czwartej nad ranem, z piekarni na skrzyżowaniu”. W międzyczasie dopadała ją depresja rozsypująca ją „po podłodze w kuchni, śrubki poluzowały się i wypadły, potoczyły pod meble, wturlały do mysich dziur, uwięzły w szczelinach między deskami”, by Chlebek mógł je złożyć w całość mamy. Miała tylko jedną, podstawową potrzebę, by żyć, mówiąc – „chcę jeść, żreć, wsadzić sobie coś do środka, zatkać tę jątrzącą dziurę, żeby choć przez kilka godzin utrzymać się na powierzchni, bez osuwania w głąb, pomiędzy wiry i ciągi, bez naostrzonego wzroku” wybiórczego postrzegania.
W mentalnych retrospekcjach poznawałam historię jej obecnej sytuacji.
Ojca dziecka, z którym uwikłała się w związek z mężczyzną uzależnionym od alkoholu i narkotyków, wspominając jego początek - „zjawił się w samą porę, żeby mnie wybawić od tych sretów-uniwrsytetów, łacinów, greków, wyłuskać spośród zeżartych przez mole kiecek, wyciągnąć mi z uszu motyw z Podwójnego życia Weroniki, nauczyć krnąbrne płuca, jak się odpala skręta od świeczki”. By po okresie zauroczenia „Wojtusia porwało UFO, razem z materacem, z góralskimi klapkami, w zamian pozostawiając androida, sztuczny system wyzuty z uczuć, wyjałowiony, zrównany do zera, konstrukcję z metalu i plastiku”. Kochanka, który nie zaspokoił jej kolejnego głodu, tym razem psychicznego – miłości.
Bo lubił również inne dziewczyny.
Wędrówka głodnej kobiety i zdesperowanej matki po Krakowie, w którym toczyła się akcja powieści, ukazywała obraz miasta ukrytego pod jego oficjalną, turystyczną wersją. To w jego niedostępnym dla przeciętnego człowieka wariancie funkcjonowały opieka społeczna, darmowe jadłodajnie, Ośrodek Interwencji Kryzysowej i lombard pełne ludzi takich, jak ona. Osób żebrzących o jedzenie, zastawiających rzeczy o jakiejkolwiek wartości, przeglądający powiększającą się stertę rachunków i ponagleń informujących o wysokości zadłużenia, jadących bez biletu w miejskich środkach komunikacji, przeczekujących w poczekalniach dla podróżnych, kradnących papier z publicznych toalet, śniących o obgryzaniu siarczanych główek zapałczanych i wypraszających cokolwiek w punktach pomocy społecznej, ukazując w ten sposób niewydolność państwowego systemu opieki społecznej skrępowanego obligatoryjnymi przepisami. Nieludzkimi.
Ten realizm niesiony przez fabułę autorka połączyła z poezją języka.
Powstał przeciekawy eksperyment w kontrze do dotychczasowej literatury poruszającej tę tematykę („Głód” Knuta Hamsuna, „Biały głód” Akiego Ollikainena, „Czerwony głód” Anne Appelbaum, „Na głodzie” Nica Sheffa) - powiązanie reporterskiej warstwy powieści z liryzmem niesionym przez możliwości przekazu narracyjnego. Maksymalnie wykorzystany przez autorkę. Momentami wręcz nadmiarowo, bo jego piękno w ukazywaniu otoczenia bohaterki i jej świata wewnętrznego, przykrywało jego brud, choroby, brutalność, bezwzględność, beznadzieję, obdarcia, rany, trudne emocje i uzależnienia, bo „nie da się znieść tego świata na trzeźwo”.
Odwracało również moją uwagę od istoty przekazu.
Jednak to słowami można było wybłagać litość rzeczy martwych do przedmiotów codziennego, niezbędnego użytku, bo trzeba byłoby kupić nowe, na które nie było pieniędzy, więc należało ukraść albo poprosić – „Wielki spisku środków do życia, które zawsze wyczerpują się równocześnie – błagam, nie dzisiaj!” A najlepiej nigdy. Te słowa, kojące i ubarwiające rzeczywistość realizmem magicznym, pozwalały na chwilę zagłuszyć głód, gdy widzianą scenę zamieniały w teatr lub burleskę z melorecytacją na ich deskach.
A nad tym wszystkim krążyła myśl o głodzie duchowym.
Fizjologicznemu uczuciu permanentnego ssania w organizmie, w którym „przestrzeleni na wylot, z ustami z jednej strony i odbytem z drugiej, dźwigamy w swoich wydłużonych tułowiach zwinięte kilometry flaków, w których nieustannie toczą się procesy trawienia, a treści przesuwają się zgodnie z prawem grawitacji, z prawem upadania”, szedł w parze głód uniwersalny towarzyszący głodnym bez względu na to, „co i ile by zeżarli”. Za którego zaspokojeniem „trzeba bez przerwy biec, gonić, wytężać mięśnie, nic dziwnego, że tylu ludzi wypada z obiegu, poddaje się, kładzie do rowu, przykrywa darniną”. Jednak dla reszty staje się bardzo silnym motywem, przyczyną czy motorem do działania w osiąganiu szeroko pojętych celów.
Bo – „Głodni albo martwi, taki mamy wybór”.
naostrzuksiazki.pl

