cytaty z książki "Ice"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(...) dzieciom nie wolno zbytnio popuszczać cugli, nie mogą sądzić, że przyszły na świat po to, by się nimi zajmować i im kadzić. Wychowanie boli, ale jest konieczne, żeby dziecko nie stało się ciężarem dla otoczenia.
Jeśli ją zapytać, czy jej tu dobrze, prycha i mówi, że nie ma czasu o tym myśleć, jest zajęta. A jak człowiek jest zajęty, to chyba mu dobrze!
(...) ludzie są przepełnieni opowieściami, połowy stanowią treść ich życia, to z nich czerpią tożsamość, samostanowienie, obrazy, które ich opisują. Wyżej cenią zmiany i ryzyko niż bezpieczeństwo i rutynę. Stanie na bezpiecznym kawałku ziemi i przewracanie mokrego siana jest śmiertelnie nudne. Walka podczas sztormu i ulewy na otwartej łodzi – to jest życie!
Żadna inna przyjaźń nie nawiązuje się tak łatwo jak ta ukształtowana we wspólnej pracy.
Pastorowa podejrzewa, że Örlandczycy przenieśli mentalność z rybołówstwa na rolnictwo: wszystko rozbija się o fart i moc pogody. Jeśli ryba się łowi, należy się cieszyć, a jeśli zdąży się zebrać siano, zanim straci ducha, też dobrze.
Petter ma dwadzieścia osiem lat, a jeszcze nigdy nie miał sposobności, by poczuć się jak nieodpowiedzialne dziecko. Musi utrzymywać tatę w dobrym humorze, mamie trzeba pomagać i we wszystkim ją popierać. Teraz, gdy jest dorosły, musi odgrywać rolę ich małżeńskiego doradcy. Mają ponad sześćdziesiąt lat – czy nie mogliby, na miłość boską, zaakceptować, że są małżeństwem, i skończyć z tymi ciągłymi kryzysami?
Gdy zamarza, musisz mieć otwarte uszy i oczy dookoła głowy. Jak kładzie się lód, gdzie idzie prąd. Skąd wieje. Czarne kałuże roztopionego lodu, zieleń gładkiego lodu, mlecznobłękitne jak bielmo na niewidomym oku – musisz wiedzieć, że należy się ich strzec. Oczywiste rzeczy. Zawsze noś ze sobą szpikulec do lodu i nóż, nasłuchuj, jak trzeszczy. Nie bój się, inaczej nigdzie nie dojdziesz. Nie bądź pyszny, bo zostaniesz. Musisz wiedzieć, że tam jest zimno i głęboko.
Krowy uspokajają i pocieszają człowieka, a przynajmniej Monę. Szybko je doi, jest niemal szczęśliwa, zagaduje do nich, kiedy nikt nie słyszy.
Czarna jak najczarniejsza noc przez to zmęczenie. Ale też warczący motorek.
Dla niemowlęcia najważniejszy jest cycek mamy. Na drugim miejscu jest pogoda. O niej rozmawiają wszyscy dookoła, cały czas. Jakiej pogody można się spodziewać, jak długo się utrzyma. Kiedy się zmieni. Jak słońce zachodzi za chmury albo jak świeci prosto w morze, aż syczy niczym kula płomieni. Jak stoją wały chmur. Jak nadciągają strumienie zimnego powietrza. Jak gorąc tworzy ścianę, a za nim nadciąga sztorm. Jak za rogiem łomocze, to zapowiedź. Trzeba ci wówczas rozumieć, o czym mowa.
Szkrab stoi na schodach i się przytrzymuje. To wszystko, co potrafi – trzymać się do końca. Ale już się nauczył, że wszystko, co tam na zewnątrz, to pogoda. Że pełno tam znaków i ostrzeżeń. Że istnieją głosy, oczy i usta, których nie widać, ale które możesz usłyszeć i zobaczyć w sobie.
(...) mieszkańcy wysp nie muszą uczyć się latami na uniwersytecie ani studiować psychologii, by wiedzieć, że w celu ulżenia sobie i zrzucenia z siebie presji ludzie powinni ze sobą rozmawiać.
Oprowadzanie ich stanowi naprawdę dużą przyjemność. Odległości wcale nie są tak małe, jak się człowiekowi wydaje, gdy widzi Örlandię na mapie jako grupkę owadzich kupek. Pół dnia zajmuje obejrzenie wyspy kościelnej, gór na zachodzie, ich dziewiczy taniec i pradawne kryjówki przed piratami i Rosjanami, świeże wykopaliska z epoki brązu i dla kontrastu niedawne rozminowania po wojnie kontynuacyjnej. A także największa atrakcja również w oczach wyspiarzy, którą należy pokazać wszystkim turystom: niewielkie jeziorko wśród szarych gór, niemal jak krater wypełniony wodą. „To wszystko słodka woda!”, wyjaśniają wyspiarze z dumą, ślepi na wielkie otaczające Örlandię morze, które szumi nawet przy najpiękniejszej letniej pogodzie i które jest powodem do zachwytów żeglarzy.
