rozwińzwiń

Ice

Okładka książki Ice Ulla-Lena Lundberg
Okładka książki Ice
Ulla-Lena Lundberg Wydawnictwo: Sort of Books literatura piękna
444 str. 7 godz. 24 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Sort of Books
Data wydania:
2016-04-02
Data 1. wydania:
2016-04-02
Liczba stron:
444
Czas czytania
7 godz. 24 min.
Język:
angielski
ISBN:
9781908745477
Tagi:
Finlandia Szwecja wyspa
Średnia ocen

8,0 8,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Fabularie nr 1 (28) 2022 Ulla-Lena Lundberg, Redakcja magazynu Fabularie, Maciej Tuora, Emilia Walczak, Miłosz Waligórski
Ocena 8,5
Fabularie nr 1... Ulla-Lena Lundberg,...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,0 / 10
1 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
129
90

Na półkach:

Akcja „Lodu” Ully-Leny Lundberg została osadzona w niezwykłym miejscu, bo na Wyspach Alandzkich, które w powieści noszą nazwę Örlandia. Na jedną z wysepek tego archipelagu, ważniejszą od innych, bo kościelną, przypływa pastor Petter Kummel wraz z żoną Moną i malutką córeczką Sanną. Odprawia nabożeństwa, urządza się, poznaje tubylców i ich problemy i nie wiadomo kiedy zakochuje się w swojej nowej parafii, bo chociaż tutejszy klimat jest bezlitosny, to jednak ludzie cechują się wyjątkową życzliwością. Pettera cieszy też to, że dostaje do dyspozycji pole, dwie krowy, dwie owce, dwie małe wysepki do pasienia bydła i oborę, dzięki czemu jego rodzinie nie zabraknie ziemniaków ani mleka. W Polsce mówi się, że „kto ma księdza w rodzie, tego bieda nie ubodzie”, tymczasem na Örlandii jest inaczej – pastor otrzymuje niezbyt wysoką pensję, a parafianie nie rozpieszczają go żadnymi prezentami, ba, ciągle odwiedzają plebanię, a ponieważ przybywają z daleka, Mona czuje się w obowiązku poczęstować ich przynajmniej drożdżówką i gorącą kawą. W efekcie szynka, która miała starczyć na kilka dni, często znika już po godzinie. Dodatkowym utrapieniem są krewni Pettera, lubiący przyjeżdżać tu na wakacje. Podczas gdy oni wypoczywają, Mona uwija się całymi dniami i nie może niczego zaoszczędzić.

Akcja rozgrywa się w ciągu około trzech lat. Autorka drobiazgowo opisuje przyjazd na wyspę, zawieranie znajomości, odprawianie nabożeństw, wizytę w Turku, egzamin w Helsinkach, kontakty pomiędzy małżonkami, dzień, w którym zostało poczęte ich drugie dziecko, dzień, w którym owo dziecko się urodziło, sztorm oraz wiele innych wydarzeń, układających się na życie może niezbyt efektowne, ale dla bohaterów piękne i ważne. Małżonkowie potrafią się nim cieszyć i właściwie mają tylko jedno zmartwienie: by inny duchowny, mający większe kwalifikacje, nie wygryzł Pettera z Örlandii. Do opisów codzienności Ulla-Lena Lundberg dołącza wspomnienia z dzieciństwa pastora oraz wspomnienia wojenne, które wtedy (akcja toczy się tuż po drugiej wojnie światowej) były jeszcze bardzo intensywne. Akurat Petter nie może się poszczycić żadnymi bohaterskimi czynami, bo ze względu na przebytą kiedyś gruźlicę nie wysłano go na front. O wiele więcej mają do powiedzenia inni mieszkańcy archipelagu, chociażby córka fińskiego generała, która uciekła z ZSRR. Ocaliła życie, ale zapłaciła straszną cenę – w Finlandii nie może pracować jako lekarka, jest tu tylko położną, poza tym za żelazną kurtyną został jej syn, o którym nie ma żadnych wieści.

W powieści nie brakuje opisów tamtejszej przyrody, w tym tytułowego lodu, przez sporą część roku skuwającego przestrzeń pomiędzy wysepkami i stanowiącego swoistą podłogę, po której mieszkańcy przemieszczają się na saniach, łyżwach, a nawet na rowerach. Ale ten lód może też być śmiertelną pułapką, bo w niektórych miejscach jest bardzo cienki i łatwo się łamie. Stali mieszkańcy archipelagu nie wychodzą z domu bez solidnego noża lub szpikulca, nowi często nie umieją docenić niebezpieczeństwa i zapominają o środkach ostrożności. O tym, jak groźny jest lód, najlepiej wie rozwoziciel poczty, żyjący w nieustannym strachu, świadomy, że każda wyprawa na sąsiednie wyspy może być tą ostatnią. Od nieustającego strachu zaczyna mu się mącić w głowie.

Podsumowując, „Lód” jest piękną książką o urządzaniu się w nowym miejscu, o miłości do rodziny, o pracy duszpasterskiej, żałobie, potędze żywiołów, ale przede wszystkim o Wyspach Alandzkich. Dużo w tej powieści szczegółów obyczajowych i kolorytu lokalnego. Oczywiście aby ją docenić, trzeba lubić powolną akcję i opisy zwyczajnej codzienności. Bohaterem jest pastor, ale to nie znaczy, że tylko wierzące osoby będą umiały wczuć się w losy jego rodziny. Ja w żadne bogi nie wierzę, a mimo to czytałam książkę z ciekawością, a pod koniec ze ściśniętym sercem, bo w pewnym momencie sielankowy nastrój zostaje przełamany, robi się groźnie i rozdzierająco smutno.

Niestety polska wersja powieści ma wielką wadę, a mianowicie została niechlujnie przełożona. Mnóstwo w niej kulawych zdań, błędów gramatycznych i wszelkich innych. Ponieważ niektórzy tłumacze okazują niezadowolenie, jeśli krytykuje się ich pracę bez podania konkretów, wypiszę kilka kwiatków – a wcale nie są to jedyne, które zauważyłam.

