Bob albo mężczyzna na łodzi

Okładka książki Bob albo mężczyzna na łodzi Peter Markus
Okładka książki Bob albo mężczyzna na łodzi
Peter Markus Wydawnictwo: Wydawnictwo Ha!art Seria: Seria przekładów literatura piękna
116 str. 1 godz. 56 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Seria przekładów
Tytuł oryginału:
Bob, or Man on Boat
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Ha!art
Data wydania:
2022-09-19
Data 1. wyd. pol.:
2022-09-19
Liczba stron:
116
Czas czytania
1 godz. 56 min.
Język:
polski
ISBN:
9788366571662
Tłumacz:
Piotr Siwecki
Średnia ocen

7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
20 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
509
509

Na półkach:

„Oto opowieść o rybie, która nie ma końca.
To jest opowieść o Bobie.
Pamiętasz jego ręce.
Jego kłykcie są rzekami.
Skóra jego rąk, pokryta rybimi łuskami, wygląda tak,
jakby ręce zostały zanurzone w gwiazdach.”

To fragment prozy Petera Markusa, tekstu, który rezonuje we mnie już jakiś czas, tkwi w głowie, towarzysząc codziennym czynnościom, każe odczytywać się linearnie i wspak, recytować i odtwarzać, bym niczym śledczy mogła odkrywać wciąż nowe tropy i nimi podążać. Bez końca. Zaskakujące, sprzeczne, dziwaczne, wzniosłe i całkiem przyziemne, intertekstualne i bardzo życiowe, uogólnione i detaliczne.

Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim potraktowaniem zdania. Zaczynamy od słowa. Bob. Rzeka. Jezioro. Łódź. Ryba. Ojciec. Syn. Księżyc. Gwiazdy. Wędka. To pojęcia kluczowe. I one też powtarzają się stale, ich periodyczność jest zamierzona. Za każdym razem dobudowany zostaje dodatkowy kontekst, słowo zyskuje więc szersze lub całkiem nowe znaczenie.

Kim więc jest Bob – spytamy. Jest ojcem, który nie wie, że ma syna. Jest też synem, który, niewidziany, żyje w cieniu ojca. Jest rzeką. Jest rybakiem na rzece istniejącym po to, by łowić. Jest Bobem, który szepcze do ryb, a one same wskakują mu do łodzi, która staje się wówczas „konstelacją ryb”. Boba nie obowiązują limity połowów. Nigdy nie wiesz, czy Bob cię słucha, bardzo rzadko cokolwiek odpowiada. Niełatwo uzyskać od niego informację, jak sami mamy łowić.

„Chciałbym móc powiedzieć: - Bob.
Chciałbym powiedzieć: - Ojcze.
Naucz mnie łowić ryby.”

Bob jest w łodzi na rzece obecny zawsze. Wszyscy wiedzą, kim jest, kupują od niego ryby, ale nie śmią zakłócać jego samotności, szanują ją. Przyjmują Boba takim, jaki jest.

Narratorem jest syn Boba, także Bob. Chciałby on bardzo zostać zauważony i móc nazwać Boba ojcem. Idzie jego śladem, patrzy na niego z oddali, myśli o nim bezustannie i chciałby być taki jak on.

Bob nie wie, czy złowi rybę, której szuka. Szuka tej, która go zawołała i zniknęła „I jak długo będzie rzeka, w której można łowić ryby, to, Bob wierzył głęboko w to, że jedna z tych ryb będzie tą rybą, którą od zawsze pragnął złowić.
Że jedna z tych ryb będzie tą rybą, która wołała go po imieniu.
Bob.”

Czym więc jest Bob? Kim jest? Może Bogiem, Absolutem, Potęgą…
„(…) Bob w swojej łodzi wygląda tak, jakby światło wydobywało się prosto z jego wnętrza.
Tak, jakby Bob stworzony był ze światła.”

