Jabłko Olgi, stopy Dawida
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Czytelnia polska
- Wydawnictwo:
- Wielka Litera
- Data wydania:
- 2015-03-18
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-03-18
- Liczba stron:
- 384
- Czas czytania
- 6 godz. 24 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788380320079
- Tagi:
- opowiadania eseje literatura polska
Znakomity zbiór opowiadań i esejów laureata literackiej nagrody NIKE. Bieńczyk w charakterystyczny dla siebie, refleksyjny sposób, opisuje życie od strony zachwytu, trochę niewinnego, dziecięcego, ale także z perspektywy doświadczeń dorosłego człowieka po przejściach. Obie optyki się mieszają, przenikają i uzupełniają. Wszystko zostało przepuszczone przez filtry kulturowe, ale bez zbędnego zadęcia - jest o gestach, które zachwycają, o aktorce, w której kochał się autor, trochę o Hopperze, trochę o Proustcie, który ciągle wraca; o ulubionej książce dzieciństwa, o futbolu, o słowach, których się już nie używa, o malarstwie i o grubych w literaturze.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Opowieść o gestach, ucieczkach, literaturze i życiu
„Jabłko Olgi, stopy Dawida” jest pierwszym tekstem prozatorskim Marka Bieńczyka wydanym po otrzymaniu Literackiej Nagrody Nike, tekstem, na którym skupiła się uwaga zarówno czytelników, jak i krytyków, nie trzeba dodawać, że również i wielce oczekiwanym. Bo przecież książka, która pojawia się po każdej wielkiej literackiej nagrodzie częstokroć wiele mówi (a czasem nawet i przesądza) o kondycji twórczej wyróżnionego literata oraz zaostrza czytelniczo-krytyczny apetyt.
W przypadku zbioru esejów autora „Tworek” pojawia się pokusa, by powiedzieć, że prawdopodobnie „Jabłko Olgi…” jest lepsze od „Książki twarzy”. Zazwyczaj wygląda to niestety odwrotnie, kolejne publikacje bywają wtórne, w porównaniu do tej wyróżnionej, a pisarz nie jest w stanie ponownie pokonać pułapu wyznaczonego przez najważniejszą krajową literacką nagrodę. Ale jak widać, wyjątki się zdarzają. Nikt bowiem w polskiej prozie nie pisze tak, jak Marek Bieńczyk, który interesującą nas książką doprowadził do perfekcji swoją mocno eklektyczną formę twórczą, spajającą w koherentną, przemyślaną pisarską całość elementy prozy powieściowej, eseistycznej i autobiograficznej. Bo w istocie, ta książka nie stanowi zbioru luźnych esejów, a całość podporządkowaną pewnemu tematycznemu zamysłowi. Nie trzeba także specjalnie podkreślać, że Marek Bieńczyk w swojej nowej książce olśniewa frazą i uwodzi słowem. To świetny stylista wierny syntaktycznej złożoności, który operuje na materii polszczyzny niczym najdoskonalszy, a zarazem najbardziej wrażliwy chirurg. Czasami ta jego erudycyjna proza, tak wyśmienita pod względem językowym, jest przez pisarza metaforyzowana, co przekłada się na zagęszczenie obecnych
w niej znaczeń i hermeneutyczną przyjemność odszukiwania sensów.
Kilka fragmentów, którymi po prawie czterech latach zaszczycił nas ten wybitny znawca estetyki melancholii oraz wina zostało już wcześniej opublikowanych w prasie. Dopracowane, nabrały nowej jakości i złożyły się na zbiór pod tytułem „Jabłko Olgi, stopy Dawida”. Marek Bieńczyk miał świetny pomysł na kompozycję tej przeznaczonej raczej do niespiesznej lektury książki. Dwie literackie miniatury opowiadające o tytułowych postaciach, a zarazem zamykające, niczym klamra, eseistyczny dyskurs autora „Terminalu” wyrażają to, na czym konstytuuje się całe pisarstwo Bieńczyka – na miłości i stracie. I to tej nieuświadomionej, nieodgadnionej stracie, u źródła której rodzi się melancholia. Olga jest postacią, która w najnowszym zbiorze prozaika powraca, Dawid zaś to świadek Zagłady, osoba realna, naznaczona okrucieństwem historii. W tej znakomitej książce zatem prawda przeplata się z fikcją i na odwrót. Marek Bieńczyk zaburza referencjalność swoich tekstów do granic możliwości. Myli tropy, wprowadza mikroopowieści, w sposób arcyciekawy potrafi nawet napisać o Kozakiewiczu czy trochę już zapomnianym ostatnio piłkarzu noszącym nazwisko Zidane, a który przeszedł do historii footballu poprzez jeden mało szlachetny gest. Bo i o gestach jest ta eseistyczna książka, o gestach, z których składa się nasza codzienność.