– „Idą w stronę plebanii, dwóch bezceremonialnych mężczyzn, bez pośpiechu, ale są tak młodzi, że nawet ich powolność nadrabia drogi” (s. 90)
– „W naszym luterańskim kościele mają być też żona i dzieci, umeblowanie, które go uwiązują i zabierają mu czas” (s. 10)
– „W tej samej chwili nad zmartwieniem przemyka szybki jak strzała nawias, w którym wcale nie jest niezadowolony z tego, że Petter nie dostał wyróżnienia” (s. 243)
– „Duszka się ocieliła, zamierzają ją zatrzymać, a Rubinka byczka, który przez lato podrośnie, a jesienią pójdzie na rzeź – pieniądze do kasy i trochę mięsa” (s. 103)
– „Cała Finlandia woła o własny dom, a ten żeglował i teraz osiadł na skraju Bałtyku” (s. 20).
– „Kiedy człowiek żyje tak daleko jak my, samo przez się rozumie, że jesteśmy na ostatnim miejscu listy dostaw” (s. 64)
– „Dopóki Sanna siedzi przy stole, wystarczy, że Petter opowie o ślubie i przekaże Monie srebrną ozdobę. Ona twierdzi, że to niepotrzebny wydatek; a Sannie drobiazgi i przesłane prezenty” (s. 245)
– „Pastorowi przyszło go głowy, że śmieją się do nieprzytomności, a potem już tylko nieprzytomności” (s. 290)
– „smutek staje się być nieograniczony” (s. 377)
– „Trzeba wrócić do domu za widoku” (s. 379)
– „Człowiek często chodzi o własnych nogach aż do śmierci, ale wtedy koniec” (s. 262)
– „Drzemią, ale śpią płytko” (s. 253)
– „To tędy rozładuwują pocztowe worki” (s. 176)
– „W kościele jest całkowicie cicho, ale słychać przyjazny szum” (s. 48)
– „gdy podpływają do brzegu i zeskakują na pomost w białych spodniach żeglarskich, żeby zacumować” (s. 104)
– „Jego głos jest radosny i świadomy, że ma z nim kontakt, kiedy odprawia wyznanie grzechu”(s. 46)
– „Mężczyźni są czarni pod zmarzniętymi głowami, dopiero po drugiej stronie furtki zakładają czapki” (s. 379)
– „Cierniem w jej boku było to, że (...)” (s. 311)
– „jej twarz jest cała od łez” (s. 52)
– „trzeba wypróbować swoich sił” (s. 66)
– na str. 333 pisząc o dwóch mężczyznach, tłumaczka używa zaimka „oboje”
– „dwoje przybyłych pastorów i kantor” (s. 372) – tutaj dodam, że ci pastorowie to mężczyźni
– „kroki, które idą szybko i ciężko, jakby niosły martwego” (s. 332)
– „zniknie z polem widzenia” (s. 142)
– „Stoją na skraju nowego życia we własnej plebanii” (s. 15) – tu chodzi o to, że otrzymali plebanię i zaczynają nowe życie, powinni więc stać na progu, a nie na skraju
– „Pacjenci najróżniejszego rodzaju pokazują zabliźnione rany i złamane ręce, po których nie widać, że coś z nimi było nie tak” (s. 307)
– „goli się z mozołem, oczywiście się zacina i musi zatrzymać krwotok gazetą” (s. 233) – przy drobnym skaleczeniu powstaje krwawienie, a nie krwotok

Tłumaczka ma jeszcze taki zwyczaj, że w dłuższych zdaniach nieraz odmienia przez przypadki tylko początkowe wyrazy, resztę czy to z lenistwa, czy z innego powodu pozostawia nieodmienioną, tak jak tutaj:

– „Jest już wyposażony, w kilka godzin pastorowej udało się zadomowić przestrzeń, jedyne, czego brakuje, to przyzwoity zapach jedzenia” (s. 21)
– „Ale nie uczył się angielskiego, opanował tylko fiński i niemiecki, trochę francuskiego i łaciny, ponadto starożytna greka i hebrajski” (s. 264)
– „Pół dnia zajmuje obejrzenie wyspy kościelnej, gór za zachodzie, ich dziewiczy taniec i pradawne kryjówki przed piratami i Rosjanami, świeże wykopaliska z epoki brązu i dla kontrastu niedawne rozminowanie po wojnie kontynuacyjnej” (s. 105)
– „Opowiada o przebiegu wypadku, rower, ubrania na lodzie, poszukiwania przy rynnie po parowcu” (s. 349)
– „Lekarz musi zbadać przyczynę zgonu, utonięcie i hipotermia” (s. 262)

Do tego dochodzą błędy ortograficzne: „nie widzi nic poza wąską stróżką światła” (s. 321),„idealnie uważony podpiwek” (s. 273),„Acha” (s. 222),„Z modlitewnikiem i biblią w dłoni wychodzi na kościół” (s. 49),„nauczył się niedowierzać odmianie” (s. 220),„czółki obejmują czaszkę i ją ściskają” (s. 233). W posłowiu Justyna Czechowska, bo to ona jest ową niestaranną tłumaczką, kokieteryjnie stwierdza: „Mam nadzieję, że pod żadnym względem nie wyrządziłam powieści Lód krzywdy” (s. 412). A ja sądzę, że słowo krzywda jest zbyt słabe na określenie ogromu usterek szpecących tę książkę...

Moja ocena: dla autorki 5/6, dla tłumaczki 1/6.

https://koczowniczkablog.blogspot.com/2024/02/lod-ulla-lena-lundberg-piekna-ksiazka-w.html

Akcja „Lodu” Ully-Leny Lundberg została osadzona w niezwykłym miejscu, bo na Wyspach Alandzkich, które w powieści noszą nazwę Örlandia. Na jedną z wysepek tego archipelagu, ważniejszą od innych, bo kościelną, przypływa pastor Petter Kummel wraz z żoną Moną i malutką córeczką Sanną. Odprawia nabożeństwa, urządza się, poznaje tubylców i ich problemy i nie wiadomo kiedy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1246
319

Na półkach: , , , , , ,

„Lód” to proza społeczno – obyczajowa. Nie ma w niej spektakularnych wydarzeń i zwrotów akcji, ale jest nieujarzmiona przyroda i są zwyczajni, ale ciekawie sportretowani bohaterowie. I o nich jest książka. O życiu garstki ludzi na Örlandii w archipelagu Wysp Alandzkich i o tym jak sobie radzą, co ich trapi, co cieszy.