„Pomiędzy rodzeniem się w śluzie i krwi a umieraniem do ziemi zetną nas zawrót i olśnienie, reszta to bieda i przaśność, brak ogrzewania, gruźlica i tyfus, zębate rybki na dnie Wisły”.
I głód.
Dotkliwie i opresyjnie zmuszający główną bohaterkę, a zarazem narratorkę opowieści, do poszukiwań, by go zaspokoić. Swój czas dzieliła między „polowaniem” na zdobycie jedzenia i...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
727
381

Na półkach:

Przeczytałem. I nie wiem, co sądzę. Niezwykle dziwna, nietuzinkowa, pociągająca i odtrącająca zarazem. Podczas lektury wielokrotnie zmieniałem zdanie. Raz mi się podobało, za kilka stron już nie. I tak w kółko.

W moich wrażeniach odbija się chyba ten specyficzny charakter książki. Z jednej strony można ją nazwać przeintelektualizowanym, pretensjonalnym bełkotem w żartach aspirującym do Nobla, a z drugiej - czymś ciekawym, intertekstualnym, tajemniczym.

"Głodni" to opowieść o dysfunkcjach i problemach. Czytelnik widzi świat oczami 1.-osobowej narratorki. Matki chłopca z niepełnosprawnością, kochanki alkoholika przywodzącego na myśl Piotrusia Pana - wiecznego chłopca. Jest to obraz mglisty, jakby za przezroczystą kurtyną. W ujrzeniu prawdziwej rzeczywistości przeszkadza mlecznobiała firana.

Bohaterka porusza się po omacku. Popełnia błędy, postępuje nieudolnie, irytuje, denerwuje, czy wręcz wkurwia odbiorcę. Ten jednak nigdy nie jest w stu procentach pewny, czy jego negatywne emocje względem kobiety są słuszne, bowiem nie ma całościowego, wyraźnego obrazu sytuacji. Jest krótkowidzem. Sceny odgrywane na oddalonej scenie są rozmyte.

Debiut Iwony Bassy to zbiór spójnych, choć czasami to kwestia sporna, ze sobą migawek. Rozdziały mają maksymalnie 5 stron i zmieniają się jak w kalejdoskopie. Często przejawia się tytułowe osłabiające uczucie głodu: "Jestem straszną Głodzillą! Słyszysz, jak mi burczy w brzuszku? Chce mi się jeść!".

Matka próbuje zdobyć jedzenie. Zdobyć, bo kupić nie ma za co. Musi żebrać o upoważnienia w urzędzie, starać się o zasiłki, wystawać w kolejkach do jadłodajni, fundacji, caritasów. Jednocześnie zamroczona jest toksyczną miłością do kochanka-nieroba, który wyłudza pieniądze od swojej rodziny. Trudno z takiego życia wyjść na prostą. A to wszystko dzięki (przez?) marzeniom.

Na uwagę zdecydowanie zasługują sceny seksu. W żadnym wypadku niedosłowne, ale także nie poetyckie. Jednak mimo to pociągające, tajemnicze, zmysłowe. A to wszystko w konwencji onirycznej, nieco groteskowej.