Kim/czym jest więc rzeka, którą płynie łódź Boba? Kim/czym są owe ryby, niekiedy same garnące się do Boba, zwabione jego nawoływaniem, innym zaś razem łapiące się na jakiś rodzaj przynęty? Może to my sami, płynący na fali życia, często bez celu, duże ryby połykające żarłocznie inne, mniejsze rybki. Jedne z nas są drapieżne, z ostrymi zębami, inne nie. Jedne szarpią, miotają się na wędce, a nawet udaje się im uciec, zerwać… Inne zwisają bezwolne… zrezygnowane… poddańcze… Pragniemy łowić, ale też sami pragniemy zostać złowieni. Niemniej jednak musimy mieć na uwadze całą resztę życia, zobowiązań, w trakcie poszukiwań starać się nie tracić z oczu światła z okna pokoju syna, które niczym latarnia morska pokazuje nam drogę powrotną, byśmy nie utonęli w swych poszukiwaniach i nie skończyli na dnie rzeki, bądź martwi, wyrzuceni na brzeg .

A co łowimy? Ryb jest całe mnóstwo, różne wielkości i gatunki. Dla każdego inny smak jest tym upragnionym, wymarzonym. Łowienie może stać się naszym uzależnieniem. Sam proces łowienia, pogoni. Zaś ryba miotająca się na końcu wędki będzie okazywała się za każdym razem nie tą, której pragniemy. To pułapka. Łowienie może też być przygodą, poszukiwaniem wciąż nowych sensów, by coś stworzyć, by z tej rzeki wydobywać skarby, choćby naszych talentów. Coś twórczego, innowacyjnego, śmiałego, nieoczekiwanego, przełamującego stereotyp.

„W oczach Boba, w sercu Boba, jest ryba,
która jest czymś więcej niż tylko rybą.”

Dla każdego z nas jest czymś więcej. Esencją, treścią, miłością, bliskością, spełnieniem, tak, jak je każdy z nas rozumie indywidualnie.

Ta opowieść to jedna wielka parabola. Można pod nią podłożyć całą gamę znaczeń, to, co dla każdego najważniejsze. Może być przypowieścią o Bogu, czyli Dobrym, Mądrym choć zarazem Surowym Nauczycielu, którego chcemy mieć stale w polu widzenia, czując się wtedy bezpieczni. Jest stałym elementem na naszej rzece. Gdy znika, szukamy go, jak narrator, wołamy rozpaczliwie, bo nie nauczył nas jeszcze wszystkiego, nie odpowiedział na pytania, a nawet nie zdążyliśmy powiedzieć mu, że jest naszym Ojcem.

Może być przypowieścią o potrzebie rodzicielskiej miłości, o odpowiedzialności, o poszukiwaniu tożsamości, o pragnieniu ciągłości, gdy mamy Boba najstarszego i jego najmłodszego pra-prawnuka. O potrzebie akceptacji i pragnieniu wskazania nam drogi.

Albo też inaczej. Bob jako tradycja, klasyka, wzór, na bazie którego, mając go cały czas przed oczami, szukamy czegoś więcej, co go ubogaci, wzmocni, odmłodzi, a co on sam doceni jako nasz wkład. Łowimy więc w nadziei, że będziemy mogli wyciągnąć w jego stronę rękę ze złowioną rybą, by pokazać mu ją z dumą i powiedzieć: proszę, to dla ciebie. Nie wiem czy się tutaj nie zagalopowałam, ale moje myśli biegną w różnych kierunkach.

Właśnie taka jest ta proza. Magiczna. Symboliczna. Ulotna. Minimalistyczna. I niesamowicie inspirująca, poddająca tyle interpretacyjnych możliwości, że nie sposób się od niej wyzwolić. Niczym przypowieść biblijna, Wielka Księga, od której wszystko się rozpoczyna, od której ciągnie się cały łańcuch prawdopodobnych wydarzeń. Albo też niczym baśń. Metaforyczna poezja… Taki też trochę jest i układ wersów, taki rytm, rozwijająca się melodia, coraz szybsza i pewniejsza siebie, z powtarzalną nutą przewodnią, graną coraz to trochę inaczej. Jak fuga. Albo muzyka jazzowa, w której można ścigać się na interpretacje, improwizować, raz z dużą lekkością, innym zaś razem z podniosłością psalmu.