Tutaj rytm życia determinuje natura. Wiosną trzeba się spieszyć, latem krótko nim cieszyć, a jesienią zbierać siły, by przetrwać zimę. Jeżeli jednak jest się na wyspie ze świadomością tego wszystkiego, to życie jest piękne.
„Z jakiegoś powodu pomyślał o pastorskiej idylli. Z wolna pasące się krowy, gdzie okiem sięgnąć żadnej aktywności, na niebie chmury jak baranki, nad wszystkim świeci łaskawe słońce. Życie jak na ziemi przed potopem”.

Ja od pierwszych chwil poczułam sympatię do tej opowieści, a potem coraz bardziej przywiązywałam się do miejsca i bohaterów, dlatego rozstanie z wyspą i z tą historią było dla mnie trudne.

Od początku intrygował mnie spokojny, ale żyjący we własnym świecie Anton od poczty, jego „duchy” i prorocze zdolności. Jeżeli zaś chodzi o pastorostwo, to zdecydowanie bliżej mi było do pastora niż pastorowej.

Lektorka stanęła na wysokości zadania. Wspaniale opowiedziała tę historię, a to, jak odtworzyła postać doktor Gyllen, to prawdziwa interpretacyjna doskonałość.

„Lód” to proza społeczno – obyczajowa. Nie ma w niej spektakularnych wydarzeń i zwrotów akcji, ale jest nieujarzmiona przyroda i są zwyczajni, ale ciekawie sportretowani bohaterowie. I o nich jest książka. O życiu garstki ludzi na Örlandii w archipelagu Wysp Alandzkich i o tym jak sobie radzą, co ich trapi, co cieszy.

Tutaj rytm życia determinuje natura. Wiosną trzeba się...

więcej Pokaż mimo to

avatar
759
486

Na półkach: , , , ,

"Lód" autorstwa Finki Ulli-Leny Lundberg, a wydanej przez wydawnictwo Marpress, trafiło na moje słuchawki, głównie ze względu na charakter styczniowego wyzwania LC- żeby przeczytać książkę, której akcja rozgrywa się w zimie.
Myślałam o tym, że "Lód" będzie w sam raz pasował. Ale chyba niekoniecznie...
Fabuła książki opisuje trzy lata z życia rodziny młodego pastorostwa Mony i Pettera Kummelów, od momentu przejęcia przez Pettera parafii na Örlandii, po niedawno zmarłym pastorze. Mamy tu więc doczynienia z pełnymi latami, z każdą występującą po sobie porą roku. Nie tylko z zimą.

Akcja "Lodu" rozgrywa się w latach 1946-1949 - w okresie po dwóch wojnach z ZSRR (wojna zimowa 1939-1940),wojnie kontynuacyjnej od 1941 roku. Kolejną była wojna z Niemcami. "Lód" opisuje w jaki sposób funkcjonowała społeczność zdemilitaryzowanych wysp, kiedy to druga wojna światowa na całe szczęście się kończy...

"Ten, kto widział, jak zmienia się krajobraz, gdy w zasięgu wzroku pojawia się łódź, nigdy się nie zgodzi, że pojedyncze ludzkie życie jest bez znaczenia. Nad wodą i lądem unosi się spokój. Ludzkie spojrzenia suną po przystani, zatrzymują się, odwracają. Tak jest zawsze. W każdej piersi tkwi tęsknota za czymś innym, a wszystko, za czym tęsknimy, nadpływa wraz z łodzią." Taką właśnie łodzią na Wyspy Alandzkie, a dokładniej na malutką Örlandię (miejsce to, tak naprawdę nie istnieje - pod tą fikcyjną nazwą ukrywa się zapewne rodzinna miejscowość Ulli-Leny Lundberg- Kökar, maleńka, bo licząca niespełna 200 mieszkańców) przypływają Kummelowie wraz z całym dobytkiem i niespełna dwuletnią córeczką Sanną.
Na Örlandii, wraz z wyspą kościelną, będącą nową przystanią dla młodego pastorostwa "od­le­gło­ści wcale nie są tak małe, jak się czło­wie­ko­wi wy­da­je, gdy widzi Örlan­dię na mapie jako grup­kę owa­dzich kupek. Pół dnia zaj­mu­je obej­rze­nie wyspy ko­ściel­nej, gór na za­cho­dzie, ich dzie­wi­czy ta­niec i pra­daw­ne kry­jów­ki przed pi­ra­ta­mi i Ro­sja­na­mi, świe­że wy­ko­pa­li­ska z epoki brązu i dla kon­tra­stu nie­daw­ne roz­mi­no­wa­nia po woj­nie kon­ty­nu­acyj­nej."
Młodzi szybko odnajdują się w tej wymagającej i nieco szorstkiej okolicy. Każde z nich ciężko pracuje, zaskarbiając sobie szacunek, podziw i sympatię wśród lokalnych mieszkańców. Córka Sanna rośnie jak na drożdżach. W oborze Mona zajmuje się dwoma krowami, mają też kozy i kury. Petter z radością niesie parafianom "Słowo"i stara się pomagać żonie w zwykłych domowych pracach.
Mona, to kobieta niezłomna. Robi wszystko niemal naraz, pracuje bardzo ciężko, ale miłość jaką darzą się małżonkowie dodaje jej wiele energii. Tak mija rok za rokiem. Sanna już niedługo będzie mieć siostrzyczkę. Niestety jakiś czas po narodzinach drugiego dziecka pastor wracając do domu rowerem, przez nieuwagę trafia pod lód... Mimo, że jest młody i wysportowany umiera... "To, które miało być czwar­tym latem na Örlan­dii, jest pierw­szym. Dla pa­sto­ro­wej pierw­szym w dłu­gim na całe życie sze­re­gu sa­mot­no­ści. Dla dziew­czy­nek pierw­szym, które za­pa­mię­ta­ją – w świe­cie, w któ­rym tata nie żył."
To tragiczne wydarzenie zmieni życie wielu ludzi... Mona z dziewczynkami będzie musiała opuścić gniazdko, które wiła z młodym pastorem. Wnet się okaże, że następca Pettera, który został wybrany na jego miejsce, nie pasuje do Örlandczyków. Nie jest nim, nie jest Petterem...
"Lód" to niespieszna, refleksyjna literatura, ale ogromnie przyziemna, taka ludzka. Ze wszystkimi dobrymi, ale i gorszymi momentami.... Ulla-Lena Lundberg opowiada o życiu zwykłych ludzi w taki sposób, że pomimo że akcja nie pędzi, a wielu z czytelników narzeka, że nawet i nudzi- to wciąga cię jak Pettera pod lód...