A gesty i ucieczki w „Jabłku Olgi…” są odbiciem dialektyki idylli i melancholii, odzwierciedlają tę istotną dla twórczości Bieńczyka opozycję ścierających się pojęć.
Twórca doskonale posługuje się konwencją eseju, którego ramy gatunkowe również dość intensywnie bada. Wśród naszych eseistów ciężko byłoby znaleźć mu równego. A tak się ostatnio składa, że właśnie esej zdaje się być dzisiaj literacką formą najbardziej pożądaną, bowiem można za jego pomocą, jak sprytnie czyni to ten prozaik, połączyć z sobą różnorodne tematy i dyskursy. „Jabłko Olgi, stopy Dawida” pomimo swej tematycznej różnorodności jest przede wszystkim zbiorem szkiców o literaturze, konglomeratem komentarzy do cudzego, ale i swojego pisania. Książki są dla autora „Kronik win” w toku tej – rzec by – eseistycznej narracji stałym punktem odniesienia w trakcie mówienia o sobie, o swojej matce, i o kulturze – zarówno tej wysokiej, jak i popularnej. I te czytane, jak i te tłumaczone są istotne w równym stopniu. To one urozmaicają dyskurs Bieńczyka, w którym stale odwołuje się on do różnych pisarzy, jak i postaci literackich, śledząc na przykład spektakularne ucieczki. Nie sposób w tym krótkim tekście oddać całej tematyczno-problemowej rozmaitości tej świetnej książki, powiedzieć mogę jedynie, że w trakcie jej lektury nieodzowny staje się kontekst kultury współczesnej, kultury, która przed Bińczykiem nie ma żadnych tajemnic. Mieszając kulturowe hierarchie, powraca do malarstwa Hoppera, by za chwile powiedzieć kilka słów o Bardotce, Kunickiej i Poli Raksie.
A wracając do tematu nadrzędnego, o ile dla Andrzeja Stasiuka – do którego na marginesie mówiąc, Bieńczyk się kilkakrotnie odwołuje – melancholijne są Bałkany, i który z przekonaniem stwierdza wyższość Wschodu nad Zachodem, o tyle Bieńczyk postrzega rzeczywistość przez pryzmat Zachodu, dziś już słabego, trochę dekadenckiego, pogrążonego w konsumpcji, no i oczywiście melancholijnego. Szczególnie bliska jest mu kultura francuska, od której jako romanista i tłumacz francuskiej literatury nie może się uwolnić. W jego najnowszej prozie pojawia się – jak już wspomniałam – wielu literatów: Kundera, Tołstoj, Nabokov, Kafka, Canetti, Barthes, Dostojewski, Coetzee, Tyrmand. No i oczywiście wielki Marcel Proust, do którego Bieńczyk najczęściej spośród wymienionych się odnosi i pełnymi garściami czerpie cytaty z „Poszukiwania straconego czasu”, okraszając nimi swój eseistyczny wywód. Pochyla się nawet nad zagadnieniem dawnej literatury dla młodzieży, zajmująco pisząc o Niziurskim czy o jednej powieści Bassa.