Pogoda jest wspaniała, to luksus móc być wolnym, swobodnie poruszać się pośród przyrody w miłym towarzystwie.
Nie obejdzie się bez bólu (...). – Na to się przygotuj. Nie mam takich mocy jasnowidzenia, żeby ci powiedzieć, jak będzie, ale z doświadczenia wiem, że niektóre sprawy nie idą tak, jak przewidziano. Na drodze leżą kamienie. Jeśli będziesz na to przygotowany i je ominiesz, wszystko się uda.
Plusem bycia pastorem w archipelagu jest to, że są panami swojego czasu, zaniedbanymi obowiązkami zajmą się potem.
Człowiek nigdy tak nie walczy z własnym sumieniem, jak podczas wojny.
Żona i dzieci to najbardziej naturalna rzecz na świecie, tak się wydaje. Przez tysiące lat człowiek żył w rodzinie, zdawałoby się, że rutyny mamy wbudowane. Jednak trudno sobie wyobrazić, jaki to chaos.
Na morzu wszystko może się wydarzyć. Człowiek udaje się na niewielki rejs łodzią, a dostaje lekcję z przedchrześcijańskich wierzeń.
Ludzie są tu niezwykle zabobonni, wszyscy wierzą w duchy. Niewielu z nich ośmiela się po zmroku mijać cmentarz.
(...) na Örlandii nie ma żadnych drzew iglastych. Zapach igliwia i głęboka zieleń cienia nad wodą wprawiają go w chwilową nostalgię, doznaje poczucia bezpieczeństwa w środkowym archipelagu, ale zaraz odczuwa dziecinną dumę z tego, jak dziko i słono jest na smaganych wiatrem wyspach örlandzkich. Nie znajdzie się tam zielonego cienia, tylko burzowy granat, srebrną i popielatą szarość, jasnoniebieska powierzchnia jak ta dzisiaj.
Ci, których nazywamy odszukiwaczami, ubrani w skóry starcy na lądzie pokazują ci, że trzeba jak najszybciej zwijać się do domu. Ostrzegają przed sztormem. Najpierw myślisz, że to jakiś staruszek z sąsiedniej wioski, ale jak zaczynasz płynąć, nigdzie ani śladu łodzi, a gość zapadł się pod ziemię, wydaje ci się, że śniłeś. Skimnąłeś się i śniłeś. Ale wiele razy zawracałem i pędziłem do domu, chociaż towar został, i za każdym razem sztorm prawie mnie porwał, nim dotarłem do Ojczyzny.
Wiele razy myślałem, że odszukiwacze, których się widzi, należą do najmłodszych. Bardzo przypominają ludzi, wiedzą, jak to jest być bez schronienia na morzu, gdy zbliża się sztorm. Wiedzą, jak żyjemy, pomagają nam. To prawie jak twoi aniołowie stróże. Ale ze starymi jest o wiele trudniej. Nie całkiem cię rozumieją, bo istnieją na świecie od tak dawna, że nie wiedzą już, jak to jest być człowiekiem. Są ciekawscy, wiesz, że kręcą się wokół ciebie, jakby bardzo chcieli wiedzieć, jak to jest być w twojej skórze, ale już nie zawsze rozumieją, że ładujesz się w jakieś nieszczęście. Czasami nic nie robią, chociaż mogłyby wyciągnąć rękę i tak uratować ci życie.
Myślę sobie tak, że jak Jezus był młody i pływał po Jeziorze Galilejskim, na jego wodzie istniały prastare siły. Ktoś, kto tam dorastał, wiedział o nich, natknął się na nie w niektórych sytuacjach. Jezus pochodził z zewnątrz. Widząc, gdzie uczniowie mają zarzucić sieć, sądził, że to wiedza od Boga, ale to tamci z jeziora. Czuli, że to coś wyjątkowego i pozwolili mu zobaczyć. Miał w sobie to coś, że widział. I jak myślisz, kto mu pozwolił chodzić po wodzie? Raczej nie Bóg.
Ale powiem ci, że są tu takie siły, które były już bardzo stare, kiedy Jezus był młody.
Trzeba mieć niezwykłą koncentrację, żeby płynąć przez archipelag jak Brage, we mgle i po ciemku według zegarka i kompasu, i być pewnym, że jest się dokładnie tam, gdzie się obliczyło, że się będzie. To się nazywa kompetencja. To wręcz straszne. By mieć takie umiejętności, trzeba się tu wychować.
Pracują na swą wspólną przyszłość. Pastorowa myśli o tym, że gdy w wieku osiemdziesięciu lat obejrzą się za siebie, zgodnie stwierdzą: najlepiej im było, gdy mieli dużo pracy i znoju. Będą wtedy starzy i bez sił, zatęsknią za pośpiechem i żwawymi krokami. Na razie są młodzi, zdrowi, na wszystko mają siłę. Chociaż plan wydaje się ambitny, większość jest do zrobienia. I mają mnóstwo czasu.
Ale (...) do morza wchodzi się tylko, by odebrać sobie życie. Kąpać chodzi się do sauny.