Książka "Lód" została w Polsce wydana w 2022 roku, w cyklu "Bałtyk". Dotychczas wydawnictwo Marpress wydało w niej 20 powieści. Samo wydawnictwo pisze o "Lodzie", że jest to powieść w klimacie -slow i według mnie rzeczywiście tak jest.
Fabuła książki płynie miarowo, zmieniana porami roku i tylko niektóre prace przy gospodarstwie są różne. Ludzie mieszkający na wyspach Alandzkich wiedzą co to ciężka praca.
Powieść "Lód" została genialnie przetłumaczona przez panią Justynę Czechowską- laureatkę przyznawanej od 1965 roku Nagrody Dla Tłumaczy Akademii Szwedzkiej. Pani Justyna otrzymała ją za wybitne przekłady literatury szwedzkiej.
Z tą niebywale ciekawą przedstawicielką fińskiej literatury zapoznałam się pod postacią audiobooka czytanego mi przez rewelacyjną lektorkę - panią Hannę Chojnacką- Gościniak.
Uwaga na marginesie: literatura fińska to nie tylko Muminki 🙂. Warto samemu sprawdzić czy pobyt na końcu świata, pośrodku Bałtyku, jest w Waszym guście.
Gorąco polecam 😄
#lod
#ulla-lenalundberg
#cyklbaltyk
#baltyk
#marpress
#lubimyczytac
#literaturafinska
#nietylkomuminki
#hannachojnacka-gosciniak
#hannachojnackagosciniak
#audiobook
#justynaczechowska
#wyzwanieLC2024
#wyzwanieczytelniczeLC
#legimi
#czytamzlegimi
#czytambezlimitu

"Lód" autorstwa Finki Ulli-Leny Lundberg, a wydanej przez wydawnictwo Marpress, trafiło na moje słuchawki, głównie ze względu na charakter styczniowego wyzwania LC- żeby przeczytać książkę, której akcja rozgrywa się w zimie.
Myślałam o tym, że "Lód" będzie w sam raz pasował. Ale chyba niekoniecznie...
Fabuła książki opisuje trzy lata z życia rodziny młodego pastorostwa...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1043
995

Na półkach: , , , ,

Finowie mają szczęście do swojej szwedzkojęzycznej ludności. Johan Ludvig Runneberg napisał im hymn, Carl Gustav Mannerheim obronił niepodległość (dwukrotnie) przed wschodnim sąsiadem a Tove Jansson rozsławiła kraj wśród młodych czytelników całego świata historiami o Muminkach
Jednym z takich szwedzkojęzycznych regionów tego kraju są Wyspy Alandzkie. Przepiękne, urokliwe miejsce, które zapamięta na zawsze każdy, kto tam był. Niegdyś najbardziej wysunięta na zachód część ... państwa rosyjskiego, dziś Finlandii, zamieszkała w ponad 90% przez Szwedów. Archipelag kilku tysięcy wysp i wysepek, w większości niezamieszkanych, gdzie ponad połowa ludności i tak koncentruje się na głównej z nich, w jedynym prawdziwym mieście. W latach 80-tych TVP wyświetlała rozgrywający się tam serial „Maja z Wyspy Sztormów”.
To tam, w latach 1946-49 toczy się akcja powieści „Lód” kolejnej fińskiej autorki szwedzkojęzycznej – Ulli-Leny Lundberg. Do tego jeszcze na najbardziej oddalonej od centrum i stałego lądu gminie, w książce nazwanej Orlandią, a w posłowiu tłumaczki zlokalizowaną jednoznacznie (na południowym zachodzie, z rybą w herbie).
Dla polskiego czytelnika to totalna egzotyka. Tym bardziej, że fabuła toczy się wokół świeżo przysłanego pastora ewangelickiego i jego rodziny (u nas tylko Karol Ludwik Koniński umieściła akcję dwóch swoich opowiadań w takim środowisku).
Trzy lata z życia tej rodziny, ich znajomych oraz wszystkich osób, z którymi los zetknął Pettera i Moną, bądź jedno z nich. A był to czas trudny, po okresie dwóch wojen z ZSRR (zimowa 1939-40 i kontynuacyjna od 1941 roku),a potem z Niemcami. Część dóbr była reglamentowana, a reszta trudno dostępna. Żyło się na wyspach niełatwo, przy dużej zależności od pogody, wpływającej na rolnictwo i połowy. Mimo to obraz wspólnoty owej Orlandii budzi niemal zachwyt. Ludzie pracowici, ciekawi świata, życzliwi i empatyczni, zdolni do współpracy nawet mimo wzajemnych niesnasek i dobrze w tym zorganizowani, życzliwie dla przybyszy nawet z daleka (jak doktor Irina Gyllen). A przy tym szereg ciekawych osobowości, jak kantor, szefowa spółdzielni (według naszego nazewnictwa – także sklepowa),kościelny, radni, ich małżonkowie. Spotykali się w zbliżonym składzie w różnych gremiach i zawsze dochodzili do kompromisu, a przede wszystkim potrafili rozpoznać dobrych ludzi.
A takimi byli oboje pastorostwo. Postacie, które nie mogą nie wzbudzić sympatii, nawet mimo swoich wad. Może wyidealizowane, szczególnie jedna z nich, ale to też wyjaśnia posłowie.
Autorka przenosi nas do tego świata w miniaturze, ze wszystkimi jego problemami i potrzebami. I czyta się świetnie i lekko, przyzwyczajając do poszczególnych postaci. A są one pogłębione psychologicznie i wcale nie czarno-białe. Każdy ma swoje problemy i niekoniecznie sobie z nimi radzi. Bo życie to nie bajka, o czym wiedzieli zarówno miejscowi, jak i pastor (nota bene każdemu można życzyć spotkania takiego duchownego). Widać u nich świadomość wspólnoty, rozumianej jako zbiorowisko ludzi dzielących te same problemy oraz dobra wspólnego – tego, co służy wszystkim, Fabuła pozwala zrozumieć, że wynika to z dwóch czynników - przyrody, z którą nikt nie poradzi sobie w pojedynkę oraz tradycji protestanckiej, gdzie pastor tylko przewodniczy radzie parafialnej, która większością głosów decyduje o wszystkim. A lód – jak część przyrody, może być błogosławieństwem, ale i przekleństwem. Piękna powieść o czasach które nie wrócą i ludziach którzy odeszli (ludność opisywanej gminy zmniejszyła się od tego czasu o ponad 60%).
Ale w tej beczce miodu jest łyżka dziegciu. Tłumaczka usprawiedliwiała się z trudności związanych z terminologią morską, uboższą w naszym języku, ale z nią sobie poradziła. Gorzej jej poszło z nazewnictwem związanym z protestantyzmem, tu w wersji luterańskiej. Ewangelicy nie mają mszy, tylko nabożeństwa, tym bardziej sumy, której odpowiednikiem może być nabożeństwo z eucharystią. Nie mają tez pierwszej komunii, tylko konfirmację, która dotyczy nastolatków - wie o tym każdy, kto czytał np. „Baśnie” Andersena czy XIX-wieczna literaturę skandynawską. Psalmów jest w każdej Biblii, niezależnie od wyznania, 150. Więc 220 to był prawdopodobnie numer pieśni w śpiewniku. Wreszcie pisząc o ewangelikach warto cytować przekład protestancki, a nie jezuicką Biblię Wujka, tak jak uczynił to wspomniany Karol Ludwik Koniński, wybierając XVII-wieczna Biblię Gdańską. To niewątpliwie wpłynęło na ocenę skądinąd bardzo ciekawej książki, przeczytanej w ramach lipcowego wyzwania – tytuł na literę „L”.