W „Jabłku Olgi…” niczym w soczewce skupia się całe pisarstwo Bieńczyka. Książka ta uświadamia jak nowatorska, a zarazem erudycyjna jest jego proza. Odzwierciedla proces metodycznego wykuwania indywidualnej literackiej formy, kiedy pisarz ma do dyspozycji gotowe konwencje gatunkowe i rodzajowe. W konsekwencji tego jest ona smakowitym owocem poszukiwania takiej właśnie bardzo pojemnej i niepowtarzalnej formy. Rzecz tę celnie podsumował Dariusz Nowacki: Ilekroć – tak jak przed chwilą – używam słowa „esej", tylekroć gryzę się w język. No ale jak nazwać to, z czym mamy do czynienia w "Jabłku Olgi, stopach Dawida", skoro niepodobna oddzielić tego, co twórcze, od tego, co odtwórcze, pisania beletrystycznego od komentowania pisania cudzego, cytatu od oryginału? Nie wiem, jak ją nazwać, ale wiem, kto po mistrzowsku tę pograniczność praktykuje – Marek Bieńczyk, rzecz jasna. I taką właśnie intertekstualną, literacką hybrydę zaserwował nam nasz rasowy postmodernista.
Justyna Anna Zanik
Oceny
Książka na półkach
- 284
- 138
- 50
- 7
- 6
- 4
- 4
- 3
- 2
- 2
OPINIE i DYSKUSJE
Długo czytałam książkę Marka Bieńczyka. Wymaga bowiem uważności, namysłu, bieżącej refleksji. Mobilizowała mnie do sprawdzania pojawiających się, niestety często nieznanych mi, nazwisk autorów i tytułów. To nie tylko pisarze, poeci, także malarze, aktorzy, muzycy.
Pisze Bieńczyk pięknym językiem i z wielką erudycją, nie tylko wprost o literaturze, ale i o np. gestach, przywołując nawet przypominany ostatnio często gest Kozakiewicza. Zdania przenikają się, przechodząc od spraw zwykłych, właśnie wspomnianych gestach, do literatury, muzyki, filozofii.
Autor zatrzymuje się i niemalże pochyla nad kreacją francuskiej aktorki Dominique Sandy w filmie "Łagodna". Analizuje detale jej twarzy, przypominając przy okazji okrągłe lusterka z fotografiami idoli swej młodości. Są tu Pola Raksa, Dalida czy Halina Kunicka. Za moment przytacza wiersz Herberta pt. "Dalida".
Najlepiej poczułam się w rozdziale poświęconym "książkom pierwszym". Znalazłam tam autorów, których powieści i ja czytałam z dużym przejęciem: Adam Bahdaj, Aleksander Minkowski, Edmund Niziurski. Zwłaszcza ten ostatni i jego "Sposób na Alcybiadesa" - to była jedna z moich ulubionych książek; pozbawiona okładki, z rozpadającymi się stronami, wciąż stoi na półce. Ciamciara, Słaby, Zasępa, Wątłusz, poszukiwania sposobu na "gogów"- to była naprawdę wspaniała lektura.
Pisze Bieńczyk, że bohaterowie "przemawiają tu prześmieszną, ale świetną polszczyzną, w której tony wysokie mieszają się z niskimi" - pełna zgoda. Dalej stwierdza: "Po szkolnych, dziecięcych latach tylko Zgrywa przesyła z przeszłości tęskne wezwanie".
Do tęsknoty pasują ucieczki i to do nich płynnie przechodzi w kolejnych tekstach; od "wyjścia Czejenów", włóczącego się Humberta Humberta z "Lolity", znikającej na jedenaście dni Agaty Christie czy uciekającego z Syberii Rufina Piotrowskiego.
Nad tekstami unosi się duch Marcela Prousta. To do jego dzieła "o poszukiwaniu straconego czasu" często nawiązuje. Trochę mi wstyd, ale nie czytałam. Znam tylko małe fragmenty, w tym ten, chyba najsłynniejszy, o magdalence.
W eseju "Żółta ściana" nawiązującym wprost do Prousta i jego dzieła skupia się Bieńczyk na obrazie Vermeera "Widok Delft", "najpiękniejszym obrazie świata". Obejrzałam reprodukcję, rzeczywiście robi wrażenie, ale skoncentrowałam się też na analizowanej w tekście "żółtej ścianie", która stanowi w nim istotę rozważań.