Czytając „Boba albo mężczyznę na łodzi” sami stajemy się rybakami, łowiąc jej wielosensy i mnogoznaczenia, prowadząc poszukiwania, zaczepiwszy koniec nici na słowach-kluczach, by nie zagubić się w labiryncie odgałęzień i korytarzy. Wszak wiele z nich może okazać się ślepe. To nas jednak nie zniechęca.

Czemu tak mało znany to pisarz, tak niszowy? Trudno się nie dziwić, gdyż ta proza fascynuje, wciąga, zatrzymuje przy sobie… Ha!art jest wydawnictwem, na którego wyborach można polegać, jeśli szuka się literatury znakomitej i jednocześnie eksperymentującej z językiem, z tematem, wymagającej od nas pewnej elastyczności i otwartości. Literatury nieoczywistej. Jeszcze długo będę grzebać przy tej rzece, łodzi, rybach i archetypicznym Bobie, wymyślać kolejne piętra znaczeń i ścieżki odczytań. „Płynę szukać Boba.”
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

„Oto opowieść o rybie, która nie ma końca.
To jest opowieść o Bobie.
Pamiętasz jego ręce.
Jego kłykcie są rzekami.
Skóra jego rąk, pokryta rybimi łuskami, wygląda tak,
jakby ręce zostały zanurzone w gwiazdach.”

To fragment prozy Petera Markusa, tekstu, który rezonuje we mnie już jakiś czas, tkwi w głowie, towarzysząc codziennym czynnościom, każe odczytywać się...

więcej Pokaż mimo to

avatar
469
274

Na półkach: ,

To książka o Bobie, czyli o mężczyźnie, który łowił ryby. To także książka o Bobie, który obserwował Boba. Po trzecie to książka o synu Boba, na którego także wołają Bob.

Bob szuka ryby. Wyjątkowej, która kiedyś być może przypłynie do Boba.

Bob żyje na łodzi, łowi ryby i patrzy w nocne niebo. Niebo usiane jest gwiazdami, zaś te odbijają się w rzecznej wodzie i świecą w oczach ryb Boba.

Bob sam jest rybą, jest gwiazdą, jest rzeką.





Rewelacja! Ok, nie czyta się książki Markusa od tak, rach-ciach. Kilkanaście krótkich wersów na stronie pozornie tylko przyspiesza czytanie. Nieustannie powtarzane frazy i całe zdania nie irytują (bądź co bądź to nawiązanie do Gertrudy Stein i jej literackich eksperymentów),lecz dodają książce jakiejś niezwykłej siły. To „tylko” opowieści mężczyźnie i jego łodzi (już po kilku pierwszych wersach zapalają się pierwsze światełka skojarzeniowe),porzuceniu, miłości ojcowskiej, a przede wszystkim o poszukiwaniu i oczekiwaniu. O nieograniczonej cierpliwości, która nie wie, co to horyzont.

Nic się tu nie dzieje, a jednocześnie dzieje się tak wiele, że trudno zrozumieć, jak Markus zdołał w tak ubogiej formie zagrzebać morza emocji, nawiązań i mistyki. Znalazło się nawet miejsce dla trupa i zaginionej łodzi.

Innymi słowy – odświerzająca i jedyna w swym rodzaju.

Fajnie, że poznałem Boba, Boba i małego Boba. Ha!

To książka o Bobie, czyli o mężczyźnie, który łowił ryby. To także książka o Bobie, który obserwował Boba. Po trzecie to książka o synu Boba, na którego także wołają Bob.

Bob szuka ryby. Wyjątkowej, która kiedyś być może przypłynie do Boba.