Finowie mają szczęście do swojej szwedzkojęzycznej ludności. Johan Ludvig Runneberg napisał im hymn, Carl Gustav Mannerheim obronił niepodległość (dwukrotnie) przed wschodnim sąsiadem a Tove Jansson rozsławiła kraj wśród młodych czytelników całego świata historiami o Muminkach
Jednym z takich szwedzkojęzycznych regionów tego kraju są Wyspy Alandzkie. Przepiękne, urokliwe...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1182
405

Na półkach: , ,

Żeglując po północnych wodach Bałtyku, tam gdzie morze przechodzi w Zatokę Botnicką, mija się nietypowy archipelag, na który składają się Wyspy Alandzkie.
To dość niezwykły zakątek Finlandii. Przede wszystkim dlatego, że składa się na niego 6500 wysp. Ale tylko 60 z nich jest zamieszkana.
Wyspy Alandzkie są zdemilitaryzowanym terytorium zależnym od Finlandii, lecz posiadają bardzo dużą autonomię. Mają nawet własny parlament, posiadają własną flagę, hymn oraz domenę internetową, a obowiązującą jednostką monetarną jest euro.

To jednak bardziej współczesna odsłona Archipelagu Wysp Alandzkich, natomiast podczas czytania powieści "Lód" cofamy się do czasów zaraz po II wojnie światowej.
Dokładnie lądujemy na wyspie Örlandia.
„Lód” częściowo oparty jest na historii rodziców autorki, a rodzinna wyspa Lundberg, Kökar, nosi tutaj nazwę Örlandii.

Na wyspę przypływa młody, niespełna trzydziestoletni Petter Kummel, jego żona Mona oraz dwuletnia córeczka Sanna. Petter ma zostać pastorem, przygotowuje się do egzaminów. Rodzina trafia tutaj po raz pierwszy w życiu, a ich przyjęcie przez mieszkańców jest zaskakująco serdeczne.
Petter, to syn nadambitnej matki nauczycielki i niezrównoważonego ojca. Mając 14 lat zachorował ciężko na gruźlicę i obiecał Bogu, że jeśli wyzdrowieje poświęci mu całe swoje życie. Dochował obietnicy. Wojna, ciężki czas przybiły go potwornie, ale teraz otwierają się przed nim nowe możliwości. Örlandia- wolność, otwartość, piękno, szczęście!
Ale czy na pewno...

Życie parafialne nie jest spokojne jakby się zdawało. Kościelny kocioł zawierający różnorodność zdań na jeden temat jest ciężki do okiełznania przez pastora, który musi nad wszystkim panować i trzymać pieczę, a przy tym być przewodnikiem do prawdziwej radości w Chrystusie, której nie może zakłócić żaden lęk i niepokój. Peter działa, bo jest pełen życia, bezpretensjonalny, przyjacielski, życzliwy, a do tego kocha przyrodę i ciszę, których na wyspie nie brakuje.

"Lód" to wspaniała powieść nie tylko o pastorze, jego rodzinie choć rzeczywiście to oni grają tu pierwsze skrzypce. To opowieść o różnobarwnej społeczności. O ludziach z zachodu i wschodu wyspy, którzy mają inne zdania i ciągle ścierają się między sobą. Ludziach, którzy na swoich plecach noszą bagaż różnych doświadczeń. To opowieść o samej wyspie, która jest również odrębnym bohaterem. O jej surowej przyrodzie, przeszywającym zimnie i wilgoci, morzu skutym lodem, wietrze, który wdziera się do domów przez szpary i gasi ogień w piecach.