Oglądałam obrazy Edwarda Hoppera, którym też poświęca sporo uwagi, powtarzałam za Bieńczykiem pytania, na które być może szuka odpowiedzi kobieta przedstawiona na plakacie "Morning Sun": "Co się zdarzy?, Czy coś się jeszcze zdarzy?, Czy może lepiej, żeby się nie zdarzyło?"
Obok Prousta powracają w książce Olga i Dawid. Są na początku, wieńczą koniec, czasem zjawiają się w środku. Kim są? Autor w jednym z wywiadów nazywa ich swoimi przewodnikami. To bliskie mu osoby, Dawid to świadek Zagłady. Bieńczyk z ich pomocą, jak mówi prowadzący rozmowę Maciej Robert, "przekracza gatunkowe ramy eseju i przesuwa się ku prozie".
To bardzo wymagająca proza, warto się zatrzymać na niej na dłuższy czas dla pięknego języka, wielu estetycznych doznań, melancholijnej tęsknoty za tym, co minione, utracone i co wciąż trwa - zaklęte w słowach, w literaturze, w muzyce, w obrazach, gestach.
Długo czytałam książkę Marka Bieńczyka. Wymaga bowiem uważności, namysłu, bieżącej refleksji. Mobilizowała mnie do sprawdzania pojawiających się, niestety często nieznanych mi, nazwisk autorów i tytułów. To nie tylko pisarze, poeci, także malarze, aktorzy, muzycy.
więcej Pokaż mimo toPisze Bieńczyk pięknym językiem i z wielką erudycją, nie tylko wprost o literaturze, ale i o np. gestach,...
Wielogłos form i treści. Rozpoczyna się jak powieść, poznajemy tytułową Olgę i Dawida. Później esej, felieton, autobiografia, recenzja znów fragmenty powieści... trochę o Prouście, Kunderze, piłce nożnej, stryju z Armii Krajowej, autostopowiczach z PRLu, o różnicach między ordynusem i chamem... itd., itp.
Wydawać by się mogło, że jest to chaotyczne, ale nie. Całość układa się w jedną spójną historię o życiu, świecie, zainteresowaniach, wspomnieniach bliższych i dalszych. Płyniemy w tym za pośrednictwem skojarzeń, niczym w strumieniu świadomości podążamy za myślą, która prowadzi nas przed siebie. Nie wiemy, gdzie nas zaprowadzi, co za chwilę się pojawi i dzięki temu Bieńczyk jeszcze bardziej fascynuje.
Wielogłos form i treści. Rozpoczyna się jak powieść, poznajemy tytułową Olgę i Dawida. Później esej, felieton, autobiografia, recenzja znów fragmenty powieści... trochę o Prouście, Kunderze, piłce nożnej, stryju z Armii Krajowej, autostopowiczach z PRLu, o różnicach między ordynusem i chamem... itd., itp.
więcej Pokaż mimo toWydawać by się mogło, że jest to chaotyczne, ale nie. Całość układa...
Oj, jak ja lubię czytać Bieńczyka... Kocham, uwielbiam... Mało który autor potrafi mnie tak ukoić. Czytam i się delektuję, i nie mogę przestać. Co w tej literaturze jest takiego niezwykłego? Poezja, spokój, ulotność wrażeń. Pan Bieńczyk łapie chwilę i przepięknie przelewa ją na papier. Tak po "proustowsku". Cudnie. Pisze powoli, z namaszczeniem, ogromną erudycją, a jednocześnie ze sporym dystansem do siebie i poczuciem humoru. Lekko i zwiewnie. Opowiada historie i pozwala czytelnikowi wyłapać "ten" moment. Zanurzyć się w życiu. Tak po prostu. Po prostu miód na moje serce.
Oj, jak ja lubię czytać Bieńczyka... Kocham, uwielbiam... Mało który autor potrafi mnie tak ukoić. Czytam i się delektuję, i nie mogę przestać. Co w tej literaturze jest takiego niezwykłego? Poezja, spokój, ulotność wrażeń. Pan Bieńczyk łapie chwilę i przepięknie przelewa ją na papier. Tak po "proustowsku". Cudnie. Pisze powoli, z namaszczeniem, ogromną erudycją, a...
więcej Pokaż mimo toTo książka o gestach, których każdy może być zaskakującym wirtuozem. O gestach, które umykają niedoświadczonym obserwatorom, a z upływem czasu umykają też z pamięci tych doświadczonych. Chyba że zostaną opisane.