Było to możliwe dzięki językowi. Jak o autorce napisano na skrzydełku: "Pisze prozę, ale lubi bałamucić gatunki". Prawda. Przepiękna to proza, niezwykle charakterystyczna. W obliczu powstawania tylu książek trudno stworzyć swój styl, a Iwonie Bassie się to udało. Zawiera się w nim wiele interesujących neologizmów, nawiązań kulturowych, filozoficznych, a także, co ciekawe, elementy liryczne.

Ciekawy jest także sarkazm. To trochę śmiech przez łzy. Syn ma na imię Chlebisław (Chlebek),o który walczy matka. Dosłownie i w przenośni. Główna bohaterka to jedna z wielu. Miasto, czyli Kraków, wydaje się nie mieć większego znaczenia. Takie historie bowiem mogą przytrafić się wszędzie - od metropolii po przysłowiowy Pcim Dolny.

Jestem ciekaw, jak "Głodni" wypadną na tle "Głodu" - reportażu Martina Caparrosa. To, zapewne, dwie skrajnie inne pozycje, jednak w zestawieniu mogą się uzupełniać.

Nie polecę Wam książki Iwony Bassy, bo to powieść specyficzna. Szczerze mówiąc, nie wiem, komu może się spodobać. Spróbujcie, jeśli tylko chcecie. Dla mnie była to chyba, mimo wszystko, lektura bardzo ciekawa. Czy wybitna? Okaże się po czasie, kiedy ją przetrawię. Na razie 9/10. Zobaczymy, czy ocena ulegnie zmianie (jest to bardzo prawdopodobne).

Przeczytałem. I nie wiem, co sądzę. Niezwykle dziwna, nietuzinkowa, pociągająca i odtrącająca zarazem. Podczas lektury wielokrotnie zmieniałem zdanie. Raz mi się podobało, za kilka stron już nie. I tak w kółko.

W moich wrażeniach odbija się chyba ten specyficzny charakter książki. Z jednej strony można ją nazwać przeintelektualizowanym, pretensjonalnym bełkotem w żartach...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo tovideo - opinia

avatar
611
440

Na półkach: , ,

Chyba nie do końca wiedziałem, czego mam się spodziewać i z takim nastawieniem radzę wejść w tę książkę. Wybrałem ją w związku z nominacją do pewnej dość istotnej nagrody literackiej, a jeszcze przed rozstrzygnięciem konkursu.
Bohaterka powieści porusza się gdzieś za zasłoną znanej nam rzeczywistości, próbując przetrwać z dzieckiem i uzyskać pomoc instytucji państwa, rzekomo przysługującą osobie samotnie wychowującej dziecko (szczególnie to z deficytami). Początkowo nie wiemy, jakie niekompetencje doprowadziły ją do miejsca, w którym się znajduje, ale rozumiemy też, że spirali nieszczęść, w które można wpaść, by się tam znaleźć i rozmaitych pułapek rzeczywistość rozstawia mnóstwo.
Krąży więc jak w swoistym obłędzie, czy złym śnie, otwierając i zamykając kolejne drzwi, unikając kolejnych urzędników, inkasentów, wierzycieli i dawnych znajomych. Znaleźć się w jej punkcie łatwo, wygrzebać na powrót na poziom znanej i bezpiecznej rzeczywistości niemal nie sposób. Straszne jest życie w stałej kolejce po “zapomogę dla niedysponowanych”...
Piękne pisanie o dysfunkcyjnym związku, o kalekiej miłości. O seksie, który również pojawia się kilkukrotnie na kartach książki; niedosłownie i zmysłowo jednocześnie.
Styl nerwowy, szarpany, dygresyjny, pełen wtrąceń i powtórzeń. Bliski logorrhea albo wariackiego bełkotu. Ale i nieoczywistego literackiego kunsztu czy wręcz piękna. Omijający niebezpieczeństwa i żeglujący z dala od pretensjonalności. Trzeba przyznać, że już od debiutu ma Autorka coś do powiedzenia i ma jak to opowiedzieć. Oj, udał się debiut pani Iwonie, udał. Chwała.
Jednocześnie trudna pozycja i wymagająca skupienia, bo język jest w niej ważny. Przez niemal dwa tygodnie - przebywając w większej grupie ludzi - nie byłem w stanie przyswajać tej książki, więc czekała na choć odrobinę intymności do czytania. Słowa, neologizmy słowne i frazeologiczne, gra skojarzeniami i strukturami języka. Strasznie mi odpowiada ro męczliwe brnięcie przez książkę. Nie zawsze musi być grzecznie i cacy - i tu nie jest. Spod warstwy dowcipu czujemy, że opisywane życie nie jest OK. Mimo pięknego i poetyckiego języka z całej opowieści przebija się dojmujący smutek.
Polecam jak cholera; za chwilę wszyscy będą ją czytać!