Akcja powieści toczy się bardzo powoli, nie idzie tej książki czytać szybko, pobieżnie. Tu czytelnik fascynuje się każdym wydarzeniem , nawet tak błahym jak codzienne dojenie krów przez Monę. Zachwyca każda zmieniającą się pora roku, która niesie za sobą inne pejzaże, kolory i zapachy. Opisy fascynują, oczarowują, są tak dokładne, szczegółowe, że przenoszą nas w tamten czas, w tamte realia. Można poczuć jak własną nogą stąpa się po skalistej, zazwyczaj zimnej Wyspie Alandzkiej.
Autorka wspaniale ukazuje potęgę i siłę przyrody oraz słabość człowieka wobec natury, żywiołów.

"Lód" to kolejna pozycja z literatury skandynawskiej, która ostatnio zawładnęła moim sercem. Kolejna piękna, niebanalna, nietypowa powieść urzekająca każdym słowem, wydarzeniem, postacią. Powieść dla tych, którzy nie lubią wartkich akcji, postaci bez liku i ciągle nowych wątków. Powieść tkana z wolna, tak od serca, ale myślę, że nie każdemu trafi do serca...

Żeglując po północnych wodach Bałtyku, tam gdzie morze przechodzi w Zatokę Botnicką, mija się nietypowy archipelag, na który składają się Wyspy Alandzkie.
To dość niezwykły zakątek Finlandii. Przede wszystkim dlatego, że składa się na niego 6500 wysp. Ale tylko 60 z nich jest zamieszkana.
Wyspy Alandzkie są zdemilitaryzowanym terytorium zależnym od Finlandii, lecz...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1740
123

Na półkach: , ,

Ogromne pokłady ciepła nagromadzone są w tej powieści. Promieniują z postaci i ich wzajemnych relacji do tego stopnia, że chciałoby się być wśród tych ludzi, mieszkać w takiej społeczności. Nie zmienia to jednak faktu, że książka nudnawo się dłuży. Detaliczny zapis codziennych czynności bywa kojący i taki jest i w tej historii, ale od pewnego momentu zaczyna męczyć - czytamy więc w międzyczasie inną książkę. Jednak wracamy i ponownie doświadczamy dobroczynnych i działających krzepiąco relacji z codzienności. Do czasu.

Książka trafiła w moje ręce we właściwym czasie, zadziałała przeciwbólowo.

Ogromne pokłady ciepła nagromadzone są w tej powieści. Promieniują z postaci i ich wzajemnych relacji do tego stopnia, że chciałoby się być wśród tych ludzi, mieszkać w takiej społeczności. Nie zmienia to jednak faktu, że książka nudnawo się dłuży. Detaliczny zapis codziennych czynności bywa kojący i taki jest i w tej historii, ale od pewnego momentu zaczyna męczyć -...

więcej Pokaż mimo to

avatar
209
203

Na półkach:

LITERACKA UCZTA DLA WYBRANYCH

Po lekturze „Lodu” mam bardzo zbliżone odczucia do tych, które towarzyszyły mi po przeczytaniu „Gileadu”, pierwszej części serii Marilynne Robinson. Dlatego zarówno tytuł całej recenzji jak i powyższy nagłówek jest ściśle powiązany z tym co pisałem o książce zdobywczyni Pulitzera.

„Gilead” nie zyskał wielu fanów, a ja z rozbawieniem obserwowałem pojawiające się recenzje, w których mało kto chciał wprost przyznać, że powieść go wymęczyła. Działo się tak prawdopodobnie ze względu na sławę autorki, dlatego wielu krępowało się napisać, że kilkusetstronicowy monolog starego kalwińskiego pastora był dla nich mocno nużący. Recenzenci skupiali się na kilku ciepłych słowach względem stylu Robinson, a ja myślę, że przecież nie ma niczego zdrożnego w wyrażaniu szczerych opinii na temat książek, nawet jeśli są niepochlebne. Nie musimy się przecież zawsze zgadzać, zwłaszcza, że jeszcze się taki (autor) nie urodził, co by wszystkim dogodził.




Wspomniany „Gilead” był jedną z lepszych książek jakie przeczytałem w 2022 roku, ale zdaję sobie sprawę z tego, że to literacka uczta jedynie dla wybranych. Nie chodzi tu o styl, ale o poruszaną w nim tematykę. Podobnie jest i z „Lodem” ­– wiele osób niemiłosiernie wynudzi, ponieważ kto by chciał czytać przeszło 400 stron opowieści o życiu pastora i jego rodziny na fińskim archipelagu? Nie widzę wokół siebie zbyt wielu podniesionych rąk poza moją. Ja naprawdę świetnie się odnalazłem w tej powieści, w której – parafrazując Rejs – „nic się nie dzieje”.


ZANURZ SIĘ W ŻYCIE FIŃSKIEGO PASTORA

Jeśli wymagasz stałego bodźcowania – sięgnij lepiej po jakiś thriller. Tu wszystko dzieje się spokojnie, a natura skuwająca lodem archipelag ma duży wpływ na rytm życia. To mądra powieść o życiu, a może po prostu powieść o mądrym życiu. Zaczyna się od przeprowadzki Pettera i Mony na Orlandię, gdzie rozpoczynają posługę w lokalnej protestanckiej parafii. Z czasem wrastają w tę specyficzną społeczność, która „żyjąc w tym świecie”, pozostaje „w oddzieleniu od tego świata”.




Pettera wszyscy kochają, bo ciężko nie zapałać do niego sympatią. Poznajemy jego rozterki i kibicujemy w rozwoju posługi oraz rodziny. Dawno nie złapałem się na tym, abym polubił postać literacką aż tak bardzo. Zwłaszcza, że część jego dylematów czy rozterek okazała się być tak spójna z moimi własnymi. Ulla-Lena Lundberg świetnie odmalowuje nam poszczególne postaci, nie ukrywając ich wad. Bardzo cenne dla mnie było też przedstawione tło – powieść rozgrywa się niedługo po zakończeniu II Wojny Światowej. Wiemy sporo o tym jak wyglądała polska rzeczywistość – teraz możemy porównać to z realiami z jakimi zmagali się Finowie w tamtych latach.