To książka o Prouście, który był arcymistrzem opisu gestu. To książka, dzięki której moją ambicją jest dorosnąć wystarczająco, aby przeczytać Prousta.
To książka o literaturze, o obrazach i o obrazach w literaturze. O żółtych połaciach. Ale przede wszystkim o namalowanych gestach.
To książka o ucieczce, o szukania swojego bunkru, swojej indywidualności. Ale przede wszystkim o gestach, bo ucieczka także jest gestem.
To książka bardzo wymagająca, która odpłaca się pięknym językiem, niesłychaną spostrzegawczością i elokwencja Autora. To połączenie eseju, fikcji i autobiografii. To książka dla miłośników książek stworzona przez ich arcymiłośnika. Tak pokrótce.
To książka o gestach, których każdy może być zaskakującym wirtuozem. O gestach, które umykają niedoświadczonym obserwatorom, a z upływem czasu umykają też z pamięci tych doświadczonych. Chyba że zostaną opisane.
więcej Pokaż mimo toTo książka o Prouście, który był arcymistrzem opisu gestu. To książka, dzięki której moją ambicją jest dorosnąć wystarczająco, aby przeczytać Prousta.
To książka o...
Zdecydowanie wartościowa lektura. Bogactwo odniesień do kultury, a przede wszystkim do literatury przenika tekst tworząc tło dla esejów autora. Refleksje Marka Bieńczyka pozwalają podążać jego tokiem myślenia, przelanym na papier z ogromną lekkością a zarazem dojrzałością i mistrzostwem stylu. To nie tylko zgrabne odniesienia kulturalne i przenikające się metafory, to wątki myślowe które jak po nitce do kłębka prowadzą do niebanalnych treści. To poszerzająca horyzonty, niezwykle wartościowa książka.
Autor pisze: ,,Czytałeś Munro? Jeśli jest godna czytania, czytałem!"
Analogicznie można by spytać: Czytałeś Bieńczyka? Jeśli jest godny czytania czytałem" Bez dwóch zdań jest godny czytania - dlatego czytałam, a jeśli chcecie się o tym przekonać czytajcie i Wy:)
Jeśli komuś potrzeba zachęty, niech posłuży za nią cytat wprost stworzony dla moli ksiązkowych: ,,(…)Nigdy nie słyszałem w domu „nie czytaj przy jedzeniu” ; do dzisiaj takie molestowanie wydaje mi się karygodne, gdyż rozbija całość i wspólnotę światów cudownie połączonych. Dlaczego rozdzielać dwa łaknienia, głowę od żołądka, po co niszczyć magię komunii, której gdzie indziej ze świecą szukać?"
Zdecydowanie wartościowa lektura. Bogactwo odniesień do kultury, a przede wszystkim do literatury przenika tekst tworząc tło dla esejów autora. Refleksje Marka Bieńczyka pozwalają podążać jego tokiem myślenia, przelanym na papier z ogromną lekkością a zarazem dojrzałością i mistrzostwem stylu. To nie tylko zgrabne odniesienia kulturalne i przenikające się metafory, to...
więcej Pokaż mimo toZbiór refleksji autora czarujących i stanowiących kilkakrotnie podstawę do dalszych poszukiwań. Część esejów wyśmienita i dla nich warto czytać. Kilka znużyło mnie jednak niemiłosiernie - ulotne wrażenia, które autor próbował opisać przy pomocy zbyt wielu, zbyt ciężkich zdań. Ale ogólnie warto.
Zbiór refleksji autora czarujących i stanowiących kilkakrotnie podstawę do dalszych poszukiwań. Część esejów wyśmienita i dla nich warto czytać. Kilka znużyło mnie jednak niemiłosiernie - ulotne wrażenia, które autor próbował opisać przy pomocy zbyt wielu, zbyt ciężkich zdań. Ale ogólnie warto.