Chyba nie do końca wiedziałem, czego mam się spodziewać i z takim nastawieniem radzę wejść w tę książkę. Wybrałem ją w związku z nominacją do pewnej dość istotnej nagrody literackiej, a jeszcze przed rozstrzygnięciem konkursu.
Bohaterka powieści porusza się gdzieś za zasłoną znanej nam rzeczywistości, próbując przetrwać z dzieckiem i uzyskać pomoc instytucji państwa,...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
355
106

Na półkach:

Fabula jak z reportażu. Wiejskie dziecko z patologicznej rodziny trafia do dużego miasta. Nie radzi sobie z edukacją akademicką, Wpada w relację z Piotrusiem Panem. W oparach alkoholu, ganji i innych substancji płodzą dziecko z wadą układu pokarmowego/wydalniczego. Piotruś Pan znika przestraszony rzeczywistością. Bohaterka wchodzi w buty samodzielnej matki polki i płaci słony rachunek rozbijając się o kolejne rafy systemów.

A w czym ukryta jest atrakcyjność tego tekstu? W języku. Inteligencja wsadzona w buty, namacalne rozedrganie, tropy pop- i nie popkulturowe. Najbardziej porusza mnie obraz oceanicznej głębi wrzucony w chwili gdy trajektoria wydaje się przesądzona.

Po tej leturze ściągnąłem z półki Głód Knuta Hamsuna. Ciekawe jak ma sie Christiania do Krakowa.

Fabula jak z reportażu. Wiejskie dziecko z patologicznej rodziny trafia do dużego miasta. Nie radzi sobie z edukacją akademicką, Wpada w relację z Piotrusiem Panem. W oparach alkoholu, ganji i innych substancji płodzą dziecko z wadą układu pokarmowego/wydalniczego. Piotruś Pan znika przestraszony rzeczywistością. Bohaterka wchodzi w buty samodzielnej matki polki i płaci...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1
1

Na półkach:

Pozdrawiam Fryte!!!

Pozdrawiam Fryte!!!

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1352
1057

Na półkach: ,

Nie od razu ta książka odkrywa wszystkie karty. Jej autorka robi to powoli, metodycznie i konsekwentnie. Aczkolwiek na poziomie języka uderzenie następuje od razu. Znać po pierwszych akapitach, że materia literacka doskonała, a i temat ważny społecznie. Jest nim głód, a Iwona Bassa opisuje go w formie codziennej, drażniącej i determinującej każdy ruch. Zabiera nas do jadłodajni, szpitali i innych dość ponurych miejsc, żeby pokazać żywot bohaterki, której dotyka ten ciągły stan głodu właśnie.

Autorka „Głodnych” na jej przykładzie pokazuje jak to się zaczęło, a zaczęło się jak zawsze, czyli od marzeń. Bo oto przyjeżdża do Krakowa natchniona miejscem i wyobrażeniami. Ta poezja, to ona miała ją przeniknąć i natchnąć. Romans z niedojrzałym chłopakiem skończył się u komornika i z niepełnosprawnym dzieckiem. Bieda tak dotkliwa, że nowe buty są nierealnym celem, a do drzwi dobija się właściciel mieszkania z pytaniem o czynsz.

Cały system wsparcia dla bohaterki jest niewystarczający. To okrutna pułapka, bo pracować nie może (chore dziecko),a na rachunki ją nie stać. I tak zagłębiamy się w ten stan ciągłego redukowania potrzeb i możliwości.

Mocno wiążę nas ze sobą lektura tej powieści. Choć autorka ułożyła ją nielinearnie, to jednak czytając w długich partiach czasu, bo porzucenie wydaje się niemożliwe, da się odczuć kruchość tej opowieści. Chwilami można wstrzymać powietrze, żeby dać każdemu drobnemu detalowi wybrzmieć. Jest też w „Głodnych” ta dostojna dojrzałość, która nie pozwala odwracać wzroku od najsłabszych, emanować mądrością i sączyć w nas lekarstwo na zobojętnienie, które może nas pogrążyć jako społeczeństwo. Wybitna rzecz.