Narracja rozwija się niespiesznie, a my po prostu możemy delektować się codziennością na Wyspach Alandzkich. Jeśli brzmi to dla Ciebie przeraźliwie nudnie – widocznie nie jest to tytuł dla Ciebie. Bez wątpienia to niszowa pozycja, ale na mojej półce zajmie szczególne miejsce. Delektowałem się lekturą i wiem, że przetrwa ona próbę pamięci…




OPOWIEŚĆ, KTÓRA Z TOBĄ ZOSTANIE

Wiele książek niestety oblewa tę próbę. Po kilku miesiącach ciężko mi przypomnieć sobie ich treść. Dzieje się tak po części dlatego, że są odtwórcze albo nie wzbudzają we mnie silniejszych emocji. Ulla-Lena Lundberg sprawiła jednak, że chciałem w pewnym momencie schować „Lód” do zamrażarki (fani Joey’a z Przyjaciół zrozumieją). Niespodziewanie mną wstrząsnęła i pozostawiła zmieszanym. Nie napiszę o co chodzi, ponieważ byłby to okropny spoiler. Chcę podkreślić jednak, że jeśli zanurzycie się w życie tego fińskiego pastora, to książka ta wzbudzi w Was naprawdę silne emocje. Ja nie do końca się jeszcze po lekturze pozbierałem. Co rusz wracam myślami na Orlandię.


SLOW READING

Po „Lód” możemy sięgnąć dzięki inicjatywie gdańskiego wydawnictwa Marpress, które wydaje książki w ramach serii Bałtyk. Składa się ona z przeróżnych powieści, które łączy to, że powstały w basenie Morza Bałtyckiego. Warto śledzić tę inicjatywę.




Podoba mi się również to, że Marpress należycie docenia rolę tłumacza, który w pewnym sensie jest współautorem danej książki. Znajdziemy tu notę wydawniczą nie tylko na temat Ulli-Leny Lundberg – nie mniej dowiemy się o Justynie Czechowskiej, która podjęła się niełatwego zadania przekładu powieści z języka szwedzkiego. Szwedzkojęzyczna proza fińska dotycząca w dużej mierze protestantyzmu – to wyższa szkoła jazdy, dlatego przymykam już oko na to, że niekoniecznie należałoby używać wyrażenia msza, a raczej po prostu nabożeństwo. Chylę czoła przed tłumaczką, podobnie jak przed autorką tej historii.

„Lód” był pierwszą powieścią z serii Bałtyk, którą przeczytałem, ale wyczuwam, że nie ostatnią. I to mimo mojego postanowienia na ten rok, aby czytać mniej!




W ubiegłym roku przeczytałem ponad sto książek, ale w pewnej chwili utraciłem radość jaką zwykłem czerpać z lektury. Dlatego od stycznia postanowiłem czytać mniej, wolniej i lepiej. „Lód” doskonale wpisuje się w filozofię „slow reading”. To książka, której nie da się połknąć w jeden wieczór. To powieść, w którą trzeba się zanurzyć – i warto to zrobić. Choć książka nie ma (według mnie) żadnego z góry założonego celu – nie stawia tezy, którą chce nam udowodnić, to jednak po jej zamknięciu będziemy mieli do przetrawienia sporo myśli. A to w literaturze niezmiennie i wysoko cenię.

Szczerze polecam „Lód”, ale wiem, że jestem atypowym czytelnikiem. To świetna książka z nurtu slow reading, z zanurzenia w której satysfakcję czerpać mogą jedynie wybrani. Czy do nich należysz?

LITERACKA UCZTA DLA WYBRANYCH

Po lekturze „Lodu” mam bardzo zbliżone odczucia do tych, które towarzyszyły mi po przeczytaniu „Gileadu”, pierwszej części serii Marilynne Robinson. Dlatego zarówno tytuł całej recenzji jak i powyższy nagłówek jest ściśle powiązany z tym co pisałem o książce zdobywczyni Pulitzera.

„Gilead” nie zyskał wielu fanów, a ja z rozbawieniem...

więcej Pokaż mimo to

avatar
750
111

Na półkach: , , ,

Momentami czułam się, jakby audiobooka czytała Ivona.

Momentami czułam się, jakby audiobooka czytała Ivona.

Pokaż mimo to

avatar
889
846

Na półkach:

To jedna z nielicznych książek, które mnie nudziły a jednak przeczytałam do końca. Dlaczego? Bo jest jak ciepły , miękki kocyk zimą otulający od zimna. Jest przeciwwagą literatury pełnej traum, cierpienia, zaburzeń emocjonalnych, zgorzknienia, wzajemnych krzywd.Jest pełna chrześcijańskiej próby bycia po prostu dobrym i życzliwym.Pokazuje też życie proste uzależnione od natury. Niestety postaci są płaskie( choć wiarygodne psychologicznie). Każda z nich działa w swoich ustalonych koleinach i niewiele się zmienia. Nawet tragedia pod koniec powieści niewiele wnosi nowego do ich świata . To takie poddanie przeznaczeniu od jego pozytywnej strony. Ciekawe jest też że z taką tematyką książka ta zdobyła w Finlandii nagrodę w 2012 r - i porównanie z tematyką naszych ,polskich nagradzanych książek. .