Bob żyje na łodzi, łowi ryby i patrzy w nocne niebo. Niebo usiane jest gwiazdami, zaś te odbijają się w rzecznej wodzie i świecą w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
264
264

Na półkach:

Bob, łódź, ryba, rzeka, błoto, Bob syn Boba. Minimalistyczna fabuła, język czasem przypominający bajki dla czterolatka, a w gruncie rzeczy poemat o pięknie przyrody, ziemi, nieba, ich symbolice.

Pierwsza myśl - Bob jak Santiago Hemingway`a. Człowiek rzeki, który łowi ryby. Ryba, rzeka to początek i koniec. Dla Boba jest wszystkim. Być tam zawsze, współistnieć, współodczuwać. Woda to dom, praca, życie. Rzeka bez Boba nie jest rzeką, a Bob bez rzeki nie jest Bobem.

Bob syn Boba - nowy motyw. Tęsknota za ojcem. Jego ciągły brak. Wyrzuty, że ryba jest ważniejsza niż syn. Bob syn Boba chce zostać rybakiem, by zrozumieć, by zbliżyć się do ojca. Kontakt z ojcem niszczy relację z synem. Konflikt tragiczny, sytuacja nie do pogodzenia.

To również książka o tworzeniu opowieści, o łączeniu wyrazów w zdania tworzące coraz bardziej wieloznaczną historię.
Poza wymienionymi skojarzeniami oczywiste nawiązania biblijne.

“Bob…” to poetycka proza napisana w awangardowy sposób. Przymiotniki ograniczone do minimum. Dominują rzeczowniki i czasowniki, powtórzenia, które z kolei tworzą wrażenie pieśni, mantry, zaklęć nieustannie powracających, by wywołać, odczuć określony obraz, dzięki któremu powstaje oniryczny, pierwotny, prosty, wysublimowany obraz świata.

Bob, łódź, ryba, rzeka, błoto, Bob syn Boba. Minimalistyczna fabuła, język czasem przypominający bajki dla czterolatka, a w gruncie rzeczy poemat o pięknie przyrody, ziemi, nieba, ich symbolice.

Pierwsza myśl - Bob jak Santiago Hemingway`a. Człowiek rzeki, który łowi ryby. Ryba, rzeka to początek i koniec. Dla Boba jest wszystkim. Być tam zawsze, współistnieć,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
46
8

Na półkach:

Strata czasu, mogłabym przeczytać 10 stron i wiedzieć to samo, co po lekturze całości.. Fabuła nie kończy się żadnym rozwiązaniem, to tylko i wyłącznie eksperyment literacki, którym krytycy się zachwycają. Owszem, innowacyjnie napisane, tylko co z tego?

Strata czasu, mogłabym przeczytać 10 stron i wiedzieć to samo, co po lekturze całości.. Fabuła nie kończy się żadnym rozwiązaniem, to tylko i wyłącznie eksperyment literacki, którym krytycy się zachwycają. Owszem, innowacyjnie napisane, tylko co z tego?

Pokaż mimo to

avatar
1730
360

Na półkach:

Nieznana u nas proza Petera Markusa jest jak baśń, jest jak baśniowy poemat pisany prostymi zdaniami, wypełniony rytmem i refrenami. "Bob..." jest jak starodawna opowieść. Jakby ktoś opisywał obraz, jakby ktoś wyobrażał sobie, co dzieje się poza płótnem. Jakby bohater tego obrazu w pewnym momencie znikał. Opowieść z rzeki, opowieść o rybie, opowieść wypełniona milczeniem, które jest rozmową.