Nie od razu ta książka odkrywa wszystkie karty. Jej autorka robi to powoli, metodycznie i konsekwentnie. Aczkolwiek na poziomie języka uderzenie następuje od razu. Znać po pierwszych akapitach, że materia literacka doskonała, a i temat ważny społecznie. Jest nim głód, a Iwona Bassa opisuje go w formie codziennej, drażniącej i determinującej każdy ruch. Zabiera nas do...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
559
559

Na półkach:

To wspaniały debiut, już kolejny w tym roku, który mnie zachwycił i onieśmielił. Jaki talent trzeba mieć, by tak pisać o zwykłych, przyziemnych, a wręcz dla wielu wstydliwych sprawach! Z takim kunsztem rozpiąć szarą, smutną biedę pomiędzy wzniosłość poezji i wrzask wściekłości, podlewając to jeszcze gorzką ironią z pieprzną nutą szyderczej kpiny. To ballada o jednej z tych, co to „powpadali do dziur w chodniku, noga im się powinęła, kostka skręciła, może źle stąpnęli, nie uważali, a może to nie miało znaczenia, nikt ich o nic nie pytał, historia nie jest panią, co pyta, mimo, że nauczycielką życia.”

Zapewne każdy z nich, głodnych, stojących w nigdy nie kończącej się kolejce do banku żywności czy też po darmową zupę od zakonników, gdy tymczasem „przez dziurę w bucie wlewa się listopad, chlupocze”, ma w zanadrzu równie trudną, pokręconą historię do opowiedzenia. My mamy okazję poznać jedną z wielu takich historii, opowiada ją samotna młoda matka, której zdarzyła się nie taka miłość, jaka daje poczucie bezpieczeństwa i miękką ochronę, ale jednak miłość, a ta przecież nie wybiera… Przydarzył się Wojtuś, stanął przed nią na Plantach i już został. Wieczny chłopiec, nie mający zamiaru niczego w swoim życiu zmieniać, porządkować. W razie problemów „znikał za rogiem z prędkością stu dwudziestu kilometrów na godzinę.” Albo i szybciej. Nasza bohaterka nie miała szans go dogonić. Zresztą po co? Zawsze znalazłby się kolejny róg, zaułek, tunel, w który Wojtuś mógł z charakterystycznym dla siebie wdziękiem zanurkować. Została więc sama. Nie, już nie sama. Z malutkim Chlebkiem, Chlebisławem, dzieckiem obdarzonym słodyczą spokoju i… ciężką chorobą. Wcale nie tak znowu rzadko przychodzi jej na myśl, że „Życie – przelotna wizyta po tej stronie ziemi, po tej stronie świadomości, w tym rodzaju materii – wydaje się fanaberią. Płomieniem wznieconym z przypadkowego uderzenia krzemieniem o krzemień.” Jej krzemienna iskra stała się Chlebkiem, więc teraz co noc nasłuchuje jego oddechu, ciesząc się, że jest, że go słyszy.

Zachwyca językowa układanka, jakiej autorka zdaje się być mistrzynią. Pod jej piórem słowa zyskują nowe znaczenia, mówią więcej i dobitniej aniżeli zwykle. Zestawione ze sobą w sposób niekiedy karkołomny, a zawsze zaskakujący, wdzierają się do naszej podświadomości, rozbłyskując nieoczekiwanym sensem. Od drobiazgu, szczegółu dnia codziennego, jakich przecież wiele, autorka wzbija się na wyższy poziom uogólnienia, uderzając w nas poetycką metaforą. Sytuacja pasażera zatrzaśniętego nieszczęśliwie w WC pociągu urasta do rangi symbolu, wyabstrahowana szeroko i nadzwyczaj trafnie: „Tak łatwo się zatrzasnąć i już nie wydostać, chyba że tam, gdzie „skład kończy bieg”, jak oznajmiają bezdenni melancholicy (melancholijni bezdennicy) przez głośniki na peronach.”