To jedna z nielicznych książek, które mnie nudziły a jednak przeczytałam do końca. Dlaczego? Bo jest jak ciepły , miękki kocyk zimą otulający od zimna. Jest przeciwwagą literatury pełnej traum, cierpienia, zaburzeń emocjonalnych, zgorzknienia, wzajemnych krzywd.Jest pełna chrześcijańskiej próby bycia po prostu dobrym i życzliwym.Pokazuje też życie proste uzależnione od...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1077
630

Na półkach:

Wyspa to specyficzne miejsce, odcięte od otaczającej przestrzeni, przybierające charakterystykę odmienną od reszty świata znajdującego się ‘na zewnątrz’. Ląd otoczony wodą stanowi punkt wyjścia wielu literackich metafor. Nawet w codziennym funkcjonowaniu mówimy przecież, że każdy jest samotną wyspą, mając na myśli metafizyczną autonomię jednostki. Wyspa może być oazą szczęścia, rajską przestrzenią, w której realizuje się marzenie utopii (np. „Tajemnicza wyspa” Juliusza Verne’a). W innym znaczeniu jest to także więzienie, miejsce, gdzie nie sposób spełnić swoich ambicji. Obraz wyspy jest w tej sytuacji spleciony z takimi stanami jak: samotność, izolacja jednostki, pragnienie ucieczki. Wreszcie w kolejnym ujęciu, wyspa spaja w sobie dobre i złe cechy. Z jednej strony manifestuje potęgę natury, unaocznia biedę i trud pracy. Z drugiej jest też gwarancją bezpieczeństwa i łączności z konkretną wspólnotą. Właśnie taką wyspą jest Orlandia z „Lodu” Ulli-Leny Lundberg.
Orlandii na mapie nie znajdziemy. Tak naprawdę pod tą fikcyjną nazwą ukrywa się Kökari na Wyspach Alandzkich – niewielkie, liczące raptem około 220 mieszkańców miasteczko, w którym urodziła się i wychowała autorka. Już ten fakt pokazuje, że „Lód” zawiera w sobie wątki biograficzne. Akcja książki została osadzona w okresie powojennym. Nie ma już walk, wojska czy czyhającego niebezpieczeństwa, ale skutki konfliktu zbrojnego są dla wielu nadal odczuwalne. Szczególnie wyrazista jest w tym kontekście rola położnej/lekarki Iriny, która uciekając przed wrogiem, musiała rozstać się ze swoim dzieckiem. Jej dylematy moralne stają się prawdziwym wyzwaniem dla głównego bohatera, który z racji swojego powołania, będzie próbował kobiecie pomóc.
Petter Kummel, bo o nim mowa, jest młodym wikarym. Wraz ze swoją żoną obejmują rolę pastorstwa w nowym otoczeniu. Skuta lodem ziemia właściwie od początku bardziej ich przyciąga niż odstrasza. Szybko zapoznają się z mieszkańcami, zwyczajami i lokalnymi waśniami. Dzięki swojej pracowitości, otwartości i elastyczności zyskują szacunek i posłuch, tak ważny dla krzewienia właściwych postaw u mieszkańców. W ten sposób Petter Kummel znajduje swoje miejsce na ziemi. Choć nie ma tu nadmiaru produktów, opieka lekarska z czasem jest coraz mniej dostępna, a specjaliści potrafią wykonać tylko najbardziej podstawowe w tym regionie budowle, nie brakuje mu niczego do szczęścia.
Akcja „Lodu” płynie powoli. Jak kra przesuwająca się po spokojnym morzu. Ulla-Lena Lundberg celebruje codzienność, w różnych jej odcieniach. Na pierwszy plan wysuwają się relacje i szczegóły otoczenia. Obserwujemy jak Mona doi krowy, śledzimy krok za krokiem wyprawę Pettera na egzamin duszpasterski, jesteśmy uczestnikami debaty na temat utworzenia przychodni zdrowia. Ta ostatnia scena jest szczególnie ważna, bo razem z sugestywnym opisem śpiewu w kościele, podkreśla jedność wspólnoty, mimo różnorodności poszczególnych jednostek. Życie na Orlandii toczy się w rytm pór roku. Latem mieszkańcy pływają na łodziach, w zimie poruszają się po lodzie. W okresie połowów intensywnie pracują, później korzystają ze zgromadzonych zapasów. Dzieci rodzą się, a starsi odchodzą. Wszystko dzieje się zgodnie z planem i w swoim tempie.
Spokojne prowadzenie narracji jest zaletą książki. Kontrastowe ukazanie surowego klimatu i bliskości ludzkiej może przywodzić w pamięci powieści Michaela Crummeya. Tam jednak, gdzie Kanadyjczyk szuka psychologicznej głębi swoich bohaterów, Ulla-Lena Lundberg stawia na patos. I właśnie tu upatruję głównego problemu utworu. Petter nie jest człowiekiem bez skazy, ale jego doczesne życie pełne jest ciepła i miłości. Stawia się na dalszym miejscu, ciągle ustępuje, nie ma kontrowersyjnych myśli. Działa trochę jak maszyna niosąca dobro. Z czasem pojawiają się także liczne przemówienia, wspomnienia, myśli gloryfikujące pastora. Trochę to nuży, chciałoby się poznać bohatera też z innej, niepocztówkowej strony.
Można „Lód” czytać także przez pryzmat postaci kobiecych. Te są silne, wiedzą czego chcą, potrafią walczyć o swoje (przynajmniej w większości). Przede wszystkim mają własne zdanie, które bardzo często okazuje się słuszne. Kluczowa wydaje się jednak rola przewoźnika – łącznika ze światem zewnętrznym. On obserwuje wszystko z dystansu, wiąże to co ziemskie, z tym co nieodgadnione.
Ostatecznie „Lód” jest lekturą satysfakcjonującą, konsekwentnie prowadzoną, spiętą wyrazistą klamrą. Może trochę przydługą, zbyt mocno ubóstwiającą człowieka, ale na pewno wartą poznania.

Recenzja ukazała się pod adresem http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/2022/10/recenzja-lod-ulla-lena-lundberg.html

Wyspa to specyficzne miejsce, odcięte od otaczającej przestrzeni, przybierające charakterystykę odmienną od reszty świata znajdującego się ‘na zewnątrz’. Ląd otoczony wodą stanowi punkt wyjścia wielu literackich metafor. Nawet w codziennym funkcjonowaniu mówimy przecież, że każdy jest samotną wyspą, mając na myśli metafizyczną autonomię jednostki. Wyspa może być oazą...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    194
  • Przeczytane
    77
  • Posiadam
    10
  • 2022
    7
  • 2023
    7
  • Literatura skandynawska
    6
  • Chcę w prezencie
    4
  • 2024
    3
  • Literatura piękna
    3
  • E-booki
    3

Cytaty

Więcej
Ulla-Lena Lundberg Lód Zobacz więcej
Ulla-Lena Lundberg Lód Zobacz więcej
Ulla-Lena Lundberg Lód Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także