Nieznana u nas proza Petera Markusa jest jak baśń, jest jak baśniowy poemat pisany prostymi zdaniami, wypełniony rytmem i refrenami. "Bob..." jest jak starodawna opowieść. Jakby ktoś opisywał obraz, jakby ktoś wyobrażał sobie, co dzieje się poza płótnem. Jakby bohater tego obrazu w pewnym momencie znikał. Opowieść z rzeki, opowieść o rybie, opowieść wypełniona milczeniem,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
146
21

Na półkach:

Wielka, inspirująca literatura, świetnie przetłumaczona i zredagowana. Dziękujemy i polecamy

Wielka, inspirująca literatura, świetnie przetłumaczona i zredagowana. Dziękujemy i polecamy

Pokaż mimo to

avatar
1079
632

Na półkach:

Wydawnictwo Ha!art od lat zaskakuje czytelników. A to za sprawą abstrakcyjnych wierszy wyprowadza ze strefy komfortu, a to znowu proponuje tekst prowadzony we wszystkich dostępnych gwarach, dialektach i odmianach języka polskiego, a to jeszcze przy następnej premierze zabiera nas do lasu, by tam poruszyć temat seksu w naturze. „Bob albo mężczyzna na łodzi”, czyli jedna z kilku nowości planowanych na końcówkę 2022 roku, doskonale wpisuje się w tę ofertę.
W oryginalnym wydaniu na okładce znajduje się łódź z człowiekiem na pokładzie, dryfująca gdzieś na środku jeziora. Jest ona łudząco podobna do zdjęcia z okładki zbioru opowiadań „Utracony dar słonej krwi”. Wydawnictwo Ha!art już w tym momencie postanowiło dokonać korekty. W ich wizji kluczem do interpretacji dzieła nie jest sama woda, a ryba. To właśnie ona została przedstawiona w centrum nowej okładki.
„Bob albo mężczyzna na łodzi” Petera Markusa odchodzi od tego, co dostrzegamy w większości debiutanckich powieści. Nie ma tu pchania na siłę modnych tematów, autor nie ozdabia swojej książki skomplikowanymi ornamentami, nie skupia się też na prezentacji psychologicznych, moralnych i społecznych form kształtowania się osobowości głównego bohatera. Nie wciska także na siłę fabularyzowanej wersji własnych doświadczeń.
Czym więc jest „Bob albo mężczyzna na łodzi”? Pisanym niewierszem, antygatunkowym, postkapitalistycznym i quasi-filozoficznym tekstem o poszukiwaniu ryby. Żadne streszczenie nie unaoczni rozmiarów tajfunu, który szaleje pod czaszką Petera Markusa. Spróbujmy jednak. W warstwie fabularnej oglądamy historię Boba, syna Boba i ojca Boba. Ten ostatni jest narratorem, który najpierw opowiada o swoim ojcu, a później go poszukuje. Bob na swojej łodzi o imieniu Bob, szuka pewnej ryby. Chce ją znaleźć, bo ona może mu powiedzieć, jak dalej żyć. Może zdradzić mu sens istnienia. Bob syn stara się pomóc Bobowi-ojcowi, mimo że przez tę aktywność zaniedbuje swoje obowiązki rodzinne. A najmłodszy Bob-wnuk czeka, aż jego ojciec stanie się ojcem spełnionym, przestanie być jak ten klaun z plasteliny oglądany w telewizji.
I tak to się toczy. Bob pływa na łodzi, Bob śpi na łodzi, Bob łowi więcej niż inni, Bob śpiewa rybom, Bob sprzedaje ryby. Autor z zadziwiającą sprawnością i precyzją kroczy przez zamieć zdarzeń, z której wyłania się szokująca prawda: to wszystko jest przemyślane. Od pojedynczego słowa, aż do metaforycznego znaczenia poszczególnych postaci i czynów. Woda jako moc oczyszczająca, ryba jako Bóg, doświadczenie przegranego pościgu i walki z siłami przyrody, która daje początek nowej historii. Markus otwiera dziesiątki ścieżek interpretacyjnych, dzięki czemu cały utwór nieustannie ewoluuje, pozwala się tworzyć na nowo w spotkaniu z czytelnikiem.
Jest w tej książce kilka znaczących scen. Jedną z nich jest moment połowu. Bob wyciągnął małą rybę, ale ta okazała się niewystarczająca, niezdolna do zaspokojenia jego potrzeb. Gdy chciał tę małą rybę oddać naturze, połknęła ją duża ryba. Bob wyłowił więc tę dużą rybę. W jej ustach znalazł małą nietkniętą, niepogryzioną i nieprzetrawioną. Uratował ją, a dużej postanowił dać nauczkę. Oczyścił ją, ugotował i zjadł. Nauczanie jest jednym z sensów pisarstwa Markusa. Jest on przewodnikiem dla swoich czytelników, pokazuje, że nie zawsze siła ma znaczenie, nie zawsze technika jest najważniejsza, nowoczesność wcale nie jest lepsza, od instynktów pierwotnych.
Markus żongluje elementami z najróżniejszych gatunkowych porządków, odwołuje się do licznych dzieł literackich, odświeża język. Liczbę słów redukuje do minimum, ale przy tym stawia na repetetywność. Zwraca tym samym uwagę na zdanie, jako jednostkę kompozycji, przełamuje jego sens syntaktyczny.
„Bob łowi w jeziorze, kiedy nie łowi w rzece.
Są ludzie w mieście, którzy wierzą, że duże ryby żyją w jeziorze.
Ale są też małe ryby, które żyją w jeziorze.
Ryby z jeziora czasami wpływają do rzeki.
Ryby z rzeki czasami wpływają do jeziora.
Bob nie dba o to, czy łowi w rzece, czy w jeziorze.
Bob wie, że ryba, którą on chce złowić nie dba o to, czy jest w rzece, czy w jeziorze.
Dla ryby woda jest wodą.
Dla Boba woda jest wodą.”
Tak to wygląda. I o dziwo wcale nie jest nudne. Układa się w piękną, transcendentną pieść o ziemskiej i niebiańskiej materii.