Jeszcze coś zwraca naszą uwagę. Kraków. To w tym mieście – ikonicznym dla polskiej historii, malowniczo wychylającej się z klimatycznych fotografii, rozgrywa się dramat (tak, to jest dramat, mimo mocnego sarkazmu w przekazie) osób wykluczonych. Oczywiście nie jest on na krakowską wyłączność, jednak tutaj, w tej sielskiej, cepeliowskiej dekoracji tym bardziej razi i uwiera. Z kart „Głodnych” bije krakowska, wielkościowa stęchlizna, duchota zamierzchłej świetności, zapatrzona w przeszłość, a pozbawiona wrażliwości na tu i teraz. Gołębie obsiadają bohaterkę, a ona dzieli się z nimi jedyną bułką, która powinna wystarczyć jej do jutra. Jednak gołębie nie mogą tego wiedzieć, tak samo sfruwają codziennie do stóp obładowanych pamiątkami turystów, błyskających bezmyślnie fleszami aparatów fotograficznych. „Gdyby ktoś o nas pytał, powiedzcie, że zapadliśmy się pod Kraków, w nieciągłość Gutenberga pomiędzy płaszczem a jądrem ziemi, pomiędzy to, co twarde, skorupiaste, a to co płynne, żarliwe. Materia się tam zagęszcza, temperatura rośnie, kształty nabierają plastyczności, zamierają fale sejsmiczne.” – szepczą wykluczeni, z czapkami niewidkami na głowach. Tymczasem na Kazimierzu jak zawsze rozbrzmiewa fado, nawoływanie sprzedawców obwarzanków i co godzinę rozlega się hejnał z Wieży Mariackiej. Życie toczy się jak zawsze, obojętne, zajęte sobą.

Historia bohaterki jest jedną z wielu podobnych. Nie tak znowu rzadko zdarza się rzucić wszystko, gdy dopada nas głód uczucia, pragnienie silnych emocji i pierwotnych wrażeń, obiecywanej przez poetów nirwany. Często wszakże bywa to tylko projekcja, podrasowana chemią przyciągania i taki Wojtuś jawi się wtedy księciem z bajki: „Źrenice nosiłam rozwarte, zakropione atropiną. Pochłaniałam go czarnymi przepaściami, dziurami po wyrwanych gwoździach, unosiłam głowę i projektowałam aureole wokół latarni, ptako-liście wyrastające z gałęzi, rozwidlenia antenowych masztów.” A jednak przecież „wszystko się kończy, człowieku. Asyria, Persja, Dynastia, imperium Romanum. Jakim cudem by się miało nie rozpaść nędzne chemiczne wiązanie?” Gdy kończy się poezja uniesień, pozostaje surowa proza życia, z którą trzeba się zmierzyć.

Proza „Głodnych” to orkiestra emocji. Wysokie, drżące dźwięki skrzypiec, gdy oczy wpatrują się w oczy, widząc w nich wszystko to, co tylko pragną zobaczyć. Mocne akordy złości na świat i jego przeszkody. Dzwoneczki czułości, gdy zmienia się Chlebkowi cewnik, przerywane pełnymi napięcia momentami ciszy, gdy wstrzymuje się oddech w obawie, że się nie uda. Uszy rani zgrzyt strojenia instrumentów, ten dysonans bolesny, gdy bohaterka chciałaby zniknąć, zapaść się w siebie, a tymczasem stoi, wrastając stopami w podłoże, by wyżebrać bułkę, talerz pomidorowej czy parę puszek z instytucji pomocy dla życiowych rozbitków. Tak kusi, by zasnąć, schować się w kokonie kołdry już na zawsze, albo wciągnąć w płuca ogromny haust znieczulacza, który pozwoli unieść się nad ziemię i odfrunąć. A jednak „Idę, niosę mapę tego miasta odciśniętą na podeszwach, ulice wrzeźbione w stopy niczym linie papilarne. Zaułek Obtartej Pięty, pasaż Drzazgi pod Paznokciem, plac Kamyczka między Palcami. Tyle odcisków, pęcherzy, halluksów. Tyle zagubieni, odnalezieni, podchodów, odwrotów. Przystanięć, oniemień, rozgłupień.”