Pokaż mimo toOsobiste i czułe te opowieści. Czasem trochę esej, czasem dryfują w stronę jakiejś wizyjnej refleksyjności. Ujęła mnie ta trudna opowieść o matce i książkach. Bieńczyka czytuję w kawałkach, bo traktuję jak poezję. Czasem mnie drażni nadmierną egzaltacją, czasem uwielbiam nadmiernie jak pokrewnego ducha. Do zaglądania co jakiś czas, aby odnajdywać coś nowego.
Osobiste i czułe te opowieści. Czasem trochę esej, czasem dryfują w stronę jakiejś wizyjnej refleksyjności. Ujęła mnie ta trudna opowieść o matce i książkach. Bieńczyka czytuję w kawałkach, bo traktuję jak poezję. Czasem mnie drażni nadmierną egzaltacją, czasem uwielbiam nadmiernie jak pokrewnego ducha. Do zaglądania co jakiś czas, aby odnajdywać coś nowego.
Pokaż mimo toKolejny raz jestem pod wielkim wrażeniem erudycji autora. Tak pięknie pisze, że czytanie jest ucztą słowa.
Kolejny raz jestem pod wielkim wrażeniem erudycji autora. Tak pięknie pisze, że czytanie jest ucztą słowa.
Pokaż mimo to"Jabłko Olgi, stopy Dawida" to zbiór różnych tekstów: opowiadań, felietonów i esejów.
Łączy je erudycyjny charakter i tematyka związana z książkami, dziełami sztuki, wydarzeniami kulturalnymi.
Autor z łatwością łączy refleksje na temat literatury wysokiej z przemyśleniami dotyczącymi popkultury, a nawet zupełnie odmiennych dziedzin takich jak sport czy styl życia.
Niesamowite są te przejścia od prozy dziewiętnastowiecznych klasyków do surrealizmu, od gestów bohaterów powieści Prousta do słynnych zachowań piłkarza Zidane'a czy naszego skoczka Kozakiewicza, od kultowych utworów Umberta Eco i wierszy Zbigniewa Herberta do przykładów kultury masowej.
Celowo użyłam słowa "przejścia", bo autor porusza się po omawianych tematach z wielką gracją, jakby pływał, a nie skakał. To niecodzienna umiejętność i wielka sztuka, która udaje się nielicznym, wymaga bowiem od pisarza oczytania, ogromnej wiedzy, ale i umiejętności przelania na papier myśli w sposób lekki, a jednocześnie zgrabny, finezyjny i kunsztowny.
Marek Bieńczyk jawi się w tym zbiorze jako człowiek mający wiele ciekawego do powiedzenia, potrafiący wyjść od jakiegoś ulotnego szczegółu, by na nim zbudować niesamowitą i poruszającą historię. Jego teksty to na pewno gratka dla moli książkowych, miłośników felietonów, esejów i tekstów z pogranicza tych gatunków.
Nie tylko tematyka wzbudza ciekawość i zachwyt. Również styl jest miodem na serce każdego czytelnika, który lubi delektować się pięknym, bogatym i niecodziennym językiem.
"Jabłko Olgi, stopy Dawida" to zbiór różnych tekstów: opowiadań, felietonów i esejów.
więcej Pokaż mimo toŁączy je erudycyjny charakter i tematyka związana z książkami, dziełami sztuki, wydarzeniami kulturalnymi.
Autor z łatwością łączy refleksje na temat literatury wysokiej z przemyśleniami dotyczącymi popkultury, a nawet zupełnie odmiennych dziedzin takich jak sport czy styl życia....
Ciekawa pozycja, zmuszała do zajrzenia w internety, doczytywania, oglądania. Nie najlepszy jednak czas wybrałam: lenistwo wakacyjne i ukropy nie służą intelektualnym wyżynom.
Ciekawa pozycja, zmuszała do zajrzenia w internety, doczytywania, oglądania. Nie najlepszy jednak czas wybrałam: lenistwo wakacyjne i ukropy nie służą intelektualnym wyżynom.
Pokaż mimo to