I na koniec jeszcze humor, bo gdzieś tam o nim wspomniałem. Tak, „Bob albo mężczyzna na łodzi” bywał dla mnie zabawny. Nie w sensie humoru sytuacyjnego. Śmiałem się z samej konstrukcji zdań. I to chyba najlepiej pokazuje, jak bardzo zakorzeniłem się w tym, co typowe dla literatury. Jak bardzo potrzebuję głosów, które zwracają uwagę na istotę rzeczy, a nie grają na emocjach.
„Kiedy martwy mężczyzna wypadł ze swojej łodzi i wpadł do rzeki, to, gdyby łowił blisko jakichś innych łodzi łowiących na rzece tamtego dnia, to martwy mężczyzna pewnie by żył, martwy mężczyzna zostałby uratowany przez innego rybaka, który byłby wystarczająco blisko, żeby rzucić linę martwemu mężczyźnie, żeby ten mógł złapać tę linę rzuconą przez tego rybaka, który byłby wystarczająco blisko, żeby wyłowić martwego mężczyznę z rzeki i wciągnąć do swojej łodzi.”
Drogie Wydawnictwo Ha!art, więcej Markusa poproszę!

Recenzja ukazała się pod adresem http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/2022/09/recenzja-bob-albo-mezczyzna-na-odzi.html

Wydawnictwo Ha!art od lat zaskakuje czytelników. A to za sprawą abstrakcyjnych wierszy wyprowadza ze strefy komfortu, a to znowu proponuje tekst prowadzony we wszystkich dostępnych gwarach, dialektach i odmianach języka polskiego, a to jeszcze przy następnej premierze zabiera nas do lasu, by tam poruszyć temat seksu w naturze. „Bob albo mężczyzna na łodzi”, czyli jedna z...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    21
  • Chcę przeczytać
    15
  • Posiadam
    4
  • 2023
    2
  • Literatura piękna
    2
  • Biblioteka Główna
    1
  • Literatura piękna
    1
  • 2000-2010
    1
  • Wishlist - Series
    1
  • Po polsku
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Bob albo mężczyzna na łodzi


Podobne książki

Przeczytaj także