Iwona Bassa nie tylko wwierca się w głowę bohaterki, wyłapując każdą jej rozterkę, obserwując każdy krok zbliżający ją do przepaści, wrzucający w ciemność, która nie ma dna, a więc nie ma końca spadaniu, nijak też nie da się wydostać. Autorka jest do tego uważną obserwatorką codziennych, zwykłych czynności i sytuacji, a te, jak widzimy, nasza bohaterka przeżywa z własnej, specyficznej perspektywy, perspektywy zderzania się ze ścianą, potykania się i upadania, by znów się podnosić, i tak bez końca. Wciąż stara się walczyć, nie poddawać. Na otoczenie patrzy zjadliwie i krytycznie, choć i bezradnie, wiedząc, że niezdolna niczego zmienić niewiele znaczy. Jeśli nawet pisze: „Rozsypałam się na podłodze w kuchni, śrubki poluzowały się i wypadły, potoczyły pod meble, wturlały do mysich dziur, uwięzły w szczelinach między deskami”, to zaraz zbiera się w sobie, bo Chlebisław, bo trzeba znów iść w kolejkę po „co łaska”, bo… i „Wciskam plecy w chropowate deski, nabijam się na drzazgi, wkładam rękę pod skórę jak pod podszewkę płaszcza, poruszam serce, nadaję mu rytm, rozkrążam krew, nagarniam powietrze do płuc, rozwiązuję supły z żył. Żyj – okładam się pięściami – rozżyj się!” Człowiek jest maszyną, którą miłość oliwi, troska i czułość polerują do blasku. Gdy ich braknie trybiki się zacinają, nity puszczają i atakuje podstępna rdza zaniedbania. Pogarda, litość, lekceważenie – to tylko pogłębia proces rozpadu. By temu przeciwdziałać uruchamia się mechanizm obronny – gniew, niezgoda, bunt, które są niczym szczepionka, multiwitamina.

To, co autorka wyrabia z naszym swojskim, polskim językiem, wydawałoby się, że tak dobrze nam przecież znanym, odsłania całkiem nowe jego możliwości, wprowadza na nieznane ścieżki. Opisując tak skomplikowany mechanizm, jakim jest człowiek i to, co w jego wnętrzu głęboko skrywane, koniecznie trzeba było użyć świeżych, stworzonych na tę właśnie okoliczność pojęć, połączyć, pożenić różne sfery wrażliwości, ukazując pogubienie, rozedrganie bohaterki. Dla niej nic przecież nie było zwyczajne ani proste. Kraków, znane sobie miejsca, ludzi, a nawet siebie samą postrzegała jako zmienione, obce, nie na miejscu.

Wrażenie jest jedno, bardzo mocne, uderza nas w splot słoneczny. Nasza bohaterka, poruszająca się w realnym świecie, przemierzająca krakowskie ulice, słuchająca Chłopców z Placu Broni i dwóch tysięcy trębaczy bijących na rynku rekord Guinnessa, szlifująca obcasami rozpadających się butów z Caritasu korytarze „współczujących” urzędów w poszukiwaniu coraz to nowych zaświadczeń swej bezradności, w całej tej popkulturze i biurokracji niknie, wpada w króliczą norę, nie mogąc nadziwić się absurdowi tego, co ją otacza. Tak bardzo stara się pilnować każdej śrubki i nakrętki, by się nie rozpaść, nie jest ani przez moment świadoma swego heroizmu. Jednak trzeba pamiętać, że nawet bohaterowie bywają zmęczeni, nawet oni…
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

To wspaniały debiut, już kolejny w tym roku, który mnie zachwycił i onieśmielił. Jaki talent trzeba mieć, by tak pisać o zwykłych, przyziemnych, a wręcz dla wielu wstydliwych sprawach! Z takim kunsztem rozpiąć szarą, smutną biedę pomiędzy wzniosłość poezji i wrzask wściekłości, podlewając to jeszcze gorzką ironią z pieprzną nutą szyderczej kpiny. To ballada o jednej z...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    84
  • Przeczytane
    33
  • Posiadam
    4
  • Do Zdobycia
    1
  • Porzucone bez żalu
    1
  • Brak Legimi A
    1
  • Piękna PL
    1
  • Teraz czytam
    1
  • Literatura piękna
    1
  • Przeczytam 52 książki w 2024 roku
    1

Cytaty

Więcej
Iwona Bassa Głodni Zobacz więcej
Iwona Bassa Głodni Zobacz więcej
Iwona Bassa Głodni Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także